Campiello – najstarsza dzielnica miasta Korfu. Filmik na YT… poniedziałek, 28 lutego 2022

 

Campiello jest najstarszą dzielnicą miasta Korfu. Spacer jej ulicami, jest jak podróż w czasie.

Dokładny post o Campiello znajduje się TUTAJ!

Jeszcze więcej na temat wyspy Korfu, przeczytasz w moim przewodniku “Korfu. Przewodnik po raju”.

Dziś zapraszamy na filmik po tej części miasta…

 

 

 

 

Przewodnik po KORFU, cz. 36. Plaża Giali – najpiękniejsza plaża Korfu… poniedziałek, 21 lutego 2022

 

Plaża Giali, 18 lutego 2022

 

O plaży Giali dowiedziałam się przypadkiem od naszych turystów, którzy podczas jednej z naszych wycieczek dumnie pochwalili się wyprawą i pokazali mi zdjęcie. Później wyszukałam kilka zdjęć tej plaży w internecie, a później zaczęłam się zastanawiać jak to się stało, że ja tej plaży nie znam. Pogrzebałam jeszcze trochę i pojawiła się odpowiedź. Droga do tej plaży jest bardzo wymagająca, dlatego dociera tam jedynie niewielka garstka turystów i tym samym to miejsce nie jest wśród turystów znane.

Kilka dni temu wypatrzyłam w prognozie pogody ładny, słoneczny dzień. Włożyliśmy sportowe buty, plecaki i ruszyliśmy na wyprawę.

 

 

Plaża Giali znajduje się bardzo blisko wioski Giannades, w środkowo – zachodniej części Korfu. Zaparkowaliśmy auto tuż obok niewielkiego kościoła i dalej ruszyliśmy już pieszo. Kamienista droga na samym początku była prosta i bardzo przyjemna. Przez cały czas towarzyszył nam widok na niebieskie morze. Mniej więcej po piętnastu minutach droga zamieniła się w wąską, kierującą się w dół, kamienistą ścieżkę, która z kroku na krok stawała się coraz trudniejsza. Ostatni, dość długi fragment drogi stał się naprawdę wymagający. Kamienistą, bardzo wąską i bardzo stromą ścieżkę pomagały znaleźć rozwieszone sznury, których można się trzymać podczas schodzenia. W dwóch miejscach były też umocowane drewniane drabiny, umożliwiające zejście między dużymi spadami. Cała droga była ciężka. Zajęła nam średnim tempem około 40 minut. Do pokonania tej drogi konieczne są porządne buty sportowe. My tę drogę pokonaliśmy w środku lutego i było naprawdę gorąco. Mogę sobie więc jedynie wyobrazić, że kiedy idzie się nią latem, to najbardziej męczące musi być słońce i wysoka temperatura. Dlatego moja rada… Jeśli wybierzecie się w to miejsce latem, zorganizujcie swoją wyprawę jak najwcześniejszym rankiem.

 

Tak wygląda droga na samym początku…

Później robi się coraz trudniej…

Aż w końcu jest tak!

W najtrudniejszym odcinku można trzymać się lin.

Pojawiają się również takie przeszkody…

 

Po około 40 minutach pokonywania szlaku pojawił się pierwszy widok na plażę Giali. Już w tedy wiedziałam, że każdy krok był wart tego widoku. Kiedy zeszliśmy na sam dół, poczułam się dokładnie tak, jakbym była w raju. Na dodatek, cały ten raj miałam wyłącznie dla siebie. Na plaży nie było absolutnie nikogo!

Plaża Giali jest niewielka. To ograniczona wysokimi klifami przestrzeń. Całość zdobią ciekawe formacje skalne i kipiąca nawet w środku zimy zieleń. Takie właśnie plaże podobają mi się najbardziej. Sama plaża miejscami jest piaszczysta, w innych miejscach znajdują się drobne kamienia. Woda ma intensywnie lazurowy kolor. W wielu miejscach wyrastały potężne kamienie, które dodawały całości uroku.

Najbardziej malownicze plaże Korfu znajdują się w środkowo – zachodniej jej części. Znane z nich są miejscowości takie jak Paleokastritsa, czy też Liapades. Ale dla mnie to właśnie ta plaża wygrała konkurs piękności wszystkich plaż Korfu. Jest jak wydzielona wysokimi klifami przestrzeń prywatnego raju. Podejrzewam, że ze względu na bardzo wymagającą drogę zawsze jest tam kameralnie i nigdy nie ma tłumów. Sama droga, jest sporym wyzwaniem. Ale tak to już jest z wejściem do raju. Aby przejść przez jego drzwi, trzeba się sporo napocić…

 

 

TU! przeczytasz przewodnik po plażach Korfu.

TUTAJ! jest post o plaży Mirtiotissa.

TU! jest post o Paleokastritsy.

 

 

 

Dzień dobry po grecku… poniedziałek, 14 lutego 2022

 

 

Kalimera (czyli: dzień dobry)! – powiedziałam radośnie, wchodząc do zaprzyjaźnionej tawerny. W odpowiedzi kelner spojrzał na mnie jakbym właśnie oznajmiła, że chcę zamówić sofrito z jednorożca. Ten wzrok zbił mnie z tropu.

Kalimera??? Jakie kalimera?! Kalispera (czyli: dobry wieczór, dobrego wieczoru)! Obudź się i spójrz na zegarek. Przecież dochodzi już trzynasta!

No tak… Zreflektowałam się i jednocześnie przypomniało mi się ilu Greków i jak często zwraca mi uwagę, że po godzinie dwunastej w południe w Grecji nie mówi się „dzień dobry”, a „dobry wieczór”. Teoretycznie dobrze o tym wiedziałam, ale jakoś tak nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Wzrok kelnera i ta jego uszczypliwość… Postanowiłam się odgryźć. Niech już nie będzie taki mądrala!

-No dobra, zgodzę się z tym, że tak tu jest, taka jest tradycja, że już chwilę po dwunastej mówi się kalispera. Ale przecież to jest zupełnie nielogiczne! Zobacz! Świeci słońce, a przed nami jeszcze cały długi dzień. Więc gdzie tu jest logika, że nawet nie zjadłam jeszcze obiadu, a już mam ci życzyć dobrego wieczoru? Ta wasza zasada jest zupełnie bez sensu!

-A właśnie, że nie! To jest bardzo, ale to bardzo logiczne i sensowne… Już ci tłumaczę dlaczego…

 

*

 

Grecy bardzo zwracają uwagę, aby odpowiedniego powitania używać o odpowiedniej porze. Niech no ktoś powie „dzień dobry” dajmy na to około godziny szesnastej. Nie ma takiej możliwości, żeby tak przywitał się Grek.  Wtedy już tylko i wyłącznie „dobry wieczór”. A kto zwraca na to uwagę na przykład w Polsce? Pal licho! Dzień dobry, dobry wieczór. Kto by zwracał na to uwagę? Kto ma na takie drobiazgi czas? Przecież to nie jest istotne!

Odpowiednie używanie słówek kalimera i kalisera, to jest dopiero wierzchołek góry lodowej. Tu się dopiero zaczyna… W okresie, kiedy obchodzimy Wielkanoc, Boże Narodzenie czy też inne ważne święta, powitaniom towarzyszą słowa kales giortes (czyli: dobrego świętowania) lub hronia polla (czyli: wielu lat). Przez większą część stycznia, każdej pierwszy raz spotkanej w nowym roku osobie mówi się kali hronia (czyli: dobrego roku) i może być uznane za brak manier, jeśli tak właśnie się nie powie osobie, którą znamy i spotykamy w nowym roku pierwszy raz. Jeśli w Grecji obchodzicie imieniny, najpewniej telefon nie przestanie dzwonić od rana do wieczora! Przecież koniecznie trzeba życzyć osobie, która je obchodzi wszystkiego co najlepsze. To jeszcze nie koniec… Dajmy na to, że w waszej rodzinie urodziło się dziecko. Wtedy mówimy na sas zisei (czyli: niech wam żyje). Kiedy zaczynamy nowy miesiąc mówimy kalo mina (czyli: dobrego miesiąca). Kiedy jest poniedziałek kali evdomada (czyli: dobrego tygodnia). Kiedy kończy się zima, mówimy kalo kalokieri (czyli: dobrego lata). A kiedy kończy się lato, życzymy kalo himona (czyli: dobrej zimy). To zdaje się tyle, ale myślę że gdybym jeszcze poszperała w głowie, znalazłabym jeszcze kilka przykładów.

To bardzo ciekawe, że Grecy którzy często z pozoru wydają się mieć głowę w chmurach, żyć na wiecznym luzie i w południowym chaosie, do tych wszystkich zwrotów przykładają ogromną uwagę. Skąd to wynika? Z tego, że dużo bardziej niż nacje z Europy zachodniej są zakorzenieni w magicznym tu i teraz. Żyją bardzo mocno połączeni z rytmem natury i zwracają uwagę na…

 

*

 

Słońce! – wykrzyknął uradowany kelner z miną na twarzy, która mówiła „i tu cię mam”.

-Hmmm? Nie rozumiem, o co ci chodzi?

-Zwróć uwagę na pozycję słońca. O dwunastej, w południe jest w najwyższej pozycji. A minuta po dwunastej jest już coraz niżej. Więc zgodnie z pozycją słońca, które chwilę po dwunastej jest już niżej i bardzo powoli już zachodzi, zgodnie z tym chwilę po południu mówimy „dobrego wieczoru”! To jest bardzo, ale to bardzo logiczne i mądre!

Nie pozostało mi nic innego, jak przyznać mu rację. I tak już się stało, że po tej z pozoru banalnej rozmowie zaczęłam mocno zwracać uwagę na pozycję słońca. Uwielbiam być obudzona jeszcze przed wschodem. Do południa mieć zrobione najważniejsze rzeczy dnia, a kiedy już zacznie zachodzić, spowalniać mój rytm i szykować się spać. Zgodnie z pozycją słońca.

 

TU! przeczytasz o greckich imionach.

TUTAJ! przeczytasz o tym jak Grecy obchodzą Wielkanoc.

TU! jest post o zachodzie słońca w Ia na Santorini.

 

 

 

Przewodnik po Metsowie. Dlaczego warto odwiedzić to miasto?… poniedziałek, 7 lutego 2022

 

 

Nasz krótki wypad do Metsowa był bardzo spontaniczny. Wczesnym rankiem wsiedliśmy na prom z Korfu do przeciwległej Igoumenitsy, gdzie wynajęliśmy auto i po niecałych dwóch godzinach jazdy byliśmy w… zupełnie innym świecie! Kiedy dojeżdżaliśmy do Metsowa, musiałam kilka razy przecierać oczy. Na Korfu poprzedniego dnia świeciło słońce i kąpałam się w morzu. A już na kilka kilometrów przed Metsowem wszystko było w śniegu. Śnieg leżał wszędzie, a przed nami rozpościerał się krajobraz niczym z zimowej krany. Tak, to również Grecja! A ta podróż była dla mnie kolejnym dowodem jakim niesamowicie różnorodnym krajem jest Ellada.

 

*

 

Metsowo jest niewielkim miastem, które liczy około 2 500 mieszkańców. Leży na zachód od przełęczy nazywanej Katarą, która przecina łańcuch gór Pindos, łącząc jednocześnie Tesalię z Epirem. Metsowo  jest typowym miasteczkiem górskim, położonym 1 160 m n.p.m. W całej Grecji jest znane przede wszystkim jako jedno z kilku greckich miejsc, gdzie jeździ się na nartach. Można więc przyjechać by uprawiać sporty zimowe, ale nie tylko. Metsowo to po prostu bardzo ciekawe i niesamowicie klimatyczne miejsce, gdzie warto się zatrzymać o każdej porze roku. Ja na nartach nie jeżdżę, a mimo tego spędziłam tam wyjątkowy czas. Już tłumaczę dlaczego!

 

 

To niewielkie górskie miasteczko otaczają niesamowite krajobrazy. Było jak z bajki! Mogę się domyślać, że o każdej porze roku to miejsce ma niezwykły urok. Kiedy byliśmy tam kilka dni temu, wszystko było w śniegu. Ale z pewnością wyjątkowo pięknie musi wyglądać jesienią, kiedy liście drzew zmieniają swoje kolory. Wszystkie budynki w miasteczku wybudowane są w typowym górskim stylu. Dominuje połączenie kamienia z drewnem. Temu górskiemu stylowi architektonicznemu musieli podporządkować się wszyscy! Budynek banku, stacja benzynowa, nawet kiosk ruchu czy też niewielki bankomat, aby wpisać się w całość obudowany został drewnem.

 

Bankomat w Metsowie 😀

 

Trzy świetne muzea, jak na tak małe miasteczko to naprawdę sporo. Skąd niewielkim Metsowie fantastyczna galeria malarstwa, nowoczesne muzeum wina czy też niezwykle ciekawe muzeum folklorystyczne? I tu zaczyna się ciekawa historia.

Z Metsowem związany był Evangelos Averoff-Tossizza (1910-1990) wspaniały polityk, który był greckim ministrem spraw zagranicznych. Averoff przyjaźnił się z baronem Michaelem Tossizza (1888-1950), który był potomkiem pochodzącej z Metsowa rodziny bankierów mieszkającej w Szwajcarii. Baron był człowiekiem z kolosalną fortuną, której nie miał komu przepisać. To właśnie Averoff przekonał barona, aby swoją gigantyczną fortunę przepisał na rzecz rozwoju Metsowa tworząc jednocześnie fundację (Baron Michael Tossizza Foundation). Tak też się stało i dzięki potężnemu zastrzykowi finansowemu ze spadku po baronie, Metsowo mogło rozwinąć się w każdej sferze. Zgodnie ze wcześniejszym ustaleniem od tego wydarzenia Averoff przyjął również nazwisko barona.

 

 

Będąc w Metsowie koniecznie trzeba zobaczyć muzeum regionalnego wina – Katogi. Szczep  winogron, które znoszą tutejszą mroźną zimę i dobrze czują się górskim klimacie, został sprowadzony ze Szwajcarii. Cała winiarnia została stworzona przez  Averoffa. Dziś wino Katogi jest znane i szeroko dostępne w całej Grecji. Samo muzeum  pokazuje historię powstawiania marki. Warto je odwiedzić i przede wszystkim skosztować wina w miejscu, gdzie powstaje.

 

 

W domu, który należał do rodziny Tossizza, znajduje się obecnie Muzeum Folkloru. Kolejne ciekawe miejsce Metsowa. W środku znajdują się meble, przedmioty codziennego użytku oraz stroje z dawnych czasów z tego regionu Epiru. Mocno rzucają się tu w oczy oczywiste wpływy tureckie. W pomieszczeniach stoły są bardzo niskie, a zamiast krzeseł są poduchy. Zdobne ornamenty również przywodzą na myśl tureckie dekoracje. Warto zwrócić uwagę na przepiękne drewniane sufity z licznymi rzeźbionymi zdobieniami. To muzeum jest idealnym miejscem, żeby zobaczyć jak żyło się na tym terenie w dawnych czasach. Na najwyższym piętrze znajdują się pamiątki po wielkim polityku.

 

Metsovitika fot. Barbara Bitounis

Metsovitika – wersja zimowa fot. Barbara Bitounis

 

Trzecim miejscem, które koniecznie trzeba zobaczyć będąc w Metsowie jest tamtejsza Galeria Sztuki. „Galeria sztuki w miasteczku, które nie ma nawet trzech tysięcy mieszkańców… Hmmm…” – pomyślała z góry zakładając, że raczej niczego ciekawego tam nie zobaczę. Jednak przechodząc po pomieszczeniach galerii i patrząc na obrazy, które wisiały na ścianach wiele razy z wrażenia opadła mi szczęka. Obrazy, które tam były równie dobrze mogłyby wisieć na ścianach galerii malarstwa na przykład w Atenach. Dzieła, które się tam znajdują to również spadek po Averoffie. Przekazał on  dla Metsowa swoją kolekcję malarstwa greckich artystów tworzących w XIX i XX wieku. Na najniższym piętrze galerii znajduje się również wystawa fotografii Kostasa Balafasa. Na czarno białych zdjęciach utrwaleni zostali mieszkańcy Metsowa i regionu z lat 60tych i 70tych XX w.

 

 

Fundacja barona, która powstała z inicjatywy Averoffa nie tylko zadbała o rozwój gospodarczy, ekonomiczny czy też kulturowy miasteczka. Umożliwiała również studia w Atenach młodzieży, która pochodziła z Metsowa.

Metsowo to również wspaniała kuchnia, która jest nieco odmienna od kuchni dominującej na przykład na greckich wyspach. W Metsowie poczują się znakomicie fani potraw mięsnych. Ja spróbowałam dania, które nazywa się „tsompleki”. Była to wołowina razem z bakłażanem, frytkami oraz lokalnym serem, zapieczona w glinianym naczyniu w piekarniku. Danie dosłownie rozpływało się w ustach, więc z pewnością w wysokiej temperaturze spędziło wiele czasu. Będąc w Matsowie z warto zwrócić uwagę na dania mięsne takie jak kleftiko, kokoretsi, czy też potrawy z baraniny i jagnięciny. Miasteczko słynie również z serów, które smakowały rzeczywiście wyjątkowo. Są nimi Metsovone oraz Metsovella. Warto również spróbować przystawki o nazwie „bujurdi”. Jest to ser zapiekany razem z papryką i pomidorami. W całej Grecji w dużych supermarketach można kupić trachanas, czyli kaszę zrobioną z zmielonej pszenicy i owczego mleka oraz hilopites, czyli rodzaj makaronu. Metsowo słynie w Elladzie również z tych dwóch produktów.

 

Tsompleki

 

Za oprowadzenie po Metsowie i ogromną dawkę informacji o tym miejscu dziękuję Barbarze Bitounis.

 

TU! przeczytasz post o Salonikach.

TUTAJ! przeczytasz post o Kawali.

TU! znajduje się cykl postów o wyspie Zakinthos.