Atrakcje Paleokastritsy. Przewodnik po KORFU, cz. 39… piątek, 15 marca 2024

Paleokastritsa

Paleokastritsa jest najpiękniejszą miejscowością nadmorską na Korfu. To absolutnie jedno z najważniejszych miejsc, które warto odwiedzić będąc na wyspie. O pięciu najważniejszych miejscach na wyspie Korfu przeczytasz w TYM! poście. Czym ta miejscowość przyciąga taką rzeszę turystów? Znajduje się przy najpiękniejszej, najbardziej urozmaiconej linii brzegowej na całej Korfu. Tamtejsze plaże wyglądają jak w raju. Widoki przepełnia zawsze intensywna zieleń i wiecznie kwitnące, różnobarwne kwiaty.

W tym poście przeczytasz o najważniejszych atrakcjach Paleokastristy!

REJSY PO GROTACH I OKOLICZNYCH PLAŻACH

Top jeden Paleokastritsy! Będąc w tej miejscowości można wziąć udział w rejsie po okolicznych grotach i dopłynąć do najpiękniejszych plaż na Korfu. Wszystko o rejsach, które organizowane są w Paleokastritsy przeczytasz w TYM! poście! Znajdziesz tam również wiele zdjęć z tych rejsów.

NAJPIĘKNIEJSZE PLAŻE

O Paleokastritsy mówi się, że jest położona przy sześciopalczastej zatoce. Prześliczne rajskie plaże są usiane po całym wybrzeżu. Największą i najbardziej znaną plażą jest plaża św. Spirydona. Woda przy tej plaży to niebiański turkus! Kto nie lubi tłumów warto wybrać się do mniejszych i mniej dostępnych plaż, do których prowadzą węższe ścieżki odchodzące od głównej drogi w Paleo. Dobry dostęp ma dla przykładu plaża Agia Triada. Na drinka lub zimną kawę można wybrać się do słynnej kawiarni La Grotta, gdzie również można popływać. Warto dodać, że tuż przy restauracji Akron, znajduje się centrum nurkowania Achillion, z którego również warto skorzystać.

Plaża św. Spirydona
Kawiarnia La Grotta

MONASTYR THEOTOKOU I PANORAMA

Paleokastritsa słynie również z pięknie położonego monastyru, który znajduje się na niewielkim wzniesieniu. Wystarczy przejść pięć minut do góry drogą, która rozpoczyna się przy restauracji Vrachos. Już sam spacer tą drogą jest wielką ucztą dla oczu, bo stanowi zapowiedź tego co można tam za chwilę zobaczyć. Linia brzegowa Paleokastristy szczególnie z góry robi ogromne wrażenie.

Sam monastyr został utworzony w 1228 roku, ale budynki które znajdują się na tym terenie dziś pochodzą z XVIII i XIX wieku. Można odwiedzić prawosławny kościół z wiekowym ikonostasem. Warto również wejść do niewielkiego muzeum, gdzie znajdują się wiekowe ikony oraz księgi, szaty i przedmioty liturgiczne.

WAŻNA UWAGA! Monastyr jest zamykany codziennie w godzinach od 13.00 do 15.00. Osoby, które do niego wchodzą obowiązuje stosowny strój (zakryte ramiona i dekolt, nogi zakryte za kolana).

Monastyr w Paleokastritsy

Wizyta w monastyrze to jeszcze nie wszystko. Po prawej stronie armaty, która znajduje się przy wejściu do monastyru, znajduje się bramka. Droga, która znajduje się za bramką prowadzi do widokowego punktu panoramicznego. Panorama, którą widać z tego miejsca jest niesamowita. Niekończące się, otwarte morze, poszarpana linia brzegowa, zieleń i najróżniejsze kwiaty oraz aromatyczne zioła.

AQUARIUM

Jest to miejsce, gdzie zostały zgromadzone najróżniejsze gatunki stworzeń morskich, które zamieszkują ten teren Morza Jońskiego. Warto odwiedzić to miejsce zwłaszcza, kiedy jest się z dziećmi. Wizyta w Aquarium dobrze jeśli jest połączona z oprowadzaniem tamtejszych pracowników, którzy świetnie opowiadają o żyjących na tym terenie stworzeniach. Wspaniała lekcja na temat Jońskiego Morza!

Bilet do Aquarium kosztuje 5€.

Kto z Was już odwiedził Paleokastritsę? Napiszcie jakie były Wasze wrażenia!

TU! sprawdzisz mój autorski przewodnik po Korfu.

TUTAJ! znajduje się oferta naszych wycieczek po Korfu.

Rejsy po wybrzeżu Paleokastritsy. Przewodnik po KORFU, cz. 38… piątek, 1 marca 2024

Paleokastritsa to bez dwóch zdań jedno z najważniejszych do odwiedzenia miejsc na wyspie Korfu. Ta najpiękniejsza wioska nadmorska, położona w północno – zachodniej części wyspy, znajduje się przy najpiękniejszym odcinku linii brzegowej. Od początku do końca sezonu jest mekką dla turystów z każdej części świata, którzy spędzają swoje wakacje we wszystkich częściach Korfu.

TU! przeczytasz o pięciu topowych miejscach na Korfu.

Powodów, dla których warto przyjechać do Paleokastritsy jest wiele. To tam odnaleźć można bajkowe widoki, to tam morze ma wszystkie możliwe odcienie błękitu, to również tam znajduje się pięknie położony monastyr Theotokou. Jednak największą atrakcją, z której Paleokastritsa słynie są rejsy po tutejszym wybrzeżu. Będąc w tej wiosce warto zagospodarować czas tak, aby wziąć udział w takim rejsie. Są one organizowane w dwóch głównych wersjach, zawsze łódkami motorowymi które mieszczą maksymalnie 25 osób.

WERSJA KRÓTKA (trwa około 45 min – 60 min)

Ta wersja rejsu odbywa się przy wybrzeżu samej Paleokastritsy. Na początku motorówki wpływają do pierwszej najbardziej malowniczej groty, która nazywa się grotą Nafsiki. To w niej widać niewielkie stalaktyty i skały, które układają się w najróżniejsze, dziwne kształty. Skąd wzięła się nazwa tej groty?

Grota Nafsiki

Paleokastritsa zgodnie z grecką mitologią to ostatnia przystań Odyseusza w podróży powrotnej do jego rodzinnej Itaki. Dopływając do tutejszego wybrzeża łódź Odyseusza zamieniła się w kamień. Rozbitek wyszedł na brzeg i spotkał córkę Korfiańskiego króla Alkinoosa, która miała na imię Nafsika. Mitologia mówi, że zakochali się w sobie. Na pamiątkę wydarzenia najbardziej malownicza grota jest nazwana grotą Nafsiki.

W grocie Agios Nikolaos

Po wizycie w tej grocie wypływa się dalej. Następnie motorówki wpływają do groty Agios Nikolaos, w której widać niesamowity kolor turkusowy. A na koniec wpływa się jeszcze do malutkiej groty, która nazywa się Błękitne Oko. Światło słoneczne, które przeciska się przez otwór w skałach, działa jak reflektor podświetlając grotę od dołu. To właśnie tam widać niezwykle intensywny kolor niebieski. Podpływające dokładnie w to miejsce niewielkie rybki o nazwie oblada, zawsze robią wrażenie!

Błękitne Oko

WERSJA WYDŁUŻONA (trwa do 3 godzin i jest połączona z godzinnym plażowaniem)

Po odwiedzeniu miejsc z pierwszej wersji rejsu, płynie się w morze jeszcze głębiej. Po około dwudziestu minutach płynięcia od Paleokastristy podczas tej wersji rejsu dopływa się do jednej z najpiękniejszych plaż na Korfu, słynnej Rajskiej Plaży, która tak naprawdę nazywa się Chomi. Plaża, która dostępna jest tylko ze strony morza jest zjawiskowa. Z trzech stron ramują ją wysokie klify, a woda ma tam kolor jasnego turkusu. Plażowanie na tej plaży jest surowo zabronione, ze względu na to, że w każdej chwili może osunąć się klif. Warto jednak opłynąć to miejsce z bezpiecznej odległości, żeby zobaczyć jak wygląda od strony morza.

Rajska Plaża (Chomi)

Bezpieczne plażowanie najlepiej zorganizować na kolejnej rajskiej plaży nazywanej Limni. Tworzą ją dwie prawie symetryczne plaże, które znajdują się na zwężeniu wysuniętego w głąb morza wąskiego przylądka. Woda przy tej plaży to istny szmaragd!

Plaża Limni

Podczas tej wersji rejsu opływa się kolejne ciekawe miejsca: wielką grotę o nazwie Liniodoros, plażę Marmaria, czy kawiarnię – La Grotta, która słynie z niezwykłego położenia. Ta poszarpana, skąpana w zieleni cześć wybrzeża uznawana jest na całej Korfu za najpiękniejszą.

Liniodoros

Kawiarnia La Grotta

Krótka wersja rejsu jest częścią naszej wycieczki MIEJSCA KORFU.

Wydłużona wersja rejsu jest częścią naszej wycieczki WIDOKI KORFU.

Ceny rejsów dostępne są na naszej stronie.

Jeśli jesteś turystą poza grupą zorganizowaną cena każdego rejsu będzie wyższa o około 5€.

Jeszcze więcej o ważnych miejscach na Korfu przeczytasz w moim ebooku „Korfu przewodnik po Raju”.

Maestro. O czym jest grecki serial dostępny na Netflixie?… środa, 31 maja 2023

A możemy tak po prostu posiedzieć razem i nic nie robić, nic nie mówić. Czy nie jest to wspaniała propozycja? Proponował ci ktoś wcześniej taki układ, że nic nie musisz?

Na pierwszym planie jest rodzina. Wydaje się idealna. Wiele osób chce mieć taką właśnie rodzinę i móc tak właśnie żyć. Willa z ogrodem na przepięknej greckiej wyspie, fantastyczne widoki, bardzo duże pieniądze, piękne wnętrza, modne ubrania. Prawdziwy, współczesny raj.

Szybko okazuje się, że opakowanie jest co prawda barwne i niezwykle kuszące, ale nikt z członków tej rodziny nie jest ani trochę szczęśliwy w zakłamanym mikro świecie, w którym żyje.

Rodzice są ze sobą, jedynie dla zachowania pozorów, bo tak wypada. Prócz współnych nastoletnich dzieci, nic ich nie łączy. Sofia dla małżeństwa zrezygnowała z romansu z młodszym od siebie lekarzem. Jej mąż – Fanis jedynie gra idealnego ojca rodziny, tak naprawdę zajmując się przemytem. Dwójka dzieci (Kleia i Adonis) nie ma mają głębszego kontkatu ze swoimi rodzicami. Dorastający Adonis odkrywa, że jest homoseksualistą. A młoda, prześliczna Kleia… No właśnie… I tu odsłania się wątek przewodni całego serialu.


Na wyspie Paxos, gdzie rozgrywa się akcja, pojawia się tytułowy Maestro, czyli muzyk Oresti. Przybywa, a raczej ucieka od swojego życia w Atenach, na bajeczną Paxos, aby zorganizować festwal muzyki. Kleia ma jedynie osiemnaście lat, a Oresti jest grubo po czterdziestce. Dziewczyna wpada mu w oko od samego początku, ale Oresti stawia jasne granice. Wzbrania się przed uczuciem, bo przecież taki związek nie ma w jego świecie racji bytu. Nie wypada być razem – dzieli ich zbyt duża różnica wieku.


Rodzące się uczucie u Klei do starszego od niej nauczyciela muzyki, to główny wątek filmu, który jest prowadzony bardzo subtelnie. Krok po kroku widać jak uczucie między nimi kiełkuje, a później trudno jest je powstrzymać, mimo powszechnych norm, które dominują w społeczeństwie.

Wątek miłości między ludźmi, których dzieli duża różnica wieku, bardzo wciąga. Do tego mamy wątek pojawiającego się w tle zabójstwa. Jest również pokazana rodząca się między Adonisem, a Spirosem miłość homoseksualna. To szczególnie ważny wątek serialu, ponieważ miłość homoseksualna jest pokazana w taki sposób, że można ją zrozumieć. Mamy również poruszony problem przemocy fizycznej, znęcania się w rodzinie. A wszystko to na rajskiej wyspie Paxos, na której z pozorów życie wydaje się płynąć tak idealnie… Warto również zwrócić uwagę na grecką muzykę, która jest niezwykle ważnym elementem tego serialu.

To są główne wątki. Ale o czym tak naprawdę jest historia pokazana w „Maestro in Blue”, który trafił na polski Netflix? Dlaczego ta opowieść tak mocno chwyta za serce i dlaczego ludzie aż tak pokochali ten grecki serial?


W tej opowieści odnajdujemy historie o nas samych. Jest to serial o nas. O ludziach zamkniętych i duszących się we własnych mikro światach, których przytłaczające granice oddzielają od wolności i szczęścia. Te granice do szczęścia tworzą nałożone na nas konwenanse, struktury tego co nam wolno a czego nie, co jest „normą” i co nam wypada, co powiedzą lub pomyślą o nas inni.


„Maestro” wciągnął mnie całkowicie i mogę stwierdzić, że był to jeden z mocniej poruszających mnie seriali. Jest w nim coś więcej niż ciekawe wątki, świetnie napisane dialogi, rewelacyjna gra aktorska, rajskie scenerie oraz muzyka. To serial, który zostaje na długo. Prowokuje by zatrzymać się w swojej codzienności i spojrzeć na siebie i swoje życie z boku. A może ja w jakiejś części swojego życia, robię coś czego tak naprawdę nie chcę, co odgradza mnie od szczęścia i jest sprzeczne z tym, co czuję w środku?


Odgrywanie życia, które jest zgodne jedynie z normami, a nie prawdziwym pragnieniem, przynosi gorycz, poczucie niespełnienia, jest źródłem konfliktów i nieszczęścia.


Wyłamują się ci najmłodsi. Adonis zwyczajnie oznajmia rodzicom, że jest gejem. A Kleia po prostu mówi Orestisowi, że nie obchodzi ją różnica wieku – chce być z nim. Co dzieje się później? Życie zgodnie z prawdą, którą mamy w sobie, wcale nie jest proste. O szczęście – trzeba mocno zawalczyć. Potrzeba ogromnej siły i zaparcia, aby żyć życiem, o którym marzymy w środku.

Prace nad drugim sezonem serialu „Maestro” – już są w toku!
Nie mogę się doczekać kolejnych odcinków, które zapewne pojawią się jesienią.
Kto już widział pierwszy sezon serialu? Jestem bardzo ciekawa waszych opinii!

TUTAJ! sprawdzisz ofertę naszych rejsów z Korfu na wyspę Paxos.

TU! przeczytasz o Durrellach na Korfu.

TUTAJ! jest post o Jamesie Bondzie nagrywanym na Korfu.

Jak żyje się na tych najmniejszych greckich wyspach? Wyprawa na Othonii… środa, 12 października 2022

Większość turystów, którzy przylatują na Korfu na wakacje, jeśli mają ochotę udać się w rejs wypływają na południe – na wysepki Paxos i Antypaxos. Mało kto zwraca większą uwagę na archipelag Diapontii, rzut beretem na północ od Korfu. Ten niewielki archipelag składa się z trzech wysp: Mathraki, Erikousii oraz Othoni. Od kilku już lat widzę te wyspy z różnych punktów widokowych Korfu, w czasie sezonu turystycznego mniej więcej cztery razy w tygodniu. Nigdy tam jeszcze jednak nie byłam.

Od początku października pracy jest już coraz mniej, a piękna pogoda potrafi trwać przez całe październikowe dni. Sprawdziłam prognozę pogody i upewniłam się, który dzień ma być słoneczny. O! Jest! Poniedziałek! I tak korzystając z okazji, że poniedziałek akurat mieliśmy wolny, rankiem pojechaliśmy do wioski Agios Stefanos na północno zachodnim wybrzeżu Korfu. To właśnie stamtąd jest już naprawdę blisko do wysepek Diapontii.

Wszystkie trzy podczas jednego dnia nie sposób odwiedzić. Wybór padł na największą z nich, czyli Othoni.  Do niewielkiego portu, w którym zacumowanych było mnóstwo kutrów rybackich, nasz niewielki statek o dumnej nazwie „Pegasus” dobił zgodnie z planem, czyli punkt o godzinie 10.00. Najpierw załadunek towarów, jak się później dowiedziałam zakupów zamówionych przez mieszkańców wysepek, którzy nie mają u siebie takich luksusów jak większy supermarket. „O! Już robi się ciekawie!” – pomyślałam i weszłam na statek.

Po jakiejś godzinie nasz Pegaz przycumował na kilka chwil przy Mathraki. Tam szybka wymiana towarów i przyjęcie następnych zamówień:

-Spiro! A przywieziesz mi jutro trzy paczki papierosów! – wykrzyczał do odpływającego już statku gość, który bez żadnej charakteryzacji mógłby grać w filmie o piratach. Długie włosy, długa broda, tatuaż na tatuażu, wyraźnie widoczne braki w uzębieniu.

Pół godziny od Mathraki i wysiadamy na Othoni. Mieliśmy dokładnie dwie godziny i dwadzieścia minut w stolicy największej wyspy Diapontii. Wystarczająco by się przejść, zjeść coś, wypić na spokojnie kawę.

Spacer po stolicy tej wyspy, czyli wiosce Othoni nie zajął nam więcej niż dwadzieścia minut. Cała wioska składała się właściwie z jednej promenady, która rozpoczynała się w niewielkim porcie, a kończyła przy długiej plaży. Wzdłuż domy, które już pod koniec października wyglądały jakby ich mieszkańcy wyprowadzili się na zimę. Poskładane krzesła i stoliki ogrodowe. Zamknięte okiennice. Jedynie w kilku domach widać było, że ktoś mieszka tam również na zimę. Dwie, trzy tawerny które znajdowały się przy promenadzie, podobnie jak dwie trzy kawiarnie, tuż po sezonie były zamknięte. Tak samo niewielki sklepik z pamiątkami. Doszliśmy do długiej plaży z widokiem z jednej strony na Korfu, a z drugiej na otwarte morze. Dalej były już tylko skaliste klify.

Othoni jest największą z trzech wysp Diapontii. Ma 10 km2 i zgodnie z informacjami, które udało mi się znaleźć w internecie zamieszkuje ją około 400 osób. Jest najbardziej na zachód wysuniętą częścią Grecji.  Jest jednocześnie naturalną granicą między dwoma morzami. Na północ od Othoni kończy się już Morze Jońskie, a zaczyna się Adriatyk. Cała wyspa jest bardzo zielona. Porośnięta dziką roślinnością. Z pewnością jest to świetne miejsce dla osób, które lubią piesze wędrówki. Othoni to również ważne miejsce dla greckiej mitologii. W grocie, która znajduje się przy jej wybrzeżu nimfa Kalipso przez siedem lat więziła Odyseusza, uniemożliwiając mu tym samym powrót do domu.

Kiedy doszliśmy do końca plaży, zaczęliśmy się zastanawiać czy można coś gdzieś tu zjeść. Jedynym otwartym miejscem okazał się być niewielki market, przyklejony do zamkniętej już kawiarenki. Na obiad… 7 Days i maślane ciastka o smaku wanilii… Przemiła, starsza sprzedawczyni serwowała również kawę z ekspresu. Na szczęście było kilka stolików i krzeseł, więc można było również usiąść.

Obok nas siedzieli Włosi, którzy przecież z Włoch mają do Diapontii naprawdę bardzo blisko. Kiedy dzień jest słoneczny, a przejrzystość powietrza dobra, z Othonii widać nieznacznie brzegi Italii. Przy sąsiednim stoliku dosiadł się kapitan naszego statku i kilku staruszków. Do sklepu weszło dwóch prawosławnych księży, którzy byli najmłodsi ze wszystkich osób, które na Othoni udało nam się spotkać.

Wykorzystując moment, kiedy sprzedawczyni podawała nam kawę, spytałam ile naprawdę mieszkańców ma ta wyspa, bo dam sobie odciąć obie ręce, że z pewnością nie jest to 400 osób.

-Teraz… Na zimę… Jest nas jakieś 60. Raczej nie więcej.

-A szkoła? Macie tu również szkołę… – spytałam, bo rzeczywiście przy porcie był budynek z tablicą informującą, że jest to szkoła podstawowa.

-Tak! Szkoła jest! Ale dzieci tu nie mamy!

Budynek szkoły

Rzeczywiście, przez ponad dwie godziny które spędziliśmy w wiosce, nie wiedzieliśmy ani jednej osoby poniżej sześćdziesiątego roku życia.

Jak wygląda tam życie… Przypuszczam, że musi toczyć się skrajnie spokojnie. Szczególnie zimą, kiedy prócz niewielkiego sklepiku, wszystko się zamyka, a jedyną łącznością ze światem jest niewielki statek, który zimą też przecież nie przypływa tu zbyt często.

Mimo wszystko są ludzie, którzy wybierają na swój dom właśnie takie miejsca. Mimo wszystko muszę przyznać, że ta krótka podróż bardzo mi się podobała. Od czasu do czasu lubię takie właśnie mało oczywiste miejsca.

*

Warto dodać, że Othoni słynie ze wspaniałej plaży Aspri Ammos, która dostępna jest jedynie od strony morza. Ze względu na końcówkę sezonu nam nie udało się już wynająć motorówki, żeby tam dopłynąć. Kolejny pretekst, by tam jeszcze wrócić.  

Statek, którym płynęliśmy.

Z Agios Stefanos na Othoni dopłynęliśmy korzystając z usług Aspiotis Lines. Bilet w jedną stronę kosztował jedynie 5€.

https://www.aspiotislines.gr/en/

Przeczytaj więcej…

Temperatura wody w morzu na Korfu… niedziela, 15 maja 2022

Jak ciepła jest woda w morzu na Korfu? Gdzie i dokładnie kiedy jest najcieplejsza? I jak jest z temperaturą wody w środku lata w Paleokastritsy? Czy rzeczywiście tak jak mówią, woda morza w Paleo jest tak zimna? To jedne z najczęściej pojawiających się pytań w temacie temperatury morza na Korfu. W tym poście odpowiem na wszystkie te pytania. Ale zacznijmy od samego początku…

Jest dokładnie sam środek maja. Właśnie dziś około południa znów pływałam w morzu. Za sobą mam już dwie przepływane zimy. Zimowe pływanie jest moim życiowym odkryciem. Morze kocham tak mocno, że mimo ogromnej ilości pracy w sezonie postanowiłam sobie, że pływać będę systematycznie przez cały rok, więc w moim przypadku również i latem. Typowy ze mnie wodnik – ja bez morza żyć nie mogę!

Pływam co najmniej dwa razy w tygodniu, w przeróżnych miejscach na wyspie. O tym gdzie jest najcieplejsza, a gdzie najzimniejsza woda wiem już dużo.

W środku maja, czyli teraz, temperatura wody w morzu na Korfu to już prawie 19C. Z tygodnia na tydzień jest coraz cieplej i stopniowe ogrzewanie się wody jest bardzo mocno odczuwalne. W czerwcu woda morska będzie mieć już grubo ponad 20C. Najcieplejsze miesiące dla morza to rzecz jasna lipiec i sierpień, kiedy to woda w morzu ma nawet 25C. Woda morska bardzo długo trzyma ciepło, dlatego ta temperatura będzie się utrzymywać w okolicach 20 – 23C przez cały wrzesień. Powoli zacznie spadać dopiero w październiku, kiedy dzień będzie się robić coraz krótszy.

Ale! Temperatura wody w morzu znacznie różni się w poszczególnych częściach wyspy. Ci którzy lubią ciepłe morze, powinni kąpać się po wschodniej stronie wyspy. Tam bardzo blisko z drugiej strony jest grecki ląd więc woda szybko się nagrzewa. Zdecydowanie chłodniejsza woda jest zawsze po zachodniej stronie Korfu, gdzie jest otwarte Morze Jońskie. Bardzo często jest tak, że nawet w lipcu ze środka morza napływają prądy morskie z chłodną wodą z głębin. Dlatego też często w czerwcu czy też nawet lipcu woda w morzu w Paleokastritsy jest dużo chłodniejsza. Tam woda nagrzewa się dopiero od sierpnia. Stąd rzeczywiście – woda morska w słynnej Paleokastritsty jeszcze w lipcu potrafi być chłodna, co często bardzo dziwi turystów.

Jeśli więc macie ochotę na kąpiele w bardzo ciepłym morzu, wybierajcie wschodnią część Korfu. Ja jednak gorąco namawiam do kąpieli w jak najchłodniejszej wodzie! Ta chłodna woda w rajskiej Paleokastritsy w gorące lipcowe dni, dla mnie jest zbawieniem. Nic innego nie daje takiej rześkości i… zdrowia!

Niżej znajduje się strona, gdzie można sprawdzać temperaturę morza każdego dnia w różnych miejscach na Korfu, ale i w całej Grecji!

KLIKNIJ TU!

TU! zobaczysz film z najstarszej dzielnicy miasta Korfu – Campiello.

TUTAJ! jest post o tym, czym dla Greków jest sjesta.

TU! jest post o wyspie Amorgos.

Nasza podróż po Albanii… poniedziałek, 28 marca 2022

 

Gjirocastra

 

Na tę podróż czekałam całe dwa lata. Kiedy dwa lata temu zaczęłam pakować walizkę na podróż do Albanii, wybuchła pandemia. Później ciągnęły się w nieskończoność pierwszy, a później drugi lockdown. Następnie był intensywny sezon turystyczny, a później nasza podróż do Polski. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Kilka dni temu wróciliśmy z naszej podróży po Albanii. Z kilku względów była do dla mnie bardzo ważna wyprawa.

 

W tym sezonie, po dwóch latach pandemicznej przerwy, w końcu wracamy z naszymi wycieczkami z Korfu do Albanii (TU! dowiesz się więcej). Te rejsy przed pamiętnym rokiem 2020 organizowaliśmy wcześniej już dwa sezony, więc do Albanii wpadałam co jakiś czas. Najzabawniejsze jest to, że na samym początku byłam wielkim przeciwnikiem tej wycieczki idąc za myślą, że jeśli turyści przylatują na wakacje na Korfu, to warto swoje zwiedzanie koncentrować przede wszystkim na odkrywaniu samej wyspy. Dlatego przez lata wstrzymywałam się z włączeniem tej wycieczki do naszego programu. Aż w końcu pojechałam sama i zobaczyłam jak takie wyprawy wyglądają. I byłam nimi urzeczona! Dlaczego? Ponieważ podczas jednego, intensywnie spędzonego dnia turysta ma szansę dotknąć zupełnie innego świata. Po przepłynięciu z Korfu do albańskiego portu w Sarnadzie, czyli po jakiejś godzinie, człowiek naprawdę znajduje się w zupełnie innej rzeczywistości. Ten inny świat, on nie zawsze się podoba. Ale warto poszerzyć swoje horyzonty o wiedzę jak on funkcjonuje, jak wygląda i dlaczego jest właśnie taki. Pomyślałam sobie, że kiedy tylko będzie to możliwe, popłynę do Albanii bez naszych grup wycieczkowych, żeby zobaczyć jak jest tam nieco dalej od brzegów Korfu, jak wyglądają inne albańskie miejsca. Co jeszcze można tam zobaczyć? Stąd właśnie nasza ostatnia podróż do Albanii.

 

***

 

To był prześliczny, słoneczny dzień. Dotarliśmy do portu w mieście Korfu. Wsiedliśmy w niewielki wodolot i zanim zdążyłam się zdrzemnąć, dokładnie po 37 minutach płynięcia byliśmy w  porcie w Saranda, czyli najsłynniejszej miejscowości Riwiery Albańskiej, która z roku na rok jest odwiedzana przez coraz większą ilość turystów z Polski. Ponieważ Sarandę dobrze znamy od razu udaliśmy się do dworca autobusowego, który znajduje się tuż obok ruin synagogi. Ktoś krzyknął, ktoś wskazał nam drogę, ktoś popchnął nas w odpowiednim kierunku i tak mimo typowego dla Bałkan chaosu i zupełnego braku oznaczeń znaleźliśmy się w autobusie, który udawał się do stolicy Albanii, czyli Tirany. Zdążyliśmy dosłownie trzy minuty przed odjazdem.

Stan albańskich dróg jest bardzo zły, a sam autobus… No cóż… Można było go porównać do autobusów, którymi jeździło się na polskich prowincjach, jakieś dwadzieścia lat temu. Ale sama tego chciałam! Przekonać się jak naprawdę jest w Albanii. Domyślałam się, że nie zawsze będzie lekko!

Mimo wszystko, ta podróż starym, albańskim autobusem sprawiła mi ogromną wizualną przyjemność. Uwielbiam też ten czas podróży, kiedy nic nie muszę, mogę zanurzyć się w nic nie robieniu, w rzadkim dziś stanie posiadania dużej ilości czasu i zwyczajnie patrzeć na to co widać za oknem.

Wielkim atutem tego kraju jest niesamowita przyroda. Jadąc z części południowej na północ mijaliśmy ośnieżone góry, piękne otwarte przestrzenie i niewielkie wioski. Przez ogromną część drogi, przez wiele długich kilometrów towarzyszył nam widok na rzekę. Nie mogłam oderwać od niej wzroku. Pierwszy raz w życiu widziałam rzekę, która  miała kolor szmaragdu, który w wielu miejscach zmieniał się w kolor turkusowy. Jakby ktoś w budzącym się na wiosnę krajobrazie domalował pędzlem szmaragdowo – turkusową linię. Naprawdę unikatowy widok.

 

 

Po dobrych pięciu godzinach jazdy autobusem, dotarliśmy do jednego z dwóch głównych celów naszej podróży. W Tiranie spędziliśmy dwa dni. Byłam szalenie ciekawa jak będzie wyglądać stolica kraju, o którym tyle już słyszałam. Według mojego wyobrażenia, zgodnie ze stereotypami jakie miałam w głowie ulice powinny być w opłakanym stanie, na każdym rogu ktoś prosiłby o pieniądze, wszędzie też powinno być mnóstwo śmieci. Nic z tych rzeczy! Choć co prawda w Tiranie na próżno szukać luksusów. Miasto ma zabudowę bardzo typową dla okresu komunizmu. Miało być wtedy prosto i przede wszystkim jak najbardziej funkcjonalnie. Poza samym centrum miasta, budynki w wielu miejscach były w złym stanie, ale tak przecież często wyglądają przedmieścia dużych miast. W samym centrum jest bardzo czysto, budynki są odmalowane w ciekawy, często artystyczny sposób. Co krok widać kawiarenki wypełnione ludźmi. Wszędzie kipi bałkańskim życiem.

 

Ulice Tirany

Tirana

Targowisko w Tiranie

 

Przeszliśmy się po placu największego bohatera narodowego Albanii – Skanderbega, pokrążyliśmy również po samym centrum. Odwiedziliśmy jeden z najsłynniejszych bunkrów Bunkt’Art 2, w którym obecnie znajduje się muzeum dokumentujące między innymi okres reżimu Envera Hodży. Jest to jedno z miejsc, które z pewnością warto odwiedzić będąc w Albanii, choć już po samym wejściu miałam ochotę stamtąd uciekać. Przerażała mnie klaustrofobiczna przestrzeń, która zrodziła się z paranoi tyrana oraz pamiątki z okresu, kiedy Hodża sprawował dyktaturę w Albanii. Skala jego zbrodni jest przerażająca. Zatrważające jest również to, że Hodża dokonał wszystkich tych zbrodni nie na wrogach, a na własnym narodzie. Więcej na ten temat możesz przeczytać w TYM! poście.

 

Bunkt’Art 2

Bunkt’Art 2

Bunkt’Art 2

 

Do teraz mam w pamięci dzielnicę Ex-Blloku. Była to część Tirany, gdzie zwykły śmiertelnik nie miał możliwości wejścia. W luksusowych jak na tamte czasy budynkach mieszkali ci najważniejsi dla komunistycznej Albanii. Idealna, pokazowa dzielnica komunistycznego miasta. To właśnie w tej części znajduje się prosta i dość skromna willa Hodży, z niewielkim ogrodem. Niski rozłożysty budynek znajduje się pomiędzy wysokimi blokami. Willa, jako miejsce gdzie niegdyś mieszkał dyktator, nigdzie nie jest oznaczona. Nie ma nawet najmniejszej informacji. Do teraz mam nieodparte wrażenie, że we współczesnej Albanii unika się tematu Hodży, jakby nie wiedząc co dokładnie myśleć o tym okresie. Opinie współczesnych Albańczyków co do krwawego reżimu bywają skrajne. Łatwo wyczuć to w rozmowach z Albańczykami. Podczas naszego pobytu słyszałam słowa podziwu dla „przystojnego blondyna o pięknej twarzy, który był wielkim patriotą kraju” oraz skrajnie przeciwne słowa o tyranie, który nigdy nie powinien istnieć. Na każdym kroku czuć, że komunistyczna przeszłość nie jest jeszcze w Albanii tematem rozliczonym, czy też już wystarczająco głęboko pogrzebanym.

 

Willa Envera Hodży

Ogród obok willi. W tle zabudowania Ex-Blloku

 

Po dwóch dniach w stolicy, wyruszyliśmy do jednego z najpiękniejszych miasteczek Albanii, miasta „srebrnych dachów”, którego najstarsza część znajduje się na liście UNESCO. Bardzo byłam ciekawa tego, co zobaczyć można w Gjirocastrze.

Miasto znajduje się w otoczeniu wysokich gór. Widoki są więc wspaniałe. To co bardzo rzuca się w oczy w starej części Gjirocastry to ciekawie wyglądające dachy, z nakładanymi na siebie grubymi, kamiennymi dachówkami w kolorze popielatym. Wiekowe domy ze „srebrnymi dachami” i bielonymi ścianami prezentowały się bardzo klimatycznie. Ponieważ Gjirocastra jest jedną z najczęściej odwiedzanych przez turystów miejscowości Albanii, na każdym kroku są tawerny, restauracje, kawiarnie i sklepiki z charakterystycznymi dla Albanii pamiątkami. Nad całością miasta góruje wspaniała forteca, z której rozpościera się widok na okolicę. W miejscu o tak długiej przeszłości historycznej można było nieco zapomnieć o komunistycznej przeszłości kraju. W Gjirocastrze udało nam się odwiedzić jeden z najstarszych domów w mieście – dom Skenduli. Takie przestrzenie cenię szczególnie. Są zadbane, ale nie odrestaurowane na tyle żeby utracić ducha przeszłości. Miejsce, w którym można dotknąć, poczuć obecność ludzi, który mieszkali tu setki lat temu.

 

Gjirocastra

Dachy starych domów w Gjirocastrze

Drzwi do domu Skenduli

Dom Skenduli

Dom Skenduli, wnętrze

 

W obu miastach za niewielkie pieniądze mieszkaliśmy w świetnych warunkach. Standard hoteli w Albanii mocno przewyższa standard hoteli, które za te same pieniądze można wynająć w Grecji. Albania może się również poszczycić przepyszną kuchnią! Wiele albańskich potraw występuje też kuchni greckiej. Również w Albanii zjemy mussakę, sałatkę po grecku, tzatziki czy też zapiekane sery. Zdecydowanie przeważają tu potrawy przede wszystkim mięsne. Wszystko co jedliśmy każdego dania było świeże i pysznie przyrządzone. Do teraz jestem też pod wrażeniem albańskiej… Kawy! Ilość kawiarni gdziekolwiek byliśmy przyprawiała mnie o zawrót głowy! Byłam przekonana, że w Grecji kawiarni jest dużo, ale w Albanii było ich jeszcze więcej! Albańczycy piją przede wszystkim najzwyklejsze espresso i robią je w  perfekcyjny sposób. Jest dużo lżejsze niż, to które podawane jest w kawiarniach w Grecji, dzięki czemu takich filiżanek espresso można wypić podczas jednego dnia nieco więcej.

 

Albańska zupa. Była przepyszna!

Feta zapiekana w piecu

Albańskie espresso

 

Albania była dla mnie niesamowicie pozytywnym zaskoczeniem.  Przede wszystkim dziewicza przyroda – widoki były tak inne w porównaniu do tych, które już znam. Kraj daje możliwość poszerzenia swoich horyzontów poprzez dotknięcie żywych pamiątek po zupełnie innym świecie. Albańczycy wydają się mieć serce na dłoni. Ceny w Albanii są przy tym bardzo przystępne. I do teraz… tęskni mi się bardzo za albańską kawą!

 

My!

 

TU! przeczytasz jak dokładnie wyglądają nasze wycieczki z Korfu do Albanii.

TUTAJ! możesz poczytać o Albanii jeszcze więcej!

 

 

 

Rejsy Parga/Błękitna Laguna. Jak wyglądają?… poniedziałek, 29 marca 2021

 

Parga jest niezwykle malowniczą miejscowością, która znajduje się rzut beretem od Korfu, na greckim kontynencie. Błękitna Laguna to natomiast jedna z najpiękniejszych plaż tego regionu Grecji. Resjy do Pargi i Błękitnej Laguny, przez wiele osób są uznawane za te najpiękniejsze!

Niżej zobaczycie krótki filmik, na którym pokazany jest cały rejs.

Dokładny opis jak krok po kroku przebiega taki rejs, przeczytacie TU!

Pod linkiem niżej możecie zarezerwować z nami ten właśnie rejs!

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/pl/wycieczki-rejsowe/

 

 

 

 

Rejsy na Paxos/Antypaxos. Jak wyglądają?… wtorek, 23 lutego 2021

 

Paxos i Antypaxos to dwie niewielkie wyspy, które znajdują się na południe od Korfu. Rejsy do nich są najpopularniejszą wycieczką rejsową na Korfu! Dlaczego? Scenerie są naprawdę jak w raju… Zobaczcie ten krótki filmik, a wtedy wszystko stanie się jase!

Dokładny opis jak krok po kroku przebiega taki rejs, przeczytacie TU!

Pod linkiem niżej możecie zarezerwować z nami ten właśnie rejs!

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/pl/wycieczki-rejsowe/

 

 

 

Są w życiu pewne stałości. Rejsy w Paleokastritsy, sternicy i święto sardynki… środa, 22 kwietnia, 2020

 

No i w drogę! Szczęśliwie płyniemy w rejs…

 

Na całej Korfu mówi się, że Paleokastritsa to jest zupełnie inny świat. Tak między nami – nie tylko z powodu rajskich widoków, chociaż przez to również. Ale przede wszystkim, dlatego że w tej niewielkiej wiosce, panuje bardzo specyficzny klimat pracy. Paleokastritsa, to jedna z najpiękniejszych wiosek na Korfu, znajduje się w północno – zachodniej części wyspy. Jest tam tak pięknie, że kiedy jedzie się tam pierwszy raz, dosłownie nogi się pod człowiekiem uginają. Atrakcją numer jeden w tej wiosce, są słynne rejsy po wybrzeżu i okolicznych grotach.  Żeby wziąć udział w tych rejsach, czy też by wypłynąć do Rajskiej Plaży, do Paleokastritsy zjeżdżają się ludzie z każdej części świata.

Dla większości osób, które pracują w turystyce, na hasło „Paleokastritsa” ciśnienie od razu się podnosi. W Paleokastritsy zawsze wszyscy się kłócą. Kiedy jest szczyt sezonu to nie bata, że przyjedzie się z grupą i wszystko pójdzie gładko. W starciu ze sternikami, zawsze trzeba się postawić, przekrzyczeć, nie da się uniknąć kłótni. Jeden sternik strajkuje. Drugi chce płynąć jako pierwszy. Trzeci popłynie tu, ale już nie tam. Czwarty ma teraz przerwę  i w tej chwili musi koniecznie wypić kawę. Biorąc pod uwagę ilość turystów, gdzie każdy jest przedstawicielem innej mentalności, kultury i mówi w innym języku – zawsze panuje tam turystyczna Sodoma i Gomora.

TU! zobaczysz filmik o rejsach w Paleokastritrsa.

TUTAJ! przeczytasz więcej o Rajskiej Plaży na Korfu.

 

*

 

Było to albo pod koniec ubiegłego sezonu, albo jakoś dwa lata temu. Powoli kończyło się już gorące, greckie lato. I nagle lunął deszcz. Raz silniej, raz lżej padało na Korfu przez kilka dni prawie bez przerwy na słońce. Tak czasem dzieje się na wyspie i jest to oznaka, że zbliża się jesień. Podczas jednego z tych dni jechaliśmy z grupą na wycieczkę. Pamiętam, że kiedy już wjeżdżaliśmy do Paleokastritsa pomyślałam, że co prawda z rejsu to raczej będą nici, ale przynajmniej dziś będzie spokojnie. W spokoju wypiję kawę i choć raz w życiu miło z chłopakami sobie pogadamy.

Kiedy sezon trwa w pełni, dla każdego nawet dzień, dwa przerwy w pracy stanowią zwyczajnie stres. W trakcie dość krótkiego sezonu, każdy dzień który minął, już przecież nie wróci. Mnie osobiście stresuje to zawsze, kiedy dzieje się coś, co uniemożliwia mi plany związane z pracą. Kiedy więc już wjeżdżaliśmy do Paleokastritsy byłam przekonana, że sternicy będą w stresie.

Chwila czasu wolnego, więc siadam obok grupy sterników i zamawiam kawę. Rzeczywiście, dziś co prawda ulewy nie ma, ale są bardzo wysokie fale. Morze jest wściekłe. Nikt nigdzie nie popłynie. Niewielkie molo bezwładnie buja się na wysokich falach. Dwóch sterników, którzy siedzą obok mnie ubrani w jesienne swetry, grają w tawli. Jeden wali kostkami o tablicę, mocniej od drugiego. Trochę tak jakby ta gra polegała na tym, kto uderzy kostkami mocniej. Obydwaj klną przy tym jak szewcy! Cała uwaga i wszystkie zmysły, skoncentrowane na grze. Siedzę i się uśmiecham. Do mojego stolika dosiada się trzeci sternik. Rozchodzone buty wysuwają mu się ze stóp, rozczochrane włosy, kurtka wyjęta jak psu z gardła. Siada i od razu się śmieje. Zastanawiam się, co mu tak wesoło. Niby piję ciepłą herbatę, ale ja czuje zapach Metaxy.

-Jorgo!

-No co… Wolne dziś! Herbatki nie można się napić? Chcesz, to ci też naleje! Ta najlepsza, zobacz, z pięcioma gwiazdkami.

-Daj mi spokój! Ja nie mogę…

-Oj, tam nie mogę, nie mogę… – siedzi, pije, śmieje się i patrzy w morze, a ja czuje, że chyba nikomu dziś nie w głowie już praca. Próbuje nieco zmienić temat, więc pytam, bo to akurat pierwsze co mi na myśl wpada:

-A wiesz, że dziś w Ipssos jest święto sardynek? Jak skończymy wcześniej, to jadę zobaczyć, spróbować… Ciekawe jak będzie?

-Taaak! To może ja też pojadę! Spiro! – woła do przechodzącego obok kolejnego sternika. Swoją drogą to ciekawe, że mają dzień wolny, a widzę, że wszyscy na stanowiskach pracy. Podchodzi Spiro. Idzie z paczką chipsów i beztrosko sobie je podjada. – Spiro, słyszałeś że dziś w Ipssos jest święto sardynek? Może podjedziemy?

-Ach, tak… No, a w jakiej cenie będą te sardynki? – pyta Spiro.

-Ja nie wiem, ale jak święto, no to chyba będą za darmo! – mówi Jorgo.

Jeden ze sterników, co gra z drugim w tawli, woła:

-Jakie za darmo! Nic za darmo nie masz! Na pewno trzeba płacić!

-Ale jak święto, to święto! Za darmo powinni dawać te sardynki, no bo to święto!– krzyczy Spiro jedząc chipsy.

-Wiesz coś o tym? – dopytuje Jorgo i patrzy mi głęboko w oczy. Zanim jeszcze zdążyłam otworzyć usta, jedne ze sterników, ten co gra w tawli, woła:

-A jak jest festiwal piwa Sipro, ten w Arillas, to piwo dostajesz za darmo? Jakby było za darmo, to przecież by zbankrutowali!

 

TU! przeczytasz o festiwalu piwa w Arillas.

 

-Ale piwo, to piwo. A sardynka, to sardynka! Ja nie jadę nigdzie, jak nie ma za darmo.

Nie minęło dziesięć minut, a zebrało się ich grubo ponad dziesięciu. Skąd ich tam tylu, sama nie wiem. Tych dwóch co grało w tawli, to nawet o tawli już zapomnieli i jeden krzyczy przez drugiego: że te sardynki to powinny być za darmo, bo jak nie to jest głupota, drugi że trzeba płacić, a jeszcze inny, że one to na pewno będą nawet droższe i to ze dwa razy.

-Co, ale to jest już nonsens! Poczekaj, czekaj… To ja mam jechać z Liapades do Ipssos, wydawać na benzynę, płacić piwo, które będę sobie chciał kupić i jeszcze mam płacić za sardynki??? To jaki jest cel tego święta? My mamy świętować, czy rybakom trzeba dać więcej zarobić?

-No… Co ja mam ci powiedzieć? Tak to w tym Ipssos działa. Z tego co słyszałem za sardynki na święto sardynek w Ipssos, trzeba będzie płacić!

-To ja zrobię tak! Ja na  jutro uchwalam święto sternika, tutaj w Paleokastritsy i  niech przyjadą wszyscy i rejs po grotach będzie kosztować nie dziesięć euro, a dwadzieścia! No bo jak święto sternika, to święto! Więc będzie to polegać na tym, że tego dnia będziemy zarabiać podwójnie!

-Co ty opowiadasz! Spiro! Zidiociałeś! Słońce ci mózg chyba przypaliło!

-Co? Ja… Nie mów tak do mnie! Tak do mnie nie mów! Chcesz, żebym  ci przywalił?

I się zaczyna… Jeden krzyczy przez drugiego. Wyzwiska i przekleństwa. Zebrali się już wszyscy i jest wielka dyskusja: czy sardynka podczas święta sardynki w Ipssos ma być za darmo, po normalnej cenie, czy ma kosztować podwójnie…

Na szczęście widzę, że wraca moja grupa. Podnoszę się z krzesła, ale nawet nikt nie widzi, że wstaje. Więc mówię właściwie sama do siebie:

-Do widzenia, do jutra! To ja panom dziękuję!

Idę do autobusu, a raczej już się ewakuuję.

Po co ja  o tym w ogóle mówiłam? O tym święcie. Ipssos i sardynkach… Nawet jak mają wolne, kłócą się jak zawsze! A może to i dobrze, że są w tym życiu jakieś stałości?

 

Kiedy jest szczyt sezonu, kolejka na na rejs po grotach potrafi być taka…

…albo nawet taka!

 

 

Wycieczki z Korfu do Albanii, a prawda. Książka „Błoto słodsze niż miód”… środa, 1 kwietnia 2020

 

Gdzieś na ulicach Sarandy, Albania

 

Gdyby nie kwarantanna, właśnie teraz pisałabym post na temat naszej podróży do Albanii. Pewnie zalałabym was informacjami, swoimi spostrzeżeniami i zdjęciami. Mieliśmy w planach dłuższy pobyt w Tiranie i głębsze poznanie Albanii. Nie teraz, to później. Życie. Przy najbliższej okazji jeszcze zrealizujemy tę podróż. A wszystko co zobaczymy, docenimy dziesięć razy bardziej.

 

Jeszcze kilka lat temu byłam chyba największym przeciwnikiem wycieczek z Korfu do Albanii, idąc za myślą, że jeśli ktoś przyjeżdża na wakacje na Korfu, to tę wyspę powinien przede wszystkim zwiedzać. Przed wprowadzeniem tej wycieczki do oferty wzbraniałam się rękami i nogami, a kiedy już miałam jechać do Albanii, to robiłam to z wielką niechęcią. Jak widać, często jest tak, że życie wie lepiej co jest dla nas lepsze. Stało się tak, że potrzeba żebym wpadała do Albanii co jakiś czas była coraz większa, a ja za każdym razem zaczynałam się interesować tym krajem więcej i więcej. I skończyło się na tym, że w najbliższym możliwym czasie jedziemy tam na jeszcze dłużej, poznać ten kraj znacznie lepiej.

Jest wiele rodzajów podróżowania. Jedni lecą na drugi koniec świata, żeby zobaczyć cuda natury, cywilizacji, to co najpiękniejsze. Inni jadą, żeby odpocząć. Inni by pobyć trochę ze sobą, odcinając się od świata. Moim zdaniem w podróżowaniu do Albanii chodzi o coś zupełnie innego. Kiedy jedziecie do Albanii, macie możliwość zrozumieć zupełnie inny świat, który przecież jest tak blisko nas, bo nadal w Europie. Możecie poznać zupełnie inną perspektywę, a dzięki temu poszerzyć swój horyzont. To jest według mnie – najcenniejsze.

Albania jest jednym z najbiedniejszych krajów Europy. Zmaga się z niesamowitą ilością problemów. W wielu miejscach ludzie żyją tam na skraju nędzy. To co jest jej przeogromnym atutem, to przepiękna natura. Ogromne połacie przyrody, które nie zniszczyła ani komercja, ani cywilizacja. Dopiero od całkiem niedawna kraj zaczyna otwierać się na turystykę  i Albania staje się coraz bardziej promowana.

Aż do lat 90-tych kraj obejmował najbardziej krwawy z reżimów komunizmu pod dyktaturą Envera Hoxhy, potwora który niczym mitologiczny Kronos pożerał swoje dzieci. Szaleniec, który odciął kraj od reszty świata, chcąc realizować utopię, że Albania będzie samowystarczalnym rajem. W rzeczywistości Albańczycy pozbawieni byli całkowicie swojej wolności. Musieli robić, mówić, myśleć dokładnie to, co nakazywała partia. Nawet najmniejsze odstępstwo od ideologii karane było latami więzienia, które można było porównać do obozów pracy. Mówimy tu o posiadaniu zakazanej książki, powiedzeniu czegoś złego na kraj, czy odmówieniu współpracy. W więzieniach torturowano, katowano najbardziej podłymi i bolesnymi sposobami. O tym właśnie pisze w swojej książce „Błoto słodsze niż miód” Małgorzata Rejmer. Książka jest fenomenalna. Przede wszystkim  dlatego, że otwiera oczy na zupełnie inny świat.

Małgorzata Rejmer w swoim reportażu o komunistycznej Albanii dopuszcza do głosu ludzi, którzy przeszli komunistyczną gehennę. Tę porównuje się często do reżimu nazistowskiego.  Różnica między nazistami polegała jednak na tym, że ich metody miały na celu wyniszczenie wrogów. W Albanii naród wyniszczał sam siebie.

Za każdym razem, kiedy płynęliśmy z Korfu do Albanii, miałam założenie żeby dowiedzieć się czegoś więcej, coś nowego zrozumieć. Na całe szczęście przy każdej wycieczce poznawałam coraz to nowych przewodników albańskich. Jak głęboka była propaganda komunistyczna obrazuje fakt, że większość albańskich przewodników, którzy oprowadzają po  regionie Sarandy, z którymi pracowałam, wypowiadała się pozytywnie o dyktaturze Hoxhy. To samo znajduje potwierdzenie w książce Rejmer, w której jest napisane, że wg badań OBWE z 2016 roku, aż 45% Albańczyków „(…) widzi w Enverze Hoxhy wybitnego polityka i dobrego gospodarza” (str. 17). Podczas jednej z naszych wycieczek wywołał się konflikt pomiędzy turystą z Wielkiej Brytanii, a albańską przewodniczką. Turysta zwrócił uwagę przewodniczce, że Hoxha jest uznawany za zbrodniarza i że nie może zrozumieć tego, że ta wypowiada się o nim raczej dobrze. Przewodniczka odpierała argumenty mówiąc, że sama żyła w komunistycznej Albanii i jej oraz jej rodzinie żyło się wtedy lepiej, bo Hoxha wprowadził w kraju porządek i pracę dla wszystkich. Przyznacie, że zrozumieć świat, to bardzo ciężkie zadanie.

Kraj bunkrów, które są żywym dowodem obsesji oddzielania się i chronienia przed abstrakcyjnym wrogiem. Kraj ludzi, których większość mieszka w najróżniejszych częściach świata. Kraj, który zmaga się z wieloma niepojętymi dla nas problemami. Jednocześnie dla mnie osobiście, kraj w którym zwyczajnie czuje się dobrze. Kraj ludzi serdecznych, którym dobrze patrzy z oczu i którzy żeby przeżyć, musieli mocno walczyć. Kraj przepięknej przyrody, przepysznej kawy i prostoty.

Jeśli w swoich planach macie podróż do Albanii, nawet krótki pobyt, koniecznie sięgnijcie po książkę Małgorzaty Rejmer, która wyjaśni wam wiele. Ta książka jest również idealna właśnie na teraz. Uświadamia, że nawet jeśli teraz w trudnych dniach kwarantanny jest nam ciężko, wciąż mamy wiele. Wciąż mamy domy, w których możemy bezpiecznie mieszkać. Wciąż chodzimy najedzeni i wciąż jest nam ciepło. Przede wszystkim, mentalnie – wciąż jesteśmy wolni.

Teraz jeszcze bardziej. Nie mogę opisać mojego pragnienia, żeby znów popłynąć statkiem i dopłynąć do lądu Albanii.

 

Błoto słodsze niż miód. Głosy komunistycznej Albanii, Małgorzata Rejmer, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2018

 

TUTAJ! znajdziesz opis naszej wycieczki z Korfu do Albanii.

TU! przeczytasz o Albanii jeszcze więcej.