Na „leniwego kota” (czyli rozwiązanie drugie)… sobota, 28 lipca 2012

źródło: www.imageof.net
    
      Następnego dnia, od samego rana trwała kontynuacja porządków. Tym razem byłam jednak na to przygotowana. Jeśli chodzi o sprzątanie, trzeba to powiedzieć głośno – Feta jest  istnie szalona! Jak więc z czymś niedorzecznym walczyć racjonalnie? Doszłam do wniosku, że normalna reakcja nic tu nie pomoże.
     Poprzedniego dnia rozmawiając przez video – konwersację z moją mamą, na ekranie w tle zobaczyłam moją kotkę. Moja pupilka na każdą życiową sytuację reaguje dokładnie tak samo. Świat może się walić. Jej nigdy nic nie obejdzie. Reakcją na wszystko,  jest leżenie plackiem na plecach i miauczenie. Tylko czasami, tak dla urozmaicenia może podrapać się po uchu, ale absolutnie nic nie jest w stanie wyprowadzić jej z kociej nirwany. Chciałam poczuć się tak samo.
     Przed przyjazdem Fety z Pomidorem sprzątałam cały tydzień. Tak jest – pełne siedem dni! To uczciwe – po tak długim okresie pracy, należy się odpoczynek. Postanowiłam zadbać o siebie, a w szczególności o moje paznokcie!
    Z dołu odbiegały znajome już odgłosy. Tym razem na spokojnie zeszłam po schodach, żeby zrobić sobie śniadanie. Feta pracowała w najlepsze pucując podłogę. Zaproponowałam jej kawę, ale miała już swoją.
    Kiedy zjadłam, Feta była w połowie pucowania, mytej już trzy razy podłogi. Ja tymczasem rozsiadłam się wygodnie na kanapie.
-Dzień paznokcia! – powiedziałam pod nosem po polsku, wyjmując wszystkie narzędzia do manicure. Na stoliku obok ułożyłam całą kolekcję lakierów, żeby nacieszyć tym kolorowym dobytkiem oczy.
    Nie wiem czy Feta nie zauważyła, czy też nic nie chciała powiedzieć, ale swojej pracy nie przerwała ani na chwilę. Nie pozostawało nic innego, jak również zakasać rękawy – zdecydowałam się bowiem na najtrudniejszy dla mnie do wykonania –  francuski manicure!
    Kiedy Feta przeszła do polerowania kantów podłogi, ja przycinałam naskórki. Następnie wzięłam się za piłowanie. Nieugięta Feta, polerowała dalej. Po godzinie skończyłam nadawanie kształtu paznokciom i mniej więcej w tym samym czasie, Feta skończyła z polerką. Naprawdę zsynchronizowałyśmy się niesłychanie, bo kiedy ona zaczęła nakładać  na podłogę nabłyszczającą pastę, ja przeszłam do nakładania lakieru. Po dwóch godzinach pracy: paznokcie były gotowe, podłoga wyczyszczona.  I tym samym – zero reakcji ze strony Fety… Nie poddała się ani trochę.
     Po skończeniu głównego pokoju, przeszła do drugiego, a ja tym samym zaczęłam pedicure. Robiłam wszystko ze spokojem, tak że również i palce u nóg zabrały mi dobre dwie godziny. Tyle też  zajęło wymycie podłogi w następnym pokoju, żaluzji oraz framug okien – prawdopodobnie, bo mogłam rozpoznać tylko po odgłosach.
     Dochodziła 13. Paznokcie u rąk i nóg wyglądały fenomenalnie, ale co najgorsze – były skończone! Feta zaś pracowała dalej, tym razem dla odmiany w kuchni. Jakiejkolwiek reakcji z jej  strony – brak!
    Do przyjścia Janiego pozostały jakieś dwie godziny. Odpoczęłam jeszcze chwilę, wyciągnęłam się leżąc na plecach i ziewnęłam. Po czym wstałam i  udałam się po następny babski gadżet. Czy wiecie ile trwa nakładanie kępków  sztucznych rzęs? Potrafi to trwać nawet i półtorej godziny! Czyli jak znalazł!
    Około 15 z pracy wrócił Jani i wtedy to, Feta definitywnie zakończyła sprzątanie żeby powitać syna. Kończenie pracy zapowiedziała oczywiście na jutro, jak można się było spodziewać – z samego rana.
    Kiedy zawołała nas na obiad, przekonałam się o dwóch ważnych rzeczach:
1)jeśli przykleja się rzęsy na dolnej i górnej powiece – wygląda się co najmniej dziwacznie,
2)uczenie się od matki natury ładnie brzmi, ale sposób na „leniwego kota” w tym wypadku był totalną kalpą.
    Kiedy bowiem zobaczyłam nasz piękny stół, nakryty jakimś nieznajomym obrusem z jeszcze bardziej nieznaną zastawą, myślałam  że ze złości pęknę!  Mieszkanie przepełnione było czystością, którą spotkać można jedynie na oddziałach chorób zakaźnych. W kuchennych szafkach zamieszkały nowe szklanki, talerze, garnki. Nowe ścierki i ręczniki. Ponadto –  te wymyślne plany „co by tu jeszcze”. No cóż… zwrot grzecznościowy „czuj się jak u siebie”, został trochę nadinterpretowany. A tymczasem to ja poczułam się jak gość we własnym domu.
     Sposób na “leniwego kota” zupełnie nie wypalił, a ja stwierdziłam że na nic mi te piękne paznokcie. Znów poszłam na spacer, żeby przejść znaną mi już  trasę po rozum do głowy. I wtedy wymyśliłam rozwiązanie trzecie.  Czekała mnie długa rozmowa z Janim…
 (c.d.n.)

10 myśli nt. „Na „leniwego kota” (czyli rozwiązanie drugie)… sobota, 28 lipca 2012

  1. Bardzo interesujaca opisana historia, gratulacje! Rzeczywiscie, to musi byc niezbyt mile czuc sie jak gosc we wlasnym domu.Zastanawiam sie tylko, czy takie zachowanie Fety wynika moze jednak z nieumiejetnosci siedzenia i nicnierobienia (tak ma moja tesciowa)? A moze , z gory przepraszam, ona Cie nie lubi? Albo jest zazdrosna, ze syn ma wlasne zycie i wlasna kobiete, ktora mu sprzata i gotuje? Czy jej zachowanie jest teraz zupelnie inne niz wtedy, kiedy u niej mieszkaliscie? Marzena

    • Kiedy mieszkaliśmy u rodziców Janiego – było dokładnie tak samo. Ale inaczej to wygląda, jak takie zachowanie przenosi się tym razem na nasz teren… Od tego wydarzenia w czasie realnym upłynęło już jakieś półtora miesiąca, więc mogę już spojrzeć na to z dystansem. I wiem, że nie było to wymierzone przeciwko mnie. To niestety Feta ma ewidentny problem, żeby zaakceptować fakt, że jej syn jest już dorosły.No i wiem, że mnie też lubi.. Ach! Nie będę za wiele teraz pisać, bo wsztstko wyjaśni się w poście za tydzień!Ściski!!

  2. Współczuję sytuacji, te bałkańskie kobiety chyba już takie są. Mnie też brak sił do nich 😛 Mam nadzieję, że trzecie rozwiązanie będzie skuteczne. Ciężko to nawet ignorować, bo tak to urządzi Wam mieszkanie po swojemu. Najlepiej może jakby Jani Fecie coś powiedział, że np.: to Dorota urządza mieszkanie tak jak chce! Zgadzam się z Marzeną- Feta może być zazdrosna o synka, synusia, syneczka 😀 Swoim zachowaniem myśli, że dalej rządzi i sprawuje kontrolę… Jeszcze raz bardzo współczuję i rozumiem. Oby Jani też to rozumiał… Bo najgorzej jak On nie będzie widział w tym problemu. Trzymaj się!

  3. Tak, problem tkwi znacznie głębiej i oczywiście nie chodzi tu tylko o sprzątenie. Myśle, że najtrudniejsze jest zaakceptowanie, że syn/synuś/synulek jest już dorosł i ma własne życie. A matka przystaje być kobietą nr 1. To chyba tak naprawdę musi być bardzo trudne, szczególnie właśnie dla kobiet z południa, które głównie swoje życie koncentrują na domu. A kiedy ten właśnie dom zaczyna być pusty – co wtedy robić? czym się zająć?…

  4. No wlasnie, ten problem ma tez moja mama i kilka cioc, ktore nie mieszkaja na poludniu Europy ale na poludniu Polski, a ten problem to brak pasji, zainteresowan, nieumiejetnosc zorganizowania sobie wolnego czasu poza ogladaniem tv. Zawsze sie zastanawialam, czy to zycie w komunizmie prowokowalo ludzi do takiego totalnego braku zainteresowania czymkolwiek. To by raczej Fety nie dotyczylo;)…. Pozdrawiam, Marzena

    • Szczere i trochę straszne – tak, to jest ten właśnie problem. Jak widać, nie jest on uzależniony od miejsca gdzie mieszkamy. Tylko wszystko zależy od człowieka.

  5. Dorotka prawdziwym aniołem jesteś 🙂 ja bym już dawno za kratami greckiego więzienia siedziała za morderstwo 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.