Witaj kryzysie! O, znów się spotykamy!… niedziela, 22 marca 2020

 

Plaża św. Barbary, Korfu

 

Nie będę zgrywać super bohaterki i pisać, że nic się nie boję, bo na wszystko jestem już przygotowana, a oszczędności to mam takie, że przez najbliższy rok mogę nie wystawiać nosa z domu. Nie będę również bawić się w Boga i mówić, że wszystko będzie dobrze, bo tego przecież nie wiem. Jest kryzys. Spadło na nas wszystkich i jak żyję 35 lat na tym świecie czegoś takiego nie widziałam. Przychodzi nam zmierzyć się z tym, co dzieje się teraz na świecie. Ale przede wszystkim każdemu z nas, przychodzi zmierzyć się z samym sobą, z naszym życiem i naszymi demonami.

Byłoby całkiem miło, gdyby w życiu nie było żadnych problemów. Gdyby wszystko było łatwe i przyjemne i gdybyśmy jeszcze co chwilę odnosili sukcesy. Najlepiej, gdyby każdego dnia była piękna pogoda, bezchmurne niebo i słońce.

Niestety, tak nie jest. Życie to również cierpienie, choroby, śmierć, ciągnące się nieustannie problemy i pojawiające się co jakiś czas kryzysy. Te trudne dla nas sytuacje są jedyną możliwością, żeby przekonać się: kim tak naprawdę jesteśmy.

Racjonalnie – ja i Jani nie jesteśmy w dobrej sytuacji. Za nami przeprowadzka i bardzo duża zmiana życiowa. Oboje pracujemy teraz w turystyce, która teraz siadła. Są takie momenty, że kiedy rozumowo wszystko przeanalizuje, to łapie mnie strach i zwyczajnie się boję.  Daje sobie tych kilka chwil, ale później łapie oddech. Moim wielkim skarbem w tym momencie, są kryzysy, które w życiu już przeszłam. Trudne życiowe sytuacje, w których już byłam i z których wyszłam.  Za każdym razem, każdy z moich kryzysów na sam koniec rodził coś bardzo dobrego. Sama droga była ciężka, ale później świeciło przepiękne słońce. A ja za każdym razem stawałam się silniejsza.

Zawsze, kiedy znajduje się w trudniejszej życiowej sytuacji,  mam kilka wypracowanych zasad, które stosuje i które powodują, że nawet jak jest ciężko to idę do przodu. Dyscyplina jest matką wolności. Tak powiedział Leonardo da Vinci. Tu dziesięć moich żelaznych zasad, których trzymam się mocno w czasach kryzysowych sytuacji.

 

1. NIE NAKRĘCAJ SIĘ!

W telewizji, radio i internecie jest teraz ciągle i ciągle to samo. Media w tym momencie informują, ale przede wszystkim – sieją i podsycają panikę. Ludzie, przecież idzie zwariować! Na dodatek wszyscy się nakręcają, w kółko zadając pytanie: co będzie? co będzie? co będzie? Po co bawić się we wróżki i przewidywać przyszłość? Nikt nie jest w stanie przewidzieć tego co będzie i trzeba to zaakceptować. A później rozejrzeć się dookoła. Docenić to, co mamy. Dom i tym samym dach nad głową. Ciepło. Wodę do picia i zapewne wypełnioną jedzeniem lodówkę.  Być może kogoś bliskiego obok nas. Jeśli w chwili obecnej rozejrzysz się dookoła, zobaczysz, że wokół ciebie jest wszystko, co jest ci na teraz potrzebne. Nie ma co się nakręcać, co będzie za miesiąc, dwa. Nikt z nas tego nie wie. Do przeżycia jest teraz jeden dzień.

 

2. ZAAKCEPTUJ NAJGORSZE

Usiądź i zamknij oczy. Racjonalnie pomyśl, co może najgorszego cię spotkać. Jakie będą konsekwencje finansowe, zdrowotne, społeczne.  Wyobraź sobie najgorszy możliwy scenariusz tego, co może się stać. To może być trudne, nawet przerażające, ale zaakceptuj to.  Najpewniej nawet w twoim najgorszym scenariuszu jesteś, istniejesz, masz ręce i nogi. Może masz ten luksus, że masz nawet swój dom i kilka złotych w kieszeni, więc nie jesteś głodny. Może nawet obok ciebie, jest jeszcze ktoś bliski. Kiedy już zaakceptujesz ten najgorszy, możliwy scenariusz – zrób wszystko, co jest w twojej mocy, żeby ten scenariusz nigdy się nie wydarzył. Każdego jednego dnia rób coś, by mu zapobiec.

 

3. PLANUJ KAŻDY DZIEŃ

Fajnie, że przez ten czas kiedy jesteśmy w domach, można sobie trochę pobimbać. Oglądać seriale, godzinami przeglądać interent, codziennie oglądać filmy jedząc chipsy i pijąc piwo. Wstawać też można dużo później i ogólnie można sobie ze wszystkim wyluzować.  Tylko wszyscy wiemy, że ten wirus jednak się na pewno kiedyś skończy. I na koniec może być po prostu przykro, że czas przeciekł nam przez palce na martwieniu się i marnowaniu chwil, które mogliśmy wykorzystać na coś fajnego. Szczególnie w okresach kryzysowych bardzo dokładnie planuje każdy jeden dzień. W każdym dniu mam zaplanowane czynności, które chcę zrobić dla mojej pracy, dla mojego zdrowia, dla mojego ciała, dla mojego hobby, zawsze planuje też czas dla moich przyjemności. Dzięki temu każdy dzień ma swój sens i w różnych dziedzinach mojego życia czuje, że idę do przodu.

 

4. CHOĆ NA SPACERY I PATRZ W DAL

Co prawda musimy teraz większość czasu przebywać w domach, ale nadal możemy wychodzić na łono natury, gdzie nie ma ludzi. Biegać, jeździć na rowerze, spacerować. Wykorzystaj to maksymalnie ile możesz! Przebywanie na świeżym powietrzu i dostarczanie sobie w naturalny sposób witaminy D, niesamowicie poprawia nastrój. Podobno, że patrzenie na naturę i otwartą przestrzeń, dobrze na nas działa. Wyjdź do lasu, na łąkę. Przebywaj na tyle ile tylko możesz w przyrodzie.

 

5. WZMOCNIJ ODPORNOŚĆ

To właśnie teraz jest ten czas, kiedy trzeba wzmocnić swoją odporność. Jedz dużo warzyw i owoców. Dbaj o bogate, różnorodne, regularne posiłki. Odpowiedni sposób odżywiania podziała cuda i bardzo poprawi twoje samopoczucie. Może sprawić, że zacznie ci się chcieć działać.

 

6. NIE SŁUCHAJ WIADOMOŚCI

Na moje ucho – nie ma tam nic ciekawego. Tragedia goni tragedią. A kryzys, kryzysem. Całość okraszają teraz łzy i narzekanie. Nie ma sensu ani tego słuchać, ani oglądać. Poszperaj w necie  i poszukaj wartościowych audycji, wykładów, podcastów w dziedzinie zdrowego odżywiania, sportu, dbania o siebie, rozwoju. Masz jakiś konkretny problem? Wstukaj go w You Tube, a od razu wyskoczą ci filmiki topowych psychologów, psychiatrów czy mówców, którzy wiedzą co mówią w danym temacie. Korzystaj z wiedzy i narzędzi, które dzięki internetowi masz za darmo pod ręką!

 

7. ODETNIJ SIĘ OD WAMPIRÓW ENERGETYCZNYCH

Kiedy jest kryzys, energetyczne wampiry kochają bombardować złą energią. Właśnie teraz rosną w siłę i mają pole do popisu. Podsycają panikę, nakręcają, udają niby troskę wciąż niby martwiąc się o ciebie, w konsekwencji ciągnąc cię w dół. Unikaj ludzi, z którymi zwyczajnie czujesz się źle. Poszukaj w swoim środowisku ludzi, którzy cię podbudują, takich w których obecności czujesz się lepiej. Ale co równie ważne – stań się pozytywną osobą dla innych.

 

8. DBAJ O SWÓJ WYGLĄD

Nawet jak siedzisz jedynie w domu, zadbaj o jak najlepszy wygląd. Ubrania, które teraz właśnie masz „donosić”, nie dodadzą ci potrzebnej energii. Siedzenie w domu, to również idealny moment, żeby zadbać o swój wygląd. To właśnie teraz masz czas na domowe maseczki na twarz, czy włosy. Domowe spa jest całkiem dobrym pomysłem na spędzenie wolnego czasu.

 

9. WYCISZ SIĘ

Zaakceptuj to, nawet jeśli to trudne, że twoje życie się zmieniło i nie walcz z tym  czego nie możesz zmienić. Skoncentruj się na pracowaniu nad tym co obecnie masz, co możesz zmienić  w tej chwili i na co możesz rzeczywiście wpłynąć. Staraj się wyciszać swoje emocje. Stwórz wokół ciebie środowisko, które dodaje ci energii.

 

10. WIZUALIZUJ

Jednocześnie akceptując, że najgorszy scenariusz może się stać, stwórz w głowie wizję, tego czego dla siebie pragniesz. Jak chcesz by wyglądał twój świat, twoja rzeczywistość. Jakim chcesz być? Jak chcesz się zachowywać, wyglądać, co chcesz osiągnąć. Wyobraź sobie dokładnie to, czego chcesz w każdym najdrobniejszym szczególe. Myśl o tym, kiedy tylko masz wolną chwilę, również kiedy dopadnie cię gorszy moment i przede wszystkim – na chwilę przed snem.

 

Dla mnie czas, w którym teraz się znajdujemy staje się niezwykły. Jestem całkowicie wyjęta z mojego normalnego rytmu życia i z właściwie wszystkich aktywności życiowych, które działy się poza moim domem. Na zewnątrz huczy, ale w moim świecie panuje spokój. Codziennie spędzamy godziny na łonie natury. Czerpie dużo energii od słońca. Jem dużo zdrowego jedzenia. Czytam książki, oglądam dobre filmy. Wyhamowuje życiowo. Kto wie? Może kiedy to wszystko się skończy stwierdzę, że ten czas był mi potrzebny i być może jeszcze kiedyś za nim zatęsknię?

 

 

 

 

Filmik: Ciasto kumkwatowe… poniedziałek, 16 marca 2020

 

Ciasto kumkwatowe

 

Dziś przepis na ciasto kumkwatowe.

To ciasto zostało zrobione zgodnie z przepisem Akis Petretzikisa.

Co to jest takiego kumkwat? O tym przczytasz TU!

Całość – w filmiku niżej.

Tutaj są składniki:

-kumkwaty kandyzowane 250 g  (zamiennik: kandyzowana pomarańcza)

-mąka 250 g

-cukier 200 g

-masło 100 g

-3 jaja

-jogurt grecki 100 g

-płatki migdałowe 50 g

-proszek do pieczenia 1 łyżeczka

-wanilia

 

 

 

 

Zbytnia bezpośredniość. Rzecz, która najbardziej mi w Grecji przeszkadza… środa, 11 marca 2020

 

Padnięta ja, już pod sam koniec tego sezonu…

 

Krok za krokiem, coraz mniej, ale jednak – każdego lata mam ten sam problem. W sezonie praca właściwie nigdy się nie kończy. Cały czas bieganina, a na dodatek stres. Częste jedzenie na mieście, też nie jest najzdrowsze. Cierpi na tym przede wszystkim mój żołądek. Czasami czuje, że jest ściśnięty, a czasami zwyczajnie w biegu nie ma czasu, żeby ze spokojem siąść i zjeść. Co roku moim problemem jest walka o to, żeby pozostać przy zdrowej wadze i nie tracić kilogramów. Wiem, że u większości osób, problem jest odwrotny, ale my chudzielce już tak mamy!

Zgodnie z poradą mojej dietetyk, kiedy mamy szczyt sezonu i pracy naprawdę dużo, idę do apteki i kupuję specjalny napój, który zastępuje kalorycznie jeden pełny posiłek. Piją go między innymi osoby, które przechodzą chorobę, albo właśnie z niej wyszły i muszą nadrobić zgubione kilogramy. To rozwiązanie pomogło mi już wielokrotnie i choć z roku na rok staram się poprawiać higienę mojej pracy, zawsze kiedy jest problem – idę na Korfu do mojej apteki i kupuje ten właśnie napój.

To był błąd! Że jakiś czas temu opowiedziałam aptekarce o moim problemie. Dlaczego to kupuję i jak mi to pomaga. Była zwyczajnie bardzo ciekawa.

Kilka dni temu, weszłam do tej samej apteki, po zupełnie inną rzecz. Aptekarka przywitała mnie uśmiechem i szczerą radością, bo dawno mnie nie widziała. Typowe sobotnie południe na Korfu. W aptece kilka osób stojących za mną w kolejce. Przy ladzie ja. Po drugiej stronie aptekarka:

-Ach! Już tak dawno cię tu nie widziałam! Wszystko u ciebie ok?

-Tak! – odpowiadam i czekam, aż zada mi pytanie „co podać”, ale nie…

-A jak tam twoja niedowaga? Ach, ale się nalatacie w tej pracy przy wycieczkach… Ciągle w biegu i ten stres! Czy dalej masz problem z żołądkiem? – zanim otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć i przerwać jej monolog o mnie, moim zdrowiu i moim problemie, aptekarka już zdążyła opowiedzieć o mojej niedowadze, o tym, że latem wyglądam znacznie szczuplej i że teraz przytyłam, itp. Aptekarka ma przy tym bardzo donośny głos, a w aptece jest raczej cicho. Więc wysłuchali tego monologu o mnie, mojej pracy, moich problemach z żołądkiem wszyscy klienci, którzy stali w kolejce.

Miałam już ochotę odwrócić się i poprosić, żebyśmy wszyscy razem utworzyli wspólny krąg. Wtedy mogłabym opowiedzieć o moich problemach jeszcze więcej. Później wysłuchać komentarzy, rad, opinii i słów wsparcia. Ale powiedziałam tylko:

-Tak, mam się dobrze. Wszystko ok. A teraz poproszę opakowanie gazy. Nic mi się nie stało. Nic mi nie dolega. Czuję się świetnie. Mam w planach zasadzić na parapecie rzeżuchę.

Płacę i wychodzę. Czuje, że spaliłam cegłę. I serio. Wszyscy się na mnie gapią.

 

Wciąż nie znoszę greckiej bezpośredniości, braku taktu i wyczucia sytuacji. Nie dotyczy ona na całe szczęście wszystkich, ale ma ją ogromna ilość osób. Szczególnie na samym początku  nie mogłam się przyzwyczaić, że kiedy jestem u fryzjerki, kosmetyczki, manicurzystki, kobiety potrafią się pytać o wszystko! Gdzie pracuje, gdzie pracuje mój mąż, ile zarabiamy, gdzie mieszkam, czy mam dzieci i dlaczego nie, gdzie byłam na wakacjach, a gdzie pojadę, kim są moi rodzice, czym zajmuje się moje rodzeństwo. I tak bez końca.

Do teraz, jednym z głównych kryteriów, jakie mam w głowie, kiedy wybieram osobę, która oferuje mi jakiś rodzaj usługi, jest: nie zadaje osobistych pytań i nie mówi bardzo dużo.

Do tej apteki pewnie znów pójdę, bo jest tam wszystko i otwarta jest prawie zawsze. Ale już nigdy, przenigdy więcej nie opowiem tam o swoim problemie.

 

TU! przeczytasz o tym jak rozpoczynam dzień.

TUTAJ! przeczytasz o moich trikach w czasie nawału pracy.

TU! zobaczysz nasz filmik z Angelocastro.

 

 

Mój luty. Najspokojniejszy czas, jaki pamiętam… sobota, 7 marca 2020

 

Garitsa w jeden ze słonecznych dni. Uwialbiam tam spacerować.

 

Luty był jednym z najspokojniejszych okresów jakie pamiętam od dawna, chyba nawet od dobrych kilku lat wstecz. Pierwszy raz po bardzo długim czasie przyszła do mnie taka myśl, że przez najbliższy czas nie muszę o nic walczyć. Mój telefon przyjemnie milczy, nikt niczego nie chce, wokół mnie jest spokojnie. Poczułam, że całą sobą odpoczywam i tak jest mi dobrze. Po kilku latach walki o to, co teraz mam,  potrzebne było mi wytchnienie.

W lutym nigdzie nie wyjeżdżaliśmy. Nic wielkiego się nie działo.

Moją codziennością były wizyty w mieście Korfu, robienie zakupów na naszym targowisku, czytanie książek, oglądanie filmów, chodzenie na kawę i dużo sportu. W końcu przyszedł taki czas, że czuje że mogę korzystać z życia, cieszyć się z tego co mam, gdzie i z kim jestem.

 

Takie skarby na targu w mieście Korfu!

Warzywa i owoce, tylko z targowiska!

 

W naszym nowym domu mieszkamy pełne pięć miesięcy. Czas śmignął nie mam pojęcia kiedy, a ja zorientowałam się, że mieszkam tu już trochę i nie wiem, co znajduje się w naszej najbliższej okolicy. Zabawne, że często chcemy odkrywać inne kraje i inne kultury, a tak naprawdę nie wiemy, co jest na końcu naszej ulicy. Pierwszy raz poszliśmy na dłuższy spacer po naszej wiosce. To jedno z najbardziej korfiańskich miejsc na całej wyspie. Może dlatego tak mi się tu podoba?

Dużo spacerów. Dużo pysznego, zdrowego jedzenia i spotkań ze znajomymi. Czuje jak regeneruje się teraz całe moje ciało. Tak spokojnego czasu nie pamiętam od momentu przeprowadzenia się do Grecji.

 

Miasto Korfu w lutym…

Liston zalana słońcem

Na wyspie jest spokojnie, ale w mieście zawsze jest sporo ludzi.

Stara Forteca

 

Ze spokojem i wielką przyjemnością  przygotowujemy się do nowego sezonu. Ostatnie poprawki na stronie i nowa oferta lotów Janiego na paralotni. O tym wszystkim będzie już w marcu.

Jakim największym osiągnięciem mogę pochwalić się w lutym? W tym miesiącu zrobiłam fantastyczne pierogi z soczewicą! Najlepsze na świecie! To co zrobione ręcznie i w domu, ma smak nie do podrobienia.

 

O matko… Jakie to było dobre!!!

 

Taki czas skoncentrowania się na sobie, jest dla mnie okresem przemyśleń. Przygotowaniem do nowego etapu.

Kilka dni temu wyszłam z domu i poszłam na dłuższy spacer sama ze sobą. Podjechałam do Garitsy, czyli długiej promenady, która ciągnie się wzdłuż morza, z widokiem na Starą Fortecę. Pomyślałam, że osiągnęłam na ten moment życia wyznaczony cel. Teraz odpoczywam, ale w sercu już powoli czuje potrzebę czegoś jeszcze. Od czasu do czasu potrzebne są mi takie spacery samej ze sobą. Odpowiadam sobie wtedy na pytania, w którą stronę chcę iść… Czego potrzeba mi jeszcze… Jak chcę żeby wyglądał mój świat za jakieś pięć lat… Co chcę zmienić, z czego jestem dumna, co chcę ulepszyć… I powoli doszukałam się w sobie tych właściwych odpowiedzi.

Życie staje się jedną wielką frajdą, kiedy z całej siły trzymamy za jego stery…

 

 

TU! przeczytasz 10 faktów i mnie

TU! jest przepis na “kleftiko”, ekspresowy grecki obiad jednogarnkowy

TU! przeczytasz jak poradzić sobie z emigracyjną depresją

 

 

 

Jazda samochodem na Korfu… niedziela, 1 marca 2020

 

Zdjęcie autorstwa Angeliki Żelaznej

 

Jeśli ktoś chciałby sprawdzić, czy rzeczywiście jest dobrym kierowcą – powinien wpaść na Korfu. I wypróbować swoich sił na tutejszych drogach.

Jazda samochodem na Korfu, to jest dramat. Wszystko w domu, w którym teraz mieszkamy jest dla mnie idealne, oprócz drogi dojazdowej. Żeby dojechać do naszego domu, trzeba przejechać przez wąskie uliczki niewielkiej, starej wioski. Kiedy wyjeżdżam z domu, nigdy nie wiem, co mnie spotka. Zazwyczaj zawsze czeka mnie jakaś drogowa przygoda.

Strategiczna ulica jest przy szkole podstawowej. Teoretycznie jest to typowa droga o ruchu dwukierunkowym. Jednak zawsze po  jednej stronie zaparkowany jest ciąg aut. Więc w praktyce mieści się jedno i pół auta… I najciekawiej jest, kiedy rodzice przyjeżdżają po swoje dzieciaki. Przy bramie szkolnej co chwilę zatrzymuje się samochód, by odebrać pociechę, która skończyła lekcje. Pociechy mają to do siebie,  że nigdy nie są na czas, wiec rodzice tak stoją i stoją. Około 13.45 robi się gigantyczny korek, od samego początku do końca tej ulicy. Ludzie trąbią. Wychodzą z samochodów. Kilka razy widziałam, że już prawie dochodziło do pobicia. Podnosi się ciśnienie, więc przynajmniej nie trzeba pić kawy. Następnie jak już cała uliczka się odkorkuje, trzeba mijać się na tzw. żyletkę. Mimo tego, że na Korfu prowadzę samochód już siódmy rok, ciągle od razu robię się cała blada, kiedy widzę jak ktoś przejeżdża obok mnie dosłownie ocierając się o lusterko. Na tej trasie dodatkowymi atrakcjami są wybiegające po lekcjach na ulicę dzieciaki. Część z nich jeździ na rowerach i czasem przychodzi im do głowy, żeby wypróbować jeździć tylko na tylnym kole. Do tego co chwilę podkłada się pod koła raz to bezpański pies, a innym razem kot. I tak jest codziennie od poniedziałku, do piątku około 13.45. Choć poza tą konkretną godziną, atrakcji też jest sporo…

 

*

 

Kiedy pierwszy raz jechałam samochodem na Korfu, nie byłam w stanie uwierzyć, że tu naprawdę jeździ się samochodami. Ale takie są wyspiarskie realia. Wiele dróg biegnie przez wąskie zabudowania starych wiosek. Czasami mocno pod górę, czasem w dół. Lokalsi potrafią przy tym jeździć jak szaleni. A na samych drogach czekają kolejne utrudnienia w postaci dziur.

Jest więc często bardzo wąsko. W wielu miejscach wydaje się to aż niemożliwe, że tędy przejeżdżają samochody. Ulice są pokręcone. Ludzie często jeżdżą jakby droga należała tylko do nich.  Można być w niezłym szoku, kiedy pierwszy raz jedzie się samochodem na Korfu.

Tak wyglądają realia.

Nie można się jednak zniechęcać. Jeżdżenie po Korfu autem, to jeden z najczęstszych sposobów na zwiedzanie wyspy. Jeśli decydujecie się jeździć na Korfu samochodem, powinniście mieć zwyczajnie świadomość, że warunki są trudne i koniecznie zachowajcie maksymalną ostrożność. W tym poście kilka rad, które mam nadzieję ułatwią wam jazdę na Korfu samochodem.

Oto one…

 

WIĘKSZY MA ZAWSZE PIERWSZEŃSTWO

Może nie brzmieć poważnie, ale ja to pisze zupełnie serio. Wiem to z perspektywy pilota wycieczek, który siedzi w dużym autobusie na pierwszym siedzeniu i widzi co dzieje się na trasie. Często jest tak, że jadąc autobusem nie jesteśmy w stanie wycofać pojazdu. I jedynym wyjściem z sytuacji, jest wycofanie o wiele mniejszego samochodu osobowego. Tak jest szybciej i łatwiej. Zazwyczaj kierowca autobusu widzi dobrze jak wycofać, czy też gdzie może zjechać  małe auto i to pokazuje. Najlepiej zaufać i robić tak jak sugeruje kierowca. Obojętnie co mówią znaki, większy ma tu pierwszeństwo!

 

ZNAKI DROGOWE TO TYLKO SUGESTIA

Teraz znów pewnie się śmiejecie, a ja znów piszę na poważnie. Najlepiej widać to prowadząc samochód w samym mieście Korfu. Znaki są taką jakby sugestią. A jeżdżąc po mieście przede wszystkim trzeba reagować na to, co się dzieje. Sprawdzać i przewidywać reakcję innych kierowców, przewidywać co może się wydarzyć  i dostosowywać swoje działania na gorąco do sytuacji. W wielu miejscach miasta Korfu, co prawda jest sygnalizacja świetlna, ale jest wyłączona. Dlaczego? Znacznie sprawniej jeździ się po mieście, kiedy światła jednak nie działają…

 

KLAKSON

Klaksony na Korfu najczęściej używane są po to, żeby kogoś pozdrowić. A pozdrawia się na każdym kroku, więc kiedy na Korfu słyszycie klakson, wcale nie oznacza to niebezpieczeństwa. Po prostu tutaj ciągle ktoś kogoś spotyka. Krótkie bipnięcie, oznacza sympatyczne „cześć!”. Klaksony przydają się również bardzo, kiedy wjeżdża się w wąskie uliczki i kiedy wchodząc w zakręt nie widać, czy ktoś z drugiej strony nadjedzie. Wtedy warto użyć klaksonu, żeby zakomunikować że jedziemy. Nie ma innego sposobu na danie znaku, że nadjeżdżamy.

 

KIEDY JUŻ WPAKUJECIE SIĘ W KŁOPOTY

Kilka razy mi się to już zdarzyło. Wjechałam w tak wąska ulicę, że nie mogłam wycofać. Było tak mało miejsca, że nie mogłam nakręcić, albo  wyjechać. Co prawda głupio będzie to  wyglądać u faceta, ale ja nie mam z tym oporów. Zazwyczaj wtedy wychodzę z samochodu. Znajduje pierwszego lepszego przystojniaka, oddaje mu kluczyki i proszę o wyciągnięcie mnie z tarapatów. Działa! Myślę, że to również między innymi dzięki temu  moje auto jest jeszcze w całości!

 

TU! przeczytasz o Pony, czyli najlepszym greckim samochodzie

TU! przeczytasz o tym jak wg Greków naprawić auto

TUTAJ! przeczytasz o greckiej interpretacji przepisów ruchu drogowego

TU! zobaczysz stare greckie auta

 

Niżej zdjęcia różnych sytuacji na drogach Korfu, które zostały udostępnione przez ich autorów na moim Facebooku.

Dajcie koniecznie znać w komentarzu, czy jeździliście na Korfu? Jakie są wasze doświadczenia? Może uzupełnicie ten post swoimi poradami?

 

Zdjęcie autorstwa Konrada Matulańca

 

 

Zdjęcia autorstwa Katarzyny Popiel i opis – koniecznie przeczytajcie!!!

 

W drodze do kanału D’Amour  (możliwe, że to było w miejscowości Αχαράβη albo Ρόδα) w jednej z głównych uliczek przelotowych (które swoją szerokością by na ten status nie wskazywały) nagle stanęły wszystkie auta. Co się okazało? Samochód ciężarowy nie mógł się zmieścić z jadącym z na przeciwka samochodem osobowym. Wywiązała się dyskusja między kierowcami tychże pojazdów jak i wszystkimi innymi kierowcami oraz pieszymi na temat pierwszeństwa przejazdu. I nagle hyc, kierowca osobówki w mgnieniu oka znalazł się na dachu swojego samochodu. Dodam, że wyszedł przez okno, bo nie było tyle miejsca aby otworzyć drzwi. Teraz dopiero oboje kierowcy byli w komfortowej sytuacji aby na dobre kontynuować dyskusję.  I co? W momencie gdy normalnie w Polsce weszły by w grę już jakieś rękoczyny oni jak najlepsi przyjaciele obściskali się i w ewidentnie szczerej sympatii wrócili do jazdy. Kochamy Greków!

 

 

Zdjęcia autorstwa Bartłomieja Brzezińskiego

 

 

Zdjęcia autorstwa Kamili Baryła 

 

 

Zdjęcie autorstwa Katarzyny Barlik