Oh! Styczeń już za nami?! Moje 36!… poniedziałek, 1 lutego 2021

 

 

Większość z nas jest teraz w takim właśnie stanie. Chcąc, czy też (bardziej) nie, musieliśmy przyzwyczaić się do nowych zasad życia, w tej innej rzeczywistości. Nikt tu nikogo nie pyta się przecież o zdanie. Trochę już przyzwyczailiśmy się do tego, że jest bardzo ciężko.

Pierwszy raz w moim dorosłym życiu, jestem tak długo w jednym miejscu, na dodatek na wyspie. Z Korfu nie wyjechałam ani raz przez okrągłe już 12 miesięcy. I nie mam pojęcia kiedy uda mi się wyjechać. Spotkania z ludźmi oraz różne aktywności, wszyscy mamy teraz ograniczone do minimum. Ratunkiem jest internet i choć internetowa łączność ze światem. Im dłużej trwa jednak ten lockdown, coraz trudniej jest mi usiedzieć w domu i coraz mniej chętnie patrzę na ekran komputera i telefonu. Jak powietrza brak mi podróży, spotkań z ludźmi. Normalności. No, ale przecież nie mi samej…

Jest to jedno z moich noworocznym postanowień. I urodziło się najwyraźniej z potrzeby tej chwili. Kiedy obmyślałam moje plany na rok 2021 pomyślałam, że chcę być w nim jeszcze bardziej zdrowa, jeszcze bardziej wysportowana, chcę tryskać dobrą energią i chcę być zadowolona z kondycji i wyglądu mojego ciała. Najpierw była ta myśl, taka właśnie chęć, takie wyobrażenie. A później… Później należało już tylko podjąć to wyzwanie!

To co zamarzyłam i czego tak bardzo zapragnęłam, okazało się że daje mi pływanie zimą. Przez cały styczeń pływałam dwa razy w każdym tygodniu. Nigdy nie lubiłam zimna i zawsze byłam strasznych zmarzluchem. Dla wielu osób wchodzenie do wody, kiedy na zewnątrz jest jakieś 12 stopni nie jest wielkim wyczynem, ale każdy ma swój własny szczyt. Dla mnie przełamanie się i wejście do zimnej wody, w środku greckiej zimy, za każdym razem wymagało przełamania się. Zwłaszcza na samym początku. Za każdym razem na kilka chwil przed wejściem, w mojej głowie pojawiało się tysiąc argumentów, dlaczego tego dnia tego nie robić, że może jutro, czyli zapewne nigdy. Ale radość, jaka pojawiała się we mnie po przełamaniu mojej słabości połączona z ruchem i zimnem wody, stała się jak wewnętrzna bomba dobrej energii, która wybucha i promieniuje na co najmniej kilka następnych dni, aż do kolejnej kąpieli. Dzięki pływaniu zimą, mimo całego zamieszania na świecie i mimo nadal trwającego zamknięcia, z ręką na sercu – mój styczeń był dla mnie jednym z najfajniejszych miesięcy jakie od dłuższego czasu pamiętam! Ja zwyczajnie czułam się fenomenalnie razem ze sobą!

 

 

Podobno nie ma zbiegów okoliczności. I pewnie nie był nim mail, który dostałam od mojej czytelniczki. Kiedyś pisałam, że jedną z osób, które bardzo mnie inspirują jest już niestety świętej pamięci Antoni Huczyński, czyli słynny Dziarski Dziadek. Jeśli ktoś z was go nie zna, koniecznie wyszukajcie w internecie. Ten post znajduje się tu, niżej.

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Co fajnego w Polsce?… poniedziałek, 9 lutego 2015

 

Weronika, która do mnie napisała przez długi czas mailowała z panem Antonim. Przesłała mi ostatni mail, który dostała od Dziadka, przed jego śmiercią. Razem z Weroniką chcemy się  z wami tym mailem podzielić… Tutaj jest jego treść. Ma on dla mnie niezwykle cenne przesłanie. Wklejam treść maila, bez nanoszenia żadnych zmian. Tak jak pan Antoni napisał w oryginale.

 

(…) Pani Weroniko, nasz świat niczego za darmo nam nie serwuje, na wszystko musimy sobie sami zapracować. Każdy człowiek w swoim żyiu szuka zdrowia, długowiecznośći, szczęścia i jak pokonać swój krąg niemożliwości. Każdy z nas chce żyć bez bólu, zmartwień, trosk i cierpień . I ten upływający czas, żłobi w duszy złowieka wiele refleksji, nadziei i zwątpień i tą tęsknotę, jaką jest idealna miłość. Trzeba cieszyć się, radować, uśmiechać, bo to doskonały wynalazek natury. Ja dodam od siebie, że ruch musi być twoją codziennością, tak, jak oddychanie. Gimnastyka, biegi, spacery, to rywalizacja samego z sobą, to sposób na zdrowie i radość, to filozofia i mądrość. to szacunek dla własnego zdrowia, , tutaj nie trzeba nikogo pokonać, nikogo zwyciężyć, to walka ze swoim lenistwem, próżniactwem i wygodnictwem. Pani Weroniko, proszę pamiętać, cały nasz przeogromny Wszechświat jest w nieustannym ruchu. Serdecznie Panią pozdrawia, wiekowy 98 latek, jeszcze w całkiem dobrym zdrowiu, Antoni Huczyński

 

Pan Antoni jak zwykle ma rację. Te słowa przeczytałam przed moim kolejnym wyjściem, żeby popływać, kiedy znów czułam, że wszystkie głosy w mojej głowie, przekonują żeby tego nie robić. Właśnie wtedy bardzo potrzebowałam to przeczytać.

Szczęście.

Dobre samopoczucie.

Zadowolenie ze swojego ciała.

To wszystko wymaga od nas pracy. Nic nie przychodzi samo, od tak z siebie. Nikt nie da nam dobrej kondycji, dobrego samopoczucia. Nie możemy tego kupić. Na to wszystko sami  musimy ciężko zapracować. Wypracowując nowe nawyki. Przełamując siebie. Pokonując własne słabości. Wyznaczając sobie nowe cele. Zachowując konsekwencję i samodyscyplinę. A życiowe poczucie szczęścia, moim zdaniem jest wynikiem włożonej przez nas pracy, naszego samozaparcia.

 

 

Wczoraj miałam moje 36 urodziny. Jak możecie się domyśleć, nie było dużej imprezy, obyło się bez wielu prezentów, nie było też wyjścia na fajne, dobre jedzenie. Przybył mi kolejny rok życia. Z tej okazji sama dałam sobie najlepszy prezent. Znów przełamałam siebie i weszłam do zimnego morza. Po zdrowie, po energie, po kondycje, po endorfiny. Po moje szczęście. 36 lat na karku, a ja w moim ciele tak dobrze nie czułam się jeszcze nigdy!

 

TU! przeczytasz o moim smoothie z pietruszki.

TUTAJ! przeczytasz o najstarszej dzielnicy miasta Korfu.

TU! sprawdzisz ofertę naszych wycieczek po Korfu.

 

 

 

 

 

Mój styczeń… środa, 5 lutego 2020

 

Grecja w styczniowym wydaniu…

 

Po tym co działo się w styczniu, z nieopisaną przyjemnością rozpakowałam walizkę, schowałam ją na samo dno szafy i w głębi siebie pomyślałam, że przez najbliższych kilka chwil nigdzie się nie wybieram. Z przyjemnością zakrywam się pod ciepłym kocem i z herbatą w rękach piszę, czytam, pracuję.

Mój styczeń wypełniło dużo wyjazdów, trochę podróży, które uwielbiam. Jednak zmęczenie jest tu niewątpliwie drugą stroną medalu. Tak zwyczajnie, poczułam zmęczenie i potrzebę bycia przez pewien czas w jednym miejscu.

 

*

 

Pierwszy tydzień stycznia spędziliśmy w sałatkowym domu, gdzie nie było nas na dłużej przez prawie rok. Z sentymentem wracam teraz do tego samego pokoju, w którym rozpoczęła się moja grecka przygoda. Do całego domu, w którym tak wiele się dla mnie zaczęło. Czułam się jakbym wchodziła do tych samych pomieszczeń, ale jako zupełnie inna osoba…

Korzystając z tego, że byliśmy w Grecji północnej, na jeden dzień pojechaliśmy do Salonik. Miasto, w którym co prawda nie odnajdziecie zabytków na skalę Akropolu, ale które można pokochać za niezwykłą atmosferę, wspaniałą kuchnię oraz elegancję. Ja Saloniki uwielbiam! Nasz filmik o tym mieście, możecie zobaczyć TUTAJ!

 

Biała Wieża – symbol Salonik

Promenada w Salonikach ze słynnymi “parasolkami”

BOUGHATSA (więcej TU!), czyli śniadanie typowe dla Grecji północnej

 

Jeszcze przed powrotem na Korfu, jak za starych, dawnych czasów, razem z Fetą i Pomidorem oraz Janim, wybraliśmy się do tawerny, do której zawsze chodzimy, kiedy trzeba coś uczcić. Co prawda teraz nie było żadnego powodu, ale czy do cieszenia się życiem trzeba mieć racjonalny  powód? Przyznacie, że już od samego patrzenia na te zdjęcia, człowiek robi się głodny.

 

Idealna sałatka po grecku – przepis znajdziesz TU!

Chipsy z cukini – przepis jest TU!

 

Wróciliśmy na Korfu. Jak po każdym przyjeździe zrobiłam wielkie pranie. I po prawie miesięcznej nieobecności, miałam ochotę zwyczajnie pobyć na Korfu, w domu. Za mną kolejne lekcje jazdy konno. Tylko czekam, kiedy znów będzie niedziela, żeby znów móc trochę pojeździć.

 

 

Na tych zdjęciach możecie zobaczyć miasto Korfu w odsłonie, której pewnie je nie znacie – kiedy zimą na wyspie nie ma żadnych turystów.

 

Miasto Korfu zimą

 

Jednak wydarzeniem, które przyćmiło wszystko inne, było pojawienie się na świecie nowego członka rodziny. W styczniu moja szwagierka Olivka urodziła pięknego, zdrowego chłopca. Cała Sałatka przeżywa  teraz prawdziwą rewolucję. Temat – na zupełnie oddzielny post, który będzie na blogu już w lutym, więc jeszcze w tej chwili trzymam język za zębami…

Zdradzę tylko, że na tę okazję wylecieliśmy na kilka dni z Korfu prosto do Aten. Przy okazji wizyty u Olivki, razem z dziewczynami które prowadzą blogi na temat Grecji zorganizowałyśmy wspólne spotkanie. Zobaczcie! Czy może rozpoznajecie te dziewczyny?

 

Spotkanie autorek blogów o Grecji! W środku Ania, po prawej Konstancja, u góry po prawej Asia, u góry po lewej Żaneta. Po lewej stronie, ja 😀

Widok na Ateny

Ateny, okolice Monastiraki

 

No i jestem! Ufff… Znów na Korfu! Trochę podziębiona tymi wszystkimi wypadami, ostatniego dnia stycznia obchodziłam moje 35 urodziny. Ta fotka zrobiona następnego dnia, kiedy odzyskałam już siły. To jestem ja. Lat 35. Szczęśliwa z tego kim jestem i z tego co mam.

 

 

A tymczasem na Korfu, pojawiły się pierwsze truskawki…

 

Jak Wam minął styczeń?

Co ciekawego przeżyliście? Gdzie byliście? Co obejrzeliście lub przeczytaliście???