Maestro. O czym jest grecki serial dostępny na Netflixie?… środa, 31 maja 2023

A możemy tak po prostu posiedzieć razem i nic nie robić, nic nie mówić. Czy nie jest to wspaniała propozycja? Proponował ci ktoś wcześniej taki układ, że nic nie musisz?

Na pierwszym planie jest rodzina. Wydaje się idealna. Wiele osób chce mieć taką właśnie rodzinę i móc tak właśnie żyć. Willa z ogrodem na przepięknej greckiej wyspie, fantastyczne widoki, bardzo duże pieniądze, piękne wnętrza, modne ubrania. Prawdziwy, współczesny raj.

Szybko okazuje się, że opakowanie jest co prawda barwne i niezwykle kuszące, ale nikt z członków tej rodziny nie jest ani trochę szczęśliwy w zakłamanym mikro świecie, w którym żyje.

Rodzice są ze sobą, jedynie dla zachowania pozorów, bo tak wypada. Prócz współnych nastoletnich dzieci, nic ich nie łączy. Sofia dla małżeństwa zrezygnowała z romansu z młodszym od siebie lekarzem. Jej mąż – Fanis jedynie gra idealnego ojca rodziny, tak naprawdę zajmując się przemytem. Dwójka dzieci (Kleia i Adonis) nie ma mają głębszego kontkatu ze swoimi rodzicami. Dorastający Adonis odkrywa, że jest homoseksualistą. A młoda, prześliczna Kleia… No właśnie… I tu odsłania się wątek przewodni całego serialu.


Na wyspie Paxos, gdzie rozgrywa się akcja, pojawia się tytułowy Maestro, czyli muzyk Oresti. Przybywa, a raczej ucieka od swojego życia w Atenach, na bajeczną Paxos, aby zorganizować festwal muzyki. Kleia ma jedynie osiemnaście lat, a Oresti jest grubo po czterdziestce. Dziewczyna wpada mu w oko od samego początku, ale Oresti stawia jasne granice. Wzbrania się przed uczuciem, bo przecież taki związek nie ma w jego świecie racji bytu. Nie wypada być razem – dzieli ich zbyt duża różnica wieku.


Rodzące się uczucie u Klei do starszego od niej nauczyciela muzyki, to główny wątek filmu, który jest prowadzony bardzo subtelnie. Krok po kroku widać jak uczucie między nimi kiełkuje, a później trudno jest je powstrzymać, mimo powszechnych norm, które dominują w społeczeństwie.

Wątek miłości między ludźmi, których dzieli duża różnica wieku, bardzo wciąga. Do tego mamy wątek pojawiającego się w tle zabójstwa. Jest również pokazana rodząca się między Adonisem, a Spirosem miłość homoseksualna. To szczególnie ważny wątek serialu, ponieważ miłość homoseksualna jest pokazana w taki sposób, że można ją zrozumieć. Mamy również poruszony problem przemocy fizycznej, znęcania się w rodzinie. A wszystko to na rajskiej wyspie Paxos, na której z pozorów życie wydaje się płynąć tak idealnie… Warto również zwrócić uwagę na grecką muzykę, która jest niezwykle ważnym elementem tego serialu.

To są główne wątki. Ale o czym tak naprawdę jest historia pokazana w „Maestro in Blue”, który trafił na polski Netflix? Dlaczego ta opowieść tak mocno chwyta za serce i dlaczego ludzie aż tak pokochali ten grecki serial?


W tej opowieści odnajdujemy historie o nas samych. Jest to serial o nas. O ludziach zamkniętych i duszących się we własnych mikro światach, których przytłaczające granice oddzielają od wolności i szczęścia. Te granice do szczęścia tworzą nałożone na nas konwenanse, struktury tego co nam wolno a czego nie, co jest „normą” i co nam wypada, co powiedzą lub pomyślą o nas inni.


„Maestro” wciągnął mnie całkowicie i mogę stwierdzić, że był to jeden z mocniej poruszających mnie seriali. Jest w nim coś więcej niż ciekawe wątki, świetnie napisane dialogi, rewelacyjna gra aktorska, rajskie scenerie oraz muzyka. To serial, który zostaje na długo. Prowokuje by zatrzymać się w swojej codzienności i spojrzeć na siebie i swoje życie z boku. A może ja w jakiejś części swojego życia, robię coś czego tak naprawdę nie chcę, co odgradza mnie od szczęścia i jest sprzeczne z tym, co czuję w środku?


Odgrywanie życia, które jest zgodne jedynie z normami, a nie prawdziwym pragnieniem, przynosi gorycz, poczucie niespełnienia, jest źródłem konfliktów i nieszczęścia.


Wyłamują się ci najmłodsi. Adonis zwyczajnie oznajmia rodzicom, że jest gejem. A Kleia po prostu mówi Orestisowi, że nie obchodzi ją różnica wieku – chce być z nim. Co dzieje się później? Życie zgodnie z prawdą, którą mamy w sobie, wcale nie jest proste. O szczęście – trzeba mocno zawalczyć. Potrzeba ogromnej siły i zaparcia, aby żyć życiem, o którym marzymy w środku.

Prace nad drugim sezonem serialu „Maestro” – już są w toku!
Nie mogę się doczekać kolejnych odcinków, które zapewne pojawią się jesienią.
Kto już widział pierwszy sezon serialu? Jestem bardzo ciekawa waszych opinii!

TUTAJ! sprawdzisz ofertę naszych rejsów z Korfu na wyspę Paxos.

TU! przeczytasz o Durrellach na Korfu.

TUTAJ! jest post o Jamesie Bondzie nagrywanym na Korfu.

Nikos Kazantzakis. “Ostatnie kuszenie Chrystusa”. Dlaczego to dzieło znalazło się na liście ksiąg zakazanych?… sobota, 16 kwietnia 2022

 

 

Przeczytanie „Ostatniego kuszenia Chrystusa” Nikosa Kazantzakisa zajęło mi zdaje się, że nieco ponad rok. Odkładałam tę książkę wiele razy, później znów do niej wracałam. W międzyczasie przeczytałam kilka zupełnie innych książek. Ale tę pozycję czytałam wyjątkowo długo. Kartka po kartce, zdanie po zdaniu, wyraz po wyrazie. Podkreślałam, notowałam, do pewnych zdań i stwierdzeń wracałam po kilka razy i zastanawiałam się nad wszystkim co było tam napisane. Kazantzakis jest mistrzem słowa. Uwielbiam jego proste, mocne sformułowania, jasne porównania i to, że w kilku słowach potrafi zawrzeć tak wiele prawdy o życiu i świecie. „Ostatnie kuszenie Chrystusa” to książka, której nie należy szybko połykać, bo niewiele z niej wtedy zostanie. Warto za to delektować się każdym akapitem. Ta książka jest bezsprzecznie dziełem literackim.

Nikos Kazantzakis (1885-1957) jest jednym z najbardziej cenionych pisarzy greckich. Większość kojarzy Kazantzakisa jako autora najpopularniejszej greckiej książki – „Grek Zorba” (przeczytaj więcej TU!). „Zorba” jest powieścią o dwóch skrajnie innych postaciach, przeciwnych charakterach, które przyciągają się do siebie niczym magnes. Narratorem jest w tej powieści grecki intelektualista, który chce odbudować kopalnię węgla znajdującą się na Krecie. Ten młody Grek wydaje się znać życie przede wszystkim ze świata książek. To właśnie od Zorby przychodzi mu nauczyć się jak można żyć pełnią, zachwycać się morzem, pracować aż do krwi na rękach, kochać całym sobą, jakby nic innego nie istniało.

Na zasadzie przeciwieństwa oparta jest również książka „Ostatnie kuszenie Chrystusa”. Jednak w tej powieści owe przeciwieństwo zawarte jest w jednej postaci – Chrystusa. Ta literacka interpretacja biblijnej historii, przedstawia Chrystusa jako postać wewnątrz której walczą ze sobą dwa pierwiastki: ten ludzki i ten boski. Kazantzakis napisał powieść, gdzie czytelnik poznaje Chrystusa jako człowieka z krwi i kości, który jak każdy z nas nosi w sobie rozterki, wątpliwości, pragnienia, wspomnienia i marzenia. Swój boski pierwiastek Chrystus odkrywa krok po kroku, strona po stronie, walcząc przy tym ze swoimi ludzkimi słabościami. To właśnie obraz ludzkiej strony Chrystusa wywołał sprzeciw kościoła prawosławnego, ale również katolickiego. Nie chodziło jednak tylko o to, ale o tym jeszcze za chwilę…

Jeśli punkt, po punkcie streścić by tę książkę, nie odbiega ona od tego co napisane jest w Biblii. Mamy więc Chrystusa, syna Marii i Józefa, który naucza swoich apostołów. Pojawia się również uwielbiająca Chrystusa, Maria Magdalena. Chrystus wie, że ma zostać ukrzyżowany, by odkupić grzechy ludzi. Tak też się dzieje. Od takiej decyzji wydanej przez lud, król Piłat umywa ręce. Chrystus wisząc już na krzyżu przeżywa zwątpienie. To właśnie wtedy nawiedza go szatan. Ostatecznie dokonuje się śmierć na krzyżu. Tak przebiegają obie historie i raczej nie ma tu większych różnic. Dlaczego zatem ta książka stała się tak problematyczna dla kościoła, że wpisano ją na listę ksiąg zakazanych?

Co dla mnie jest największym atutem tej książki, przez oba kościoły zostało uznane za największy problem. W powieści Chrystus jest przede wszystkim człowiekiem, który myśli, czuje, ma wątpliwości. Jestem wychowana w tradycji katolickiej, więc tę historię zaczęłam poznawać już w przedszkolu, z roku na rok poznając każdy jej szczegół. Dopiero jednak w trakcie czytania tej książki poczułam jak ta opowieść mogła rozegrać się w rzeczywistości. A przede wszystkim: jak mógł czuć się człowiek, który został wybrany na Zbawiciela. Dzięki tak realistycznym opisom Kazantzakisa, czytelnik choć w części może doświadczyć tego, co doświadczał Chrystus.  Wszystko w książce jest bowiem opisane aż tak realnie. Ta lektura jest jak podróż w czasie i jak unikatowa możliwość, by przeżyć tę historię na własnej skórze.

A co jeśli ostatecznie Chrystus nie znalazłby w sobie tej boskiej mocy, aby pozwolić się ukrzyżować? A co jeśli wybrałby zwykłe, dobre życie, jako mąż i szczęśliwy ojciec wielu dzieci? Taką wersję w formie snu Chrystusa również podsuwa ta powieść. I to między innymi ten fragment, w którym Chrystus kuszony przez szatana śni o zwykłym ludzkim życiu, stał się dużym problemem  dla kościoła. Dla mnie jednak wszystko co prowokuje do myślenia, stawiania pytań, podważania i definiowania na nowe, jest wielką wartością. W tym przypadku za ten sam aspekt, ta książka została przez kościół zakazana.

Ostatecznie władze kościoła stwierdziły, że sama historia nie odbiega od tego co zostało napisane w Biblii. Mimo tego książka była zakazana przez oba kościoły: katolicki i prawosławny. Władze kościołów obawiały się, że wielu czytelników mogłoby źle zrozumieć literacką całość. Uznano, że wielu ludzi mogłoby pomylić literacką interpretację bardzo znanego już wówczas autora, z tym co uczy kościół. Sen Chrystusa o zwykłym, ludzkim życiu mógłby zostać odczytany jako coś, co stało się rzeczywiście. Uznając więc, że ludzie opatrznie zrozumieją całą powieść, dużo bezpieczniej było książkę zakazać.

Ja jednak zachęcam. I to całym sercem. W Polsce rozpoczęła się Wielkanoc. W Grecji święta Paschy mamy za tydzień. Jednak pierwszy raz, po przeczytaniu tej właśnie książki, całą tę historię czuję inaczej. Tak jakbym czytając opowieść Kazantzakisa, była tam razem z Chrystusem.

 

 

 

TU! przeczytasz o książce “Grecja. Gorzkie pomarańcze” Dionisosa Sturisa

TUTAJ! przeczytasz o książce “Nić” Victorii Hislop

 

 

 

 

„Nić” Victorii Hislop. Czy warto przeczytać? Zależy… poniedziałek, 8 lutego 2021

 

Nić, Victoria Hislop, wyd. Albatros, 2014

 

O książkach Victorii Hislop, których akcja rozgrywa się w Grecji, z pewnością co najmniej słyszało wiele osób, które interesują się tym krajem. Książka „Nić” stała na mojej półce dobrych kilka lat. Podróżowała ze mną w pudłach, kiedy w tym okresie kilka razy zmieniałam miejsca zamieszkania. Nie mam pojęcia dlaczego do jej przeczytania zabrałam się po tylu latach. O Victorii Hislop słyszałam przecież tyle! A może po prostu, na pewne książki musi przyjść odpowiedni czas?

„Nić” jest opowieścią o losach Kateriny. Główną bohaterkę poznajemy, kiedy jest małym dzieckiem mieszkającym razem ze swoją matką w Smyrnie, czyli dzisiejszym tureckim Izmirze. W wyniku politycznych wydarzeń oraz przez pożar miasta, Katerina wraz ze swoją matką razem z tysiącami Greków, ucieka drogą morską do Grecji. Przez zupełny przypadek mała dziewczynka i jej matka zostają rozdzielone. W wyniku rozdzielenia mała Katerina trafia do Salonik, a jej matka do Aten.

W kolejnych rozdziałach książki poznajemy zagmatwane losy Kateriny, na które mocno wpływają, a właściwie kształtują ówczesne wydarzenia polityczne Grecji. Mówimy tu o ciągu wydarzeń od samego końca I wojny światowej, przez dwudziestolecie międzywojenne, aż po II wojnę i to co działo się w Grecji tuż po niej. Tłem wszystkich wydarzeń są ówczesne Saloniki. Można pokusić się o stwierdzenie, że to miasto jest jednym z bohaterów książki. Dzięki „Nici” można zrozumieć jego historię, poczuć atmosferę dawnych Salonik.

Tytułowa „nić” ma tutaj kilka znaczeń. Najbardziej dosłowne znacznie jest związane z zawodem, który wybiera Katerina – zostaje krawcową. Świat krawiectwa jest istotnym tłem tej książki.  Ale „nić” przede wszystkim zszywa ludzkie historie, losy poszczególnych bohaterów, którzy spotkani raz w życiu, będą ze sobą związani przez kolejne lata. Natomiast ich losy mocno zszyte są z dynamicznie zmieniającymi się wydarzeniami politycznymi Europy i samej Grecji.

 

 

Czy warto tę książkę przeczytać? Czy mogę ją polecić?

Z jednej strony nie, ale z drugiej, tak – jak najbardziej! Wiem… To przewrotne, ale już tłumaczę.

Mimo, że fabuła książki mocno wciąga, ja nie znajduję w niej niczego głębszego. Żadnej głębszej życiowej prawdy, albo czegoś co zmienia lub potrząsa moim myśleniem.  Przede wszystkim tego szukam w książkach, które wybieram do czytania. Historia Kateriny i pozostałych bohaterów jest ciekawa. Ale jest to jedna z wielu historii, która nie pozostawia niczego głębszego poza czytelniczą ekscytacją w poznawaniu losów innych ludzi. Myślę, że za kilka miesięcy nie będę raczej pamiętać co takiego działo się z bohaterami tej książki, jaka była ich historia. Poszczególni bohaterowie wydają się papierowi. Są opisani w bardzo jednoznacznej konwencji: ktoś tu jest albo zły, albo dobry. To taki czarno – biały świat, w którym wszystko jest oczywiste i jasno określone. Główni bohaterowie bardziej niż rzeczywiści ludzie, to po prostu imiona, którym przypisana jest jakaś funkcja w całej fabule. Papierowi bohaterowie to zdecydowanie najsłabsza strona tej książki.

Jednak tę książkę dosłownie połkną osoby, które interesują się historią XX wieku, a w szczególności historią Grecji. Dlatego tak właśnie stało się w moim przypadku! Mimo tego, że wiele elementów mi się w niej nie podoba, połknęłam ją w całości! Nie dla bohaterów i opisów ich losów, ale dla fascynującej narracji z wydarzeń kilkudziesięciu lat historii Grecji ubiegłego wieku.

O wszystkich tych wydarzeniach, które zostały opisane w „Nici” dobrze wiedziałam, czytałam o nich i słuchałam wiele razy. Ucieczka Greków ze Smyrny. Wielki pożar w Salonikach. Wybuch II wojny i jej przebieg w Grecji, a następnie grecka wojna domowa i greckich ruch komunistyczny. W mojej głowie były to jednak zwykłe, pozbawione życia suche fakty. Nic więcej.

Zobrazowanie historycznych faktów, losami poszczególnych bohaterów w tym przypadku udało się Hislop naprawdę wyborowo. Wszystkie suche fakty nabrały tu życia, dzięki czemu można je zrozumieć. Czytając „Nić” oczami wyobraźni można w nich uczestniczyć. Dowiadując się o historii z podręcznika możemy się jej nauczyć. Ale zaczynamy ją rozumieć i czuć, kiedy jest ona częścią losów konkretnego człowieka. Dzięki tej książce historia Grecji tego okresu to nie jest już dla mnie jedynie zbiór faktów, dat i nazwisk. Teraz jest to żywa opowieść, którą rozumiem i czuję.

Z pewnością niedługo przeczytam kolejną książkę Hislop. Czeka na mnie jeszcze bestsellerowa „Wyspa”. Sięgnę po nią przede wszystkim po to, by zrozumieć i przeżyć kolejną część fascynującej historii Grecji.

 

Dziękuję Bacha 😉

 

 

TU! zobaczysz nasz video – przewodnik po Salonikach

TUTAJ! przeczytasz o książce “Grek Zorba” N. Kazantzakisa

TU! przeczytasz o książce “Kronika pewnego miasta” P. Prevelakisa

TU! przeczytasz o książce “Grecja. Gorzkie pomarańcze” D. Sturisa

 

 

 

 

Mój przewodnik po KORFU. Tu możesz go kupić!

 

 

W tym sezonie stuknęło mi już siedem lat pracy jako pilot wycieczek po wyspie Korfu. Siedem pięknych lat, podczas których każdy dzień przynosił nowe doświadczenia, pozwalał na uczenie się czegoś nowego. Obecnie Korfu jest moim domem, miejscem które świadomie wybrałam, by zarzucić moją życiową kotwicę.

„Korfu. Przewodnik po raju” jest książką, w której dzielę się moją wiedzą na temat tej wyspy. Znajduje się w niej zbiór najważniejszych informacji, które przydadzą się wszystkim osobom, chcącym odwiedzić Korfu. Ten przewodnik będzie znakomitym kompasem dla podróżników, którzy chcą świadomie zwiedzać wyspę. Pomoże turystom, którzy  chcą w pełni poznać urok rajskiej Korfu. Spodoba się osobom, które poszukują inspiracji do odkrywania nowych, niezwykłych miejsc.

 

Co znajdziesz w tym przewodniku?

„Korfu. Przewodnik po raju” jest obecnie wydany w formie e-booka. Liczy 241 stron i jest zilustrowany 154 barwnymi fotografiami. Całość podzielona jest na tematyczne rozdziały, dzięki czemu łatwo się jest po nim poruszać.

Znajdziesz w nim informacje na temat geografii, pogody, historii wyspy. W przewodniku znajdują się opisy wszystkich najważniejszych zabytków oraz najpiękniejszych miejsc na Korfu. Są też informacje o ważnych dla wyspy osobach, filmach, które nakręcone zostały na wyspie oraz książkach, które inspirowane były Korfu. Znajdują się również informacje o tutejszej kuchni oraz zestaw najważniejszych ciekawostek i praktycznych wskazówek.

Dokładny spis treści całego przewodnika znajduje się poniżej.

 

 

Jak go kupić? Jaka jest cena?

Cena tego przewodnika w formie e-booka to 45 złotych.

Aby go zakupić dokonaj przelewu bankowego na moje konto. Tutaj są dane:

 

DOROTA KAMIŃSKA

Citi Handlowy

97 1030 0019 0109 8550 0005 6218

W tytule wpisz: PRZEWODNIK PO KORFU

 

Następnie na adres mailowy: kontakt@salatkapogrecku.pl wyślij maila, gdzie napiszesz:

a) na jakie imię i nazwisko dokonałeś przelewu?

b) na jakiego maila wysłać Ci przewodnik?

 

Kiedy tylko Twoja wpłata zostanie zaksięgowana, na podany adres mailowy dostaniesz przewodnik w formie e-booka w formacie PDF, wraz z instrukcją obsługi jak go otworzyć.

 

Miłej lektury! Mam nadzieję, że całość Ci się naprawdę spodoba!

 

Sprawdź ofertę naszych firmowych wycieczek po wyspie Korfu, klikając TU!

 

Przykładowe strony e-booka

 

 

Kim byli Durrellowie i co robili na Korfu? Historia wolnych ludzi… niedziela, 31 marca 2019

 

Durrellowie z Korfu, nowa książka wydawnictwa Noir sur Blanc

 

Kiedy mam chwilę wolnego i chcę dobrze zjeść, najczęściej idę do Hrissomalidis, znanej, starej tawerny, która znajduje się w samym mieście Korfu, rzut beretem od Liston. Uwielbiam siąść na zewnątrz, na jednym z zawsze chwiejących się krzeseł, stojącym na nierównym bruku, który pamięta jeszcze czasy Wenecjan. W środku tawerny zawsze pachnie domowym jedzeniem, czasem i czystością. Przestrzeń zajmuje część kuchni, kilka stolików i krzeseł oraz wielki piec. Na ścianie po prawej stronie, wiszą stare zdjęcia. Moją uwagę zawsze zwracało jedno.  Trzech wesołych facetów. Jeden przykrywa uszy, drugi usta, a trzeci oczy.

-Spiro, kim oni są? – spytałam pewnego dnia właściciela, kiedy czekałam na rachunek.

-Ten z prawej to jeden z męży Reny Vlahopoulou, ten w środku, to jest kuzyn mojego ojca. A ten z lewej, to jest Durrell. Gerald Durrell. Czasem u nas jadał.  

I już wiem dlaczego zawsze tak ciągnęło mnie do tego miejsca. Kto wie… Być może za chwilę zjem z talerza, na którym kiedyś jadł Gerald Durrell.

 

 

Egzotyczne Indie, zamglona Anglia. Skąd Durrellowie wzięli się na Korfu?       

 

Lawrence, Gerald, Leslie i Margo to dzieci wdowy Louisy Durrell. Dzieci wychowały się w Indiach, gdzie pracował ich ojciec, który niespodziewanie zmarł. Gdyby nie jego śmierć, zapewne życie całej piątki wyglądałoby zupełnie inaczej i pewnie nigdy nie związałyby się z Korfu. Lawrence Durrell, głowa rodziny, był wspaniałym człowiekiem, a jego śmierć była tragedią. Ale nawet z tragedii, czasem rodzi się coś pięknego. Po nagłej śmierci ukochanego ojca rodziny, Louisa z dziećmi wraca do Anglii. Żyjąca w egzotycznych, barwnych i pachnących aromatycznymi przyprawami Indiach, rodzina nie umie znaleźć miejsca w wiecznie zamglonej i nazbyt poukładanej Anglii. Dzieci w Anglii się męczą, Louisa jest samotna i często zagląda do butelki. Na pomysł, żeby przenieść się na Korfu, wpada Lawrence – najstarszy z całej czwórki. Podobno jest tam pięknie jak w raju, a przy tym na angielskie warunki jest bardzo tanio. Tak właśnie Durrellowie przenoszą się na grecką wyspę Korfu.

 

Korfu. Zastrzyk życia

 

Początki nie były łatwe. Ale krok po kroku, każdy na wyspie odnajduje swoje miejsce. Lawrence zajmuje się pisaniem, konsekwentnie dążąc do celu zostania wielkim pisarzem. Bujna przyroda Korfu rozbudza w małym Geraldzie niewiarygodne na tak małego chłopca, zainteresowanie światem zwierząt. Leslie wstępuje do miejscowej policji, a Margo dorasta ciesząć się na wyspie wolnością i życiem.

W środowisku Brytyjczyków, którzy mieszkają na wyspie, rodzina Durrellów, wzbudza zgorszenie. Według angielskich wyspiarzy Lawrence ma zbyt przyjacielskie stosunki z miejscowymi wieśniakami („poklepuje ich po ramieniu”). Razem ze swoją żoną Nancy – pływają w morzu nago! A Margo opala się w bieliźnie na skale. Na dodatek dom Durrellów jest również mieszkaniem dla najróżniejszych zwierząt, ptaków i owadów Geralda, które pomieszkują między innymi w wannie. Są głośni, często się kłócą i nie przestrzegają zasad panujących w tamtych czasach. Mówi się, że charakterem bardziej przypominają Greków, niż Anglików. I tak w jest. Durrellowie nie potrafili odnaleźć się w Anglii, za to na Korfu czują się świetnie. Co ważnego dzieje się dla rodziny na wyspie? Każde z członków najpewniej staje się wolnym i w tej wolności odnajduje swoje szczęście.

Kilka lat później to właśnie Korfu stanie się inspiracją książek Lawrenca (m.in. Jaskinia Prospera), który w dorosłym życiu dostanie nomimację do Nagrody Nobla w dziedzinie literatury. I to właśnie na Korfu, z daleka od sztywnego systemu edukacji, Gerald zostawiony nieco sam sobie, rozwija ogromną pasję do świata zwierząt, by w przyszłości otworzyć swój ogród zoologiczny i pisać książki. Po trudnych latach rodzina Durrellów odżywa. Korfu swoją magiczną atmosferą rozpala w nich życie.

 

II wojna światowa. Ucieczka z płonącego raju

 

Durrellowie  na Korfu kilka razy zmieniają swoje miejsca zamieszkania. Na początku mieszkają w mieście Korfu. Później wynajmują willę w Peramie, przenoszą się do innej w okolicach Kondokali. Lawrence z Nancy mieszkali w domu nad samym morzem w Kalami. Te kilka idyllicznych lat przerwała II wojna światowa. Rodzina ucieka z Korfu, jest w rozsypce, częściowo później mieszka w Anglii. Jednak Korfu do końca, zajmować będzie w ich pamięci ważne miejsce – miejsce, gdzie spędzili kilka lat życia jak w raju. Okres magicznego dzieciństwa najmocniej odcisnął się na życiu Geralda, którego postać dziś najmocniej wiązana jest z Korfu.

 

Książki Gerrego. Sława, która razem ze słowami spada z pióra

 

Gerry od 9 roku życia przestaje chodzić do szkoły. Miał prywatnych nauczycieli, ale jego starszy brat Lawrence: „(…) upierał się, by pozwolić Geraldowi żyć po swojemu. Nie chciał by go zepsuto.”  Na Korfu Gerry miał rewelacyjne warunki, by rozwinąć swoją pasję. W ukierunkowaniu zainteresowań chłopca ogromnie pomógł Theodore Stephanides, który staje się dla Geralda mentorem świata przyrody i przyjacielem. W dorosłym życiu Gerald pozbawiony przecież standardowego oprogramowania: stablilna praca, zarabianie pieniędzy, ustatkowanie; zaczyna podróżować po świecie. Wynajduje rzadkie gatunki zwierząt, które zamiast sprzedawać angielskim ogrodom zoologicznym, zwyczajnie je im oddaje. Zawsze bowiem chodzi mu o dobro samych zwierząt. Jednak z czegoś żyć trzeba  i dlatego Gerald zaczyna pisać zabawne opowieści o swoich przygodach, w których zawsze ważnym elementem są zwierzęta. We wspomnieniach wraca do idyllicznych lat na Korfu i opisuje barwne przygody swojej rodziny. Książki zdobywają serca ludzi, co przekłada się na sławę i konkretne sumy pieniędzy.  W przeciwieństwie do swojego brata – Lawrenca, Gerald  stwierdza, że: „(…) on [Lawrence] lubi pisać, a ja nie. Dla mnie to tylko sposób, by móc zajmować się zwierzętami, nic więcej.”

Czy tego chce, czy też nie, książki Gerremu z pióra spadają same i to dzięki nim może dalej podróżować i niedługo później otworzyć swoje własne zoo, które nie tyle dostarcza ludziom rozrywki, co przede wszystkim opiekuje się i chroni rzadkie gatunki.

Lawrecne zdobędzie rangę jednego z najbardziej uznanych angielskich pisarzy. Ma za sobą lata pracy, pisarski warsztat. Ale to Gerry szybko staje się sławny. Kiedy Lawrecne musi szukać najróżniejszych dodatkowych prac by móc poświęcić się pisaniu, Gerry zarabia na pisaniu by móc zajmować się zwierzętami. Przyznacie, że to całkiem zabawne.

 

Korfu. Najpiękniejsze wspomnienia z życia

 

Życie poplątało losy wszystkich członków rodziny. Lawrence, nad czym pracował całe życie – stał się wielkim pisarzem, w międzyczasie zmienia żony.  Gerry stracił swoją towarzyszkę życia, która uznała że zwierzęta są dla niego ważniejsze niż ona. Ale jako starszy mężczyzna znajdzie miłość w kobiecie, z którą dzieli swoją pasję. Do końca swoich dni, pozostaje z nim również jego matka – Louisa. Margo w Anglii będzie prowadzić swój pensjonat.  A Leslie zostaje strażnikiem kamienicy. Tych kilka lat spędzonych na Korfu, chyba dla każdego z Durrellów będzie najlepszym okresem życia.

 

Magia Korfu. Wyspa ludzi świata artystycznego

 

Korfu od zawsze przyciągała do siebie ludzi ze świata artystycznego. Za zaproszeniem Lawrenca, przybył tutaj Henry Miller, który również rozkochał się w wyspie i pisał o niej w Kolosie z Maroussi. Na Korfu przebywał Zbigniew Herbert. Ukojenia po śmierci syna szukała tutaj cesarzowa Sisi. W dalekiej przeszłości Korfu odwiedziła Kleoparta i sam Neron. Zawsze chętnie pomieszkiwała tutaj również arystokracja.

Co takiego ma w sobie wyspa, że przyciąga pisarzy, arystokrecję, ludzi wielkich? Prawdziwej magii, uroku, tej właściwiej sobie energii, nie da się ubrać w słowa. Nikt przecież tak konkretnie nie wie, dlaczego zakochani wybierają się do Wenecji. W czym tak dokładnie tkwi urok Paryża. Wszystkie zachody słońca są piękne, ale dlaczego to na Ia na Santorini, kiedy zachodzi słońce, ludzie biją brawo? Dlaczego więc to właśnie Korfu w Durrellach rozpaliła życie? Dla wielu Korfu, to wyspa szczęścia.

 

SPRAWDŹ PROGRAM NASZYCH WYCIECZEK PO WYSPIE KORFU:

salatkapogrecku.pl

 

Tekst został napisany na podstawie książki:

Durrellowie z Korfu, Michael Haag, wyd. Noir sur Blanc, Warszawa, 2018

Wszystkie wykorzystane do tekstu cytaty pochodzą z w/w książki.

 

 

 

Książki z Korfu w tle, które mogą cię zainteresować:

 

GERALD DURRELL: Moja rodzina i inne zwierzęta

Moje ptaki, zwierzaki i krewni

Ogród Bogów

 

LAWRENCE DURRELL: Jaskinia Prospera

Henry Miller – Lawrence Durrell. Listy

 

HENRY MILLER: Kolos z Maroussi

 

Dokument nakręcony razem z Geraldem Durrellem dla BBC: Corfu, Garden of the Gods (1967)

 

 

 

Zadedykuj mi jedną kąpiel w morzu… O tym jak umierają Grecy… piątek, 3 listopada 2017

To Teleftaio Simeioma (Ostatnia Wiadomość), reż. Pantelis Voulgaris, 2017

To Teleftaio Simeioma (Ostatnia Wiadomość), reż. Pantelis Voulgaris, 2017

Nie miałam najmniejszej ochoty iść na ten film. Był pierwszy listopada. Nawet w Grecji zrobiło się nieco szarzej i znacznie zimniej. Na dodatek ta zmiana czasu… Tak nagle zaczęło się robić ciemno. Ostatnie na co miałam ochotę,  to patrzeć na to jak hitlerowcy  w szarym więzieniu znęcają się nad swoimi ofiarami. Ale tak jakoś się stało. Może tym razem to nie ja wybrałam film, a stało się odwrotnie?

W wielu greckich kinach jest tak, że po połowie filmu zapala się światło i jest kilkuminutowa przerwa. Daję słowo! Po godzinie patrzenia na wymyślne sposoby katowania przez nazistów swoich ofiar, miałam ochotę wyjść. I naprawdę mało brakowało, a tak bym zrobiła.

„Ostatnia wiadomość” (To Teleftaio Simeioma), film w reżyserii Pantelisa Voulgarisa, właśnie teraz jest grany w greckich kinach. Jest to prawdziwa opowieść o greckich więźniach trzymanych w obozie w Kiesariani, mieście w pobliżu Aten. Jest rok 1944. W obskurnym więzieniu hitlerowcy, jak maszyny do katowania, trzymają i znęcają się nad Grekami. Z całego tłumu postaci, wyłuskana jest historia Greka, który dobrze zna niemiecki, więc zostaje tłumaczem między Grekami, a Niemcami. I to właśnie postać Napoleona jest wątkiem przewodnim, który prowadzi całą tę opowieść.

Po pierwszej połowie filmu miałam wrażenie, że ta historia nie wiele mi mówi, niewiele wnosi. Jest nostalgicznym obrazem tego co działo się w Grecji podczas II wojny światowej. Tego, co działo się wtedy z ludźmi. Ale nic więcej.

Momentem kulminacyjnym filmu jest chwila, kiedy zostaje podana wiadomość, że 200 więźniów zostanie przetransportowana. Gdzie? Po co? Tego jeszcze nikt nie wie. Początkowa radość, chwilę później miesza się z niepewnością. A ta szybko zamienia się w tragedię, bo okazuje się, że 200 osób ma zginąć.

Jak reagują Grecy? W tym miejscu zaczyna się dla mnie ten film… Scena, która pokazuje noc przed rozstrzelaniem, dosłownie wcisnęła mnie w fotel i jeszcze na samą myśl, czuje ciarkę na ciele.

200 skazanych gromadzi się w wielkiej sali. Co robią? No właśnie… Co robią Grecy, wiedząc że następnego dnia będą martwi? Do sali wchodzi mężczyzna, który zaczyna grać na skrzypcach  i śpiewać radosne, tradycyjne greckie pieśni. Ktoś zaczyna stukać łyżką o metalową miskę, a ktoś inny wystukuje rytm. Śpiewają i tańczą wszyscy, tworząc wspólny krąg. Ani w tym tańcu, ani w śpiewie, nie ma nawet namiastki tragedii. Panuje atmosfera, jak przed czymś bardzo wzniosłym i ważnym. Ale wcale nie strasznym,  czy też bynajmniej tragicznym.

Jak wyjdziesz stąd… Zadedykuj mi jedną kąpiel w morzu…

Co dla Greków jest najważniejsze? O czym myślą przed śmiercią? O morzu. O czerwonym winie. O zachodzie słońca. O swoich przyjaciołach, miłościach i rodzinie… To za życia jest najważniejsze…

Śmierć nie jest przecież ani tragedią, bo wcale nie oznacza końca…

Christo… Musimy się jeszcze spotkać!!!

Tak krzyczy jedna z kobiet, do młodego mężczyzny, który razem z tłumem idzie na rozstrzelanie. Ona wcale się z nim nie żegna.

Śmierć, jest tu jak przejście do innego świata.  To nie tragedia, a coś niezwykle ważnego. Dlatego wszyscy, którzy za kilka chwil mają zginąć, do tego się przygotowują. Nigdy wcześniej w żadnym filmie nie widziałam takich scen. Mężczyźni dokładnie się golą. Zakładają białe koszule i swoje najlepsze ubrania. Kiedy idą razem zesłani na śmierć, idą pewnym krokiem, wyprostowani, z wysoko uniesioną głową. Idą tak jakby mieli do załatwienia bardzo ważną sprawę.  A dosłownie na kilka sekund przed tym jak kula trafi w ciało… Scena, która robi ten film. Jeden z Greków wyjmuje z kieszeni grzebień i powoli, skrupulatnie przeczesuje swoje włosy. Patrzy prosto przed siebie. Ze spokojem i pewnością, że nikt tak naprawdę nie może go zniszczyć. I jest gotowy. To co widać w oczach każdej z 200 osób, to miażdżąca wroga, niemożliwa do naruszenia duma.

Duma jest tu słowem kluczem. Dla tej niezwykle pięknej sceny. Dla całego filmu. I dla Greków. Słowo, które najlepiej opisuje  Elladę. Siła, która bije z oczu wszystkich Greków.

 

 

Przewodnik po KORFU, cz. 23 – „Tylko dla Twoich Oczu”, czyli James Bond na Korfu… piątek, 9 grudnia 2016

Lubię co jakiś czas zobaczyć Jamesa Bonda, ale przyznam się że raczej nie należę do najlepszych znawców tematu. Mogę więc tylko zacytować opinie tych, którzy na Bondzie  naprawdę dobrze się znają, że „Tylko dla Twoich Oczu” z Rogerem Moorem w roli Jamesa Bonada  (For Your Eyes Only, 1981, reż. John Glen), która nagrywana była na Korfu, jest jedną z najlepiej zrobionych części przygód agenta 007.

Z wiadomych względów  tę część Bonda  po prostu pochłonęłam. Oglądałam ją już trzy razy i myślę, że któregoś z zimowych wieczorów znów sobie ją przypomnę. Scenariusz, jak to u Bonda. Jest Bond. Jest piękna kobieta. Czarny charakter. Cały czas ktoś kogoś goni, albo przed kimś ucieka. Można przy tym zobaczyć na jakim poziomie była technologia lat 80tych. Jakimi samochodami jeżdżono. Jaka dokładnie była wtedy moda. Jaki wśród kobiet panował ideał piękna. Kto miał najlepszy głos i jaka piosenka była wtedy hitem.

Mniej więcej 70% scen z tego filmu rozgrywa się właśnie na Kerkirze. Nie można było sobie wyobrazić lepszej reklamy dla wyspy, dla której już wtedy turystyka była ważnym źródłem dochodu.  Sceny na samej Korfu zaczynają się od rejsów w Paleokastritsy. Jest kilka scen z miasta Korfu, w których widać odwiedzających wyspę turystów. Widać  monastyr Vlacherna oraz Mysią Wyspę. Kanoni w filmie wygląda dokładnie tak samo jak dzisiaj. Jest również jedna z najsłynniejszych scen pościgu, kiedy James Bond w żółtym Citroenie gna przez Arillas, gdzie drogi są najwęższe i najbardziej pokręcone na całej wyspie. Oglądając tego właśnie Bonda, można zobaczyć jak niegdyś wyglądał Achillion, kiedy było w nim kasyno. Przyznam, że uwielbiam szczególnie tę scenę. Na jednej z nich, kiedy Bond je kolacje, siedzi dosłownie metr od miejsca gdzie kończąc już wycieczkę robimy zdjęcie grupowe.

Kadr z filmu. Bond ze swoją dziewczyną na zakupach w mieście Korfu

To co jest dla Korfu najfajniesze, to fakt że na filmie zostały pokazane naprawdę wszystkie najpiękniejsze miejsca wyspy. Film ogląda się niesamowicie przyjemnie. Wypełniają go ujęcia przepełnione słońcem. Dużo w nim morza i zieleni oraz fantastycznych widoków.  W tamtym okresie lepszej wizytówki Kerkira nie mogła sobie wymarzyć. Po obejrzeniu człowiek autentycznie ma ochotę zabookować bilet na Korfu i raz, dwa lecieć  na wyspę. Mamy więc z jednej strony najepiękniejsze i najważniejsze miejsca, niesamowite widoki, ale również autentyczny obraz tego, jak wyglądali, ubierali się, zachowywali mieszkańcy Korfu w tamtych czasach.

Pierwsi turyści lądują na Korfu w latach 50tych. Te trzydzieści lat później ruch turystyczny jest już rozwinięty, ale z pewnością film zwiększa zainteresowanie wyspą.  Film szczególnie przyczynił się do rozreklamowania jeszcze innego, ważnego dla Grecji miejsca – Meteor. Do dziś trudno w to uwierzyć, ale jeszcze na początku lat 70tych nikt o Meteorach nie słyszał. To właśnie James Bond, którego sceny końcowe zostały nagrane w Meteorach faktycznie przyczynił się do rozsławienia tego niesamowitego miejsca. W znanej scenie końcowej, Bond wspina się po pionowej ścianie do jednego z monastyrów. Mamy niesamowite widoki Meteor oraz ujęcia wnętrz.

Jeśli tego lata macie w planach wybrać się na Korfu, albo chcecie przypomnieć sobie klimat wyspy – koniecznie zobaczcie „Tylko dla Twoich Oczu”. Film ogląda się naprawdę świetnie, konfrontując to co widzi się na ekranie, z tym jak Korfu wygląda ponad trzydzieści pięć lat później.

 

Rethymno. Dawniej i dziś… czwartek, 3 grudnia 2015

Latarnia w Rethymno

Latarnia w Rethymno

Rethymno, położone na północnym wybrzeżu, to jedno z trzech największych miast Krety. Spacerując jego ulicami, również dziś widzi się wciąż żywe ślady po kulturach, które przez wieki to miasto  kształtowały. Weneckie rzeźby zdobiące okna, czy też niewielkie, tureckie meczety. A wśród nich niezliczona liczba sklepików dla turystów,  tawern z nowoczesnym wystrojem wnętrz, czyli oznaki, że miasto oddycha współczesnością.

Rethymno jest miastem szczególnym również z tego względu, że doczekało się własnej książki. Nie chodzi jednak wcale o przewodnik turystyczny, ale o książkę, która opisuje jego historię, niczym biografię, tak jakby  było żywą osobą. Mowa tu o  „Kronice  pewnego miasta” Pandelisa Prevelakisa, która jest  piękną opowieścią o   miejscach i mieszkańach, które Rethymno tworzyli.

Największy okres świetności Rethymno przeżywało w XVI wieku – okresie dominacji weneckiej. To właśnie wtedy powstała ogromna forteca oraz  port z latarnią morską. Od XVII wieku Rethymno należało do Turków, którzy z roku na rok zmieniali miasto tak bardzo, że po czasie wyglądało niemalże jak typowe miasto tureckie. Pod koniec XIX wieku cała Kreta uzyskała autonomię. Piętnaście lat później przyłączono ją do Grecji. Kolejną zmianą w dziejach miasta było wysiedlenie ludności tureckiej oraz zislamizowanych Greków. Na miejsce starych  mieszkańców przybywali Grecy mieszkający wcześniej w Azji Mniejszej.

Prevelakis opisując miasto swojego  dzieciństwa wraca pamięcią do okresu, kiedy Kreta uzyskała niepodległość, a następnie została przyłączona do Grecji. Według  opisów Prevelakisa miasto wtedy kwitło, będąc miejscem w którym żyli w symbiozie Grecy z Turkami. „Kronika pewnego miasta” jest porównaniem tego  jak Rethymno wyglądało w czasie dzieciństwa Prevelakisa i później, kiedy jako dorosły człowiek autor  wraca do miasta po latach. Wtedy też Rethymno zaczęło boleśnie podupadać. Półki w luksusowych niegdyś sklepach zupełnie opustoszały i  pokryły się kurzem. Przepiękne stare, weneckie i tureckie budowle, opuszczone zaczęły niszczeć.

Dopełnieniem historii miasta jest jego opis z lat 70., autorstwa Bartosza Barszczewskiego. Ten opis jest jednocześnie pozytywnym zakończeniem książki, bo kiedy Barszczewski przebywał na Krecie, Rethymno znów zaczęło się rozwijać. To właśnie wtedy też do miasta zaczęli przybywać pierwsi turyści.

Kiedy tylko dojechaliśmy do Rethymno bardzo ciekawiło mnie to, jak miasto wygląda dziś. Jak wykorzystany został jego kulturowy i geograficzny potencjał? Przyjechaliśmy chwilę po zakończeniu turystycznego sezonu, wiec miasto wydawało się odpoczywać. W wąskich, krętych uliczkach toczyło się spokojne, zupełnie współczesne już życie. Studenci wychodzili z zajęć, a mieszkańcy powoli wypełniali okoliczne kawiarnie i tawerny. Miasto żyło, ale nie ruchem turystów, a swoim naturalnym jesienno – zimowym rytmem. Bez splendoru i oznak wielkiego bogactwa, ale w przyjemnej równowadze, dającej  wyczuć, że żyje się tu dobrze i spokojnie.  Pewnie latem przez wąskie ulice miasteczka nie da się łatwo przejść, bo turystów muszą być tłumy.

Rethymno to wciąż jeszcze jedno z takich miast, które mimo dużego zainteresowania turystów, ma w ofercie to co jest bezcenne, czyli taką najprawdziwszą Grecję. Tu dodatkowo z  mocno odczuwalnym wpływem weneckim oraz tureckim. Warto mieć świadomość tej ciekawej mozaiki kulturowej, kiedy przylatuje się tu na latnie wakacje. A „Kronika pewnego miasta”, to niezastąpiony przewodnik, który koniecznie trzeba ze sobą mieć spacerując po wąskich uliczkach Rethymno.

Forteca miasta

Forteca miasta

Link do książki „Kronika pewnego miasta” jest TU!

Link do mojej recenzji książki Pandelisa Prevelakisa jest TUTAJ!

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Przeczytaj to, kiedy jesteś w biegu… Jeden z najpiękniejszych fragmentów, jednej z najpiękniejszych książek o Grecji… poniedziałek, 30 listopada 2015

“Myślałem, jak szczęśliwy jest człowiek, któremu przed śmiercią dane było żeglować po Morzu Egejskim.

Wiele rozkoszy kryje w sobie ten świat – kobiety, owoce, idee. Ale pruć w to morze w czasie cichej jesieni, szepcąc imię każdej wyspy – to rozkosz, która zdolna jest przenieść serce człowieka wprost do raju. Nigdzie tak łagodnie i łatwo nie przechodzi się od rzeczywistości do marzenia.

-Po co?! Po co?! – Czyż nie można zrobić coś bez celu? Tak sobie, bo tak ci się podoba.

Piękna wieś, panie, pełno tam wszystkiego: chleb świętojański, groch, oliwki, winnica. A tam na piaskach rosną najwcześniejsze na Krecie ogórki, pomidory, oberżyny, melony. Afrykański wiatr przyśpiesza ich dojrzewanie. Jeśli położysz się nocą na plantacji, usłyszysz jak trzeszczą dojrzewając.

-Jesteś młody, szefie. Jesteś młody, zdrowy  i dobrze jesz i pijesz, wdychasz czyste morskie powietrze, gromadzisz siły. I na co je obracasz? Śpisz samotnie. Szkoda! Nie trać czasu, idź tam jeszcze tej nocy. Życie jest proste, szefie. Nie komplikuj go!

-Zmiana życia – zmiana planów! Przestałem wspominać co było wczoraj, przestałem myśleć co będzie jutro! Interesuje mnie tylko to, co się dzieje dziś, teraz! Pytam siebie: “Co właśnie robisz, Zorba? Spię! Więc śpij dobrze! A co robisz obecnie, Zorba? Pracuję. Więc pracuj dobrze! Co robisz teraz, Zorba? Całuję kobietę. Więc całuj ją mocno, Zorba, zapomnij o wszystkim, nic więcej  nie istnieje na świecie, tylko  ona i ty.”

Nikos Kazandzakis, Grek Zorba, Książka i Wiedza, Wa-wa 1986, s. 236

Przeczytaj więcej…

 

„Grecja. Gorzkie pomarańcze” Dionisosa Sturisa. Dlaczego mimo, że ta książka jest świetna, to wcale mi się nie podoba?… środa, 10 czerwca 2015

    Nie wiem czy kiedykolwiek na rynku polskim została wydana książka, która w tak przystępny i tak bardzo oddalony przewodnikowemu sposobowi pisania, opisuje Grecję. Żadnej innej takiej książki na temat Ellady, jeszcze nie czytałam.

    Dionisos Sturis jest dziennikarzem Radia TOK FM. Jest w połowie Polakiem, w połowie Grekiem. W okresie największych strajków relacjonował sytuacje w Grecji.

     „Gorzkie pomarańcze”, to książka którą konstruują  dwa główne wątki. Pierwszy to opis sytuacji Grecji w obliczu kryzysu. Natomiast drugi, to opowieść Dionisa o poszukiwaniu własnych korzeni i chęci ich zrozumienia. Oba wątki przeplatają się wzajemnie, tworząc całość.

     Książkę czyta się z ogromną przyjemnością, bo Sturis ma niesamowitą umiejętność obrazowego opisywania. To jedna z takich pozycji, która wciąga czytelnika w narracje, a później powoduje, że płynie się razem z nią. Opisy strajków, rozmowy z emigrantami, obrazowanie sytuacji Grecji podczas kryzysu. A jednocześnie bardzo osobista opowieść o okrutnym ojcu, losach stłamszonej przez niego matki i Greków, którzy  musieli uciekać z Grecji między innymi do Polski. Ta bardzo osobista historia rodziny Sturisa, jest jednocześnie przykładem jak wielka polityka wpływa, kształtuje życie jednostki. To taki mądry zabieg, który powoduje, że czytając o losach konkretnej osoby, człowiek dowiaduje się o wielkiej historii.

   Pod względem merytorycznym i językowym, książka jest rewelacyjna. Mimo tego, wcale mi się nie podoba. Czytając miałam więc zupełnie sprzeczne uczucia. Zarwałam przez nią kilka nocy, nie mogąc przestać czytać.  Ale z drugiej strony wywoływała we mnie oburzenie. Dlaczego?

    Gdzieś mniej więcej już po pięćdziesiątej  stronie zaczęłam odnosić wrażenie, że Sturis Grecji nie lubi. Chce ją poznać, zrozumieć i  oswoić. Podróżuje po niej, rozmawia z ludźmi i uczy się języka. Mimo tego nie potrafi jej nie tyle pokochać, co po prostu zwyczajnie polubić. Pisząc o drodze do Meteor, opisuje przydrożne śmieci. Smaku tsipouro nie znosi. Zachwyt nad Akropolem, jak sam przyznaje – jest udawany.  A Saloniki to według  niego jedno z okropniejszych miast Grecji. Tak wyliczać można jeszcze długo.

    Nie trzeba być psychologiem, żeby zrozumieć, że jeśli matka Sturisa z Grecji uciekła, a mąż Grek był zwyczajnym tyranem, to dla Dionisa  jego druga ojczyzna będzie się jawić jak zmora z dzieciństwa. Co prawda można ją zrozumieć, ale pokochać będzie bardzo trudno.

   Dokładnie w połowie książki, Sturis szczerze odpowiada na pytanie: „So, what do you love about Grece?  I czy  ja w  o g ó l e?”.[1]

   Sturis opisuje więc Grecje jak przez bardzo ciemne okulary. Kryzys. Rozmowy z emigrantami walczącymi o prawo stałego pobytu. Opowieści o tych, którzy zginęli przepływając rzekę Ewros.  Liczne przykłady korupcji. Wiecznie nierozwiązane problemy. To wszystko jest oczywiście prawdą i niczemu nie można zaprzeczyć. Ale to jest taka najciemniejsza strona Grecji, a wcale nie jej całość.

   Odmian pomarańczy jest  wiele. Bardziej, mniej słodkie. Takie, które nadają się bezpośrednio do jedzenia, albo takie, z których wyciska się soki. W wielu miastach Grecji, przy głównych ulicach, rośnie specyficzna odmiana pomarańczy. Ich owoce są niesamowicie gorzkie i nie nadają się do bezpośredniego jedzenia. Służą przede wszystkim ozdobie. Tytuł książki jest więc niezwykle trafny. „Grecja. Gorzkie pomarańcze”. Czyli właśnie te, które sadzi się w miastach jako dekoracje. Sturis opisał więc Grecję, tak jakby smakując tylko  jednej odmiany pomarańczy. Tej, która jest najbardziej gorzka. Mimo wielkiej wartości tej książki, ta pozycja nie pokazuje  obiektywnego obrazu całej Ellady.

 

Grecja. Gorzkie pomarańcze

Dionisos Sturis

Wab

Warszawa, 2013

 

 


[1] Grecja. Gorzkie pomarańcze, Dionisos Sturis, Wab, Wa-wa, 2013, s. 137