Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Kim jest tajemniczy ptaszek, który zawojował Grecją?… poniedziałek, 25 lutego 2013

 
 
 
    
     Jakiś czas temu całą Grecję opanowała dziwaczna epidemia. Z kimkolwiek by się nie przebywało, każdy nucił jedną i tę samą piosenkę. Był to hit wszystkich list przebojów. Temat do rozmów większości porannych programów. Piosenkę podśpiewywał  każdy. Między innymi Jani, kiedy pewnego dnia wrócił z pracy do domu.
 
    Na pewno znacie ten rodzaj „hitu”. Melodia jak i tekst musi być jak najprostsza, a całość jak najbardziej infantylna. Kiedy taką piosenkę się usłyszy, wchodzi ona w głowę i za żadne skarby nie można się od niej uwolnić.
 
   -Błagam cię – przestań! – prosiłam Janiego, kiedy piosenkę wyśpiewał po raz setny.
   -Ale o co w tej piosence właściwie chodzi? – spytałam. Jani odszukał oryginał  w internecie. Zaraziłam się, szybciej niż myślałam…
 
 
 
To Poulaki Tsiou,  czyli „Ptaszek Ćwir” –  taki jest tytuł tego „hitu”:
(w wolnym tłumaczeniu)
 
Krówka mówi – muuu…
Piesek szczeka – hauuu…
Kotek miauczy – miuuu…
Etc., etc. …
A ptaszek – Ptaszek Ćwir! Ptaszek Ćwir! Ptaszek Ćwir! Ptaszek Ćwir! (powtarzane aż do bólu głowy)
 
 
 
   Ptaszek „Ćwir” (czy też Tsiou – w wersji greckiej) opanował całą Grecję i nikt nie mógł się od niego uwolnić. Epidemia dopadała każdego, kto piosenkę choć raz usłyszał. Po pewnym czasie zrobiło się to już naprawdę męczące. A  na dźwięk „ćwir ćwir”, każdy  odruchowo chciał walić głową w pierwszy, lepszy mur.
 
  Od kilku tygodni sytuacja jest już opanowana i epidemię zażegnano.
  Byłam przekonana, że wszystko wróciło już do normy.  Aż do pewnego ranka…
 
***
 
  Otworzyłam lodówkę, żeby wyjąć jajka na jajecznicę. Wyjęłam opakowanie  i zaczęłam szukać daty  przydatności.
  -Ćwir!!! – krzyknęłam, prawie wypuszczając pudełko z rąk.
   Ptaszek „Ćwir”, wielkimi ślepiami spoglądał na mnie prosto z pudełka. Cóż za podstępna  kreatura… Zawłaszczył nawet lodówkę!
 
 
 
    
    Tutaj znajduje się link do piosenki. Ale uwaga, odtworzenie jej może być  niebezpieczne. O nową epidemię jest bardzo łatwo!
 

 

 
 
 
 
 
 
Przeczytaj więcej…
 

 

Propozycja na obiad? A może… Czosnek!… sobota, 23 lutego 2013

    
 
    Nasz kilkumiesięczny okres pomieszkiwania u Czosnka, jest już wspomnieniem. Jeśli zapominam o tym, że w jednym malutkim pokoiku mieszkaliśmy wśród stosu walizek i kartonów, dwóch wielkich łóżek oraz  z na wpół popsutym komputerem, który był głośny jak wysłużona suszarka… Było całkiem miło, a sam Czosnek jest teraz nie tyle kuzynem, co przede wszystkim naszym przyjacielem.
   Od czasu do czasu zapraszamy go do siebie  na wspólny obiad.
   Jeśli o zaproszeniu nie zapomni – wtedy zawsze się zjawia!
   Na jednym z takich obiadów był właśnie wczoraj.
 
***
  
    Wizyta Czosnka przebiegała nadzwyczaj spokojnie i nic szczególnie ciekawego przy jej okazji się nie wydarzyło. Aż do momentu, kiedy przy sprzątaniu już ze stołu, spytałam:
   -A jak tam twoja dziewczyna?
   -Która? – odpowiedział.
    Mówiąc szczerze, nikogo konkretnego nie miałam na myśli. Ot tak spytałam. Powiedzmy więc, że…
    -Ta ostatnia! – doprecyzowałam.
    -Aaaa… – Czosnek zupełnie nie wiedział co ma odpowiedzieć, podobnie jak ja nie miałam pojęcia o kogo właściwie spytałam.
    Chwila milczenia…
   -Dorota… A nie przyjeżdża nikt do ciebie? Może jakaś kuzynka?
   -Szczerze mówiąc, planujemy przyjazd mojej siostry.
   -A ładna? – spytał.
   -Rzecz jasna! Ale z tego nic nie będzie… Ona ma męża!
   Czosnek już właściwie wychodził i stał w drzwiach ubrany. Mrugnął do mnie okiem, w którym pojawił się znany mi już dobrze błysk. A niemal całą jego twarz wypełnił niebezpiecznie wyglądający uśmiech.
   -No wiesz… Wszystko jest kwestią… dogadania… – powiedział, zamykając za sobą drzwi.  
 
 
     Ku przestrodze J   Dla wszystkich dziewczyn, które wybierają się do Grecji na wakacje:
 
 

Przeczytaj więcej…
Mała zmiana planów
Dostaliśmy klucz do mieszkania… Nie jeden, a 30!
Pierwsza noc w Cytrynowym Domu… No cóż – rzeczywistość daleka była od mojej bajki…

 

Zakwitły drzewa migdałowe… środa, 20 lutego 2013

 
 
 
     Jest druga połowa lutego. Pogoda w standardową kratkę. Jednego dnia leje i wieje, a drugiego niebo jest bezchmurne i świeci cudowne słońce.
    Dziś był jeden z takich dni, który zwiastuje że wiosna jest jeszcze bliżej. Czuć ją coraz intensywniej. Jednym z namacalnych dowodów, że i w tym roku wiosna naprawdę przyjdzie, jest to że zakwitły drzewa migdałowe.
 
    Te prześliczne drzewa  podobne do wiśni, zakwitają bardzo wcześnie. Jak odróżnić drzewo migdałowe  od wiśniowego? Najszybciej po zapachu. Szkoda, że zdjęcia go nie oddają… Kwiaty drzewa migdałowego wyglądają pięknie, a pachną – jeszcze wspanialej!
 
 
 
 
ENGLISH VERSION:
ALMOND  TREES  HAVE  BLOOMED
      It’s the second half of February. The weather is changing  every day. One day it’s raining and windy. Another day, there are no clouds  and the sun is shining.
     Today was one of those days, when you can feel that spring is about to come. One of the signs is that almond trees have bloomed.
 
     Those beautiful trees bloom very early. Their flowers are similar to cherries. How to recognize them? The easiest way is to smell. What  a pity that photographs don’t give fragrance. Almond trees are really beautiful but their smell is just incredible!
 

 

 
 
 
 
 
 
Przeczytaj więcej…
 
 
 
 
 
 


Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Co można zrobić ze zwykłą, plastikową butelką? Wersja dla ekstremalnych zmarzluchów… poniedziałek, 18 lutego 2013

 
 
 
       Zaciekawiło mnie ostatnio, który z postów na „Sałatce” jest najpopularniejszy. Sprawdziłam więc statystyki bloga.  I co jest dość zaskakujące, okazuje się że najczęściej czytanym wpisem, jest  ten:
 
 
 
 
 
     O ile wiem, z rady  o butelce wypełnionej gorącą wodą, skorzystało wiele osób:))) A z ostatniej rozmowy z Olivką, wiem że również i ona z butelką się nie rozstaje!
   
    Zima w Grecji do najprzyjemniejszych pór roku  nie należy. Mimo tego, że temperatury raczej nie spadają poniżej 5 – 7 stopni, wewnątrz mieszkań  czasem jest naprawdę bardzo  zimno. W rzadko którym domu temperatura wzrasta wtedy powyżej 20 stopni. A wilgoć w powietrzu sprawia, że wydaje się być znacznie zimniej. Dla kogoś, kto przyzwyczajony jest do tego, że kaloryfer działa przez cały dzień, system ogrzewania mieszkania przez 3 godziny rano i 3 godziny wieczorem jest wy-kań-cza-ją-cy!
    Kiedy ostatnio byłam w Polsce, działający non stop kaloryfer wydawał mi się niesłychanym luksusem. Tak więc, podczas podkręcania kaloryfera o jedno oczko wyżej  pamiętajcie, że nie wszyscy mają tak wygodnie…
 
     Zima, na całe szczęście niedługo będzie się kończyć. Ale zazwyczaj najgorzej jest przy  samej mecie! Obecnie już nie wyobrażam sobie zasnąć bez plastikowej butelki, wypełnionej gorącą wodą. A od dłuższego czasu, korzystam z systemu, który jest bardziej zaawansowany. Przyznam – należę do ekstremalnych zmarzluchów i zimno strasznie mnie męczy.
 
    Tak więc, przed pójściem spać myję zęby, na twarz nakładam krem, zabieram książkę  do poczytania w łóżku, a w międzyczasie szykuje butelki. Zazwyczaj jest ich co najmniej… cztery!  Gorrrąco polecam!
 
     Brrrr….!!! Oby do wiosny!
 
 

Takie butelki, ciepło potrafią trzymać nawet do 10 godzin. Jest z nimi tylko jeden problem – rano trudno się od nich odkleić…

 

 Przeczytaj więcej…
Tajemnica rześkich staruszków

 

BIGOS PO POLSKU, wstęp… sobota, 16 lutego 2013

   
 

Widok polskiej flagi w Grecji, nie jest już  rzadkością.   

      Co prawda teraz jestem już w Grecji, a za moim oknem znów widać żółte jak słońce cytryny. Jednak ostatnią przeprawę z Polski pamiętać będę jeszcze długo… Z różnych, zależnych i niezależnych ode mnie przyczyn, w kraju zostałam trochę  dłużej. I pierwszy raz do Grecji jechałam autobusem. Podróżowałam sama. Choć nie tak do końca… Towarzyszyła mi bowiem moja własna Antena… Satelitarna!
 
     Antena  zrobiła furorę wśród wszystkich  pasażerów. Na jej widok kierowca nie mógł wyjść z konsternacji. Satelitarna  jechała jako pełnoprawny pasażer – przypisano jej nawet oddzielne miejsce.
     Ale do rzeczy… Trwającej dobę i pół podróży z Polski do Grecji (jak i odwrotnie) – autobusem,  raczej bym nikomu nie polecała. Jedynymi plusami takiej przeprawy jest to, że podczas jej trwania można obejrzeć wiele filmów, przeczytać wiele książek czy  gazet.
    Autobus był wypełniony prawie po same brzegi. A ponieważ był to okres, w którym z Polski do Grecji nie latał żaden samolot,  w naszym autobusie można było spotkać cały przekrój greckiej Polonii. Myślę, że od czasu kiedy kręcono film „Szczęśliwego Nowego Jorku”, naprawdę wiele się pozmieniało. Na całe szczęście!
  
     Ludzie jechali w każdym możliwym celu i z najróżniejszych powodów.  Ale jak myślicie – jakich „powodów” było najwięcej???…
    Rzecz jasna –   miłosnych! Historię podobną do mojej można było wysłuchać, na co czwartym siedzeniu. Dopiero jadąc tym autobusem, zdałam sobie sprawę, że para typu  Polka plus Grek, jest niesłychanie  popularna. I tu nasuwa się pytanie, które wciąż  za mną chodzi i na które nie znajduje odpowiedzi. Może Wy pomożecie?
 
                     Dlaczego pary typu Greczynka i Polak są zupełnie niespotykane???
   
      Ja, odkąd mieszkam w Grecji, nie spotkałam ani jednej!
 
   
      Po całej dobie i jednym dniu podróży, około jedenastej w nocy dotarliśmy  do Aten. Padał typowy dla greckiej zimy deszcz. Kiedy  wyszłyśmy z Satelitarną po nasze bagaże, zadzwonił Jani. Miał się spóźnić i to niestety – sporo. Przyczyny – niezależne. Instrukcja tego co mam robić wydawała się prosta. Złapać taksówkę, dojechać do oddalonej o jakieś dwa kilometry stacji kolejowej i tam poczekać. Z nikim nie rozmawiać, zaczepki ignorować, a w kawiarence  zamówić dobrą kawę.
 
     Pierwszy taksówkarz powiedział, że mnie nie zabierze. Dystans był tak krótki, że mu się nie opłacało. To samo powiedzieli trzej kolejni. Satelitarna, prócz bycia anteną, okazała się być więc  niezłym zadaszeniem.
    W połowie drogi, która trwała  wieki, urwała mi się rączka od torby…
    Z politowaniem zagadywał mnie co drugi przechodzień… Życiowe doświadczenie  nie pozwoliło mi jednak wierzyć  w dobre intencje…
    Po trzydziestu minutach drogi, okazało się że na stacji kolejowej jest strajk. Więc stacja jak i kawiarenka jest zamknięta. W okolicy nie było żywej duszy.
    Deszcz nie przestawał padać. Nieczynna   ateńska stacja, w okolicach północy nie wyglądała ani trochę przyjemnie.
    Usiadłam na zimnych, marmurowych schodach. Plecy oparłam o Atenę. Zaczęłam sobie rozmyślać, planować co zrobię, jak tylko dotrę do Cytrynowego Domu. Na pewno wezmę gorącą kąpiel. Zjem coś pysznego. Porządnie się wyśpię. Następnego dnia trzeba będzie zrobić wielkie pranie. A jak tylko się ogarnę – znów będę wysyłać CV i szukać pracy.
    Kiedy zaczęłam szperać w torbie w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia, jeszcze nie wiedziałam  o dwóch rzeczach. Po pierwsze, Jani będzie jeszcze trochę spóźniony. A po drugie, przez najbliższy okres, żadnych CV nie będę musiała już wysyłać…
      Otworzyłam moją torbę z przegródką, gdzie miało być jedzenie i  nie mogłam się nadziwić,  że zjadłam prawie wszystko. Zostało kilka kromek chleba i …
  
     Przypomniało mi się, że na dnie torby znajduje się przyrządzony przez mamę bigos –  w prezencie dla Janiego. Opatulony w zestaw kolorowych ściereczek, dojechał cały.
    Pyk! Uniosło  się wieczko. Gdzieś w  torbie, plątał się plastikowy widelec. Otworzyłam słoik  i powąchałam – zapachniało wspaniale! Grzyby jeszcze z okresu Świąt. Idealnie kiszona kapusta. Mieszanka przypraw i swojska  kiełbasa.
     Po pierwszym kęsie, zmęczenie jakby trochę minęło, a mi zrobiło się tak przyjemnie. Po głowie zaczęły mi krążyć  trzy słowa:
            

BIGOS PO POLSKU

            

Z początkiem marca – zapraszam na nową serię!
 
 
 
 
Przeczytaj więcej…
 
 
 
 
 
 


Dziś są Walentynki!… czwartek, 14 lutego 2013

 
 
       Dziś są Walentynki! Obojętnie jak bardzo komercyjne jest to święto, wydaje mi się być idealnym pretekstem, żeby miło spędzić ze sobą trochę więcej czasu.
      Jani obiecał, że się poświęci i z tej okazji obejrzy ze mną My Fair Lady. Nie jestem tylko do końca pewna, czy wie na co się zgodził? Film już trochę temu wyszedł z kina –  ma już prawie pół wieku. Ponadto jest to musical. Jani nie wie również, że całość trwa „tylko” trzy godziny…
 
 
 
     Żeby trochę podnieść go na duchu, kiedy pewnie w połowie się załamie :))),  zamierzam zrobić coś słodkiego. Czy pamiętacie jeszcze ten przypis? Smak pieczonych w piekarniku jabłek znam dobrze z dzieciństwa.  Jak dla mnie, jest to jeden z przepisów idealnych: pysznie, przy tym szalenie(!) zdrowo, wykonuje  się ekspresowo i prawie nie trzeba zmywać. Wystarczy tylko kilka minut, żeby tą jeszcze zimową porą, cały dom przeszedł fantastyczną zapachową kompozycją: pieczone jabłka… miód… cynamon…
 
 
Składniki: jabłka (najlepsze są twarde i kwaśne), miód, orzechy włoskie, rodzynki, cynamon.
 
Jak to zrobić: jabłka kroimy  na  połówki;  środki należy wydrążyć; do wydrążonych  jabłek wkładamy kilka rozdrobnionych orzechów, rodzynek; następnie polewamy miodem i posypujemy cynamonem; na jakieś 20 minut do piekarnika i gotowe!
 
 
 
Słodkich Walentynek!
 
 
 
 
Przeczytaj więcej…

Filozofia związku wg Olivki
Olivka radzi – jak postępować z facetami?

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Co słychać u Papryki i Ogórka?… poniedziałek, 11 lutego 2013

 
     
 
       Szykowałam właśnie sałatkę. Kiedy pocięłam ogórka i  przeszłam do papryki, przemknęła  mi przez głowę myśl: „czy oni nadal są razem?”.
 
 
      Jani akurat robił coś przy komputerze. Krzyknęłam z kuchni:
      -Jani! Możesz sprawdzić czy Papryka i Ogórek są jeszcze razem?
      Po drugiej stronie chwilowe milczenie, po czym słyszę głos dochodzący z pokoju:
      -Papryka: „to skomplikowane”. Ogórek – to samo.
      Chodziło rzecz jasna o statusy na Facebooku.
      Po chwili słyszę, że Jani czyta dalej:
      -„Kiedy dajesz wszystko, co w tobie najlepsze, a on się odwraca… z dumą idź w  przeciwną stronę”.
      Tym razem to ja odpowiedziałam milczeniem, a raczej niemą konsternacją. Jani czytał jednak dalej:
    -„Prawdziwa miłość nie zna złości, zazdrości ani gniewu. I jeśli ten z którym  jesteś na chwilę się odwróci, to miłość – jeśli jest prawdziwa – pójdzie za nim…”
     Zrobiło się ciekawie, a to nie był jeszcze koniec:
   -„Miłość… jeśli wiesz co znaczy to słowo…  nigdy się  nie odwraca…” – Jani przeczytał neutralntm  tomen.
 
    Rzeczywiście, „to skomplikowane” co autorzy mieli na myśli. Jedno jest pewne – oboje mają poetyckie potencjały. W każdym razie, tydzień później oba facebookowe statusy pozmieniały się na „w związku”, więc  wszystko wróciło do normy. Najpewniej –  na jakiś  czas, ale systematycznie monitorujemy sprawę…
 
 
 
    A czy pamiętacie, że już w ten czwartek są Walentynki? Jak zamierzacie je świętować?
 
 
 
 
 
Przeczytaj więcej…
 
 
 
 
 
 
 

Co to jest „salep”?… środa, 6 lutego 2013

 
 
 
 
     Kiedy jesień przechodzi w zimę, z ulic większych greckich miast znikają sprzedawcy kasztanów. Na ich miejscach pojawiają się orientalnie wyglądające straganiki na kółkach, z wielkimi wywieszkami – „salepi”.
 
 
    Salep czy też salepi, pija się  zimą, kiedy nawet i w Grecji jest  chłodno. Ten pity na gorąco napój zastępuję kawę, którą Grecy uwielbiają, czy też herbatę, która z kolei jest tu mało popularna.
    Salep przede wszystkim rozgrzewa. Ponadto jest zdrowy. Żeby go przygotować jedną, dwie łyżeczki białego proszku salepu, zagotowuje się w małej szklance wody. Można dodać mleko, skórkę cytryny  oraz koniecznie cynamon.
 
 
    Obecnie, szczególnie wśród młodego pokolenia Greków, salep nie jest już tak popularny jak kiedyś. Jego korzeni należy szukać nie w Grecji, ale bardziej na wschodzie. Choć co ciekawe – podobno pija się go również w Anglii, a tam nazywają  go  saloop.
 
 
   Ten napój wytwarzany z bulw storczyka, jest niesamowicie słodki. Choć niektórzy Grecy lubią go jeszcze dodatkowo posłodzić.  Jego smak idealnie wpasowuje się w greckie gusta kulinarne. Grecy uwielbiają zdecydowane smaki, przez co ich kuchnia jest bardzo wyrazista.  Feta jest szalenie słona. Ziemniaki, zawsze zapiekane z dużą ilością soku z cytryny. A  baklavaczy też chałwa, to chyba najsłodsze słodycze jakie  na ziemi istnieją.
 
    Słodki salep to jeden z wielu przykładów miłości Greków do  słodkich skrajności.   
    Przyznam szczerze, że smak salepunie należy do moich ulubionych. Przypomina mi raczej bardzo słodki syrop na gardło. Ale smaku ouzo czy też rakiji, podobnie jak  owoców morza, również czasem trzeba się nauczyć. A wtedy można dla nich zwariować! Dlatego, kiedy tylko znów odwiedzimy większe miasto, na pewno salepowi dam kolejną  szansę. Pewnie  nieostatnią!
 
 
 
 
 
 
 
Przeczytaj więcej…

Przerwa na kawę – wersja po grecku
Bougatsa

 
 
 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Jak rozpoznać prawdziwego Greka?… poniedziałek, 4 lutego 2013

 
 
      Jeśli kiedykolwiek będziecie rozmawiać, przebywać czy też być może flirtować z Grekiem, a   jego oryginalności nie jesteście do końca  pewni, istnieje bardzo prosty sposób, żeby  podejrzanego rozpracować.
      Na podstawie moich greckich doświadczeń opracowałam krótki test, który czarno na białym pokazuje, czy dany Grek jest prawdziwy! Jego wyniki są niepodważalne! :)))
     Żeby sprawdzić prawdziwość Greka, w jego  obecności  należy powiedzieć trzy krótkie zdania. Ich wersje, kombinacje mogą być różne. Sednem  są wyrazy podkreślone i to one muszą (!!!)  pozostać niezmienne.
 
 
  1. „Już nie mogę doczekać się wakacji! Tegoroczne  lato zamierzam spędzić w Stambule.”
 
Jak powinien zareagować   prawdziwy Grek?
Już na sam dźwięk wyrazu „Stambuł” powinien zrobić się czerwony. Jeśli siedzi, to od razu z  miejsca wstanie. I najpewniej machając Wam ręką przed oczami powie, że takiego miasta nie ma. Istnieje tylko i wyłącznie „KONSTANTYNOPOL”!
Do dzisiejszego dnia Grecy nie uznają tureckiej nazwy dla miasta, które kiedyś było ich wielką dumą. I w sumie nie ma się temu co dziwić…
 
 
  1. „Z Polski do Grecji jechaliśmy samochodem. Przejeżdżaliśmy przez Słowację, Węgry, Serbię oraz Macedonię”.
 
Jak powinien zareagować   prawdziwy Grek?
Początek reakcji powinien wyglądać, tak jak powyżej. Następnie rozpoczyna się długi wykład, którego sedno mówi, że Macedonia jest terenem północnej Grecji. Grecy nie mogą się pogodzić, że tak samo nazywa się inne państwo. Na kraj powszechnie nazywany „Macedonią”, w Grecji  mówi się  Skopje lub FYROM (Former Yugoslav Republic of Macedonia).
Ale dlaczego Grecy tak bardzo oburzają się  kiedy słyszą, że państwo  z którym od północy graniczą, nazywa się Macedonia? Zapytałam kiedyś o to jednego z naszych przyjaciół. Cytuje dokładnie to co mi powiedział:
„A jak ty byś  się czuła jako Polka, gdyby … dajmy na to … Czesi  zmienili  nazwę swojego państwa i zaczęli go nazywać  na przykład  Warszawa?”
Rzeczywiście – brzmi to co najmniej dziwnie.
Spór między Grekami, a Macedończykami czy też mieszkańcami FYROMu, trwa do dziś i nikt nie przewiduje szybkiego rozwiązania. Sytuacja między państwami jest dość napięta.
 
 
  1. Salepi to pyszny,  turecki napój.”
 
Jak powinien zareagować   prawdziwy Grek?
Początek reakcji, pozostaje niezmienny. Następnie zaczyna się tłumaczenie, że baklawa, gyros  czy też salepi,  to wcale nie tureckie, a jak najbardziej greckie jedzenie. Ale tak naprawdę pytanie kto pierwszy je wymyślił, jest tak samo zasadne jak pytanie: co było pierwsze – kura czy jajko?
Grecy są bardzo uczuleni na porównania do Turków. Chcąc nie chcąc, trzeba przyznać, że oba kraje mają ze sobą wiele wspólnego. Zaczynając od kuchni, kończąc na podobieństwach w wyglądzie obywateli obu narodów.
 
 
 
Niniejszy test przeprowadzałam rzecz jasna na Janim. Wyszło, że jest najprawdziwszym Grekiem! Test zdał znakomicie. A ja tymczasem się cieszę, że uszłam z życiem…
 
 
Sprzedawca salepi

Ale chwilkę, chwilkę… Co to właściwie jest salepi? O tym dokładnie – w następnym poście!

 
 
 
Lekkiego poniedziałku!
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Przeczytaj więcej…

 

Ateny – najbardziej „azjatycka” stolica Europy (cz. 3/ostatnia)… sobota, 2 lutego 2013

 
 
 
               „Po raz pierwszy spotkałem go w Pireusie  (…)”
 
 
 
Pireus
      Tymi słowami rozpoczyna  się najsłynniejsza grecka książka „Grek Zorba”. Tak jak Zorba jest moim ulubionym bohaterem literackim, tak samo  Pireus jest moją ulubioną częścią Aten. Za każdym razem, kiedy przemierzam jego ulice, mimowolnie rozglądam się dookoła, mając nadzieje że gdzieś w tłumie, spotkam Zorbę. I kto wie? Może już go spotkałam? Bo gdzieś na pewno kryje się, współczesny Zorba, czyli człowiek prawdziwie wolny, który reprezentuje wszystko co w Grecji najlepsze.
 
 
     Pireus jest piękny, bo gdziekolwiek by nie spojrzeć, pomiędzy gąszczem wielkich budynków, w hałasie pędzących samochodów, wszędzie widać wspaniałe, rozmarzone, błękitne  morze. Nad nim, zazwyczaj beż żadnej chmury, wisi  niebieskie  niebo. Pireus jest  miejscem, gdzie dumna cywilizacja stanowi idealne dopełnienie dostojnej natury. Z każdej strony odjeżdża lub też właśnie dobija do portu ogromny statek. To symbol  podróży. Tak jak „każda droga prowadzi do Rzymu”, tak samo każda długa podróż zaczyna się w Pireusie.
     Zlewając się z tłumem ludzi, to właśnie tam można zobaczyć jak wygląda prawdziwe życie stolicy. Ludzie biegną  do lub też wracają z pracy. Załatwiają interesy. Ciągle coś krzyczą i sprzedają. Ale… Uważajcie na portfele! Bardzo łatwo jest je tam stracić.
   
 
     Bardziej europejsko prezentuje się jedna z najsłynniejszych handlowych ulic Aten –  Ermou. To właśnie tam  można iść  się na odzieżowe zakupy. Przechodząc pomiędzy sklepami typu  Zara, H&M czy Bershka, warto mieć na uwadze wszystko   co dzieje się na ulicy. Jak w każdym dużym europejskim mieście, ludzie biegają od sklepu do sklepu obładowani torbami. Tymczasem gdzieniegdzie, na małych przenośnych straganikach na kółkach, zazwyczaj starsi już  Grecy, sprzedają salepi. Ten sam napój, który można kupić na  Ermou, pija się również w Turcji. Jest to jeden  z przykładów, na to że będąc w Atenach, kulturowo często wkracza się na teren Azji. Nie pytajcie tylko sprzedawcy, czy salepi to turecki napój? Po pierwsze się obrazi, a po drugiej już raczej nie sprzeda. Grecy czują się urażeni, kiedy porównuje się ich do Turków. To ich czuły punkt i jednocześnie dowód, że takie porównanie nie jest bezpodstawne.
 
 
ulica Ermou
    
 
       Słowo plaka po grecku oznacza „żart”. Ale jest to również nazwa jednej ze słynniejszych ateńskich dzielnic. Warto wybrać się tam na spacer. Mnóstwo jest tu kawiarenek i właśnie tam polecałabym  wypić typową grecką kawę. Z Plaki, blisko jest do kolejnego ważnego miejsca dla miasta –  Monastiraki. Jeśli chcecie zobaczyć, czy też kupić coś wyjątkowego i przede wszystkim greckiego, koniecznie przejdźcie się  na tamtejsze  wielkie targowisko. Mydła. Słynne, greckie buty. Ouzo czy raki. Oliwa z oliwek. Przyprawy. Przewiewne, letnie sukienki. Wszelakie gadżety, książki i pocztówki z widokami miasta. Właściwie trudno czegoś tam nie kupić, bo każdy sprzedawca niemalże wciąga do swojego sklepu, „dzień dobry!” mówiąc w każdym języku świata. Ujmując krótko – Azja!
 
 
Monastiraki
 
 
       Kiedy spaceruje się po Monastiraki,  warto co chwila wysoko podnosić  głowę. Stamtąd pięknie widać  Akropol. Najlepiej oglądać go wieczorem albo nawet  nocą. Jest bowiem świetnie oświetlony.  W wielu miejscach, dosłownie na wyciągnięcie  ręki, roztaczają się starożytne ruiny. Od ulic odgrodzone są jedynie bramkami. Pomiędzy pozostałościami po świecie starożytnym, zazwyczaj gdzieś w tle przechadza się jakiś kot.  Strażników nie widać, a kota nikt nigdy nie odgania. Przechadza się po cichu lub wygrzewa na kamieniach rozgrzanych w słońcu. Sprawia  jednocześnie, że te liczne greckie muzea    in situ[1] są  nadal  żywe.
 
 
Starożytne ruiny w centrum miasta, z czarnym kotem w tle.
 
 
    Jeśli temat greckiego kryzysu mało Was zajmuje i nie chcecie go drążyć, warto udać się do Kolonaki. Tam nawet śladu po kryzysie nie znajdziecie. Ta dzielnica, uchodzi za najbardziej ekskluzywną  w całych Atenach. I rzeczywiście, przechadzając  się jej ulicami można poczuć powiew  luksusu. Gdzieniegdzie pobłyskuje  znaczek Louis Vuitton. Widać sklep Dolce & Gbbana. Na  Kolonaki  warto udać się do  centrum handlowego Attica i koniecznie kupić coś z jednej z najlepszych kosmetycznych greckich marek –  Korres, kolejnej, jak najbardziej zasłużonej greckiej dumy.  Jedyne czego  będąc w Kolonaki bym nie polecała, to wizyta w tamtejszych restauracjach czy tawernach. Co prawda wyglądają wspaniale, ale ceny są   bardzo wysokie, co nie zawsze odpowiada jakości. W tym wypadku płaci się przede wszystkim za miejsce.
 
 
     A kiedy najlepiej wybrać się do greckiej stolicy? Ja polecałabym  każdy miesiąc, prócz (być może ku zaskoczeniu) miesięcy typowo letnich. Lipiec i sierpień to czas, kiedy w Atenach przyjemnie jest jedynie w klimatyzowanych muzeach. Potrafi być tak gorąco, że nawet Ateńczykom trudno jest  wytrzymać. Miasto od swojej wielkomiejskości nie oferuje alternatywy. Typowych plaż  nie ma. A o kąpiel w Pireusie, w otoczeniu statków i promów, może być ciężko…  Za to w kwietniu  czy też maju, można zaznać upałów, w  tej przyjemnej, lekko wakacyjnej wersji.  
      Będąc już  w Atenach, koniecznie proponuję zamówić „Sałatkę po grecku” z widokiem na Akropol. Niepowtarzalność smaku – gwarantuję!

    
 
 

 Przeczytaj więcej…
 
 
 
 


[1] Muzeum in situ, czyli muzeum które zbudowano w miejscu, gdzie oryginalnie powstały mieszczące się w nim  zabytki.