Co robi Olivka w domu wariatów? I kto w tym wszystkim jest najbardziej szalony? Cz. 2/2… poniedziałek, 24 maja 2021

 

 

TUTAJ! przeczytasz część pierwszą.

 

(…)

-Mamo! Przecież ja z nią nie wytrzymam!

-Ale co się znów stało Olivko?

Olivka ma problem ze swoją teściową. Matka Pieprza również mieszka w Atenach. Jest emerytowaną nauczycielką. Ma teraz dużo czasu, więc obie panie uzgodniły między sobą, że przez sześć godzin (praca Olivki trwa cztery godziny, plus godzinę na dojazd i godzinę na powrót) od poniedziałku do piątku małym Pestkiem będzie zajmować się teściowa. W międzyczasie teściowa zaoferowała również pomoc w gotowaniu i różnych pracach domowych.

Teoretycznie to wyjście jest dla Olivki jak pomocna dłoń prosto od Boga. Dzięki temu może pracować i ma zupełnie darmową pomoc przy dziecku i w domu. Olivka doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Ale szczególnie na samym początku relacja teściowa – synowa, potrzebuje trochę czasu i nerwów, żeby się dotrzeć i ustabilizować. Oj, przeszłam to na własnej skórze. Wiem o tym bardzo dobrze!

 

TU! przeczytasz o moim sposobie na grecką teściową.

 

-Nawet nie wiem od czego mam zacząć! Wyrzuciła mój patyczek do uszu!!!

-Co? – Feta starała się dociec o co chodzi…

-Na tę plamkę co mam pod lewym uchem! Kupiłam sobie tę cholernie drogą maść i nakładam ją co kilka godzin tym patyczkiem do uszu! A ponieważ nakładam kilka razy dziennie, to jednego patyczka używam na tą plamkę kilka razy! I ona, ten patyczek, mi go wywaliła!

-Acha… – Feta naprawdę chciała wczuć się w emocje córki, ale tym razem były zbyt irracjonalne.

-Po drugie… Słuchaj tego… Wróciliśmy w niedzielę wieczorem z morza. I w poniedziałek jak była w domu to mi wytrzepała z piachu wszystkie ręczniki!

-Ale, Olivko! To chyba nawet i dobrze?

-Dobrze? Wytrzepała je na balkonie!

-I… – Feta była między młotem, a kowadłem. Przecież jeśli powiedziałaby w tej właśnie chwili, że Olivka przesadza, to jej córka wpadłaby w furię! I kto wie, co zadziałoby się jeszcze…

-Ale dlaczego nie wytrzepała mi tych ręczników za balkonem? Tylko na balkonie! I teraz muszę zamiatać na tym balkonie całą podłogę!

-Tak… Tak… – Feta najwyraźniej wpadła na pomysł, że jeśli będzie przytakiwać, to problem z głowy.

-Cały balkon w piachu… Nie mam mojego patyczka! Jeszcze brudne ciuchy, które miałam do pracy, zamiast do pralki, wpakowała mi znów do szafy! Daj  spokój, z tym całym jej pomaganiem! Zszarpię sobie nerwy! Ale to co powiedziała mi dziś, to już przekroczyło wszystkie możliwe granice! Powiedziała… Ta kobieta, do której ja niby mam mówić „mama”… Powiedziała, że JA odżywiam się niezdrowo! I chyba postanowiła mnie wpędzić do grobu tym swoim „zdrowym” jedzeniem!

Olivka w całej rodzinie znana jest z swojej dość nietypowej diety. Czasami sama zastanawiam się jak to się dzieje, że cały czas ma się tak dobrze! Gdyby była taka możliwość od rana do nocy mogłaby jeść wyłącznie czekoladę. W przerwach na ukochane przez nią frytki i smażone mięso. Tyle!

-I zostawiła mi taki obiad jak przyszłam z pracy… Pieczone w piekarniku ziemniaki… Brokuły i gotowane mięso kurczaka! Mamo, ona powinna gotować w szpitalu! To jedzenie, ono zupełnie nie ma smaku! Nie mogłam się zmusić, żeby to zjeść! Na widok tego kurczaka zrobiło mi się słabo. Znalazłam jeszcze gemista, które zrobiła mi na wtorek. Przecież nawet te gemista, one nie miały żadnego smaku. Ryż sklejony jak jakaś papka, niedopieczone pomidory… Bleee… Mamo…

 

TU! znajdziesz nasz przepis na gemista.

TU! jest przepis na greckie pieczone ziemniaki.

 

I tu padły słowa wytrych. W przeciągu trzech sekund wywarzyły drzwi do matczynego serca Fety…

-Mamo! W porównaniu do twojej kuchni, to jej jedzenie, to porażka! Sofia nie potrafi gotować!

-Olivko! – Feta, aż się wyprostowała – Dziecko moje! Boże… To jest straszne… To jest tragedia… – powiedziała, tym razem zupełnie(!) na serio.

-Naprawdę, jest takie złe?

-Niedogotowane, niedoprawione… Bleee… Lepiej karmią w szpitalu! Warrriatka jedna!

Każdy ma swój czuły punkt. Dla Olivki normą jest lekcja w szpitalu wariatów, podczas której jej uczeń wypróżnia się na klozecie. Ale zdrowe jedzenie…! To jest już ostre przegięcie! Jak można aż tak się torturować!

-Dziecko drogie… My tu nic za bardzo nie poradzimy! Ale nic się nie martw! Przyjeżdżam! Spisz na liście czego ci trzeba, co ci nagotować! Przyjadę, ugotuję i zapełnię ci całą zamrażarkę! O! Trzeba by się zastanowić, może trzeba będzie kupić jeszcze większą?

Pogadały jeszcze kilka chwil, a kiedy Feta odłożyła telefon, czuła się jakby przed chwilą wręczono jej Nagrodę Nobla!

-Sofia, nie potrafi gotować… – streściła całą tragiczną historię Pomidorowi, ubarwiając ją opisami, że jego córka właśnie umiera w Atenach z głodu! Pomidor przytaknął, że skoro tak się sprawy mają, że jeśli jest aż tak źle, trzeba będzie sprezentować młodym rodzicom jeszcze większą zamrażarkę i udać się z pomocą do Aten, najszybciej jak będzie to możliwe.

Pińk!!! Zabrzęczał mój telefon jakimś powiadomieniem, skutecznie przenosząc mnie do innego świata. Ktoś pyta jak z tymi przylotami do Grecji w te wakacje. Które testy? Jakie szczepienia? A z maseczkami, to jak będzie?

I właśnie mi się przypomniało, że dziś Jani miał pilnować najnowszych doniesień ministra turystyki w sprawie zasad tegorocznych przylotów.

-Jani! I co z tym przemówieniem ministra! Wiadomo już coś? – krzyczę do salonu gdzie siedzi Jani, prosto z centrum dowodzenia, czyli z kuchni.

-Co…? A…? – padła wyczerpująca odpowiedź…

-No, miałeś posłuchać co mówi minister. Już się wypowiedział?

-A gdzie?

-No w te-le-wi-zji! – odkrzykuje Feta.

-A… No… Tak… – Jani jak widać sytuacją jest bardzo przejęty – Ale to było jakoś o 18.57!

-I??? – krzyczymy z Fetą we dwie.

-No, dziadek musiał posłuchać w tym czasie pogody! To może on coś w tym temacie wie…? Ja usłyszałem, że jutro będzie słońce… 25 stopni, wiatru nie będzie!

-No, ale co z tym przemówieniem ministra…? – próbuje się czegoś jednak dowiedzieć.

-Hmmm… – Jani wyraźnie stara się wybrnąć z twarzą z sytuacji – Trzeba by się dopytać dziadka, ale teraz to on już śpi…! No, przecież nie będę go budzić! W każdym razie… Jutro ma być piękny dzień, to może rzeczywiście dobry pomysł, żeby wybrać się na piknik…? Co myślicie? A to przemówienie, sprawdzę to jutro, dobrze?

 

Pora wracać już na Korfu. W domu Sałatki wypoczęłam za wszystkie czasy! Życzcie nam dobrego sezonu i trzymajcie za nas kciuki! Kończą się nasze wakacje i wracamy do pracy…

 

 

 

 

Co robi Olivka w domu wariatów? I kto w tym wszystkim jest najbardziej szalony? Cz. 1/2… poniedziałek, 17 maja 2021

 

 

Brakowało mi tego. Naprawdę, bardzo mi tego brakowało. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo tęskniłam do Sałatkowego Domu i tej atmosfery, która tu panuje…

Jest jeszcze tych kilka spokojnych chwil przed rozpoczęciem sezonu, a grecki lockdown z dnia na dzień się bardzo rozluźnia. Po grubo ponad roku spakowaliśmy się, wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do Sałatkowego Domu.

Wiem, że wiele z was, szczególnie czytelnicy, którzy są tu od samego początku, tęskniliście za postami o tym co słychać u naszej greckiej rodziny. Mam nadzieję, że na ten post się ucieszycie.

To dla mnie szczególna chwila. Siedzę teraz dokładnie w tym samym miejscu, gdzie prawie dziesięć lat temu napisałam pierwszy post na mojego bloga. Pamiętam jak strasznie się wtedy bałam tego co będzie… Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że rzeczy będą wyglądać właśnie tak, raczej bym w to nie uwierzyła… Życie! To ono pisze te najciekawsze scenariusze.

Do dzieła! Pewnie jesteście ciekawi po tak długim czasie, co słychać u naszej greckiej rodzinki. Proszę bardzo! Zróbcie pyszną kawę, zaparzcie herbatę albo przygotujcie lampkę dobrego wina!

 

 

***

 

 

W Sałatkowym Domu z jednej strony wiele się pozmieniało, ale z drugiej… nie zmieniło się nic! To znaczy, atmosfera jest tu nadal dokładnie taka sama. Każdy żyje tu nieco z głową w chmurach, w swoim świecie, zgodnie z greckim rytmem siga siga, niezbyt przejmując się ujmijmy to, takim „poważnym światem”.

 

TUTAJ! przeczytasz kto jest kim w Sałatkowym Domu.

 

Olivka już od półtora roku jest szczęśliwą mamą ślicznego i zdrowego Pestka. Razem Pieprzem mieszkają w Atenach. Feta z Pomidorem mieszkają teraz w swoim domu we dwoje, ale co jakiś czas pomieszkuje z nimi ojciec Fety. Dziadek jest już wiekowy, jakiś czas temu przeszedł lekki udar i kontakt z nim jest obecnie nieco utrudniony. Źle słyszy, czasem zapomina słów, albo się mu nieco mieszają. Jakiś czas temu cała rodzina zgodnie postanowiła, że wszystkie pieniądze, które dziadek gromadził przez całe życie wydadzą na całkowity remont jego mieszkania. „A co! Niech się dziadkowi dobrze mieszka!”. Zgodnie przytaknęli wszyscy i tym samym dziadek, ze względu na remont na jakiś czas mieszka w Sałatkowym Domu. A remont, to remont! Zawsze się przedłuża…

-57! – krzyczy nagle dziadek.

-Że co??? – próbuje odgadnąć o co chodzi Pomidor.

-57!!! – dziadek krzyczy jeszcze głośniej.

-Ale jakie 57??? – Pomidor próbuje dociec.

-57!!! – dziadek jest już wyraźnie wkurzony, po chwili mu się przypomina, więc kończy – 18.57!!!

-Achaaa! – Pomidor już załapał i patrzy na zegarek. Zgadza się, jest dokładnie 18.57 i na jednym z kanałów właśnie leci coś, czego dziadek po prostu nie może przegapić. Prognoza pogody!

Pomidor już wie, więc nastawia głośność telewizora właściwie maksa, wychodzi z salonu czując, że za chwilę ogłuchnie i idzie do Fety. Tymczasem zadowolony dziadek z satysfakcją na twarzy, rozsiada się i zaczyna oglądać prognozę pogody.

-Boże! Na co mu wiedzieć jaka jutro pogoda? Czy przygotowuje się na nadejście tsunami? A może rozważa, żeby jutro wybrać się na piknik? – grymasi Fecie Pomidor, spoglądając ukradkiem na dziadka.

Feta tylko przewraca oczami, bo sama swoim ojcem często jest bardzo zmęczona. Dziadek ma za uszami! Potrafi nieźle namarudzić. To chce, tego nie chce, to mu się nie podoba… Nagle dzwoni telefon. Jeśli w godzinach wieczornych telefon Fety zaczyna dzwonić Shakirą, to wiadomo, że dzwoni Olivka!

-Mamo!!!

-Co jest córeczko?

-Nie, no tego to już nie daje się znieść! To już jest ponad moje nerwy… Przesadziła! Ja już tego dłużej nie wytrzymam!

-Ależ Olivko…

Po półtora roku urlopu macierzyńskiego Olivka, która z zawodu jest logopedą, musiała poszukać nowej pracy. Z poprzedniej ją zwolniono. A ze względu na pandemię część prywatnych szkół, która specjalizuje się w nauce dzieci z problemami z mówieniem, została zamknięta lub zredukowano ilość pracowników. Tym samym znalezienie pracy w zawodzie stało się bardzo trudne, prawie niemożliwe.

„Ale w końcu mi się udało, wiesz…” – powiedziała mi Olivka, kiedy rozmawiałyśmy ostatnim razem.

„To jest naprawdę idealna na teraz dla mnie praca i jeśli tak dalej będzie to wyglądać, to ja tam zostaję!”

Olivka dostała etat… W domu wariatów! Tak jest… W domu wariatów! Jest tam etat również dla logopedy, który dba o to, żeby osoby z chorobami psychicznymi ćwiczyły mówienie.

„Słuchaj Dorota! Na ten czas to jest dla mnie praca idealna! Pracuję tylko cztery godziny dziennie, a ponieważ ta praca jest uznawana za pracę w trudnych warunkach, czy jakoś tak…to cztery godziny pracy liczą się tu za jeden ośmiogodzinny dzień. Idę na cztery godziny, wracam i zajmuje się dzieckiem! I nie ma tak jak podczas pracy z dziećmi, że masz nad sobą rodziców, co ciągle czegoś chcą, ciągle cię kontrolują i ciągle się im coś nie podoba. Ogólnie chodzi w tej pracy o to, żeby każdego dnia przede wszystkim: a) nikt nie wyrwał mi włosów b) nikt mnie nie pobił c) nikt za bardzo mnie nie opluł. I jak przetrwam dzień to już jest  dobrze i do przodu!”

Kiedy tego słuchałam, jak to często bywa podczas rozmów z moją szwagierką, musiałam się mocno zastanawiać, czy jaja sobie ze mnie robi, czy mówi zupełnie serio?

„No, wczoraj to było wesoło! Akurat tak się stało, że wszyscy faceci z ochrony powyjeżdżali na wakacje. A ja miałam lekcje z takim gościem, z którym lepiej być jednak z ochroną. Ale rozwiązaliśmy to tak, że on był w swojej celi, zamknięty za kratkami, a ja siedziałam sobie na krześle obok. Wiesz… Pamiętasz ten film?! Trochę jak w „Milczeniu owiec”! Hahaha! Poszłam na lekcję i już czułam, że jak będę sama, to na pewno będzie akcja! Czułam, że wywinie mi jakiś numer. Usiadłam, wyjmuję książkę, a ten mój uczeń, zdejmuje spodnie i się mnie pyta, czy nie będzie mi przeszkadzać, jak w międzyczasie zrobi kupę, bo bardzo mu się teraz właśnie chce. A że w celi jest też klozet… Dorota! W życiu nie widziałaś takiego wielkiego tyłka!”

Byłam tą opowieścią tak samo przerażona jak ty, drogi Czytelniku! Na moje pytanie: „co takiego zrobiłaś?”, Olivka spokojnie opowiedziała:

„No nic! Po prostu się odwróciłam… No i… nieco skróciłam tą lekcję! Hahahaha!”

Doprawdy przezabawne… Olivka nie mogła przestać się śmiać z mojego przerażenia. Po czym, widząc że zupełnie nie wiem jak zareagować, dokończyła:

„Oj, przestań Dorota! Wyluzuj! No, życie! Zachciało mu się, to co miał zrobić?! Przecież nie mógł narazić się na… zatwardzenie! Hahaha!!!”

I aż prawie dostała czkawki z tego śmiechu! Jak to Olivka – sekundę później zupełnie spoważniała:

„Wiesz… Bo tak zupełnie na serio, to ja mam inny problem. Mam teraz znacznie większy problem droga szwagierko… W tej sytuacji w której jestem, to naprawdę nie robi na mnie wrażenia nawet ten wielki tyłek!”.

I z tym właśnie problemem, chcąc zwyczajnie się wygadać, Olivka zadzwoniła do swojej mamy.

-A teraz idę spać! – oznajmił krzycząc dziadek.

-Istnieje Bóg na tym świecie… – po cichutku wymamrotał Pomidor, widząc że zestaw telewizor plus pilot zostały właśnie zwolnione.

-Dobranoc Feto! – powiedział dziadek, jakby się odmeldowywał.

-Dobranoc tato! – powiedziała głośno i grzecznie Feta.

-Dobranoc Pomidorze! – powiedział dziadek wbijając wzrok w Pomidora.

-Dobranoc tato! – odpowiedział znając zasady Pomidor.

-Dobranoc Doroto! – powiedział i do mnie.

-Dobranoc dziadzu! – odpowiedziałam.

-Dobranoc Jani! – wykrzyknął dziadek.

Ups… I tu pojawił się problem! Dziadek idzie spać dopiero i tylko wtedy, kiedy „dobranoc” odpowiedzią mu wszyscy domownicy. Podobnie jak nie tknie jedzenia, do momentu aż wszyscy przy stole nie powiedzą: „smacznego dziadku!”. W przeciwnym razie, nie weźmie do ust ani kęsa! A tak się stało, że Jani akurat grzebał coś w telefonie z słuchawkami na uszach.

Dziadek stanął jak wryty i czeka dumnie, jakby był pomnikiem.

-Dobranoc Jani! – powtórzył.

Nic. Głucha cisza. Feta szybko szturchnęła Janiego w ramię. Jani widząc srogo wbity w niego wzrok dziadka, od razu załapał o co chodzi:

-DOBRAAANOC DZIADKUUU!!! – wykrzyczał, by dziadek usłyszał na pewno.

Dziadek udobruchany. Na jego twarzy momentalnie pojawiło się zadowolenie. Wszystko w porządku! Może iść spać – jest odmeldowany! Siódma piętnaście. Dziadek poszedł do swojej sypialni. Pomidor natychmiast ściszył telewizor i uradowany zmienił kanał.

-No Olivko, wiem że jest ci ciężko… – Feta wróciła do tematu.

-Mamo, ale ty sobie nie wyobrażasz co ona wyrabia! PRZECIEŻ TA KOBIETA, ONA ZWYCZAJNIE JEST SZALONA!!! Nigdy, przenigdy nie powiem to tej obcej baby „mamo!”. Będę albo mówić do niej na „pani”, albo po prostu „teściowo”… Czy ty wiesz co ona mi dziś zrobiła? Co ta „kobieta” najlepszego wymyśliła?!

I się zaczęło… Pewnie już się domyślacie, w czym tu może tkwić problem.

(…)

Koniec. Aż bolą mnie palce od pisania!

Na czym dokładnie polega problem Olivki – o tym będzie już za tydzień w kolejny poniedziałek, w następnym poście!

 

TU! przeczytasz post: Gdzie jest chiński sklep?

TUTAJ! przeczytasz post: Dolmadakia! Sposób na grecką teściową.

TU! przeczytasz post: Olivka i “małe smarki”.

 

 

 

Imieniny w Grecji… poniedziałek, 18 stycznia 2021

 

 

Dla przeważającej większości Greków, obchodzenie imienin jest dużo ważniejsze, niż obchodzenie urodzin. Nie dotyczy to jedynie starszej części greckiego społeczeństwa, ale wszystkich Greków.

Imiona w Grecji, to szeroki temat. Często budzi zaskoczenie, że wielu Greków do dziś nosi imiona pochodzące z greckiej mitologii. Nie zdziwcie się, jeśli ktoś przedstawi się wam jako Achilles, Afrodyta, czy też Odyseusz, albo Atena. Część osób nosi imiona, które mają pochodzenie biblijne, jak na przykład Joannis czy też jedno z najpopularniejszych żeńskich imion greckich, czyli Marija. Wiele imion ma piękne znaczenia. Imię Zoi, oznacza „życie”, Lambors to „światłość”, Sofia (czyli polska Zofia) to “mądrość”, a Agathi (czyli polska Agata) oznacz „czystość”. Więcej na temat imion w Grecji, przeczytacie w TYM! poście.

Jak więc w Grecji obchodzi się imieniny? Zazwyczaj imprezuje się w domach, tawernach, czy też restauracjach przede wszystkim w gronie rodzinnym, ale również z przyjaciółmi. Ważne by się spotkać i w tym dniu być razem z bliskimi.

Wielu Greków, którzy praktykują prawosławie, rankiem w dniu swoich imienin, udają się na mszę, podczas której modlą się do patrona ich imienia.

W dniu, w którym solenizant obchodzi imieniny, najczęściej nie przestaje dzwonić jego telefon. Dzwoni cała rodzina i wszyscy, bliscy czy też dalsi przyjaciele.

 

Całkiem niedawno, a dokładnie 7 stycznia imieniny obchodził Jani.

Daję wam słowo… Jego telefon dzwonił od godziny 9 rano, do prawie samej północy, z przerwami na posiłki! Dzwonili wszyscy! Cała rodzina i wszyscy przyjaciele, a nawet sąsiedzi, żeby złożyć życzenia i dać znać, że pamiętają.

Każdego roku, 7 stycznia, zadziwia mnie coś jeszcze. To dla mnie najbardziej ciekawy element greckiej tradycji obchodzenia imienin.  Żeńska część rodziny Janiego, czyli moja teściowa, jego siostra oraz zestaw kuzynek, najpierw dzwonią… do mnie! Tak jest! Dobrze, przeczytaliście! Tak się w Grecji utarło, że jeśli mąż obchodzi imieniny, to zazwyczaj kobiety będą dzwonić do jego żony. Wypowiada się wtedy słynne słowa: na hierese ton andra sou! Czyli w tłumaczeniu bardzo dosłownym: „ciesz się swoim mężem!”.

Na początku nie mogłam się nadziwić tym telefonom. I tym życzeniom… Że co??? Ciesz się swoim mężem? I długo myślałam nad tym, dlaczego tak właściwie jest? Dlaczego, kiedy Jani ma imieniny, to dzwoni do mnie z życzeniami na przykład jego kuzynka? W tym roku postanowiłam wprost zapytać o to mojej teściowej – Fety.

 

*

 

– No przecież to jest logiczne! – odpowiedziała myśląc, że sprawa jest już jasna.

– Jak logiczne? To właśnie nie ma żadnej logiki! Niech mama mi wytłumaczy… Jani ma imieniny, to dlaczego dzwoni do mnie na przykład jego kuzynka Brina??? To znaczy… Żeby mnie mama źle nie zrozumiała… Ja się z tego telefonu bardzo cieszę! I zawsze z Briną mile sobie pogadamy, ale jednocześnie tego nie rozumiem. Dlaczego, kiedy Jani ma imieniny, to Brina z życzeniami dzwoni najpierw do mnie, a nie do Janiego?

– No właśnie to jest bardzo logiczne! Brina mieszka w Atenach. Tak? Tak! Nie macie ze sobą stałego kontaktu. Widzicie się tak przy okazji, raz, góra dwa razy do roku. Więc jeśli Brina dzwoniąc do was raz do roku, chce naprawdę się dowiedzieć co u was słuchać i co się u was dzieje, to nie dowie się tego od Janiego, bo ten określi to w góra trzech słowach „dzięki, wszystko ok”. Tylko zadzwoni do CIEBIE! Bo ty z nią naprawdę porozmawiasz. Dopiero rozmawiając z tobą Brina dowie się co się u was dzieje, a ty dowiesz sią jak ona się ma. I będziecie mogli jako rodzina utrzymać ze sobą znacznie lepszy kontakt. Czy teraz rozumiesz???

– Aaaa…

No tak! Eureka! Tak właśnie jest! I tak również było i w tym roku. Kiedy chwilę po rozmowie z Briną, oddałam słuchawkę Janiemu, odpowiedział dokładnie trzema słowami: „dzięki, wszystko ok”. I na tym właściwie skończyła się rozmowa. Przyznacie, że podczas rozmowy z kobietą można dowiedzieć się dziesięć razy więcej.

– No tak, właśnie tak jest! – przytaknęła mi Feta – Od faceta nie dowiesz się niczego! Zawsze wszystko „dobrze”, „okej” i koniec informacji. I dlatego, jeśli na przykład mój mąż ma imieniny, to wszystkie kobiety z naszej rodziny zadzwonią najpierw do mnie!

– Teraz rozumiem… Nie tyle logiczne, co jest to naprawdę bardzo mądre! – przyznałam mojej teściowej.

Chwilę później chciałam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio rozmawiałam z  kimś z mojej dalszej rodziny, z którąś z kuzynek, albo kuzynem. I nie mogłam sobie przypomnieć. To musiało być lata temu! Ten grecki zwyczaj dzwonienia raz do roku do osoby, która obchodzi imieniny może wydawać się nieco sztuczny. Że w danym dniu, każdego roku dzwoni się do danej osoby, nie dlatego że interesuje mnie co u niej, ale dlatego że nakazuje tego imieninowy zwyczaj. No tak, racja. Jest to trochę sztuczne. Ale co by nie powiedzieć, w greckich rodzinach więzi między ich członkami są bardzo mocne. Jakkolwiek podtrzymywane, sztucznie czy też naturalnie, to nadal rezultat jest taki, że ludzie wiedzą co u nich się dzieje i mają ze sobą dobry kontakt. A nawet jeśli podtrzymywany sztucznie, to dużo lepiej niż żaden!

 

TUTAJ! przeczytasz o mojej szwagierce Oliwce.

TU! przeczytasz o moim patencie na grecką teściową.

TUTAJ! znajduje się post o moim teściu Pomidorze.

 

 

 

Olivka, Pestek i niebezpieczne bakterie… sobota, 15 lutego 2020

 

Zdjęcie: Katarzyna Wszołek

 

Siedzieliśmy spięci i nienaturalnie wyprostowani. Nie mogłam uwierzyć, że my naprawdę, zupełnie serio, mamy na sobie maski. Przecież to czysty nonsens… Pieprz raz jeszcze spytał się, czy na pewno odkaziliśmy ręce, po czym poszedł do pokoju, gdzie Olivka karmiła nowo-narodzonego Pestka. Kiedy tylko słychać było delikatne zamknięcie drzwi, Feta mocno odetchnęła.

-Ściągajcie te głupie maski, przecież to niedorzeczne – od razu po ściągnięciu, zeszło z ciała również i napięcie.

-W tym domu nie da się wytrzymać – powiedziała – Tego nie da się wytrzymać. A ja tak bardzo się cieszyłam, że zostanę babcią… Że będzie tak cudownie…

 

*

 

Olivka zaszła w ciążę. Mówiła zupełnie otwarcie. Wcale jej się ani nie śpieszyło, ani nie czuła instynktu macierzyństwa. Po prostu przyszedł taki moment, że razem z Pieprzem zdecydowali się na dziecko. Ciąża przeszła książkowo i odliczając jak w kalendarzu, dokładnie po dziewięciu miesiącach, przyszedł na świat mały Pestek. Śliczny, zdrowy noworodek o wadze prawie trzech kilogramów. Poród nie był ciężki, więc dość szybko Olivka i Pestek wrócili do swojego domu.

Pierwszy przedstawiciel nowego pokolenia sałatkowej rodziny – Pestek. Jak zapewne się domyślacie, wszyscy byli przeszczęśliwi. Już kilka miesięcy wcześniej przyszła babcia, czyli Feta z namaszczeniem zaczęła  kolekcjonować dla małego wyprawkę. Ręczniczki. Malutkie śpioszki. Ręcznie wyszywane akcesoria. Przyszły pradziadek, czyli Oregano, przeznaczył całą swoją miesięczną emeryturę, żeby wręczyć na potrzeby pierwszego prawnuka. Nikt jednak nie cieszył się tak bardzo jak mąż Olivki, czyli Pieprz.  Pieprz dosłownie zwariował ze szczęścia…

 

*

 

-Czy na pewno odkaziliście dokładnie ręce? – spytał Pieprz, kiedy już wyszedł z pokoju Olivki.

-No, tak… – odpowiedzieliśmy zgodnie z Janim, jednocześnie prostując znów plecy i nakładając z powrotem na usta i nos maski.

Pieprz w tym momencie, jakby nie wiedząc co ma robić z rękami, chwycił wielką butlę z żelem antybakteryjnym, kilka pompek i wysmarował nim ręce, aż po same łokcie.

-Pieprz… – zaczęła Feta – Po co znów je odkażasz, przecież niczego jeszcze nawet nie dotknąłeś?

-Ale wie mama… Lepiej… Lepiej zwłaszcza na samym początku być przezornym, niż coś zaniedbać…

-Tak… Tak… – przytaknęła Feta i spojrzała na mnie porozumiewawczym wzrokiem.

-No… A co tam u was słychać? Wszystko na Korfu dobrze? – spytał nas Pieprz.

-Tak, wszystko jest naprawdę bardzo dobrze. A czy mówiłam ci, że..

-A! Zapomniałbym! – Pieprz znowu spojrzał na Fetę – A te nowe śpioszki, to mama przeprasowała dwa razy, tak jak prosiłem?

-Tak, dwa razy, tak jak prosiłeś!

-Ale nie prała mama z innymi ubraniami, tylko osobno, zgadza się?

-Już mi o tym przypominałeś dwa razy. Tak, uprałam je osobno.

-Lepiej zwłaszcza na samym początku być przezornym, niż… – zaczął Pieprz.

-…coś zaniedbać… – dokończyła za niego Feta, po czym dodała:

-Wiesz co synku… Ja to chyba muszę się przewietrzyć! Dorota z Janim, to też chętnie napiliby się kawy! Co?

-Szczerze mówiąc, ja bardzo chętnie… – powiedziałam i zupełnie nieświadomie, zsunęłam z ust moją maskę.

-Nie!!! Nie wolno ściągać! Jechaliście metrem. Możecie mieć niebezpieczne bakterie! – zawołał Pieprz.

-Chodźcie, idziemy! – powiedziała zdecydowanie Feta i tym samym wstała z kanapy.

Chwilę później staliśmy już u drzwi. Jeszcze na pożegnanie, Pieprz zawołał:

-Mamo, tylko niech mama pamięta, żeby jak mama wróci, to żeby zmienić ubranie. A buty to najlepiej przebrać na klatce schodowej.

Bachhhhhhhhh! Feta z całej siły zatrzasnęła o framugę drzwiami. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Moja teściowa zawsze była świątynią spokoju.

 

*

 

-I tak jest codziennie. Dzień w dzień… – zaczęła Feta, wyjmując jednocześnie ze swojej eleganckiej torebki paczkę papierosów – Cholera, już mi się fajki kończą. Wiecie, tutaj za rogiem jest taka dobra tawerna. Idziemy coś zjeść. A w dupie mam! Jani, idziemy! Ja stawiam! Po drodze muszę tylko jeszcze sobie kupić dwie paczki fajek na zapas.

 

Był sobotni wieczór. I tawerna, o której myślała Feta, pękała w szwach. Poczekaliśmy w kolejce jakieś dwadzieścia minut, w trakcie których Feta paliła papieros za papierosem. W środku tawerny kelner z tacą pełną naczyń, jak ryba przepływająca między wodorostami, prześlizgiwał się między stolikami. W końcu weszliśmy do środka. Zapachniało. Owocami morza… A przy tym… Pomidorem… Ogórkiem… Fetą… Oliwą z oliwek…

-Aaaach… W końcu… – powiedziała na wydechu Feta i chwyciła do rąk kartę dań.

Chwilę później złożyliśmy zamówienie. Na stoliku w mgnieniu oka pojawiło się wino, a nieco później przystawki.

-Pieprz dostał na głowę – zaczęła Feta – Nie mam pojęcia skąd mu się to wzięło, ale wprowadził w domu dosłownie terror. Buty można zdejmować tylko na klatce schodowej. Jak wchodzi się do mieszkania to trzeba od razu zmieniać ubranie na te, które jest tylko po domu. On wychodzi z domu, dwa / trzy razy w ciągu dnia. Idzie kupować małemu różne nowe rzeczy. Mamy ich już cały stos! I mało tego, że za każdym razem kiedy wraca, zmienia ciuchy, to każe mi je na dodatek wszystkie prać! Mam całe góry jego ubrań do prania, a później prasowania. Wysiadło już jedno żelazko. Po dotknięciu czegokolwiek, co może być uznane za siedlisko niebezpiecznych bakterii, a wliczamy w to: telefony komórkowe, pilot od telewizora, klamki od drzwi, zakupy z zewnątrz i cała lista innych przedmiotów, każe odkażać ręce. Zobaczcie na moje dłonie. Już mi od tego żelu skóra pęka. Na dodatek wszyscy, którzy przychodzą z zewnątrz mają nosić na sobie maski! Mnie nie wolno trzymać dziecka, bo przecież może mi wypaść. Podobno, od czasu kiedy Jani i Olivka byli mali,  zmieniło się wiele  i ja nie wiem jak prawidłowo trzymać dziecko. Ostatnio dostał szału jak zobaczył, że w lodówce jajka stały blisko warzyw!  To jest jakiś horror!

Feta wyrzuciła z siebie wszystko jednym wydechem, po czym zabrała się za jedzenie.

-A Olivka – spytałam – Co ona na to?

-Jest między młotem, a kowadłem. Sama nie wytrzymuje tych niekończących się reguł, na dodatek ma trudności w karmieniu piersią i zmiany nastrojów. Ja  z  jednej strony chcę jej pomagać i ją wspierać, ale z drugiej – mam swoje granice! Czegoś takiego naprawdę nie mogłam się spodziewać… A myślałam, że będzie tak cudownie… Mój pierwszy wnunio! Że będziemy wszyscy razem. Że będę Olivce pomagać… Że będziemy go kąpać, przebierać, a on będzie tak słodko łkać… I że będę mu nakładać na stópki te słodkie skarpetusie, co je wyszywałam jak była w ciąży… Na ten właśnie moment, czekałam całymi latami… Miało być zupełnie, zupełnie inaczej…

Siedzieliśmy i gadaliśmy do północy. Tawerna była rzeczywiście rewelacyjna, a jedzenie szczególnie pyszne. Kiedy zrobiło się naprawdę późno, odprowadziliśmy Fetę do domu Olivki i Pieprza. Jeszcze przed wejściem do budynku wypaliła ostatniego papierosa.

My poszliśmy spać do hotelu. Mimo tego, że z Korfu do Aten przyjechaliśmy na zaproszenie, zgodnie z regułami Pieprza nie mogliśmy spać w domu, ponieważ mogliśmy mieć na sobie niebezpieczne dla dziecka bakterie. „A zwłaszcza na samym początku lepiej być przezornym, niż coś zaniedbać…”. Ostatecznie małego Pestka widziałam przez całe sześćdziesiąt sekund, z odległości w miarę bezpiecznego metra.

 

I Feta, i ja tak samo, i tak wiele z nas, kochamy montować sobie w głowach najróżniejsze filmy. I później żyć w ich świecie. Jak to będzie super… Jak będzie cudownie… Jak to będzie fajnie… „GDY”! I właśnie wtedy życie uwielbia płatać najbardziej zmyśle figle…

 

TU! przeczytasz o tym kto, jest kim w sałatkowej rodzinie.

TU! przeczytasz o mojej teściowej Fecie.

TU! przeczytasz o chrzcie w Grecji.

 

 

 

 

Kiedy (w końcu) zajdę w ciążę?… sobota, 26 stycznia 2019

 

SAŁATKA PO GRECKU

 

 

Czas minął jak z bicza strzelił i nim się obejrzałam, jak się okazało  że całe dwa lata nie byłam w sałatkowym domu. Ostatni post o tym co takiego dzieje się u członków zwariowanej rodzinki, był… straciłam rachubę. Z pewnością dawno, dawno temu…

 

TU! przeczytasz kto kim jest w sałatkowych opowieściach.

 

Oregano, czyli dziadek Janiego i ojciec jego matki – Fety, jest już po osiemdziesiątce. Jego żona zmarła jakieś dziesięć lat temu. Od tego momentu całą opiekę nad obecnie najstarszym członkiem sałatkowego rodu przejęła Feta. Co rozumiem przez pojęcie „opieka”? Feta gotuje, organizuje dziadkowi zakupy, pierze i prasuje, a przy tym dba, żeby dom w którym się wychowała, był najprawdziwszą świątynią czystości. Od czasu do czasu, kilka razy w tygodniu, dziadek jest zabierany na jakieś pół dnia do domu Sałatki. Zjawia się najczęściej rankiem, a po obiedzie jest odwożony do siebie, żeby zgodnie z tradycyjnym rytmem greckiego dnia, przebrać się w pidżamę, popatrzeć z balkonu co tam słychać na ulicy, a później udać się na drzemkę.

Podobno  ostatnio z dziadkiem jest nieco gorzej. Podobno, że nie dosłyszy, że trzeba mówić mu wszystko kilka razy, a i tak później sobie zapomina.

 

 

Był przepiękny, zimowy, sobotni poranek. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i dość głośną rozmowę:

-Niech tata siada! Niech się tata rozgości! Zabiorę tacie kurtkę. Wszystko na stole dla taty jest już gotowe.

Oregano jak zawsze rozsiadł się przy stole, który w tym momencie nadawał się idealnie na okładkę książki kucharskiej zawierającej przepisy na typowe greckie przystawki. W niewielkich naczyniach ułożonych elegancko na białym obrusie leżały: wędzone szprotki w oleju, kilka czarnych oliwek posypanych oregano, domowej roboty tzatziki i tirosalata, gruby kawał fety, świeżo kupiony rankiem chleb, skordalia czyli sos czosnkowy, kawałki ośmiorniczek oraz dolmadakia. Do tego na samym środku stała buteleczka z ulubionym przez dziadka trunkiem – tsipouro, bez dodatku anyżu.

 

TUTAJ! przeczytasz o greckim bimbrze, czyli tsipouro.

 

Dziadek siedział w towarzystwie Fety, która przygotowała domowy obiad – moussakę, która w jej wersji jest popisowa. Wszystkie te przystawki były więc jedynie zapowiedzią pysznego obiadu, który na oczach dziadka powstawał. Oregano siedział, skubał, popijał bite dwie godziny. Nic przy tym nie mówił. Daję słowo! Z jego ust w tym czasie nie wyszedł ani jeden wyraz. Pogryzał, popijał, patrzył się przed i milcząc był w swoim świecie.

 

TUTAJ! zobaczysz nasz filmik jak zrobić grecką moussakę.

 

Kiedy w końcu skończył, rozsiadł się wygodnie i wyciągnął swoje komboloi, którym zaczął zręcznie bawić się między palcami. Dziadek miał równo, jak od linijki przycięty wąs pod nosem. Wygładzone brylantyną gęste, lekko kręcone włosy misternie zaczesane do tyłu, wyprasowane w niemożliwie równy kant spodnie i wiekową ale jednocześnie śnieżno – białą koszulę w drobne, brązowe  paseczki. Patrzył przed siebie, za okno, lekko znużonym, ale jak zawsze srogim wzrokiem. Nagle głośno odchrząknął i  ucichł dźwięk stukania koralików komboloi. Odwrócił  głowę i ożywionym wzrokiem spojrzał wprost na mnie:

-Dziewczyno! Przecież ty jesteś już po trzydziestce. Powiedz ty mi. Kiedy się ogarniesz i w końcu zajdziesz w ciążę?

Feta, która stała tyłem myjąc naczynia, zamarła w bezruchu. Pomidor przy czymś się kręcił. Przestał na chwilę, po czym odwrócił się i z przestrachem spojrzał na mnie.

Znacie tę ciszę? Tę w rodzaju: i jaka padnie teraz odpowiedź? Wybuchnie, zacznie ryczeć czy się spowiadać?

Zakładałam właśnie buty, bo za chwilę Jani miał mnie podrzucić do fryzjera. Nie ma to jak sobotni poranek w pięknym mieście z dobrze zrobionymi włosami. Tego dnia miałam w planach zrobić sobie na włosach fale. Czegoś w rodzaju loków nie miałam na głowie chyba od skończenia studiów. Otworzyłam szafę, gdzie wisiała moja kurtka i spokojnie zaczęłam ją nakładać.

-Wie dziadek… Jani tak naprawdę nie jest najstarszy w rodzinie, więc to wcale nie ja powinnam być teraz na tapecie. Chciałam tylko nadmienić, że Ogórek, jest od  Janiego o całe: Półtora.  Roku. Starszy.

-Ale on przecież nie wziął jeszcze ślubu! – dziadek uderzył ręką o swoje kolano.

-No właśnie. Ale ma  przecież dziewczynę. A wszyscy wiemy, że ślub do spłodzenia potomka, wcale nie jest potrzebny…

Oregano płynnym  ruchem wygładził swoje wąsy. Znów zaczął obracać komboloi.

-Feta… Może to jest jakaś myśl. Czy ty myślisz, że Ogórek mógłby mieć dziecko z tą laską?

Nie czekając na poparcie mojej teściowej, nakładając jednocześnie już na szyję szalik, odpowiedziałam:

-Mógłby. A co więcej, taki potomek mógłby przyśpieszyć pewne sprawy… Nie ukrywajmy, że wszyscy się modlą, żeby Ogórek w końcu się z Natasą ustatkował… Racja?

Założyłam już kurtkę i szalik. Zapięłam się dokładnie guzik po guziku i jakbym szykowała się do operacji, zaczęłam nakładać rękawiczki. Palec po palcu, tak żeby leżały idealnie.

-No widzi dziadek… Tak się sprawy mają.

-Ty, Feta… Może byś tak z nim porozmawiała… Że już czas… Że już pora…

 

Na zgięty łokieć założyłam torebkę i byłam gotowa do wyjścia. Wyszliśmy, a zamykając drzwi poczułam się bardziej grecka niż wszyscy domownicy razem wzięci. Loki tego dnia wyszły genialnie. Później poszliśmy na zakupy, a później do centrum na kawę.

 

Tak w życiu właśnie jest. Że szczęśliwi ludzie, żyją swoim życiem. I opinię innych w tym temacie, nie za bardzo biorą pod uwagę.

 

 

 

Wizyta Fety. Spotkanie w połowie drogi, kilka lat po armagedonie… sobota, 3 marca 2018

fot. Beata Biedroń

 

Trochę jednak ściskało mnie w żołądku przed tą wizytą. Próbowałam podejść do tego racjonalnie, bo przecież obiektywnie się nic nie działo. Ale i tak emocje robiły swoje. Kto nie czytał, to zapraszam TU! TU! i jeszcze TUTAJ! żeby dowiedzieć się o przejściach z moją teściową Fetą.  Bo teściowa grecka, to tak jakby typowa teściowa, tylko do kwadratu…

Z jednej strony miałam obawy, ale próbowałam doszukać się pozytywów. O! Taki dla przykładu pełen akcji post na bloga. Byłam przekonana, że tą wizytę wypełni wartka, trzymająca w napięciu akcja. Stało się jednak zupełnie inaczej. W rezultacie cała wizyta przeszła w bardzo spokojnej i miłej atmosferze. Aż nie mogłam w to uwierzyć…

Fety nie było w naszym domu dobrych kilka lat. To znaczy… Może inaczej. Moja teściowa przyjeżdża zawsze, kiedy ja jestem w pracy na Korfu (kliknij TU! by dowiedzieć się więcej o naszych wycieczkach po Korfu). Scenariusz jest zawsze ten sam. Ma miejsce wielkie sprzątanie całego naszego domu. Feta przeorganizowuje całą kuchnie. Kubki tu. Talerze tam. A przyprawy tutaj.  Przestawia nawet moje książki na regale.  Kiedy wracam z Korfu na ląd, nie mam siły się nawet tym denerwować, więc za jednym razem przestawiam wszystko jak było wcześniej. Nie chce mi się też o tym ani myśleć, ani dyskutować. Całkowicie świadomie – przymykam oko.

Ale co, jeśli to samo będzie się dziać, kiedy ja będę w domu? Jeśli Feta zacznie przestawiać mi książki i znów układać je kształtami i kolorami? Przestawiać rzeczy w kuchni? Na bank, jak zawsze wyjmie wszystkie ubrania z szafy Janiego, będzie je prasować i układać w równiutkie kostki. Bankowo! A na to pozwolić nie mogę! Nie w mojej obecności! I kłótnia gotowa…

Feta weszła do mieszkania. Zawiesiła kurtkę i odłożyła walizkę. Omiotła oczami całą przestrzeń salonu i oniemiała. Ja też stanęłam osłupiała w przerażeniu. Co ona mi teraz powie?

-Dorota…

-Słucham mamy?

-Dorota… Dziecko ty moje! Synowo moja! Ty jesteś prawdziwa gospodyni! Ten dom jest czysty! Pachnie świeżością! Niech ja cię mocno uściskam!

I się zaczęło ściskanie, jakbym co najmniej oświadczyła, że jestem w ciąży. Feta była przeszczęśliwa! Nie ukrywam. Kiedy jestem na Korfu i każdy dzień w pracy ma intensywność przechodzącego tajfuna, to kiedy przychodzi jesień, trwa zima, wczesna wiosna i jestem na lądzie, lubię być  kurą domową. Kilka lat mieszkania w Grecji, zmieniło również moje porządkowe nawyki. O tym jak Greczynki sprzątają domy – przeczytasz TU! i TUTAJ! W domu musi być czysto! Kropka. W czystej, uporządkowanej przestrzeni dobrze się funkcjonuje. Obiad może być szybki, ale musi być zdrowy. Miło jest kiedy, od czasu do czasu, pachnie nawet prostym, ale domowym ciastem (TU! przeczytasz o moim popisowym przepisie na ciasto cytrynowe).

Feta nie przestawiła niczego! Jej twarz promieniała. Trzy dni spędziliśmy na gadaniu z cyklu „o wszystkim i niczym”, byliśmy na małej wycieczce, na rewelacyjnym jedzeniu w tawernie i kilku kawach. To był po prostu przemiły, rodzinny, spokojny czas.

*

Ostatniego dnia, przed wyjazdem Fety siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy greckie wydanie  You Can Dance. Przyszedł Jani, rozłożył się na kanapie i położył nogi na stoliczek. Feta patrzy, I NIC NIE MÓWI! Odwraca wzrok i spogląda co dzieje się w telewizorze.

-Jani, zabieraj te giry ze stolika! Przecież my na nim pijemy kawę i czasem jemy. – powiedziałam. Jani zabrał nogi, przyłączył się do oglądania  show. I tyle. I nic więcej.

Ale tylko ja i Feta, obie dobrze wiemy, że to właśnie był ten moment przełomowy. Że pierwszy raz to nie Feta zwróciła synowi uwagę, a poczekała aż zrobię to ja.

I tak to się stało samo, naturalnie. Po wielu starciach.  Kilku armagedonach. Kłótniach. Wylanych łzach. Po prostu się stało. Nasza relacja ułożyła się sama. Feta bardzo docenia, to co robię. Ja przymykam na pewne rzeczy oczy. W końcu się spotkałyśmy. Jest nam bardzo dobrze.  Tak, w  połowie drogi…

 

Nowe spodnie Janiego… sobota, 13 lutego 2016

Okres, w którym przez kilka dni chora Oliwa z Oliwek mieszkała w Sałatkowym domu, był dość intensywny. Babcia przestawała mówić jedynie w dwóch okolicznościach: kiedy jadła lub spała. Z dnia na dzień odżywała przy tym w oczach i mimo, że oficjalnie się do tego nie przyzna, wizyta w Sałatkowym domu wychodziła jej na dobre. W poprawie samopoczucia pomogło jej coś jeszcze…

Temat „teściowa”, to temat rzeka. Temat „grecka teściowa”, to rwąca rzeka, często przeistaczająca się w wodospad Niagara. Każda kobieta, którą ten temat dotyczy, wie dobrze o czym w tym momencie pisze. Ale temat „greckiej teściowej” nie dotyczy jedynie kobiet z innych krajów. W równym stopniu dotyka również samych Greczynek.

Siedzącej na kanapie i przyglądającej się codziennemu życiu Oliwie z Oliwek, najwyraźniej wielką satysfakcję sprawiało wytykanie błędów synowej, czyli Fecie. Że obiad nieco nie na czas… Że mussaka ma za dużo beszamelu… Że zbyt często w mieszkaniu świeci się światło… Że szyby niedomyte… Że po co Janiemu długie włosy… Tak można wyliczyć w nieskończoność. Po każdym wprowadzającym zdaniu głównym, rozpoczynał się prezycyzyjny instruktaż, jak co dokładnie powinno być zrobione. I że: „(…) jak ja byłam nieco młodsza…!”, „(…) a w moim domu to…!”. Feta znosiła wszystko z sobie właściwą niewzruszoną dumą i godnością. Zapewne tłumaczyła sobie w środku, że babcia ma już swoje lata, więc w pewnych momentach trzeba przymrużyć oko. Zazwyczaj nic nie mówiła. W skrajnych sytuacjach, stojąc tyłem do babci, przewracała jedynie do góry oczy. Nadmienię tylko, że perfekcyjna pani domu przy Fecie wypadłaby na nieco niechlujną. W domu Fety zarówno majtki jak i skarpety są idealnie wyprasowane…

Jednak w pewnym momencie nawet i Feta pękła. Babcia bowiem zaczęła: „W swoim życiu popełniłam kilka błędów. Ale ty Feta…”. Oliwa z Oliwek nie dokończyła, bo Feta postanowiła wziąć ją na sposób.

-Wiesz mamo, a może mi pomożesz…?

-No pomogę! Przecież widzę, że sobie nie radzisz!

Chwilę później na niewielkim stoliczku, przy którym siedziała babcia, znalazło się niewielkie, różowe pudełko, w którym Feta trzyma wszystkie akcesoria do szycia i haftowania. Obok znalazło się kilka ubrań, które wymagały zszycia lub zacerowania. Babcia, do momentu kiedy wzrok odmówił posłuszeństwa, haftowała całymi dniami. Obrusy, firany  i  najróżniejsze ozdoby. Kiedy tylko dostała pudełeczko z przyborami i kilka rzeczy do naprawy, była w swoim żywiole.

-Że też mój syn!!! Mój syyyn… To po to ja go tak chowałam, żeby chodził w dziurawej skarpecie?! – komentowała w skupieniu na pracy babcia. W całym domu czuć było jednak wielki oddech wytchnienia.

Kiedy pewnego dnia wróciliśmy z miasta, babcia siedziała szczególnie zadowolona. Na stoliczku odłożone było różowe pudełko. Obok, równo ułożona sterta naprawionych, zacerowanych, zszytych ubrań.

-Hahaha! – zaśmiała się na nasz widok babcia. -Coś ty Jani miał za spodnie! Jak można w czymś takim chodzić? A wieczorem chętnie zabiorę się za twoje włosy i w końcu będziesz wyglądać jak człowiek! – siedząca spokojnie z rękami równo złożonymi na kolanach babcia, aż zakołysała się ze śmiechu.

Już czułam o co Oliwie chodziło. O nie…  Jani kilka dni temu kupił sobie nowe spodnie…

Wyglądał w nich świetnie! Nieco zwężane i nieco za długie w nogawkach. Pod kieszeniami miały kilka celowych wytarć i specjalnie zrobionych dziur. Za ten bardzo nowoczesny ciuszek, Jani zapłacił całkiem sporo. Ale od czasu do czasu, dobrze jest mieć coś w szafie, co jest super modne.

Oliwa z Oliwek całym korpusem przekręciła się w stronę sterty ubrań. Wyłowiła w nich owe spodnie. W pełni zadowolona z rezultatu swojej pracy  rozłożyła je, by zaprezentować dzieło w całości:

-Zobacz! Znalazłam je jak suszyły się na balkonie. Widocznie twoja mama o nich zupełnie zapomniała. Ach, te nowoczesne kobiety…

Nowe spodnie Janiego zmieniły się nie do poznania. Widać było, że Oliwa włożyła w to wiele pracy. Nogawki były mocno skrócone, tak że sięgały do końca łydki, no… odrobinę niżej. Szew w dole nogawki został  nacięty, bo po bokach babcia wszyła dwie wstawki, które powodowały, że spodnie przybrały kształt ołówków. Po przetarciach nie zostało nawet śladu. Dziury zostały dobrze zaszyte, a na każdym z przetarć znalazły się równiutko wycięte i dopasowane łatki. Spodnie wyglądały jakby miały służyć jako kostium w filmie typu „Flip i Flap”…

-Wiem, że jest ciężko, bo jest teraz kryzys… Ale mój wnuk nie będzie chodzić w czymś takim…! – dokończyła zadowolona z siebie jak nigdy wcześniej babcia.

 

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Czasami życiowa mądrość warta jest więcej niż porady kilku lekarzy. Dlaczego Oliwa z Oliwek nagle poczuła się gorzej?… poniedziałek, 8 lutego 2016

Typowa grecka przystawka:  kawałek fety polany oliwą z oliwek i szczypta oregano

Typowa grecka przystawka. Kawałek fety polany oliwą z oliwek i szczypta oregano.

Jesteśmy obecnie w Sałatkowym domu. Zdaje się, że od czasu kiedy byliśmy tu tak długo  ostatni raz, o ile dobrze liczę, minęły już dwa lata. Po dwóch latach i zmianach, które zadziały się w naszym życiu, wiele rzeczy odbieram teraz trochę inaczej. Wcześniej bym nie uwierzyła, że z moją teściową będę chodzić na zakupy, do fryzjera i na kawę… W około mnie nic właściwie się nie zmieniło, ale tyle zmian zaszło we mnie. Obecna wizyta u Sałatki, ma jednak trochę  inny motyw główny. Jest nim Oliwa z Oliwek i jej relacja z Fetą, czyli jej synową. Oliwa z Oliwek ma już 102 lata. Nagle, kilka dni temu poczuła się znacznie gorzej…

*

Przez kilka dni pod rząd, schemat był ten sam. Feta wstawała rano by już od godziny dziesiątej, spokojnie zacząć przygotowywać obiad. Mniej więcej o jedenastej, dzwoniła Oliwa z informacją, że czuje się bardzo źle, nie może oddychać i że trzeba do niej przyjechać. Podczas każdej rozmowy, prawie nie można było jej zrozumieć, bo babcia dostawała okropnej zadyszki. Blada jak ściana Feta, jak stała, rzucała wszystko i razem z Pomidorem jechali do Oliwy. Kiedy już byli u babci, Oliwa nagle zaczynała czuć się lepiej. Regulował się jej oddech i wracała do siebie. Zaczynała mówić, mówić, a opowieściom co tam dzieje się we wsi, nie było końca. Cierpliwość Fety w końcu się wyczerpała, bo jeśli przez kilka dni nie była w stanie ukończyć jednej mussaki [TUTAJ! znajdziesz przepis], to coś tu było nie tak, jak być powinno.

Oliwa zabrana została więc do szpitala, z którego po jednej nocy ją wypisano. Wg diagnozy lekarzy, ciało babci funkcjonuje jak należy. Można tylko odstawić już tlen, bo krew jest aż nadto dotleniona.

Po wypisaniu ze szpitala, Oliwa z Oliwek mimo wzbraniania się rękami i nogami, zamieszkała na kilka dni w Sałatkowym domu. Teoretycznie atmosfera powinna być dość ciężka. Schorowana, ponad stuletnia babcia, która z trudem już chodzi i skarży się właściwie na wszystko. Mimo tego, były to jedne z weselszych dni naszego pobytu.

Dlaczego Oliwa z Oliwek tak bardzo nie chciała zamieszkać ze swoim synem i synową? Jak mówią  – starych drzew się już nie przesadza, bo wiekowe osoby po prostu najlepiej czują się w swoich domach. Co prawda babcia czuła się gorzej, ale ani na trochę nie zamykały się jej usta…

-Mamo… – pyta Feta – Chcesz cytryny do zupy?

-Cytryna w zupie mi przeszkadza!

-Chyba odwrotnie… Ja bym powiedział, że mama bardziej przeszkadza tej biednej cytrynie, niż cytryna mamie… – szepnął pod nosem Pomidor.

-Co tam mówisz synku?! Jak mówisz do mnie, to mów głośniej, bo słabo ostatnio słyszę… Ach… Jak źle się czuje… Na dniach, najlepiej jutro chcę wracać już do siebie…

-Mamo, co tam będziesz robić sama? Zostań z nami trochę dłużej… – mówi Feta.

-A kto kwiatki mi podleje? Zresztą, nie ma się co dłużej oszukiwać. Ja  mam już sto dwa lata! Czas na mnie… W tamtym miesiącu, umarły mi aż trzy koleżanki. Kostucha we wsi chodzi! Lada dzień mnie też zabierze. Ach… Muszę pamiętać, żeby być dla innych miła… A w tym szpitalu tooo…

-Mamo, jak tak się źle czujesz, to jutro podjedziemy jeszcze do tego szpitala, niech cię zbadają – zasugerował Pomidor.

-Do szpitala?! A w żadnym wypadku! Już więcej tam nie chcę… Co za dziwna babcia leżała obok mnie ostatnim razem… Babcia…? Co ja mówię… Przecież ona nie mogła mieć nawet osiemdziesięciu lat! Spytałam się jej tylko ile ma wnuków, bo ja już mam czwórkę pra! I zaczęłam jej opowiadać jak każdy z nich ma na imię, ile ma lat i co tam u nich słychać. A ta mi odpowiada, żebym była cicho, bo jak mówię, to ją wszystko boli i że potrzebuje spokoju… Co za dziwna kobieta… – skończyła Oliwa i wprawnym, dziarskim ruchem, na drobne i równe kawałeczki  zaczęła rozdrabniać łyżką  ziemniaka w swojej zupie.

-Ale mamo, zrozum… My się o ciebie boimy, jak teraz jesteś sama. Do szpitala nie chcesz, u nas też nie. To może poprosić Rulę (pani, która trzy razy dziennie przychodzi do babci do opieki – przypis mój) by zostawała na noc?

-Ależ to kosztuje! – odparła sugestię Oliwa.

-O to niech się mama nie martwi. Zrobimy w rodzinie zrzutkę i się uzbiera.

-O nie… Nie… Jak Rula będzie przychodzić na noc, to umrę dużo wcześniej niż jest mi pisane! Słuchaj Feta… Tylko nie Rula! Po moim trupie!

-A dlaczego???

-Bo Rula w nocy chrapie!

-Przecież sama mówisz, że źle słyszysz!

-Już nie bądź taka drobiazgowa!  Zostawcie mnie w spokoju i dajcie człowiekowi  umrzeć…

-To może my u ciebie kilka dni pomieszkamy? – spytała Feta.

-O nie! Co to, to nie! – krzyknął  z końca kuchni Pomidor  -Nie pamiętasz Feta,  jak było ostatnim razem? O 17 mama zamknęła wszystkie okiennice. A o 18  kazała nam spać… Nawet nie mogliśmy rozmawiać, bo i to jej przeszkadzało… A telewizor musiałem zgasić, bo mamie migał… Godzina 18.30… Ciemno, głucho wszędzie…

-O Jezu… Ale ty marudny… – powiedziała pod nosem babcia.

Po kilku dniach pobytu u Sałatki, Oliwa kategorycznie poprosiła, żeby zabrać ją  do domu. Przy okazji wytknęła Fecie kilka kulinarnych błędów, ale kroplą która przelała szklankę była piątkowa ryba. Oliwa z Oliwek co prawda lubi ryby, ale nie toleruje ich zapachu w domu. Tego dnia na obiad przyszedł też ojciec Fety, czyli Oregano. Oliwa na przywitanie i jednoczesne pożegnanie postukała go swoją laską w łydkę, po czym została odwieziona do domu. Feta, która przez te kilka dni nieraz musiała gryźć się w język, trochę odetchnęła.

-Och… Tato… Dobrze, że wpadłeś… – nalała ojcu szklaneczkę tzipuro [kliknij TU!] i  trochę się wygadała.

*

-Mamo… – spytałam Fetę, kiedy zobaczyłam ją w kuchni przed pójściem spać  –Co będzie z babcią? Co jej właściwie jest…?

-Co jej jest?… A nic! Oliwa z Oliwek ma się dobrze! Nie słyszałaś co mówił lekarz? Po prostu trzeba będzie do niej częściej jeździć. I my i inni. Babci nic nie jest, prócz tego, że doskwiera jej samotność. Oliwie wcale nie potrzeba nowych leków. Jej teraz najbardziej potrzebne jest towarzystwo!

Ot! I cała diagnoza… A głowiło się na tym trzech różnych lakarzy…

 

Ale… ale… Co słychać u starej, dobrej „Sałatki”?

      Kilka lat temu, kiedy oboje jeszcze studiowaliśmy, Jani dorabiał  dorywczo pracując na stacji benzynowej. Taka dodatkowa praca była nam obojgu bardzo potrzebna. Ja mieszkałam wtedy w Polsce, Jani w Grecji, a związki na odległość  do najtańszych nie należą. Żeby spotkać się raz na kwartał, oboje musieliśmy solidnie  pracować. Bilety lotnicze do Grecji wciąż niestety są dość drogie.

      Na owej stacji benzynowej Jani pracował przez dobrych kilka miesięcy. Mimo, że jego praca nie należała do zbyt skomplikowanych, wiele się z niej nauczył. Tę życiową lekcję Janiego, można zamknąć w kilku słowach: jeśli Grek – szef  mówi „dziś nie mam pieniędzy, ale na bank… bez dwóch zdań… już teraz na 100%… na pewno… możesz mi obciąć obie ręce… zapłacę ci w przyszłym tygodniu!” – oznacza  to, że równie „na bank… na 100%… na pewno…” nawet w przypadku obcięcia wszystkich kończyn – wypłaty nigdy nie będzie…

 

      Swoją niezmienną  kwestię szef Janiego recytował co tydzień. W momencie rzucania tej pracy, Jani wyzbył się charakterystycznej dla wieku młodzieńczego   naiwności. Od tego momentu wiedział, że życie wcale nie jest sprawiedliwe. Były szef nie zapłacił mu ani jednego  euro i tym samym Jani założył mu sprawę w sądzie.

 

     Już od pięciu lat, bardzo systematycznie bo dwa razy w roku, nawet jeśli jesteśmy na drugim końcu świata, przyjeżdżamy do domu „Sałatki” żeby wziąć udział w rozprawie. Kilka tygodni temu dostaliśmy wezwanie na rozprawę nr 10.  Za każdym razem coś jest nie tak i rozprawa  nie może dojść do skutku. Najczęściej nie przychodzi były szef. Zdarza się jednak, że w sekretariacie zapominają jakiegoś papieru i wszystko w ostatnim momencie zostaje odwołane. Do tych odbywających się co pół roku rozpraw przyzwyczailiśmy się tak bardzo, że tak jak Boże Narodzenie czy też Wielkanoc, weszły już na stałe do naszego kalendarza. Rozprawy toczą się gdzieś na życiowym  marginesie, bo i tak zazwyczaj zupełnie nic z nich nie wynika. Zawsze są jednak doskonałym pretekstem na kilkudniowe wakacje i spotkanie się z całą sałatkową rodzinką. Tak też było i w tym przypadku.

       

      Z domu „Sałatki” wróciliśmy już jakiś czas temu. Również i ta  rozprawa się nie odbyła. Jaki powód był tym razem? W podejściu nr 10 sekretariat zapomniał wysłać zawiadomienia do byłego szefa. Kto by się jednak  przejmował?  Następny termin –  już jesienią…

    W  domu  „Sałatki” spędziliśmy cały tydzień. Te siedem dni było bardzo aktywne, bo rodzinka jest liczna, a my chcieliśmy się spotkać ze wszystkimi. Gdyby chodziła za nami ukryta kamera, myślę że wyszłaby całkiem niezła komedia. Ujmując krótko – było fantastycznie!

 

    Już więc od następnego tygodnia zapraszam na początek serii o tym co aktualnie słychać u każdego z sałatkowych składników.

 

    Co takiego stało się Fecie, że zaakceptowała mnie jako  panią domu? I jakim nowym, zmyślnym torturom zostałam ostatnio poddana?

    Dlaczego obecnie wszystkie oczy zwrócone są na  Pomidora?

    Jak ma się Olivka na swojej nowej wyspie? I jak wygląda komunistyczna kariera jej chłopaka Pieprza?

    Dlaczego Oregano, czyli dziadek, jest oburzony faktem, że idę do pracy?

    Jak zareagowała Oliwa z oliwek widząc swoje zdjęcie w polskiej gazecie?

    Kim jest prześladowca Ogórka i z jakiego powodu kuzyn musiał udać się na  pielgrzymkę?

    Jak rozstają się Grecy, czyli pierwszy rozwód w historii rodziny.

    Ilu kolegów Ogórka pracuje obecnie? I co robi typowy Grek, jeśli jest na bezrobociu?