Przewodnik po KORFU, cz. 6 – „Hrabina Kerkiry” – rozśpiewany przewodnik po wyspie Korfu… sobota, 27 września 2014

     i-komissa-tis-kerkyras

      „Hrabina  Kerkiry” (1972, reż. Alekos Sakelarios) to jeden z najsłynniejszych greckich musicali, będący jednocześnie znakomitym przewodnikiem po wyspie. Kerkira jest  bowiem jednym z głównych bohaterów  filmu.

       Akcja, jak to zazwyczaj bywa u musicalach, jest  mało skomplikowana. Główna bohaterka Siora (określenie „pani” w dialekcie greckiego używanego na Wyspach Jońskich) Angelina, mieszka w przepięknym domu w samym centrum miasta Korfu, gdzie prowadzi lekcje gry na pianinie dla dzieci. Siora Angelina jest po uszy zakochana w muzyce i swojej wyspie. Wszak Kerkira to jedna z najbardziej rozśpiewanych  wysp Ellady. Latem  na Korfu przyjeżdża zespół taneczno – muzyczny z Włoch. Ponieważ jest szczyt turystycznego sezonu, grupa młodych tancerzy nie ma się gdzie zatrzymać. Po długich pertraktacjach Siora Angelina pozwala grupie  Włochów zamieszkać u siebie. I tu zaczyna się prawdziwy musical, fantastyczne popisy wokalne  Reny Vlahopoulou, słynnej greckiej aktorki  i piosenkarki, która przyszła na świat właśnie na Korfu.

      Zespół młodych Włochów przygotowuje się do koncertu. Kiedy w końcu ma do niego dojść – następuje kulminacja akcji. W niewiadomych okolicznościach na wyspę nie dolatuje włoska wokalistka, gwiazda owego koncertu. Po bardzo długich prośbach i namowach, zastępuje ją Siora Angelina, czyli Rena Vlahopoulou we własnej osobie, wykonując między innymi najsłynniejszą piosenkę wyspy, czyli: „Kerkira, Kerkira i Pondikonisi…”.

      Akcja całego musicali rozgrywa się rzecz jasna na Korfu i jest jednocześnie przepiękną wizytówką wyspy, wspaniałą jej reklamą. Wiele scen zostało nagranych  w słynnym domu, który znajduje się na końcu ulicy Liston, obok Pałacu św. Jerzego i św. Michała. W tle pojawiają się Plac Spianada, urokliwe  kantounie (wąskie uliczki miasta Kerkira), Stara Forteca. A przy tym bajkowa Paleokastritsa, widok na Mysią Wyspę i Vlachernę oraz wszystkie najważniejsze dla wyspy miejsca, w najpiękniejszych odsłonach.

Dom,  w którym nagrano większość filmowych scen – dzisiaj.

Dom, w którym nagrano większość filmowych scen – dzisiaj

    Nie można wymarzyć sobie lepszego „folderu reklamowego” dla Korfu. Widoki na długo zapadają w pamięć, a piosenki  śpiewane w tym filmie, do dziś grane są na wyspie. Przy tym mistrzowska gra  Reny Vlahopoulou…

 

Zapraszam serdecznie do słuchania i oglądania:

HRABINA KERKIRY, reż. Alekos Sakelarios, 1972, 84 min. 

 

z cyklu: JADĘ DO GRECJI NA WAKACJE – W Grecji powoli kończy się lato… poniedziałek, 22 września 2014

     Powoli kończy się przepiękne, greckie lato, przechodząc w nie mniej uroczą jesień. Wieczory stają się coraz chłodniejsze, tak że trzeba pamiętać o swetrze. Zmieniają się kolory. Z dnia na dzień stają się  bardziej rozmyte, pastelowe. Dziś wracając z miasta, znalazłam trzy lśniące w trawie kasztany. Manekiny w sklepowych witrynach ubierają się coraz cieplej. A dzieciaki, te  dawno poszły już do szkoły. W Grecji rozpoczyna się  czas przepięknej jesieni.

    -Ile razy kąpałaś się tego lata? Bo ja 97! Czyli raz albo nawet i dwa razy dziennie. – powiedziała  Elpida, moja sąsiadka – lat dziesięć.

   -Tak dokładnie liczyłaś?

   -Tak, zawsze sobie wszystko liczymy.

   -Wiesz, wstyd się przyznać… Tego lata kąpałam się tylko dwa razy…

   -Uuu… Kiepski wynik. A ile razy tego lata jadłaś lody? Bo ja 86!

   -Z tym będzie ciężej, bo lodów na całe szczęście zjadłam więcej… Ale nie liczyłam… Nie miałam pojęcia Elpida, że trzeba.

   -To w przyszłym roku musisz pamiętać, żeby wszystko dokładnie przeliczyć! – wykrzyknęła pędząc w tylko sobie znanym kierunku.

   -Ok.! W przyszłym roku to już na pewno będę pamiętać!

    Obiecałam sobie, że  przyszłego lata może   nie tyle pobije  rekordy Elpidy, ale na pewno też będę dokładnie liczyć.

 B

    A jak sprawa wygląda u Was? Ile razy kąpaliście się tego lata i ile  razy jedliście  lody? Z czym kojarzą się Wam wakacje? Dla mnie tegoroczne lato było najbardziej pracowite ze wszystkich jakie pamiętam. Ale jednocześnie, było jednym z najpiękniejszych.

       Jest to już ostatni w tym roku post z cyklu „Jadę do Grecji na wakacje”. Kolejne wydanie – już od drugiej połowy maja. Tymczasem, w miejsce letniego cyklu powrócą „Lekkie poniedziałki”. Pierwszy post – już za dwa tygodnie. Na zakończenie tegorocznego cyklu, kilka zdjęć z mojego lata. Jak pewnie się domyślacie, większość pod nazwą Korfu… Korfu… Korfu…

G J L Ł M N

Przewodnik po KORFU, cz. 5 – Smak Kerkiry, czyli czym jest kumkwat?… piątek, 12 września 2014

Sad kumkwatu

Sad  kumkwatu

   Pomimo, że smak kumkwatu jest jednym z najbardziej charakterystycznych smaków wyspy Korfu, początkowo drzewka kumkwatowe w Grecji nie rosły. Kumkwat  sprowadzony został na Korfu z Azji przez Brytyjczyków. Dlatego też jego nazwa jest tak mało grecka. Obecnie sady kumkwatowe znajdują się w północno – wschodniej części wyspy. Żeby do nich dotrzeć, trzeba przejechać przez zdaje się najwęższe i najbardziej pokręcone drogi, jakie istnieją na wyspie.

22 33

   Czym jest jednak kumkwat? Jest to drzewo cytrusowe, na którym rosną niewielkie owoce, przypominające pomarańcze. Owoców kumkwatowych nie je się bezpośrednio po zebraniu, ponieważ ich smak jest bardzo gorzki. Idealnie nadają się natomiast do fenomenalnych likierów, z których Korfu słynie.  Z kumkwatu robi się również marmolady, syropy, lody, cukierki czy też  galaretki posypane cukrem pudrem. Właściwie wszystko co można jeść  w słodkiej odsłonie. Kumkwat jest również ciekawym dodatkiem do najróżniejszych kosmetyków.  

 

     Będąc na Korfu musicie koniecznie zasmakować kumkwatowych pyszności, ponieważ wszelkie produkty które zawierają w sobie ten cytrusowy owoc, dostępne są jedynie  na Kerkirze. Cóż więcej? Smacznego!

Likier z kumkwatu

Likier z kumkwatu

 

z cyklu: JADĘ DO GRECJI NA WAKACJE – Grecki fenomen niemieckich butów… poniedziałek, 8 września 2014

         Co prawda żaden inny but nie jest w stanie doścignąć urody greckich sandałków. Jednak te drugie  nie nadają się do intensywnego, całodniowego chodzenia. Greczynki mają głowy na karkach i do typowego „biegania po mieście”, pracy czy też na długie wycieczki lub spacery wybierają jedne z najpopularniejszych niemieckich butów – słynne Birkenstocki.

      Ilość  tych butów chodzących po greckich ulicach, przykuła moją uwagę kiedy tylko pierwszy raz przyjechałam do Ellady. Pomyślałam, że jeśli są tak popularne, to zdaje się muszą być co najmniej wygodne. Wypatrzyłam sklep gdzie je sprzedają. Wyszukałam najpopularniejszy i najbardziej klasyczny damski model – „Gizeh”. Poprosiłam o mój numer. Włożyłam na stopę i … mimo bardzo wysokiej ceny, postanowiłam że już ich nie zdejmuje. Co prawda mój portfel nagle schudł, ale stopy… Moje stopy były, są i jeszcze długo będą – dosłownie w siódmym niebie!

     Jeśli Birkenstock robi buty od 240 lat, to zdaje się – wie jak do tego się zabrać. Od trzech lat nie rozstaje się z moimi ukochanymi, niemieckimi sandałami. Nie wyobrażam sobie bez nich lata,  bieganiny po mieście, plażach, muzeach, sklepach czy też zabytkach. Bez dwóch zdań, były to świetnie zainwestowane pieniądze.

     Nie wiem co musiałoby się stać, by zniszczyć, czy też schodzić te buty, bo wydają się być odporne dosłownie na wszystko. Powoli jednak, po trzech latach chodzenia  w nich w sezonie wiosenno – letnim prawie codziennie(!), planuje kupno identycznych, tyle że nowych. Idealne buty do tego by przejść całą Grecję;)))

www.birkenstock.com

 

Z CYKLU: Inny punkt widzenia – Gdzie szukać gniazdka elektrycznego na Cyprze? Część 1/2… sobota, 6 września 2014

     Najprostsze czynności życia codziennego potrafią się nieco skomplikować, kiedy wyjeżdżamy do innego kraju. Dziś post z cyklu „Inny punkt widzenia”, a w nim relacja autorstwa Artura Kamińskiego  z wakacji na Cyprze,  z nieco innej perspektywy… Serdecznie zapraszam do czytania!

***

Małżowina i suszenie głowy

Małżowina i suszenie włosów…

 

         Na tydzień przed wylotem, ponownie czytam informacje na temat Cypru. Kultura, historia, angielskie gniazdka, zabytki.

      Zaraz, zaraz… Angielskie gniazdka?! – krzyknęła małżowina  (wszak jest inżynierem, a ja tylko prostym pedagogiem).

       W domu nastały gorączkowe poszukiwania stosownej przejściówki. Znalazłem, ale mamy tylko jedną, a urządzeń  kilka. Telefony, tablet, mój papieros. Skok do sklepu i szafa gra! Mamy trzy, więc powinno wystarczyć.  Nastał dzień wyjazdu, wszystko spakowane, taryfa zamówiona, ponownie szafa gra. Na lotnisku odprawa bez problemu, zakupy w strefie bezcłowej i tylko 1,5 godziny oczekiwania. Tak na marginesie, nie wiem skąd się wziął mit o tym, że w strefie bezcłowej jest taniej, bo jest odwrotnie – moje ulubione piwo 9 zł. Brrr…

     Lądowanie w Paphos bez problemu. Pani  z biura podróży wskazuje autokar – wsiadamy. Ale zaraz, zaraz, wejście po środku autokaru jakoś po dziwnej stronie. No nic, skoro mają angielskie gniazdka, to i autokary mogą mieć jakieś dziwne. Nic tam… Jedziemy! Wyjazd z parkingu, zagadany przez małżowinę nie zwracam uwagi na drogę.  Gdy już usłyszałem „wszystkie ważne rzeczy”, patrzę przed siebie i tak sobie myślę, ile do diabła czasu można wyprzedzać?  W pewnym momencie droga lekko zaczyna skręcać w lewo. „No chłopie!” – myślę sobie – „Czas zmienić pas!”.  Kierowca nic, dalej zasuwa. Ufff! Nic nie  jechało z naprzeciwka. Dojeżdżamy do ronda, a ten baranek zaczyna jechać pod prąd. No nie!!!  I powiedziałem na głos coś niecenzuralnego, na co moja inżynierska małżowina:

        Kochanie, angielskie gniazdka… 

       No tak, jestem tylko pedagogiem.  W jednej chwili pomysł na wypożyczenie samochodu przeszedł do historii – to nie na moje nerwy.  Tylko po 3 godzinach jesteśmy na miejscu. Papierologia w recepcji, zaproszenia na obiadek i otrzymujemy elektroniczny kluczyk do pokoju. Po prawie 10 godzinach jesteśmy u „siebie”.  Szybki prysznic i rozpakowywanie. W tym czasie mój wiecznie głodny telefon złośliwie pomrukuje. Przejściówki odnalezione, ale gdzie są gniazdka? Jedna ściana, druga, trzecia –  jest!  Telefon podpięty, ale tablet zaczyna mruczeć, że też jest głodny (to chyba ich zmowa). Szukam kolejnego gniazdka. W pokoju nic, przedpokój też dziewiczy. Ha! Myślę sobie, że na pewno będzie w łazience.  No i znalazłem jakiegoś dziwoląga z tabliczką „tylko dla suszarek”. Suszarki oczywiście nie było, a ja zaczynam odczuwać paniczny lęk przed małżowiną, ponieważ skrytykowałem jej pomysł, aby takowe “niezbędne urządzenie” zabrać z domu. O rany… Nic Kamyczku, szukaj dalej. Nagle eureka! Po diabła mi na wakacjach telewizor? Centymetr  po centymetrze zbliżam się do momentu gdy trzeba przesunąć  jakąś szafkę. Przesuwam i moim oczom ukazuje się kolejne dziwactwo z symbolem telefonu. Telewizor podpięty do telefonicznego gniazdka!!! Odpadłem. Cały spocony myślę co dalej, bo wiem co za chwilę powie moja inżynierska małżowina. Jest!!! Czajnik elektryczny – przecież  nie będę gotował wody cały czas.  Ponownie przesuwanie szafki i moim oczom ukazuje się europejska wtyczka podpięta na skrętkę do kolejnego tajemniczego gniazdka. No nie… Poddałem się i zakomunikowałem małżowinie, iż wprowadzamy grafik podpinania elektrycznych głodomorów do prądu.  I stało się..

      Kochanie, przecież mówiłam, że wystarczy zabrać listwę od komputera! 

      No nie!!! Po cholerę mi było 5 lat studiów? Trzeba było zostać elektrykiem i tłuc kasę na Cyprze, bo aby się w tym połapać, naprawdę konieczna jest jakaś magiczna wiedza. Gdy powoli dochodziłem do siebie, małżowina krzyczy:

    Znalazłam suszarkę…

    Ufff… Przynajmniej za to mnie nie obleci. Hihi! Nie ma to jednak jak cypryjska pomysłowość – suszarka była podpięta w kolejny tajemniczy sposób w szufladzie szafki i aby móc z niej skorzystać trzeba było prawie  klęczeć na podłodze…

Artur Kamiński

Cypryjska "przejściówka"

Cypryjska “przejściówka”

Telewizor podpięty do gniazdka telefonicznego

Telewizor podpięty do gniazdka telefonicznego

 

Uuups… Przegapiłam trzecie urodziny mojego bloga… wtorek, 2 września 2014

      Nie sądziłam, że to mi się przydarzy… ale w natłoku  prac przegapiłam trzecie urodziny mojej Sałatki! Również i post przeznaczony na Światowy Dzień Bloga (31 sierpień) był już prawie gotowy, tylko że… zasnęłam nad klawiaturą w czasie jego redagowania. Każdy kto związany jest z turystyką, wie co kryje się pod słowem „sierpień”. Skrzynka zapchana meilami  oznaczonymi słowem „odpisz!”. Wszystkie rzeczy do przeczytania / napisania / zredagowania przesunięte na termin „jak tylko skończy się sierpień”. Jednak mimo nawału najróżniejszych zajęć, jeszcze nigdy bardziej nie czułam się na swoim miejscu. Dokładnie jak przysłowiowa ryba w wodzie.

      Co się odwlecze – to nie uciecze! „Sałatka po grecku” kilka dni temu obeszła swoje trzecie urodziny. Świętować można zawsze! Jest to idealny również moment, by spojrzeć wstecz. Co takiego wydarzyło się przez ten okres? W jakim punkcie życia jestem obecnie?

P1110899

      Trzy lata minęły mi jak z bicza strzelił. Nie wiem zupełnie kiedy.  Tego krótkiego momentu, kiedy wsiadaliśmy z Janim do samolotu z biletem w  jedną stronę, do końca życia nie zapomnę. Jeszcze nigdy nie było mi tak gorąco… Żeby uniknąć problemu nadbagażu, mimo że był sierpień, miałam na sobie puchową kurtkę  i zimowe kozaki. W takim mało wakacyjnym stroju dolecieliśmy do Grecji.

     Te trzy lata były dla mnie największym uniwersytetem życia. Ci, którzy śledzą bloga od samego początku, wiedzą że w sałatkowej rodzinie co prawda zawsze jest wesoło, ale były również naprawdę trudne momenty. Emigracja to nie jest przecież łatwy temat.

      Teraz zdarzają mi się takie poranki, zwłaszcza kiedy nie muszę wcześnie wstać i cały dzień mam tylko dla siebie, że otwieram oczy, gapię się  w sufit i nie dowierzam w to co się dzieje. Są takie chwilę, że myślę że  mi się to  przyśniło. Że mieszkam na mojej najpiękniejszej na świecie wyspie. Mam tu swoją ukochaną pracę, swoją własną firmę. Że znów piszę kolejny artykuł.  Jest słoneczne, gorące lato. Za chwilę wstanę i leniwie się przeciągnę. Wycisnę sok ze świeżych pomarańczy, które wczoraj wieczorem przyniosła mi sąsiadka. Zaparzę  kawę. Później wyjdę i pojadę prosto do miasta. Po drodze ktoś kilka razy wesoło zatrąbi, by mnie pozdrowić. Zaparkuje jak zawsze  przy widoku na Starą Fortecę. Chwilę później  znów zgubię się w zakamarkach starego, weneckiego miasta. Opracuje nową trasę. Odnajdę temat do kolejnego posta. Znów zupełnie przypadkiem spotkam kogoś znajomego, bo ta wyspa w praktyce  jest dość mała. Może uda się przysiąść choć na chwilę by wspólnie wypić zimną kawę. Wracając znów wsłucham się w magiczny hałas tego niezwykłego miasta. Wpatrzę w ciemne oczy przechodzącego obok mnie Greka. Pozazdroszczę mu lekkości bytu, jaki kryje się w jego  nieuzasadnionym niczym uśmiechu. Będę podziwiać rozpuszczone włosy Greczynki, którą widzę gdzieś z daleka. I dokładnie tak jak ona, dumnie wyprostuję swoje plecy. A później zadzwoni Jani, że już pakuje walizki, że ma dla mnie coś małego  i że wieczorem będzie w porcie. Kolejny raz powtórzę sobie w głowie jedną szalenie ważną w życiu rzecz. Że kiedy bardzo mocno walczy się o swoje marzenia – wszystko prędzej czy później musi się spełnić.

salatkapogreckuwpodrozy.pl

salatkapogreckuwpodrozy.pl