Mój styczeń… środa, 5 lutego 2020

 

Grecja w styczniowym wydaniu…

 

Po tym co działo się w styczniu, z nieopisaną przyjemnością rozpakowałam walizkę, schowałam ją na samo dno szafy i w głębi siebie pomyślałam, że przez najbliższych kilka chwil nigdzie się nie wybieram. Z przyjemnością zakrywam się pod ciepłym kocem i z herbatą w rękach piszę, czytam, pracuję.

Mój styczeń wypełniło dużo wyjazdów, trochę podróży, które uwielbiam. Jednak zmęczenie jest tu niewątpliwie drugą stroną medalu. Tak zwyczajnie, poczułam zmęczenie i potrzebę bycia przez pewien czas w jednym miejscu.

 

*

 

Pierwszy tydzień stycznia spędziliśmy w sałatkowym domu, gdzie nie było nas na dłużej przez prawie rok. Z sentymentem wracam teraz do tego samego pokoju, w którym rozpoczęła się moja grecka przygoda. Do całego domu, w którym tak wiele się dla mnie zaczęło. Czułam się jakbym wchodziła do tych samych pomieszczeń, ale jako zupełnie inna osoba…

Korzystając z tego, że byliśmy w Grecji północnej, na jeden dzień pojechaliśmy do Salonik. Miasto, w którym co prawda nie odnajdziecie zabytków na skalę Akropolu, ale które można pokochać za niezwykłą atmosferę, wspaniałą kuchnię oraz elegancję. Ja Saloniki uwielbiam! Nasz filmik o tym mieście, możecie zobaczyć TUTAJ!

 

Biała Wieża – symbol Salonik

Promenada w Salonikach ze słynnymi “parasolkami”

BOUGHATSA (więcej TU!), czyli śniadanie typowe dla Grecji północnej

 

Jeszcze przed powrotem na Korfu, jak za starych, dawnych czasów, razem z Fetą i Pomidorem oraz Janim, wybraliśmy się do tawerny, do której zawsze chodzimy, kiedy trzeba coś uczcić. Co prawda teraz nie było żadnego powodu, ale czy do cieszenia się życiem trzeba mieć racjonalny  powód? Przyznacie, że już od samego patrzenia na te zdjęcia, człowiek robi się głodny.

 

Idealna sałatka po grecku – przepis znajdziesz TU!

Chipsy z cukini – przepis jest TU!

 

Wróciliśmy na Korfu. Jak po każdym przyjeździe zrobiłam wielkie pranie. I po prawie miesięcznej nieobecności, miałam ochotę zwyczajnie pobyć na Korfu, w domu. Za mną kolejne lekcje jazdy konno. Tylko czekam, kiedy znów będzie niedziela, żeby znów móc trochę pojeździć.

 

 

Na tych zdjęciach możecie zobaczyć miasto Korfu w odsłonie, której pewnie je nie znacie – kiedy zimą na wyspie nie ma żadnych turystów.

 

Miasto Korfu zimą

 

Jednak wydarzeniem, które przyćmiło wszystko inne, było pojawienie się na świecie nowego członka rodziny. W styczniu moja szwagierka Olivka urodziła pięknego, zdrowego chłopca. Cała Sałatka przeżywa  teraz prawdziwą rewolucję. Temat – na zupełnie oddzielny post, który będzie na blogu już w lutym, więc jeszcze w tej chwili trzymam język za zębami…

Zdradzę tylko, że na tę okazję wylecieliśmy na kilka dni z Korfu prosto do Aten. Przy okazji wizyty u Olivki, razem z dziewczynami które prowadzą blogi na temat Grecji zorganizowałyśmy wspólne spotkanie. Zobaczcie! Czy może rozpoznajecie te dziewczyny?

 

Spotkanie autorek blogów o Grecji! W środku Ania, po prawej Konstancja, u góry po prawej Asia, u góry po lewej Żaneta. Po lewej stronie, ja 😀

Widok na Ateny

Ateny, okolice Monastiraki

 

No i jestem! Ufff… Znów na Korfu! Trochę podziębiona tymi wszystkimi wypadami, ostatniego dnia stycznia obchodziłam moje 35 urodziny. Ta fotka zrobiona następnego dnia, kiedy odzyskałam już siły. To jestem ja. Lat 35. Szczęśliwa z tego kim jestem i z tego co mam.

 

 

A tymczasem na Korfu, pojawiły się pierwsze truskawki…

 

Jak Wam minął styczeń?

Co ciekawego przeżyliście? Gdzie byliście? Co obejrzeliście lub przeczytaliście???

 

 

 

Weekend w Atenach! Zobacz nowy vlog… środa, 5 grudnia 2018

 

W listopadzie było u mnie bardzo pracowicie. Dlatego bardzo czekałam na ostatni weekend listopada, bo w planach mieliśmy wypad do Aten. Nie mogłam w to uwierzyć, ale tak… W dużym mieście nie byłam od początku sezonu na Korfu, czyli ponad pół roku! Zakupy, spacery po mieście, spotkanie z blogerkami i bieg Janiego.

Zobaczcie nowy filmik z wypadu do Aten!

 

TUTAJ! przeczytasz o 10 rzeczach, które musisz zobaczyć będąc w Atenach.

TU! przeczytasz wszystko na temat hoteli na Korfu!

TUTAJ! jest post na temat aborcji w Grecji.

 

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Co działo się u mnie w listopadzie?… poniedziałek, 3 grudnia 2018

 

Dobra kawa, to idealny wstęp do planowania!

 

Teoretycznie listopad nie kojarzy mi się dobrze. Ciemno robi się jak z bicza strzelił. Nagle spada temperatura i jest szaro, buro i ponuro. Ale po tak intensywnej pracy latem, w praktyce listopad okazuje się być dla mnie zbawieniem!

 

TU! przeczytasz o tym jak chronić się przed listopadową chandrą.

 

Początek listopada spędziliśmy na kilkudniowym wypadzie do Platamonas, czyli niewielkim miasteczku, które należy do Riwiery Olimpijskiej. Jani miał tam kurs latania na paralotni dwójkami. Nie było go zazwyczaj całymi dniami. A ja nie miałam ani auta, ani internetu. Co robiłam? Przez te kilka dni wynudziłam się jak mops! W normalnych warunkach byłoby to dla mnie niemożliwe. Ale takie przymusowe nudzenie się – zadziałało na mnie dobrze…

Po powrocie zakasałam rękawy i zamieniłam się w perfekcyjną kurę domową. Od czasu do czasu bardzo to lubię. Doprowadzanie mieszkania do czystości, po prawie 6 miesiącach samotnego urzędowania Janiego, trwało pełny tydzień. W ruch poszło wszystko! Nie było przestrzeni, czy też rzeczy, która nie zostałaby wyczyszczona, ułożona, albo… wyrzucona!

Kiedy mieszkanie przeszło całkowitą transformację, poszłam na manicure i zapisałam się na masaż całego ciała! Niebo! Następnego dnia, kiedy obudziłam się rano, całkowicie zrelaksowana w przepięknie posprzątanym, pachnącym czystością mieszkaniu, zaczęłam planować, co chcę w całym listopadzie.

 

;P

Prostota jest szczytem wyrafinowania. Z wystawy “Leonardo da Vinci” w Atenach

Człowiek idealny. Z wystawy Leonarda da Vinci w Atenach.

 

Jestem maniakiem planowania. Zwłaszcza, kiedy jesienią i zimą pracuję jako typowy freelancer. Powtarzając za Leonardo da Vinci, uważam że „dyscyplina jest matką wolności”. W okresie kiedy nie mam typowej pracy od do, nie mam też „szefa”, który czegoś ode mnie wymaga, codzienność potrafi się nieźle rozmemłać. Ranek staje się południem, poniedziałek niedzielą i we wszystkim panuje jeden wielki chaos. Dlatego kiedy przychodzi listopad moją codziennością rządzą plany i mądre, przemyślane nawyki. W weekend staram się nie pracować, a cały tydzień pracuje ile się da. W niedzielę zazwyczaj nie otwieram nawet komputera, nie zaglądam co tam w telefonie. Na każdy dzień wyznaczam sobie jeden duży cel związany z pracą i kilka mniejszych. Jem zawsze pięć posiłków dziennie i co najmniej raz w tygodniu testuję nowy przepis. Zawsze, raz w tygodniu jest u nas w domu domowe ciasto. W każdy czwartek oglądam fim z górnej półki. Jest to coś z klasyki kina, albo coś ważnego dla kinematografii. Niedzielnymi wieczorami oglądam babskie komedie. Mimo tego, że nie jestem bardzo związana ze sportem, codziennie się ruszam. Codziennie czytam, książkę albo gazetę. Ponieważ pracuję w domu, kilka razy w tygodniu wychodzę na kawę. Raz w miesiącu gdzieś jedziemy. Dzięki tym regułom i nawykom, w mojej codzienności naprawdę wiele się dzieje, a między wszystkim panuje względna równowaga.

 

Metro w Atenach

Ateny, ulica Ermou

Typowy widok dla dużych greckich miast. Psiak spokojnie śpi w wejściu do dużego sklepu…

Ateny na przełomie listopada i grudnia

 

Kiedy tylko posprzątałam mieszkanie, przykułam tyłek do krzesła przy biurku i zaczęłam intensywnie pracować. Już teraz wprowadzamy do naszej oferty aż pięć nowych wycieczek, które będziemy sprzedawać on line. Trzeba więc pozmieniać stronę, przygotować ofertę i cały system rezerwacji on line.

 

TUTAJ! przeczytasz o 10 rzeczach, które trzeba zrobić będąc na Korfu.

 

Po dość intensywnych tygodniach pracy przy biurku, nasz wypad do Aten w ten weekend był dla mnie jak zbawienie. W dużym mieście nie byłam jakieś pół roku. I jak tylko wysiadłam z metra, poczułam się jak u siebie. Strasznie brakuje mi dużego miasta, które jest moim naturalnym środowiskiem. Więc czerpałam z tego wypadu garściami. Razem z Anią (a bloga Nie Udawaj Greka) oraz Konstancją (z bloga Kochająca Grecję) byłyśmy na kawie. Dużo czasu spędziliśmy spacerując po mieście i na typowych zakupach. Razem z Olivką i jej mężem Pieprzem byliśmy na fajnym jedzeniu. Wpadliśmy również na wystawę Leonarda na Vinci, a na koniec Jani wziął udział w biegu na 10 km.

 

My, chwilę przed rozpoczęciem biegu

Ateny, 2 grudnia, bieg na 10 km

Na fotce ja, Konstancja i Ania

 

TU! przeczytasz o tym, dlaczego Olivka nie znosi feministek.

 

Dziś poniedziałek! Początek tygodnia i początek miesiąca. Jak zwykle za chwilę zrobię dobrą kawę i pomyślę, jaki chce by był dla mnie grudzień i nowy… 2019 rok!

A jakie wy macie plany na grudzień? Myślicie o czymś fajnym??? Koniecznie piszcie w komentarzach!

 

 

Z CYKLU: Inny punkt widzenia – 10 i pół miejsc, które musisz zobaczyć w Atenach… piątek, 27 kwietnia 2018

AKROPOL

 

 

Czy w swoich planach macie podróż do stolicy Grecji – Aten? Nikt nie opisze tego miejsca tak dobrze, jak osoba która: A) kocha to miejsce B) mieszka tam. Dziś gościnny post Ani, autorki bloga o Atenach NieUdawajGreka.pl . Serdecznie zapraszamy Was do przeczytania tego postu i wpadania do bloga Ani!

 

***

 

Jak z tysiąca miejsc wybrać dziesięć?! Za każdym razem, gdy słyszę prośbę o wybranie  wartych odwiedzin miejsc w Atenach, łapię się za głowę.

Z miejsc godnych polecenia mogłabym napisać drugą “Odyseję” i na dodatek nie byłabym pewna, czy na ich odwiedzenie starczyłaby 10-letnia tułaczka. A przecież na pobyt w Atenach zwykle mamy w najlepszym wypadku parę dni.

Dlatego w tym wpisie wybrałam  10 miejsc i połówkowy bonus, bez odwiedzenia których nie wyobrażam sobie wizyty w stolicy Grecji.

Parlament

Nie chodzi tu tyle o budynek byłej rezydencji króla Ottona, ile o zobaczenie Evzones – członków najbardziej elitarnej jednostki greckiej armii greckiej. Stawcie się pod Parlamentem o pełnej godzinie, (najlepiej w niedzielę o 11.00 gdy wydarzenie jest najbardziej doniosłe), a zobaczycie pełną precyzji zmianę warty przed symbolicznym Grobem Nieznanego Żołnierza.

Ogrody Narodowe

Widzieliście kiedyś żółwia na wolności?  Nie wystraszcie się, gdy podczas spaceru po Ogrodach Narodowych skubnie trawę zaraz przy Waszym bucie! Mimo położenia w samym centrum ruchliwej stolicy, Ogrody Narodowe to prawdziwy raj dla papug, kaczek, żółwi. I oaza zieleni dla zmęczonego słońcem turysty.

Dimotiki Agora / Centralny Market

Zostawcie na chwilę zabytki i chodźcie tu, gdzie toczy się życie – na ateński market! Przekrzykujący  i licytujący się sprzedawcy obudzą w Was żyłkę do robienia interesów! Serio, nie znam nikogo, kto opuściłby ten market z niczym. Zresztą i ja gdy idę “tylko po pomidory”, kończę obładowana siatkami tak, że przysłaniają mi całą drogę do domu! Truskawki ułożone w piramidy, kraby uciekające z siatkowanych worków, zwisające z haków mięso – tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć.

Akropol

Choć cena wejściówek skutecznie potrafi odgonić to… nie dajcie się! Albo pokombinujcie by synchronizować swój pobyt ze świętem narodowym, w czasie którego wstęp na atrakcję jest darmowy! Choć Akropolu naoglądaliśmy się w książkach do historii, to być w Atenach i nie zobaczyć świątyni poświęconej bogini miasta to… grzech!

Likavitos

Co jest lepsze od wspięcia się na Akropol? Wejście na szczyt, z którego… widać Akropol! 😉 Półgodzinną wspinaczkę po schodach (których nigdy nie udało mi się zliczyć), wynagrodzi wam widok na panoramę Aten – aż po Pireus! A jeżeli zabraknie tchu w piersiach po zwiedzaniu innych atrakcji, to na szczyt najwyższego wzgórza Aten możecie dostać się także kolejką linową (tzw. teleferik).

Ulica Ermou

Choć “shoppingu” unikam jak ognia, to nie wyobrażam sobie wizyty w Atenach bez przejścia handlową ulicą Emrou. Nie tylko dlatego, że łączy on dwa główne stacje w centrum – Monastiraki i Syntagma, więc siłą rzeczy znajduje się “po drodze”. Ermou urzeka przeplatanką chaosu witryn H&Mu, Sephory czy United Color of Beneton i spokoju bijącego od jednego z najstarszych ateńskich kościółków – Panagia Kapnikarea, który wyrasta na samym środku handlowej promenady. Urocze połączenie dopełniają dźwięki katarynki, albo bouzuki jednego z ulicznych występów.

Deptak oplatający Akropol

Gdy spaceruje się po ulicy Apostolou Pavlou i Dinusiou Areopagitou, trudno uwierzyć, że jeszcze paręnaście lat temu, przebiegała tu całkiem ruchliwa ulica. Na szczęście auta ustąpiły miejsca pieszym i dziesiątkom kramów. Na własnoręcznie złożonych stoiskach znajdziecie bransoletki z muliny, retro obrazki, ceramiczne lampiony, ręcznie skręcane figurki rowerów, a w weekendy – tony antyko-staroci. Na tym deptaku na pewno kupicie najbardziej oryginalne pamiątki.

Plaka

Najstarsza dzielnica Aten pełna jest kolorowych klasycystycznych budynków w różnym stanie – od sypiących się tynkiem, po świeżo odnowione. Plaka z wyrastającymi na każdym kroku zabytkami takimi jak Wieża Wiatrów, rzymska agora, czy  wyglądający zza ulicy łuk Hadriana, jest najbardziej uroczą dzielnicą Aten. Pełna kawiarni i tawern rozłożonych na schodkach wśród których spacery, nigdy się nie nudzą!

Anafiotika

Jeżeli marzyły się Wam bielone domki, uliczki w których czasem trzeba obrócić się bokiem, by się przez nie przecisnąć i kolorowe kwiaty zastawiające drogę z obu stron, to znajdziecie je u podnóża Akropolu. Spacer po wybudowanej przez pochodzących z cykladzkiej wyspy Anafi architektów, jest namiastką wypadu na wyspy. Choć brak tu kawiarni, to razem z dziesiątką kotów, możecie tu odsapnąć od zgiełku stolicy.

Monastiraki

Choć Monastiraki w niczym nie przypomina pchlego marketu (choć taki napis wita odwiedzających), to i tak powinniście go odwiedzić. Przejść się wzdłuż kolorowych straganów z oliwkowymi mydłami, drewnianymi brelokami w kształcie penisa, pstrokatymi szalami i t-shirtami z drukami na zamówienie. No i oczywiście przybić “żółwika” z czarnoskórymi chłopakami, którzy na Placu Monastiraki odbębniają koncerty na drewnianych bongosach.

Kawiarnia z widokiem na Akropol

Przyszedł czas na tytułową połówkę – dodatek który koniecznie musicie uwzględnić przy 10 miejscach odwiedzanych w Atenach. Tu odpoczniecie, bo zwiedza się je bez  przebierania nogami. Podczas pobytu w Atenach musicie znaleźć pół godziny na wypicie frappe. Bez nie j- słowo daję! – Ateny nie będą Atenami.

Gdzie pić kawę? Gdziekolwiek, byleby z widokiem na Akropol! 😉 Z dziesiątek miejsc (Ateńczycy uwielbiają tworzyć coraz to nowe lokale z widokiem na Akropol), proponuję A for Athens (www.aforathens.com) lub Couleur Locale   (www.couleurlocaleathens.com/home/).

 

Tekst i zdjęcia: Anna Hajda, nieudawajgreka.pl

 

 

 

Hydra. Jeśli „być” jest największą atrakcją… poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Miasto Hydra

 

Już tak się u nas utarło. Że na kilka chwil przed rozpoczęciem sezonu na Korfu, płyniemy w jakiś nowy dla nas teren Grecji, najczęściej na wyspę. Od dłuższego czasu planuję odwiedzić Rodos. Mam też ogromną ochotę na Karpathos i Ikarię. A po ubiegłorocznych wakacjach na Amorgos, które skradło moje serce, nie mogę się doczekać, kiedy popłyniemy na Naksos. Wyspy Grecji to prawdziwy fenomen. Każda jest zupełnie innym światem.

***

TU! znajduje się mój przewodnik po Zakinthos.

TUTAJ! przeczytasz wszystko o Santorini.

TU! są posty na temat Krety.

TUTAJ! możesz poczytać o Amorgos.

TU! jest post o Kefalonii.

TUTAJ! przeczytasz na temat Chios.

***

W tym roku byliśmy bardzo ograniczeni czasowo, a ja byłam mocno zmęczona pracą. I przecież dosłownie chwilę wcześniej byliśmy w Polsce na nagraniu programu do TVN24 Biznes. Zdecydowaliśmy więc, że jedziemy na Hydrę. Dlaczego? Po pierwsze ta wyspa jest jedynie dwie godziny promem od Aten. Po drugie, nie wymagała ode mnie większego przygotowania merytorycznego. A po trzecie, to właśnie na niej mieszkał Leonard Cohen, a mnie bardzo ciekawiło właściwie: dlaczego? I w końcu po czwarte. Potrzebowałam wyspy, na której zwyczajnie mogłam na całego się wyluzować. Hydra okazała się być strzałem w dziesiątkę!

Niewielki port w mieście

Środek transportu, czyli muły!

Panorama na miasto

Hydra, to niewielka wyspa (65 km2), która znajduje się na wschodnim wybrzeżu Peloponezu, należy do archipelagu Wysp Sarońskich. Mieszka na niej jedynie 2,7 tys. osób. Jest więc naprawdę bardzo mała. Ale właściwie od Wielkanocy po samą końcówkę października, odwiedzają ją ogromne ilości turystów. Pewnie zastanawiacie się jakie turystyczne atrakcje przyciągają na Hydrę tak dużą ilość osób? Odpowiedź jest  zaskakująca, a mianowicie… ŻADNE (sic!). Tak, napiszę to raz jeszcze. Na Hydrze nie ma żadnych atrakcji turystycznych. Super ważnych budowli, które rozpoznacie od razu. Fantastycznych plaż (tak na marginesie – nawet te są bardzo słabe). Brak powalających muzeów, zabytków. Nie ma żadnego parku wodnego,ogrodu zoologicznego, centrum spa, etc. W jakim więc celu na tę wyspę przypływa aż tylu turystów? Fenomen, bo mimo takiego rozwoju cywilizacji i takiej ilości atrakcji, tysiące ludzi przypływa na Hydrę, żeby zwyczajnie BYĆ. Nie robić niczego. Godzinami pić kawę i całymi popołudniami spędzać czas z bliskimi w tawernie. Chodzić po krętych uliczkach zupełnie bez celu. Czy też zwyczajnie czytać książkę. Właśnie tego było mi trzeba…

Aktywne zwiedzanie Hydrii jest dość mocno uniemożliwione. Na całej wyspie obowiązuje ścisły zakaz poruszania się samochodami, motorami, a nawet rowerami! Dlaczego tak jest? Żeby chronić bardzo cenną architekturę stolicy wyspy, która pochodzi jeszcze z XVIII wieku. Dawniej Hydra była niezwykle bogata. Dziś mieszka na niej około 2,7 tys. osób, ale w XVIII wieku mieszkało tam 20 tys. ludzi, którzy w ogromnej mierze trudnili się intratnym handlem. Do dziś piękne, dostojne i bardzo solidne budynki, które zostały zaprojektowane  przez architektów z Wenecji i Genui, są jakby niewspółmierne do tak niewielkich  rozmiarów Hydry. Nie  zrozumcie mnie źle, ale zawsze kiedy płynie się na małą  wyspę, spotyka się niewielkie, skromne, często liche domki. A na Hydrze niektóre budynki swobodnie mogłyby zdobić centra dużych miast Ellady.

Transfer do hotelu 🙂

Większość mieszkańców zamieszkuje obszar stolicy lub okolic. Wszyscy poruszają się na koniach, osłach lub popularnych na wyspie mułach. Można by pomyśleć, że jest to sprytna turystyczna atrakcja, która ma przyciągnąć na wyspę jeszcze więcej osób. Bynajmniej! Takie myślenie, zwyczajnie nie leży w naturze Greków. Po prostu, po  pierwsze nikt na Hydrze nie chce poszerzać dróg, bo to oznaczałoby burzenie starych, pięknych budynków. A po drugie, Grecy jeśli przyzwyczają się do czegoś z czym jest im dobrze, nie widzą większego celu w wprowadzaniu zmian, tylko dlatego, że tego oczekuje od nich cywilizowany świat. Fantastyczne, prawda?

Do dziś Hydra ma opinię wyspy drogiej. W Grecji mówi się, że jej mieszkańcy są ludźmi zamożnymi, a i turyści którzy tam przypływają, nie są nastawieni na wakacje niskobudżetowe. Trudno temu zaprzeczyć, spacerując uliczkami miasta. Mimo, że wyspa jest tak mała, wszystkie sklepy turystyczne są luksusowe. I na próżno szukać tańszej, turystycznej komercji. Wyspa jest uwielbiana przez Brytyjczyków, Francuzów, Niemców czy też spragnionych słońca Skandynawów. Uwielbiają ją również odwiedzać sami Grecy.

Dom Leonarda Cohena

Wielką sławę Hydrze przyniosła Sofia Loren, która zagrała w filmie „Chłopiec na Delfinie” (1957). Jego akcja toczy się między innymi na tej wyspie. Kilka lat później przeprowadził się tu Leonard Cohen, który właśnie na Hydrze znalazł spokój potrzebny do tworzenia. Do dziś jego dom znajduje się dwadzieścia minut spacerem od portu. Po śmierci Cohena przeszedł w ręce rodziny. Podobno zawsze w sierpniu przypływają tu jego dzieci.

Hydra jest rewelacyjną wyspą na krótkie wakacje, albo na weekendowy wypad. Będzie idealna dla osób, które zwyczajnie potrzebują się wyluzować, ciesząc się przebywaniem w pięknym miejscu, w którym można naładować baterie. Można tu uciec od świata i cywilizacji. Zamiast pędzić z miejsca w miejsce, wybrać się gdzieś na osiołku. I godzinami gapić  w wybrzeże Peloponezu po drugiej stronie.

 

INFORMACJE PRAKTYCZNE

Wizyta na Hydrze będzie idealna, jeśli w planach macie dłuższy pobyt w Atenach i chcecie na chwilę uciec od atmosfery wielkiego miasta. Wystarczy wsiąść do promu w Pireusie. Te na Hydrę w sezonie kursują kilka razy dziennie. Z Pireusu na Hydrę płynie się około dwóch godzin. Bilet kosztuje około 30 € w jedną stronę. Warto zarezerwować go wcześniej, bo w szczycie sezonu, może nie być już wolnych miejsc.

Do przygotowania tego tekstu korzystałam z przewodnika: Grecja. Podróże z Pasją, GLOBL PWN, 2009.

 

 

WIELCY GRECY. Akis Petretzikis. Czyli, najlepszy kucharz dzisiejszej Grecji… sobota, 23 grudnia 2017

 

Akis na okładce swojego magazynu

Kiedy kolejny i kolejny raz słyszę słynne stereotypowe stwierdzenie, że Grecy to lenie, to w środku mnie dusi. Muszę się nastarać, żeby zachować plus minus neutralny wyraz twarzy. Jak zazwyczaj odpowiadam? Krótko. Że Grecy są leniami, dokładnie tak samo, jak Polacy złodziejami. Boli, kiedy tak mówią o nas inni, prawda? To dlaczego tak łatwo oceniamy innych?

Idealnym przykładem tego jak fantastycznie Grecy potrafią tworzyć, kreować, pracować jest Akis Petretzikis. Przyznaje się publicznie, ale bez obaw. Jani również dobrze o tym wie… Kocham tego gościa! Jest dla mnie wzorem jak pięknie można rozwijać swój talent, kreować karierę i pasję zamieniać również i na pieniądze.

 

Swobodnie, Akis Petretzikis może być uznany, za obecnie najsłynniejszego kucharza  Grecji. A ma dopiero 33 lata. W czym tkwi jego fenomen? Po pierwsze,  przełamał funkcjonujący w Grecji stereotyp, że dobra kuchnia wyjść może jednie spod pulchnych paluszków greckich pań domu, najlepiej w zaawansowanym wieku. Po raz pierwszy zaczął gotować facet z tatuażami, który modnie się ubiera i wygląda na macho.  Po drugie. Grecy zakochali się w jego przepisach.  Bo okazało się, że fantastyczne dania mogą być również szalenie proste. A w końcu po trzecie, do typowych greckich przepisów,  Petretzikis wprowadził nieco potrzebnego kosmopolitycznego powietrza.

Ale jak do tego doszło? W 2010  Petretzikis wygrał pierwszą edycję greckiego Master Chef. Na ekranie prezentował się genialnie, więc szybko zainteresowały się nim media. Następnie przyszedł własny program, kanał na You Tube, również własny magazyn i kilka wydanych książek kulinarnych. Obecnie Akis Petretzikis dorobił się dwóch lokalów w Atenach. Burger AP, gdzie serwuje się dobrej jakości jedzenie fastfoodowe i Kitchen Lab, gdzie można zjeść słodkości, brunche i wypić świetną kawę. Oba miejsca, okazały się strzałem w dziesiątkę i często nie ma tam wolnych miejsc. Są przykładem idealnego rozeznania, czego teraz potrzebują Grecy. Jedzenie jest szybkie, świetne, a ceny są przystępne. Autorem jest sama kulinarna gwiazda, ale przyjść i spróbować może każdy.

Kliknij TU!, żeby przeczytać o tym gdzie zjeść na KORFU.

Akis Petretzikis jest tyranem pracy. Podobno śpi góra sześć godzin dziennie. Gotuje, gotuje i raz jeszcze gotuje. Jest go pełno wszędzie. Ma rewelacyjne wyczucie,  co potrzebne jest Grekom właśnie teraz, co się sprawdza i co jest modne. Doskonale posługuje się mediami społecznościowymi. Wie jak wykreować produkt, a później umiejętnie go sprzedać. Ujmując krótko. Talent, potężna ilość  pracy i rewelacyjna reklama. Przykład świetnie rozwijanej kariery, jaką można obserwować w Grecji teraz.

Wypróbowaliśmy z Janim już wiele  przepisów Akiego. Zawsze bacznie obserwuje co takiego  dzieje się  na jego Instagramie. Tuż przed Świętami byliśmy również w słynnym Kitchen Lab. Zobaczcie jak jest tam pysznie! W dzisiejszym poście zapraszamy Was również na krótki filmik!

 

Adres Kitchen Lab:

Anthipolochagou Tassopoulou 2

Ag. Paraskevi 153 43

Ateny

 

 

Kolejny bieg Janiego. Czym jest Legion Run?… sobota, 27 października 2017

Legion Run, Ateny

Legion Run, Ateny

To działo się stopniowo. Właściwie nie wiadomo kiedy, Jani załapał bakcyla biegania. Wyszukuje najróżniejsze biegi, jakie organizowane są w Grecji i bierze w nich udział. Najróżniejsze. Krótsze i dłuższe. W tę niedzielę jedziemy po raz drugi na półmaraton górski w Meteorach. Natomiast dwa tygodnie temu pojechaliśmy do Aten, bo tam odbywał się Legion Run. Oglądałam to z daleka. I już od samego patrzenia, wszystko mnie bolało… Czym jest Legion Run?

Legion Run to rodzaj biegu, w którym przede wszystkim pokonuje się najróżniejsze przeszkody. Trzeba przejść przez tunel prawie całkowicie wypełniony błotem. Wspiąć się do góry po wiszącej linie. Wejść do kontenera wypełnionego lodem, czy też wbiec do góry po ślizgawce. Nikt tu nie wygrywa i nikt nie konkuruje, bo uczestnicy mają sobie pomagać. Nie chodzi również o szybkość, ale o samo pokonanie bardzo trudnych przeszkód. Bieg jest morderczo ciężki i trzeba się wykazać niezwykłą sprawnością fizyczną i odpornością.

Wszystko wskazuje na to, że już za jakiś czas Jani będzie gotowy by wziąć udział w najtrudniejszym biegu jaki jest w Grecji. Chodzi o pełny maraton na górę Olimp, czyli ponad 40 km biegu górskiego. Hop! na najwyższy szczyt w Grecji i z powrotem…

Dziś, pierwszy po letnim sezonie filmik – właśnie z Legion Run. I kilka zdjęć z tego wydarzenia…

3 4 4a 5 6 7 8 9 10 11 12

 

Nasz weekend w Atenach. Zobacz nasz nowy filmik!… czwartek, 17 listopada 2016

Kiedy poza letnim sezonem nie ma mnie na Korfu, kiedy tylko mogę gdzieś jadę. Kocham podróże. Ostatni weekend spędziliśmy w Atenach. Mieliśmy naprawdę wielkie szczęście, bo pogoda nie mogła być piękniejsza. Wypad udał się świetnie! I już planujemy gdzie tu wybrać się następnym razem… Dziś filmik z naszego weekendu z Atenach – miłego oglądania!

P.S. Bilet wstępu na Akropol kosztuje w sezonie letnim 20 euro, w sezonie zimowym 10 euro. Natomiast w każdą pierwszą niedzielę miesiąca – wstęp jest darmowy. I nam, zupełnie przypadkowo w tę pierwszą niedzielę udało się wcelować:D Odwiedzajcie to miejsce! Jest naprawdę piękne…

Olivka uznana za zbyt grubą w sklepie z ekskluzywnymi ubraniami. Czyli… Greczynki, a kompleksy… sobota, 23 kwietnia 2016

Od już jakiegoś czasu Olivka i jej chłopak Pieprz mieszkają w Atenach. Oznacza to, że mamy do siebie rzut beretem. Czasami wpadają do nas. A czasami Jani i ja wybieramy się w odwiedziny do Aten.

Wpadliśmy do Olivki i Pieprza jakieś dwa weekendy temu. Mieliśmy w planach to i tamto, plus również po prostu się wyluzować, korzystając ze spokojniejszego czasu na dwa dzwonki przed turystycznym sezonem. Było super! Weekend idealny. Wybraliśmy się między innymi na kawę i spacer do Kifisja, czyli obecnie jednej z najbardziej ekskluzywnych dzielnic Aten. Jeśli kiedykolwiek będziecie odwiedzać stolicę Grecji, koniecznie tam zajrzyjcie, bo to zupełnie inna odsłona tego niezwykle różnorodnego miasta.

Zostawiłyśmy Janiego z  Pieprzem na kawie, a same poszłyśmy oglądać wystawy sklepowe. Gdyby tak wygrać w totolotka… Ceny były zawrotne, ale ubrania naprwdę piękne. Kiedy  szłyśmy ulicą, Olivce wpadła w oko jedna sukienka. Co prawda była to kreacja typowo wyjściowa, a żadna okazja się nie nadarzała, ale przecież nie wszystko w życiu musi być tak od razu logiczne. Weszłyśmy do sklepu. Olivka poprosiła sprzedawczynię, żeby podała sukienkę do przymiarki.

Kiedy Olivka się przebierała, ja testowałam piętnastocentymetrowe szpilki za grupo ponad dwieście euro. Haha – hihi! Bawiłyśmy się świetnie. Co prawda ceny w tym sklepie były mało dla nas osiągalne, ale…

Nagle,  teatralnym ruchem Olivka rozsunęła zasłnę przymierzalni, jakby rozsuwała kurtynę.  W kolorze czerwonego wina wyglądała spektakularnie. Krój też był idealny. Problem był tylko z rozmiarem. Sukienka ewidentnie była o numer, a nawet dwa za mała.

Sprzedawczyni z pewnością wyczuła, że nie mamy w planach niczego kupować, tylko tak  sobie mierzymy. Albo jej się to nie spodobało, albo była nie w  nastroju. Kobieta zmierzyła Olivkę wzrokiem od wielkiego palca u nogi, aż po sam czubek głowy i z zadartym nosem powiedziała:

-Pani jest na tę sukienkę za gruba. Nie ma już większych rozmiarów.

Myślałam, że ugną się pode mną te piętnastocentymetrowe szpilki. Spojrzałam na Olivkę i tak samo jak sprzedawczyni nie mogłam powstrzymać ciekawości, co takiego odpowie…

*

Przyznam się zupełenie szczerze. Kiedy pierwszy raz, te kilka lat temu poznałam moją obecną szwagierkę, nie tyle za nią nie przepadałam. Ja jej zwyczajnie nie lubiłam. Działała mi na nerwy jej pewność siebie i zupełny brak samokrytyki. Ale przez te kilka lat mieszkania w Grecji, sporo się jednak zmieniłam. Zupełnie inaczej zaczęłam postrzegać ludzi i świat. Oduczyłam się oceniania po pozorach, jak przyznaje – było kiedyś. I jakoś tak stopniowo najpierw Olivka przestała mnie irytować. Później stała się dla mnie neutralna. Aż w końcu, z ręką na sercu mogę to powiedzieć – ogromnie ją lubię (i to z wzajemnością). Rozumiem jednak również siebie sprzed tych kilku lat. Ja po porstu nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z takim typem osobowości. Typem dziewczyny, czy też kobiety, który w Grecji pojawia się bardzo często. Takim rodzajem Greczynek, które niezależnie od tego kim są, co robią i jak wyglądają, całkowicie pozbawione są kompleksów.  I moja szwagierka Olivka, jest idealnym tego typu przykładem. Widać to już na kilometr. Mocno wyprostowane plecy. Lekko zadarty nos. Silne spojrzenie, zawsze patrzące głęboko w oczy. Chód, jakby ulica którą idzie, nazwana była jej imieniem. Taki rodzaj kobiet pierwszy raz spotkałam mieszkając właśnie w Grecji. A przebywanie z takimi kobietami, było dla mnie absolutnie największą lekcją pewności siebie i najlepszym antidotum na wszystkie moje kompleksy.

*

Olivka odgarnęła swoje czarne jak atrament włosy. Rzeczywiście, sprzedawczyni obiektywnie miała sporo racji. Wyglądała w tej sukience za grubo. Wcisnęła się w nią, a następnie zapięła na siłę, tak że skóra, a pod nią gramy tłuszczyku wydostawały się w każdy możliwy sposób. Nie chodziło jednak wcale o nadwagę, a zwyczajnie źle dobrany rozmiar. Olivka patrzyła na sprzedawczynię przez chwilę, wiedząc że to właśnie cisza jest w tej sytuacji najbardziej wymowna. Po jakiś piętnastu sekundach zawieszenia w czasie, które wydawało się trwać wieki, Olivka wybuchnęła nieskrępowanym, perliczym śmiechem. Wypełniała  go  nokautująca sprzedawczynię współczująca pobłażliwość. Olivka śmiała się jakby zobaczyła dziecko, które niechcący się poplamiło, a popełniona przez nie gafa była nawet nieco urocza. Ech! Ty głupiutka! Sprzedawczyni była zupełnie zbita z tropu. Olivka nie musiała dodawać już niczego. Weszła znów do przymierzalni i przebrała się w swoje ubrania. Chwilę potem  stałyśmy znów na zalanej słońcem ulicy. Kiedy tak razem szłyśmy, Olivka dodała:

-Ależ ona musiała mi zazdrościć… No cóż… W sumie to się jej nie dziwie, więc trzeba jej wybaczyć. Ale! Jak już będzie mnie stać na tę kieckę, a ciebie na te szpilki, to pójdziemy do sklepu obok! Nawet jakby zrobili 90% przeceny, to moja noga już tam nie postanie!

Skąd w Greczynkach taka pewność siebie? Jak to się dzieje, że już jako dziewczyny przeistaczają się w kobiety, zupełnie nie mając kompleksów? Mam oczywiście na to swoją teorię… Ale o tym już w najbliższym poście! 

 

Twarze starożytnych Greków… sobota, 9 kwietnia 2016

Kiedy na pierwszym roku historii sztuki przerabialiśmy starożytność, była to dla mnie najnudniejsza rzecz na całym świecie. W sumie się sobie nie dziwię, bo system nauki: nazwa – data – styl – miejsce, zabiłby pasję u największego zapaleńca. Dziś mieszkając w Grecji odkrywam starożytność zupełnie na nowo. Mam ją przecież  na wyciągnięcie ręki.

Kilka dni temu wpadliśmy na weekend do Aten do Olivki (o naszej wizycie będzie niedługo:D). Jeszcze przed załatwianiem najróżniejszych spraw, w sobotę wstałam wcześnie rano i pojechałam do Ateńskiego Muzeum Archeologicznego. Po ilości turystów czuć, że sezon letni powoli się rozpoczyna, choć nie było jeszcze tłumów, które przeszkadzałyby w zwiedzaniu. Zresztą… Prawdę mówiąc mnie nawet największe tłumy nie przeszkadzają. Po prostu bardzo  cieszy mnie widok  ludzi, którzy przyjeżdżają często z całego świata, żeby podziwiać sztukę.

Choć największe dzieła greckiej starożytności są poza Elladą, warto odwiedzić to muzeum. Jest tam ogromna ilość rzeźb i łatwo dostać oczopląsu. Ja  podczas mojego sobotniego spaceru postanowiłam zwracać szczególną uwagę na jeden przewodni element. Były to twarze. Dziś kilka zdjęć z mojej ostatniej wizyty. Zobaczcie jak stopniowo coraz to lepiej, dokładniej, coraz bardziej realistycznie i ekspresyjnie starożytni wydobywali z marmurów rysy ludzkich twarzy.  Jak wyglądali starożytni Grecy? Patrząc na ostatnie zdjęcia z pewnością zauważycie, że tak naprawdę nie różnili się zbytnio od nas…