Jak zrobić Imam Bayildi, czyli rewelacyjne danie również dla wegan… piątek, 9 lutego 2024

Imam Bayildi to danie, które jak widać po nazwie – wywodzi się z kuchni tureckiej. Jest jednak szalenie popularne również w Grecji, co jest kolejnym dowodem tego, że wpływy tureckie są nadal w Grecji żywe.

To właśnie danie próbowałam pierwszy raz u mojej teściowej. I absolutnie skradło moje serce! Jest przepyszne, zdrowe, bardzo sycące. Nie jest to danie skomplikowane, można je robić na wiele różnych sposów modyfikując przepis do swoich potrzeb.

To danie nadaje się idealnie dla wegan i wegetarian, bo nie ma w nim ani mięsa, ani sera. Choć, jeśli macie taką ochotę można oczywiście dodać tego typu elementy. Rolę główną gra w nim bakłażan!

Jak wygląda przepis?

Proszę bardzo!

SKŁADNIKI na dwie porcje:

  • dwa bakłażany średniej wielkości
  • jedna cebula
  • papryka czerowa i papryka zielona
  • jeden, dwa dorodne pomidory
  • łyżeczka, dwie koncentratu pomidorowego
  • dwa, trzy ząbki czosnku
  • natka pietruszki
  • oliwa
  • przyprwy: sól, pieprz, oregano, tymianek, kumin, można również dodać nieco mięty

PRZYGOTOWANIE

Na początek zabieramy się za bakłażany. Należy oskrobać je w połowie. To znaczy skrobiemy jdynie kilka pasków. Następnie aby pozbyć się ich naturalnej goryczy bakłażana smarujemy je solą, zlewamy wodą i tak zostawiamy na kilka minut. Później bakłażany smarujemy oliwą, w środku wykonujemy jedno głębokie nacięcie, w którym później umieścimy farsz. Tak przygotowane bakłażany wkładamy do rozgrzanego piekarnika, piekąc je tak długo aż zupełnie zmiękną (może to trwać około 30 minut w temperaturze 180 stopni).

W międzyczasie przygotowujemy farsz. Na rozgrzaną patelnię nalewamy kilka łyżek oliwy. Dodajemy pociętą w krążki cebulę. Niektórzy lubią jej więcej, inni mniej. Moim zdaniem dużą robotę w tym daniu robi właśnie cebula, więc dobrze jest jej dodać sporo. Dodajemy pocięty drobno czosnek. Następnie mieszamy i dodajemy pociętą w kostkę paprykę, a później pocięte w bardzo drobną kostkę pomidory. Ilość pomiodrów zależy już od was. Całość doprawiamy przyprawami. Można dodać również łyżeczkę koncentratu pomidorowego. Smażymy, aż składniki połączą się ze sobą.

Po wyjęciu z piekarnika rozszerzamy nacięcie w bakłażanach i wypełniamy je farszem. Całość można polać dodatkowo wodą wymieszaną na ciepło z łyżeczką koncentratu pomidorowego. Tak wypełnione bakłażany raz jeszcze na dziesięć / piętnaście minut wkładamy do rozgrzanego piekarnika. Po wyjęciu posypujemy pociętą pietruszką.

Tą potrawą można się bawić! Ja dodałam do niej fetę, którą pasuje tu idealnie. W innych przepisach widziałam dodaną ciecierzyce, czy też soczewice. Wiele zależy od waszych upodobań, bo ta potrawa jest świetna w różnych wersjach.

Smacznego!

TUTAJ! przeczytasz jak zrobić kleftiko.

TU! jest post o daniach typowych dla kuchni Korfu.

TUTAJ! przeczytasz jak w Grecji podaje się zwykłe ziemniaki.

Doliną rzeki Nestos… piątek, 26 stycznia 2024

Jeszcze kilka lat temu nie za bardzo przepadałam za przebywaniem w naturze. Wydawało mi się, że moim żywiołem jest miasto. Im większe tym lepiej. To w mieście przecież dostępne są najróżniejsze atrakcje i to w mieście ciągle coś się dzieje. Jeszcze kilka lat temu nie mogłam nawet przypuszczać jak bardzo zmieni się moje nastawienie do przyrody. Dziś przebywanie na łonie natury jest bardzo ważną częścią mojej codzienności. Nie wyobrażam sobie dnia bez choć krótkiego spaceru, albo tygodnia bez kilku spokojnych chwil nad morzem. Myślę, że moje nastawienie do przyrody zmieniło jej piękno między innymi tutaj w Grecji. A jednym z takich właśnie niesamowitych greckich miejsc jest ścieżka, która prowadzi doliną rzeki Nestos.

Rzeka Nestos płynie przez dwa kraje: Bułgarię i Grecję. W Bułgarii ta rzeka nazywana jest Mesta. Jej linia jest symboliczną granicą między Tracją, a Macedonią. Nestos ma długość 230 km i rozpoczyna się górach Riła, czyli w najwyższym paśmie górskim Bułgarii. W swoim końcowym odcinku formuje rozległą deltę i wpływa do cieśniny Thasos na Morzu Egejskim. To właśnie wzdłuż tej doliny, która znajduje się blisko miejscowości Ksanti w północno – wschodniej Grecji, biegnie niezwykle malownicza droga tuż przy korycie samej rzeki, pośród gęstych lasów bukowych. Krajobrazy, które tam widać prezentują się niesamowicie o każdej porze roku. Jest to idealna ścieżka na średnio intensywny spacer, przebywając tam można również wziąć udział w spływie kajakowym. Obecnie trasa, która prowadzi wzdłuż rzeki jest terenem Parku Narodowego. Stanowi prawdziwe królestwo dla gadów, płazów i ptaków, których na tym terenie żyje około aż 250 różnych gatunków.

*

Czy wiecie co oznacza słowo „abderyta”? Tak można nazwać głupca, laika, nieuka. To słowo pochodzi od miasta Abdera, które niegdyś znajdowało się w pobliżu delty Nestos. Z tego miasta pochodził między innymi Demokryt i Pitagoras. Mimo, że z tego miasta wywodzili się słynni filozofowie, teren ten uznawany był za głęboką prowincję. Stąd określenie „abderyta” oznacza głupca.

Dolina rzeki Nestos znajduje się bardzo blisko miasta Ksanti. Z pewnością warto się w nim zatrzymać na dłużej jeśli będziecie podróżować przez tę część Grecji. Jest to klimatyczne, typowo greckie miasto, w którym do dziś mocno czuć wspomnienie po osmańskim panowaniu. To również miejsce spotkań kilku różnych kultur. Choć głównie mieszkają tam Grecy, spotkać można do dziś wielu Turków, mieszkają tam również Pomacy, czyli muzułmanie o słowiańskim pochodzeniu, których język bardzo przypomina bułgarski.

Do przygotowania tekstu korzystałam z: „Grecja. Cuda Świata”, Rzeczpospolita, New Media Concept, 2008.

TUTAJ! jest post o Kawali.

TU! jest nasz filmik o Salonikach.

TU! znajduje się post o Metsowie.

Filmy kręcone na Korfu… piątek, 15 grudnia 2023

Zielona, bardzo różnorodna widokowo, z niezwykłą wenecką architekturą, Korfu stanowi idealną scenerię do filmów, seriali, reklam czy też klipów muzycznych. Każdego roku odbywa się tu mniejsza czy też większa produkcja. Nie da się ukryć! Korfu przepięknie prezentuje się na dużym ekranie.

Na wyspie nakręconych zostało kilka bardzo ważnych filmów. Jeśli wybieracie się na Korfu, albo już z niej wróciliście i za nią tęsknicie tu spis filmów, których akcja odbywa się na Kerkirze.

JAMES BOND. TYLKO DLA TWOICH OCZU (1981)

To z pewnością jedna z najważniejszych produkcji, której akcja toczy się na Korfu i jedna z najlepszych części przygód agenta 007. W tej części Bondem jest Roger Moore.

Większość scen do filmu, choć nie wszystkie, nagrywana była na Korfu. Film rozpoczyna się świetnymi scenami pościgu na morzu przy wybrzeżu Paleokastritsy. Pokazane jest miasto Korfu z półwyspem Kanoni. James Bond flirtuje ze swoją dziewczyną w Achillionie, w którym jeszcze wtedy znajdowało się kasyno wraz z restauracją. Część scen rozgrywa się na samym południu wyspy, na piaszczystych plażach obok Issos, a w części północno – zachodniej, która słynie z najbardziej wąskich i krętych dróg na wyspie, rozgrywają się sceny pościgowe.

Nie ma co ukrywać! Do dziś ten film jest również wspaniałym wizualnym przewodnikiem po Korfu!

TU! przeczytasz jeszcze więcej na temat tego filmu.

FEDORA (1978)

O tym filmie słyszało niewielu. Będzie on rewelacyjną gratką dla osób, które kochają dobre, stare kino. Reżyserem tego filmu jest sam Billy Wilder, reżyser „Pół żartem, pół serio”, czy też „Bulwaru zachodzącego słońca”. Akcja filmu w większości rozgrywa się na malutkiej wyspie Vidos, która jest rzut beretem od portu miasta Korfu. To właśnie tam chowa się przed światem słynna niegdyś gwiazda kina, o imieniu Fedora.

Ten wiekowy już thriller naprawdę trzyma w napięciu. Pokazuje jednocześnie kilka ciekawych ujęć samego miasta, które dają możliwość zobaczenia jak wyspa wyglądała pod koniec lat 70tych.

DURRELLOWIE (2016-2019)

Jest to serial, który dorobił się ogromnej ilości fanów. Jego czterosezonowa akcja jest oparta o fabułę książek Geralda Durrella, który jako mały chłopiec wraz ze swoją zwariowaną rodziną mieszkali na wyspie przed wybuchem II wojny światowej. Więcej o samej rodzinie Durrellów przeczytasz TUTAJ!

Serial jest równie dobry jak rewelacyjne książki, co sami przyznacie – zdarza się nieczęsto. Większość scen nagrywana była w niewielkiej wiosce Dafnilla. Ta malutka wioska została zbudowana w latach 70tych jako wzorcowy przykład typowych dla Korfu weneckich wiosek. Zdjęcia do serialu zostały zrobione tak sprytnie, że widz jest przekonany, że akcja rozgrywa się w wielu różnych miejscach, choć w rzeczywistości są to głównie miejsca w niewielkiej Dafnilli, filmowane z wielu różnych perspektyw.

Znakomita, komiczna i chwytająca za serce fabuła, wspaniała gra aktorska i rewelacyjne zdjęcia są zdecydowanie atutami tego serialu.

MAESTRO IN BLUE (2022)

Ten grecki serial jest tak dobry, że został wykupiony przez międzynarodowego Netflixa. Obecnie również w Polsce dostępny jest pierwszy sezon, a niedługo spodziewamy się już kolejnego.

Akcja tego serialu rozgrywa się przede wszystkim na Paxos, czyli na wysepce nieco na południe od Korfu. Wiele scen nagrywanych było również na Kerkirze.

Wiele osób często zastanawia się jak wygląda życie na niewielkich, rajskich wyspach? Z jakimi problemami borykają się ich mieszkańcy? Jak żyje się tam na co dzień? Na te właśnie pytania odpowiada serial „Maestro”, który porusza przy tym wiele trudnych tematów.

Dodatkowo całość ubarwiają przepiękne zdjęcia z Gaios – stolicy wyspy Paxos, malowniczej Lakki, czy też rajskich plaż, które znajdują się na zachodnim wybrzeżu wyspy.

TU! przeczytasz więcej na temat serialu „Maestro”.

TUTAJ! jest oferta naszych rejsów z Korfu na wyspy Paxos i Antypaxos.

To najważniejsza czwórka, choć filmów jest jeszcze więcej! Tej jesieni w kinach miał premierę kolejny film, który nagrywany był częściowo na Korfu – „Moje wielkie greckie wesele 3”. Jeśli widzieliście ten film, koniecznie napiszcie jak się wam podobał w komentarzu! Niestety na Korfu nie byłam go jeszcze w stanie obejrzeć.

Na początku tego lata na wyspie nagrywany był również film „The Return” z Ralphem Fiennes i Juliette Binoche w rolach głównych.  Z tego co wiem ten film jeszcze nie trafił na ekrany.  

To tyle! A przed nami z pewnością wiele nowych fantastycznych filmów, seriali czy też teledysków, którym Korfu użyczy swojej scenerii.

Ikaria. Pięć składników długowieczności… poniedziałek, 24 kwietnia 2023

Ikaria

Jest na świecie kilka miejsc gdzie ludzie w świetniej kondycji, ciesząc się życiem, dożywają długowieczności. Żyją sto lat, a nawet i długo dłużej. Ikaria jest w ścisłej piątce takich właśnie niezwykłych miejsc na tym świecie.

Co takiego robią Ikaryjczycy, że w fantastycznej kondycji psychicznej i fizycznej potrafią żyć ponad sto lat? Z pewnością przyczynia się do tego zdrowy klimat tej greckiej wyspy (TU! przeczytasz więcej o Ikarii), na pewno są to również odpowiednie geny. Ale po zbadaniu najstarszych Ikaryjczyków, naukowcy doszli do wniosku, że ich styl życia łączy pięć głównych cech, które każdy z nas może wprowadzić do swojej codzienności, nawet jeśli nie mieszkamy na małej, greckiej wyspie, ale na przykład w dużym, zatłoczonym mieście.

Oto one!

ZDROWE ODŻYWIANIE

Ikaryjczycy odżywiają się niezwykle zdrowo. W ich posiłkach jest ogromna ilość ryb oraz warzyw. Często jedzą dziką trawę tzw. horta (TU! przeczytasz więcej). Co prawda horta jest trawą, która rośnie przede wszystkim w Grecji. Jednak również i w Polsce można znaleźć jej odpowiednik. Jest to dla przykładu jarmuż, szpinak czy też pokrzywa. Mięso jedzą rzadko, a jeśli już jest ono najczęściej bardzo dobrej jakości. Może być to dla przykładu kozina. Piją duże ilości wody. Zamiast popularnych słodyczy, jedzą dobrej jakości miód. Unikają żywności przetworzonej, większość posiłków przygotowując w domu.  Prawie nie piją alkoholu.

DUŻO RUCHU NA CODZIEŃ

Na Ikarii nie znalazłam ani jednego fitness clubu ani nawet niewielkiej siłowni. Mimo tego sędziwi Ikaryjczycy są w świetnej kondycji fizycznej. Jak oni to robią? Proste! Żyją bardzo aktywnie. Dużo chodzą, spacerują. Nawet mając ponad sto lat codziennie potrafią przejść kilka kilometrów. Codziennie wykonują prace w domu i ogrodzie (sprzątanie, dbanie o rośliny, dbanie o swój dom). W ten sposób osoby, które przekroczyły nawet sto lat, często nie potrzebują nikogo do pomocy, ponieważ wszystko w swoich domach chcą robić samodzielnie. Cytując jedną z Ikaryjek: „Jeśli położę się w łóżku, to pewnie od razu zachoruję”. Chodzi więc o codzienne dostarczanie sobie dużej ilości ruchu podczas wykonywania najróżniejszych czynności. Nie ma mowy o wielogodzinnym siedzeniu na kanapie z pilotem w ręku!

PRACA

Każdy ze stulatków pozostaje w jakiś sposób aktywny zawodowo. To znaczy czymś konkretnym się zajmuje. Kobiety dla przykładu haftują. Mężczyźni nadal wykonują proste fizyczne prace i są aktywni społecznie. Nie chodzi rzecz jasna o pracę w pełnym wymiarze godzin, ale ciągłe zajmowanie się czymś konkretnym. Jedna z Ikaryjek w wieku ponad 90 lat została nauczycielką haftu tradycyjnego. Inny stulatek nadaj miał czynny głos w radzie swojej wioski. To praca i codzienne zajmowanie się czymś konkretnym powoduje, że wciąż pozostajemy aktywni.

KONTAKTY SPOŁECZNE

To super ważny czynnik. Ikaryjczycy żyją w grupie, mając bardzo silne więzi miedzy sobą. Nie chodzi jedynie o kontakty rodzinne, choć i te są bardzo istotne. Ale bardzo mocne kontakty z ludźmi którzy żyją tuż obok nas: sąsiadami, ludźmi którzy z nami pracują, z tymi którzy są obok. Te kontakty ułatwiają codzienne spotkania w kafenijonach (TU! przeczytasz więcej) czy też wspólne ucztowanie, wspólna zabawa. Człowiek jest „zwierzęciem” stadnym. I to również sprawdza się na Ikarii. Żaden z długowiecznych Ikaryjczyków nie był samotny.

LUZ I… PODOGA DUCHA

Ikaria słynie z tego, że czas płynie tam bardzo wolno. Czy też… Pojęcie czasu jest tam nieco inne. Ludzie się nie śpieszą. Rytm dnia wyznacza na przykład wspólny posiłek, wchód czy też zachód słońca. Ikaryjczycy są zadowoleni z tego co mają. Nie mają zatem w planach spłacić kredyt na mieszkanie, nie obchodzi ich to, aby mieć super samochód, czy też firmowe ubranie. Po prostu… Jest dobrze, tak jak jest. Radość płynie z tego co się już ma.

Absolutnie żaden ze stulatków, nie narzekał, nie miał do losu czy też ludzi żadnych pretensji, nie rozpamiętywał, nie miał też żadnych oczekiwań, nie skupiał się na tym co złe. Każdy z nich był… uśmiechnięty! Miał w sobie wdzięczność, wewnętrzny spokój, kipiącą z oczu miłość do swojego życia, typową dla Greków dumę i ten właśnie… grecki luz. Wewnętrzną zgodę, że dobrze jest tak jak jest. Że życie jest dobre. I że świat, w którym się żyje jest piękny. Mam takie przeczucie, że ten ostatni składnik, może być tym najważniejszym.

*

W moim życiu w Grecji, miałam wielkie szczęście dobrze poznać babcię Janiego, blogową Oliwę (TUTAJ! przeczytasz więcej), która w świetnej kondycji dożyła prawie 104 lat. Wszystkie te rzeczy, które charakteryzują długowiecznych Ikaryjczyków, charakteryzowały również jej życie. Zdrowo jadła. Cały czas gdzieś chodziła. Codziennie po wiele godzin haftowała piękne obrusy. Miała swoje koleżanki, z którymi spotykała się miedzy innymi w kościele. Cały czas się śmiała i miała niezwykle dobre serce. Nigdy o nikim nie powiedziała źle, nie rozpamiętywała przeszłości i nigdy na nic nie narzekała. To było absolutnie niesamowite doświadczenie patrzeć w oczy kobiety, która miała 103 lata, przeżyła dwie wojny i wiele śmierci swoich bliskich. Nawet podczas naszego ostatniego spotkania, kiedy widziałyśmy się ostatni raz babcia Sofija miała żywe, błyszczące oczy. Śmiała się, mówiła bardzo głośno i wyraźnie i chciała koniecznie wiedzieć co u kogo słychać. Nigdy tych spotkań nie zapomnę. Z jej równie starego i bardzo skromnego domu, wychodziłam zawsze naładowana energią do życia. Na pożegnanie zawsze dawała nam kilka czekoladowych cukierków, które miała przygotowane dla ludzi, którzy codziennie przychodzili by ją odwiedzić…

Post napisałam w oparciu o treści zawarte w programie dokumentalnym „Greece. The Oldest People In The World (Episode 6)“.

Ikaria. Co warto zobaczyć na tej wyspie?… poniedziałek, 27 marca 2023

Ikaria

O podróży na Ikarię marzyłam już wiele lat. Za każdym razem coś stawało na przeszkodzie. Dostanie się na tę wyspę nie jest proste, zwłaszcza w sezonie zimowym, kiedy razem z Janim mamy czas na podróże. Tej zimy zwyczajnie się uparłam. Postanowiliśmy, że jedziemy i koniec.

Ikaria słynie z tego, że wielu jej mieszkańców w fantastycznej kondycji dożywa długowieczności. Żyje się tam długo, szczęśliwie i zdrowo. Chciałam to zobaczyć na własne oczy i o zdrowym życiu Ikaryjczyków dowiedzieć się jeszcze więcej.

Niestety, nasze podróżnicze plany zostały mocno poturbowane przez okoliczności zewnętrzne. Podróż na Ikarię była bardzo ciężka. Na początek czekała nas całonocna przeprawa z Korfu do Salonik. Lot na Ikarię z międzylądowaniem na Limnos. I w końcu lądowanie na Ikarii. Na Limnos okazało się jednak, że musimy przeczekać dwa dni, ponieważ wiatr na Ikarii jest tak silny, że samolot nie może tam wylądować. Tak więc – powrót do Salonik, gdzie spędziliśmy dwie noce, ponowny lot Limnos – Ikaria i w końcu po prawie trzech dniach w podróży… Wylądowaliśmy na Ikarii!

To, że Ikaryjczycy nie liczą czasu wydawało się niezwykle urocze, kiedy czytałam o tym w przewodniku. Mniej uroczo czuliśmy się, kiedy okazało się że w wypożyczalni aut o nas zapomnieli i na jakieś dwie kolejne godziny utknęliśmy na lotnisku. Kiedy dotarliśmy w końcu do hotelu, padliśmy spać z planami w głowie, że rankiem wstaniemy, pójdziemy na przepyszne śniadanie, wybierzemy się na przejażdżkę, a w jakiejś tradycyjnej tawernie zjemy coś pysznego i zdrowego. Ach te plany… Plany… Plany… Kolejnego dnia po przebudzeniu okazało się, że na całej wyspie jest generalny strajk. Pozamykane między innymi piekarnie i tawerny. Na śniadanie więc suchy tost, na obiad odmrożona pizza, a na kolacje… ciastka.

Mimo wszystko, nawet nie wiem jak to racjonalnie wytłumaczyć, ta wyspa i cała ta podróż nawet w takiej formie, bardzo mi się podobała. Było to dla mnie doświadczenie, życiowa lekcja, żeby aż tak nie planować, przestać żyć oczekiwaniami, a po prostu być i doświadczać.

Jaka jest ta wyspa?

Ikaria to dla mnie taka dziwna wyspa. Jest w niej coś takiego dziwnego, takiego magicznego, jak nie z tego świata. Jeśli miałabym określić ją jednym wyrazem, od razu nasuwa mi się słowo „szorstka”. Wszędzie widać na niej skały, kawałki skał, szorstkie, twarde,  poobrywane. Co chwilę widać urwiska albo wysokie poszarpane klify. Na wyspie dominuje skalny krajobraz, gdzieniegdzie rosną drzewa oliwne, wszędzie pachnie dzikimi ziołami i co chwilę widać wspinające się lub biegnące kozy, które idealnie wpisują się w krajobraz.

Ludziom musiało żyć tu ciężko. Wyspa nie ma dobrych pod uprawę ziem. Jest dość górzysta, a do lądu jest daleko. Jeśli ktoś zdecydował się tu zostać musiał to miejsce kochać i jednocześnie dostosować swoje życie do ciężkich warunków, które tu są.  Być może to życie zgodnie z prawem dzikiej natury jest tym magicznym składnikiem długowieczności?

Co zobaczyć na Ikarii?

Ikaria nigdy nie była i raczej nigdy nie będzie wyspą, która tłumnie odwiedzana jest przez turystów. Dlaczego? Nie ma tu ani ważnych zabytków, ani pocztówkowych widoków. Nie ma tu również łatwo dostępnych plaż, które mogliby pokochać turyści. Wyspa spodoba się na pewno podróżnikom, którzy mają ochotę zobaczyć prawdziwą Grecję, z daleka od komercyjnych szlaków.

Główna stolica Ikarii, czyli Agios Kirikos to jedynie nieco większa wioska z niewielkim portem, kilkoma sklepami, tawernami oraz kawiarenkami. Warto odwiedzić stolicę, żeby zobaczyć typowe, nieśpieszne wyspiarskie życie i ten wszechobecny, naturalny luz.

Agios Kirikos

Udając się ze stolicy drogą na zachód, po około godzinnej jeździe można dojechać do wioseczki Kambos, przy której znajduje się średniowieczny klasztor Theoktisti. Jest to jeden z najbardziej uroczych klasztorów jakie w Grecji widziałam. Główny budynek  został zbudowany pomiędzy dwoma wysokimi skałami. Sam budynek, położony w malowniczej wiosce, bardzo przypomina kształtem grzyb. Wnętrze było zamknięte, ale w środku znajduje się wiekowy ikonostas.

Klasztor Theoktisti

Rahes to jedna z najbardziej znanych wiosek Ikarii. Jest tam bardzo urokliwie. Niewielkie, barwne domy i budynki znajdują się przy głównym rynku, gdzie koncentruje się życie. Opowieści o mieszkańcach tej wioski są znane w całej Grecji. Mówi się o nich, że nie znają pojęcia czasu. Wstają po 11 rano i chodzą spać w samym środku nocy. Właściciele piekarni potrafią nie przychodzić rano do pracy. Swój chleb zostawiają na zewnątrz. Ten kto przyjdzie kupić chleb, pieniądze wrzuca do koszyka. Rzeczywiście, przyznać trzeba że w wiosce Rahes atmosferę luzu można było dosłownie kroić w powietrzu.

Aby dostać się do najbardziej malowniczej plaży Ikarii, trzeba nastawić się na wyprawę. Konieczne są porządne, sportowe buty. Idzie się kamienistym zboczem, które nie ma wyznaczonej żadnej ścieżki. Po około dwudziestu minutach przeprawy schodzi się do niewielkiej plaży Seychelles. Plaża jest mała, położona pomiędzy wysokimi skałami. Cała plaża wyścielona jest niewielkimi otoczakami. To właśnie tam można wykąpać się w turkusowej wodzie, która wygląda jak ze snu.

Plaża Seychelles

Ikaryjskie pojęcie czasu

Myślałam, że magnesu na lodówkę z Ikarii nie przywiozę, bo nie spotkaliśmy żadnego sklepu z souvenirami. Dopiero na lotnisku udało mi się zauważyć niewielkie stoisko z magnesami na lodówkę przy lotniskowej kawiarence. Czym reklamuje się Ikaria? Ten magnes bardzo mnie rozbawił! Pierwsze miejsce, które nie reklamuje się zabytkami, czy też widokami, ale lekkim podejściem do czasu. Na Ikarii, czas nie obowiązuje! I to jest największą atrakcją tej wyspy. Jak dla mnie – genialne!

Nikt się nie śpieszy. Każdy ma czas. Samolot albo przyleci, albo nie, ale przecież zwykły człowiek wcale nie ma na to wpływu, więc po co szarpać sobie nerwy martwieniem się?

Jeden wielki spokój. Natura, która mądrze rządzi i wyznacza czasem szorstkie prawa życia. I ten ikaryjski luz, w którym jest przekonanie, że jest dobrze tak jak jest, nie ma potrzeby gonić, ani ciągle wszystko zmieniać.

Czułam, że potrzebna była mi ta podróż. W takiej właśnie formie. Kiedy wróciłam, poczułam się wewnętrznie oczyszczona. Trochę to trudne do ubrania w konkretne słowa.

TU! przeczytasz o wyspie Amorgos

TUTAJ! przeczytasz o Santorini

TU! jest oferta mojego przewodnika po Korfu

Jak zabrać kawałek Grecji wracając z wakacji do domu… poniedziałek, 6 lutego 2023

Uwielbiamy wyjeżdżać do Grecji na wakacje dla greckiego morza, niesamowitych widoków, słońca i pysznego jedzenia. Dla wielu osób, które kochają wracać do Grecji, przyciągającym ich magnesem jest coś jeszcze… Jest to grecki luz, grecki uśmiech, grecka lekkość bytu. Ludzie jeżdżą do Grecji żeby zaznać tej właśnie lekkości. Później wracają do domów i do niej tęsknią. Bo w codzienności, w której wszystko tak morderczo pędzi, trudno złapać oddech. A przecież można inaczej! Właśnie o tym zdaje się przypominać symboliczny magnes z wakacji, przyczepiony na lodówkę.

Atmosfera wakacyjnego wyluzowania znika znacznie szybciej niż opalenizna ze skóry. Choć tak bardzo nie chcemy, znów zaczynamy się spinać, stajemy się śmiertelnie poważni. Wiele osób marzy, żeby tak rzucić wszystko i przeprowadzić się do Grecji na stałe. A to wcale nie jest rozwiązanie. Bo zmiana miejsca zamieszkania nie jest lekarstwem na problemy, które mamy w sobie.

Zmiany naszej rzeczywistości możemy zacząć jedynie od zmiany siebie małymi krokami. Nie możemy wpłynąć na to, że pogoda za oknem jest szara, że ludzie w tramwaju są naburmuszeni. Możemy jednak świadomie wpuścić do swojego życia trochę greckiego luzu.

Dziś trzy pomysły na to, jak swojej codzienności dodać nieco greckiego słońca…

ŚWIADOMIE RÓB NIC

Łatwo to zaobserwować w Grecji. Wiele momentów, podczas których ludzie robią nic. Siedzą na ławce gapiąc się w morze. Piją przez godzinę miniaturową filiżankę kawy. Robią nic, albo wykonują coś co może wydawać się zupełnie nieistotne. W naszym cywilizowanym, zachodnim świecie na takie momenty nie ma miejsca. Dzień zapełniony zadaniami, które uwielbiamy odhaczać. Codzienność skoncentrowana na tym, żeby w niedalekiej przyszłości odnieść sukces. Przecież czas to pieniądz, więc należy robić rzeczy, które się opłacają. Dobre życie powinno być wypełnione skreślonymi zadaniami i najlepiej spektakularnymi sukcesami. Tylko, że czasem… Są takie chwile, które nie przynoszą nam spektakularnych sukcesów. Nic tak wielkiego nie dzieje się wtedy na zewnątrz. Są to chwile, w których w ciszy i spokoju – jesteśmy sami ze sobą. Polegają one właśnie na zewnętrznym robieniu „niczego”.

A gdyby tak… Usiąść na przykład w jakiejś kawiarni z ładnym widokiem, albo z widokiem na ciekawy fragment ulicy. Wyłączyć telefon, nie brać ze sobą żadnej gazety, ani książki i nawet tak jedynie przez kwadrans pijąc kawę, zanurzyć się w siebie. I sprawdzić co tam w naszym wnętrzu siedzi.  Nie rozmawiać z nikim, niczego nie notować. Znaleźć największą wartość w tym, że się „jest”.

UŚMIECHAJ SIĘ DO LUDZI

Wiem, że na początku mieszkania w Grecji, przez innych najpewniej uznawana byłam za gbura. Wchodziłam na przykład do piekarni i z poważną miną bezosobowo żądałam: „Proszę kilogram chleba!”. Dopiero później zauważyłam, że ludzie wchodząc do sklepów tak się nie zwracają. Właściwie każdy kto wchodzi najpierw się uśmiecha, następnie mówi „dzień dobry”, a dopiero później spokojnie, bez pośpiechu  prosi o to co jest mu potrzebne. To taka kwestia delikatności i pokazanie światu, że osoba która nas obsługuje jest ważna i ją szanujemy. Dopiero po latach zauważyłam, że dzięki temu robi się tak przyjemnie. Tak jakby ten uśmiech zostawał, tak jakbyśmy uśmiechali się do siebie.  Łatwo zauważyć, że Grecy uśmiechają się bardzo często. Ten ich luz wymalowuje się na twarzach. Warto więcej uśmiechu wprowadzać do naszej codzienności świadomie, nawet jeśli czasem nie będzie on odwzajemniony.

CZERP RADOŚĆ Z CODZIENNOŚCI

Typowy Grek nie wyczekuje z niecierpliwością na końcówkę tygodnia. Nie szuka rozluźnienia wewnętrznego napięcia w alkoholu, bo tego napięcia nie ma.  Aby prawdziwie odpocząć nikt nie czeka na wakacje. Dlaczego tak jest? Grecka codzienność jest tak skomponowana, że w tygodniu pracy, w zwykłej codzienności jest sporo luzu. To szalenie ważne. Czas na spokojny obiad, najlepiej z rodziną jest tu świętością. W tygodniu jest czas, aby wyjść na kawę z przyjaciółmi i czas żeby pogadać o niczym. Jak wszędzie momenty stresu się zdarzają, ale Grecy w swojej codzienności żyją bez spiny. Nawet podczas pracy co chwilę a to ktoś kogoś zaczepi, a to zrobi jakiś żart albo powie coś miłego, a to na przykład ktoś od tak bez powodu zacznie sobie śpiewać. Grecka codzienność wypełniona jest momentami, podczas których człowiek delektuje się codziennością. Chodzi o zwykłe momenty, z których składa się całe nasze życie.  A „pierwszy milion”, piękny dom z basenem, upragniony samochód…? Hmmm… To wszystko przestaje być aż tak ważne, bo przecież życie toczy się jedynie teraz, a nie po uskładaniu odpowiedniej ilości zer na koncie. Sukces, dobra materialne też nie są wyznacznikiem wartości człowieka. Największą twoją wartością, jest to, że „jesteś”. I to zupełnie wystarcza.

TU! przeczytasz o tym co to jest sjesta

TUTAJ! przeczytasz o kuchni Korfu

Co to jest horta? I dlaczego warto ją jeść będąc w Grecji?… poniedziałek, 23 stycznia 2023

Horta

Kuchnia grecka i grecki sposób odżywiania jest uznawany za najzdrowszy w Europie! Dlaczego? Przede wszystkim posiłki Greków są bardzo zróżnicowane, czyli jest w nich wszystkiego po trochu. W greckiej kuchni jest wszystko! Warzywa, owoce, duża ilość ryb i owoców morza, dobre gatunkowo mięso, nabiał. Grecy piją przy tym ogromne ilości wody. Cukier zastępują miodem. Nie unikają alkoholu, ale nie mają problemu z jego nadużywaniem.

Jeśli wybieracie się do Grecji i chcecie spróbować coś zupełnie innego, a jednocześnie bardzo zdrowego, będąc w tawernie zamówcie… hortę! To jedna z najzdrowszych rzeczy, która widnieje w kartach tradycyjnych greckich tawern. Smakuje przy tym obłędnie!

Horta to dzika, jadalna trawa. Kupuje się ją przede wszystkim na lokalnych targowiskach. Ze względu na zdrowotne właściwości dietetycy uznają ją za superfood.  Prócz dużej ilości witaminy K, A, C, błonnika oraz potasu, ma ogromne ilości antyoksydantów. W horcie jest ich więcej niż w borówkach! Z jakiego względu jeszcze warto ją jeść? Nie ma w niej żadnej chemii. Bo przecież nikt nie będzie nawozić traw, które rosną zupełnie dziko!

Aby przyrządzić hortę należy ją oczywiście najpierw dokładnie umyć. Następnie się ją obgotowuje. Później dodaje się oliwy, a całość skrapla sokiem z cytryny. Taką potrawę można jeszcze poprószyć szczyptą oregano. Do tego pyszny, grecki chleb i przystawka bądź sałatka do dania głównego gotowa!

Co prawda prawdziwą hortę zjemy w Grecji. Jednak nieco podobny smak będzie miał tak podany szpinak, jarmuż, czy też przebogata w żelazo pokrzywa! No właśnie… Ta ostatnia w naszej rodzimej kuchni jest nieco zapomniana, a może stanowić pyszną sałatkę podobną do horty!

Hortę zazwyczaj podaje się tak jak opisałam to wyżej, ale może być też rewelacyjnym dodatkiem do pity, jako farsz w cienkim cieście filo (hortopita). Co prawda TEN! nasz filmik kulinarny ma już swoje lata i jego jakość pozostawia wiele do życzenia. Ale możecie w nim zobaczyć jakie dokładnie rośliny można użyć do domowej hortopity i jak ją później zrobić. Smacznego!

TU! znajdziesz greckie potrawy dla wegan i wegetarian

TUTAJ! przeczytasz jak zrobić kleftiko

Olivka i jej sposób, aby mąż zrobił dokładnie to, czego tak bardzo nie chce… poniedziałek 16 stycznia 2023

Tak świetnie się złożyło, że kiedy z początkiem stycznia spędzaliśmy w Domu Sałatki cały tydzień, dokładnie w tym samym czasie przyjechała również Olivka ze swoim mężem Pieprzem i… już dwójką małych dzieci. Tak jest! Moja szalona szwagierka jest obecnie szczęśliwą mamą dwóch małych brzdąców. Starszy ma ponad trzy latka, a młodszy chłopiec urodził się cztery miesiące temu. Pewnie się domyślacie, że i tym razem spokoju w Sałatkowym Domu nie było.

*

Wraz z Bożym Narodzeniem przyjaciółka Olivki, postanowiła zrobić jej prezent. A była nim…

-Nic z te-go! Za żadne skarby! – wykrzyczał od razu Pieprz na wiadomość, że owym prezentem jest rodzinna sesja zdjęciowa w temacie Świąt Bożego Narodzenia. Z pewnością wiecie o jaki typ sesji zdjęciowej mi chodzi. Cała rodzinka przebiera się za coś z akcentem świąt, a wszystko odbywa się w bożonarodzeniowej scenografii. Później takie profesjonalne zdjęcia można oprawić w ramkę i postawić na kominku, pochwalić się nimi na Fejsie, albo dać w prezencie dziadkom. Jedni uwielbiają tego typu sesje zwłaszcza z dziećmi, inni – tak jak Pieprz, są ich wielkimi przeciwnikami.

-Nie ma takiej siły na świecie, żebym dał sobie zrobić jakieś durne zdjęcia w jakimś pieprzonym piernikowym domku i to jeszcze z czapką Mikołaja na głowie! – tak dokładnie odpowiedział Pieprz.

Słucham i nic nie mówię. W środku jestem pewna, że za chwilę będzie z tego niezła draka. To  przecież prezent, więc głupio powiedzieć swojej przyjaciółce, że męża nie będzie bo uważa, że taka sesja to obciach. Według schematu zachowania, jaki miałam w głowie, Olivka powinna się uprzeć i jakoś go tak zmusić, żeby jednak wziął udział w sesji.

Olivka natomiast potulnie przytaknęła, powiedziała, że „ok, tak” i wróciła jak gdyby nigdy nic do swoich spraw.

Minęły dwa dni. Sesja się odbyła. Olivka pokazuje mi zdjęcia. Patrzę… Na prawie każdym z nim jest uśmiechnięty, szczerze uradowany Pieprz, w scenerii bożonarodzeniowego domku, z czapką Mikołaja na głowie. Szczęście tryska(!) z jego twarzy!

Myślę… Nie ma bata… Albo go upiła przed, albo dała mu jakieś narkotyki. Ale Pieprz siedzi przede mną i zanim zdążę zapytać, o to jak zgodził się na tę sesję, sam zaczyna opowiadać:

-Super wyszły, nie? A które podoba ci się tak najbardziej? Wiesz, ta fotografka ma jeszcze dostępną taką opcję, że prócz dziesięciu najlepszych, obrobionych zdjęć, można dopłacić 50€ i dostaje się wtedy wszystkie zdjęcia w oryginalnej rozdzielczości! Cały plik!

-50€… To niezła sumka! – odpowiadam.

-No wiem… Wiem… Ale wiesz, takie zdjęcia zostają już na całe życie! Więc już jej całość wpłaciłem! A niech będzie! Wyszły tak super! Muszę mieć je wszystkie!

Nie wierzę… Przecieram oczy i uważnie obserwuję, ale Pieprz jest zupełnie trzeźwy!

Przy najbliższej dobrej okazji, a było to w tawernie, postanowiłam, że nie ma innej opcji, bo Olivka musi mi wszystko wyśpiewać, jak ona to zrobiła?

-Jak go to tego zmusiłaś? Przecież na początku sam powiedział, że za żadne skarby tego nie zrobi!

-Dorota, czy ty się wczoraj urodziłaś! Przecież każdy wie, że to co facet mówi, a co robi, to dwie zupełnie różne sprawy. Jak północ i południe. Czerń i biel. Mówić, a zrobić to dwie różne kwestie!

-No dobra… Ale powiedz Olivka, powiedz! Jak go przekonałaś do tej sesji? Przecież on tak nie chciał!

-No… Tak… Krok po kroku. Ale ja to naprawdę, do niczego go nie zmuszałam! – powiedziała to dokładnie tak jakby broniła się przed jakimś oskarżeniem. – Po prostu mu powiedziałam, żeby nas tylko tam podrzucił i nic więcej! No przecież z dwójką to sama nie pojadę! A jak już nas tam zawiódł, to mówię, że musi mi pomóc wznieść Bebisa, bo to trzecie piętro (o tym co oznacza Beba / Bebis przeczytasz TU!), bo sama nie dam rady. Więc wszedł ze mną na górę. A jak już wchodziliśmy do środka, to akurat tak się ułożyło, że wychodziła poprzednia para i byli bardzo zadowoleni! I dalej, to już poszło z górki! Wszedł sam tak z ciekawość, żeby się „rozejrzeć”. Poprosiłam, żeby potrzymał Bebisa, bo musimy się trochę przygotować. No i jak tak stał, to zagadała go ta fotografka. Jakoś tak się sympatycznie zrobiło, więc rzuciłam czy może nie ma ochoty na tylko jedno zdjęcie i że jak mu się nie będzie podobać to je od razu skasujemy. No i się zgodził na „jedno, jedyne zdjęcie”! Ale żeby zrobić to „jedno, jedyne zdjęcie”, to musiał się przebrać… uczesać… i trzeba było go nieco przypudrować. Trwało to wszystko trochę. Więc jak już stanął do tego „jednego, jedynego zdjęcia” i rozsiadł się w całej tej scenerii to wiadomo, że po jednym zdjęciu nie wstanie i nie powie: „dziękuję, do widzenia”, tylko zdecydował się na „jeszcze chwilkę”. No i ta chwilka zamieniła się w całą godzinę. Został do końca sesji, zgodził się na wszystkie zdjęcia i sam dopłacił 50€ mimo, że mu mówiłam, że te pięć dych to już trochę przesada! Ale tak bardzo chciał, to się zgodziłam. A czy wy już wybraliście sobie jakieś nasze zdjęcie dla siebie? – skończyła Olivka opowiadając całość, nieco jakby czytała instrukcję obsługi nowej zmywarki.

Parsknęłam śmiechem, po czym dodałam:

-Olivka, ty to jednak jesteś agent!

-Chodzi tylko o to, żeby do niczego nie namawiać. Niby, że godzisz się na jego opcję. Robisz swoje tak krok po kroku, a kolejny krok wykonujesz w odpowiednim momencie. No i najważniejsze! Musi być święcie przekonany, że to właśnie on i nikt inny podejmuje decyzję! Zawsze działa, a facet nawet się nie orientuje, kiedy robi dokładnie to, czego przed chwilą tak bardzo nie chciał.

Czy w Grecji panuje równouprawnienie? Hmmm… Jakby to określić? Teoretycznie głową każdej rodziny jest rzecz jasna mężczyzna. Ale to kobieta kręci głową,  w którą stronę uzna za najlepsze. Zastanawiam się czy socjologia jakoś nazwała taki właśnie układ?

TU! przeczytasz kolejny post o sałatkowej rodzince

TUTAJ! znajdziesz przepis na ziemniaki po grecku

10 rad dla osób, które zaczynają żyć w Grecji… poniedziałek, 9 stycznia 2023

Jest sam początek stycznia. Jak zawsze pierwsze dni Nowego Roku spędzamy w Kawali, w Sałatkowym Domu. W domu są teraz wszyscy i jest jeden wielki harmider. Siedzę dokładnie w tym samym miejscu, kiedy 15 sierpnia 2011 roku napisałam pierwszy post na tego bloga (TU! przeczytasz pierwszy post z bloga), pierwszego dnia po przylocie do Grecji z planem, żeby zamieszkać tu na stałe.

Pamiętam, że tego dnia przez moją głowę przechodziło tornado strachu i niepewności, o to co będzie. Jeszcze wtedy pewnie bym nie uwierzyła, że wszystko potoczy się tak dobrze. Że odniesiemy sukces, będziemy mieć własną firmę, będziemy niezależni prowadząc życie takie jak chcemy, że będziemy szczęśliwi. Ten dzień był pierwszym dniem mojego nowego życia. Nic nie stało się samo. Do życiowego miejsca, w którym jestem nie doprowadził mnie fart, przypadek, znajomości, czy też pieniądze. Nic z tych rzeczy. Była to praca nas sobą i świadome kreowanie swojego życia.

Co roku do Grecji z myślą, żeby osiedlić się tu na stałe przylatuje spora liczba osób. Mijamy się na lotniskach. Widzimy się czasem na wycieczkach. Dostaję od was również sporo wiadomości i maili.

Gdybym mogła powiedzieć to sobie te ponad jedenaście lat temu… Gdybym mogła powiedzieć to osobom, które tak jak ja wtedy zaczynają i po prostu się boją…

Dziś dziesięć rad, jeśli zaczynacie żyć w Grecji od początku!

1 WYLUZUJ – wyluzuj, wyluzuj i raz jeszcze WYLUZUJ! Grecja to kraj południowy. Zupełnie inaczej żyje się tu niż na przykład w Polsce, Niemczech czy też w Anglii. Po prostu tak tu jest, że organizacyjnie wiele rzeczy bardzo kuleje, a biurokracja potrafi doprowadzić człowieka do szału. Aby żyć dobrze w Grecji, trzeba się nieco wbić w klimat tego kraju, żyć zgodnie z jego rytmem, czyli – wyluzować!

2 MAŁE KROKI – początki mieszkania w innym kraju, to jest tak jakby ktoś dorosłego sprowadził do poziomu małego dziecka. Wszystkiego uczymy się od początku. Zaczynając od samego języka, poprzez nawiązywanie kontaktów z ludźmi, uczenie się nowej kultury i obyczajów. Łatwo jest się zdołować, kiedy okazuje się, że mamy problem w zupełnie podstawowych sprawach, na przykład z kupieniem chleba w piekarni. Dlatego trzeba kierować się zasadą, że robimy małe, malutkie kroki, które wykonujemy systematycznie idąc tym samym tylko do przodu!

3 BĘDZIE CIĘŻKO – to że będzie ciężko, to jest norma. Inaczej jest w Grecji, kiedy przylatuje się tu wypocząć na wakacje. Wtedy my sami nadajemy na innych falach i wszyscy są tacy mili. Inaczej jest, kiedy zaczynamy mieszkać tu na stałe. Wedy okazuje się, że Grecy również potrafią być wredni, nieuczciwi albo bardzo wybuchowi. Realia potrafią zaskoczyć. Myślę, że początek może być nieco łatwiejszy, kiedy uświadomimy sobie, że początki są ciężkie i tyle! Początek mieszkania na stałe w Grecji, może wiązać się z zimnym prysznicem tak na dzień dobry.

4 GŁÓWNY CEL – koniecznie trzeba mieć  swój konkretny, główny cel. Wiem, że do Grecji przylatuje ogromna ilość młodych dziewczyn, za swoimi drugimi połówkami. Myślę, że bycie żoną, czy też matką to w dzisiejszych czasach za mało dla większości nowoczesnych kobiet i w konsekwencji taka rola może nie dać nam życiowej satysfakcji. W takim przypadku warto już na początku obrać swój cel. Czym się zajmę? Gdzie mogę znaleźć pracę? Albo być może jak przekuję w biznes moją pasję? Koniecznie trzeba mieć w głowie swój główny cel, wokół którego będzie koncentrować się nasza energia.  

5 OTWARTA GŁOWA – kiedy mamy swój cel już w głowie, tę głowę trzeba jednocześnie pozostawić otwartą! Robimy każdego dnia to co mamy robić, ale jednocześnie zostawiamy przestrzeń na zupełnie inne możliwości. Pamiętam, że na samym początku zakładałam, że znajdę pracę w jednym z greckich muzeów, których przecież jest tak wiele. Jakoś do głowy mi nie przyszło, że w konsekwencji będę prowadzić moje biuro podróży i moja praca będzie związana głównie z turystyką. Często życie pisze nam dużo lepsze scenariusze, niż te które wymarzyliśmy sobie w głowie.

6 RYTM DNIA – są takie okresy, czasami całe tygodnie a nawet i miesiące, podczas których jesteśmy w trakcie zmieniania, szukania pracy, czy też czekania na coś. Szczególnie wtedy trzeba dbać, aby rutyna naszego dnia miała bardzo konkretne ramy. Okres takiego szukania pracy, a później tworzenia swojego biznesu trwał u mnie grubo ponad rok. Rok niepewności i możliwość siedzenia w domu robiąc jedno wielkie “nic”. Moją psychikę ratowało wtedy planowanie. Często były dni, w których właściwie nic nie musiałam robić. I gdybym spała do 13.00, do końca dnia chodząc w pidżamach, też pewnie nic by się nie stało. Prócz tego, że po tygodniu wpadłabym w depresję… Dlatego każdego dnia (szczególnie podczas takich dni, w którym nic nie musiałam!) planowałam dokładnie jak ten dzień będzie wyglądać. O której wstanę? Jak będzie wyglądać moja aktywność fizyczna? Z kim się spotkam? W co się ubiorę? Nad czym będę pracować (uwaga – nawet jeśli nie muszę!)? Czego się pouczę? Dopiero kiedy rozpisałam wszystko na kartce papieru, okazało się że danego dnia mogę bardzo wiele! Dzięki temu po roku – mieliśmy naszą firmę!

7 POSZERZAJ SWOJĄ STREFĘ KOMFORTU – na początku to jest nieco męczące. Co chwilę dzieje się coś, co powoduje że musimy poszerzyć swoją strefę komfortu. Dlatego okres zakorzeniania się w nowym kraju kosztuje bardzo dużo energii. Mówienie w języku, którego dobrze nie znamy. Poznawanie nowych miejsc, nowych ludzi. Czasem człowiek jest tym bardzo zmęczony, ale żeby głęboko się zakorzenić cały czas trzeba poszerzać strefę swojego komfortu.

8 DOCENIAJ SIEBIE – kiedy nam się nie udaje łatwo uruchamia się nasz wewnętrzny krytyk, którego trudno uciszyć. Warto więc czasem wręcz na siłę chwalić i nagradzać się za wszystko co nam się udaje, co zdołaliśmy zrobić. Doceniać trzeba szczególnie same próby! Na samym początku przez długi okres można nie odnosić żadnego sukcesu, ale ten który nadejdzie budują próby, próby i raz jeszcze próby. To one często liczą się bardziej niż sam efekt końcowy.  

9 WIERZ W SIEBIE – i to tak… maniakalnie! Nie daj sobie wmówić, że nie dasz rady, do czegoś się nie nadajesz. Nawet jeśli twój pomysł na siebie wydaje się kontrowersyjny. Jeśli momentami przyjdą chwile zwątpienia, gdzieś w środku zasiej takie ziarenko pewności, że mimo wszystko – uda ci się zakorzenić, dojść do swojego celu i prowadzić takie życie, jakie chcesz!

10 PRZEBYWAJ Z DOBRYMI LUDŹMI – ważne momenty z życiu weryfikują również wiele relacji. Często w takich właśnie momentach okazuje się kto kim jest. Szczególnie, kiedy jest nam ciężko trzeba otaczać się dobrymi, pozytywnymi ludźmi. Takimi, przy których czujemy się dobrze, albo takimi którzy mogą nas czegoś nauczyć albo zainspirować.

Jeśli jesteście po okresie aklimatyzacji w Grecji lub innym kraju, koniecznie podzielcie się w komentarzu jakie są wasze rady dla początkujących!

TU! sprawdzisz ofertę mojego przewodnika po Korfu

TUTAJ! przeczytasz od czego zacząć zmienianie życia

Dzień dobry po grecku… poniedziałek, 14 lutego 2022

 

 

Kalimera (czyli: dzień dobry)! – powiedziałam radośnie, wchodząc do zaprzyjaźnionej tawerny. W odpowiedzi kelner spojrzał na mnie jakbym właśnie oznajmiła, że chcę zamówić sofrito z jednorożca. Ten wzrok zbił mnie z tropu.

Kalimera??? Jakie kalimera?! Kalispera (czyli: dobry wieczór, dobrego wieczoru)! Obudź się i spójrz na zegarek. Przecież dochodzi już trzynasta!

No tak… Zreflektowałam się i jednocześnie przypomniało mi się ilu Greków i jak często zwraca mi uwagę, że po godzinie dwunastej w południe w Grecji nie mówi się „dzień dobry”, a „dobry wieczór”. Teoretycznie dobrze o tym wiedziałam, ale jakoś tak nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Wzrok kelnera i ta jego uszczypliwość… Postanowiłam się odgryźć. Niech już nie będzie taki mądrala!

-No dobra, zgodzę się z tym, że tak tu jest, taka jest tradycja, że już chwilę po dwunastej mówi się kalispera. Ale przecież to jest zupełnie nielogiczne! Zobacz! Świeci słońce, a przed nami jeszcze cały długi dzień. Więc gdzie tu jest logika, że nawet nie zjadłam jeszcze obiadu, a już mam ci życzyć dobrego wieczoru? Ta wasza zasada jest zupełnie bez sensu!

-A właśnie, że nie! To jest bardzo, ale to bardzo logiczne i sensowne… Już ci tłumaczę dlaczego…

 

*

 

Grecy bardzo zwracają uwagę, aby odpowiedniego powitania używać o odpowiedniej porze. Niech no ktoś powie „dzień dobry” dajmy na to około godziny szesnastej. Nie ma takiej możliwości, żeby tak przywitał się Grek.  Wtedy już tylko i wyłącznie „dobry wieczór”. A kto zwraca na to uwagę na przykład w Polsce? Pal licho! Dzień dobry, dobry wieczór. Kto by zwracał na to uwagę? Kto ma na takie drobiazgi czas? Przecież to nie jest istotne!

Odpowiednie używanie słówek kalimera i kalisera, to jest dopiero wierzchołek góry lodowej. Tu się dopiero zaczyna… W okresie, kiedy obchodzimy Wielkanoc, Boże Narodzenie czy też inne ważne święta, powitaniom towarzyszą słowa kales giortes (czyli: dobrego świętowania) lub hronia polla (czyli: wielu lat). Przez większą część stycznia, każdej pierwszy raz spotkanej w nowym roku osobie mówi się kali hronia (czyli: dobrego roku) i może być uznane za brak manier, jeśli tak właśnie się nie powie osobie, którą znamy i spotykamy w nowym roku pierwszy raz. Jeśli w Grecji obchodzicie imieniny, najpewniej telefon nie przestanie dzwonić od rana do wieczora! Przecież koniecznie trzeba życzyć osobie, która je obchodzi wszystkiego co najlepsze. To jeszcze nie koniec… Dajmy na to, że w waszej rodzinie urodziło się dziecko. Wtedy mówimy na sas zisei (czyli: niech wam żyje). Kiedy zaczynamy nowy miesiąc mówimy kalo mina (czyli: dobrego miesiąca). Kiedy jest poniedziałek kali evdomada (czyli: dobrego tygodnia). Kiedy kończy się zima, mówimy kalo kalokieri (czyli: dobrego lata). A kiedy kończy się lato, życzymy kalo himona (czyli: dobrej zimy). To zdaje się tyle, ale myślę że gdybym jeszcze poszperała w głowie, znalazłabym jeszcze kilka przykładów.

To bardzo ciekawe, że Grecy którzy często z pozoru wydają się mieć głowę w chmurach, żyć na wiecznym luzie i w południowym chaosie, do tych wszystkich zwrotów przykładają ogromną uwagę. Skąd to wynika? Z tego, że dużo bardziej niż nacje z Europy zachodniej są zakorzenieni w magicznym tu i teraz. Żyją bardzo mocno połączeni z rytmem natury i zwracają uwagę na…

 

*

 

Słońce! – wykrzyknął uradowany kelner z miną na twarzy, która mówiła „i tu cię mam”.

-Hmmm? Nie rozumiem, o co ci chodzi?

-Zwróć uwagę na pozycję słońca. O dwunastej, w południe jest w najwyższej pozycji. A minuta po dwunastej jest już coraz niżej. Więc zgodnie z pozycją słońca, które chwilę po dwunastej jest już niżej i bardzo powoli już zachodzi, zgodnie z tym chwilę po południu mówimy „dobrego wieczoru”! To jest bardzo, ale to bardzo logiczne i mądre!

Nie pozostało mi nic innego, jak przyznać mu rację. I tak już się stało, że po tej z pozoru banalnej rozmowie zaczęłam mocno zwracać uwagę na pozycję słońca. Uwielbiam być obudzona jeszcze przed wschodem. Do południa mieć zrobione najważniejsze rzeczy dnia, a kiedy już zacznie zachodzić, spowalniać mój rytm i szykować się spać. Zgodnie z pozycją słońca.

 

TU! przeczytasz o greckich imionach.

TUTAJ! przeczytasz o tym jak Grecy obchodzą Wielkanoc.

TU! jest post o zachodzie słońca w Ia na Santorini.