Równouprawnienie w Grecji… sobota, 12 stycznia 2019

 

Hihi! 😀 Na naszej wycieczce WIDOKI KORFU

 

Jedna z moich greckich koleżanek, Evgenia jest z wykształcenia matematykiem. Uczy w szkole i udziela korepetycji. Jest przed czterdziestką, więc studiowała jakieś dwadzieścia lat temu.

-Co?!?! – przez dłuższą chwilę nie mogłam wyjść z szoku.

-No, naprawdę! Na moim wydziale nie było toalety dla kobiet. Była tylko męska. Więc siusiu szłam naprawdę w ostateczności. Teraz na całe szczęście dziewczyny na moim wydziale mają już swoją toaletę.

„Dziewczyny mają swój kibelek. Brawo! Krok milowy! Super osiągnięcie!” – pomyślałam, ale w porę ugryzłam się w język.

 

Tak jest! Jeszcze dwadzieścia lat temu, czyli nie tak dawno dawno temu, na wydziale matematyki Politechniki w Atenach nie było WC dla kobiet. Dziś wydaje mi się to zupełnie surrealistyczne. Ale taka jest prawda. A to tylko jeden z wielu przykładów, na to że szczególnie dawniej kwestia równouprawnienia w Grecji mocno kulała. Do dziś jeśli kobiecie umiera mąż, zgodnie z tradycją wdowa do końca życia będzie chodzić ubrana na czarno. Co dzieje się jeśli umiera kobieta? Wdowiec nie będzie się golić przez 40 dni. Do końca życia ubierać się tylko w czarne ubrania, a nie golić się przez ponad miesiąc – przyznacie, że to duży rozstrzał w żałobie. „Czyja ty jesteś?” – tak brzmi popularne greckie zapytanie, kiedy się kogoś nie zna. Czyja? A w domyśle chodzi o to, kto jest albo ojcem, albo mężem. Kiedy zimą dużo pracuję przed komputerem, lubię zabrać laptopa pod pachę i iść pracować do kawiarenki z ładnym widokiem. Wiele z moich greckich koleżanek nie może się nadziwić, że do kawiarni idę sama. Na ich zdziwienie, zawsze odpowiadam tak samo. „Hej! Stop! Mam 33 lata i naprawdę nie potrzebny jest mi już opiekun!”

 

TU! przeczytasz post na temat aborcji w Grecji.

 

Na całe szczęście czasy się zmieniają. Współczesne Greczynki, zwłaszcza te, które mieszkają w dużych miastach, pracują, robią karierę, mają swoje pasje, hobby, zainteresowania. Kobiety żyją własnym życiem. Podobnie jak w Polsce, to jak było dawniej, a jak jest, to dwie zupełnie inne historie. Inaczej wygląda również sytuacja na wsiach, a w dużych miastach.

Czy w Grecji obecnie panuje więc równouprawnienie? Mimo wszystko, mimo wszystkich tych przykładów, jestem ostatnią osobą  w Grecji, która mogłaby odpowiedzieć przecząco. Według mnie, Grecja jest krajem, gdzie kobiety traktuje się na równi z mężczyznami. Jestem tego idealnym przykładem. Jestem  kobietą, a na dodatek pochodzę z innego kraju. Bez męża, ojca, czy też brata u boku, prowadzę na Korfu firmę. I z ręką na sercu. Nie było ani jednego momentu, w którym czułabym się traktowana nierówno ze względu na płeć. W pracy i w biznesie wszyscy jesteśmy równi. Liczy się to co każdy ma w głowie i jakie są jego  umiejętności. Teoretycznie sprawę powinno utrudniać mi również to, że jestem bardzo drobna, wyglądam znacznie młodziej niż na mój rzeczywisty wiek, jestem blondynką, a wobec ludzi z założenia zachowuję się bardzo uprzejmie. Również i te czynniki nigdy nie przeszkodziły mi w mojej pracy  i biznesie, który na Korfu raczej zdominowany jest przez facetów.

 

TUTAJ! przeczytasz o tym, dlaczego Greczynkę boli głowa.

 

To jak to się jednak dzieje? W czym to tkwi, że nawet ja, mimo wszystko kojarzę Grecję z patriarchatem? Takie jest moje pierwsze skojarzenie, że z wyższością mężczyzn jest w Grecji jednak coś na rzeczy…

 

Wiele Greczynek same, na własne życzenie, na własną odpowiedzialność, zupełnie świadomie:

-wybiera rolę gospodyni domowej

-nie pracuje

-zajmuje się głównie dziećmi i domem

-nie chce prowadzić samochodu

-mocno interesuje się gotowaniem

-czas wolny chce spędzać ze swoją rodziną

-ognisko domowe stawia wyżej niż kwestię niezależności finansowej.

 

TU! przeczytasz o radach Olivki, jak postępować z facetami.

 

Myślę, że w dzisiejszej Grecji kwestia równouprawnienia jest świadomym wyborem samych kobiet. WOLNOŚĆ WYBORU. Czego chcę? Jak jest mi lepiej? To co odpowiada mnie, niekoniecznie musi odpowiadać innej kobiecie. I odwrotnie. Jednak mam wrażenie, że znacznie więcej Greczynek nawet w dzisiejszych czasach świadomie wybiera dbanie o rodzinę  i dom, od pracy i inwestowania w siebie. Każdy żyje przecież jak chce. I ta możliwość, to jedno z największych osiągnięć dzisiejszego świata.

 

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Co słychać u nas?… poniedziałek, 30 kwietnia

 

Praca wre!

 

Lubię, kiedy wczesnym rankiem pierwsze co słyszę po przebudzeniu, to śmiech naszej sąsiadki Kateriny. Głęboki i doniosły. Kiedy Katerina się śmieje, to dudni cały nasz dom. Już od początku kwietnia, w domu naszych sąsiadów dopiero się działo. Przycinanie drzew i krzewów. Sadzenie kwiatów. Malowanie na biało krawężników. Pranie i wietrzenie wszystkiego, a przede wszystkim zakurzonych zimą dywanów. Kiedy cały proces czyszczenia domu po zimie się zakończył, na drzwiach wejściowych Katerina zawiesiła ozdobę w postaci łódki na falach, z wielkim napisem „lato!”, czyli kalokieri. Tak, tak! Sezon wiosenno – letni, trwa już w Grecji na całego. Również dla mnie prawie cały kwiecień był okresem przygotowań do lata.

 

Marzec zdominowała choroba Janiego, dlatego kwiecień był dla mnie szalenie pracowity. Ale… Ale… Nie dajmy się zwariować! Jak co roku, na chwilę przed rozpoczęciem sezonu na Korfu, wybraliśmy się na małe wakacje. Tym razem padło na Hydrę! To właśnie tam ładowaliśmy baterie przed sezonem. Chwilę po powrocie, przykułam się do biurka i zaczęłam pracować jak szalona. To już piąty rok prowadzenia własnej firmy. Na samym początku było to mało możliwe. Ale teraz nawet pracując bardzo intensywnie nauczyłam się znajdować czas na rzeczy, które lubię i czas dla siebie.

Kiedy patrzyłam z jakim zacięciem moja sąsiadka przygotowuje swój dom na lato, pomyślałam, że z taką samą intensywnością ja przygotowuje się do sezonu. Na lato warto przygotować wszystko, ale koniecznie pamiętać trzeba również o sobie. Z wielkich pudeł, które mam głęboko w szafie, wyciągnęłam swoje letnie ubrania. Wszystkie beże i biele, zwiewne spódnice i sukienki, moje ukochane motywy marynarskie. Zrobiłam gigantyczne pranie i pomyślałam, co by na lato dokupić sobie jeszcze. Kiedy zaczęły nadchodzić paczki z białymi espadrylami i koszulkami na lato, które zamówiłam w internecie, w międzyczasie wybrałam się do kosmetyczki na pierwszy tego lata niepoważnie różowy pedicure. Ta radość, kiedy pięknie pomalowane paznokcie wystają z przepięknych letnich sandałków, zna każda kobieta. Wtedy też poczułam – tak, ja już mam w sobie lato!

Znajdowanie czasu dla siebie, udaje mi się coraz sprytniej. Wszystko dzięki… dobrej organizacji! Już od bardzo długiego czasu praktykuję zwyczaj, że w każdy czwartek oglądam klasyki kina, a w każdą niedzielę – lekką komedię, które dobrze nastrajają mnie na tydzień. Co dwa tygodnie koniecznie – wypad do kina! Od jakiegoś czasu ubolewałam nad tym, że nie mam zbyt wiele czasu na czytanie książek i gazet. Ale już znalazłam swój sposób. Wprowadziłam dwa nowe zwyczaje. Co noc, przed zaśnięciem, przez pół godziny czytam. Zawsze też przed rozpoczęciem pracy,  przed dotknięciem się czegokolwiek, czytam jeden cały artykuł prasowy. Dzięki temu jestem na bieżąco i z książkami i z gazetami. Nie wyobrażam już sobie funkcjonowania bez tych dwóch zwyczajów! Małe rzeczy, a potrafią podnieść jakość życia.

 

Wakacje na Hydrze

Hydra

 

Tymczasem… Przyznaje się bez bicia… Wypad na Hydrę, nie był takim do końca beztroskim wypoczynkiem. Dokładnie 11 kwietnia, kiedy byliśmy na wyspie, zdalnie koordynowałam przebieg naszej pierwszej w tym sezonie wycieczki po Korfu. Tak! W tym roku wystartowaliśmy 11 kwietnia! Pozdrowienia dla naszych pierwszych w tym sezonie turystów!

 

WIDOKI KORFU, 11 kwiecień

 

A później były kolejne, mniejsze trasy. W kwietniu wystartowaliśmy z darmowym produktem w postaci nagrań video – „Trzy kroki: Jak przygotować wakacje na Korfu”, do których pobrania możecie zapisać się TU! na naszej stronie internetowej. Stworzyliśmy z Janim filmik, który pokazuje naszą wycieczkę MIEJSCA KORFU. A dosłownie na dniach, gotowe będą następne!  Na moim koncie Instagram, raz w tygodniu zaczęłam kilkumintowe serie Live na temat Grecji i Korfu. Bardzo spodobała mi się ta forma kontaktu z Wami, więc co tydzień będą kolejne Live! W międzyczasie również, podszkoliłam się w temacie kilku zagadnień z historii i Korfu. I… zebrałam i schowałam wszystkie materiały mojej książki. Na teraz – wywieszam białą flagę. Książka już jest… Ale znów nie jest to wersja, która mi się podoba. Dlaczego? Nie mam pojęcia… Na tym etapie, czuje że ta książka musi jeszcze poczekać. A może tak jest, że ona się jeszcze dzieje??? Wszystkie jej materiały schowane, na tę chwilę zamknięte. Również po to, żeby rozpocząć nowy projekt. Czuje, że już przyszła odpowiednia pora. Już zaczęłam… Pracę nad moim autorskim przewodnikiem po Korfu…!

Powoli czas pakować walizki. Kochani, jest to ostatni post  z cyklu: „Zacznij lekko poniedziałek”, przed sezonem letnim. Kolejny – będzie jesienią. Co prawda co roku obiecuję i sobie i Wam, że latem posty będą się pojawiać równie systematycznie jak jesienią i zimą. Teraz wiem, że zwyczajnie nie jestem w stanie dotrzymać tego słowa. W założeniu jest – jeden post na tydzień. Tyle jest super i tego się trzymam. A co będzie w praktyce??? Życzcie nam WSPANIAŁEGO SEZONU!!! To już nasz piąty sezon na KORFU!

 

 

 

Czy Grecy są leniwi?… piątek, 2 lutego 2018

 

„Grecy są leniwi! Większość czasu spędzają w kawiarniach i tawernach. Nic im się nie chce, ciągle się spóźniają i wszystko odkładają na wieczne jutro”. Do tego dołożyć można jeszcze stwierdzenie, że: „na kryzys to sami sobie zapracowali”. Taką opinię o Grekach ma ogromna liczba turystów, którzy pierwszy raz przylatują do Ellady na wakacje. Zabawne. Raczej nikt, kto z Grekami pracował, nie podpisze się pod tym stwierdzeniem. Gdzie w takim razie leży prawda o Grekach i ich podejściu do pracy?

 

Kiedy jeszcze jako studentka Erasmusa, pierwszy raz przyleciałam do Grecji, zafundowano nam kurs greckiego. Założyłam, że wyciągnę z niego tyle ile się da, ale też bez przesady. Przecież jestem w Grecji, a tu wszystko wszystkim wisi, więc nie ma co aż nadto się tak przejmować. W języku greckim każdy wyraz ma swój akcent, który przypada na różne litery. Akcenty zaznacza się podczas pisania apostrofem nad daną literą. „Acha… – pomyślałam, kiedy powiedziała nam o tym nasza nauczycielka greckiego – Ale hola! hola! Jestem w Grecji… Więc wiadomo! Nikt na pewno nie będzie zwracać uwagi na jakąś kreskę nad daną literką!”. I tak machnęłam, na wszystkie akcenty ręką.

Kiedy kilka lat później, przeprowadziliśmy się z Janim do Grecji na stałe, zaczęłam od solidnej nauki języka. Zapisałam się do mojej bliskiej znajomej na naukę greckiego. Moje założenie było takie, że na bank pieniądze za lekcje okażą się wywalone w błoto, bo Grecy, jak to Grecy. Moja nauczycielka, pewnie będzie gadać o tym co ugotować i większość lekcji, będzie polegać na piciu kawy. Troszkę się jednak z tym pomyliłam…

-Akcenty! – krzyknęła na pierwszej lekcji.

-A tak… Akcenty! Ale to przecież nic ważnego, nie? Nie będziemy się chyba zajmować jakimiś małymi przecinkami?

-No, ale jak nie będziesz zwracać na nie uwagi,  to będziesz po grecku dukać tak, że nikt cię nie zrozumie. A ty chyba chcesz mówić poprawnie, prawda?

I wtedy się zaczęło. Zaczęłyśmy od akcentów. W ruch poszły zasady gramatyczne, których w greckim jest sporo. Moja nauczycielka okazała się być maniaczką poprawności gramatycznej, wymowy i bezbłędnej pisowni. Lekcja trwała od do, a jeśli na chwilę zboczyłyśmy z tematu, zostawałam o kwadrans dłużej, żeby dokładnie przerobić materiał danej lekcji. Już wtedy zapaliła mi się lampka, że Grecy nie funkcjonują na zasadzie, że wszystko im wisi, jak zakładałam wcześniej… Moja nauczycielka, wcale nie była wyjątkiem od reguły. Skąd jednak wziął się stereotyp o Grekach – leniach? Bo przecież jakoś jednak powstał? Zastanówcie się, gdzie będąc w Grecji obserwujecie Greków???

Kiedy wpada się do Grecji na wakacje, zazwyczaj przebywa się na plażach, w kawiarniach, tawernach, albo w centrach miast. Widzi się zatem Greków, którzy piją kawę, jedzą kolację, albo wypoczywają na plaży. Bez żadnego stresu, całkowicie zrelaksowani, oddają się przyjemnościom. Ale, to wcale nie oznacza, że Grecy tak samo zachowują się w pracy. W greckiej mentalności i stylu życia jest tak, że jeśli się odpoczywa, to naprawdę zostawia się wszystkie problemy, nie myśli się o pracy i czerpie się przyjemność z prostych rzeczy, które niesie życie. Wspaniałego jedzenia, cudownie pachnącej kawy, pięknego dnia na plaży. Jeśli ktoś kiedyś pracował z Grekami, to… No właśnie! Może być bardzo zaskoczony.

TUTAJ!  przeczytasz wszystko o greckiej sjeście.

Oczywiście, trudno jest włożyć wszystkich do jednego worka, bo przecież każdy człowiek jest inny. Ale wiele osób, która choćby w turystyce pracowała z Grekami, wie że Grecy potrafią pracować do upadłego i są przy tym nie do zdarcia. Podpisuję się pod tym stwierdzeniem z pełną odpowiedzialnością obiema rękami. Jeśli jest taka potrzeba i wymaga tego sytuacja, tak – Grecy pracują sto procent skupieni na tym co robią, dając z siebie wszystko. Kiedy pierwszy sezon, zaczęłam pracować z Grekami, byłam zupełnie zbita z tropu, bo przecież stereotyp, który miałam w głowie, mówił zupełnie co innego. I później, przez długi czas, było mi zwyczajnie głupio.

       Trzeba jednak bardzo mocno zaznaczyć jedną rzecz.

Praca nie była, nie jest i pewnie nigdy nie będzie dla Greków najważniejsza.

Typowy Grek ma zupełnie inną piramidę wartości. Na jej szczycie  stoi: rodzina, przyjaciele, czas na cieszenie się swoim życiem. Praca jest ważna, ale jest niżej. Co za tym idzie? Jeśli ktoś ma swoją firmę, swój interes, wcale nie pędzi by rozwijać go w zawrotnym tempie, a później otwierać kolejne i kolejne biznesy. Zarabianie pieniędzy i sukces, wcale nie oznaczają dla Greków szczęścia. Nie jest również tak, że ilość pieniędzy i pozycja mówią o wartości człowieka.

TUTAJ! przeczytasz o pewnej kłótni w naszej sałatkowej rodzince.

Kiedy więc typowemu Grekowi powie się, żeby został w weekend pracy i podjął się dodatkowego zlecenia, najpewniej odmówi. Nie dlatego, że mu się nie chce, ale dlatego że w ten weekend coś innego jest dla niego istotniejszego. Najpewniej będzie chciał spędzić czas ze swoją rodziną, przyjaciółmi, czy też zwyczajnie wyluzować. A to wcale nie jest lenistwo, tylko inny system wartości. Jeśli ktoś ma firmę, nie będzie na jej rozwój poświęcać całego swojego czasu. Bo być może stwierdzi, że chce mieć czas na  powiększenie rodziny. To znów nie lenistwo, tylko kwestia wyboru tego, co jest dla nas ważniejsze.

TUTAJ! przeczytasz wszystko o atrakcjach na Korfu.

Który styl życia jest lepszy? Ten który lepiej NAM odpowiada. I nic do tego nikomu. Ale nie ukrywam. Czasem nawet mnie boli kiedy ktoś, kto pierwszy raz jest w Grecji, tak łatwo ocenia Greków na dzień dobry powtarzając stereotypy. Każdy ma swój pogląd na to czym jest jego szczęście.  Jednak w naszym dzisiejszym świecie, który pędzi tak zawrotnie, grecki styl życia dający przede wszystkim codzienną przestrzeń na swobodny oddech i cieszenie się życiem, dla mnie jest ZDROWYM WYBOREM.  Życie mija stanowczo za szybko, żeby spędzać go jedynie na zarabianiu pieniędzy. A jedną z największych wartości Grecji jest to, że tu wciąż ważniejsze jest „być” od „posiadać”…

 

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – 10 greckich sposobów na szczęście… poniedziałek, 22 stycznia 2018

Widok z wyspy Amorgos

Po przedostatnim wpisie na temat kieratu pracy i niedoczasu (kliknij TU!), na blogu jak i na sałatkowym Facebooku, wywiązała się burzliwa dyskusja na temat czasu, pieniędzy, stylu życia i zwyczajnie… szczęścia. Dla jednych grecki styl życia, jest idealną alternatywą wiecznego zagonienia i jednocześnie czymś, czego można Grekom pozazdrościć. Dla innych, jest czymś zupełnie niemożliwym do zrealizowania w dzisiejszych wiecznie zagonionych za bytem, czasach.

Nic w życiu nie jest ani czarne, ani białe. I prawda zazwyczaj jest gdzieś pośrodku. Nie ważne, za którą stroną się opowiadacie. Z pewnością Grecy, wypracowali sobie kilka fantastycznych patentów na życiowe wyluzowanie, cieszenie się wszystkim, na rozsmakowywanie się w codzienności. Wszystkim tym, co zwyczajowo nazywamy szczęściem. W dzisiejszym poście – 10 greckich sposobów na szczęście!

1: W RODZINIE SIŁA

Grecy ogromną ilość czasu autentycznie spędzają ze swoimi rodzinami i gronem przyjaciół. Co mam na myśli pisząc „autentycznie”? Nie są to kontakty tylko w święta i rodzinne okoliczności. Ale żywy kontakt i aktywne uczestniczenie w swoim życiu. Każdy, kto kiedyś miał do czynienia z typową grecką rodziną wie, że potrafią w tym również przesadzać, ale to temat na inny post. Tutaj naprawdę każdy ma ze sobą świetny kontakt, a rodziny są silne niczym gangi. Każdy każdemu pomaga. A kiedy ktoś ma problem – jak kawę na ławę wykłada się wszystko podczas zwykłego, codziennego obiadu. Psychoterapeuci muszą mieć w Grecji spory problem ze znalezieniem potencjalnych klientów… Nikt przecież nie pomoże tak skutecznie jak najbliższa rodzina i przyjaciele.

2: DELEKTOWANIE SIĘ JEDZENIEM

Jedzenie jest w Grecji najprawdziwszą manią. Grecy kochają jeść i trudno im się dziwić, bo kuchnię mają rewelacyjną! Na jedzeniu spędzają ogromną ilość czasu. Wieczorne wyjście do tawerny, jest traktowane na równi z wyjściem do teatru. Każdy ubiera się odświętnie i na takie wyjście lepiej zarezerowować kilka bitych godzin. Z pokaźną ilością współbiesiadników wszyscy dosłownie rozsmakowują się w jedzeniu, dyskutując o nim całymi godzinami. Ja też, właściwie po pierwszej wizycie w tradycyjnej greckiej tawernie, odkryłam że to jedznie potrafi być źródłem szczęścia.

TUTAJ! przeczytasz o tym jak wygląda biesiada w tradycyjnej greckiej tawernie.

3: SEKS

Nie jest to nawet tajemnicą poliszynela, że Grecy kochają się kochać i potrafią bez  ogródek o tym rozmawiać. Jeśli ktoś jest smutny, grymasi, marudzi, ogólnie rzecz ujmując – trudno jest z tą osobą wytrzymać, pół żartem, ale bardziej serio, mówi się w Grecji, że tej osobie brakuje seksu. I wiecie… Chyba coś w tym jest! Seks to przecież samo szczęście!

4: ROBIENIE WIELKIEGO NIC

Mam skłonność do pracoholizmu. Uwielbiam przy tym moją pracę i bywają momenty, że potrafię się w niej zatracić. Idealną dla mnie równowagą są kontakty z moimi greckimi przyjaciółmi i znajomymi. Często robimy jedno wielkie nic. Leżymy bykiem na kanapie, śmiejemy się i gadamy o totalnych głupotach. Albo godzinami siedzimy przy kawie. Takie robienie niczego jest dla mnie jak ładowanie baterii i od czasu do czasu jest naprawdę potrzebne do życiowej równowagi.

5: KONTAKT Z NATURĄ

Nigdy nie należałam do wielkich fanów natury. Nie widziałam niczego szczegółnego w spacerach po lesie, wspinaczcne po górach  czy też wędrowaniu na łonie natury. To się zmieniło po przeprowadzce do Grecji. Po pierwsze, Grecja ma całą masę przepięknych miejsc, gdzie człowiek jest blisko natury, a po drugie Grecy kochają kontakt z przyrodą. I to właśnie w Grecji pierwszy raz odkryłam przyjemność z kontaktu z naturą.

TU! przeczytasz na temat punktu widokowego na Korfu, nazywanego Cape Drastis.

6: PRAKTYKOWANIE RUTYNY

Grecy raczej nie kojarzą się Wam z ludźmi zorganizowanymi. Ten stereotyp nie jest tak do końca prawdziwy. W Grecji obiad zawsze jest punkt 14.00, kiedy też (zawsze punktualnie!) zamykane są sklepy. W czasie sjesty sąsiad jest w stanie zadzwonić na policję, kiedy słyszy że ktoś wbija w ścianie gwoździe. W niedzielę nie robi się nic i pozamykane są nawet stacje benzynowe. Grecy żyją zgodnie ze swoją rutyną. Wiadomo tu: co, kiedy i o której godzinie. Moim zdaniem – jest  to kolejny element greckiego szczęścia.

TU! przeczytasz wszystko o greckiej sjeście.

7: AKCEPTOWANIE SWOICH SŁABOŚCI

Każdy ma coś za uszami. Nikt nie jest idealny. Ja dla przykładu mam momenty, kiedy strasznie się guzdram i przez to (czego sama nie lubię) czasem się spóźniam. W naszej Sałatkowej rodzinie wszysty o tym wiedzą i jest to częsty powód do żartów, które mnie samą bawią aż do ataku śmiechu. Najróżniejsze ludzkie słabości, przywary, wady często są tu powodem do śmiechu. Nie robi się z nich problemu.  Ok, trzeba nad sobą pracować, ale w końcu też jesteśmy tylko ludźmi. Fajne w Grekach jest to, że swoje wady potrafią po pierwsze oswoić, a po drugie – nawet i je polubić.

8: CELEBROWANIE

Spróbuj no tylko zapomnieć o imieninach swojej teściowej, szwagierki, znajomego…! Grecy tak na 1000% obchodzą imieniny, urodziny, rocznice, święta, uroczystości, itp. Pamiętają o nich, odpowiednio się przygotowują i jak nikt inny – świętują na całego. I to jest super! Im więcej powodów do świętowania tym… więcej szczęścia!

TU! przeczytasz wszystko o greckich imionach.

9: ŚMIECH

Jeśli tylko znajdzie się najmniejszy powód do żartów, to typowy Grek wykorzysta go na całego. Ktoś coś powiedział, zrobił, pomylił się. Dowcipy, żarty, niezliczona ilość komedii, programów, parodii, reklam w tv, czy też najzwyklejszych rozmów. Grecy uwielbiają się śmiać i znajdą wszędzie powód, żeby śmiać się jak najwięcej.

10: MORZE

Na sam koniec pozwolę sobie na prywatę. Jedną z rzeczy, która przynosi mi codziennie poczucie szczęścia, jest gapienie się i kontakt z morzem. Nie mam pojęcia dlaczego tak jest… Ale podobnie ma wielu Greków. Odczuwam błogostan, kiedy patrzę na delikatnie falującą powierzchnię morza. To, jak pobłyskują na niej promienie słońca. Uwielbiam jednostajny szum fal, słony morski zapach i wszystkie morskie smakołyki. Dla mnie kontakt z morzem, jest jednym z elementów codziennego szczęścia.

A jakie są TWOJE? Twoje sposoby, by czuć jak najczęściej szczęście???

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Na ile swoją pracę wycenia grecka pani domu?… poniedziałek, 11 grudnia 2017

IMG_20171122_153616

Ostatnio dorobiłam się dwóch nowych koleżanek, z którymi kocham chodzić na kawę. Poznałyśmy się na zajęciach z aerobiku. I tak najczęściej już po, wyskakujemy na dwie chwilki do pobliskiej kawiarenki. Wtedy się zaczyna… Typowa babska paplanina, która dotyka wszystkich spraw tego świata.

Vasso jest tuż przed trzydziestką. Jest mężatką i ma dwóch malutkich chłopców. Z wykształcenia jest pielęgniarką, ale na tę chwilę jest w domu. Tęskni  do swojej pracy, ale też lubi bycie panią domu. Uwielbia dbać o swoje rozkoszne maluchy, zajmować się domem, sprzątać, gotować. Maniakalnie robi też na drutach. Tak na marginesie, czapka którą teraz tak często możecie zobaczyć w opcji Your Story na moim Instagramie (link TU!), jest właśnie autorstwa Vasso. Jest jedną z tych kobiet, które kipią energią, mają zawsze sto pomysłów co zrobić na obiad i jak na zdrowy rozum rozwiązać życiowy problem.

*

-No i wiecie… – Vasso zapala papierosa, a po chwili pije łyk kawy – Teoretycznie nie jestem nigdzie zatrudniona. Ale z dwójką szkrabów, nie ma takiej chwili, że siedzę i czytam spokojnie gazetę. Wczoraj przychodzi z pracy Niko, rozsiada się na kanapie i mi tu zrzędzi jak to on jest zmęczony. Ale przepraszam! Chwileczkę… Wiem że jest mu ciężko, ale przecież po ośmiu godzinach pracy, jedyne czym się zajmuje to zmiana kanałów w telewizorze. Ma wszystko pod nos podstawione. Więc mu mówię: „Weź tak nie narzekaj, bez przesady!”. I wiecie co mi odpowiedział?!?! Mówi, że jak coś, to mi nie da mojej pensji! Myślałam, że z miejsca zejdę. Tak powiedział niby żartem, ale to wcale nie było zabawne.  Wpieniłam się i mówię:

-Słuchaj no stary dziadzie! O której dziś był obiad? Jak w szwajcarskim zegarku – punkt trzecia. A smaczne było?

-Tak…

-I na dodatek… Zdro-we! Ale masz dziś ładnie uprasowaną koszulę? Kto to zrobił? Ty sam?

-Nie, no ty…

-To teraz spójrz na swoich dwóch synów. Najedzeni, czyści, grzeczni i zadowoleni! A myślisz, że wychowywanie ich jest proste? Teraz rozejrzyj się po swoim domu. Pokaż mi, gdzie tu widzisz bałagan? No,  gdzie?

-Jak zawsze… Czysto jak w kościele…

-A czym pachnie???  Co jest teraz w piekarniku?

-Pieczesz kourabiedes… [nasz przepis na greckie ciastka – kourabiedes,  jest TU!]

-Zjesz?

-No pewnie!

-I widzisz mój drogi, ta część tej twojej pensyjki, którą mi dajesz, jest zupełnie nie współmierna do mojej pracy. Jakbyśmy mieli być uczciwi, tak na sto procent, to należą mi się trzy całe twoje pensje! Co najmniej na takie pieniądze, wyceniam ci moją pracę! Dzień w dzień! I nigdy nie biorę zwolnienia od lekarza!

-Oj, nie przesadzaj… Przestań już…

-Nie podoba ci się??? To zaproponuje ci teraz fantastyczną wycieczkę. Punkt pierwszy. Idziesz szybko na górę. Wyciągasz walizkę i wkładasz do niej, co ci jest potrzebne. Punkt drugi! Wchodzisz do samochodu. I punkt trzeci  – wracasz do mamusi!

-Vasso, przestań już! Przecież ja sobie tak tylko zażartowałem!

-A no tak… To był tylko taki sympatyczny żarcik! No wiem… Wiem… Tak, tak! Wiesz… Ja też sobie teraz tylko tak żartowałam… No już, rozchmurz się! No chyba nie bierzesz sobie tego teraz tak na serio!

*

-I wiecie co dziewczyny… – kończy Vasso – Od tej pory nigdy nie narzeka jaki to on jest zmeczony. Jak ręką odjął! Zaczął nawet pomagać przy zmywaniu i prasowaniu. Niby nic wielkiego, ale zawsze coś!

 

Co według Greków jest w życiu najważniejsze?… niedziela, 20 sierpnia

Korfu, Rajska Plaża (Chomi)

Korfu, Rajska Plaża (Chomi)

Przyszła połowa sierpnia. Jest to najcięższy okres dla każdego, kto pracuje w turystyce. Nasila się zmęczenie z poprzednich miesięcy, a pracy jest jeszcze wiele. Jest przy tym gorąco, więc również fizycznie jest po prostu ciężko. Na dodatek u mnie natłoczyło się kilka problemów związanych z pracą. Poczułam się przy tym zwyczajnie bardzo zmęczona.

*

-… I tak właśnie to wszystko wygląda. Uwierzysz! – skończyłam opowiadać Królikowi. Właśnie odpływaliśmy z naszą grupą z Rajskiej Plaży. Patrzę na niego i oczekuję na jego twarzy choć śladu oburzenia, a później jakiejś sensownej rady.

-I na dodatek to, tamto i jeszcze to – ciągnę dalej, ale zamiast zatroskania widzę, że zaczyna się uśmiechać. Patrzy w morze, a później na mnie:

-A powiedz ty mi… Co jest dla ciebie w życiu najważniejsze?

-No jak to co… O co ty się mnie w ogóle teraz pytasz?

-O to, co jest dla ciebie w życiu najważniejsze???

Milczę chwilę, bo zbita z tropu nie mam zielonego pojęcia co mam odpowiedzieć.

-To ja ci podpowiem. Najważniejsze dla ciebie jest twój Jani, twoja rodzina, twoi rodzice, twoja siostra i twoi siostrzeńcy. Twój dom i to, co ze sobą robisz w czasie wolnym. Praca, to jest tylko(!) praca. Kasa to jest tylko kasa! Praca, czasem lepsza, czasem gorsza. Kasa, czasem jest, a czasem jej nie ma. A życie ma do siebie to, że zawsze są w nim jakieś problemy. Ale twoja praca nigdy nie powinna być dla ciebie numerem jeden. Przestań przejmować się głupotami, dzielić włos na czworo i przestaw sobie w głowie to, co jest najważniejsze. A przede wszystkim to wyluzuj! Z Janim jest dobrze, w twoim domu też. Co prawda czasu dla siebie teraz nie masz, ale jak skończy się sezon, to sobie odpoczniesz. Czyli podsumowując… Wszystko jest ok!

Też spojrzałam w morze. Kilka wdechów i wydechów. Jakie to jest proste i mądre. Czy też zauważyliście, że Grecy o wiele częściej się uśmiechają? Po kilku chwilach poczułam, jak robi mi się lżej do dobrych kilka kilogramów. Kilka dni później te wszystkie nagromadzone problemy same się rozwiązały. A wystarczyło tylko nieco zmienić punkt widzenia…

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Grecy alkohol piją często. Ale jak to się dzieje, że alkoholizm w Grecji to prawdziwa rzadkość?… poniedziałek, 13 lutego 2017

 

Jeden z najsłynniejszych koniaków, czyli Metaxa – pochodzi właśnie z Grecji. Nawet jeśli ouzo [kliknij TU!] nie ma w Polsce zbyt wielu zwolenników, to o tej anyżowej wódce słyszeli wszyscy. Każdy kto przyjeżdża na wakacje do Ellady powinien koniecznie spróbować greckiego bimbru z winogron, czyli tzipouro [kliknij TU!]. Na Krecie pija się fantastyczne w smaku rakomelo [kliknij TUTAJ!], za to dla przykładu Korfu słynie z kum-kwatowych likierów [kliknij TU!]. A to jeszcze nie wszystko… Temat greckich win, to studnia bez dna. Każda grecka wyspa, każdy region Ellady ma swoje wino, o charakterystycznym smaku. Ujmując więc krótko. W temacie alkoholi Grecja ma do zaoferowania naprawdę wiele. A co się przez to rozumie – Grecy alkohol piją bardzo często. Dlaczego  mimo tego, alkoholizm jest w Elladzie prawdziwą rzadkością?

W Grecji alkohol pija się zupełnie na co dzień, zaczynając właściwie od samego rana. Wystarczy przejść się rankiem po typowej greckiej wioseczce. Kafenijony [kliknij TU!] są wypełnione po same brzegi. Starsi panowie, którzy nie muszą  martwić się by być gdzieś na czas, dosłownie godzinami potrafią siedzieć nad jedną szklanką ouzo. Naturalne jest, że do każdego obiadu pojawia  się wino. A wieczorne spotkanie z przyjaciółmi najmilej upływać będzie ze szklanką Metaxy lub tzipouro w dłoni.

Próbuje odszukać w głowie, ale naprawdę nie znam żadnego Greka, który  byłby alkoholikiem.  Alkoholizm jest w Grecji rzadkością. Mało tego… Kiedy przypominam sobie greckie wesela czy też najróżniejsze imprezy, to że ktoś jest pijany jest również sytuacją sporadyczną. Grecy  piją, ale się nie upijają.

*

To był już praktycznie sam koniec tego sezonu. Następnego dnia mieliśmy z Janim odpływać z Korfu i żeby się z wyspą  pożegnać, wpadliśmy do Starej Perytii na obiad. Za każdym razem, kiedy jestem tam z grupą, naszą lekcję gotowania zaczynamy od tego że Thomas częstuje wszystkich swoim tziporo. Ja z wiadomych powodów zawsze muszę odmówić.

Usiedliśmy z Janim przy stoliku i zamówiliśmy to co akurat było najświeższe. Thomas jak zwykle postawił na stoliku kieliszki wypełnione tziporo.

-Thoma… Byłam tu tyle razy! W końcu pierwszy raz spróbuje twojego słynnego tzipoiro. No! Przez cały sezon słyszałam o tym tyle dobrego! – powiedziałam.

-Mówią, że jest jednym z najlepszych… Ale na tym akurat to ja się w ogóle nie znam… – odpowiedział Thomas.

-Jak to? Nie pijesz swojego tzipouro?

-Raz spróbowałem. Ale ja  w ogóle nie lubię alkoholu.

-Co??? Nawat odrobina wina do obiadu? Albo, żeby tak przyjemnie zaszumiało w głowie…

-Nie… Nie mam takiej potrzeby. Tak właśnie jak jest teraz, jest mi po prostu bardzo dobrze! Nie potrzebny jest mi żaden szum. Mi jest po prostu  dobrze…

Kiedy tak patrzyłam na wiecznie zrelaksowaną twarz Thomasa, łagodny uśmiech i oczy, w których zawsze widać całe pokłady spokoju, połączyłam wszystkie fakty i poczułam, jak właśnie uświadamiam sobie o Grekach coś nowego. Coś o czym wiedziałam, ale nigdy się nad tym głębiej nie zastanawiałam.

Thomas ma w Starej Perytii tawernę Foros, w której gotujemy podczas naszej wycieczki KUCHNIA KORFU [sprawdź trasę tej wycieczki klikając TUTAJ!].  Właściwie od pierwszego spotkania niesamowicie polubiłam tego  człowieka. Uwielbiam jego spokój, to że nigdy nigdzie się nie śpieszy i godzinami potrafi dyskutować o pierdołach. Że w wolnych chwilach robi miód. Że ma kilka kóz, które  ma – bo je lubi. Tacy ludzie, to najprawdziwsze skarby w naszych wiecznie spóźnionych czasach, w naszym ciągłym niedosycie czegoś i  nieustannym dorobku. Ludzie, którzy żyją tak, jakby wszystko co jest wokół było dla nich przyjemnością. Dla których spokój ducha jest dużo ważniejszy od tego, by nad czymś się martwić, czymś się denerwować. Taki właśnie jest między innymi Thomas i takie „coś” w sobie ma wielu Greków. Myślę, że ta cecha jest jedną z najpiękniejszych cech w Grekach i jedną z najbardziej wartościowych rzeczy w całej Grecji. Życie w zgodzie ze światem. Bez pośpiechu. Bez jakiejkolwiek spiny. Tak jakby każda mała rzecz, była największą życiową przyjemnością.

Dlaczego więc Grecy piją dużo alkoholu, a mimo tego alkoholizm jest w Grecji rzadkością? Alkohol w Grecji pije się dla samego smaku. Stąd też jego różnorodność. Grecki styl życia to nieustanny relaks. Nie ma więc potrzeby by się odstresowywać. Kiedy człowieka wypełnia spokój i poczucie szczęścia, nie ma on ochoty na szum w głowie. Rzeczywistość jest na tyle piękna, że nie trzeba jej zmieniać…

Thomas podczas rysowania swoich wizytówek. Tak, wszystkie wizytówki robi ręcznie ;D

Thomas podczas rysowania swoich wizytówek. Tak, wszystkie wizytówki robi ręcznie ;D

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Jak makijaż i kanał Bogusi uchroniły mnie przed emigracyjną depresją?… poniedziałek, 30 stycznia 2017

Bogusia i ja:D

Bogusia i ja:D

Z perspektywy czasu wiem, że był to najtrudniejszy okres w ciągu pięciu lat mieszkania w Grecji. Wyprowadziliśmy się właśnie z Sałatkowego domu. Błędnie założyliśmy, że teraz to już wszystko będzie iść nam świetnie. Najpierw wprowadzimy się do naszego domu. Później go umeblujemy. Ja znajdę dobrą pracę i wszystko będzie już z górki. O naiwności… Szybko okazało się, że nic nie chciało iść po naszej myśli, a życie szykowało dla nas spory sprawdzian z cierpliwości.

W rzeczywistości, wioska w której przyszło nam mieszkać, okazała się być szarą dziurą, w której diabeł dosłownie mówi dobranoc. Na klucze do mieszkania czekaliśmy trzy miesiące, a ja zamiast szukać pracy nawet nie miałam gdzie rozpakować swoich rzeczy. Kiedy po pierwszym miesiącu nadal na walizkach i kartonach  mieszkaliśmy w domu kuzyna Janiego – Czosnka, a  końca tego pomieszkiwania wciąż nie było widać,  byłam przekonana że jeszcze dzień, dwa a dostanę na głowę.  W międzyczasie już kupiliśmy sobie łóżko. Ponieważ musieliśmy je gdzieś zmieścić, nasz mały pokoik był w zasadzie jednym wielkim łóżkiem, bo prócz zastanego tam, musieliśmy zmieścić to nowe. Nie wiem nawet jaki kolor miała podłoga w tym pokoju. Na niewielkiej powierzchni,  której nie zajmowały te dwa łóżka,  były nasze walizki i kartony. Kiedy wstawałam rano i patrzyłam na ten bajzel, zbierało mi się na wymioty. W tym okresie napisałam post, który jest niżej. Tak często bywa, że najbardziej zabawne posty,  powstają kiedy w życiu jest najmniej zabawnie…

Mała zmiana planów

Jednego z tych najcięższych dla mnie dni, szperałam coś w internecie i tak zupełnym przypadkiem, trafiłam na kanał Bogusi (kliknij TU!). Zobaczyłam jeden filmik, później drugi. I słuchając jakiejś wypowiedzi Bogusi, w której odpowiadała  na jedną z prymitywnych zaczepek hejterów, Bogusia była tak zabawna, że zaczęłam się śmiać, aż do bólu brzucha. Śmiałam się tak na całego, po dość długiej przerwie. Choć w praktyce było to niemożliwe, miałam wrażenie, że spadnę z  łóżka, na którym siedzę.

Zobaczyłam kilka kolejnych filmików, a później wszystkie i wyczekiwałam na następne. Filmiki Bogusi są głównie o kosmetykach, ale dotyczą też najróżniejszych sfer życia. Jakby nasiąknęłam niezwykle pozytywną energią i niesłychanym apetytem na życie, jaki z nich płynął. Pewnego ranka, kiedy tylko się obudziłam, wpadłam na pomysł, że wypróbuje jeden z makijaży, które pokazywała Bogusia. Chwyciłam za lustro i zajrzałam do mojej kosmetyczki. Nowy make-up wyszedł świetnie! Pomyślałam, że skoro już tak ładnie wyglądam, to jakoś tak głupio  siedzieć w domu. Zabrałam więc komputer, żeby popracować w jednej z kawiarenek i poszłam na dłuższy spacer. Tak działo się każdego następnego dnia. Każdego ranka testowałam jakąś nową sztuczkę w makijażu i kiedy już wyglądałam super, myślałam sobie że szkoda siedzieć w domu – muszę gdzieś iść. Później, jakoś tak wychodziło samo. Kiedy Jani wracał z pracy, nalegałam by gdzieś razem wyjść. A kiedy miał trochę wolnego, wybieraliśmy się w choć małą podróż, albo umawialiśmy się z kimś na kawę. I wtedy zadziało się coś magicznego. W mojej głowie zaczęły rodzić  się nowe pomysły co mogę jeszcze. Zaczeliśmy poznawać coraz więcej osób. Odkrywać coraz to nowe miejsca. Ale najważniejsze. Zaczęło mi się zwyczajnie CHCIEĆ.

Przygoda z kanałem Bogusi miała swój ciąg dalszy. Oglądając jej filmiki uświadomiłam sobie, jak mało uwagi zwraca się na osoby niepełnosprawne. To właśnie dzięki jej filmikom, kiedy tworzyliśmy naszą firmę od zera, wiedziałam że ogromnie ważną  rzeczą, będzie dostosowanie wycieczek do osób na wózkach. Udało się to z naszą pierwszą wycieczką – MIJESCA KORFU, w której mogą uczestniczyć osoby na wózkach inwalidzkich. Jest to dla mnie niezwykle ważne osiągnięcie.  Osób z najróżniejszymi rodzajami niepełnosprawności jest na naszych trasach coraz więcej! I jest to dla nas wielki powód do dumy.

Te kilka lat temu, jakoś tak czułam, że nasze drogi kiedyś się skrzyżują i spotkam Bogusię osobiście.  Intuicję mam niezłą… Zobaczcie sami z kim piłam kawę tydzień temu, kiedy byłam w Warszawie;DD Bogusia jest niesamowita. Jest jedną z tych osób, które autentycznie zmieniają myślenie ludzi, jednocześnie zmieniając świat na lepsze. Dziś mogę śmiało stwierdzić, że jej kanał  uchronił mnie przed emigracyjną depresją. Uświadomiłam sobie również ile potrafi zmienić w środku człowieka, jego wygląd zewnętrzny.

Jeśli więc kiedykolwiek poczujecie, że zwyczajnie się Wam nie chce – wpadajcie na ten kanał! I dbajcie o swój wygląd… Bo to co na zewnątrz, czasem niezwykle potrafi zmienić to jak  czujemy się w środku…

Jak zmieniło się moje nastawienie do mojej greckiej teściowej? Czyli… Feta i ja… czwartek, 10 listopada 2016

Nasza relacja już z samego założenia nie mogła być łatwa. Temat greckich matek /  teściowych, to temat rzeka. Choć w Grecji wiele się zmienia,  kwestię równouprawnienia można potraktować trochę z przymrużeniem oka. To często świadomy (i moim zdaniem wbrew pozorom całkiem mądry) wybór Greczynek, które w wielu przypadkach same chcą mieć mniej odpowiedzialną pracę, a częściej przebywać w domu. Mieć czas by dbać o męża, dzieci, dom. Dla typowej Greczynki to jest naprawdę ważne, by w domu pyszny posiłek był na czas, by pachniało w nim czystością, a koszula męża była idealnie wyprasowana. W takim świecie nie ma jednak miejsca na pogoń za karierą. Zarabianie pieniędzy i utrzymanie domu na właściwym poziomie – to już problem faceta.

Moja teściowa – Feta, jest idealnym przykładem takiego modelu. Dlatego dom,  rodzina i co za tym idzie – jej syn – to jej świat. Pępowina, najlepiej jeśli nigdy nie zostałaby odcięta. Feta i ja od samego początku bardzo się polubiłyśmy, mimo tego pojawienie się mnie, naturalną siłą rzeczy, musiało wywołać konflikt. Jeśli jesteście zainteresowani, co dokładnie się działo, tutaj znajdują się najważniejsze w tym temacie posty:

Konkurs na kurę domową

Na „leniwego kota”

Rozmowa

Mój patent na grecką teściową

[Wpisując w wyszukiwarkę bloga słowa „Feta” i „teściowa” znajdziecie wiele innych postów.]

Żeby było weselej, mój model  życia diametralnie różni się od modelu Fety. Choć nie do końca, bo dla mnie również ważny jest dom i atmosfera, jaka w nim panuje. Jednak na miejscu nr jeden, jest dla mnie pisanie i moja praca na Korfu (zawsze równorzędnie). Rozwijanie firmy i rozwijanie się w pisaniu. To czy koszulka Janiego jest wyprasowana, jest istotne (bo lubię jak jest wyprasowana), ale nie najważniejsze. Wiem, że gdzieś w tym momencie mój potencjalny Czytelnik zastanawia się właśnie jakie jest u mnie nastawienie w temacie dzieci. Znając moich Czytelników bardzo dobrze, wiem również że mają dużo wyczucia, by nie pytać o to w komentarzach. Nie jest to jednak dla mnie temat tabu, więc wyprzedzając domysły sama odpowiem. Posiadanie dziecka jest dla mnie ważne, ale nie najważniejsze. Wiem, że wszystko w życiu ma swój czas, a mój czas na chęć posiadania dziecka jeszcze po prostu nie nadszedł i tego na siłę nie da się przyśpieszyć. Posiadanie dziecka, zupełnie świadomie, z pewnością będę przeciągać możliwie długo.  Wracając jednak do tematu głównego…

Właściwie normą stało się, że w okresie, kiedy mnie nie ma, do naszego domu przybywała Feta. Robiła w naszym domu wielkie sprzątanie. Przestawiała wszystko w szafkach i szufladach w kuchni, tak by było „nam wygodniej” (ha! ha! każda kobieta wie, że to nic innego jak taka cicha walka o władzę…) . Prała i prasowała wszystkie ubrania Janiego. Gotowała co tylko się dało. Za każdym razem, kiedy wyjeżdżałam na Korfu, już nawet nie pytałam, bo doniesienia o tym co działo się w naszym domu działały na mnie jak płachta na byka.

Ubiegłej zimy byliśmy w Sałatkowym Domu u rodziców Janiego. Pewnego dnia wybrałyśmy się z Fetą na taki babski wypad. Najpierw fryzjer, później zakupy w mieście, a na koniec kawa…

*

-Wiesz… U nas właściwie nigdy nie było w rodzinie takiego modelu, w jakim wy funkcjonujecie. To tak naprawdę bardzo rzadko się w Grecji zdarza… Że pół roku jesteście razem, a pół na odległość…

-Wiem. – odpowiedziałam – Nawet w Polsce, w zasadzie wszędzie, to jest dość nietypowe. Ale tak naprawdę my do bycia na odległość jesteśmy przyzwyczajeni, wie mama…

-Wiem… Ostatnio była w domu dość burzliwa dyskusja…

Nadstawiłam uszy i z otwartą buzią słuchałam co takiego mówiła Feta. Kiedy trzy lata temu, chwilę po naszym ślubie wyjechałam na Korfu otwierać firmę, na wiadomość, co takiego robimy ojciec Fety – Oregano, prawie dostał zawału serca. Według greckiego modelu jak dwa plus dwa równa się cztery, oczywiste było, że będę „przy mężu” i jak najszybciej pocznę  pierwszego w sałatkowej rodzinie wnuka.

-Ale powiedziałam – kontynuowała Feta – że muszą cię zrozumieć. Że ty po prostu taka jesteś. Siedząc w  domu będziesz się dusić i nigdy nie będziesz szczęśliwa. Ty chcesz pracować i się rozwijać. Powiedziałam, że ma się nie wtrącać i dziadek chyba zrozumiał, że mamy już XXI wiek. Każdy musi żyć tak by być szczęśliwym… Po swojemu.

*

Są w życiu rzeczy ważne i ważniejsze. To że Feta zupełnie bez proszenia nadal czyści nam cały dom, w rezultacie jest fajne, bo dzięki temu dom jest czysty. Ale jest to oczywiste  wkraczanie na cudzy teren. Podobnie jak wszystkie towarzyszące temu czynności. Dla mnie obecnie najbardziej liczy się jednak fakt, że moja teściowa, ona naprawdę chce dla mnie dobrze, chce mojego szczęścia i mi sprzyja. Kiedy dochodzi do konfliktu – bierze moją stronę.

Po jakimś czasie tak samo wyszło, że wypracowałyśmy sobie swój nigdzie nie spisany kodeks. Feta może sprzątać sobie w naszym domu wszystko co jej się podoba. Gotuje Janiemu każdą potrawę. I jeśli ma ochotę to prasuje nawet i jego skarpetki (tak… prasuje…), ale nie przestawia żadnych rzeczy. Nie zmienia ich ułożenia.  Nie zmienia dekoracji. Nie dokupuje nowych bibelotów. Tym samym – osiąglęłyśmy porozumienie gdzieś tak w połowie drogi. Trwało to trochę…

Wiem, że temat teściowej jest gorący nie tylko w Grecji. Tu moja rada dla wszystkich dziewczyn, które mają podobny problem. Co należy zrobić…

a)      na początku jasno wyznaczyć swoje granice i prosto z mostu mówić co się nie podoba i czego się nie akceptuje

b)      ostateczne odcięcie pępowiny trzeba zostawić swojemu facetowi – bo to właśnie on powinien ją odciąć, jednocześnie wybierając, czy chce być po stronie matki, czy żony

c)      nie wdawać się w manipulacyjne gierki (typu: „że przecież chciałam dobrze”, „że tak wam będzie wygodniej / lepiej”) – wyznaczenie granicy i bycie w tym konsekwentnym jest kluczowe

d)     pójście na ustępstwa… najgorsze jest  zacietrzewiać się w sobie i  uparcie stawać przy swoim. czasem też trzeba sobie trochę odpuścić, akceptując to że nikt nie jest idealny i dzięki temu spotkać się gdzieś w środku…

  

W konsekwencji. Nasz dom jest idealnie posprzątany. Do teraz w zamrażarce, na wypadek gdyby nie chciało mi się jutro gotować, jest domowa mussaka [nasz przepis na domową  mussakę znajdziecie TUTAJ!]. A przy tym wszystko jest jednak dokładnie tak, jak zostawiłam przed moim wyjazdem. Moja teściowa mnie bardzo lubi i przede wszystkim szanuje moją pozycję w naszym domu.

Ale… Jak to w Sałatce po grecku… Żeby rozwiązać problem, trzeba wcześniej nieźle namieszać…

Dlaczego w pewnym momencie życia, mężczyzna jest tylko „trochę” ożeniony?… czwartek, 16 czerwca 2016

Jeszcze przed samym początkiem sezonu, miałam mocne postanowienie, że mimo intensywnej pracy latem, uda mi się zachować standardową częstotliwość publikowania postów na blogu. Jesteśmy po pierwszych trzech tygodniach i pora spojrzeć prawdzie w oczy. Nie ma na to szans. Kto choć raz pracował w turystyce, doskonale wie, że sezon to jeden wielki wir. W pewnych momentach nie istnieje nic poza pracą. Ta trwa bowiem krótko i dlatego jest często do granic intensywna. Ale do rzeczy… Ujmując krótko. Wygląda na to, że w sezonie letnim posty pojawiać się będą nieco spontanicznie. Trochę jak im się podoba. Są takie momenty, w których życie wymyka się poza jakikolwiek plan.

W każdym razie… Kilka dni temu mieliśmy wycieczkę. Wypłynęliśmy  głęboko w morze, by dotrzeć do Chomi, nazywanej również Rajską Plażą…

*

Dzień jak co dzień.  Wszystko zgodnie ze scenariuszem. Weszliśmy z naszą grupą na łódkę, a ja usiadłam obok Spirosa, żeby dowiedzieć się co tam u niego, bo przecież nie widzieliśmy się całą zimę. W Paleokastritsy, wiele zmian. Na całej wyspie od długiego  czasu słychać było o kłótniach między sternikami. Ten pracuje tylko z tym. Ten z tamtym. Ten wpływa do groty. A tamten nie. Jeden ma dwa dni wolnego, a inny pracuje ciągle przez dwa tygodnie. Jeden wielki chaos. Kłótnie co najmniej trzy razy w ciągu dnia. Zimą interweniowała policja turystyczna i ustaliła sternikom ściśle określone prawo. Od tego czasu w porcie jest taki porządek, że mucha nie siada. Sternicy zaopatrzyli się w zeszyt, w którym systemem kulfoniastych  kropek zaznaczają, kto popłynął w rejs i dokładnie gdzie. Kto kiedy ma wolne. I kto danego dnia  pracuje. Owy zeszyt stał się swoistą „biblią”, w którym wszystko jak należy jest zapisywane.  Zeszyt jest już po wielu przejściach. Co chwile wylewa się na nim jakaś kawa. Wpada do wody. Zabija się nim muchę. Można też zdzielić nim kogoś po twarzy. Jednak najważniejsze – nowy system działa. A nawet sternicy sami stwierdzili, że tak pracuje się im lepiej.

Siedziałam obok Spirosa i z otwartą buzią słuchałam wszystkich tych nowości. Po chwili zeszliśmy na inne tematy.

-A ile Ty właściwie masz lat? – tak jakoś spytałam, wykorzystując  fakt, że w Grecji bez ogródek można pytać o co się chce.

-A ile byś mi dała?

-Tak na oko… 35!

-Mam 42 lata! A jakbym jeszcze trochę nad sobą popracował to bym wyglądał jeszcze lepiej!

-To dlaczego tego nie zrobisz? – pytam.

-Aaaa… – Spiro macha ręką – Teraz nie mam czasu… Ja wiem? Może zimą?

-Spiro… A czy ty masz żonę?

-No, tak trochę… – odpowiada i się śmieje.

-Co znaczy: trochę?

-Nie wiesz?? Hahaha! – zaczyna, wpadając po chwili w zamyślenie. –Ja ci wszystko wyjaśnię. Bo to jest tak…  Jak mężczyzna się żeni to przez pierwszy okres, nic dla niego nie istnieje. Jest tylko żona. Może nie istnieć świat.  Jedno wielkie och! i ach! A później pojawia się pierwsze dziecko i zaczynają się schody, bo dla kobety jej facet przestaje być numerem jeden. I się zaczyna… Pieluchy, kaszki, szraszki… Jeden temat. Ile zjadło. I Ile jeszcze zje. Rozstępy i te sprawy. I właśnie wtedy, facet staje się troche ożeniony. Później pojawia się drugie dziecko i schody są jeszcze bardziej strome. Na pierwszym miejscu jest jedno dziecko, na drugiem drugie i dopiero na trzecim jest facet.  Zaczyna się chodzenie w „podomnych” ciuchach. Stringi zastępują niby to wyszczuplające, beżowe gacie. I wtedy zaczyna się etap, kiedy facet jest już tylko „troszeczkę” ożeniony. Rozumiesz mnie?

-Ale… – zaczynam zdanie, ale w sumie nie wiem jak mam je dokończyć.

-Życie! Moja droga! Takie jest właśnie życie! Też bym chciał żeby wszystko było czarno – białe… Ale nie ma się co tu oszukiwać. Czy ci się to podoba, czy też nie…

Dobijamy do brzegu. Nie chcę wychodzić, bo wiem, że mogłabym dowiedzieć się jeszcze czegoś więcej. Ale na dziś koniec.  Trzeba przyznać, że coś w tym jednak jest…