Grecki chrzest cz. 1 (oficjalna):
Urządzanie imprezy po chrzcie kościelnym, nie jest w Grecji codziennością. Można więc uznać, że mieliśmy szczęście. Około dwudziestu minut jazdy samochodem od kościoła, wynajęto lokal, do którego zaproszeni byli wszyscy.
Olivka przez cały czas była na swojej roli tak skupiona, że kilka razy prawie zaginęła nam w akcji.
Już od wejścia widać było, że impreza bardzo przypominać będzie wesele. Achilles (lat niespełna 1), czyli główny zainteresowany, usypiał co chwilę, ale w tym momencie miał się przecież bawić – i żadne tam spać! Ja wciąż niedowierzałam. Zupełnie nikt nie przejął się tym, że Achilles mimo wszystko zasnął jak kamień. Zamknął oczy i na różne to strony kiwała się mu też jego główka. Wyglądał jak laleczka w przebraniu, której właściwie wszystko jest już obojętne.
Po kilku minutach – dziecko się zgubiło. Jego mama szukała go razem z Olivką. Na szczęście tak samo tajemniczo jak zniknął, tak samo się też pojawił. Małego „na chwilkę” podebrał Pieprz, czyli chłopak Olivki. Dla urozmaicenia zorganizował chłopcu, nazwijmy to „alternatywną sesję zdjęciową”: w jednej ręce wielki stek, a drugiej zaś piwo. Później przyszedł też czas na serię „Achilles jako młody palacz”… Pieprz uśmiał się przy tym do łez. Wstyd się przyznać, ale ja również też…
Wracając jednak to sedna tematu. Jedzenie nie bardzo gościom smakowało, z prostej przyczyny: było za mało greckie. Po przystawkach z serem feta i tzatzykami (jedyne typowe greckie dania tego dnia), pojawiły się, uwaga: kotlety mielone, ziemniaki, stek, zapiekany bakłażan z żółtym serem, czerwone i białe wino, zestawy warzyw, coś co do złudzenia przypominało polskie gołąbki, francuskie ciasto ze szpinakiem i serem, parówki na gorąco również owijane w cieście oraz grillowany kurczak, później dla zgłodniałych jeszcze schab.
-To pewnie przez ten kryzys. Musieli trochę zaoszczędzić. – odpowiedział drugi gość, ale na próżno czekałam na choć cień śladu sarkazmu.
Po incydencie z Pieprzem, Olivka starała się koordynować co dalej dzieje się z jej podopiecznym. Ten wciąż jednak spał. Później również śpiąc wziął udział w tańcach. I tym nie przejął się za bardzo.
Podobnie jak na weselach, po sytym, kryzysowym jednak jak dla Greków obiedzie J, zaczęła grać głośna muzyka. Olivka, która czasem bywa naprawdę nieśmiała, została wywołana do jeszcze jednej powinności – rozkręcić pierwszy taniec. Nie było odwrotu. Na szczęście nikogo nie trzeba było zbyt długo namawiać i wkrótce sala dla tańczących się zapełniła, ze śpiącym Achillesem oczywiście w środku. Niewiele było jednak mu w stanie, w tym kamiennym śnie przeszkodzić.
Zawsze popadam w zdziwienie, kiedy widzę, że właściwie w każdym greckim tańcu tak bardzo wyraźnie widać korzenie tradycji. Obojętnie czy jest to dyskoteka, zwykła impreza, chrzest, czy też wesele, taniec nawet współczesnych, młodych Greków, wydaje się być ciągle do złudzenia podobny do przedstawień na starożytnych wazach. (Myślę, że ten temat zasługuję na swój oddzielny post.)
W każdym razie, jak już wcześniej się pochwaliłam, nie mogło być inaczej – na parkiet weszłam również i ja. Przyznaje – ośmieliło mnie kilka kieliszków czerwonego wina. Jak szybko się przekonałam greckie tańca nie są takie trudne. Wystarczy patrzeć na nogi sąsiada, pić wino i tylko się śmiać.
-Słuchaj – na początku byłam przekonana, że ty nie jesteś z Grecji. Wyglądasz tak trochę inaczej… – zaczęła dziewczyna, która przy stole siedziała obok. – Ale po tym jak profesjonalnie tańczyłaś…
Nie skomentowałam tego niczym, tylko jeszcze szerzej się uśmiechnęłam. No cóż, to chyba wyższy już etap wtajemniczenia w życie Grecji…
Tymczasem Achilles, pod sam koniec się obudził i widać było dość przytomne, wyspane spojrzenie. Pomyślałam, że przeszedł chrzest kościelny, ale po tym nieoficjalnym już chrzcie, nie będzie można go tak łatwo złamać i pewnie długo trzeba będzie czekać, żeby pierwszy raz zamarudził. Chłopak jest do życia naprawdę gotowy – po TAKIM właśnie chrzcie!
DOWÓD: na pierwszym planie tańczę ja z Olivką!
Mały Achilles również sobie tańczy (z prawej)… Taniec Zorby |