Mój wielki, grecki – kryzys…niedziela, 18 marca 2012

     
    Już właściwie jakiś czas temu przestałam liczyć, jak długo jestem teraz w Polsce i chyba trochę straciłam  poczucie czasu. Podejrzewam jednak, że moja wizyta w kraju jest dłuższa niż początkowo planowałam, a obecnie można zupełnie wyprowadzić mnie z równowagi, zadając jedno krótkie pytanie: „kiedy wracasz do Grecji?”
     Kiedy wracam – to jeden problem. Tym podstawowym jest jednak to w zasadzie GDZIE?
    Strategicznie umówiliśmy się z Janim, że wracam kiedy już będzie miał obiecaną właściwie pracę. W ten sprytny sposób ominie mnie dodatkowa podróż z domu Sałatki do rejonów Aten. Od momentu „ostatecznej” już rozmowy, Jani do Aten jechał już właściwie trzy razy, za każdym razem czekając na ten  decydujący, ostateczny  telefon…. Po czwartej rozmowie – przestało być to śmieszne. Po piątej – nawet Jani opadł już z sił. Greckie podejście „powoli, powoli” potrafi dać nieźle  w kość.
     Mieszkanie na walizce stało się już naprawdę męczące. Kiedy ktoś pyta  mnie o adres, muszę się mocno skoncentrować, długo zastanawiając się gdzie on obecnie jest. Może kiedyś ktoś wymyśli walizki, które mają przypisany adres – z doczepianą skrzynką na listy, ale i to w zasadzie i tak nie rozwiązuje naszego problemu. Tymczasem każdego ranka budzę się i dobre kilka minut zajmuje mi przypomnienie sobie – gdzie właściwie dziś śpię.
    Tak więc przeżywam – mój największy, grecki kryzys. Nie wiedząc zupełnie: co? gdzie? i jak? 
   Czekam tylko, żeby może tam ktoś z góry zesłał jakąś podpowiedź, jakiś pewnik, jakiś mały choćby znak! Ale  Wielki Komediant, im głośniej dociekam, tym bardziej milczy jak skała. Ha ha! Niemalże słyszę gdzieś  w przestworzach ten  boży śmiech!

     Z moją naprawdę bliską przyjaciółką umówiłam się w południe na kawę. Plan był bardzo prosty:  wygadać, ponarzekać, popłakać, wypić wielką kawę i zjeść coś nieprzepisowo słodkiego.

   „Będę za pół godziny. Przepraszam – korki.” –  tak  brzmiał krótki sms.
    Co robić z tym pół godziny? Czym zająć myśli?
    „Małgorzata Korzuchowska spędziła dwa  tygodnie  w USA.”
    „Ukochany czy córki? Czy Kinga Rusin naprawdę musi wybrać, z kim zamieszka w nowym domu?”
    Dobre pytanie: „Czy ten rok będzie należeć do Joanny Liszowskiej?”
   „Miłość w opałach – Monikę Richardson i Zbigniewa Zamachowskiego łączy coś więcej…” – to jest prawdziwy SZOK!
        Ostatni numer Party – życie gwiazd kosztował całe 1,99 zł i uratował mi życie.
        Rozstania i powroty. Przeprowadzki i przyloty. Ktoś się rodzi, ktoś inny umiera. Ktoś kupuje dom, ktoś traci fortunę.
       Więc nie jestem w tym wszystkim sama? I tyle ludzi wokół mnie też się gdzieś plącze? Nie wiem dlaczego, ale ta prosta świadomość – podziałała jak balsam na duszę.
      Najważniejsze w życiu znaki, są tam gdzie najmniej się ich spodziewamy. Mój znajdował się na stronie nr 33. Darmowa próbka tabletek na brzuch. Bo tam właśnie kumuluje się mój stres. „I  już w porządku – mój żołądku!” Uff…
    Kiedy ssąc tabletkę pod językiem (jak zalecała reklama) doszłam do działu „Modowy sąd nad gwiazdami” minęło prawie pół godziny. Znowu straciłam rachubę czasu. Przyjaciółka już czekała.
   Tymczasem –  u Katarzyny Zielińskiej „Głowa pełna planów”. A gwiazda twierdzi, że „na wszystko w życiu przyjdzie czas”….
       

8 myśli nt. „Mój wielki, grecki – kryzys…niedziela, 18 marca 2012

  1. :)Mówiąc greckie “siga,siga” trzeba dodać “awrio” Greków jest ok.9 mil w Atenach mieszka połowa.Połowa z połowy miała kiedyś podobny problem.Mało to pocieszające dla młodych ludzi,którzy chcą być jak najszybciej razem i na swoim.

  2. O cmentarzysku książek można poczytać też w “Gra Anioła” Carlos Ruiz Zafon. Jestem mniej więcej w połowie i już mi źle, że niedługo koniec więc czytam najwolniej jak potrafię. A jednocześnie chciałabym już wiedzieć jak cała ta historia się skończy.A.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.