z cyklu: JADĘ DO GRECJI NA WAKACJE – Greckie sandały

     Co prawda post na temat greckich sandałów był rok temu, ale… nie mogłam się powstrzymać! Myślę jednak, że damska część czytelników z wielką radością wybaczy mi to drobne  przewinienie.

       Pamiętam, że kiedy pierwszy raz zobaczyłam jak wyglądają greckie sandały, byłam w lekkim szoku, że zwyczajne  letnie buty mogą być aż tak piękne. Choć być może bardziej zadziwiło  mnie to, z jaką śmiałością te buty noszą Greczynki. Nie boją się najbardziej odważnych, wesołych, śmiesznych czy też wydawałoby się, trudnych do noszenia fasonów. Greczynki uwielbiają być glamour, ale robią to z umiarem i klasą. Tak jakby czerpały prostą przyjemność i frajdę z faktu, że są kobietami, używając przy tym wszystkich dostępnych kobiecych gadżetów.

     Każdego lata pedikiurzystki mają ręce pełne roboty, niezależnie od tego czy kryzys jest czy też go nie ma. Do pięknego obuwia  pasuje zadbana stopa, a na jej paznokciach koniecznie odważna czerwień, róż, pomarańcz, fiolet. Kolory zostały stworzone przecież po to, żeby czerpać z nich radość i się nimi bawić!

    Jeśli zastanawiacie się kiedy najlepiej jechać do Grecji na wakacje, podpowiem raz jeszcze – wrzesień! Temperatura nieustannie krąży w okolicach 30 stopni, a w morzu swobodnie można się kąpać. Plaże i wszelkie turystyczne miejsca, nie są już tak przeludnione. A oto decydujący argument… 50%-towe przeceny tych obuwniczych  dziełek sztuki! Jak znalazł na przyszłe lato, czyli już za kilka miesięcy ;))

   Ta para jest moim faworytem… Ale obiecałam sobie, że  przed ich kupnem  się powstrzymam. Nie jestem jednak pewna czy słowa dotrzymam, kiedy  kolejny raz torturując się będę przechodzić obok tej witryny:

     Szkoda, że nie udało mi się zdobyć większej ilości zdjęć butów na stopach ich właścicielek. Trochę trudne to wyzwanie, ale obiecuję podołać mu już w przyszłe wakacje!

    A która para Wam podoba  się najbardziej???
Przeczytaj więcej…

Mistrzyni manipulacji – Cytryna

 

       Cytryna jest jedną z moich ulubionych sałatkowych postaci. Sama więc nie wiem, dlaczego pojawia się dopiero teraz. Ale do rzeczy… Trzeba szybko nadrobić zaległości!
      Cytryna to ciotka Janiego. Jest jedną  z dwóch sióstr Fety, jak również matką nieokiełznanego  Ogórka. Wraz ze swoim mężem  oraz Ogórkiem prowadzą wielobranżowy sklep, mieszczący się kilka ulic  od centrum miasta. Jest to jeden z tych sklepów, w których znajdziecie absolutnie wszystko. Mimo że ceny są sporo zawyżone, do tego typu mini marketów  wpada się od czasu do czasu, jeszcze w domowych kapciach, dosłownie na chwilę, bo przy niedzielnym śniadaniu zabrakło do kawy kilku kropel  mleka.
     Spośród wszystkich innych, ten sklep  nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jak to się więc dzieje, że tak prężnie działa? I nawet Ogórek,  który z chęcią zamordowałby  każdego  klienta, nie zdołał zrujnować całego interesu? Odpowiedź jest krótka… Za całym sukcesem stoi jedna osoba. Jak najpewniej już się domyślacie, jest to  Cytryna.
     Ciotka Janiego jest genialną sprzedawczynią, ale i zakochaną w swoim nałogu zakupoholiczką, do czego (nie ukrywając niuansów) sama się przyznaje. Cytryna zawsze powtarza, że nigdy się nie zmieni, bo zakupy po prostu kocha. Sedno tkwi więc tym, żeby jak najwięcej na nie zarobić.  Tak więc, podobnie jak sama Cytryna, interes rodzinny kwitnie nieustannie.
      Wejście do łazienki w domu Cytryny to wielka przygoda. Każda taka wizyta jest jak podróż do świata piękności. W tej łazience jest wszystko, dosłownie wszystko, co z kosmetykami jest związane. Jestem święcie przekonana, że jeśli cokolwiek pojawiło się na rynku kosmetycznym – Cytryna na pewno już to ma! Często w dwóch egzemplarzach. Kremy do twarzy. Balsamy do  ciała. Najróżniejsze szczotki, wałki do włosów. Suszarki i prostownice. A przy tym wszędzie  cienie do powiek, róże i lakiery do paznokci, w każdym odcieniu i kolorze jaki jest na tym świecie. Tak na marginesie… Czy wyobrażacie sobie Ogórka w takiej  łazience…
    Od czasu do czasu do Cytryny przykleja się jakiś pomysł. Cytryna  nie potrafi spocząć  aż do momentu, kiedy całkowicie go nie  zrealizuje. W te wakacje było to między innymi nakłonienie Ogórka do odwiedzin monastyru pod wezwaniem świętego, który jest jego patronem. Ta misja wydawała się co najmniej niemożliwa, zważywszy na to że  Ogórek jest komunistą,  ateistą, wielkim fanem muzyki metalowej  i niczym wiecznie zbuntowany nastolatek, na wszystko jest na „nie! nie!! i jeszcze raz nieeeee!!!”.
   Nie wiem co takiego zrobiła Cytryna, ale mimo wszystko Ogórek udał się do owego monastyru. Podobno narzekał przez całą drogę, jednak w konsekwencji nie tylko tam poszedł, ale zapalił również w intencji swojego patrona świeczkę.
    W te wakacje Cytryna zamarzyła o czymś jeszcze. Wydaje się, że  nic specjalnego, bo było to… sadzone jajko… Z lekko ściętym żółtkiem… Trochę chrupiącego  boczku… Sok ze świeżo wyciśniętych pomarańczy… Kawa i tyle!
   Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Cytryna postanowiła zrealizować  (a raczej zjeść) swój pomysł  na wyspie Thassos, która na całe szczęście nie była zbyt daleko.
    Czy wyobrażacie sobie płynąć na wyspę prawie dwie godziny tylko po to, żeby zjeść  sadzone jajko, poczym z niej wracać…? No cóż… Cytryna oczywiście nie popłynęła  sama. Do swojej wyprawy postanowiła nakłonić wraz z Pomidorem, Fetę.
    Ponieważ Feta uwielbia szalone pomysły swojej siostry, przekonanie jej nie było żadnym wyzwaniem.
   -Nie! Nie!! I jeszcze raz nieeeee!!! – padła odpowiedź Pomidora, którą łatwo dało się przewidzieć. Jednak następnego ranka, tuż po swojej negatywnej odpowiedzi, Pomidor siedział na promie, który obrał kierunek wyspy Thassos.
   -Twoja siostra jest szalona! I ty też! – mówił przez całą podróż pod nosem.
     W lokalu   nr 1 jajko okazało się stanowczo nazbyt wysmażone, w związku z czym żółtko było za twarde. Taka sama sytuacja powtórzyła się w miejscu nr 2.  A przy podejściu trzecim, jajko   było wyraźnie  nieświeże.
      Podczas pamiętnej wyprawy, również  i Pomidor zjadł całe 4 śniadania, skomponowane z dokładnie tych samych składników. Jak można się domyślić, za każdym razem zapierał się rękami i nogami. Mimo tego jadł, ale i  mówił, że Fetę razem z Cytryną, zamknie w domu wariatów.  Na całe szczęście dla dziewczyn, śniadanie z numerem  4 było takie jak należy. Tuż po jego zjedzeniu, można było spokojnie odpływać  do domu.
     Również i w tym przypadku mi  samej nie chce się wierzyć w to co piszę,  ale  i ta historia jest jak najbardziej prawdziwa. Zdaje się, że tylko Pomidor jeszcze nie doszedł do siebie i sam wciąż nie daje wiary, że dał się tak wmanewrować.
    Uwielbiam chodzić na kawę w towarzystwie Cytryny. Żal jest mi tylko biednych kelnerek…
   -Słuchaj… Mam dla ciebie specjalne zadanie… – tak Cytryna zaczyna każde swoje zamówienie. – Zrobisz mi grecką kawę! Ale uwaga… Nie taką zwyczajną. Wsyp nie dwie, a jedną i pół łyżeczki kawy. Do tego jedną łyżeczkę cukru i jeszcze ćwiartkę. Dodaj trzy łyżki  mleka, ale broń Boże nie takie  prosto z lodówki. Mleko musi być lekko podgrzane, ale tak żeby nie było parzące. Chce żeby bąbelki w mojej kawie były drobne! A filiżanka ma być duża, bo z tych mikroskopijnych niewygodnie się  pije. I nie zapomnij o tym małym, cynamonowym ciasteczku!
     Co jednak w całej tej historii jest najważniejsze? Cytryna zawsze  dostaje dokładnie to, czego zażąda. Tymczasem ja nie przestaje się temu przyglądać… To znacznie lepsze niż nawet najdroższy kurs manipulacji.

z cyklu: JADĘ DO GRECJI NA WAKACJE – Pomysły na darmowe souveniry

 

     Kryzys… Kryzys… Kryzys… Nie ma jednak co narzekać – trzeba po prostu zaciskać pasa i oszczędzać! Moim zdaniem oszczędzanie wcale jednak nie musi być takie straszne. Zawsze wtedy  budzą się we mnie nowe pokłady kreatywności.  Przerabiam stare ubrania, czy też biżuterię, której przez długi czas nie używałam. Wynajduje nowe, ekonomiczne przepisy kulinarne. A w naszym mieszkaniu, zamiast kupionych ozdób, pojawiają się muszle o niesamowitych kształtach, idealnie obłe kamienie czy też polne kwiaty. Oszczędzanie naprawdę może być przyjemne!

      Myśląc o oszczędzaniu, zadałam sobie  pytanie:
Jakie souveniry można przywieźć z Grecji nie wydając na nie ani jednego euro centa?
      Znalazłam ich aż 6! Co prawda nie kosztują nic, ale żeby je zdobyć trzeba się trochę postarać… Rozejrzeć dokładnie wokoło, popytać miejscowych,  wyjść na dłuższy spacer.  Ale do rzeczy… Oto i one!
1. OREGANO – rośnie często   przy przydrożnych łąkach, pomiędzy szorstkimi skałami. Oregano to niewysokie i dość nierzucające się w oczy krzewy. Żeby je rozpoznać, wystarczy potrzeć palcami o listki i sprawdzić jak pachną. Jeśli jest to oregano, zapach będzie tak intensywny, że poznacie od razu. Wystarczy urwać kilka gałązek, następnie podsuszyć kilka dni. Drobne listki włożyć do słoika i już gotowe. Z takim oregano wychodzi każda sałatka po grecku!
 
2. LIŚCIE LAUROWE  – rosną na niewysokich drzewach, które mają kształtne, mieniące się na słońcu liście. Te drzewa  nie  wszędzie są jednak łatwo dostępne. Jeśli więc spotkacie, rwijcie jak najwięcej! Greckie liście laurowe są naprawdę niesamowite! Największe szczęście w ich zbieraniu, mają osoby, które wybierają się do Delf. Tam spotkać  można  je na każdym kroku. Związana jest z nimi pewna historia. Podobno wieszczki  Pytie, które przepowiadały przyszłość w delfickiej wyroczni, wprowadzały się w stany halucynogenne nie tylko przez wdychanie oparów, które wydobywały się pomiędzy skałami. Pytie  żuły również liście laurowe, które podobno podczas żucia wytwarzają  halucynogenne substancje. Nie mogę potwierdzić, bo (jeszcze :))) nie próbowałam. Ale souvenir w postaci liści laurowych z delfickiej wyroczni – myślę, że taki prezent będzie niezapomniany!
3. ROZMARYN – krzaki rozmarynu wyglądają jak małe iglaki i rosną również między skałami, na łąkach i polankach. Żeby je rozpoznać wystarczy potrzeć drobnymi igiełkami  o palce. Jeśli poczujecie przepiękny, świeży zapach, oznacza to, że natrafiliście na rozmaryn.
4. TYMIANEK – jest  podobny do oregano i bardzo łatwo go z nim pomylić. Jak więc go odróżnić? Tymianek zakwita  różowo – fioletowymi kwiatkami i dlatego też wygląda również ozdobnie.
5. SÓL – jeśli jesteście nad morzem w miejscu, gdzie obok plaży są skały, warto zajrzeć czy w ich zagłębieniach  nie nagromadziła się  sól morska. Wystarczy nazbierać do woreczka lub  słoika, a następnie dać jej wyschnąć na słońcu lub obsuszyć przez kilka minut w nagrzanym piekarniku. Smak takiej prawdziwej morskiej soli – nie do powtórzenia!
6. CYTRYNY – w Grecji rosną na każdym kroku, tak więc nietrudno je odnaleźć. Jeśli widzicie, że rosną na dziko, nie trzeba się krępować, żeby zerwać kilka owoców. Najlepiej z krótką gałązką i listkami, wtedy spokojnie przetrwają podróż do Polski. Jak niesamowicie pachną i smakują takie greckie cytryny? Wystarczy potrzymać przez chwilę w dłoni, a później  powąchać… Takiego zapachu nie podrobi nawet najdroższy kosmetyk. A w Grecji do zdobycia są za darmo!
Przeczytaj więcej…

Przewodnik po ZAKINTHOS cz. 1 – Chora – serce wyspy Zakinthos

 

     Zawsze kiedy miałam choć trochę wolnego czasu, dokładnie  wiedziałam co z nim zrobię. Piechotą, taksówką czy też autobusem, udawałam się do chory. Załatwiałam wszystkie najważniejsze sprawy, szłam na zakupy, a później przechadzałam się po mieście. I za każdym razem  nie mogłam się napatrzeć na błękit mieniącego się w słońcu morza, które ramuje chore  od wschodu. Punktualnie o godzinie 14 miasto chodziło spać. Aż do 18  trwało w popołudniowej drzemce. Wtedy też robiło się zupełnie cicho, tak jakby na głównej ulicy Aleksander Roma  nikt nie mieszkał. Tymczasem ja udawałam się do mojej ulubionej, zawsze tej samej kawiarenki.
     Ta kawiarenka znajduje  się gdzieś na środku głównej ulicy, dokładnie obok sklepu z prześliczną, ręcznie robioną ceramiką. Siadałam zawsze na zewnątrz. Były tam miękkie, białe fotele, w które człowiek cały się zapadał. Filiżanka kawy,  książka i przez tych kilka chwil mnie nie było.  Kto wie, być może jeśli wybieracie się na Zante, również traficie w to samo miejsce.
      [Słowo  chora  w języku greckim oznacza  największe miasto wyspy. Ta nazwa określająca stolice wyspy, funkcjonuje  nie tylko na Zakinthos. Chora jako nazwa stolicy wyspy jest na Zakinthos  używana najczęściej, z tego względu że stolica również nazywa się Zakinthos, co jest dość mylące.]
      Stolica wyspy nie zawsze od razu zachwyca. Wszystko  przez trzęsienie ziemi z 1953 roku.   7,2 stopni w skali Richtera i dodatkowo dziesięciodniowy pożar, co oznacza że  nie tylko chora, ale prawie cała wyspa została zrównana z ziemią. 12 sierpnia 1953  to najbardziej tragiczna data we współczesnych wydarzeniach wyspy. Już nigdy później  miasto Zakinthos nie odzyskało  swojej dawnej urody. Subtelnego piękna, harmonii oraz przede wszystkim atmosfery miasta, w którym dominowała wenecka architektura,  nie da się już niestety w pełni odtworzyć.
     Przez setki lat wyspa Zakinthos przechodziła z rąk do rąk, ulegając wpływom  francuskim czy też angielskim. Dopiero w 1864 roku na dobre połączyła się z Grecją. W tej  barwnej mozaice wpływów, najwyraźniejszy jest wenecki, ponieważ to właśnie Wenecjanie posiadali Zakinthos  przez ponad trzy wieki. Pomimo upływu lat i nawiedzających wyspę trzęsień ziemi, obecność kultury weneckiej jest nadal mocno wyczuwalna.
    Kiedy latem dzień jest upalny (a tak w Grecji jest latem zazwyczaj) niemalże całe centrum miasta można przejść chowając się przed ostrym słońcem. To dzięki genialnemu rozwiązaniu architektonicznemu dla tego klimatu, jakim są arkady. Przechodząc pod nimi jest się cały czas w cieniu i tak też chroniąc się przed słońcem, można spacerować po całym centrum miasta. Arkady, to również najbardziej  rzucająca się w oczy pamiątka po wpływie Wenecji.
      Co  warto zobaczyć, jeśli zawita się do chory? Doskonałym miejscem na rozpoczęcie spaceru po mieście jest plac Solomosa. Miejsce to wzięło swoją nazwę od twórcy hymnu Grecji. Dionizos Solomos jest najważniejszą  osobą, która na Zakinthos się urodziła. Jeśli będąc na placu stoicie tyłem do morza, po prawej stronie jest bardzo istotna  dla miasta budowla. To kościół św. Mikołaja z Molo, którego część zachowała się po ostatnim trzęsieniu ziemi. Tutaj ważna uwaga.   Dzwonnica  kościoła jest  wysunięta poza mury budowli. To charakterystyczna cecha przeważającej większości kościołów na Zante i kolejny ślad po wpływach Wenecji.
Plac Solomosa
    Idąc prosto w przeciwną stronę do morza,  już po kilku minutach znajdziecie się na najważniejszym miejscu miasta – placu św. Marka.
     Ten plac stanowi  centrum chory, jest również jej wizytówką. To właśnie tam zobaczyć można architekturę, która w najlepszy sposób oddaje  jak miasto wyglądało przed słynnym trzęsieniem ziemi. Budynki składają się z prostych brył, a ich dekoracja jest bardzo dyskretna. Wszędzie przy tym znajdują się  arkady. Całość charakteryzuje harmonia, ład i uporządkowanie.  W tak miłym dla oka otoczeniu, wszędzie dookoła tętni życie. W czasie sezonu turystów jest więcej niż stałych mieszkańców. Mimo tego, to właśnie tu, z dala od turystycznych kurortów, można zobaczyć prawdziwą Grecję. Pełno tu tawern, kawiarenek, najróżniejszych sklepów i sklepików.
Plac św. Marka  
 
     Kierując się na południe, w stronę głównego portu, równolegle do linii brzegowej morza, nie sposób nie trafić na największą  handlową ulicę Zakinthos – Aleksander Roma. To właśnie tam najlepiej udać się na wszelkiego rodzaju zakupy – od ubrań (w szczególności letnich butów),  po typowe dla tej wyspy smakołyki. Ulica Aleksander Roma to również doskonałe miejsce do wypicia tradycyjnie przyrządzanej, greckiej kawy. To właśnie na tej ulicy zobaczyć można tak charakterystyczny dla Ellady widok:  kilku starszych Greków godzinami dyskutujących ospale, przy kawach w mikroskopijnych filiżankach.
Ul. Aleksander Roma
     Mniej więcej w środku tej dość długiej ulicy znajduje się mały, niepozorny stoliczek. Stoi zupełnie niezależnie i wydaje się nie należeć do żadnej z kawiarenek. Nikt, jednak nigdy go stamtąd nie zabiera. Przy tym stoliczku naprzeciwko siebie, są dwa krzesła. Na środku blatu  leży tavli [tavli to najbardziej popularna w Grecji gra planszowa],  w które w cichym skupieniu prawie zawsze ktoś gra. Stoliczek pustoszeje w godzinach sjesty. Jednak jak  w zegarku już o  18, znów jest zajęty. Zawsze też po jego  bokach kilku mężczyzn, ze skupieniem na twarzy przygląda się  przebiegowi gry i być może czeka na swoją kolejkę.
     Idąc dalej można obrać dwie drogi. Można iść dalej główną ulicą, aż do placu św. Pawła, gdzie turyści zazwyczaj już nie zaglądają. Jest tam kilka małych, typowo greckich sklepików i to właśnie tam najlepiej jest kupować wszystko co związane jest z jedzeniem,  w szczególności fenomenalny na Zakinthos  chleb.
      Żeby dojść do kolejnego ważnego dla miasta budynku, można też iść ulicą   przy morzu i nacieszyć przy tym oczy widokiem jak  z marynistycznego obrazu. Idąc dalej dochodzi się do kościoła św. Dionizosa, czyli patrona wyspy. Warto wejść do środka, żeby zobaczyć jak wygląda typowa  prawosławna  świątynia w Grecji. Pomimo, że nie jest to katedra, to jeden z najbardziej okazałych kościołów  na wyspie. Tam też znajdują się relikwie jej patrona.
Kościół  św. Dionizosa
    Pewnie wychodząc  z  kościoła będziecie mieć ochotę na coś słodkiego?  Jesteście w idealnym miejscu! Tuż obok świątyni, naprzeciwko morza znajduje się kilka dość niepozornych kramików. To właśnie tam warto zbadać  co kryje się pod nazwami fituramandolatolukumades – ale o tym już dokładnie w następnym poście.
   Jeśli macie jeszcze trochę czasu i dysponujecie własnym pojazdem, warto udać się na wzgórze Bohali, gdzie widać  najpiękniejszą panoramę miasta. Jest tam również kilka  obowiązkowych przy takich widokach kawiarenek. Widok na chore  z dokładnie rozrysowanym planem  w skali 1 do 1 oraz roztaczające się tuż za granicami miasta  zielone wzgórze, to tylko skromna zapowiedź tego co Zakinthos  ma jeszcze w swojej ofercie.
 
Widok z Bohali
    Mimo, że w chorze  nie ma starych budynków czy tak charakterystycznych dla Grecji kolorowych krętych uliczek, naprawdę warto przespacerować się jej ulicami, nacieszyć się widokiem morza, zobaczyć  jak leniwie i spokojnie toczy się tu życie. Miasto jest całkiem nowe, ale ma  swój urok. Przyczyniły się do tego ślady po weneckim panowaniu, które nadal są tutaj tak żywe.   Te wpływy nie zawsze są jednak łatwo dostrzegalne. Będąc w mieście, warto  pobawić się w detektywa. Można odkryć w nim tak wiele…  weneckie źródło gdzieś w północnej części miasta, schowaną między budynkami rzeźbę anioła, czy też niewielkie  fragmenty starej posadzki, po której być może chodzili sami Wenecjanie.
Przeczytaj więcej…

Moje Zakinthos – wstęp

       Moja przygoda z Zakinthos zakończyła się już trochę  temu. Teraz wydaje mi się, że te około czterdzieści  dni spędzonych na wyspie, było zupełnie inną epoką. Mimo, że wina przywiezionego z wyspy jeszcze nie wypiliśmy, ten rozdział jest już zamknięty. Piękna lekcja. Niesamowita życiowa przygoda.

     Moja praca przewodnika po wyspie trwała ponad miesiąc. Nie sądziłam, że przez ten krótki okres zdołam nauczyć się aż tyle. Z tych doświadczeń będę korzystać w życiu zapewne nie jeden raz. Zdaje się, że jeszcze więcej dała mi sama wyspa. Codziennie  myśląc, jak bajeczny jest ten świat, miałam  szansę przebywać w najpiękniejszych jej miejscach.
    W założeniu moja praca powinna jeszcze trwać i zakończyć się razem z ostatnimi dniami września. Dlaczego więc zamiast spędzić na wyspie cztery miesiące,  zrezygnowałam sama już po pierwszym? Wszystko przecież tak bardzo mi się podobało, a  ja tak bardzo chciałam pracować. Na moją decyzję nie wpłynęła rzecz jasna ostatnia wypowiedź dziadka… ;)))
    Kiedy minął pierwszy etap entuzjazmu, że pracując mogę spełniać jedną z moich pasji, powoli i systematycznie zaczęło przychodzić  potworne zmęczenie. Jakiś czas później posłuszeństwa zaczęło odmawiać mi moje ciało i szybko zorientowałam się, że po prostu fizycznie nie wytrzymuje intensywności i ilości pracy. Każdy ma swoje życiowe priorytety. W moim przypadku na pierwszym miejscu stoi  zdrowie.
    Czasami, kiedy jadąc samochodem usłyszę przypadkiem piosenkę, którą graliśmy z Sakim w autobusie, potrafi zakręcić mi się łezka. Sama nie wiem dlaczego. Pewnie, gdyby wszystko w życiu było oczywiste i biało – czarne, byłoby znacznie prościej, ale i… nudniej.

    Wracając jednak do sedna. Po miesiącu mojej pracy z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że wyspę znam niemalże jak  własną kieszeń. Jest przepiękna i niezwykle  interesująca. Dlatego właśnie chciałabym Wam o Zakinthos opowiedzieć.
    Ten post jest więc wstępem do całego cyklu poświęconego tylko i wyłącznie tej wyspie. Cykl ten będzie stanowić swoisty przewodnik o wszystkim co na Zakinthos warto zobaczyć. Posty będą odpowiednio rozłożone w czasie. A ostatni, zamykający przewodnik jako całość, pojawi się najprawdopodobniej przed następnymi wakacjami. Poza miejscami, smakami, zapachami, opowiem Wam również o fantastycznych ludziach, których miałam wielką przyjemność na Zakinthos spotkać. Z którymi przyszło mi rozmawiać, dyskutować, śmiać się, przyjaźnić, wspólnie jeść i pić, czasami nawet śpiewać, jak i pracować. Bo przecież  współczesne Zakinthos, poza pięknymi plażami i widokami, to przede wszystkim prawdziwi i piękni ludzie.

     Pierwszy post z nowego cyklu – już za kilka dni. Jako danie numer jeden – serce wyspy, jej stolica, czyli chora.
Przeczytaj więcej…

„Ogień z ogniem”

     Nie zdążyłam postawić ostatniej kropki w poście o tym co obecnie słychać u Sałatki, kiedy sałatkowych przygód nastąpił ciąg dalszy. W Cytrynowym Domu właśnie miała miejsce wizyta Fety, Pomidora jak i Olivki we własnej osobie. Mieszanka wybuchowa – wszyscy w komplecie… Jednak  przyznam, że na samo wspomnienie przedostatniej wizyty naszej rodzinki, przez tydzień  bolał mnie żołądek. Na szczęście, ostatecznie przeżyli wszyscy. Również i ja przetrwałam. A nowych przygód i tym razem było bez liku.

      Podczas gdy  Feta z Pomidorem już wyjechali, Olivka postanowiła zostać trochę dłużej. W tym właśnie momencie szykuje się na plaże. Krzyków, śpiewu, śmiechu i wszelakiego typu hałasu nie ma końca. Ja tymczasem, dla chwili wytchnienia zabarykadowałam się w pokoju…
    Pewnie u części Czytelników w tym miejscu pojawia się pytanie: dlaczego nie jestem na wyspie w mojej pracy?  Niestety, ale ta piękna, życiowa przygoda musiała zakończyć się znacznie wcześniej niż planowałam. Olivka również jest obecnie bezrobotna i  wakacje  spędzamy razem. Ja zwolniłam się sama,  a Olivce nie przedłużono umowy.
    -I nie jest ci przykro? – spytałam moją przyszłą szwagierkę, na wieść że musiała wyjechać ze swojej wyspy.
    -A czym tu się przejmować? Nie ta, to inna! Jedna praca jest na świecie? – Olivka wzruszyła ramionami. –Ale widzę szwagiereczko, że ty masz do tego nieco cięższe podejście… – powiedziała do mnie, widząc że jednak jest mi smutno. –Dorota! Jeszcze zdążysz się w życiu napracować. A teraz… jest jeszcze  lato! Teraz życie jest zbyt piękne, żeby czymkolwiek się przejmować. Choć, puszcze ci taką jedną piosenkę.
     Olivka jest szalona. O tym nie muszę  przypominać. Chwilę później  cały dom przepełniała pewna  piosenka. Słuchałyśmy jej razem przez dobrą godzinę, puszczając non stop, jakieś dwadzieścia kilka razy.   Jani musiał zatkać sobie uszy watą. A po tym jak Olivka nauczyła mnie tańczyć grecką wersję bellydance, stwierdziłyśmy zgodnie, że w nocy koniecznie gdzieś wychodzimy. Resztę wieczoru spędziłyśmy na układaniu sobie włosów.
     Poprawiać  humor można na najróżniejsze sposoby, ale kobiecego poczucia szczęścia nie podnosi nic  tak bardzo   jak nowa fryzura…;))
      Nowym przygodom Sałatki daję trochę odsapnąć, bo właściwie jeszcze się toczą. Tymczasem, już na dniach zapraszam na cykl dotyczący  wyspy Zakinthos. Dowiecie się z niego absolutnie wszystkiego, co dotyczy tego pięknego zakątka świata.
    Dlaczego z wyspy wróciłam aż tak wcześnie? O tym jeszcze w tym tygodniu.
    -Olivka… O  czym właściwie jest ta piosenka?
    -Ach! ty zbożna katoliczko! Gramy ją od godziny, a ty jeszcze się nie kapnęłaś?…
Ogień z ogniem

Śpiewa: Panos Kiamos
Słowa: Nikos Vaksavanelis
Muzyka: Martin Biolchev
Morze jest miłością,  łóżko jest łodzią
W czasie miłości, teraz, teraz
Ogień jest  na prześcieradle, słowa zostały zapłacone
Chce je wszystkie, wszystkie, wszystkie…
 
Ogień z ogniem, ogień z ogniem
Ogień w pocałunkach, ogień w ciele
Ogień w sercu, ogień z ogniem
Chemia powoduje wypadki, ja cię rozpalam, ty rozpalasz mnie
Ja cię chce, ty mnie chcesz, znowu i znowu
 
Miłość jest piekłem, pasji nie ma końca
Pot  spada, spada, spada
Na poduszce  widać  czerwony księżyc
Wydaje się być pijanym
Wydaje się, wydaje się ach! Wydaje się
 
Ogień z ogniem, ogień z ogniem
Ogień w pocałunkach, ogień w ciele
Ogień w sercu, ogień z ogniem
Chemia powoduje wypadki, ja cię rozpalam, ty rozpalasz mnie
Ja cię chce, ty mnie chcesz, znowu i znowu.
 
 
Przeczytaj więcej…

Dlaczego według tradycyjnego Greka kobieta nie powinna pracować? Oraz… instrukcja obsługi greckiego garnka

     Był to ostatni dzień naszego pobytu w domu Sałatki. Powoli zapadał wieczór, a my powoli pakowaliśmy swoje rzeczy. Nieśpiesznie  i dość niechętnie, bo jeszcze kilka dni z przyjemnością byśmy zostali.
     -Dorota! Tutaj masz jeszcze taki garnek. Jest fenomenalny! Możesz ugotować w nim wszystko. – chcąc nie chcąc chwilę później trzymałam w rękach wielkie, ciężkie, metalowe ustrojstwo.
   -Możesz w nim gotować na parze, pod ciśnieniem, normalnie, możesz w nim też smażyć. Każda Greczynka ma taki w domu! – dodała Feta zadowolona.
    Ilość różnych  elementów, z których składał się owy „cudowny” garnek, raczej mnie odstraszała. Być może szybko w nim ugotuje, usmażę, czy też (kogoś…;)) uduszę. Ale jego umycie! To dopiero musi być wyzwanie.
    -Czekaj… Czekaj… Możesz nie wiedzieć jak  się go obsługuje. Miałam tu gdzieś  instrukcję. Za chwilę ją znajdę!
    I tak Feta zaczęła przetrząsanie mieszkania. Niestety, instrukcji nigdzie nie było. Kiedy skończyła z szufladami, przeszła do szaf i szafeczek. Po szalenie ważnej instrukcji jednak  ani śladu. W śledztwo zaangażowany został również Pomidor. Jego zadanie –  przetrząśnięcie garażu. Nic! Instrukcji nigdzie nie było!
      Tymczasem, kiedy Feta z Pomidorem koncentrowali się na szukaniu,  ja i Jani zostaliśmy razem z dziadkiem.
      Oregano, czyli dziadek to wzór  wszystkich najbardziej greckich cech. Wystarczy spojrzeć. Nigdy nie rozstaje się ze szklaneczką ouzo, tak więc dość często  jest na lekkim rauszu. Obowiązkowy wąs pod pewnie skrojonym nosem. Skręcone włosy, które za czasów młodości musiały być atramentowo czarne. Dłuższy paznokieć na najmniejszym palcu. I nieustannie  wprawiane w ruch komboloi.
    -Słyszałem, że będziesz pracować? – dziadek spytał krótko.
    -Tak, zaczynam od czerwca.
    -Ach! Wy młodzi… Jak wy nic nie wiecie…
     Konsternacja z mojej strony, bo zupełnie nie wiedziałam co na to powiedzieć.
     -I ty jej na to pozwalasz? – tym razem po głowie dostało się Janiemu.
     -Ale Dorota sama chce pracować. Nikt jej do tego nie zmusza. Wiesz dziadku, teraz są już inne czasy…
    -Inne czasy… Inne czasy… – Oregano powtórzył sarkastycznie.  -Jesteście pierwszym pokoleniem w naszej rodzinie, w którym kobiety idą do pracy. Coś takiego nigdy wcześniej się u nas nie zdarzyło.
    -Dziadku, ale trzeba iść z duchem czasu. – powiedział Jani.
    -Z duchem czasu… Z duchem czasu… – tym razem dziadek powtórzył smutnie.
    -Ale właściwie dlaczego nie powinnam pracować? – spytałam.
  -Bo to… moje drogie dziecko… Jest zadanie  mężczyzny!!! – dziadek niemalże wykrzyknął, że aż zatrzęsła się podłoga.  -To mężczyzna ma utrzymywać całą swoją rodzinę. Póki nie będzie w stanie tego zrobić, to zawsze będzie chłopcem. A wtedy nigdy  nie będzie dobrym mężem i ojcem. Przez wieki tak w Grecji było, a wy teraz wszystko  zmieniacie.
    -Ale ja bardzo chcę iść do pracy… – dodałam. – Co innego miałabym  robić?
    -Mało ciekawych rzeczy jest na tym świecie? Ty  jeszcze nic o życiu nie wiesz. Najpierw  drogie dziecko, naucz się obsługiwać zwykły garnek. Ale! To wcale nie jest takie proste. Ty dziecko, chcesz zarabiać pieniądze. A co w tym czasie ma robić mężczyzna? Nie wiesz…? – zabrzmiało naprawdę groźnie. – To ja ci powiem! Siądzie  wygodnie przy komputerze, czy jak wy to tam nazywacie i godzinami będzie grać sobie w jakąś gierkę. O! I tam sprawdzi się jako prawdziwy mężczyzna. Zabije potwora, bandytę, złodzieja. Zawalczy o przetrwanie. To jest właśnie nowe pokolenie! I te wasze „równouprawnienie”. Jak to może być, że dziewczyna płaci za siebie w kawiarni? Koniec świata!  Koniec świata…
    -Znalazłam!!! – krzyknęła Feta, która prawie w całości weszła  do szafy. -No! To jestem spokojna! Teraz będziesz już wszystko wiedziała. Tutaj masz napisane czarno na białym! – dodała cała w skowronkach.
     I tak wepchnęliśmy do  samochodu: wielki, trzykilogramowy garnek, który podobno nazywa się  szybkowarem oraz pokaźnej grubości  instrukcję, z której i tak nic nie rozumiem.
     Wyruszaliśmy następnego dnia wcześnie rano. Bagażnik samochodu prawie się nie domykał. Auto uginało się pod ciężarem nie jednego, a w rezultacie trzech wielkich garnków od Fety. Przyrządów do pracy w ogrodzie. Zestawu szklanek i talerzy. Dodatkowych ręczników i pościeli.  Nie wspominając o tym, że „ktoś właśnie sprzedawał bardzo ładne pomarańcze”. Więc zostaliśmy zaopatrzeni w całe pięć kilo.
     Nasza droga powrotna trwała kilka długich godzin. Przemierzyliśmy  całą  środkową Grecję. A ja tymczasem, drapałam się po głowie, co mam zrobić z tym całym szybkowarem?
Przeczytaj więcej…

z cyklu: JADĘ DO GRECJI NA WAKACJE – Jak z letniej chusty zrobić plażową torbę? Czyli propozycja wykorzystania pareo nr 2

 

      W Grecji wciąż panują upały. Wakacyjny sezon trwa sobie w najlepsze więc i plaże są pełne. Często wybierając  się nad morze, chcemy  zabrać najróżniejsze plażowe gadżety.  Jak znalazł przydaje  się wtedy torba plażowa. Jeśli nie posiadacie takiej w swojej szafie, oto łatwy sposób jak ją  zrobić z pareo, czyli  letniej chusty.
     Kiedy usłyszałam ten instruktaż po raz pierwszy, brzmiało dość skomplikowanie. Ale jak się okazuje – nic prostszego!
Jak z letniej chusty zrobić plażową torbę? Czyli propozycja wykorzystania pareo  nr 2…
1.      Chustę o kształcie kwadratu należy równo rozłożyć na ziemi.
2.      Wiążemy  dwa przeciwległe rogi chusty.
3.      Następnie wiążemy dwa przeciwległe rogi  chusty z drugiej strony.
4.      Dwa końce chusty związane  na dole wiążemy  jeszcze raz nad górnym węzłem.
5.      Na koniec wiążemy  raz jeszcze końce chusty z górnego węzła. 
I gotowe! Teraz można już biec na plażę!  :DDD
Przeczytaj więcej…

 

Sałatka po grecku TV – odc. 2: „Wyprawa do greckiej tawerny”

     Uff… Najedliśmy się tak, że żeby wyjść z tawerny musieliśmy się wyturlać. Czyli tradycji stało się zadość, bo właśnie tak należy się czuć po wizycie w greckiej tawernie! Jedzenie na noc i nadmiar wszystkiego… No cóż… Od czasu do czasu zasady zdrowego żywienia można wziąć w nawias.
     Ponieważ w Grecji nadal trwa upalne lato, zamówiliśmy ryby i owoce morza. To właśnie w taką pogodę smakują najlepiej! Było naprawdę przepysznie i myślę, że był to znakomity sposób na uczczenie Dnia Bloga! Wybaczcie  tylko proszę niedociągnięcia, bo jak się okazuje nagrywanie w miejscu publicznym oraz  w plenerze wcale nie jest takie proste. Kelnerzy nieustannie mieli nas na oku… Na szczęście nie było wśród nich sołtysa! (https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2013/03/01/jak-poznalam-naszego-soltysa-piatek-1-marca-2013/)

     Kolejny filmik o greckiej tawernie   pojawi się za jakiś czas, bo przecież to temat rzeka. Zapewne będzie jeszcze odsłona  bardziej zimowa – czyli tawerna typowo mięsna.
     Zapraszam do oglądania, jednak  zanim to nastąpi, chciałam przedstawić występujących w  tym odcinku bohaterów…
Anonimowa ośmiornica
Kotka i jej sardynka
Kilka sympatycznych krewetek
Ja
oraz specjalista od języka polskiego, czyli Jani ;)))