Moja wielka, grecka… Wigilia!… piątek 29 grudnia 2023

Wigilijny stół w Grecji

Zazwyczaj nasz kalendarz organizujemy tak, że Boże Narodzenie spędzamy w Polsce, a Święta Wielkanocne w Grecji. W tym roku pomyśleliśmy, że miło będzie po wielu latach znów spędzić Wigilię i całe Boże Narodzenie w Grecji, w sałatkowym domu. Spakowaliśmy walizki i po kilku godzinach podróży przepiękną trasą wiodącą z zachodu na wschód greckiego kontynentu, znaleźliśmy się w domu rodziców Janiego.

Zgodnie z planem w dzień Wigilii około południa miała dojechać siostra Janiego, czyli Olivka ze swoim mężem i dwoma ślicznymi szkrabami. Starszy synek ma teraz cztery lata, a młodszy nieco ponad rok. Są prześliczni i jak pewnie się domyślacie bardzo głośni i psotliwi. Po kilku godzinach podróży Olivka wparowała do domu z jednym maluchem na rękach, drugim trzymanym za rękę. Miała na sobie wielką bluzę z podobizną Myszki Miki i rozpadającą się kitkę włosów na samym czubku głowy. Po wprowadzeniu kilku podróżnych walizek, na parapecie położyła mini akwarium ze złotą rybką o imieniu Tonny, z którą jej starszy synek się nie rozstaje.

Olivka w tym momencie życia jest zmęczoną, ale za to szczęśliwą mamą, która również na pełen etat pracuje. Każda mama wie doskonale co oznacza takie zestawienie…

Zgodnie z planem dnia wieczorem miała odbyć się nasza grecka Wigilia, na którą miał również wpaść jeden z kuzynów Janiego. Jak wygląda taka typowa Wigilia w Grecji, o tym możecie przeczytać w TYM! poście. Przez kilka kolejnych godzin cała rodzina z rozkoszą zajmowała się dwoma szkrabami, którzy nie potrafią pozostać w bezruchu. Sałatkowy dom wypełnił się krzykiem i śmiechem dzieci, śpiewem dziecięcych piosenek i ciągłymi zabawami.

Po kilku dobrych godzinach śpiewu, śmiechu i hałasu, krzycząc spytałam moją teściową:

-To o której robimy tę Wigilię? Pewnie grubo po dwudziestej?

-Tak, tak! – odkrzyknęła Feta i zajęła się budowaniem wysokiej piramidy z klocków razem ze starszym wnukiem.

Spojrzałam na zegarek. Dochodziła szósta. Myślę: wskoczę do łazienki żeby się odświeżyć, bo na pewno później nie będzie można się tam dopchać, a później popakuje jeszcze wszystkie prezenty i odpowiem na kilka maili, żeby pracę mieć zupełnie z głowy.

Kiedy wpadłam w wir przygotowywania siebie, prezentów oraz kończenia pracy, chwycił mnie lekki stres, żeby tylko się nie spóźnić. Pewnie za kilka chwil wpadnie kuzyn, wszyscy się rozsiądą i świętowanie zaczniemy wcześniej, więc trzeba się śpieszyć.

Spojrzałam na zegarek. Grubo po ósmej wieczorem. Myślę: pewnie lada chwila, zasiądziemy do wigilijnego stołu! I na myśl o pysznościach, które na takie okazje przygotowuje moja teściowa zaczęło burczeć mi w żołądku.

Jestem na czas! Kuzyna jeszcze nie ma. Ja już gotowa. Maile co do jednego odpisane. Prezenty ślicznie popakowane. Razem z całym ich stosem przeszłam do salonu. Przechodząc obok zegara zobaczyłam, że jest ósma trzydzieści pięć.

Weszłam do salonu. Cały salon i cała kuchnia stała się jednym, wielkim pobojowiskiem pełnym zabawek. Feta urzeczona swoim wnukiem dokładnie tak jak kiedy wychodziłam, tak samo teraz układała wieżę z klocków. Mój teść czyli Pomidor po raz chyba tysięczny wchodził i schodził z młodszym wnukiem po trzech schodkach, które oddzielają salon od kuchni. Olivka szykowała jakąś papkę mówiąc jedocześnie do swojej rybki. A jej mąż przeglądał coś na telefonie. Pytam więc wprost:

-Słuchajcie… A co z tą Wigilią? Jak stoi sprawa? To kiedy zaczynamy? Czy coś trzeba pomóc?

-Wigilia… A nie! W tym roku jednak nie robimy! – odpowiedziała Feta i w tym samym momencie mały brzdąc zburzył śmiejąc się na całego wysoką wieżę, którą właśnie razem ustawili.

-Nie robimy? – powtórzyłam dla pewności i prócz tego, że zrobiło mi się przykro, poczułam jak mocno zaburczało mi w żołądku.

-Daj spokój Dorota! My za chwilę idziemy spać! – dodała Olivka żując zrobiony przez siebie tost.

-A co z kuzynem Janiego? Przecież też miał wpaść?

-A właśnie! – Fecie się przypomniało – Jani, weź zadzwoń do niego i powiedz mu, że jednak nie robimy Wigilii bo jesteśmy zmęczeni i żeby wpadł do nas na Sylwestra. Głodna jesteś Dorota? – spytała rozradowana Feta i przeszła ze swoim wnukiem do kuchni.

-No… Raczej tak…

-To odmrożę ci tiropitę! I jak chcesz to robię ci nawet sałatkę! Po grecku! – chwilę później zwróciła się do wnuka –Zrobimy ciotce pyszną sałateczkę po grecku! Prawda? Olivka usypia już na stojąco i marzy, żeby się wykąpać i iść spać. Twój teść to mi za chwilę ogłuchnie od tych krzyków. I ja też ci powiem… Zmęczona jestem i chcę się położyć spać. Więc jutro zrobimy uroczysty obiad, rozdamy prezenty i też będzie fajnie! Harry pomachaj cioci!!! O! A wyślesz jej całuska?

Zjadłam odgrzaną przez Fetę tiropitę i własnoręcznie zrobioną przez nią sałatkę po grecku, która była przepyszna! Zaczęłam rozmyślać. Bardzo lubię tradycję polskich Świąt Bożego Narodzenia. Zapach choinki w domu. Ręcznie robione pierogi z kapustą i grzybami. Siano pod białym obrusem i stare polskie kolędy. Tradycji polskiej Wigilii z pewnością mogą nam pozazdrościć cudzoziemcy.

Nie zawsze święta są jednak takie o jakich marzymy. Ile razy zmuszamy się do przestrzegania tradycji, tylko dlatego, że tak było zawsze, dlatego że tego oczekują od nas inni i dlatego, że tak wypada. Na drugi plan przesuwamy to, że nie mamy na coś ochoty, że jesteśmy zmęczeni, albo że w danym momencie mamy zupełnie inne priorytety.

Zrobiłam sobie pyszny popcorn. Zmyłam makijaż i przebrałam się w wygodne pidżamy. Znalazłam gruby wełniany koc i włączyłam serial, który dawno temu miałam dokończyć. Poczułam w sobie całkowity luz, o którym marzyłam długo. I jakby zeszło ze mnie napięcie jeszcze z pracy tego sezonu. Poczułam, że to jest cudowne, taka świadomość, że wcale nic nie muszę, a mogę całkowicie wyluzować.

Następnego dnia Feta przyszykowała ucztę godną olimpijskich bogów. Dokładnie w momencie, kiedy wszyscy byli wypoczęci. Siedzieliśmy przy stole do późnego wieczora bawiąc się z dziećmi i podjadając świąteczne pierniki. Z taką przyjemną świadomością, że nikt nie robi tego bo musi, bo tak mu każe tradycja, ale dlatego że na to właśnie ma ochotę. Tradycja jest ważna i potrafi pięknie ubarwić nasze życie. Ale nasze potrzeby… To one zawsze powinny być tym numerem jeden.

TUTAJ! przeczytasz co Grecy jedzą podczas Bożego Narodzenia.

Dlaczego w Grecji nie odwiedza się grobów przodków?… środa, 1 listopada 2023

Odwiedzanie grobów przodków i tak uroczyste obchodzenie Wszystkich Świętych jest szczególną częścią polskiej tradycji. W greckim prawosławiu nie ma odpowiednika tego święta, a pierwszy dzień listopada jest zwyczajnym dniem. Z dość prozaicznej przyczyny Grecy też raczej nie odwiedzają grobów swoich bliskich. Po standardowo od trzech do pięciu lat od śmierci, te groby… znikają! Mało kto zachowuje grób bliskiej osoby dłużej niż pięć lat. Jak to się dzieje?

W kościele prawosławny kremacja ciała jest zabroniona. Jest więc w Grecji rzadkością. Pogrzeb następuje bardzo szybko od momentu śmierci. Tak samo jak w kościele katolickim podczas uroczystości pogrzebowej trumnę z ciałem umieszcza się w ziemi, a następnie stawia nagrobek.

To co najbardziej zwraca uwagę w greckich cmentarzach to fakt, że najczęściej są one bardzo małe! Od trzech do pięciu lat po śmieci, wyjmowane są szczątki zmarłego. Procesem ekshumacji zajmują się specjalizujące się w tym osoby. Najczęściej po trzech latach od śmierci zostają już same kości. Są wyjmowane, czyszczone z zabrudzeń i pozostałych tkanek, a następnie obmywane w czerwonym winie. Dawniej procesem mycia kości często zajmowały się kobiety z rodziny zmarłego. Dla nas to dość szokujące, ale to właśnie kobiety obmywały kości w winie a następnie umieszczały je do specjalnej skrzynki, którą wkładano do ossuarium. Tak zwolnione i oczyszczone miejsce na cmentarzu, „czeka” na kolejną osobę…

Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, że mogłabym umyć kości bliskiej mi, zmarłej osoby. Zastanawiałam się jak jest w przypadku rodziny Janiego i co stało się na przykład z jego zmarłą siedem lat temu babcią. Poprosiłam Janiego, żeby zadzwonił do rodziców i spytał u źródła.

Jani po krótce nakreślił co mnie interesuje i po chwili słuchawkę przejął jego tata, który jest przyzwyczajony że często pytam o takie oczywiste dla Greków kwestie.

Stwierdziliśmy, że nie będziemy tak długo trzymać tego miejsca, więc kości babci wyjęliśmy już po trzech latach. Ale to naprawdę nic takiego. Całością oczyszczania kości zajmował się specjalista, a ja pomagałem tylko obmyć je w czerwonym winie. Kość to kość! No cóż się nad tym rozprawiać… Zdecydowaliśmy że same kości również zostaną zlikwidowane i nie będziemy ich trzymać. Likwiduje się je za pomocą kwasów. A ile płaci się za utrzymanie grobu? Płaci się raz na pięć lat chyba… Ale tak dokładnie, to nie pamiętam… To chyba zależy od… Widoku! Hahaha!  – dokończył mój teść.

Tak, żadna rozmowa z rodziną Janiego nie może skończyć się tak zupełnie na poważnie, nawet jeśli dotyczy tematów jak dla mnie nieco drastycznych.

Być może nasuwa się wam pytanie: czy Grecy nie pamiętają o swoich zmarłych? Wraz ze zniszczeniem ich szczątek wyparowuje również o nich pamięć?

Moim zdaniem jest zupełnie odwrotnie. A to czy szczątki zmarłego są zachowane, czy też nie, nie ma tak naprawdę większego znaczenia.

Wystarczy wejść na przykład do niewielkiej rodzinnej piekarni, rodzinnego sklepiku, sklepu mięsnego czy też cukierni. Albo przejść na zaplecze tradycyjnej tawerny, restauracji czy też kawiarenki. Tuż przy miejscu, gdzie znajduje się biurko, kasa, jakieś miejsce na które często się patrzy, na ścianie, albo w ozdobnej ramce jest zdjęcie dziadka, ojca, babci, czy też matki, którzy odeszli. W wielu typowych greckich domach tuż nad kominkiem, na stole, obok prawosławnych ikon są zdjęcia tych którzy żyją, ale również tych którzy odeszli. Co prawda ich ciał już nie ma, ale pamięć pozostaje.

Psycho sabato – czyli „sobota dusz”, są to ruchome soboty, podczas których w kościele prawosławnym odbywają się modlitwy, za tych którzy odeszli, zwłaszcza tych, którzy nigdy nie mieli pogrzebu.

TU! przeczytasz co to jest koliva.

TUTAJ! przeczytasz o długowiecznych Ikaryjczykach.

TU! przeczytasz o najstarszej dzielnicy miasta Korfu.

Służba wojskowa w Grecji jest obowiązkowa!… poniedziałek, 6 marca 2023

Jani w czasie służby wojskowej w jednostce specjalnej spadochroniarzy

Tak właśnie jest! Służba wojskowa w Grecji jest obowiązkowa. Trwa ona dokładnie rok. Nie chodzi wcale o służbę społeczną, ale najprawdziwsze wojsko. Każdy Grek, najczęściej po ukończeniu edukacji przed wejściem w dorosłe życie, przez rok ubrany chodzi w strój moro, ma ścięte na krótko włosy i biega z prawdziwym karabinem.

Co prawda w praktyce część mężczyzn się od takiej służby wykręca. Można załatwić zaświadczenie od lekarza o chorobie lub problemach psychicznych, ale mimo wszystko przeważająca większość młodych Greków w pewnym okresie swojego życia odrywa się od rąbka spódnicy mamy i na rok idzie do wojska.

Obecnie obowiązkowa służba wojskowa trwa rok. Ale za czasów mojego teścia trwała ona dwa lata.

Dlaczego tak jest?

Grecja jest bardzo małym krajem. Ma jedynie 10 milionów mieszkańców, więc jest aż cztery razy mniejsza niż Polska. Przeszłość Grecji nieco przypomina przeszłość naszego kraju, ponieważ przez całe wieki Grecy musieli albo bronić swojej wolności, albo krwawo o nią walczyć. Dla Greków wrogiem numer jeden była i jest Turcja. Będąc tak małym krajem i mając tak dużego wroga, trzeba być w ciągłej gotowości na to aby móc się bronić. Stąd w Grecji wojsko jest dla mężczyzn obowiązkowe.

*

Dla mojej teściowej Fety, myśl że jej ukochany syn Jani mógłby iść na wojnę, jest największym życiowym koszmarem. Każdy z nas ma taki koszmar, który co chwilę do nas powraca i zawsze nas męczy. Stosunki grecko – tureckie są co chwilę bardziej / mniej napięte o czym rzecz jasna uwielbiają trąbić media. Na dodatek, co jakiś czas… Tak mniej więcej raz na dwa lata, ktoś z wojska dzwoni do Fety, aby zaktualizować dane Janiego, który wciąż jest na liście mężczyzn, którzy potencjalnie w przypadku zagrożenia, mogą iść walczyć na wojnę.

-Dzień dobry! Dzwonię do pani w sprawie pani syna…- tak zazwyczaj zaczyna się taka rozmowa.

-Tak, słucham… Co się stało?!

-Kłania się XYZ z Wojska Greckiego. Chciałem…

I wtedy Feta zazwyczaj wykrzykuje „O Jezus Maria!”. Najwidoczniej przyzwyczajony do takich reakcji matek głos, skutecznie uspakaja, że to nic takiego, tylko muszą sprawdzić dane. Ukochanego syna nie wysyłają na żadną wojnę.

Z jednej strony wielkim powodem do dumy dla Fety jest fakt, że Jani był w jednostce specjalnej spadochroniarzy. Z drugiej jednak strony, to wzmaga jej obawy…

Spokojny wieczór. Powoli zapada noc. Feta paląc papierosa ogląda wieczorne wydanie wiadomości. A tam standard. Sytuacja między Grecją, a Turcją znów napięta, więc następuje dokładna analiza tego co się dzieje i tego co może się stać. Feta nerwowo gasi papierosa i spogląda na syna:

-Jani… Ale wiesz… Jak wybuchnie ta wojna… Jak nas Turcja zaatakuje, to będziesz musiał iść na tę wojnę. Do tego dzwonili ostatnio do mnie w twojej sprawie z wojska. Więc wiesz…

Jani skroluje telefon i zawsze spokojnie odpowiada:

-Tak wiem – i wraca do telefonu. Najwidoczniej taka odpowiedź nie koresponduje z emocjami Fety.

-No i co wtedy będzie…? He? – Feta dopytuje.

Jani już czuje o co chodzi. Ma więc idealny temat do żartów. Odkłada telefon i patrząc na matkę oznajmia:

-Oczywiste jest, że jak będzie już ta wojna to chwycę za broń i będę bronić do ostatniej kropli krwi swej ojczyzny i wszystkich niewinnych kobiet! W tym i ciebie. No przecież ktoś musi bronić i kraju i ciebie, więc nie rozumiem dlaczego ja miałbym tego nie robić.

-No ale… Wiesz… – Feta nie wie co ma odpowiedzieć, więc pytająco zerka na męża szukając w nim pocieszenia. Reakcja ze strony Pomidora jest natychmiastowa:

-Ja też! I ja też! Jak już wybuchnie ta wojna to ja też pójdę! – oznajmia Pomidor.

-Ty?! Przecież jesteś już grubo po siedemdziesiątce. Co ty będziesz robić na tej wojnie? Ciebie nie wezmą! – odgraża się Feta.

-Wezmą! Sam się zgłoszę na ochotnika!

-I co ty tam będziesz robić na tej twojej wojnie? Dziadków nie chcą!

-Stary, ale jary! – mówi Pomidor – Na tak wiele rzeczy mogę się im jeszcze przydać! Zobacz, mogę pomagać w biurze, mogę opracowywać różne strategie. A ponadto jestem bardzo dobrym kierowcą! Tak! Widzę się na tej wojnie jako kierowca ochotnik! Możne nawet dadzą mi poprowadzić jakiś czołg… Kto wie?! Ale na pewno bardzo im się przydam! Tak więc jak tylko będzie ta wojna, to obaj z Janim idziemy! Brawo synu! Moja krew!

-A może… – kończy Feta, która najwidoczniej czuje się znokautowana – Chyba jednak nie będzie tej wojny… Odkąd pamiętam o tym mówią… Jak myślicie? Ja uważam, że jednak do niej nie dojdzie. Jak zwykle rozejdzie się po kościach. A tak poza tym… Co jutro chcecie na obiad? Mogę zrobić pyszną mussakę!

TU! przeczytasz więcej o sałatkowej rodzinie.

TUTAJ! jest przepis na grecką mussakę.

TU! przeczytasz o schronisku dla osłów na Korfu.

Karnawał na Korfu w stylu weneckim… poniedziałek, 27 lutego 2023

Grecy kochają się bawić. A jak już się bawią, to robią to na całego! Karnawał w Grecji obchodzi się więc z ogromną pompą. Kulminacja okresu karnawału przypada na sobotę i niedzielę, czyli na dni tuż przed Kathara Deftera („Czysty Poniedziałek” – więcej o tym święcie przeczytasz w TYM!, TYM! i TYM! poście). To właśnie wtedy wypełniają się kluby, puby i dyskoteki. Ludzie przebierają się za najróżniejsze postacie, w najróżniejsze stroje. Wszędzie sypie się konfetti, rzuca się serpentyny. Można popuścić wodze wyobraźni, a słowo „kicz” też nabiera w tych dniach zupełnie innego znaczenia. Ma być kolorowo, wesoło i właśnie kiczowato. To ostatnie chwile na zabawę! Od „Czystego Poniedziałku”, czyli  Kathara Deftera, który jest właśnie dziś, trwa w całej Grecji czterdziestodniowy Wielki Post.

Mieszkańcy Korfu nie byliby sobą, gdyby okresu karnawału nie obchodzili w nieco inny, wyróżniający się sposób. W końcu to na Kerkirze organizuje się tę najpiękniejszą Wielkanoc w całej Grecji. Wypada więc i karnawał zakończyć z klasą!

TUTAJ! przeczytasz o Wielkanocy na Korfu.

Wyspa Korfu do dziś uznawana jest za najbardziej włoską ze wszystkich wysp Grecji. Przez ponad cztery wieki panowali tu Wenecjanie i do dziś wpływy weneckie są widoczne na każdym kroku. W okresie karnawału, mieszkańcy Korfu zakładają na siebie przepiękne weneckie stroje stylizowane na okres barokowy. Nakładają peruki, niesamowite maski, czy też malują swoje twarze. Parada ludzi ubranych w te właśnie stroje robi piorunujące wrażenie. Kolorowo, wesoło, a do tego jeszcze z jaką klasą! Zobaczcie sami. Tu kilka zdjęć z weneckiego karnawału na Korfu.

Za udostępnienie zdjęć dziękuję Elefterii Tsoni.

Wielkanoc na Korfu… czwartek, 28 kwietnia 2022

 

 

Wielkanoc jest najważniejszym i najbardziej barwnym okresem w greckim kościele prawosławnym. Jak wyglądają obchody Wielkanocy w Grecji? Pisałam o tym w TYM! poście. W całej Grecji uznaje się, że najpiękniej, najbardziej hucznie Wielkanoc obchodzi się na… Korfu! Co na wyspie tak szczególnego dzieje się w tym czasie?

Miasto Korfu zmienia się już podczas Wielkiego Tygodnia. Oznaką, że zbliżamy się do obchodów Paschy jest kolor purpurowy, który w tym okresie zalewa słynną  ulicę Liston (więcej przeczytasz TU!).  To właśnie wtedy latarnie na tej ulicy świecą na purpurowo, co jest symbolem żałoby. W wielu oknach miasta Korfu powiewają czerwone płachty, a w całym mieście sprzedawane są czerwone gliniane dzbany przeróżnej wielkości. W tym okresie gdzie nie spojrzeć pojawia się kolor czerwony, który jest symbolem krwi Chrystusa.

Najhuczniej jest w Wielką Sobotę. Punktualnie o godzinie 11.00, jak w szwajcarskim zegarku! Właśnie wtedy warto być w mieście. Całość wydarzenia kumuluje się rzecz jasna na ulicy Liston, ale dostanie się na tę ulicę w tym czasie graniczy z cudem! W mieście Korfu jest dosłownie morze ludzi. Kiedy wybija godzina jedenasta z najwyższych pięter ulicy Liston, ale również z wszystkich innych ulic miasta Korfu, jak również z domów wielu wiosek na wyspie, wyrzucane są tzw. boti czyli czerwone, gliniane dzbanki, które w okresie przed Wielkanocą  sprzedawane są w licznych miejscach w mieście. Cała wyspa, a szczególnie miasto Korfu o godzinie jedenastej dosłownie huczy i grzmi. Kawałki czerwonych dzbanów rozbijają się wszędzie. Żeby rozbicie było jeszcze bardziej spektakularne, najczęściej dzbany wypełnione są wodą. Te największe potrafią mieć ponad półtora metra wysokości i kiedy rozbijają się z najwyższych kamienic Liston o ziemię… To naprawdę robi gigantyczne wrażenie.

 

Na kilka minut przed 11.00, wszyscy biegną by… się schować! Tak w tym roku wyglądało moje “boti”. Roztrzaskałam je na drobne kawałki 😀

“Boti”! Czerwone, gliniane dzbany można w okresie Wielkanocy kupić w różnych częściach miasta.

Chwila po godzinie 11.00…

 

Ale po co to wszystko? Po co rozbijać czerwone dzbany? Czy zauważyliście, że Grecy lubią tłuc talerze, kiedy ktoś tańczy, albo śpiewa, albo po prostu dobrze się bawi? A kiedy ktoś stłucze talerz w tawernie, nikt raczej nie reaguje złością. Grecy śmieją się wtedy, a nawet i klaszczą! W okresie Wielkanocy tłuczenie czerwonych dzbanów ma być oczyszczeniem. Stłukło się, rozpadło na kawałki wszystko co złe, stare, dawne. Teraz jest już czas na odnowienie, odrodzenie, wiosnę! Ale ten akurat zwyczaj, jest popularny przede wszystkim na Korfu!

Chwilę po całym wydarzeniu czerwone kawałki rozbitych dzbanów są wszędzie. Warto wziąć choć jeden na pamiątkę, bo mówią że przynoszą one szczęście. To jeszcze nie koniec atrakcji. Dopiero się zaczyna! Z każdej ulicy zaczynają wychodzić grupy lokalnych orkiestr, które w przepięknych, eleganckich ubraniach grają paradując przez miasto. I tak co chwilę! Przechodzi jedna grupa orkiestry, a chwilę po niej pojawia się następna i kolejna, a za nią jeszcze jedna. Korfu to jedna z najbardziej muzykalnych wysp Grecji. Słychać to szczególnie w okresie Paschy. Na całej wyspie rozbrzmiewa wtedy muzyka.

 

 

Tłum raczej nie rzednieje przez cały dzień. Kawiarnie wypełnione są po brzegi. I tak do bardzo późnych godzin nocnych. Bo najważniejszym momentem dla greckiego kościoła prawosławnego jest godzina dwunasta w nocy. To właśnie wtedy następuje Zmartwychwstanie. Wszyscy są w kościołach. Punkt godzina dwunasta w nocy… Rozbłyskuje niebo nad całą wyspą. Trwa pokaz fajerwerków. Spektakularnie… To za mało powiedziane. Niesamowity pokaz fajerwerków trwa przez dobry kwadrans. Całe miasto jest wypełnione ludźmi. W kościołach przez prawie trzy następne godziny trwa msza. Ludzie dzielą się świętym światłem zapalając od siebie świece (lambada). Na całej prawie trzygodzinnej mszy zostaje mało kto. Chwilę po północy większość osób udaje się do domów na nocną wieczerzę. Po 40 dniach postu, gwoździem wielkanocnych wieczerzy jest rzecz jasna mięso. Po jedzeniu, czyli grubo po pierwszej w nocy zapełniają się wszystkie kluby, dyskoteki i imprezy. Zmartwychwstał Chrystus, więc z tej okazji można się bawić! I tak cała wyspa jak i cała Grecja, bawią się do białego rana!

A w niedzielę… Rzecz jasna spotkania z rodziną na łonie natury i pieczenie jagnięciny. Kolejne spotkania rodzinne i kolejny czas na jedzenie. Jak ucztują w Wielkanoc Grecy? Możesz zobaczyć na TYM! filmiku.

Cała wyspa jest dumna z tego jak spektakularnie organizowana jest tu Wielkanoc. W żadnym innym miejscu Grecji, Wielkanocy nie obchodzi się aż tak pięknie. Turyści są w szoku, często nie wiedząc co się dzieje i może nieco zazdroszczą mieszkańcom Korfu ich niezwykłej tradycji.

Kiedy latem będziecie spacerować miastem Korfu, spójrzcie pod nogi. Przez całe lato, a często aż do następnej Paschy,  pomiędzy starymi płytami chodników można zobaczyć okruchy i małe kawałki po czerwonych dzbanach, zwanych na Korfu boti.

 

Takie tłumy ludzi są w Wielką Sobotę w mieście Korfu.

Wyobraźcie sobie jak wypełnione są w ten czas kawiarnie!

Najlepsze miejsce do obserwowania 😀

 

 

 

Czy w Grecji jest równouprawnienie?… poniedziałek, 14 marca 2022

 

 

Kiedy lata temu zamieszkałam w Grecji już na stałe, zupełnie nie wiedziałam o co chodzi w pytaniu, które zdarzało mi się usłyszeć od Greków i tym bardziej… Co mam na nie odpowiedzieć? To pytanie brzmiało:

 

Czyja jesteś? (w języku greckim „Pianou eisai?”)

 

Jest to jedno z takich dziwnych pytań, które czasem można usłyszeć w Grecji. Ale, że jak: czyja jestem? Swoja! Należę przecież do siebie! O co chodzi w tym pytaniu i co ja mam na nie odpowiedzieć?

Najpierw spytałam Janiego, ale trochę czasu musiało upłynąć, żebym dokładnie rozumiała o co w tym pytaniu chodzi.

Jani wyjaśnił mi, że zadając to pytanie, ktoś chce wiedzieć kto jest moim ojcem, z której jestem rodziny, ale ponieważ jestem z innego kraju, to zapewne ten kto pyta, chce wiedzieć czyją jestem żoną.

Za każdym razem, kiedy nadal czasem słyszę to pytanie robi mi się dziwnie. I zawsze odpowiadam tak samo: że nie jestem niczyją własnością i że należę do siebie!

Na twarzy tego kto pyta, zazwyczaj pojawia się wtedy zdziwienie, że nie odpowiem jak inne Greczynki, a odpowiadam i reaguję trochę dziwnie.

Odpowiadam w ten sposób bo wiem, że zmianę świata, zawsze należy zacząć od siebie i swojego najbliższego otoczenia. A wiele o danym kraju, czy też danej społeczności można wyczuć z języka i takich właśnie językowych ciekawostek.

 

Bo moim zdaniem… Nie. Grecja nie jest krajem, gdzie tak do końca jest równouprawnienie.

 

Grecja bardzo się zmienia. Tak jak cały czas zmienia się świat, w który żyjemy. Z roku na rok  mam wrażenie, że te zmiany postępują bardziej i bardziej dynamicznie.

Jeszcze w pokoleniu mojej teściowej, czyli osób które obecnie mają około sześćdziesięciu lat, jest tak, że karierę robił mężczyzna i to on ma na głowie utrzymanie rodziny. Miejsce kobiet przeważnie było w domu. Pracą kobiet było przede wszystkim gotowanie, sprzątanie i zajmowanie się dziećmi.

Teraz wiele się zmieniło. I młode Greczynki studiują, podróżują, pracują, zajmują się sobą i robią swoją karierę. Mimo wszystko w greckich rodzinach często nadal jest tak, że kobiety decydują się na lżejszą pracę. Wciąż chcą mieć czas żeby w niedzielę przygotować domową mussakę, żeby zadbać o dzieci i również o siebie. Ta różnica pomiędzy starszym i młodszym pokoleniem jest w Grecji często diametralna.

Ale mimo wszystko, wciąż jeszcze od czasu do czasu słyszę pytanie „Czyja jesteś?”, a przy wypełnianiu urzędowych dokumentów, zamiast nazwiska panieńskiego matki, tak jak jest w Polsce, muszę wpisywać imię ojca. Tak jakby dla przypomnienia, żebym w choć formalny sposób musiała sobie uświadomić, że przecież czyjaś jednak jestem.

Na szczęście dzisiejsze czasy dają nam ogromną wolność wyboru. O swoje równouprawnienie, poczucie wolności, niezależności można jeśli się chce – zawalczyć. A to jak traktują nas inni, zależy przede wszystkim o tego, jak my traktujemy siebie.

Mam wrażenie, że Greczynki nawet często te bardzo nowoczesne, wcale nie chcą pełnej życiowej niezależności. Dobrze czują się w nieco bardziej tradycyjnej roli. Tak było i tak właśnie jest im dobrze. Wcale do końca nie chcą tego zmieniać.

Tak jest często prościej, tak jest często wygodniej.

A może jest w tym również trochę prawdy, że dobrze jest, kiedy zgodnie z tradycyjnym podziałem to właśnie mężczyzna musi zadbać o bezpieczeństwo, rzeczy materialne i pieniądze? Może nie jest to takie złe, kiedy mężczyzna otwiera przed kobietą drzwi i płaci rachunek w restauracji? Kiedy to właśnie przede wszystkim on ma na głowie utrzymanie domu i całej rodziny?

Rola kobiety w Grecji, to przede wszystkim rola szyi, która kręci głową, w którą stronę uzna za najlepsze. Czy zatem w Grecji panuje równouprawnienie? Z jednej strony nie, bo do końca nie chcą tego same Greczynki. Ale z drugiej strony, odgrywając rolę „szyi” mają często więcej do powiedzenia, niż mogłoby się z pozoru wydawać.

 

TU! przeczytasz o tym jak poradzić sobie z emigracyjną depresją.

TUTAJ! przeczytasz o muzeum folkloru na Korfu.

TU! przeczytasz o greckim podejściu do zdrady.

 

 

 

Dzień dobry po grecku… poniedziałek, 14 lutego 2022

 

 

Kalimera (czyli: dzień dobry)! – powiedziałam radośnie, wchodząc do zaprzyjaźnionej tawerny. W odpowiedzi kelner spojrzał na mnie jakbym właśnie oznajmiła, że chcę zamówić sofrito z jednorożca. Ten wzrok zbił mnie z tropu.

Kalimera??? Jakie kalimera?! Kalispera (czyli: dobry wieczór, dobrego wieczoru)! Obudź się i spójrz na zegarek. Przecież dochodzi już trzynasta!

No tak… Zreflektowałam się i jednocześnie przypomniało mi się ilu Greków i jak często zwraca mi uwagę, że po godzinie dwunastej w południe w Grecji nie mówi się „dzień dobry”, a „dobry wieczór”. Teoretycznie dobrze o tym wiedziałam, ale jakoś tak nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Wzrok kelnera i ta jego uszczypliwość… Postanowiłam się odgryźć. Niech już nie będzie taki mądrala!

-No dobra, zgodzę się z tym, że tak tu jest, taka jest tradycja, że już chwilę po dwunastej mówi się kalispera. Ale przecież to jest zupełnie nielogiczne! Zobacz! Świeci słońce, a przed nami jeszcze cały długi dzień. Więc gdzie tu jest logika, że nawet nie zjadłam jeszcze obiadu, a już mam ci życzyć dobrego wieczoru? Ta wasza zasada jest zupełnie bez sensu!

-A właśnie, że nie! To jest bardzo, ale to bardzo logiczne i sensowne… Już ci tłumaczę dlaczego…

 

*

 

Grecy bardzo zwracają uwagę, aby odpowiedniego powitania używać o odpowiedniej porze. Niech no ktoś powie „dzień dobry” dajmy na to około godziny szesnastej. Nie ma takiej możliwości, żeby tak przywitał się Grek.  Wtedy już tylko i wyłącznie „dobry wieczór”. A kto zwraca na to uwagę na przykład w Polsce? Pal licho! Dzień dobry, dobry wieczór. Kto by zwracał na to uwagę? Kto ma na takie drobiazgi czas? Przecież to nie jest istotne!

Odpowiednie używanie słówek kalimera i kalisera, to jest dopiero wierzchołek góry lodowej. Tu się dopiero zaczyna… W okresie, kiedy obchodzimy Wielkanoc, Boże Narodzenie czy też inne ważne święta, powitaniom towarzyszą słowa kales giortes (czyli: dobrego świętowania) lub hronia polla (czyli: wielu lat). Przez większą część stycznia, każdej pierwszy raz spotkanej w nowym roku osobie mówi się kali hronia (czyli: dobrego roku) i może być uznane za brak manier, jeśli tak właśnie się nie powie osobie, którą znamy i spotykamy w nowym roku pierwszy raz. Jeśli w Grecji obchodzicie imieniny, najpewniej telefon nie przestanie dzwonić od rana do wieczora! Przecież koniecznie trzeba życzyć osobie, która je obchodzi wszystkiego co najlepsze. To jeszcze nie koniec… Dajmy na to, że w waszej rodzinie urodziło się dziecko. Wtedy mówimy na sas zisei (czyli: niech wam żyje). Kiedy zaczynamy nowy miesiąc mówimy kalo mina (czyli: dobrego miesiąca). Kiedy jest poniedziałek kali evdomada (czyli: dobrego tygodnia). Kiedy kończy się zima, mówimy kalo kalokieri (czyli: dobrego lata). A kiedy kończy się lato, życzymy kalo himona (czyli: dobrej zimy). To zdaje się tyle, ale myślę że gdybym jeszcze poszperała w głowie, znalazłabym jeszcze kilka przykładów.

To bardzo ciekawe, że Grecy którzy często z pozoru wydają się mieć głowę w chmurach, żyć na wiecznym luzie i w południowym chaosie, do tych wszystkich zwrotów przykładają ogromną uwagę. Skąd to wynika? Z tego, że dużo bardziej niż nacje z Europy zachodniej są zakorzenieni w magicznym tu i teraz. Żyją bardzo mocno połączeni z rytmem natury i zwracają uwagę na…

 

*

 

Słońce! – wykrzyknął uradowany kelner z miną na twarzy, która mówiła „i tu cię mam”.

-Hmmm? Nie rozumiem, o co ci chodzi?

-Zwróć uwagę na pozycję słońca. O dwunastej, w południe jest w najwyższej pozycji. A minuta po dwunastej jest już coraz niżej. Więc zgodnie z pozycją słońca, które chwilę po dwunastej jest już niżej i bardzo powoli już zachodzi, zgodnie z tym chwilę po południu mówimy „dobrego wieczoru”! To jest bardzo, ale to bardzo logiczne i mądre!

Nie pozostało mi nic innego, jak przyznać mu rację. I tak już się stało, że po tej z pozoru banalnej rozmowie zaczęłam mocno zwracać uwagę na pozycję słońca. Uwielbiam być obudzona jeszcze przed wschodem. Do południa mieć zrobione najważniejsze rzeczy dnia, a kiedy już zacznie zachodzić, spowalniać mój rytm i szykować się spać. Zgodnie z pozycją słońca.

 

TU! przeczytasz o greckich imionach.

TUTAJ! przeczytasz o tym jak Grecy obchodzą Wielkanoc.

TU! jest post o zachodzie słońca w Ia na Santorini.

 

 

 

Co to jest sjesta? I do czego Grekom jest potrzebna?… poniedziałek, 22 listopada 2021

 

Co prawda nawet w Polsce na poobiednią drzemkę często mówimy „sjesta”, ale tak naprawdę w Grecji ten wyraz raczej nie jest używany. Na sjestę mówi się mesimeriano eipno, czyli po prostu „popołudniowy sen”. Jakkolwiek nazywać odpoczynek po obiedzie, jest on jedną z żelaznych części dnia nie tylko w Grecji, ale w większości krajów południowych. Tak na południu Europy jest, że po obiedzie jest czas… No właśnie… Na co dokładnie?

Obserwując rytm życia Greków, widzę że mimo wszystko raczej mało kto po obiedzie, przebiera się w pidżamy i idzie spać. Dotyczy to raczej Greków starszego pokolenia, którzy rzeczywiście nie wyobrażają sobie dnia bez momentu, kiedy po obiedzie w swoich sypialniach zamkną okiennice, przebiorą się w pidżamy i pójdą spać. Starsi Grecy często nie wyobrażają sobie dnia bez popołudniowego snu.

Nie dosłownie sen, ale bardziej przerwa w samym środku dnia, jest naturalną częścią funkcjonowania całej Grecji. Mniej więcej od godziny 14.30 do 17.30 cała Ellada mocno zwalnia swoje tempo. Zamiera życie w wioskach, miasteczkach. Pustoszeją nawet centralne ulice dużych miast. W tych godzinach obowiązuje odpowiednik nocnej ciszy. Nie można w tym czasie odkurzać, wiercić dziur w ścianie, czy też nawet bardzo głośno rozmawiać. Nie powinno się  również do nikogo w tych godzinach dzwonić. Jeśli na przykład o 15.30 ktoś będzie wbijał w ścianę gwoździe, sąsiad takiej osoby ma prawo wezwać policję, ponieważ ktoś zaburza popołudniową ciszę.

Wiele sklepów w tych godzinach jest zamykana. Co prawda nie wszystkie, ale większość mniejszych sklepików w tych godzinach nie działa. Co się w tym czasie dzieje? Mniej więcej o godzinie 14.30 ludzie udają się do domów na obiad, który jest bardzo ważnym elementem greckiego dnia. A po obiedzie? Jest czas na odpoczynek. Jakkolwiek dana osoba ma ochotę ten czas interpretować lub też go spędzać. Drzemka, oglądnie telewizji, czytanie, wyście na kawę, spacer, robienie nic. Dla mnie to jest bardzo cenne, że naturalną i ważną częścią dnia w Grecji, prócz pracowania, jest właśnie odpoczynek. Mam wrażenie, że im bardziej cywilizowani się stajemy, tym częściej pomijamy ten element dnia.

Czy taka przerwa podczas dnia jest w Grecji spowodowana bardzo wysokimi temperaturami latem? Nie do końca tak jest. Fakt, w takich miesiącach jak czerwiec, lipiec, sierpień czy wrzesień, w tych właśnie godzinach potrafi być piekielnie gorąco i wtedy, jeśli jest taka możliwość, dobrze jest zostać w domu. Ale miesiące, kiedy w Grecji jest naprawdę upalnie są tylko cztery. Co z pozostałymi ośmioma miesiącami? Wtedy wcale nie jest gorąco. Według mnie taki czas na popołudniowy odpoczynek, to w Grecji zwyczajnie naturalny element rytmu dnia, związany raczej z samym stylem życia niż klimatem. Pogoda jak i klimat na pewno mają tu wpływ, ale nie są najważniejsze.

A wy? Czy w środku dnia robicie sobie taką przerwę na odpoczynek?

 

TUTAJ! przeczytasz o godzinach pracy sklepów oraz urzędów w Grecji.

TU! przeczytasz o pogodzie w Grecji.

TUTAJ! znajduje się przepis na sałatkę z buraków w wersji greckiej.

 

 

 

Dlaczego Grecy nie odnoszą wielu sukcesów, nie są bogaci, nie jeżdżą pięknymi samochodami, nie mieszkają w drogich domach, a są tak szczęśliwi?… poniedziałek, 8 marca 2021

 

Korfu, kawiarnie na ulicy Liston

 

 

Jak to jest możliwe, że tu na Korfu ludzie jeżdżą tak rozklekotanymi samochodami? Tu nie ma dobrych aut! Greków nie stać na dobre samochody?

 

Ta tawerna ma takie wzięcie! Dlaczego jej szef nie otworzy drugiej? Nie chce mu się?

 

Oni technologicznie są tu sto lat za Murzynami! Przecież ta cała Grecja to technologiczny zaścianek! W tylu miejscach nie można nawet zapłacić kartą!

 

Przesiadują w kawiarniach godzinami! Ile można tak siedzieć przy jednej kawie? I skąd oni mają na to tyle czasu? Czy ci ludzie nie muszą pracować?

 

Przecież oni w ogóle się nie rozwijają! Siedzą w tawernach i wszystko tam przejadają!

 

***

 

Kiedy jest sezon turystyczny, tego typu wypowiedzi słyszę minimum raz dziennie. Dla wielu osób, które przylatują do Grecji na wakacje Grecy to lenie, którzy całymi dniami, na wiecznym luzie przesiadują przy kawie, albo godzinami jedzą w tawernach. Stereotyp Greka – lenia przywarł do Greków na podobnej zasadzie, że jak Polak, to albo pijak, albo złodziej. „Jedź na wakacje do Polski! Twój samochód już tam jest!”. Podobno taki żart o Polakach krążył, a może jeszcze krąży w Niemczech. Co czujecie, kiedy coś takiego słyszycie? Mi nie jest przyjemnie. I uważam, że tego typu żarty są niesprawiedliwe.

Jak to jest z tym stereotypem Greka – lenia? Czy rzeczywiście tak jest, że Grecy nic innego nie robią prócz siedzenia w tawernach?

Odpowiedź na to pytanie kryje się w piramidzie wartości, która jest podstawą tego, jak kształtujemy nasze życie. Trzy najważniejsze wartości dla Greków (rzecz jasna, że nie wszystkich, ale ogromnej większości), to:

 

miejsce 1 – rodzina, przyjaciele

miejsce 2 – czas wolny, życiowe przyjemności

miejsce 3 – praca, pieniądze, sukces

 

Że jak? Rodzina? Czas wolny? A dopiero po czasie wolnym i przyjemnościach stoi praca??? Już słyszę oburzenie wielu osób. A właśnie tak! Dlaczego nie? Co złego jest w tym, że praca jest dopiero na miejscu trzecim? A przed nią znajduje się czas wolny i życiowe przyjemności? Co właśnie w tej kolejności jest złego?

Kiedy ktoś mnie pyta, dlaczego Grecy jeżdżą starymi samochodami często w tak złym stanie, to odpowiadam, że: „dlatego, że to jakim jeżdżą autem, nie jest dla nich ważne”. Kiedy ktoś mnie pyta, dlaczego nie rozwijają swoich biznesów, odpowiadam nieco podobnie: „bo pieniądze, sukces, praca i kariera nie są dla nich aż tak istotne”. A kiedy pytają, dlaczego tyle czasu przesiadują w kawiarniach, moja odpowiedź nie jest zbyt skomplikowana. Mówię wtedy, że: „ czas wolny i życiowe przyjemności, są dla Greków bardzo ważne!”. Zazwyczaj wtedy osoba, która chwilę wcześniej zadała takie pytanie jest dosłownie o-bu-rzo-na! Że jak tak można?! I złości się często na mnie, że również nie widzę w tym nic złego, nie podzielam oburzenia i nie jest mi nawet odrobiny wstyd, że mieszkam w takim kraju! Ci ludzie najczęściej uważają, że każdy człowiek powinien mieć taki system wartości, jaki oni mają! Bo tylko ich system wartości jest koniecznie tym najlepszym. No cóż… Mało kiedy się uśmiechają i nigdy nie wyglądają na szczęśliwych lub nawet chwilowo zadowolonych.

Wśród moich greckich przyjaciół i znajomych, nie ma ludzi którzy jeżdżą super samochodami, mają świetnie urządzone mieszkania i kilka zer na koncie. Większość ma średnie prace, zarabia średnią krajową, jeżdżą bardzo średnimi autami. Dlaczego? No właśnie… Dlatego, że TO NIE JEST DLA NICH WAŻNE.

Między Grekami żyje się też zupełnie inaczej. W potocznym języku greckim nie ma wyrażenia w typie „piątek, piąteczek, piątunio”. Tu nawet nikt nie zrozumie, o co w takim wyrażeniu chodzi… Nikt za bardzo nie wyczekuje weekendu, bo każdego innego dnia, też dobrze się ludziom tu żyje. Na kawę wychodzi się każdego dnia, by często nie robić przy niej nic ważnego, albo rozmawiać o niczym ważnym ze swoimi przyjaciółmi. W piątek wieczorem po brzegi wypełnione są tawerny, ale czy w tawernach, czy też w nocnych klubach jak ze świecą szukać ludzi, którzy są pijani. Grecy się nie upijają, bo stan ducha, który mają w sobie jest na tyle przyjemny, że nie ma potrzeby by sztucznie wprowadzać się w stan zapomnienia, czy też alkoholowego szczęścia. Większość moich znajomych czas wolny spędza na plaży. Ogromną ilość czasu (naprawdę ogromną!) spędzają ze swoją bliższą i dalszą rodziną. Na Korfu nie mamy ani jednej galerii handlowej. Nie ma ich również wiele bardzo dużych greckich miast. Ludzie raczej nie spędzają czasu na zakupach, albo oglądaniu tego co można kupić, bo… nie czują takiej potrzeby.

Czy Grecy są leniami? W ich oczach rytm życia, który dominuje w Europie zachodniej, nie jest życiem, a bardziej wegetacją. I swojego czasu, który dla przybyszów z zachodu wydaje się być przelanym przez palce na wielogodzinnych kawach czy biesiadach w tawernach, typowy Grek nie zamieniliby na nawet trzy dodatkowe zera na koncie. To jak żyją, daje im codzienne poczucie szczęścia, które nie jest warunkowane przez dobra materialne.

Pamiętam, że kiedy już  prawie dziesięć lat temu przyjechała mieszkać w Grecji na stałe, nie potrafiłam tego zrozumieć. Podróżowanie i mieszkanie w innym kraju daje nam jedyną w swoim rodzaju, niepowtarzalną możliwość poznania świata z często skrajnie innej perspektywy. Dlatego nic nie rozwija nas tak bardzo jak podróżowanie. Teraz po 10 latach mieszkania w Grecji, czuje że jestem między: europejskim pędem, a greckim wyhamowaniem. I dokładnie tu, czyli w punkcie między jest mi najlepiej!

 

TUTAJ! przeczytasz o greckim DNA.

TU! przeczytasz o rodzinnym wypadzie do greckiej tawerny.

TU! zobaczysz nasz mini przewodnik po Salonikach.

 

 

 

Imieniny w Grecji… poniedziałek, 18 stycznia 2021

 

 

Dla przeważającej większości Greków, obchodzenie imienin jest dużo ważniejsze, niż obchodzenie urodzin. Nie dotyczy to jedynie starszej części greckiego społeczeństwa, ale wszystkich Greków.

Imiona w Grecji, to szeroki temat. Często budzi zaskoczenie, że wielu Greków do dziś nosi imiona pochodzące z greckiej mitologii. Nie zdziwcie się, jeśli ktoś przedstawi się wam jako Achilles, Afrodyta, czy też Odyseusz, albo Atena. Część osób nosi imiona, które mają pochodzenie biblijne, jak na przykład Joannis czy też jedno z najpopularniejszych żeńskich imion greckich, czyli Marija. Wiele imion ma piękne znaczenia. Imię Zoi, oznacza „życie”, Lambors to „światłość”, Sofia (czyli polska Zofia) to “mądrość”, a Agathi (czyli polska Agata) oznacz „czystość”. Więcej na temat imion w Grecji, przeczytacie w TYM! poście.

Jak więc w Grecji obchodzi się imieniny? Zazwyczaj imprezuje się w domach, tawernach, czy też restauracjach przede wszystkim w gronie rodzinnym, ale również z przyjaciółmi. Ważne by się spotkać i w tym dniu być razem z bliskimi.

Wielu Greków, którzy praktykują prawosławie, rankiem w dniu swoich imienin, udają się na mszę, podczas której modlą się do patrona ich imienia.

W dniu, w którym solenizant obchodzi imieniny, najczęściej nie przestaje dzwonić jego telefon. Dzwoni cała rodzina i wszyscy, bliscy czy też dalsi przyjaciele.

 

Całkiem niedawno, a dokładnie 7 stycznia imieniny obchodził Jani.

Daję wam słowo… Jego telefon dzwonił od godziny 9 rano, do prawie samej północy, z przerwami na posiłki! Dzwonili wszyscy! Cała rodzina i wszyscy przyjaciele, a nawet sąsiedzi, żeby złożyć życzenia i dać znać, że pamiętają.

Każdego roku, 7 stycznia, zadziwia mnie coś jeszcze. To dla mnie najbardziej ciekawy element greckiej tradycji obchodzenia imienin.  Żeńska część rodziny Janiego, czyli moja teściowa, jego siostra oraz zestaw kuzynek, najpierw dzwonią… do mnie! Tak jest! Dobrze, przeczytaliście! Tak się w Grecji utarło, że jeśli mąż obchodzi imieniny, to zazwyczaj kobiety będą dzwonić do jego żony. Wypowiada się wtedy słynne słowa: na hierese ton andra sou! Czyli w tłumaczeniu bardzo dosłownym: „ciesz się swoim mężem!”.

Na początku nie mogłam się nadziwić tym telefonom. I tym życzeniom… Że co??? Ciesz się swoim mężem? I długo myślałam nad tym, dlaczego tak właściwie jest? Dlaczego, kiedy Jani ma imieniny, to dzwoni do mnie z życzeniami na przykład jego kuzynka? W tym roku postanowiłam wprost zapytać o to mojej teściowej – Fety.

 

*

 

– No przecież to jest logiczne! – odpowiedziała myśląc, że sprawa jest już jasna.

– Jak logiczne? To właśnie nie ma żadnej logiki! Niech mama mi wytłumaczy… Jani ma imieniny, to dlaczego dzwoni do mnie na przykład jego kuzynka Brina??? To znaczy… Żeby mnie mama źle nie zrozumiała… Ja się z tego telefonu bardzo cieszę! I zawsze z Briną mile sobie pogadamy, ale jednocześnie tego nie rozumiem. Dlaczego, kiedy Jani ma imieniny, to Brina z życzeniami dzwoni najpierw do mnie, a nie do Janiego?

– No właśnie to jest bardzo logiczne! Brina mieszka w Atenach. Tak? Tak! Nie macie ze sobą stałego kontaktu. Widzicie się tak przy okazji, raz, góra dwa razy do roku. Więc jeśli Brina dzwoniąc do was raz do roku, chce naprawdę się dowiedzieć co u was słuchać i co się u was dzieje, to nie dowie się tego od Janiego, bo ten określi to w góra trzech słowach „dzięki, wszystko ok”. Tylko zadzwoni do CIEBIE! Bo ty z nią naprawdę porozmawiasz. Dopiero rozmawiając z tobą Brina dowie się co się u was dzieje, a ty dowiesz sią jak ona się ma. I będziecie mogli jako rodzina utrzymać ze sobą znacznie lepszy kontakt. Czy teraz rozumiesz???

– Aaaa…

No tak! Eureka! Tak właśnie jest! I tak również było i w tym roku. Kiedy chwilę po rozmowie z Briną, oddałam słuchawkę Janiemu, odpowiedział dokładnie trzema słowami: „dzięki, wszystko ok”. I na tym właściwie skończyła się rozmowa. Przyznacie, że podczas rozmowy z kobietą można dowiedzieć się dziesięć razy więcej.

– No tak, właśnie tak jest! – przytaknęła mi Feta – Od faceta nie dowiesz się niczego! Zawsze wszystko „dobrze”, „okej” i koniec informacji. I dlatego, jeśli na przykład mój mąż ma imieniny, to wszystkie kobiety z naszej rodziny zadzwonią najpierw do mnie!

– Teraz rozumiem… Nie tyle logiczne, co jest to naprawdę bardzo mądre! – przyznałam mojej teściowej.

Chwilę później chciałam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio rozmawiałam z  kimś z mojej dalszej rodziny, z którąś z kuzynek, albo kuzynem. I nie mogłam sobie przypomnieć. To musiało być lata temu! Ten grecki zwyczaj dzwonienia raz do roku do osoby, która obchodzi imieniny może wydawać się nieco sztuczny. Że w danym dniu, każdego roku dzwoni się do danej osoby, nie dlatego że interesuje mnie co u niej, ale dlatego że nakazuje tego imieninowy zwyczaj. No tak, racja. Jest to trochę sztuczne. Ale co by nie powiedzieć, w greckich rodzinach więzi między ich członkami są bardzo mocne. Jakkolwiek podtrzymywane, sztucznie czy też naturalnie, to nadal rezultat jest taki, że ludzie wiedzą co u nich się dzieje i mają ze sobą dobry kontakt. A nawet jeśli podtrzymywany sztucznie, to dużo lepiej niż żaden!

 

TUTAJ! przeczytasz o mojej szwagierce Oliwce.

TU! przeczytasz o moim patencie na grecką teściową.

TUTAJ! znajduje się post o moim teściu Pomidorze.