Jak żyje się na tych najmniejszych greckich wyspach? Wyprawa na Othonii… środa, 12 października 2022

Większość turystów, którzy przylatują na Korfu na wakacje, jeśli mają ochotę udać się w rejs wypływają na południe – na wysepki Paxos i Antypaxos. Mało kto zwraca większą uwagę na archipelag Diapontii, rzut beretem na północ od Korfu. Ten niewielki archipelag składa się z trzech wysp: Mathraki, Erikousii oraz Othoni. Od kilku już lat widzę te wyspy z różnych punktów widokowych Korfu, w czasie sezonu turystycznego mniej więcej cztery razy w tygodniu. Nigdy tam jeszcze jednak nie byłam.

Od początku października pracy jest już coraz mniej, a piękna pogoda potrafi trwać przez całe październikowe dni. Sprawdziłam prognozę pogody i upewniłam się, który dzień ma być słoneczny. O! Jest! Poniedziałek! I tak korzystając z okazji, że poniedziałek akurat mieliśmy wolny, rankiem pojechaliśmy do wioski Agios Stefanos na północno zachodnim wybrzeżu Korfu. To właśnie stamtąd jest już naprawdę blisko do wysepek Diapontii.

Wszystkie trzy podczas jednego dnia nie sposób odwiedzić. Wybór padł na największą z nich, czyli Othoni.  Do niewielkiego portu, w którym zacumowanych było mnóstwo kutrów rybackich, nasz niewielki statek o dumnej nazwie „Pegasus” dobił zgodnie z planem, czyli punkt o godzinie 10.00. Najpierw załadunek towarów, jak się później dowiedziałam zakupów zamówionych przez mieszkańców wysepek, którzy nie mają u siebie takich luksusów jak większy supermarket. „O! Już robi się ciekawie!” – pomyślałam i weszłam na statek.

Po jakiejś godzinie nasz Pegaz przycumował na kilka chwil przy Mathraki. Tam szybka wymiana towarów i przyjęcie następnych zamówień:

-Spiro! A przywieziesz mi jutro trzy paczki papierosów! – wykrzyczał do odpływającego już statku gość, który bez żadnej charakteryzacji mógłby grać w filmie o piratach. Długie włosy, długa broda, tatuaż na tatuażu, wyraźnie widoczne braki w uzębieniu.

Pół godziny od Mathraki i wysiadamy na Othoni. Mieliśmy dokładnie dwie godziny i dwadzieścia minut w stolicy największej wyspy Diapontii. Wystarczająco by się przejść, zjeść coś, wypić na spokojnie kawę.

Spacer po stolicy tej wyspy, czyli wiosce Othoni nie zajął nam więcej niż dwadzieścia minut. Cała wioska składała się właściwie z jednej promenady, która rozpoczynała się w niewielkim porcie, a kończyła przy długiej plaży. Wzdłuż domy, które już pod koniec października wyglądały jakby ich mieszkańcy wyprowadzili się na zimę. Poskładane krzesła i stoliki ogrodowe. Zamknięte okiennice. Jedynie w kilku domach widać było, że ktoś mieszka tam również na zimę. Dwie, trzy tawerny które znajdowały się przy promenadzie, podobnie jak dwie trzy kawiarnie, tuż po sezonie były zamknięte. Tak samo niewielki sklepik z pamiątkami. Doszliśmy do długiej plaży z widokiem z jednej strony na Korfu, a z drugiej na otwarte morze. Dalej były już tylko skaliste klify.

Othoni jest największą z trzech wysp Diapontii. Ma 10 km2 i zgodnie z informacjami, które udało mi się znaleźć w internecie zamieszkuje ją około 400 osób. Jest najbardziej na zachód wysuniętą częścią Grecji.  Jest jednocześnie naturalną granicą między dwoma morzami. Na północ od Othoni kończy się już Morze Jońskie, a zaczyna się Adriatyk. Cała wyspa jest bardzo zielona. Porośnięta dziką roślinnością. Z pewnością jest to świetne miejsce dla osób, które lubią piesze wędrówki. Othoni to również ważne miejsce dla greckiej mitologii. W grocie, która znajduje się przy jej wybrzeżu nimfa Kalipso przez siedem lat więziła Odyseusza, uniemożliwiając mu tym samym powrót do domu.

Kiedy doszliśmy do końca plaży, zaczęliśmy się zastanawiać czy można coś gdzieś tu zjeść. Jedynym otwartym miejscem okazał się być niewielki market, przyklejony do zamkniętej już kawiarenki. Na obiad… 7 Days i maślane ciastka o smaku wanilii… Przemiła, starsza sprzedawczyni serwowała również kawę z ekspresu. Na szczęście było kilka stolików i krzeseł, więc można było również usiąść.

Obok nas siedzieli Włosi, którzy przecież z Włoch mają do Diapontii naprawdę bardzo blisko. Kiedy dzień jest słoneczny, a przejrzystość powietrza dobra, z Othonii widać nieznacznie brzegi Italii. Przy sąsiednim stoliku dosiadł się kapitan naszego statku i kilku staruszków. Do sklepu weszło dwóch prawosławnych księży, którzy byli najmłodsi ze wszystkich osób, które na Othoni udało nam się spotkać.

Wykorzystując moment, kiedy sprzedawczyni podawała nam kawę, spytałam ile naprawdę mieszkańców ma ta wyspa, bo dam sobie odciąć obie ręce, że z pewnością nie jest to 400 osób.

-Teraz… Na zimę… Jest nas jakieś 60. Raczej nie więcej.

-A szkoła? Macie tu również szkołę… – spytałam, bo rzeczywiście przy porcie był budynek z tablicą informującą, że jest to szkoła podstawowa.

-Tak! Szkoła jest! Ale dzieci tu nie mamy!

Budynek szkoły

Rzeczywiście, przez ponad dwie godziny które spędziliśmy w wiosce, nie wiedzieliśmy ani jednej osoby poniżej sześćdziesiątego roku życia.

Jak wygląda tam życie… Przypuszczam, że musi toczyć się skrajnie spokojnie. Szczególnie zimą, kiedy prócz niewielkiego sklepiku, wszystko się zamyka, a jedyną łącznością ze światem jest niewielki statek, który zimą też przecież nie przypływa tu zbyt często.

Mimo wszystko są ludzie, którzy wybierają na swój dom właśnie takie miejsca. Mimo wszystko muszę przyznać, że ta krótka podróż bardzo mi się podobała. Od czasu do czasu lubię takie właśnie mało oczywiste miejsca.

*

Warto dodać, że Othoni słynie ze wspaniałej plaży Aspri Ammos, która dostępna jest jedynie od strony morza. Ze względu na końcówkę sezonu nam nie udało się już wynająć motorówki, żeby tam dopłynąć. Kolejny pretekst, by tam jeszcze wrócić.  

Statek, którym płynęliśmy.

Z Agios Stefanos na Othoni dopłynęliśmy korzystając z usług Aspiotis Lines. Bilet w jedną stronę kosztował jedynie 5€.

https://www.aspiotislines.gr/en/

Przeczytaj więcej…

Nasza podróż po Albanii… poniedziałek, 28 marca 2022

 

Gjirocastra

 

Na tę podróż czekałam całe dwa lata. Kiedy dwa lata temu zaczęłam pakować walizkę na podróż do Albanii, wybuchła pandemia. Później ciągnęły się w nieskończoność pierwszy, a później drugi lockdown. Następnie był intensywny sezon turystyczny, a później nasza podróż do Polski. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Kilka dni temu wróciliśmy z naszej podróży po Albanii. Z kilku względów była do dla mnie bardzo ważna wyprawa.

 

W tym sezonie, po dwóch latach pandemicznej przerwy, w końcu wracamy z naszymi wycieczkami z Korfu do Albanii (TU! dowiesz się więcej). Te rejsy przed pamiętnym rokiem 2020 organizowaliśmy wcześniej już dwa sezony, więc do Albanii wpadałam co jakiś czas. Najzabawniejsze jest to, że na samym początku byłam wielkim przeciwnikiem tej wycieczki idąc za myślą, że jeśli turyści przylatują na wakacje na Korfu, to warto swoje zwiedzanie koncentrować przede wszystkim na odkrywaniu samej wyspy. Dlatego przez lata wstrzymywałam się z włączeniem tej wycieczki do naszego programu. Aż w końcu pojechałam sama i zobaczyłam jak takie wyprawy wyglądają. I byłam nimi urzeczona! Dlaczego? Ponieważ podczas jednego, intensywnie spędzonego dnia turysta ma szansę dotknąć zupełnie innego świata. Po przepłynięciu z Korfu do albańskiego portu w Sarnadzie, czyli po jakiejś godzinie, człowiek naprawdę znajduje się w zupełnie innej rzeczywistości. Ten inny świat, on nie zawsze się podoba. Ale warto poszerzyć swoje horyzonty o wiedzę jak on funkcjonuje, jak wygląda i dlaczego jest właśnie taki. Pomyślałam sobie, że kiedy tylko będzie to możliwe, popłynę do Albanii bez naszych grup wycieczkowych, żeby zobaczyć jak jest tam nieco dalej od brzegów Korfu, jak wyglądają inne albańskie miejsca. Co jeszcze można tam zobaczyć? Stąd właśnie nasza ostatnia podróż do Albanii.

 

***

 

To był prześliczny, słoneczny dzień. Dotarliśmy do portu w mieście Korfu. Wsiedliśmy w niewielki wodolot i zanim zdążyłam się zdrzemnąć, dokładnie po 37 minutach płynięcia byliśmy w  porcie w Saranda, czyli najsłynniejszej miejscowości Riwiery Albańskiej, która z roku na rok jest odwiedzana przez coraz większą ilość turystów z Polski. Ponieważ Sarandę dobrze znamy od razu udaliśmy się do dworca autobusowego, który znajduje się tuż obok ruin synagogi. Ktoś krzyknął, ktoś wskazał nam drogę, ktoś popchnął nas w odpowiednim kierunku i tak mimo typowego dla Bałkan chaosu i zupełnego braku oznaczeń znaleźliśmy się w autobusie, który udawał się do stolicy Albanii, czyli Tirany. Zdążyliśmy dosłownie trzy minuty przed odjazdem.

Stan albańskich dróg jest bardzo zły, a sam autobus… No cóż… Można było go porównać do autobusów, którymi jeździło się na polskich prowincjach, jakieś dwadzieścia lat temu. Ale sama tego chciałam! Przekonać się jak naprawdę jest w Albanii. Domyślałam się, że nie zawsze będzie lekko!

Mimo wszystko, ta podróż starym, albańskim autobusem sprawiła mi ogromną wizualną przyjemność. Uwielbiam też ten czas podróży, kiedy nic nie muszę, mogę zanurzyć się w nic nie robieniu, w rzadkim dziś stanie posiadania dużej ilości czasu i zwyczajnie patrzeć na to co widać za oknem.

Wielkim atutem tego kraju jest niesamowita przyroda. Jadąc z części południowej na północ mijaliśmy ośnieżone góry, piękne otwarte przestrzenie i niewielkie wioski. Przez ogromną część drogi, przez wiele długich kilometrów towarzyszył nam widok na rzekę. Nie mogłam oderwać od niej wzroku. Pierwszy raz w życiu widziałam rzekę, która  miała kolor szmaragdu, który w wielu miejscach zmieniał się w kolor turkusowy. Jakby ktoś w budzącym się na wiosnę krajobrazie domalował pędzlem szmaragdowo – turkusową linię. Naprawdę unikatowy widok.

 

 

Po dobrych pięciu godzinach jazdy autobusem, dotarliśmy do jednego z dwóch głównych celów naszej podróży. W Tiranie spędziliśmy dwa dni. Byłam szalenie ciekawa jak będzie wyglądać stolica kraju, o którym tyle już słyszałam. Według mojego wyobrażenia, zgodnie ze stereotypami jakie miałam w głowie ulice powinny być w opłakanym stanie, na każdym rogu ktoś prosiłby o pieniądze, wszędzie też powinno być mnóstwo śmieci. Nic z tych rzeczy! Choć co prawda w Tiranie na próżno szukać luksusów. Miasto ma zabudowę bardzo typową dla okresu komunizmu. Miało być wtedy prosto i przede wszystkim jak najbardziej funkcjonalnie. Poza samym centrum miasta, budynki w wielu miejscach były w złym stanie, ale tak przecież często wyglądają przedmieścia dużych miast. W samym centrum jest bardzo czysto, budynki są odmalowane w ciekawy, często artystyczny sposób. Co krok widać kawiarenki wypełnione ludźmi. Wszędzie kipi bałkańskim życiem.

 

Ulice Tirany

Tirana

Targowisko w Tiranie

 

Przeszliśmy się po placu największego bohatera narodowego Albanii – Skanderbega, pokrążyliśmy również po samym centrum. Odwiedziliśmy jeden z najsłynniejszych bunkrów Bunkt’Art 2, w którym obecnie znajduje się muzeum dokumentujące między innymi okres reżimu Envera Hodży. Jest to jedno z miejsc, które z pewnością warto odwiedzić będąc w Albanii, choć już po samym wejściu miałam ochotę stamtąd uciekać. Przerażała mnie klaustrofobiczna przestrzeń, która zrodziła się z paranoi tyrana oraz pamiątki z okresu, kiedy Hodża sprawował dyktaturę w Albanii. Skala jego zbrodni jest przerażająca. Zatrważające jest również to, że Hodża dokonał wszystkich tych zbrodni nie na wrogach, a na własnym narodzie. Więcej na ten temat możesz przeczytać w TYM! poście.

 

Bunkt’Art 2

Bunkt’Art 2

Bunkt’Art 2

 

Do teraz mam w pamięci dzielnicę Ex-Blloku. Była to część Tirany, gdzie zwykły śmiertelnik nie miał możliwości wejścia. W luksusowych jak na tamte czasy budynkach mieszkali ci najważniejsi dla komunistycznej Albanii. Idealna, pokazowa dzielnica komunistycznego miasta. To właśnie w tej części znajduje się prosta i dość skromna willa Hodży, z niewielkim ogrodem. Niski rozłożysty budynek znajduje się pomiędzy wysokimi blokami. Willa, jako miejsce gdzie niegdyś mieszkał dyktator, nigdzie nie jest oznaczona. Nie ma nawet najmniejszej informacji. Do teraz mam nieodparte wrażenie, że we współczesnej Albanii unika się tematu Hodży, jakby nie wiedząc co dokładnie myśleć o tym okresie. Opinie współczesnych Albańczyków co do krwawego reżimu bywają skrajne. Łatwo wyczuć to w rozmowach z Albańczykami. Podczas naszego pobytu słyszałam słowa podziwu dla „przystojnego blondyna o pięknej twarzy, który był wielkim patriotą kraju” oraz skrajnie przeciwne słowa o tyranie, który nigdy nie powinien istnieć. Na każdym kroku czuć, że komunistyczna przeszłość nie jest jeszcze w Albanii tematem rozliczonym, czy też już wystarczająco głęboko pogrzebanym.

 

Willa Envera Hodży

Ogród obok willi. W tle zabudowania Ex-Blloku

 

Po dwóch dniach w stolicy, wyruszyliśmy do jednego z najpiękniejszych miasteczek Albanii, miasta „srebrnych dachów”, którego najstarsza część znajduje się na liście UNESCO. Bardzo byłam ciekawa tego, co zobaczyć można w Gjirocastrze.

Miasto znajduje się w otoczeniu wysokich gór. Widoki są więc wspaniałe. To co bardzo rzuca się w oczy w starej części Gjirocastry to ciekawie wyglądające dachy, z nakładanymi na siebie grubymi, kamiennymi dachówkami w kolorze popielatym. Wiekowe domy ze „srebrnymi dachami” i bielonymi ścianami prezentowały się bardzo klimatycznie. Ponieważ Gjirocastra jest jedną z najczęściej odwiedzanych przez turystów miejscowości Albanii, na każdym kroku są tawerny, restauracje, kawiarnie i sklepiki z charakterystycznymi dla Albanii pamiątkami. Nad całością miasta góruje wspaniała forteca, z której rozpościera się widok na okolicę. W miejscu o tak długiej przeszłości historycznej można było nieco zapomnieć o komunistycznej przeszłości kraju. W Gjirocastrze udało nam się odwiedzić jeden z najstarszych domów w mieście – dom Skenduli. Takie przestrzenie cenię szczególnie. Są zadbane, ale nie odrestaurowane na tyle żeby utracić ducha przeszłości. Miejsce, w którym można dotknąć, poczuć obecność ludzi, który mieszkali tu setki lat temu.

 

Gjirocastra

Dachy starych domów w Gjirocastrze

Drzwi do domu Skenduli

Dom Skenduli

Dom Skenduli, wnętrze

 

W obu miastach za niewielkie pieniądze mieszkaliśmy w świetnych warunkach. Standard hoteli w Albanii mocno przewyższa standard hoteli, które za te same pieniądze można wynająć w Grecji. Albania może się również poszczycić przepyszną kuchnią! Wiele albańskich potraw występuje też kuchni greckiej. Również w Albanii zjemy mussakę, sałatkę po grecku, tzatziki czy też zapiekane sery. Zdecydowanie przeważają tu potrawy przede wszystkim mięsne. Wszystko co jedliśmy każdego dania było świeże i pysznie przyrządzone. Do teraz jestem też pod wrażeniem albańskiej… Kawy! Ilość kawiarni gdziekolwiek byliśmy przyprawiała mnie o zawrót głowy! Byłam przekonana, że w Grecji kawiarni jest dużo, ale w Albanii było ich jeszcze więcej! Albańczycy piją przede wszystkim najzwyklejsze espresso i robią je w  perfekcyjny sposób. Jest dużo lżejsze niż, to które podawane jest w kawiarniach w Grecji, dzięki czemu takich filiżanek espresso można wypić podczas jednego dnia nieco więcej.

 

Albańska zupa. Była przepyszna!

Feta zapiekana w piecu

Albańskie espresso

 

Albania była dla mnie niesamowicie pozytywnym zaskoczeniem.  Przede wszystkim dziewicza przyroda – widoki były tak inne w porównaniu do tych, które już znam. Kraj daje możliwość poszerzenia swoich horyzontów poprzez dotknięcie żywych pamiątek po zupełnie innym świecie. Albańczycy wydają się mieć serce na dłoni. Ceny w Albanii są przy tym bardzo przystępne. I do teraz… tęskni mi się bardzo za albańską kawą!

 

My!

 

TU! przeczytasz jak dokładnie wyglądają nasze wycieczki z Korfu do Albanii.

TUTAJ! możesz poczytać o Albanii jeszcze więcej!

 

 

 

Rejsy Parga/Błękitna Laguna. Jak wyglądają?… poniedziałek, 29 marca 2021

 

Parga jest niezwykle malowniczą miejscowością, która znajduje się rzut beretem od Korfu, na greckim kontynencie. Błękitna Laguna to natomiast jedna z najpiękniejszych plaż tego regionu Grecji. Resjy do Pargi i Błękitnej Laguny, przez wiele osób są uznawane za te najpiękniejsze!

Niżej zobaczycie krótki filmik, na którym pokazany jest cały rejs.

Dokładny opis jak krok po kroku przebiega taki rejs, przeczytacie TU!

Pod linkiem niżej możecie zarezerwować z nami ten właśnie rejs!

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/pl/wycieczki-rejsowe/

 

 

 

 

Rejsy na Paxos/Antypaxos. Jak wyglądają?… wtorek, 23 lutego 2021

 

Paxos i Antypaxos to dwie niewielkie wyspy, które znajdują się na południe od Korfu. Rejsy do nich są najpopularniejszą wycieczką rejsową na Korfu! Dlaczego? Scenerie są naprawdę jak w raju… Zobaczcie ten krótki filmik, a wtedy wszystko stanie się jase!

Dokładny opis jak krok po kroku przebiega taki rejs, przeczytacie TU!

Pod linkiem niżej możecie zarezerwować z nami ten właśnie rejs!

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/pl/wycieczki-rejsowe/

 

 

 

Rejs na Blue Lagoon i BBQ. Jak wygląda ta wycieczka?… piątek, 22 marca 2019

 

Wycieczka Blue Lagoon i BBQ

 

Morze. Fantastyczne widoki i świetna plaża, a przy tym fajne jedzenie i relaks na całego. Właśnie o tym marzy przeważająca większość turystów, którzy latem przyjeżdżają na Korfu na wakacje. Żeby przebywając w przepięknym miejscu i wygrzewając się na słońcu, zwyczajnie odpocząć, korzystając przy tym z uroków lata. Wszystkie te potrzeby spełni idealnie nasza wycieczka Blue Lagoon i BBQ.

 

 

Jak przebiega ta wycieczka?

 

W godzinach porannych odbieramy cię spod samego hotelu i jedziemy prosto do miasta Korfu. Stamtąd odpływa nasz statek. Na samym początku płyniemy wolno, żeby zobaczyć wszystkie najważniejsze zabytki miasta Korfu z perspektywy morza: Starą Fortecę, pałac św. Michała i św. Jerzego, monastyr Vlacherna oraz Mysią Wyspę. Panorama na miasto Korfu z perspektywy morza zapiera dech w piersiach. Następnie wypływamy na głębokie morze i kierujemy się do słynnej Błękitnej Laguny.

 

Widok na miasto Korfu

 

Najciekawsze miejsca wybrzeża, które oglądamy przed wpłynięciem do Blue Lagoon

 

 

Co to jest Błękitna Laguna i gdzie się znajduje?

 

Błękitna Laguna (Blue Lagoon) jest uznawana za jedną z najpiękniejszych plaż tuż obok greckiego kontynentu. Dostępna jest jedynie od strony morza. Znajduje się na niewielkiej wyspie Murtos, tuż miasteczku Sivota, przy samym południowym krańcu Korfu. Sceneria tej plaży przypomina Karaiby, dlatego często zwykło się na nią mówić „greckie Karaiby”. Morze jest tam turkusowe, ramują je wysokie klify, porośnięte zielenią. Pływanie i nurkowanie w tym niewiarygodnym błękicie, jest niezwykłym doświadczeniem. Dodatkową atrakcją są rybki, które podpływają do człowieka. Podczas tej wycieczki, po opłynięciu najciekawszych fragmentów wybrzeża, to właśnie tam zatrzymujemy się na kąpiel.

 

Błękitna Laguna

 

 

 

 

 

TUTAJ! zobaczysz jak wygląda nasza autorska wycieczka WIDOKI KORFU.

 

BBQ

 

Fantastyczna plaża, przepiękne widoki i bbq. Czego chcieć więcej? Atrakcją tej wycieczki jest również BBQ, które organizowane jest podczas cumowania przy Błękitnej Lagunie. Souvlaki (TU! przeczytasz co to jest), czyli rodzaj typowo greckiego szaszłyka z grilla, chleb, sałatka i sos tzatziki.  Podczas tej wycieczki BBQ wliczone jest w cenę! Nikt zatem nie może zostać głodnym!

 

Podczas kąpieli – bbq!

 

Tak właśnie wygląda lunch, który w tej wycieczce jest już w cenie.

 

Sivota

 

Sivota to niewielkie miasteczko, które znajduje się już na greckim kontynencie, tuż obok południowej części Korfu. Jest chętnie odwiedzanym przez turystów greckim kurortem. Mamy tu spokojny czas na spacer, kupienie pamiątek, wypicie kawy. Później znów ruszamy w drodę, ale to jeszcze nie koniec.

 

Widok na Sivotę

 

Uliczki Sivoty

 

 

Drugi przystanek na kąpiel

 

Podczas tej wycieczki najważniejsze jest morze! Dlatego na kąpiel cumujemy po raz drugi! Zatrzymujemy się na kolejnej niezwykle malowniczej plaży, która jest idealnym miejscem do pływania i nurkowania. Jest to kolejne miejsce, w którym można poczuć się jak w raju.

Po drugim przystanku kąpielowym, w godzinach wieczornych wracamy do portu w mieście Korfu.

 

Drugi przystanek na pływanie!

 

 

 

Wracamy pod wieczór…

 

Miasto Korfu o zachodzie słońca

 

 

INFORMACJE, KTÓRE MOGĄ CI SIĘ PRZYDAĆ

-koniecznie zabierz ze sobą wszystko do plażowania i pływania

-jeśli nie lubisz długich rejsów, możesz wziąć coś do czytania w czasie drogi

-jeśli masz chorobę morską, jeszcze przed podróżą weź odpowiednią tabletkę

-pamiętaj by dobrze nasmarować się kremem przeciwsłonecznym i mieć ze sobą okulary przeciwsłoneczne

-naładuj baterie w aparacie i zrób dużo miejsca na nowe zdjęcia – widoki będą fenomenalne!

 

CZAS TRWANIA WYCIECZKI

-start z portu miasta Korfu:  godz. 9.00

-koniec w porcie miasta Korfu: godz. 19.00

Doliczyć trzeba również transfer z i do hotelu. Godzina odbioru autobusem z hotelu oraz powrotu,  jest uzależniona od tego, w której dokładnie miejscowości znajduje się dany hotel.

 

Chcesz zarezerwować tę wycieczkę lub dowiedzieć się o niej czegoś więcej?

WEJDŹ NA STRONĘ:

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/pl/wycieczki-rejsowe/

 

 

 

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Co tam się u mnie działo w styczniu?… poniedziałek, 4 lutego 2019

 

Cały styczeń był dla mnie taki jak chciałam żeby był. Dużo działo się i w pracy i dużo fajnego działo się w moim czasie wolnym. Cały pierwszy tydzień stycznia spędziliśmy w domu Sałatki, gdzie nie było mnie całe dwa lata! Chyba nigdzie nie odpoczywa mi się tak dobrze jak właśnie tam. Nie muszę zajmować się gotowaniem, sprzątaniem, itp. Mogę więc cały czas poświęcić na pracę i odpoczywanie na przemian. I to właśnie na samym początku stycznia stało się dla nas coś bardzo ważnego. Jani odbył pierwszy lot w parze na swojej nowej paralotni. Choć czekaliśmy naprawdę długo na dobry wiatr, całość wyszła po prostu pięknie! To było naprawdę coś… Taki jeden lot i bardzo duży krok do przodu…

 

I polecieli!

 

Jednym z moich postanowień noworocznych jest jeszcze bardziej dbać o swoje zdrowie. Moje badania wykazały, że mam niedobór witaminy D, więc zaczęłam się suplementować. Nie wiem czy to od tej witaminy, czy potężnej ilości warzyw i owoców, które codziennie jem, ale prawie każdego dnia czułam taki przypływ energii, że działałam jak królik z reklamy baterii Duracell. Co prawda jeszcze tego nie widać, ale już już niedługo dostępna będzie nowa oferta naszych aż pięciu wycieczek rejsowych. Bardzo cieszę się, że będziemy je mieć, bo są świetne i wiem, że bardzo się Wam spodobają. Pracujemy, pracujemy, pracujemy cały czas nad ofertą i możliwością ich kupowania on line! W styczniu zaczęły się pojawiać również moje LIVE INSTA, które dotyczą różnych ciekawych codziennych spraw związanych z Grecją i rzecz jasna – Korfu! Wpadajcie na nie na moje konto Instagram w każdą środę pod wieczór!  Poza tym, kilka dni temu pojawiła się nasza nowa grupa na Facebooku, która nazywa się zwyczajnie: KORFU (kliknij TU!). Wasze zainteresowanie tą grupą dyskusyjną przeszło moje oczekiwania. Liczba członków rośnie. Ale przede wszystkim w tej grupie aż dudni! Rozmawiacie tam między sobą o wszystkim związanym z Korfu. Wpadajcie, jeśli interesuje Was ta tematyka. Chcecie zadać pytanie, czy też podzielić się czymś związanym z Korfu – grupa będzie idealna dla Was!

 

Nasza nowa Facebookowa grupa KORFU!

 

 

TUTAJ! przeczytasz o tym, dlaczego wakacje w Grecji są dla nas zdrowe.

 

 

W roku 2018 nie udała mi się jedna szalenie ważna dla mnie rzecz. Ale rozumiem, że takie jest życie i nie zawsze od razu mamy to, czego tak bardzo chcemy. Już dwa lata pracowałam nad moją książkę o Grecji. Dokończyłam. Postawiłam ostatnią kropkę. I stwierdziłam, że to co stworzyłam zupełnie nie trzyma się poziomu. Książka o której tak wiele ode mnie słyszeliście – jest. Ona istnieje. Ale zupełnie mnie nie zadawala. Dlatego na chwilę obecną, trzymam ją w szufladzie. Zamknęłam na teraz ten rozdział i stwierdziłam, że nie jest to jeszcze właściwy etap. Czasem warto zamknąć pewien rozdział i postawić sprawę jasno, po to, żeby zrobić miejsce na coś innego. Przewodnik o Korfu, który właśnie teraz piszę ma już całe 8 stron. Czyli jest takim niemowlakiem. Ale z dnia na dzień rośnie…

 

Prace nad moim pierwszym przewodnikiem po Korfu…

 

 

 TU! przeczytasz o greckich strajkach.

TUTAJ! możesz zobaczyć nasz odcinek „Pokaż nam Świat” Jakuba Porady.

 

 

 

 

Dziękujemy!… poniedziałek, 29 października 2018

 

Sezon nr 5 na Korfu – zakończony… DZIĘKUJEMY!!!

 

Wczoraj przyjechaliśmy z Korfu na ląd. I wcale mi się to nie uśmiecha… Bo znów nie chciałam odpływać… Nasz dom wygląda jak po przejściu huraganu. Będzie trochę roboty, żeby to wszystko uporządkować.

 

Oficjalnie skończyliśmy już nasz piąty sezon na Korfu. Był to najlepszy sezon ze wszystkich! Pierwszy rok działało nasze pierwsze lokalne biuro w Dassia. Na naszych trasach było Was jeszcze więcej. Przyznam, że na początku było dla mnie szokiem, kiedy w naszych autobusach na pięćdziesiąt osób, nie było już wolnych miejsc. Nie ukrywam, chodziłam dumna jak paw! W tym roku nasi pierwsi turyści płynęli również na Paxos, Antypaxos, Pargę oraz do Albanii.

 

Dla mnie osobiście ten sezon, był szczególny jeszcze z kilku innych względów. Był pełen nowych przyjaźni, spotkań, takich zwykłych chwil spędzonych na gadaniu o niczym, dobrym jedzeniu i piciu wina. Ten sezon wypełniają przepiękne wspomnienia, do których będę wracać i wracać, pewnie całe życie.

 

Teraz czeka mnie jedno wielkie porządkowanie mieszkania. Pralka najpewniej będzie  dudnić codziennie przez kilka najbliższych dni. Wraz z porządkowaniem moich rzeczy, znów uporządkuję moje myśli i na koniec będę wiedzieć, jak ma wyglądać moja wymarzona jesień i zima.

 

Na koniec, chcę Wam podziękować. Wielkie DZIĘKUJĘ!!! To dzięki temu, że w tym roku na naszych trasach było Was tak dużo, spełniliśmy z Janim nasze marzenie. Jest to ostatnia zima, którą spędzamy poza Korfu. Tak jest! Już od maja przeprowadzamy się na stałe(!!!) na Korfu, razem! Jest to największy sukces tego sezonu! Dziękuję Wam! Bo jesteście jego częścią…

 

TUTAJ! ZAPOZNASZ SIĘ Z NASZĄ OFERTĄ WYCIECZEK PO KORFU!

 

WY na naszych wycieczkach po KORFU 😀