Zacznij dzień od „kalimera”!… poniedziałek, 4 stycznia 2021

 

Ja w autobusie, czyli tam gdzie jest moje miejsce! 😀

 

Było to dobrych kilka lat temu, kiedy byłam jeszcze na początku mojej pracy na Korfu. Był wczesny ranek, stałam na drodze i czekałam na autobus, który zbierał naszych turystów mieszkających na północy wyspy. Zgodnie z planem, miałam wejść do  autobusu i podjechać z połową naszej grupy do Kanoni (przeczytaj więcej TU!), gdzie miała do nas dołączyć druga połowa turystów, mieszkająca na południu Korfu. Wtedy mogliśmy rozpocząć już wycieczkę  (TU! zapoznasz się z ofertą naszych wycieczek po Korfu).

Kierowcą autobusu, który miał mnie odebrać był Marko. Bardzo drobnej postury, zawsze lekko zgarbiony, z wielkimi zębami każdy w inną stronę. Najpewniej przez swój nietypowy wygląd, Marko był częstym tematem żartów innych kierowców. Dla mnie natomiast był przede wszystkim nieomylnym mistrzem w układaniu planów zbiórek z rozsianych po całej północnej części Korfu hoteli. Niezliczoną ilość razy,  późnymi wieczorami Marko odbierał każdy mój telefon, żeby ułożyć godziny zbiórek dla naszych turystów. Robił to z dokładnością, co do minuty! Tak po prostu, zawsze bardzo lubiłam tego człowieka. Z wzajemnością.

– Kalimera! [Czyli „dzień dobry” po grecku] Marko! Jak tam? Co tam? – powiedziałam i przepytałam, kiedy tylko otworzyły się drzwi autobusu, a przy kierownicy zobaczyłam wielki uśmiech z wielkimi, powykrzywianymi zębami.

– No cześć, cześć! Wsiadaj mała! Ruszamy, bo za chwilę jest zielone!

Usiadłam na fotelu pilota i jak zawsze pod przednią szybę położyłam moją torebkę. Na kolanach trzymałam listę uczestników. Nie zdążył mi odpowiedzieć, kiedy zabrzęczał jego telefon. Marko odebrał. Odpowiadał jedynie: „tak, tak, ok, za  trzy do pięciu minut”. Po drugiej stronie słuchawki słuchać było jeden wielki bezkształtny wrzask, arogancki bełkot.  Dzwonił kierowca, którzy właśnie wiózł naszą grupę z południa i najwidoczniej chciał ustalić co i jak.

Marko wyłączył telefon. Wyjął słuchawkę z ucha, z ulgą – najwyraźniej miał nieco nadwyrężone bębenki słuchowe. Popatrzył chwilę przed siebie, jakby po to by się nieco otrząsnąć po tej niemiłej rozmowie. Po chwili odwrócił się i powiedział do mnie, spokojnym i wyraźnym głosem:

– Wiesz, w mojej wsi jest taka zasada, że kiedy zobaczysz, albo usłyszysz kogoś pierwszy raz rano, to mówisz do niego kali – mera! To taka stara, grecka zasada. Zresztą chyba obowiązuje na całym świecie. Ładna zasada. Warto jej przestrzegać, nie sądzisz?

Nie wiedziałam jak to skomentować. Powściągliwa klasa tego co powiedział ten prosty  człowiek, zbiła mnie z tropu. Potrzebowałam kilku chwil, żeby całość raz jeszcze przetrawić. Później zaczęliśmy rozmawiać o głupotach i zaczął się naprawdę świetny dzień.

 

Minęło kilka dni, a to drobne wydarzenie mocno zakorzeniło mi się w głowie. W Grecji żadne spotkanie nie może się obyć bez „small talk”, ale zaczęłam zwracać uwagę na to, jak tutaj ludzie mówią sobie „dzień dobry”, jak się witają i jak się do siebie zwracają. Od tego momentu za każdym razem, kiedy kogoś spotykałam zwracałam jeszcze większą uwagę, jak wypowiadam te słowa. Mimo, że przecież komentarz Marko wcale nie był skierowany do mnie, od tego incydentu za każdym razem starałam się żeby naprawdę, z głębi serca życzyć drugiej osobie: dobrego dnia. Zaczęłam myśleć o tych dwóch prostych słowach i traktować je jako zaklęcie, żeby osobie, do której je wypowiadam naprawdę tego dnia się szczęściło. Słowa mają potężną moc. A jeszcze większą to, w jaki sposób je wypowiadamy.

Po kilku tygodniach chyba weszło mi to w krew, stało się zwyczajem. Że cokolwiek by się nie działo i do kogokolwiek to mówię, zawsze mówiąc kalimera, głęboko patrzę w oczy, szeroko się uśmiecham, mówię życzliwie, głośno i wyraźnie.

Nie wiem co w tym jest, ale energia która wtedy się rodzi, najwidoczniej powoduje, że znacznie przyjemniejsza robi się każda rozmowa. Że to co dobrego daje, wraca do mnie z podwójnie.

Do dziś w pracy konflikty zdarzają się mi bardzo rzadko. I mam poczucie, że ludzie mi sprzyjają. Mam wrażenie, że słówko kalimera i to jak je wypowiadam otworzyło mi już wiele różnych drzwi i ułatwiło budowanie wielu dobrych relacji. Nie działa to oczywiście na wszystkich, bo od każdej reguły są wyjątki. Ale większość osób zmienia do nas nastawienie, jeśli się do nich uśmiechnie i głęboko, ze zdrową ciekawością drugiego człowieka, spojrzy w oczy.

 

***

 

Był parny, upalny dzień, już końcówki sezonu. Wszyscy z załogi również psychicznie byli bardzo zmęczeni. Weszłam na statek. Za kilka chwil mieliśmy płynąć na Paksos (TU! przeczytasz więcej).

– Spirooo! Kaaalimeraaa!!! Jak się masz? – spytałam jednego z dwóch barmanów na statku – Mam do ciebie wielką prośbę. Czy możesz zrobić mi kawę?

– Wiesz co ci powiem… Na statek weszło dziś tyle osób. Ale dziś jesteś pierwszą, która powiedziała kalimera. To miłe. Dzień dobry! Dziękuję! Mam się dobrze! A ty? Tak, już robię ci kawę! Na jaką tylko masz ochotę!

 

 

 

Co Grecy jedzą w Święta Bożego Narodzenia?… poniedziałek, 28 grudnia 2020

 

Nasza wigilijna kolacja w tym roku. Jak najbardziej – w stylu greckim!

 

Grecka kuchnia, to temat rzeka! Przekonał się o tym każdy, kto choć raz i choć przez kilka dni był w tym kraju. Kuchnia Grecji różni się w zależności od regionu, ale również w zależności od daty, która jest w kalendarzu. Można zatem wnioskować, że podczas Bożego Narodzenia na typowym greckim stole barwnie prezentować się będą wspaniale smakujące potrawy. Tak w rzeczywistości jest, ale… Bożonarodzeniowa kuchnia Grecji bardzo zaskakuje!

 

Na czterdzieści dni przed Wielkanocą w całej Grecji zdecydowanie dominują potrawy postne. Podczas Wielkanocy je się przede wszystkim jagnięcinę, czy magiritsę, czyli zupę z baranich wnętrzności. Co roku, każdego 25 marca je się w Grecji dorsza. Podczas pogrzebów, jeszcze w kościele,  goście częstowani są słodką przekąską o nazwie koliva. Rodzaj święta, czy też uroczystości mocno wpływa zatem na to, co danego dnia w Grecji się je. Co takiego szczególnego je się więc w Grecji podczas Bożego Narodzenia?

Pamiętam, że kiedy pierwszy raz spędzałam w Grecji Wigilię, byłam bardzo zaskoczona tym co widziałam na stole. Dlaczego? Co prawda wszystko co znajdowało się na nim  wyglądało przepysznie. Nie znalazłam jednak ani jednego dania, ani jednej potrawy, która byłaby typowa jedynie dla okresu Bożego Narodzenia. Prócz dwóch rodzajów ciastek (tu proszę o chwilę cierpliwości – o słodkościach będzie bowiem na koniec!) nie było potraw, które je się jedynie w tych świątecznych dniach. Pytałam i szukałam, ale nic takiego nie znalazłam.

Podczas Wigilii, na typową grecką kolację pasować będą ciężkie, konkretne dania przede wszytkim mięsne. Królują więc pieczone godzinami w piekarniku schaby, steki, mięsne rolady faszerowane warzywami, czy też serem. Grecka Wigilia będzie zatem prawdziwym rajem dla miłośników ciężkiej, mięsnej kuchni.

Jedno, dwa, czy też trzy propozycje mięsnych dań głównych, w zależności od wielkości rodziny, ale na stole będzie również wiele mezedes, czyli przystawek. Również na Boże Narodzenie koniecznie musi pojawić się ser feta, który dostępny jest w każdym zwykłym sklepie Lidl. Zwykły kawałek fety, polany oliwą z oliwek, posypany oregano można dodatkowo zapiec z pomidorami. Na świąteczny stół idealnie nadawać się będzie feta smażona w cieście filo, polana miodem i posypana sezamem. Jak zawsze obecność obowiązkowa dla tzatziki czy też taramosalaty, czyli pasty z rybiej ikry (to zdaje się jedyny rybny akcent greckich Świąt!). Grecy nie wyobrażają sobie żadnej biesiady bez najzwyklejszej sałatki po grecku, ale do dań mięsnych idealnie pasować będą pieczone warzywa czy też sałaty z bardziej fantazyjnymi sosami, których wykonanie kosztuje nieco więcej pracy. Do tego koniecznie butelka regionalnego wina. Naprawdę świetnej jakości wina, w Grecji oferuje prawie każdy sklep spożywczy.

Jak podczas każdego typowego obiadu, również na Święta na greckich stołach pojawią się domowe frytki, które w Grecji często smaży się w oliwie z oliwek, zapiekane w piekarniku z dużą ilością cytryny ziemniaki, czy też zwykły ryż.

Melomakarona oraz kourabiedes! Tak nazywają się dwa rodzaje ciastek, które spośród wczystkich dań są najbardziej charakterystyczne dla greckiego Bożego Narodzenia. Łatwy przepis na nie czytałam ostatnio w greckiej gazetce Lidl. Je się je tylko w tym okresie i większość Greków nie wyobraża sobie bez nich Świąt!  Jak smakują? Melomakarona to  wilgotne ciastka polane polewą miodową i posypane orzechami. Kourabiedes to dość proste, kruche ciastka maślane obtoczone w cukrze pudrze. Często do ich ciasta wkłada się orzechy migdałów.   Na to żeby zjeść je na  Święta, Grecy czekają okrągły rok!

 

 

 

Dlaczego Grecy myją kości swoich zmarłych?… poniedziałek, 9 listopada 2020

 

Cmentarz na Korfu

 

-Nie byłam w stanie tego zrobić, ale Marija naciskała i mówiła mi, że powinnam! Marija mówi, że ona sama myła kości swojej matki i swojego ojca. No, taka jest tradycja… Ale ja się nie mogłam przełamać. Więc do umycia kości mojej mamy, wynajęliśmy specjalistę.

 

Przy okazji Święta Zmarłych, przypomniało mi się jak kiedyś rozmawiałam z mamą Janiego – Fetą. Feta wspominała swoją matkę, która zmarła dobrych kilka lat temu. Jej wypowiedź utkwiła mi w głowie, ale jakoś tak wyszło, że nie drążyłam tego tematu. Dopiero teraz wypytałam Janiego i przyznam szczerze, że sama byłam zszokowana na wiadomość o tradycji, o której wcześniej nie miałam zielonego pojęcia.

 

W kościele prawosławnym w Grecji, po kilku latach od pogrzebu, wyjmuje się zmarłego. Jego kości, wkłada się do specjalnej skrzynki, która ląduje w specjalnym niewielkim budynku cmentarnym. Więcej o tej tradycji i o tym, dlaczego w Grecji cmentarze są tak małe, przeczytacie w TYM poście! O tej tradycji już wiedziałam. Dla katolików jest szokująca, ale dopiero teraz dowiedziałam się, że to jeszcze nie wszystko…

 

Tzw. ektafi, czyli w tłumaczeniu na język polski – ekshumacja, ma w Grecji miejsce zazwyczaj trzy lata po pogrzebie. Choć bardzo smutna, to jednak ważna uroczystość, jest nierozłączna z całą tradycją chowania zmarłych w Grecji. Podczas tej uroczystości wyjmuje się trumnę i kości, które się w niej znajdują. Osoby, które były bliskie zmarłemu, myją jego czaszkę oraz kości. Najpierw kości myje się zwykłą wodą, następnie obmywa się je czerwonym winem oraz bazylią. Następnie, przykryta białym płótnem czaszka, jest całowana przez najbliższych członków rodziny. Dopiero po takim rytuale czaszka oraz kości są wkładane do specjalnej skrzynki, którą wkłada się do specjalnego budynku na cmentarzu. Cała uroczystość jest aktem wspomnienia zmarłego, oddania mu czci oraz wyrazem miłości.

 

***

 

-Serio??? – chciałam się jedynie upewnić czy dobrze usłyszałam, kiedy o całym tym rytualne powiedział mi Jani.

-No…

-I ta tradycja funkcjonuje nawet teraz?

-No, tak! Zazwyczaj trzy lata po pogrzebie, trzeba odkopać kości, umyć je i schować do skrzynki. No i co w tym takiego dziwnego! – Janiemu opadły ręce.

Wciąż bardzo mnie to zaskakuje. Że Grecję od Polski, dzielą jedynie dwie i pół godziny lotu samolotem, a różnice kulturowe pomiędzy naszymi krajami, potrafią być często ogromne. Jak teraz wytłumaczyć Janiemu, że wyciąganie kości kogoś bliskiego, mycie ich, a później całowanie czaszki zmarłego członka rodziny, to jest jednak… Na jak to ująć??? Co najmniej… trudne?

-Ale zacznijmy od początku… – pytam, bo staram się zrozumieć –Po co coś takiego robić? Po co jest taka tradycja, taki zwyczaj? Co ma to na celu?

-Po to… – zaczyna Jani – Żeby człowiek uświadomił sobie, sam zobaczył, że śmierć jest częścią życia, żeby się z nią OSWOIŁ, a nie się jej bał! Żeby wiedział, że każdego z nas to czeka i że prędzej czy później każdy z nas stanie się takim zbiorem kości, które później zamienią się w proch…

Zaniemówiłam, bo było to zbyt mądre, żeby o coś go tu jeszcze uszczypnąć. Racja. Ale mimo wszystko nie wyobrażam sobie, myć kości kogokolwiek z moich bliskich! W ogóle jakichkolwiek kości! Mimo wszystko… Nie! A no właśnie…

-No dobra… A dajmy na to, że… Tak hipotetycznie, że ja właśnie kopnęłam w kalendarz, pochowaliście mnie i mijają trzy lata. Odkopują mnie, zostają już jedynie kości… Czy jesteś w stanie je umyć i pocałować moją czaszkę?

-Pewnie! Przecież to jest wyraz szacunku, miłości, oddania! Oczywiście, że tak! – powiedział Jani krótko i zdecydowanie.

-Jani, mam do ciebie prośbę… To żeby między nami było jasne! Ja informuję cię o tym już teraz, że jestem zdecydowana na kremację!!!

 

TU! przeczytasz o tym, jak Grecy rozmawiają o śmierci.

 

 

Wycieczki z Korfu do Albanii, a prawda. Książka „Błoto słodsze niż miód”… środa, 1 kwietnia 2020

 

Gdzieś na ulicach Sarandy, Albania

 

Gdyby nie kwarantanna, właśnie teraz pisałabym post na temat naszej podróży do Albanii. Pewnie zalałabym was informacjami, swoimi spostrzeżeniami i zdjęciami. Mieliśmy w planach dłuższy pobyt w Tiranie i głębsze poznanie Albanii. Nie teraz, to później. Życie. Przy najbliższej okazji jeszcze zrealizujemy tę podróż. A wszystko co zobaczymy, docenimy dziesięć razy bardziej.

 

Jeszcze kilka lat temu byłam chyba największym przeciwnikiem wycieczek z Korfu do Albanii, idąc za myślą, że jeśli ktoś przyjeżdża na wakacje na Korfu, to tę wyspę powinien przede wszystkim zwiedzać. Przed wprowadzeniem tej wycieczki do oferty wzbraniałam się rękami i nogami, a kiedy już miałam jechać do Albanii, to robiłam to z wielką niechęcią. Jak widać, często jest tak, że życie wie lepiej co jest dla nas lepsze. Stało się tak, że potrzeba żebym wpadała do Albanii co jakiś czas była coraz większa, a ja za każdym razem zaczynałam się interesować tym krajem więcej i więcej. I skończyło się na tym, że w najbliższym możliwym czasie jedziemy tam na jeszcze dłużej, poznać ten kraj znacznie lepiej.

Jest wiele rodzajów podróżowania. Jedni lecą na drugi koniec świata, żeby zobaczyć cuda natury, cywilizacji, to co najpiękniejsze. Inni jadą, żeby odpocząć. Inni by pobyć trochę ze sobą, odcinając się od świata. Moim zdaniem w podróżowaniu do Albanii chodzi o coś zupełnie innego. Kiedy jedziecie do Albanii, macie możliwość zrozumieć zupełnie inny świat, który przecież jest tak blisko nas, bo nadal w Europie. Możecie poznać zupełnie inną perspektywę, a dzięki temu poszerzyć swój horyzont. To jest według mnie – najcenniejsze.

Albania jest jednym z najbiedniejszych krajów Europy. Zmaga się z niesamowitą ilością problemów. W wielu miejscach ludzie żyją tam na skraju nędzy. To co jest jej przeogromnym atutem, to przepiękna natura. Ogromne połacie przyrody, które nie zniszczyła ani komercja, ani cywilizacja. Dopiero od całkiem niedawna kraj zaczyna otwierać się na turystykę  i Albania staje się coraz bardziej promowana.

Aż do lat 90-tych kraj obejmował najbardziej krwawy z reżimów komunizmu pod dyktaturą Envera Hoxhy, potwora który niczym mitologiczny Kronos pożerał swoje dzieci. Szaleniec, który odciął kraj od reszty świata, chcąc realizować utopię, że Albania będzie samowystarczalnym rajem. W rzeczywistości Albańczycy pozbawieni byli całkowicie swojej wolności. Musieli robić, mówić, myśleć dokładnie to, co nakazywała partia. Nawet najmniejsze odstępstwo od ideologii karane było latami więzienia, które można było porównać do obozów pracy. Mówimy tu o posiadaniu zakazanej książki, powiedzeniu czegoś złego na kraj, czy odmówieniu współpracy. W więzieniach torturowano, katowano najbardziej podłymi i bolesnymi sposobami. O tym właśnie pisze w swojej książce „Błoto słodsze niż miód” Małgorzata Rejmer. Książka jest fenomenalna. Przede wszystkim  dlatego, że otwiera oczy na zupełnie inny świat.

Małgorzata Rejmer w swoim reportażu o komunistycznej Albanii dopuszcza do głosu ludzi, którzy przeszli komunistyczną gehennę. Tę porównuje się często do reżimu nazistowskiego.  Różnica między nazistami polegała jednak na tym, że ich metody miały na celu wyniszczenie wrogów. W Albanii naród wyniszczał sam siebie.

Za każdym razem, kiedy płynęliśmy z Korfu do Albanii, miałam założenie żeby dowiedzieć się czegoś więcej, coś nowego zrozumieć. Na całe szczęście przy każdej wycieczce poznawałam coraz to nowych przewodników albańskich. Jak głęboka była propaganda komunistyczna obrazuje fakt, że większość albańskich przewodników, którzy oprowadzają po  regionie Sarandy, z którymi pracowałam, wypowiadała się pozytywnie o dyktaturze Hoxhy. To samo znajduje potwierdzenie w książce Rejmer, w której jest napisane, że wg badań OBWE z 2016 roku, aż 45% Albańczyków „(…) widzi w Enverze Hoxhy wybitnego polityka i dobrego gospodarza” (str. 17). Podczas jednej z naszych wycieczek wywołał się konflikt pomiędzy turystą z Wielkiej Brytanii, a albańską przewodniczką. Turysta zwrócił uwagę przewodniczce, że Hoxha jest uznawany za zbrodniarza i że nie może zrozumieć tego, że ta wypowiada się o nim raczej dobrze. Przewodniczka odpierała argumenty mówiąc, że sama żyła w komunistycznej Albanii i jej oraz jej rodzinie żyło się wtedy lepiej, bo Hoxha wprowadził w kraju porządek i pracę dla wszystkich. Przyznacie, że zrozumieć świat, to bardzo ciężkie zadanie.

Kraj bunkrów, które są żywym dowodem obsesji oddzielania się i chronienia przed abstrakcyjnym wrogiem. Kraj ludzi, których większość mieszka w najróżniejszych częściach świata. Kraj, który zmaga się z wieloma niepojętymi dla nas problemami. Jednocześnie dla mnie osobiście, kraj w którym zwyczajnie czuje się dobrze. Kraj ludzi serdecznych, którym dobrze patrzy z oczu i którzy żeby przeżyć, musieli mocno walczyć. Kraj przepięknej przyrody, przepysznej kawy i prostoty.

Jeśli w swoich planach macie podróż do Albanii, nawet krótki pobyt, koniecznie sięgnijcie po książkę Małgorzaty Rejmer, która wyjaśni wam wiele. Ta książka jest również idealna właśnie na teraz. Uświadamia, że nawet jeśli teraz w trudnych dniach kwarantanny jest nam ciężko, wciąż mamy wiele. Wciąż mamy domy, w których możemy bezpiecznie mieszkać. Wciąż chodzimy najedzeni i wciąż jest nam ciepło. Przede wszystkim, mentalnie – wciąż jesteśmy wolni.

Teraz jeszcze bardziej. Nie mogę opisać mojego pragnienia, żeby znów popłynąć statkiem i dopłynąć do lądu Albanii.

 

Błoto słodsze niż miód. Głosy komunistycznej Albanii, Małgorzata Rejmer, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2018

 

TUTAJ! znajdziesz opis naszej wycieczki z Korfu do Albanii.

TU! przeczytasz o Albanii jeszcze więcej.

 

 

 

Jak Grecy nazywają malutkie dzieci?… środa, 19 lutego, 2020

 

 

Pomimo tego, że w Grecji na stałe mieszkam osiem lat, nadal do tego nie mogę się przyzwyczaić. I jakoś tak mocno przypomniało mi się o tym teraz, kiedy odwiedziliśmy Olivkę i… No właśnie…

Czy wiecie, że Grecy do momentu chrztu świętego nie używają imion swoich dzieci? Pewnie zastanawiacie się teraz, jak do małych, nieochrzczonych dzieci zatem mówią, jak je wołają? Są dwa określenia. Na chłopców mówi się „BEBIS”, a na dziewczynki „BEBA”. Bebis jest więc określeniem na malutkie dziecko rodzaju męskiego, a beba – małe dziecko rodzaju żeńskiego. Te dwa określenia używane są zamiast imienia, aż do samego chrztu.

Wg greckiej tradycji, dziecko powinno dziedziczyć imię. Pierwsze dziecko najpewniej odziedziczy imię po jednym z dziadków z linii męskiej, a kolejne po jednym z dziadków z linii żeńskiej. Kwestia wyboru imienia w greckich rodzinach jest więc wyjątkowo prosta! Nie ma tu żadnych dylematów, bo imię będzie dziedziczone po dziadkach. Choć współcześnie często odchodzi się od tej tradycji, nadal wielu Greków restrykcyjnie ją zachowuje.

Dzieci w Grecji chrzci się dość wcześnie. I to właśnie podczas chrztu bardzo uroczyście nadawane jest wybrane imię. Dopiero po tym wszyscy mogą używać imienia dziecka. Nie wcześniej, nie przed chrztem!

Nadal jest to dla mnie szalenie ciekawe. Że Grecy mimo często bardzo luźnego podejścia do różnych dziedzin życia, w kwestii tradycji potrafią być naprawdę bardzo restrykcyjni. Idealnym przykładem jest kwestia imion nadawanych podczas chrztów.

 

TU i TUTAJ przeczytasz wszystko na temat chrztu w Grecji.

TU przeczytasz o najpopularniejszym imieniu na Korfu.

 

 

 

Równouprawnienie w Grecji… sobota, 12 stycznia 2019

 

Hihi! 😀 Na naszej wycieczce WIDOKI KORFU

 

Jedna z moich greckich koleżanek, Evgenia jest z wykształcenia matematykiem. Uczy w szkole i udziela korepetycji. Jest przed czterdziestką, więc studiowała jakieś dwadzieścia lat temu.

-Co?!?! – przez dłuższą chwilę nie mogłam wyjść z szoku.

-No, naprawdę! Na moim wydziale nie było toalety dla kobiet. Była tylko męska. Więc siusiu szłam naprawdę w ostateczności. Teraz na całe szczęście dziewczyny na moim wydziale mają już swoją toaletę.

„Dziewczyny mają swój kibelek. Brawo! Krok milowy! Super osiągnięcie!” – pomyślałam, ale w porę ugryzłam się w język.

 

Tak jest! Jeszcze dwadzieścia lat temu, czyli nie tak dawno dawno temu, na wydziale matematyki Politechniki w Atenach nie było WC dla kobiet. Dziś wydaje mi się to zupełnie surrealistyczne. Ale taka jest prawda. A to tylko jeden z wielu przykładów, na to że szczególnie dawniej kwestia równouprawnienia w Grecji mocno kulała. Do dziś jeśli kobiecie umiera mąż, zgodnie z tradycją wdowa do końca życia będzie chodzić ubrana na czarno. Co dzieje się jeśli umiera kobieta? Wdowiec nie będzie się golić przez 40 dni. Do końca życia ubierać się tylko w czarne ubrania, a nie golić się przez ponad miesiąc – przyznacie, że to duży rozstrzał w żałobie. „Czyja ty jesteś?” – tak brzmi popularne greckie zapytanie, kiedy się kogoś nie zna. Czyja? A w domyśle chodzi o to, kto jest albo ojcem, albo mężem. Kiedy zimą dużo pracuję przed komputerem, lubię zabrać laptopa pod pachę i iść pracować do kawiarenki z ładnym widokiem. Wiele z moich greckich koleżanek nie może się nadziwić, że do kawiarni idę sama. Na ich zdziwienie, zawsze odpowiadam tak samo. „Hej! Stop! Mam 33 lata i naprawdę nie potrzebny jest mi już opiekun!”

 

TU! przeczytasz post na temat aborcji w Grecji.

 

Na całe szczęście czasy się zmieniają. Współczesne Greczynki, zwłaszcza te, które mieszkają w dużych miastach, pracują, robią karierę, mają swoje pasje, hobby, zainteresowania. Kobiety żyją własnym życiem. Podobnie jak w Polsce, to jak było dawniej, a jak jest, to dwie zupełnie inne historie. Inaczej wygląda również sytuacja na wsiach, a w dużych miastach.

Czy w Grecji obecnie panuje więc równouprawnienie? Mimo wszystko, mimo wszystkich tych przykładów, jestem ostatnią osobą  w Grecji, która mogłaby odpowiedzieć przecząco. Według mnie, Grecja jest krajem, gdzie kobiety traktuje się na równi z mężczyznami. Jestem tego idealnym przykładem. Jestem  kobietą, a na dodatek pochodzę z innego kraju. Bez męża, ojca, czy też brata u boku, prowadzę na Korfu firmę. I z ręką na sercu. Nie było ani jednego momentu, w którym czułabym się traktowana nierówno ze względu na płeć. W pracy i w biznesie wszyscy jesteśmy równi. Liczy się to co każdy ma w głowie i jakie są jego  umiejętności. Teoretycznie sprawę powinno utrudniać mi również to, że jestem bardzo drobna, wyglądam znacznie młodziej niż na mój rzeczywisty wiek, jestem blondynką, a wobec ludzi z założenia zachowuję się bardzo uprzejmie. Również i te czynniki nigdy nie przeszkodziły mi w mojej pracy  i biznesie, który na Korfu raczej zdominowany jest przez facetów.

 

TUTAJ! przeczytasz o tym, dlaczego Greczynkę boli głowa.

 

To jak to się jednak dzieje? W czym to tkwi, że nawet ja, mimo wszystko kojarzę Grecję z patriarchatem? Takie jest moje pierwsze skojarzenie, że z wyższością mężczyzn jest w Grecji jednak coś na rzeczy…

 

Wiele Greczynek same, na własne życzenie, na własną odpowiedzialność, zupełnie świadomie:

-wybiera rolę gospodyni domowej

-nie pracuje

-zajmuje się głównie dziećmi i domem

-nie chce prowadzić samochodu

-mocno interesuje się gotowaniem

-czas wolny chce spędzać ze swoją rodziną

-ognisko domowe stawia wyżej niż kwestię niezależności finansowej.

 

TU! przeczytasz o radach Olivki, jak postępować z facetami.

 

Myślę, że w dzisiejszej Grecji kwestia równouprawnienia jest świadomym wyborem samych kobiet. WOLNOŚĆ WYBORU. Czego chcę? Jak jest mi lepiej? To co odpowiada mnie, niekoniecznie musi odpowiadać innej kobiecie. I odwrotnie. Jednak mam wrażenie, że znacznie więcej Greczynek nawet w dzisiejszych czasach świadomie wybiera dbanie o rodzinę  i dom, od pracy i inwestowania w siebie. Każdy żyje przecież jak chce. I ta możliwość, to jedno z największych osiągnięć dzisiejszego świata.

 

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – 6 stycznia w Grecji… 7 styczeń 2019

 

 

Mnie już na samą myśl robi się słabo. Zimno, to jedna z rzeczy, która najbardziej mnie męczy. Dobrze znoszę bardzo wysokie temperatury, natomiast jeśli jest zimno, czuje się źle. Na morsa raczej się więc nie nadaje. Tym bardziej, to co dziś działo się w Grecji, zrobiło na mnie gigantyczne wrażenie.

 

Grecy również świętują 6 stycznia. Rankiem, tuż po mszy gromadzą się przy morzu. Tego dnia święcone jest całe morze. Jak? Papas rzuca do morza krzyż. I wtedy się zaczyna! Krzyż jest wyławiany przez śmiałków, którzy rzecz jasna wcześniej muszą do wody skoczyć. Trzeba mieć naprawdę niesamowitą odporność żeby tego dokonać, bo w Grecji zimą też jest bardzo zimno. Dziś temperatura wynosiła -1 stopień, ale przy takiej wilgotności powietrza, czułam się jakby było -10…

 

 

TU! przeczytasz jak wygląda zima w Grecji.

TUTAJ! jest filmik jak zrobić typowe danie z Korfu – pastitsadę.

 

Brrr… Krzyż wyłowiony! A osoba, która tego dokonuje podobno będzie miała szczęście przez cały rok!

Czy odważylibyście się na coś takiego???

 

 

 

W Grecji mamy już Wielkanoc!… niedziela, 8 kwietnia 2018

W monastyrze Osios Lukas

 

W Grecji trwa właśnie Wielkanoc!

Jest to jeden z najpiękniejszych okresów w Elladzie… Wczoraj, dokładnie w momencie, kiedy zaczynała się Wielkanoc, czyli dokładnie o północy byliśmy z Janim w monastyrze Osios Lukas. W tym miejscu obchody Wielkanocy robią wielkie wrażenie.

Dziś rano w całej Grecji odbywało się pieczenie baranów. A później wypełniły się kawiarnie i kawiarenki. Grecy spotykają się z rodzinami, przyjaciółmi i zwyczajnie odpoczywają. Piękny okres głębokiego oddechu dla wszystkich… Na tym też przecież polegają święta!

Kochani! Wszystkiego co najlepsze! Są już Święta! I mamy już też wiosnę!

 

Jeśli na temat greckiej Wielkanocy macie ochotę przeczytać więcej, zerknijcie tutaj!

Grecka Wielkanoc – wkładaj szpilki i bądź przed północą!

Nasz filmik z tegorocznej Wielkanocy

W Grecji właśnie zakończyła się Wielkanoc!

 

JĘZYK GRECKI. Wszystko, co chcecie o nim wiedzieć… czwartek, 29 marca 2018

 

Bardzo się cieszę z tego filmiku! Między innymi na naszych wycieczkach po Korfu, często pytacie się o język grecki. Jak się go nauczyć? Do jakiego języka jest podobny? Jak ma się język współczesnych Greków, do starożytnego?

Tym razem na najczęściej zadawane przez Was pytania odpowie ekspert w tej dziedzinie. Żaneta jest tłumaczem języka greckiego. Prowadzi fantastyczny blog o języku greckim, który jest rzetelną skarbnicą wiedzy w tym temacie. Jeśli interesujecie się językiem greckim, wpadnijcie na bloga Żanety “Powiedz to po Grecku”!

Razem z Żanetą przygotowałyśmy dla Was filmik, gdzie Żaneta odpowiada na wszystkie najczęściej zadawane przez Was pytania. Jest to ogromna dawka konkretnej wiedzy, więc szczególnie gorąco namawiam do obejrzenia tego materiału!

 

 

TUTAJ! dowiesz się jak pokazać “tak” i “nie” po grecku.

TU! dowiesz się skąd wzięło się powiedzenie “nie udawaj Greka”.

 

 

 

Czy Grecy są leniwi?… piątek, 2 lutego 2018

 

„Grecy są leniwi! Większość czasu spędzają w kawiarniach i tawernach. Nic im się nie chce, ciągle się spóźniają i wszystko odkładają na wieczne jutro”. Do tego dołożyć można jeszcze stwierdzenie, że: „na kryzys to sami sobie zapracowali”. Taką opinię o Grekach ma ogromna liczba turystów, którzy pierwszy raz przylatują do Ellady na wakacje. Zabawne. Raczej nikt, kto z Grekami pracował, nie podpisze się pod tym stwierdzeniem. Gdzie w takim razie leży prawda o Grekach i ich podejściu do pracy?

 

Kiedy jeszcze jako studentka Erasmusa, pierwszy raz przyleciałam do Grecji, zafundowano nam kurs greckiego. Założyłam, że wyciągnę z niego tyle ile się da, ale też bez przesady. Przecież jestem w Grecji, a tu wszystko wszystkim wisi, więc nie ma co aż nadto się tak przejmować. W języku greckim każdy wyraz ma swój akcent, który przypada na różne litery. Akcenty zaznacza się podczas pisania apostrofem nad daną literą. „Acha… – pomyślałam, kiedy powiedziała nam o tym nasza nauczycielka greckiego – Ale hola! hola! Jestem w Grecji… Więc wiadomo! Nikt na pewno nie będzie zwracać uwagi na jakąś kreskę nad daną literką!”. I tak machnęłam, na wszystkie akcenty ręką.

Kiedy kilka lat później, przeprowadziliśmy się z Janim do Grecji na stałe, zaczęłam od solidnej nauki języka. Zapisałam się do mojej bliskiej znajomej na naukę greckiego. Moje założenie było takie, że na bank pieniądze za lekcje okażą się wywalone w błoto, bo Grecy, jak to Grecy. Moja nauczycielka, pewnie będzie gadać o tym co ugotować i większość lekcji, będzie polegać na piciu kawy. Troszkę się jednak z tym pomyliłam…

-Akcenty! – krzyknęła na pierwszej lekcji.

-A tak… Akcenty! Ale to przecież nic ważnego, nie? Nie będziemy się chyba zajmować jakimiś małymi przecinkami?

-No, ale jak nie będziesz zwracać na nie uwagi,  to będziesz po grecku dukać tak, że nikt cię nie zrozumie. A ty chyba chcesz mówić poprawnie, prawda?

I wtedy się zaczęło. Zaczęłyśmy od akcentów. W ruch poszły zasady gramatyczne, których w greckim jest sporo. Moja nauczycielka okazała się być maniaczką poprawności gramatycznej, wymowy i bezbłędnej pisowni. Lekcja trwała od do, a jeśli na chwilę zboczyłyśmy z tematu, zostawałam o kwadrans dłużej, żeby dokładnie przerobić materiał danej lekcji. Już wtedy zapaliła mi się lampka, że Grecy nie funkcjonują na zasadzie, że wszystko im wisi, jak zakładałam wcześniej… Moja nauczycielka, wcale nie była wyjątkiem od reguły. Skąd jednak wziął się stereotyp o Grekach – leniach? Bo przecież jakoś jednak powstał? Zastanówcie się, gdzie będąc w Grecji obserwujecie Greków???

Kiedy wpada się do Grecji na wakacje, zazwyczaj przebywa się na plażach, w kawiarniach, tawernach, albo w centrach miast. Widzi się zatem Greków, którzy piją kawę, jedzą kolację, albo wypoczywają na plaży. Bez żadnego stresu, całkowicie zrelaksowani, oddają się przyjemnościom. Ale, to wcale nie oznacza, że Grecy tak samo zachowują się w pracy. W greckiej mentalności i stylu życia jest tak, że jeśli się odpoczywa, to naprawdę zostawia się wszystkie problemy, nie myśli się o pracy i czerpie się przyjemność z prostych rzeczy, które niesie życie. Wspaniałego jedzenia, cudownie pachnącej kawy, pięknego dnia na plaży. Jeśli ktoś kiedyś pracował z Grekami, to… No właśnie! Może być bardzo zaskoczony.

TUTAJ!  przeczytasz wszystko o greckiej sjeście.

Oczywiście, trudno jest włożyć wszystkich do jednego worka, bo przecież każdy człowiek jest inny. Ale wiele osób, która choćby w turystyce pracowała z Grekami, wie że Grecy potrafią pracować do upadłego i są przy tym nie do zdarcia. Podpisuję się pod tym stwierdzeniem z pełną odpowiedzialnością obiema rękami. Jeśli jest taka potrzeba i wymaga tego sytuacja, tak – Grecy pracują sto procent skupieni na tym co robią, dając z siebie wszystko. Kiedy pierwszy sezon, zaczęłam pracować z Grekami, byłam zupełnie zbita z tropu, bo przecież stereotyp, który miałam w głowie, mówił zupełnie co innego. I później, przez długi czas, było mi zwyczajnie głupio.

       Trzeba jednak bardzo mocno zaznaczyć jedną rzecz.

Praca nie była, nie jest i pewnie nigdy nie będzie dla Greków najważniejsza.

Typowy Grek ma zupełnie inną piramidę wartości. Na jej szczycie  stoi: rodzina, przyjaciele, czas na cieszenie się swoim życiem. Praca jest ważna, ale jest niżej. Co za tym idzie? Jeśli ktoś ma swoją firmę, swój interes, wcale nie pędzi by rozwijać go w zawrotnym tempie, a później otwierać kolejne i kolejne biznesy. Zarabianie pieniędzy i sukces, wcale nie oznaczają dla Greków szczęścia. Nie jest również tak, że ilość pieniędzy i pozycja mówią o wartości człowieka.

TUTAJ! przeczytasz o pewnej kłótni w naszej sałatkowej rodzince.

Kiedy więc typowemu Grekowi powie się, żeby został w weekend pracy i podjął się dodatkowego zlecenia, najpewniej odmówi. Nie dlatego, że mu się nie chce, ale dlatego że w ten weekend coś innego jest dla niego istotniejszego. Najpewniej będzie chciał spędzić czas ze swoją rodziną, przyjaciółmi, czy też zwyczajnie wyluzować. A to wcale nie jest lenistwo, tylko inny system wartości. Jeśli ktoś ma firmę, nie będzie na jej rozwój poświęcać całego swojego czasu. Bo być może stwierdzi, że chce mieć czas na  powiększenie rodziny. To znów nie lenistwo, tylko kwestia wyboru tego, co jest dla nas ważniejsze.

TUTAJ! przeczytasz wszystko o atrakcjach na Korfu.

Który styl życia jest lepszy? Ten który lepiej NAM odpowiada. I nic do tego nikomu. Ale nie ukrywam. Czasem nawet mnie boli kiedy ktoś, kto pierwszy raz jest w Grecji, tak łatwo ocenia Greków na dzień dobry powtarzając stereotypy. Każdy ma swój pogląd na to czym jest jego szczęście.  Jednak w naszym dzisiejszym świecie, który pędzi tak zawrotnie, grecki styl życia dający przede wszystkim codzienną przestrzeń na swobodny oddech i cieszenie się życiem, dla mnie jest ZDROWYM WYBOREM.  Życie mija stanowczo za szybko, żeby spędzać go jedynie na zarabianiu pieniędzy. A jedną z największych wartości Grecji jest to, że tu wciąż ważniejsze jest „być” od „posiadać”…