„Po raz pierwszy spotkałem go w Pireusie (…)”
Pireus |
Tymi słowami rozpoczyna się najsłynniejsza grecka książka „Grek Zorba”. Tak jak Zorba jest moim ulubionym bohaterem literackim, tak samo Pireus jest moją ulubioną częścią Aten. Za każdym razem, kiedy przemierzam jego ulice, mimowolnie rozglądam się dookoła, mając nadzieje że gdzieś w tłumie, spotkam Zorbę. I kto wie? Może już go spotkałam? Bo gdzieś na pewno kryje się, współczesny Zorba, czyli człowiek prawdziwie wolny, który reprezentuje wszystko co w Grecji najlepsze.
Pireus jest piękny, bo gdziekolwiek by nie spojrzeć, pomiędzy gąszczem wielkich budynków, w hałasie pędzących samochodów, wszędzie widać wspaniałe, rozmarzone, błękitne morze. Nad nim, zazwyczaj beż żadnej chmury, wisi niebieskie niebo. Pireus jest miejscem, gdzie dumna cywilizacja stanowi idealne dopełnienie dostojnej natury. Z każdej strony odjeżdża lub też właśnie dobija do portu ogromny statek. To symbol podróży. Tak jak „każda droga prowadzi do Rzymu”, tak samo każda długa podróż zaczyna się w Pireusie.
Zlewając się z tłumem ludzi, to właśnie tam można zobaczyć jak wygląda prawdziwe życie stolicy. Ludzie biegną do lub też wracają z pracy. Załatwiają interesy. Ciągle coś krzyczą i sprzedają. Ale… Uważajcie na portfele! Bardzo łatwo jest je tam stracić.
Bardziej europejsko prezentuje się jedna z najsłynniejszych handlowych ulic Aten – Ermou. To właśnie tam można iść się na odzieżowe zakupy. Przechodząc pomiędzy sklepami typu Zara, H&M czy Bershka, warto mieć na uwadze wszystko co dzieje się na ulicy. Jak w każdym dużym europejskim mieście, ludzie biegają od sklepu do sklepu obładowani torbami. Tymczasem gdzieniegdzie, na małych przenośnych straganikach na kółkach, zazwyczaj starsi już Grecy, sprzedają salepi. Ten sam napój, który można kupić na Ermou, pija się również w Turcji. Jest to jeden z przykładów, na to że będąc w Atenach, kulturowo często wkracza się na teren Azji. Nie pytajcie tylko sprzedawcy, czy salepi to turecki napój? Po pierwsze się obrazi, a po drugiej już raczej nie sprzeda. Grecy czują się urażeni, kiedy porównuje się ich do Turków. To ich czuły punkt i jednocześnie dowód, że takie porównanie nie jest bezpodstawne.
ulica Ermou |
Słowo plaka po grecku oznacza „żart”. Ale jest to również nazwa jednej ze słynniejszych ateńskich dzielnic. Warto wybrać się tam na spacer. Mnóstwo jest tu kawiarenek i właśnie tam polecałabym wypić typową grecką kawę. Z Plaki, blisko jest do kolejnego ważnego miejsca dla miasta – Monastiraki. Jeśli chcecie zobaczyć, czy też kupić coś wyjątkowego i przede wszystkim greckiego, koniecznie przejdźcie się na tamtejsze wielkie targowisko. Mydła. Słynne, greckie buty. Ouzo czy raki. Oliwa z oliwek. Przyprawy. Przewiewne, letnie sukienki. Wszelakie gadżety, książki i pocztówki z widokami miasta. Właściwie trudno czegoś tam nie kupić, bo każdy sprzedawca niemalże wciąga do swojego sklepu, „dzień dobry!” mówiąc w każdym języku świata. Ujmując krótko – Azja!
Monastiraki |
Kiedy spaceruje się po Monastiraki, warto co chwila wysoko podnosić głowę. Stamtąd pięknie widać Akropol. Najlepiej oglądać go wieczorem albo nawet nocą. Jest bowiem świetnie oświetlony. W wielu miejscach, dosłownie na wyciągnięcie ręki, roztaczają się starożytne ruiny. Od ulic odgrodzone są jedynie bramkami. Pomiędzy pozostałościami po świecie starożytnym, zazwyczaj gdzieś w tle przechadza się jakiś kot. Strażników nie widać, a kota nikt nigdy nie odgania. Przechadza się po cichu lub wygrzewa na kamieniach rozgrzanych w słońcu. Sprawia jednocześnie, że te liczne greckie muzea in situ[1], są nadal żywe.
Starożytne ruiny w centrum miasta, z czarnym kotem w tle. |
Jeśli temat greckiego kryzysu mało Was zajmuje i nie chcecie go drążyć, warto udać się do Kolonaki. Tam nawet śladu po kryzysie nie znajdziecie. Ta dzielnica, uchodzi za najbardziej ekskluzywną w całych Atenach. I rzeczywiście, przechadzając się jej ulicami można poczuć powiew luksusu. Gdzieniegdzie pobłyskuje znaczek Louis Vuitton. Widać sklep Dolce & Gbbana. Na Kolonaki warto udać się do centrum handlowego Attica i koniecznie kupić coś z jednej z najlepszych kosmetycznych greckich marek – Korres, kolejnej, jak najbardziej zasłużonej greckiej dumy. Jedyne czego będąc w Kolonaki bym nie polecała, to wizyta w tamtejszych restauracjach czy tawernach. Co prawda wyglądają wspaniale, ale ceny są bardzo wysokie, co nie zawsze odpowiada jakości. W tym wypadku płaci się przede wszystkim za miejsce.
Będąc już w Atenach, koniecznie proponuję zamówić „Sałatkę po grecku” z widokiem na Akropol. Niepowtarzalność smaku – gwarantuję!
Przeczytaj więcej…
[1] Muzeum in situ, czyli muzeum które zbudowano w miejscu, gdzie oryginalnie powstały mieszczące się w nim zabytki.
Cudnie się Ciebie czyta.Dziękuję.
Cała przyjemność po mojej stronie;))
Dorota, jak już wiesz wybieram się z Mężem do Aten. Twój blog to nieocenione źródło informacji “z pierwszej ręki”. Nie sposób się oderwać od czytania! Siedzę, z wielką przyjemnością przeglądam kolejne wpisy, notuję… Twoja “Sałatka po grecku” smakuje wprost fantastycznie :)Pzdr gorąco Aniado
Wybieram się z narzeczonym we wrześniu w podróż do Grecji 🙂
Planujemy najpierw odwiedzić Ateny, a następnie lecieć na Rodos.
Dzięki Twojemu blogowi przybliżyłam sobie i zrozumiałam kulturę Grecji. Naprawdę miło czyta się Twoje posty i aż chce się więcej (zamiast uczyć się do egzaminów, czytam kolejne posty i nie mogę się oderwać 😉 )
Mam też do Ciebie pytanie 🙂 czy w Atenach znajdę tzw. ulicznych artystów, którzy wystawiają swoje dzieła: obrazy rysunki, szkice przedstawiające Ateny? 🙂
Hej! Dziękuję za tak miłe słowa!:))) Jeśli chodzi o taką ulicę, gdzieś przy Monastiraki taka artystyczna alejka powinna być, ale nie potrafię napisać Ci konkretnie. Myślę, że spacerując po mięscie sami na nią traficie:)))