Kawala. Przewodnik po mieście… poniedziałek, 17 stycznia, 2022

 

Kawala, przedmieście miasta

 

Jeśli ktoś ma ochotę zobaczyć jak wygląda typowe greckie miasto, typowe greckie życie, z dala od turystycznych tłumów, a jednocześnie nacieszyć oczy pięknymi widokami i zainspirować się tym, co w Grecji najlepsze, z pewnością powinien udać się do Kawali. Nie znam osoby, której to miasto czymś nie ujęło. Są takie miejsca, których niepowtarzalną atmosferę trochę trudno ubrać w konkrety. Jednym z takich miejsc jest właśnie Kawala.

 

Kawala jest drugim po Salonikach największym miastem północnej Grecji. Ma 54 tysiące mieszkańców i znajduje się na obszarze greckiej Macedonii. To jedno z greckich miast, w którym do dziś wyczuwalny jest wpływ turecki, który wynika z przeszłości tej części Grecji. Kawala jest na tyle mała, że większość miejsc można obejść podczas spokojnego spaceru w jeden dzień. Ale warto zostać dłużej, żeby doświadczyć typowej greckiej atmosfery tego miasta. Co prawda nie ma tu zabytków, rangi tych, które znajdują się na przykład w Atenach, ale z pewnością można tu fantastycznie spędzić czas. Ja określiłabym, że Kawala, to taka miniatura Salonik w nieco jeszcze ładniejszym, bardziej kameralnym wydaniu.

Zwiedzanie warto rozpocząć od spaceru do najstarszej dzielnicy miasta, nazywanej Panagia i kierować się w stroję twierdzy, która znajduje się na wzgórzu. Im wyżej tym robi się coraz piękniej. W wiekowych, różnokolorowych domach, życie toczy się bardzo spokojnie. Co chwilę pojawia się jakiś dorodny kot, który leniwie się przeciągnie, spojrzy na przechodnia, a jeśli stwierdzi, że ten jest tego godny, to z pewnością da się pogłaskać. W drodze do fortecy, która jest oznaczona strzałkami, warto zatrzymać się przy najdroższym hotelu w całej Kawali. Hotel „Imaret” jest jednym z najlepszych hoteli w całej Grecji! Znajduje się w najlepiej zachowanym budynku okresu osmańskiego, który powstał w 1817 roku i był darem dla miasta od Muhammada Alego. Oryginalny kształt budynku pozostał nietknięty.  Ta rzucająca się w oczy budowla o wielu kopułach, pierwotnie była połączeniem stołówki i internatu dla studentów teologii. Wnętrze hotelu jest naprawdę niepowtarzalne. Wysmakowany luksus połączony jest z szacunkiem dla historycznej przeszłości tego miejsca. W środku znajduje się również kawiarnia. Więc żeby zobaczyć jak całość wygląda w środku można udać się tam na kawę. Widok, który rozpościera się z okien kawiarni, jest również wart zaplanowania kawy właśnie w tym miejscu.

 

W dzielnicy Panagia

Imaret

 

Idąc jeszcze wyżej w stronę fortecy, przechodzi się obok domu, w którym w 1769 roku, w albańskiej rodzinie urodził się Muhammad Ali. Był on wicekrólem Egiptu. Założył dynastię, która panowała w Egipcie aż do połowy XX wieku i przez wielu jest uznawany za twórcę potęgi tego kraju.

Bizantyńsko – wenecka forteca wznosi się na wzgórzu nazywanym Panagia. Warto się do niej udać z dwóch względów. Dla samego spaceru przez najstarszą część Kawali i dla jednego z  najpiękniejszych widoków na miasto. To właśnie z fortecy widać dokładnie zabudowania całej Kawali, jej starą i nową część, a przy tym mieniące się w słońcu Morze Egejskie.

 

Widok na fortecę

 

Drugi warty uwagi widok na miasto, znajduje się po drugiej stronie akweduktu, nazywanego Kamares. Widoczny z wielu punktów miasta wielki akwedukt, jest symbolem całej Kawali. Został zbudowany na wzór rzymski w XVI wieku, na polecenie Sulejmana Wspaniałego. To właśnie podczas jego panowania Imperium Osmańskie przeżyło sam szczyt swojej potęgi. W mieście do dziś jest sporo pamiątek po okresie panowania Turków. Grecy są jednak wielkimi patriotami, czego jednym z dowodów jest duży znak drogowy przy głównej ulicy biegnącej pod łukiem akweduktu. Znak wskazuje kierunek stolicy Turcji. Wielkimi literami jest na nim napisane „Konstantinoupolis 460 km”. Obok znajduje się dwugłowy orzeł, czyli symbol greckiego kościoła prawosławnego. Nawet oficjalnie, nikt w Grecji nie używa nazwy „Stambuł”.

 

Akwedukt

 

Wystarczy przejść jakieś trzy minuty za potężny akwedukt. Tuż za nim znajdują się stare, duże budynki, w których w czasach swojej świetności przygotowywano tytoń. Miasto przeżywało swój największy ekonomiczny rozkwit w XIX wieku. To właśnie wtedy wzbogaciło się na handlu tytoniem, który prosto z Kawali wędrował we wszystkie strony świata. Nieco dalej mija się malowniczy port, gdzie składowane są stare statki oraz łodzie. Tuż za tym miejscem rozpościera się jeden z najbardziej malowniczych widoków na panoramę najstarszej części miasta. Widok na stare statki i łodzie dodaje całości dodatkowego uroku.

 

Jedna z fabryk tytoniu

 

Przechodząc do centralnej, dużo bardziej nowoczesnej części miasta warto wejść do kościoła Agios Nicolaos. To właśnie w bazylice, która niegdyś stała na miejscu obecnego kościoła, święty Paweł głosił swoje nauki. Święty Paweł  trafił do Kawali w drodze do Filippi, podczas swojej pierwszej misji po Europie. Obecnie  jest on patronem miasta.

Tym, którzy mają ochotę zwiedzać dalej, z pewnością spodoba się wizyta w Muzeum Archeologicznym, czy też niewielkim, bardzo klimatycznym Muzeum Tytoniu.

W centralnej części miasta znajdują się kawiarenki i najróżniejsze sklepy. Tuż przy linii morza znajdują się typowe, greckie tawerny. I to właśnie w tej części miasta koncentruje się życie. Nieco dalej, w stronę najbardziej nowoczesnej, typowo mieszkalnej części miasta, rozpoczyna się długa, biegnąca kilometrami piaszczysta plaża. Znakomite miejsce na kąpiel!

Co takiego i przede wszystkim gdzie w Kawali zjeść? W całej Grecji, podobnie jak Saloniki, czy też Serres, Kawala słynie z najlepszej boughatsy. Co to takiego jest? Boughatsa składa się z warstw cienkiego ciasta, w środku którego znajduje się najczęściej słodki, waniliowy krem. Często je się ją z dodatkiem cynamonu. Boughatsę je się w Grecji na pierwsze, albo drugie śniadanie. Dla mnie bez dwóch zdań, tę najlepszą boughatsę można zjeść w „Lemonidis”. Jeśli już mowa o słodkościach… W całej Elladzie Kawala znana jest również z kourabiedes, czyli maślanych ciastek, z posypką z cukru pudru.

 

Boughatsa

 

Tawern i świetnych restauracji jest w mieście ogromna ilość. Dla mnie od wielu lat tawerną numer jeden jest „Balaouro”, która znajduje się kilka kilometrów za centrum miasta, kierując się za akwedukt. Można zjeść tam wszystko! Ale warto zwrócić uwagę przede wszystkim na ryby i owoce morza. To jedna z takich typowych greckich tawern, tuż przy morzu, w której jedzenie jest spełnieniem najpiękniejszych snów większości wielbicieli Grecji.

W Kawali bardzo spodoba się również osobom, które cenią sobie kontakt z przyrodą. Wystarczy wyjechać 15 km poza miasto do wioski o nazwie Palia Kavala. To właśnie tam znajduje się niezwykle malownicza ścieżka spacerowa, która wiedzie przez bajkowy las, prowadząc do niewielkiego wodospadu. Niezapomniane miejsce!

 

Scieżka spacerowa w Palia Kavala

 

Wizyta w Kawali jest rewelacyjnym pomysłem przez cały rok. Latem nie ma tu aż tak dużej liczby turystów, jak w zatłoczonych Atenach, czy też Salonikach. Nawet w sierpniu życie toczy się tutaj swoim naturalnym rytmem. Już od stycznia w całej Grecji szybko wydłuża się dzień, a tych bardzo słonecznych jest też coraz więcej. Warto wpaść do Kawali nawet w środku zimy, dostarczyć sobie witaminy D i zainspirować się Grecją w swoim najlepszym wydaniu.

 

 

TU! przeczytasz o najważniejszych atrakcjach Korfu.

TUTAJ! przeczytasz post o Santorini.

TU! znajduje się przewodnik po Zakinthos.

 

 

 

Saloniki. Jak zmieniło się miasto po dwóch lockdownach?… poniedziałek, 15 listopada 2021

 

Główna promenada w Salonikach

 

Od pierwszego momentu pokochałam to miasto. Wykorzystując każdy pretekst odwiedzałam je, kiedy było to tylko możliwe. Pobyt w Salonikach dodawał mi energii. Już krótka wizyta powodowała, że zaczynało mi się chcieć i wracałam z głową pełną inspiracji.

Po pracowitym sezonie, miałam potrzebę żeby gdzieś wyjechać. Ale gdzieś w miarę blisko, do miejsca, którego nie będę musiała odkrywać, do takiego, które dobrze znam. Chciałam pobyć w dużym mieście i skorzystać z wszystkiego co mają w sobie duże miasta.

 

To musiała być jedna z moich pierwszych wizyt w Salonikach. Pamiętam niemalże każdy kadr. Był ranek i całe miasto budziło się do życia. Siedziałam w miejskim autobusie i przejeżdżając przez główne ulice centrum miasta, patrzyłam przylepiona do szyby, co dzieje się na zewnątrz. Wszystko zalane było ostrym, greckim słońcem. Otwierały się sklepy i kawiarnie, gdzie z minuty na minutę siadało coraz więcej ludzi. Starsi panowie, w eleganckich kapeluszach i wyprasowanych na równy kant spodniach. I starsze panie z misternie ułożonymi włosami, w butach z obcasami które głośno stukały o bruk. Eleganccy ludzie jakby wyjęci ze świata starych, czarno – białych filmów. Pomiędzy szarymi, bezkształtnymi blokami wyłaniały się smukłe kamienice w stylu art deco, które dawały wyobrażenie, jak mogło wyglądać to miasto, gdyby nie jego tragiczny pożar.

Saloniki. Dla mnie zawsze było to miasto niewymuszonej elegancji, mody, fantastycznej kuchni i kipiącego na każdym kroku życia w najpiękniejszym wydaniu.

 

Biała Wieża, czyli symbol miasta

Boughatsa, czyli najpyszniejsze śniadanie Grecji północnej

Plac Arystotelesa, serce Salonik

 

Budynki pozostały przecież takie same. W nich nic się nie zmieniło. Długą promenadę, która brzegiem morza wiedzie prosto do Białej Wieży – symbolu miasta, dokładnie tak jak zawsze zalewało słońce. Można tak spacerować godzinami, wystawiając twarz w stronę nieba i patrząc z jednej strony na bezkresne morze, a z drugiej na ludzi, którzy piją kawę w kawiarenkach. Na początku wydawało mi się, że to tylko wrażenie, ale każdy kolejny spacer utwierdzał mnie w przekonaniu, że coś w tym mieście się mocno zmieniło.

Dwa bardzo restrykcyjne lockdowny, nie mogły minąć nie pozostawiając po sobie śladów. O tym, że ucierpiała ekonomia, wiemy wszyscy. Dla mnie nie do poznania, zmieniła się przede wszystkim atmosfera tego miasta. Po zadbanych, eleganckich starszych osobach nie został już nawet ślad. Tak jakby ci ludzie, których tak lubiłam obserwować, rozpłynęli się w powietrzu. Zniknęli. Już ich na tych ulicach nie ma. Miasto elegancji i najnowszych trendów mody, jakby wybudziło się ze zbyt długiego snu. Takiego po którym z przespania boli głowa i nie ma się ochoty ułożyć włosów, umalować, ubrać coś ładnego. Człowiek siedziałby najchętniej dalej w swoich czterech ścianach, chodząc przez cały dzień w pidżamach. Choć już wcale tak nie musi. Takie miałam wrażenie kiedy teraz, po dwóch latach znów odwiedziłam to miasto.

Biedę, taką zupełnie beznadziejną, z którą nic już nie da się zrobić, widać praktycznie wszędzie. Spacerując po placu Arystotelesa, co kilka chwil ktoś prosi, albo domaga się wsparcia. Za pierwszym razem ściska za serce, ale za piątym człowiek uświadamia sobie, że to jest studnia bez dna, że nie jest w stanie pomóc wszystkim, nawet jeśli bardzo by chciał. Daję słowo… Jeszcze nigdy nie widziałam tylu żebrzących ludzi, jak te kilka dni temu na placu Arystotelesa. Ten widok mnie przeraził.

 

Słynna ulica Tsimiski

Koulouria, czyli jeden z przysmaków miasta

“Macedonia jest Grecją”

 

Taka jest prawda. Tak też wygląda świat po tych dwóch latach zawirowań, które jeszcze się przecież ostatecznie nie skończyły. Bieda stała się dużo bardziej widoczna. Część ludzi po prostu sobie nie poradziła. Nawyki z okresu izolacji, bezwiednie zakorzeniły się w codzienność. Świat potrzebuje jeszcze sporo czasu, żeby dojść do siebie.

Wciąż kocham to miasto. Dokładnie tak jak kocha się bliską sercu osobę, która przechodzi przez gorszy w życiu okres. To był jednak mój pierwszy pobyt w Salonikach, kiedy nie miałam ochoty zostać dłużej. Ja, typowy mieszczuch, poczułam że mam dość miasta i chcę wracać na Korfu. Kiedy jechaliśmy  do Igoumenitsy, by przeprawić się na wyspę, jak zahipnotyzowana patrzyłam na rude drzewa za oknem i z kilometra na kilometr czułam ulgę. W drodze powrotnej myślałam nad tym, że pierwszy raz nie czułam inspiracji jaką zawsze dawało mi duże miasto. Poczułam za to ukojenie patrząc na przyrodę. Takie jest życie i takie są jego prawa. Na szczęście… Po każdej tragedii, zawsze prędzej czy później przychodzi odrodzenie.

 

 

TU! zobaczysz nasz filmik “Saloniki w jeden dzień”

TUTAJ! jest post o książce na temat historii Salonik

TU! przeczytasz o tym, co to jest boughatsa

 

 

 

SALONIKI W JEDEN DZIEŃ! Nasze nowe video… sobota, 18 stycznia 2020

 

Bardzo często zadajecie mi pytanie, które miejsce odwiedzić, jeśli do Grecji wybieracie się zimą? Rewelacyjną grecką destynacją na zimę są na przyklad Saloniki. To jedno z najpiękniejszych miast całej Grecji. Co prawda w Salonikach nie znajdziecie zabytków na miarę ateńskiego Akropolu, ale Saloniki mają swój niepowtarzalny urok. Zapraszam was na nasz najnowszy filmik SALONIKI W JEDNEN DZIEŃ!

 

 

 

Rethymno. Dawniej i dziś… czwartek, 3 grudnia 2015

Latarnia w Rethymno

Latarnia w Rethymno

Rethymno, położone na północnym wybrzeżu, to jedno z trzech największych miast Krety. Spacerując jego ulicami, również dziś widzi się wciąż żywe ślady po kulturach, które przez wieki to miasto  kształtowały. Weneckie rzeźby zdobiące okna, czy też niewielkie, tureckie meczety. A wśród nich niezliczona liczba sklepików dla turystów,  tawern z nowoczesnym wystrojem wnętrz, czyli oznaki, że miasto oddycha współczesnością.

Rethymno jest miastem szczególnym również z tego względu, że doczekało się własnej książki. Nie chodzi jednak wcale o przewodnik turystyczny, ale o książkę, która opisuje jego historię, niczym biografię, tak jakby  było żywą osobą. Mowa tu o  „Kronice  pewnego miasta” Pandelisa Prevelakisa, która jest  piękną opowieścią o   miejscach i mieszkańach, które Rethymno tworzyli.

Największy okres świetności Rethymno przeżywało w XVI wieku – okresie dominacji weneckiej. To właśnie wtedy powstała ogromna forteca oraz  port z latarnią morską. Od XVII wieku Rethymno należało do Turków, którzy z roku na rok zmieniali miasto tak bardzo, że po czasie wyglądało niemalże jak typowe miasto tureckie. Pod koniec XIX wieku cała Kreta uzyskała autonomię. Piętnaście lat później przyłączono ją do Grecji. Kolejną zmianą w dziejach miasta było wysiedlenie ludności tureckiej oraz zislamizowanych Greków. Na miejsce starych  mieszkańców przybywali Grecy mieszkający wcześniej w Azji Mniejszej.

Prevelakis opisując miasto swojego  dzieciństwa wraca pamięcią do okresu, kiedy Kreta uzyskała niepodległość, a następnie została przyłączona do Grecji. Według  opisów Prevelakisa miasto wtedy kwitło, będąc miejscem w którym żyli w symbiozie Grecy z Turkami. „Kronika pewnego miasta” jest porównaniem tego  jak Rethymno wyglądało w czasie dzieciństwa Prevelakisa i później, kiedy jako dorosły człowiek autor  wraca do miasta po latach. Wtedy też Rethymno zaczęło boleśnie podupadać. Półki w luksusowych niegdyś sklepach zupełnie opustoszały i  pokryły się kurzem. Przepiękne stare, weneckie i tureckie budowle, opuszczone zaczęły niszczeć.

Dopełnieniem historii miasta jest jego opis z lat 70., autorstwa Bartosza Barszczewskiego. Ten opis jest jednocześnie pozytywnym zakończeniem książki, bo kiedy Barszczewski przebywał na Krecie, Rethymno znów zaczęło się rozwijać. To właśnie wtedy też do miasta zaczęli przybywać pierwsi turyści.

Kiedy tylko dojechaliśmy do Rethymno bardzo ciekawiło mnie to, jak miasto wygląda dziś. Jak wykorzystany został jego kulturowy i geograficzny potencjał? Przyjechaliśmy chwilę po zakończeniu turystycznego sezonu, wiec miasto wydawało się odpoczywać. W wąskich, krętych uliczkach toczyło się spokojne, zupełnie współczesne już życie. Studenci wychodzili z zajęć, a mieszkańcy powoli wypełniali okoliczne kawiarnie i tawerny. Miasto żyło, ale nie ruchem turystów, a swoim naturalnym jesienno – zimowym rytmem. Bez splendoru i oznak wielkiego bogactwa, ale w przyjemnej równowadze, dającej  wyczuć, że żyje się tu dobrze i spokojnie.  Pewnie latem przez wąskie ulice miasteczka nie da się łatwo przejść, bo turystów muszą być tłumy.

Rethymno to wciąż jeszcze jedno z takich miast, które mimo dużego zainteresowania turystów, ma w ofercie to co jest bezcenne, czyli taką najprawdziwszą Grecję. Tu dodatkowo z  mocno odczuwalnym wpływem weneckim oraz tureckim. Warto mieć świadomość tej ciekawej mozaiki kulturowej, kiedy przylatuje się tu na latnie wakacje. A „Kronika pewnego miasta”, to niezastąpiony przewodnik, który koniecznie trzeba ze sobą mieć spacerując po wąskich uliczkach Rethymno.

Forteca miasta

Forteca miasta

Link do książki „Kronika pewnego miasta” jest TU!

Link do mojej recenzji książki Pandelisa Prevelakisa jest TUTAJ!