Jutro obudzi się nowy dzień. Rozpocznie się rok 2016. To jak będzie wyglądać, zależy tylko od Ciebie… czwartek, 31 grudnia 2015

Rok 2015 był dla mnie pięknym i niesamowicie ważnym rokiem. Otwieram pierwszą kartkę nieaktualnego już prawie kalendarza. Zapisany, pokreślony, już bardzo wysłużony. Na tej pierwszej kartce napisane są moje stare postanowienia. Czy warto je ustalać? Przede wszystkim warto je… spełniać, a do tego trzeba zakasać rękawy. Liczę  i analizuje. Wychodzi mi, że spełniłam ponad 70%  moich noworocznych postanowień. Czyli, naprawdę nieźle:D

Wszystkiego zrealizować się nie udało. Bardzo się cieszę za każdym razem, kiedy do mojej skrzynki wpada mail z zapytaniem, jak ma się moja książka o Grecji. Jej napisanie, było jednym z zadań na 2015. Proces jest jeszcze nieukończony. Książka jest nadal w trakcie pisania. W tym roku działo się wiele, więc pisanie chwilowo musiało zejść na drugi plan. Na pewne rzeczy potrzeba trochę więcej czasu.

Mój stary kalendarz zamykam jednak z nieopisaną satysfakcją. Rok 2015 był jednym z najbardziej przełomowych roczników w moim życiu. W tym roku obchodziłam trzydzieste urodziny. Rozkręcenie naszej firmy z wycieczkami po Korfu, to mój największy sukces kończącego się roku. Jednocześnie przyszedł taki fantastyczny moment – świadomości, czego chcę od życia i którą dokładnie obrać drogę. Wiem też, że moje korzenie zapuszczone w Grecji są mocne i stabilne, a przede wszystkim mądrze posadzone. Poczułam niesamowicie przyjemne uczucie niezależności, w każdej sferze życiowej. W miejscu i czasie, w którym jestem czuje się zwyczajnie szczęśliwa. Jest tak, jak zaplanowałam i zapisałam to na pierwszej stronie mojego już prawie ubiegłorocznego kalendarza.

Teraz będę tak robić już zawsze. Koniec roku to bardzo ważny moment, kiedy pewnego chłodnego wieczoru, siedząc spokojnie przy ciepłej herbacie, wyciągam kartkę i długopis. Zastanawiam się nad moim życiem.  Nad każdą jego sferą. Rodzina. Przyjaciele. Praca. Pasja. Jedzenie. Sport. Podróże. Przyjemności. Codzienne nawyki i drobne rytuały.  Myślę dokładnie nad tym co chcę z każdej jednej sfery. Analizuje. Obmyślam. A później zapisuje. Trudno to nawet nazwać postanowieniami. To raczej dość dokładny rozkład celów, planów i zmian, zaczynając od tych największych, po te najdrobniejsze.

Zapisanie, to jeszcze nie wszystko. To nie koniec procesu. Gdzieś na początku ubiegłego roku, przypadkiem przeczytałam o tablicach wizualizacyjnych. Być może już o tym słyszeliście. Wypróbujcie koniecznie! Jak ja je robię? Najpierw wyciągam wielki karton. Każdy jeden cel ubieram w obrazek. Wycięty z gazety. Wydrukowany. Albo narysowany. I przyklejam go do kartonu. O zapisanych postanowieniach na pierwszej kartce kalendarza łatwo zapomnieć, bo kiedy się go otwiera, człowiek od razu przekartkowuje do dnia dzisiejszego. Za to taki wielki karton ląduje tuż przy moim łóżku. Patrzę na niego jak najczęściej. Ta metoda jest rewelacyjna. Jak to działa? Gotowe obrazki widocznie wbijają się w naszą podświadomość, a później rzeczy, które są na nich przedstawione, stają się dla nas  już nie marzeniem, a oczywistością. Jak zrobić taką tablicę – przykład możecie zobaczyć na filmiku niżej.

Co więc zrobić, by rok 2016 był naprawdę wspaniały? Przede wszystkim wziąć odpowiedzialność za własne życie tak na 100%. Porozmawiać szczerze ze sobą, co dokładnie się od życia chce i co konkretnie trzeba w nim zmienić. Później przełożyć to na sformułowane w słowa cele. Nie tyle w nie wierzyć, co uznać je za oczywistość. I najważniejsze. Codziennie, każdego jednego dnia wykonywać konkretne czynności, dla ich spełnienia.

Jutro Nowy Rok. Życzę Wam dużo siły i wiary, by każdego jednego ranka, budzić się i budować piękny dzień. Przez 366 dni w roku. Z tą cudowną świadomością, że każdy jeden wschód słońca, to dla nas zupełnie nowa szansa…  

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Jani sam w domu… poniedziałek, 28 grudnia 2015

W tym roku niestety, ale stało się tak, że Boże Narodzenie spędzaliśmy z Janim oddzielnie. Bo tak jak mój tryb pracy, pozwala mi w grudniu zrobić sobie wakacje i być w Polsce, tak Jani już drugiego dnia Świąt, musiał stawić się do pracy.

Brakowało go bardzo przy wigilijnym stole. Mnie i całej rodzinie. Co chwilę ktoś się o niego pytał, albo ubolewał, że Jani święta w tym roku spędzać musi sam. Oczami wyobraźni, zapewne każdy widział jak samotnie ozdabia choinkę, sam z sobą dzieli się opłatkiem, a później z melancholią w oczach samotnie zasiada do wigilijnej wieczerzy. Ja siedziałam zupełnie o niego spokojna, bo bożonarodzeniowa rzeczywistość w Elladzie, bardzo odbiega od naszej. Dla Greków Boże Narodzenie nie jest bowiem aż tak ważne, jak dla nas Polaków. Dla zainteresowanych, jak wygląda Boże Narodzenie w Grecji – post na ten temat znajdziecie TUTAJ!

***

Zdążyliśmy już podzielić się opłatkiem, rozdać prezenty i zjeść sporą część karpia. Pomyślałam, że zadzwonie do Janiego z życzeniami i sprawdzę jak się ma:

-Wszystkiego najlepszego! Dużo szczęścia i…

-A co się stało?! Urodziny mam w kwietniu… – odpowiada Jani.

-No! Przecież dziś już święta!

-Naprawdę… Hmmm… Nieee… To… Jutrooo! Eh, ty!

-Nie, Jani! Dziś przecież 24 grudnia! Jesteśmy wszyscy na wigilii! Brakuje tu ciebie.

-Jakie święta?! Dorotka, pomyliłaś się. Przecież dziś wszystkie sklepy były otwarte. To jutro! Jutro jest  wigilia i zaczynają się święta!

Przekonać Greka – misja  nie-mo-żli-wa! Potwierdzi to KAŻDY, kto w życiu kiedykolwiek wdawał się z Grekiem w dyskusję. Dałam więc spokój. Machnęłam ręką. Niech  Jani obchodzi sobie święta, kiedy jest mu wygodniej.

-A wiesz, jutro przyjeżdża mnie odwiedzić Vagelis! Jego rodzina obchodzi ósmego stycznia, ale mówi, że w zasadzie to wszystko mu jedno!

Tu mała dygresja… Część Greków rzeczywiście obchodzi Boże Narodzenie 8 stycznia, stosując sie do innego kalenadarza. Vagelis to natomiast jeden z najlepszych przyjaciół Janiego z okresu studiów. Byłam już pewna, że nudno Janiemu z pewnością nie będzie.

Piątek, 25 grudnia

Właśnie w piątek, 25 grudnia wg kalendarza Janiego przypadała wigilia Bożego Narodzenia. Vagelis przyjechał dzień wcześniej, ale też się nie skapną, że to właśnie wtedy, wieczorem  zaczynają się święta. Swoją „wigilię”, czyli 25 grudnia, postanowili spędzić aktywnie. Zaplanowali sobie wypad na narty do kurortu w górach Parnas, blisko Arachowy. Piękne miejsce! To właśnie tam, Jani miał nauczyć Vagelisa jeździć na nartach. Narty które mamy, schowane najgłębiej jak się da, należały do rodziców Janiego. Próbowałam trochę na nich jeździć, ale z każdą próbą moja awersja do nart tylko się pogłębiała. Ja poprostu nie lubię zimy, śniegu, również i nart. W zupełnym przeciwieństwie do lata, morza  i pływania.

-I jak tam? Jak tam Parnas i Arachowa? Czy Vagelis nauczył się już jeździć na nartach?

-Szło nam całkiem nieźle! Ale się uparł, że się nauczy!

-To jak? Nauczył się?

-No… Hmmm… Prawie… Naprawdę, już zaczynało mu iść całkiem dobrze…

-A dlaczego „prawie”?

-Bo kiedy już zaczął łapać równowagę, złamało się mu najpierw zapięcie w bucie, a później narta… I to cała! Dokładnie w połowie! No, ale zrobiliśmy ci fajne zdjęcia świątecznej Arachowy! Będą się podobać! Poszliśmy tam na kawę i nakupiliśmy sobie kiełbasy! Jak święta, to święta! Będziemy ją grillować…

Sobota, 26 grudnia

Tego dnia niestety Jani był nieuchwytny. W Boże Narodzenie wszelakiego typu dyskoteki i cluby pękają w Grecji w szwach. Jani i Vagelis postanowili z tego skorzystać. Co prawda wieczorem Jani nawet i próbował się do mnie dodzwobić, ale po drugiej stronie telefonu słychać było tylko głośną muzykę i śpiew. Wrócili około piątej rano. Padnięci, ale na całe szczęście jeszcze żywi. Nie wnikam, ale podobno bawili się świetnie.

Niedziela, 27 grudnia

-No i co! Miałem racje! Wigilia jest 25 grudnia!  Mówiłem! 26 to pierwszy dzień Świąt, a 27 to drugi!

-Jani! Dziś jest 27 grudnia. Jest już po świętach!

-Ależ co ty mówisz? Przecież wszystkie sklepy są zamknięte!

-Bo jest niedziela!

-Nieee! Bo są święta!

-No dobra, a co dziś robiliście?

-Grillowaliśmy  kiełbasę! Tę, którą kupiliśmy sobie w Arachowie.

-I dobra była?

-No… chyba… Chyba tak…

-Co znaczy „chyba”?

-Oj, to wszystko wina Vagelisa! Miał ją pilnować… Położyliśmy ją na grillu. Ja byłem w kuchni. Przygotowywałem talerze. Vagelis wszedł na chwilę do domu, bo ktoś do niego zadzwonił. Wrócił po chwili, ale kiełbasy już nie było. Kot nam ją ukradł! Wyobrażasz to sobie?! Całą!

-Całą?!

-Nic nie zostawił, bo na nieszczęście, wszystkie jej części były z sobą połączone. Zwiewał jak szalony! No więc chyba musiała być dobra… A wy jak się bawiliście? Twój tata znów robił sushi?

-Jakie sushi?

-No, te… Śledzie!

I tak przez całe święta, każdy pytał co u biednego Janiego? Co by nie było, święta miał bardzo ciekawe. A ja słyszałam po głosie, że bawi się całkiem nieźle:D

Co w Boże Narodzenie ważniejsze jest od śniegu?… czwartek, 24 grudnia 2015

Na śnieg nie ma już co liczyć, a temperatura w Polsce jest teraz mniej więcej taka sama jak w Grecji. Mimo braku śniegu, te Święta i tak będą piękne.

Dla mnie Boże Narodzenie, to czas szczególny. Znów jestem w Polsce z rodziną i przyjaciółmi. Święta to jedyny tak szczególny czas w całym roku, kiedy możemy być wszyscy razem. Przyjeżdżamy z najdalszych zakątków. Jest dużo rozgardiaszu i bałaganu, ale najbardziej liczy się – bycie razem. Tym właśnie są dla mnie Święta. To czas zupełnie bezcenny.

Kochani… Rodzinnych. Spokojnych. Wesołych i przepysznych Świąt Bożego Narodzenia. Odpoczynku od codzienności. Świątecznej magii. Inspirujących prezentów. I poczucia prawdziwej wyjątkowości tych kilku najbliższych dni. Świętujcie, jedzcie, odpoczywajcie!

 

Sałatka po grecku TV – odc. 15: Faworki w odsłonie greckiej… wtorek, 22 grudnia 2015

Boże Narodzenie zbliża się wielkimi krokami. Wigilia już w najbliższy czwartek! Czas zatem najwyższy na nasz świąteczny filmik ;)))

Nie ma co owijać w bawełnę.   Polskie Boże Narodzenie jest dużo barwniejsze niż Boże Narodzenie w wydaniu greckim. A przynajmniej tak jest dla mnie:DD  W Wigilię, na typowo greckim stole pojawią się te same dania, które je się przy każdej innej uroczystej okazji. Różnego rodzaju mięsa, sałatki, poure ziemniaczane, ryż lub też zwykłe frytki. Do tego wino i słodkości. Tylko na marginesie dodam, że danie typu „ryba po grecku” w Grecji nie istnieje i nawet nie przywodzi na myśl  greckich smaków.

Typowo greckich przepisów na Boże Narodzenie nie jest więc aż tak wiele. Są to głównie słodkości z dodatkiem cynamonu, orzechów, miodu. Właściwie wszystkie najważniejsze przepisy, które typowe są dla tego okresu w Grecji, już pojawiły się na blogu. Linki do nich są niżej.

Teraz pozostaje nam zabawa składnikami, inne dodatki i różne wariacje. Przepis na faworki w wydaniu greckim, był jednym z pierwszych przepisów, jakie pojawiły się na Sałatce. Dziś proponujemy go raz jeszcze, ale  w wersji filmowej:D

Jeśli więc macie ochotę na przepyszny grecki akcent w te Święta, proponuje właśnie greckie faworki. Samo ciasto wykonuje się dokładnie tak samo, jak w wydaniu polskim.  Sekretem, który diametralnie zmienia smak jest syrop. Mieszanka miodu… cytryny… orzechów… cynamonu… I typowy grecki akcent gotowy na polskim stole!:D

     Serdecznie zapraszam na nasz filmik!

POLSKIE FAWORKI W WYDANIU GRECKIM – nasz pierwszy przepis

PAKSIMADI – świąteczny sucharek

MELOMAKARONA – greckie ciastka w polewie miodowo – orzechowej

KOURABIEDES – ciastka maślane w posypce z cukru pudru

 

Dlaczego grudzień jest strategicznie tak ważnym miesiącem?… piątek, 18 grudnia 2015

Już nie pamiętam gdzie dokładnie to przeczytałam. Musiało to być jakoś w przelocie. Podobno w dawnych czasach, według wierzeń ludowych, do noworocznej nocy  trzeba było idealnie wysprzątać całą chatę. Uprzątnąć, odkurzyć każdy kąt. Wyrzucić to co zbędne. Wyprać i wyprasować wszystkie firany, zestawy pościeli. Tak żeby w Nowy Rok, dom pełen był nowej energii.

W ludowych wierzeniach jest wiele mądrości.

Podział roku na kwartały, miesiące, tygodnie i dni, pomaga uporządkować życie. Takie etapy wyznaczone przez kalendarz są niezwykle ważne w procesie  planowania, wyznaczania i zdobywania celów. Grudzień jest tu strategicznym miesiącem.

Pod koniec października wpadła mi w  ręce książka, o której wszędzie jest teraz głośno – „Magia sprzątania” Marie Kondo. Zdania co do tej książki są podzielone. Mi bardzo się przydała. Głównym założeniem Kondo jest to, że dla utrzymania domowego porządku powinniśmy mieć bardzo ograniczoną ilość rzeczy. Zatrzymujemy jedynie rzeczy, które albo są nam niezbędne, albo mamy z nim pozytywne skojarzenia, dzięki czemu dają nam dobrą energię. Wszystkich innych należy się pozbyć.

Jeszcze przed wyjazdem na Święta do Polski udało mi się posprzątać cały nasz dom, zatrzymując tylko rzeczy: 1) niezbędne, 2) mające bardzo dobrą energię. Choć myślałam, że nie mam zbyt wielu zbędnych rzeczy i tak wyrzuciłam cztery worki rupieci.  Teraz nasz dom jest w pełnym tego słowa minimalistyczny. I jeszcze nigdy wcześniej w jego przestrzeni nie czułam się tak dobrze. Kiedy tylko do niego wchodzę, czuje że i w mojej głowie zaczyna panować porządek, a wszystko co jest dookoła pozytywnie na mnie działa. Gorąco polecam tę książkę.

Porządkowanie i wyrzucanie tego co jest zbędne, nie ograniczyło się u mnie jedynie do sprzątania. Po uporządkowaniu domu, dalej poszło jak śnieżna lawina. Pierwszy raz od nie pamiętam kiedy, liczba wiadomości w mojej skrzynce wynosi zero! Setki zdjęć z naszych greckich podróży trafia do podpisanych folderów. Czytam i odpowiadam na zapomniane gdzieś w czasie stare komentarze z bloga. Pulpit w moim komputerze posiada już tylko kilka kluczowych ikon. Po co to robię? I dlaczego do końca grudnia  się z tym śpieszę?

Widocznie tak skonstrułowana jest nasza psychika, że potrzebujemy dat, podziałów, etapów, deadlinów. Jednym z najważniejszych jest właśnie 1 stycznia. Za każdym razem, kiedy coś uporządkuje, czuje jak w mojej głowie pojawia się nowa przestrzeń, w której zbierają się nowe pomysły, myśli, inspiracje. Chcę tej wolnej przestrzeni mieć jak najwięcej. Zero wiadomości do odpisania. Zero wiszących tekstów  do przeczytania. Zero rachunków do zapłacenia. Zamiast tego – wolna przestrzeń.

Grudzień jest więc strategicznym momentem, by dokończyć, uporządkować i rozliczyć się ze wszystkiego  co nad nami wisi. Po to by już od pierwszego stycznia zakasać rękawy i barć się za nowe postanowienia i cele. Ludzie żyjący tych kilka setek lat temu mieli racje. Pierwszy styczeń. Jest coś magicznego w tej dacie.

Tymczasem, moje postanowienia na 2016 już prawie gotowe. Puste kartki nowego kalendarza, aż się proszą o zapisanie świetnymi pomysłami. A co z postanowieniami na rok, który właśnie mija? W tym roku u mnie naprawdę dobrze! Z dumą mogę odhaczyć większość tegorocznych postanowień. Jak się jednak okazało nie wystarczyło jedynie je sformułować i zapisać na pierwszej stronie kalendarza. Jest coś co działa znacznie lepiej! Ale o tym dokładnie w ostatnim poście mijającego już roku.  Pozdrawiam Was serdecznie i biegnę dalej kończyć moje sprawy!

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Po co nam Boże Narodzenie?… poniedziałek, 14 grudnia 2015

Robótka

Boże Narodzenie to dla mnie czas szczególny. Uwielbiam całą tę świąteczną atmosferę, nawet z zabieganiem, kolejkami w sklepach, tłumami wszędzie i deadlinem w postaci 24 grudnia. A wszystko to owinięte w czerwono – zielony papier, z mieniącą się ciepłym złotem kokardą.

Ale Święta to coś znacznie więcej…

Dla mnie jest to jedyny okres w roku, kiedy spotykam się z całą rodziną. Wszyscy zjezdżamy się z każdej części Polski i świata, by spędzić razem tych kilka dni. W domu ciepło pachnie piernikiem, suszonymi grzybami, choinką. Ktoś się pokłóci, chwilę później pogodzi. W radiu słychać Georga Michaela. Wszędzie jest głośno. Uwielbiam ten gwar…

Ale Święta to coś jeszcze więcej…

Tak powinno być przez całe 12 miesięcy, ale w  Boże Narodzenie warto sobie dodatkowo o tym przypomnieć. Prosta rzecz… Zrobić coś dla kogoś… Dlatego ogromnie ważnym elementem Świąt jest przyłączenie się do akcji charytatywnych. Każda jedna jest wartościowa. Ale  moje serce zdobyła właśnie ta! I już po raz drugi tuż przed Świętami przyłączam się do Robótki. Na czym ta akcja polega i dlaczego jest taka fajna???

 

Przyłączając się do Robótki, wybierasz jednego mieszkańca Domu Pomocy Społecznej dla Dzieci w Niegowie.  

1. Wybierz osobę.

2. Napisz dla niej świąteczną kartkę i ewentualnie kup dla niej  prezent.

3. Wyślij całość na adres podany niżej.

 

Czym różni się ta akcja od wszystkich innych? Tym, że ofiarowujesz nie rzeczy materialne, a  uwagę  dla dorosłych dzieci mieszkających w tym domu. Ci ludzie  tej właśnie uwagi potrzebują najbardziej. I to właśnie ona jest dla nich najbardziej wartościowym prezentem.

“Ten niegowski dom to wyjątkowe, dobre i piękne miejsce z Opiekunami, którzy próbują ściągać gwiazdki z nieba i tego nieba przychylać. Jednak, choćby nie wiadomo jak się starali, sami nie zaspokoją rozpaczliwej tęsknoty Dzieciaków-Starszaków za byciem zauważonym, docenionym, wyłuskanym z tłumu, zaakceptowanym przez nas mieszkających po “drugiej stronie ogrodzenia”. 
 
Ta tęsknota doskwiera najbardziej w okolicach świąt Bożego Narodzenia. Nosy przylepione do szyby, nerwowe dreptanie po korytarzach, kto dostanie list, do kogo zadzwonią, czy ktoś pojedzie na święta do domu? Oczekiwanie wisi w powietrzu tak gęste, że można je kroić nożem w grube pajdy i jeszcze grubiej smarować rozczarowaniem.”

Jeśli chcesz wziąć udział w tej akcji, wszystkie szczegóły znajdziesz TUTAJ! A TU i TU znajdują się opisy osób, którym możesz przesłać kartkę. Adres Domu Pomocy Społecznej  jest niżej.

Ja już uciekam! Lecę właśnie kupić kartkę, a później jakiś fanjy prezent! Pozdrawiam już prawie świątecznie;DD

 

Dom Pomocy Społecznej dla Dzieci w Niegowie

Rodzinka:…

dla:…

Wierzbowa 4

07-230 ZABRODZIE

 

Czego nie lubię w Grecji?… środa, 9 grudnia 2015

Ughhh...

W Grecji podobało mi się zawsze, od samego początku. Pamiętam jednak, że chwilę po tym jak przyjechaliśmy tu mieszkać na stałe, od czasu do czasu napotykałam osoby, które zdaje się chciały mnie do Grecji zniechęcić. „Zobaczysz, zobaczysz… Pomieszkasz tu trochę… Przejrzysz na oczy, a jak poznasz tutejsze realia, przestanie ci się już tak podobać”. Negatywne emocje były tu wyczuwalne na kilometr. I sama czasem się zastanawiałam, jak to będzie – czy rzeczywiście, po kilku latach zmieni się moje postrzeganie Grecji?

Jak patrzę na Elladę po ponad czterech latach mieszkania tu na stałe? Na szczęście w moim przypadku owe czarnowidztwo się nie sprawdziło. A kiedy zapuściłam już korzenie podoba mi się jeszcze bardziej! Wydaje mi się, że pomogło w tym moje nastawienie. Już na samym początku mieszkania w Grecji nastawiłam się, że z czasem będą wyłaniać się jakieś minusy. W mojej codzienności przeznaczyłam im jednak pewien margines akceptacji.

Dziś post o kilku rzeczach, które w Grecji mi się nie podobają. Akceptuje je, ale wciąż ich nie lubię. Po co o nich piszę? Z dwóch powodów.  Po pierwsze, żeby pokazać, że mimo pisania o pozytywnych stronach tego kraju, ja naprawdę widzę  również negatywy. Po drugie… Wiele osób, które przylatują do Grecji na wakacje, ma wrażenie że tu żyje się jak w raju, a wiecznie uśmiechnięci Grecy, nie mają ani żadnych wad, ani problemów. Idealnie nigdzie nie jest…

1. Brak  otwartości na świat…  To zdecydowanie cecha, której nie lubię najbardziej. Grecy są absolutnymi wielbicielami swojego kraju. Miłość do swojej ojczyzny jest oczywiście czymś dobrym, ale Grecy często tracą przez to ciekawość innych kultur, przez co ich nie znają. Wszelakiego typu zachowania, które są odmienne od typowo greckich, często uznawane są za „dziwactwa”. To jest taki brak tolerancji w lekkim, codziennym wydaniu. To co dla mnie jest zupełnie naturalne, potrafi wprawić Greków w prawdziwą konsternację. Takich kilka przykładów: na śniadanie jem jaja na bekonie; obiad mamy czasem nawet i o 17.00; lubię wychodzić sama do kawiarenek i tam pracować; po ślubie nie zdecydowałam się szybko na ciążę; owoce jem nie po, a przed obiadem; latem  zostawiam męża oraz dom i wyjeżdżam pracować. Na drugim miejscu natomiast jest…

2. Bardzo osobiste pytania są tu na porządku dziennym… Ta sytuacja powtarzała się nagminnie, do momentu kiedy znalazłam fryzjera, który stanowi wyjątek. Idę podciąć włosy. Wchodzę i siadam na fotelu. Chcę się zrelaksować, a później ładnie wyglądać. I jak tylko siadam, zaczyna się zabawa w tysiąc jeden pytań. Z jakiego jesteś kraju? Co robi twój mąż? A czym ty się zajmujesz? Ile zarabiasz? Kiedy zajdziesz w ciążę? Ile masz rodzeństwa? Czym zajmują się twoi rodzice? A gdzie dokładnie mieszkasz? A ta torebka to skąd i ile kosztowała? I tak dalej i tak dalej… Takie naprawdę bardzo osobiste pytania są w Grecji zupełnie na porządku dziennym. Co  było na początku dla mnie prawdziwym szokiem, pytanie w stylu „ile zarabiasz?” wcale nie jest w Elladzie nie na miejscu. Na miejscu trzecim są…

3. Nigdy nie wiesz, kiedy i gdzie nagle będzie strajk!… Pod tym podpisze się chyba każdy. Grecy i ich wieczne strajkowanie. Strajkują raz pociągi. Raz promy. Za innym razem metro. Służba zdrowia. Władze uniwersytetu. Śmieciarze. Nie potrafię już nawet policzyć ile to razy strajki naprawdę popsuły mi plany. Choć jeśli się głębiej zastanowię, w tych strajkach można znaleźć pewien pozytyw. Jest nim nauka elastyczności. Ale o tym będzie już w oddzielnym poście. Na kolejnym miejscu są natomiast…

4. Nie tyle przeszkadza mi biurokracja, co niekompetentni urzędnicy… Na biurokrację narzeka się wszędzie. Nie inaczej jest w Grecji. Jednak niekompetencja greckich urzędników, często potrafi przekroczyć wszelkie możliwe granice. Ustalenie właściwej wersji w danej sprawie często graniczy z cudem. A  załatwianie czegoś to niekończąca się wędrówka od jednych do drugich drzwi, zupełnie jak u Kafki. Myślę, że przyczyną tego jest to, że…

5. W Grecji trudno jest cokolwiek ustalić… Godzinę spotkania… W który dzień ktoś wpadnie… Co będziemy robić… Gdzie pójdziemy…  Tu prędzej się wykończysz niż coś ustalisz. W tym temacie lepiej się więc również poprostu wyluzować. Grecy już tak mają, że żyją całkowicie tu i teraz. Planowanie czegoś na później, to dla nich czysta abstrakcja. Są w Elladzie również pewne pozytywy, które w swojej skrajoności przeradzają się jednak w minusy. Doskonałym przykładem jest…

6. Grecki tradycjonalizm… Szacunek do tradycji i jej pielęgnowanie jest niezwykle cenne. Jednak w momencie, kiedy przeradza się to w skrajność, wtedy zaczynają się problemy. Kiedy dla przykładu zapytacie się typowego Greka „dlaczego papier toaletowy wrzuca się w Grecji nie do muszli klozetowej, a do kosza na śmieci”, najpewniej wam odpowie „no… bo… tak w zasadzie było w Grecji zawsze!”. Tu komentarz jest chyba zbędny ;)) Ta cecha czasami śmieszy. Jednak za żadne skarby nie potrafię się przyzwyczaić do faktu, że…

7. W typowym greckim domu nie ma centralnego ogrzewania… Wbrew stereotypowi w Grecji zimą jest zimno!!! Grecy najczęściej ogrzewają domy na olej opałowy, który jest drogi. Mieszkania ogrzewa się więc zazwyczaj trzy godziny rano i trzy godziny wieczorem. Tak jak dla Greków zimno zimą jest rzeczą normalną,  nie potrafię się do tego przyzwyczaić i zawsze, kiedy przylatuje do Polski obściskuje mój ukochany kaloryfer, kiedy tylko go zobaczę:D Jeśli jesteśmy już w temacie spraw domowych, to absolutnie nigdy nie polubimy się z…

8. Karaluchy i inne robactwo…  Jedno wielkie „aaa!!!”, a chwilę po tym „bleee…”. A w Grecji karaluchy potrafią być naprawdę gigantyczne (4cm długości to taka norma). I nie znalazłam jeszcze sposobu, żeby się ich pozbyć (jeśli macie swoje sprawdzone patenty – błagam, piszcie w komentarzach!). W Grecji nie tylko ogórki, pomidory, pomarańcze czy cytryny są dorodniejsze. Tyczy się to również wszelakiego typu robactwa. Czasem wpadnie dziesięciocentymetrowa skolopendra, albo wleci gigantyczna pszczoła, po której ugryzieniu trzeba natychmiast jechać do szpitala.

Jak widzicie, również i w Grecji są rzeczy, które potrafią denerwować. Ale mieszkanie w innym kraju to wielki sprawdzian tolerancji oraz całkiem przydatnej życiowo umiejętności, machania ręką od czasu do czasu na pewne sprawy.

Mimo wszystko, pozytywów w Grecji jest wiele, wiele więcej. I są one dużo ważniejsze, niż opisane wyżej minusy. A jakie rzeczy lubię w Elladzie najbardziej? O tym już w oddzielnym poście!

      A jak jest u Was? Które rzeczy w Grecji Was denerwują? Piszcie w komentarzach!

Rakomelo, czyli to co tak dobre jest tylko na Krecie… sobota, 5 grudnia 2015

Pod koniec naszego pobytu w Rethymno udaliśmy się do typowej, greckiej tawerny. Przy głównej ulicy było ich sporo, ale prosta zasada „wybieraj tę, w której jest najwięcej ludzi” działa zawsze. Jedzenie było pyszne, porcje solidne, a wystrój wnętrz stanowił świetną mieszankę tradycji z nowoczesnością. Tawerna okazała się naprawdę dobrym wyborem. Kiedy już płaciliśmy, kelner postawił na stole niewielką karafkę i dwa kieliszki. W szklanej butelce mienił się na złoto gęsty płyn.

-Co to jest? – spytałam.

-Pewnie rakomelo – odpowiedział Jani.

 -A… To chyba  możemy sobie darować…

I już prawie, prawie popełnilibyśmy ten kategoryczny błąd, że wyszlibyśmy bez próbowania, bo Jani za alkoholem nie przepada, a ja za tym ze zbyt wieloma procentami. Ale tak jakoś na koniec, trochę  dla odhaczenia, nalałam odrobinę i spróbowałam…

-O Jezu… To jest przepyszne!

Rzeczywiście, to było poprostu niebo w gębie! Rakomelo już wcześniej próbowałam, nawet i kilka razy. Post na temat tego trunku znajduje się TUTAJ!  Smakowało, ale przyznam, że mnie nie zachwyciło. Raki (czyli jeden z najmocniejszych alkoholi na Krecie), trochę miodu i przypraw. Całość podgrzana tak by była gorąca lub ciepła. Ale rakomelo, które piłam na kontynencie, a tu w Rethymno to były dwie zupełnie różne galaktyki. Te na Krecie było boskie! Słodkawy smak z nutką goryczy wspaniale rozgrzewał, pozostawiając w ciele przyjemne ciepło. Jak zrobić rakomelo – o tym pisałam już w poprzednim poście. Ale jak uzyskać ten jedyny, niepowtarzalny smak… Odpowiedź jest bardzo prosta – trzeba koniecznie wybrać się na Kretę!

 

Rethymno. Dawniej i dziś… czwartek, 3 grudnia 2015

Latarnia w Rethymno

Latarnia w Rethymno

Rethymno, położone na północnym wybrzeżu, to jedno z trzech największych miast Krety. Spacerując jego ulicami, również dziś widzi się wciąż żywe ślady po kulturach, które przez wieki to miasto  kształtowały. Weneckie rzeźby zdobiące okna, czy też niewielkie, tureckie meczety. A wśród nich niezliczona liczba sklepików dla turystów,  tawern z nowoczesnym wystrojem wnętrz, czyli oznaki, że miasto oddycha współczesnością.

Rethymno jest miastem szczególnym również z tego względu, że doczekało się własnej książki. Nie chodzi jednak wcale o przewodnik turystyczny, ale o książkę, która opisuje jego historię, niczym biografię, tak jakby  było żywą osobą. Mowa tu o  „Kronice  pewnego miasta” Pandelisa Prevelakisa, która jest  piękną opowieścią o   miejscach i mieszkańach, które Rethymno tworzyli.

Największy okres świetności Rethymno przeżywało w XVI wieku – okresie dominacji weneckiej. To właśnie wtedy powstała ogromna forteca oraz  port z latarnią morską. Od XVII wieku Rethymno należało do Turków, którzy z roku na rok zmieniali miasto tak bardzo, że po czasie wyglądało niemalże jak typowe miasto tureckie. Pod koniec XIX wieku cała Kreta uzyskała autonomię. Piętnaście lat później przyłączono ją do Grecji. Kolejną zmianą w dziejach miasta było wysiedlenie ludności tureckiej oraz zislamizowanych Greków. Na miejsce starych  mieszkańców przybywali Grecy mieszkający wcześniej w Azji Mniejszej.

Prevelakis opisując miasto swojego  dzieciństwa wraca pamięcią do okresu, kiedy Kreta uzyskała niepodległość, a następnie została przyłączona do Grecji. Według  opisów Prevelakisa miasto wtedy kwitło, będąc miejscem w którym żyli w symbiozie Grecy z Turkami. „Kronika pewnego miasta” jest porównaniem tego  jak Rethymno wyglądało w czasie dzieciństwa Prevelakisa i później, kiedy jako dorosły człowiek autor  wraca do miasta po latach. Wtedy też Rethymno zaczęło boleśnie podupadać. Półki w luksusowych niegdyś sklepach zupełnie opustoszały i  pokryły się kurzem. Przepiękne stare, weneckie i tureckie budowle, opuszczone zaczęły niszczeć.

Dopełnieniem historii miasta jest jego opis z lat 70., autorstwa Bartosza Barszczewskiego. Ten opis jest jednocześnie pozytywnym zakończeniem książki, bo kiedy Barszczewski przebywał na Krecie, Rethymno znów zaczęło się rozwijać. To właśnie wtedy też do miasta zaczęli przybywać pierwsi turyści.

Kiedy tylko dojechaliśmy do Rethymno bardzo ciekawiło mnie to, jak miasto wygląda dziś. Jak wykorzystany został jego kulturowy i geograficzny potencjał? Przyjechaliśmy chwilę po zakończeniu turystycznego sezonu, wiec miasto wydawało się odpoczywać. W wąskich, krętych uliczkach toczyło się spokojne, zupełnie współczesne już życie. Studenci wychodzili z zajęć, a mieszkańcy powoli wypełniali okoliczne kawiarnie i tawerny. Miasto żyło, ale nie ruchem turystów, a swoim naturalnym jesienno – zimowym rytmem. Bez splendoru i oznak wielkiego bogactwa, ale w przyjemnej równowadze, dającej  wyczuć, że żyje się tu dobrze i spokojnie.  Pewnie latem przez wąskie ulice miasteczka nie da się łatwo przejść, bo turystów muszą być tłumy.

Rethymno to wciąż jeszcze jedno z takich miast, które mimo dużego zainteresowania turystów, ma w ofercie to co jest bezcenne, czyli taką najprawdziwszą Grecję. Tu dodatkowo z  mocno odczuwalnym wpływem weneckim oraz tureckim. Warto mieć świadomość tej ciekawej mozaiki kulturowej, kiedy przylatuje się tu na latnie wakacje. A „Kronika pewnego miasta”, to niezastąpiony przewodnik, który koniecznie trzeba ze sobą mieć spacerując po wąskich uliczkach Rethymno.

Forteca miasta

Forteca miasta

Link do książki „Kronika pewnego miasta” jest TU!

Link do mojej recenzji książki Pandelisa Prevelakisa jest TUTAJ!