Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Jak na własnej skórze przekonałam się czym jest „kafenijo”… poniedziałek, 23 lutego 2015

    Miało to miejsce już jakiś czas temu, krótko po tym jak wprowadziliśmy się do naszej wioski. Jani chodził do pracy, a ja w tym czasie zabierałam komputer plus notatnik i szłam pisać do pobliskiej kawiarenki, ze ślicznym widokiem na morze. Dokładnie ta sama kawiarenka do dziś jest moim ulubionym miejscem pracy i chodzę tam kiedy tylko mogę. Wracając jednak do przeszłości… Pewnego dnia pomyślałam, że być może znajdę jeszcze fajniejsze miejsce. Dlaczego by nie sprawdzić czegoś innego? Znacie jednak to powiedzenie: lepsze jest wrogiem dobrego. No właśnie…

     Udałam się więc do miejsca, w którym nigdy wcześniej nie byłam, kilka budynków dalej. Było coś około południa. Lokal świecił jeszcze pustkami. Weszłam do środka. Sympatycznie  zadzwonił dzwoneczek. Wystrój kawiarenki był zupełnie neutralny. W tle grała stapiająca się z  innymi dźwiękami muzyka. Siadłam przy stoliku tuż przy oknie i rozłożyłam moje rzeczy. W przeciągu kilku sekund moje mobilne biuro było już gotowe.

     Podeszła  kelnerka. Kiedy zamawiałam kawę myślałam, że na pewno tylko mi się tak wydaje, że dziwnie na mnie spogląda. Ale to uczucie spotęgowało maksymalnie, kiedy podeszła raz jeszcze, by położyć filiżankę na stoliku. Kelnerka minę miała taką, jakby ptak narobił mi na głowę, tylko ona nie wiedziała jak mi o tym powiedzieć… Przejrzałam się w odbijającym moją twarz monitorze komputera, ale wszystko było jak najbardziej w porządku! Za to moja filiżanka z kawą… Niby nic takiego, ale takiej dawno już nie widziałam. Prosta, wręcz siermiężna, stara, wysłużona. Zupełnie nie jak w typowej, współczesnej kawiarence.

      Słabej tancerce, przeszkodzi nawet… brzydka filiżanka! Pomyślałam, więc czym prędzej zmieniłam temat w głowie i zabrałam się do pracy. Przez godzinkę szło bardzo dobrze, do momentu, kiedy nie zjawił się kolejny klient. Wszedł. Spojrzał na mnie. A później pytająco na kelnerkę. Ta na jego wzrok odpowiedziała wzruszeniem ramion. Dziadek nie rozmawiał, tylko pokrzykiwał coś w jeszcze niezrozumiałym dla mnie dialekcie. Kolejny klient i jeszcze następny. Scenariusz dokładnie taki sam jak powyżej. Po jakimś kwadransie zrobiło się tłocznio. Przestrzeń lokalu zapełniła się samymi mężczyznami  w wieku sześćdziesiąt pięć  bardzo daleko na plusie, dymem  z papierosów, od którego nagle zrobiło się szaro i tym dziwacznym dialektem. Wyglądało jednak na to, że owego dnia to właśnie ja byłam główną atrakcją lokalu.

       Zadzwonił Jani, który wracając z pracy miał mnie odebrać.

    -Hahahaaa! Ha! Ha! – wybuchł śmiechem słysząc odpowiedź na pytanie, gdzie jestem.

     -Gdzieś ty zawędrowała?!

     -Nie wiem… Ale błagam, zabierz mnie stąd jak najszybciej…

     Na całe szczęście, Jani przyjechał już po kwadransie. Jeszcze na niego czekając, rozejrzałam się dokładnie po otaczającej mnie przestrzeni. Miejsce prezentowało się dość nietypowo. Ani jednej ozdoby ocieplającej przestrzeń. Ani jednego kwiatka. Ani najmniejszego obrazka na ścianie.

     Kiedy Janiemu przeszedł już atak śmiechu, wydusił:

    -Strach cię wypuszczać z domu! W około tyle różnych miejsc. Co przyszło ci do głowy, żeby wybrać akurat kafenijo???

     –Kafenijo??? Ale co to znaczy…

***

      Kafenijo, w którym znalazłam się zupełnie przypadkiem i tak wyglądało wyjątkowo nowocześnie. Dlatego, kiedy jeszcze nie zjawili się jego stali klienci, rzeczywiście łatwo to akurat miejsce pomylić z typową kawiarenką. W gruncie rzeczy, było to jednak jak najbardziej typowe kafenijo.

      Pomimo, że w żadnym z nich nie ma oficjalnego zakazu wstępu dla kobiet, to absolutnie nigdy, żadna kobieta (z jedynym wyjątkiem w postaci kelnerki), progu kafenijo nie przekroczy. Jest to miejsce zarezerwowane dla starszego pokolenia mężczyzn, którzy przychodzą tam wypić kawę, szklaneczkę retziny [KLIK!] czy też ouzo [KLIK!]  i pogadać o polityce, pracy, pieniądzach. W samotności poczytać gazetę, zanurzyć się w myślach, czy też pograć z kimś  w tavli. Ujmując krótko, od dawien dawna, greccy mężczyźni przychodzą tam by wyjść z domu i poprzebywać w typowo męskim towarzystwie.

     Wystrój kafenijo jest skrajnie prosty, żeby nawet w dekoracji nie przemknęło nic pochodzącego ze świata kobiet. Wnętrze zazwyczaj ogranicza się do kilku jak najprostszych krzeseł i stolików, baru z trunkami i wielkiego ekranu telewizora nastawionego  na kanał sportowy. We wszystkich możliwych miejscach powtykane są popielniczki. Głównym źródłem światła jest zazwyczaj długa, biała żarówka halogenowa. Dokładnie ci sami klienci do swojego ulubionego kafenijo przychodzą od lat. No, chyba że od czasu do czasu, ktoś się pomyli…

Tak wygląda typowe kafenijo. Żeby zrobić te zdjęcia musiałam wyczekać momentu, kiedy nie będzie klientów. Zdjęcia wnętrza niestety nie jestem w stanie wykonać. Każda próba byłaby jak targnięcie na własne życie…

Tak wygląda typowe kafenijo. Żeby zrobić te zdjęcia musiałam wyczekać momentu, kiedy nie będzie klientów. Zdjęcia wnętrza niestety nie jestem w stanie wykonać. Każda próba byłaby jak targnięcie na własne życie…

 

 

9 myśli nt. „Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Jak na własnej skórze przekonałam się czym jest „kafenijo”… poniedziałek, 23 lutego 2015

  1. O mało co też by nie wparowała do „kafenijo” ostatniego lata w Grecji… było jednak trochę później i wzrok panów ostrzegł mnie już na wejściu… 😉

  2. Jak dla mnie, to to jest trochę przygnębiające, że nie wszędzie zawędrowało równouprawnienie… No ale, co kraj to obyczaj 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.