Teraz pora na Pomidora!…środa, 22 lutego 2012

   
    Siedzę właśnie na lotnisku, jedną nogą już właściwie w Polsce. To, że ogromnie się cieszę na ten przyjazd to jedno. Obecnie trwam bowiem w zachwycie nad cudami XXI wieku. Niezaprzeczalny jest  fakt, że przelecę przez pół Europy w zaledwie dwie i pół godziny, a w międzyczasie mogę pisać na komputerze i kontaktować się dokładnie z całym światem, spokojnie popijając kawę. Cywilizacja potrafi być cudowna.
     Myślałam ostatnio nad tym, że w różnych postach Sałatki, dość dokładnie opisani zostali właściwie wszyscy domownicy. Żadna jednak z sytuacji podczas mieszkania z Olivką, Fetą, Ogórkiem czy też Oliwą z Oliwek nie dotyczyła jeszcze Pomidora. To przecież wielki błąd, bo co jak co, ale to właśnie Pomidor jest ojcem całej rodziny i bez niego Sałatka nie miałaby szans  istnienia.
    Jak znalazł, dokładnie na kilka dni przed moim wyjazdem wydarzyła się sytuacja, której głównym bohaterem był Pomidor, we własnej osobie…
-Muszę wam coś wyznać… – powiedział Pomidor, w momencie kiedy wszyscy skończyli obiad i koncentrowali się na trawieniu.
    „No pięknie…” – pomyślałam. Pomidor jest człowiekiem zazwyczaj szalenie spokojnym. To z pewnością jeden z bardzo niewielu Greków, który każdy rachunek płaci na czas, nigdy się nie spóźnia i zawsze, każdemu pomoże. Poza tym nieustannie coś reperuje. Zupełnie nie przystaje do stereotypu Greka – czyli rozpasionego „sułtana”, który zazwyczaj skupia się na odpoczywaniu.
     Na całe szczęście już prawie byłam spakowana, bo czułam w powietrzu wielką kłótnie. To proste – Pomidor na pewno nie jest takim ideałem, za jakiego go brałam i teraz oznajmi, że Fetę zdradza – ot! zwykły grecki dzień!
-Byłem na zakupach. – dokończył patrząc gdzieś w dal.
      W tym momencie Feta zbladła i atmosfera naprawdę zrobiła się ciężka. Czyżby to było gorsze niż  zdrada? To Feta przecież decyduje o wszystkim, co  do domu kupić, dobierając również i  mężowi wszystko co na sobie ma: od koloru skarpet, po krój klapy marynarki.
    Pomidor znikł na dobrych kilka minut, wygrzebując coś z garażu. Wrócił z ogromną czarną torbą foliową, ale zanim zdążył wyjąć jej zawartość, całą kuchnię wypełnił przeraźliwy zapach najgorszej odmiany, śmierdzącego jak przeterminowana pasta do butów … skaju.
-Nie wiem…chyba nie jest najpiękniejsza?
     Naprawdę z trudem powstrzymywałam atak śmiechu, patrząc raz to na białą jak pergamin Fetę, raz to na Pomidora w paskudnej, za dużej o dwa numery kurtce imitującej czarną skórę, z wypchanymi ramionami –   a la szalone lata 90te. 
    Tak, to musiało być gorsze niż zdrada.
    Pomidor z miną jakby już wiedział, ale nie chciał sam przed sobą przyznać, że wygląda to tragicznie, patrzył w lustro.
-Zaczepił mnie jeden Cygan. Mówił, że właśnie przywiózł nowy towar z Mediolanu. Wiecie….on miał  nawet włoski akcent…
    Olivka pierwsza spadła ze śmiechu z krzesła. Później ja też  nie miałam już oporów. No cóż, podczas gdy Feta racjonalnie próbowała wytłumaczyć Pomidorowi, że może spokojnie zająć się ważniejszymi sprawami, tymczasem ona weźmie domową modę w swoje ręce, Olivka wyszukała starą składankę Modern Talking. W sumie całkiem udany zakup, bo bawiła się w tej kurtce świetnie tańcząc do Cheri Cheri Lady. Swoją partie odśpiewać musieli wszyscy, obowiązkowo również i jak. W kurtce oczywiście.  Tymczasem  Pomidor obiecał, że już nigdy, przenigdy na zakupy sam nie pójdzie. Po tej szalonej imprezie mieszkanie wietrzyło się dokładnie cały dzień. Magiczna jednak ta kurtka… Ale może było to coś znacznie więcej niż tylko sam skaj…

Cały czas się głowię, czy oni śpiewają to naprawdę na serio?…
    

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.