Czy Grecy są biedni?… poniedziałek, 1 listopada 2021

 

My! Tego lata, przy Kanale Miłości

 

Ufff… To był dopiero rollercoaster! Ponad tydzień temu zakończyliśmy tegoroczny sezon. Był to najbardziej pracowity sezon jaki pamiętam. Zaczynam mieć wrażenie, że piszę to za każdym razem, kiedy kończymy lato. Że jeszcze nigdy nie pracowaliśmy tak intensywnie i ilość turystów znów przekroczyła nasze oczekiwania. To dla mnie oznaka dwóch rzeczy. Po pierwsze firma nam się rozrasta! A po drugie, każdego roku przekraczam moje granice w intensywności pracy. Dokładnie jak biegacz, który bierze udział w maratonie. Każdego lata, kończę mój maraton pracy z coraz lepszym wynikiem.

Ten sezon był dla nas szczególny również pod innym względem. Był to drugi rok pracy z pandemicznymi restrykcjami. Sam początek lata był pod wielkim znakiem zapytania. Poprzedni sezon był w zasadzie szczątkowy, musieliśmy więc nadgonić potężne straty spowodowane pandemią.

Udało się… Na każdym froncie. Piszę to z ulgą w sercu. Ten sezon zaliczamy do szczególnie szczęśliwych.

Dziękujemy za Waszą obecność na naszych wycieczkach i rejsach, udzielanie się na naszych mediach społecznościowych, a przede wszystkim za trzymanie za nas kciuki. Jestem przekonana, że to ostatnie jest szczególnie istotne.

 

Koniec lata i początek sezonu jesienno – zimowego, oznacz dla mnie totalną zmianę rytmu życia. Przede wszystkim z ogromną radością, wracam do systematycznego blogowania. Zapraszam więc na pierwszy post po letnim sezonie.

 

 

*

 

-Bieda z nędzą! Co prawda, pięknej przyrody nie można temu krajowi odmówić, ale widzieliście te domy? Te rozwalone chałupy, te wiecznie wystające pręty z dachów. I te ich rozklekotane samochody! Przecież to wstyd czymś takim jeździć!

-Dokładnie! U nas w Polsce, nikt już w takich warunkach nie mieszka! Nikt takimi samochodami nie jeździ!

-Tak! Bo u nas w Polsce (i tu dalej: bla bla bla)… A tu… Żeby w centrum miasta było tak mało koszy na śmieci! Budynki w mieście to się sypią! A Grecy tak sobie siedzą, wszystko im wisi i godzinami piją jedną kawę… Bo u nas w Polsce, nie do pomyślenia takie rzeczy!

-Racja! Tyle budynków rozpoczęte i zostawione.  Że im się nie chce? Czy o co chodzi? A u nas drogi pobudowane! Autostrady! Budynki nowoczesne, wszystko odremontowane! Phi!

„U nas w Polsce”, „u nas w Polsce”, „u nas w Polsce”. Zastanawia mnie skąd w pewnej, na całe szczęście pozostającej w mniejszości grupie turystów, to powracające porównanie.

 

Koszulka ze znakiem Tommy Hilfiger. Dziecko, które kiedy jest odrywane od telefonu, to od razu wpada w histerię. Kilka piw już od rana, bo ten człowiek jest wewnętrznie tak mocno spięty, że w inny sposób nie zapomni, że nie jest już w pracy, nie wyluzuje w naturalny sposób. Już tego nie potrafi… Ten specyficzny typ turysty, odnajduje przyjemność w porównywaniu i zazwyczaj każde z takich porównań kończy z widoczną satysfakcją malującą się na twarzy. Że Grecy są daleko w tyle. Więc w tym  jest racja i tak właśnie trzeba. Cisnąć mocniej i jeszcze mocniej. Pracować jeszcze szybciej, więcej i bardziej wydajnie. Mieć więcej, lepiej i bardziej nowocześnie.

Czy Grecy są biedni?

Hmmm… Zacznijmy z nieco innej perspektywy…

 

 

*

 

 

Dopłynęliśmy naszą grupą do plaży. Był przepiękny, słoneczny dzień końcówki sierpnia. Tak się złożyło, że na nasz przystanek na plażowanie dopłynęliśmy nieco wcześniej niż zazwyczaj i Vaso, która zajmuje się wynajmowaniem leżaków, jeszcze nie dopłynęła. Nasi turyści i jeszcze kilku obcokrajowców sami porozkładali należące do niej leżaki. Krzyknęłam, więc tu i tam,  że pani od leżaków za chwilę zapewne przypłynie i każdy z leżaków kosztuje „tyle a tyle”. Po czym zajęłam się swoimi sprawami.

Nie minął kwadrans. Podpłynęła Vaso z przejęciem na twarzy, że tyle leżaków już jest rozłożona. I teraz trzeba będzie informować tych turystów, mówić im o cenie. Część z nich i tak pewnie zrezygnuje, więc później będzie trzeba odkładać je na miejsce i taka z tego robota na sam początek dnia.

Przywitałam się z Vaso. Jakiś kwadrans później zdążyła zebrać opłatę od każdego, po czym wygodnie rozsiadła się na swoim leżaku.

-Hahaha! – słyszę jak się śmieje i chowa zebrane pieniądze do małego portfelika.

-To dopiero dzień! Dziś pan Bóg mocno mnie przytulił! Nie minęło piętnaście minut jak tu jestem, a już mam całą dniówkę! Wielkie dzięki, że im powiedziałaś! A już się obawiałam…

-Wiem, wiem… – potrząsnęłam głową i też się roześmiałam. Fajnie, że kilka zdań, może komuś bardzo ułatwić pracę.

-Wiesz… Jak jest zima, to 35€ które teraz właśnie zarobiłam, to cały dzień pracy przy zbieraniu oliwek! Dniówka przy zbieraniu oliwek to 40€, ale ja dla znajomych zawsze robię zniżkę! A to dopiero ciężka praca! Plecy bolą, o rękach nie wspomnę. Wszędzie zimno i wilgotno. Cały dzień zbierana, 35 €, a jak wracam do domu to już nic ze zmęczenia nie jestem w stanie. A tutaj, na tej plaży… Słoneczko, morze, fale… Mówię ci, pan Bóg tutaj się do mnie szeroko uśmiecha!

Uśmiech nigdy nie schodził jej z twarzy,  tak jakby był naturalną jej częścią. Ma przy tym żywe, obudzone, wiecznie obserwujące coś oczy.

-Wczoraj mój mąż złowił miecznika! Skończyliśmy trochę wcześniej, bo na kolacje miała wpaść do nas wnuczka. W życiu nie jadłaś takiej ryby! To było po prostu niebo w gębie! Piekła się ta bestia w piekarniku dobrą godzinę. Do tego trochę oliwy, trochę tymianku i sól, którą zbieram o tutaj, w tych zakamarkach między skałami. Do tego… Świeży chleb, trochę horty i trochę wina. Najlepsze jedzenie na świecie! Siedzieliśmy i gadaliśmy chyba do północy! Wnuczka mi usnęła na krześle, więc nie wróciła do domu, została u nas na noc. Zanim pomyłam, pozamiatałam, to była już pierwsza w nocy. Ale tak się nam dobrze siedziało i gadało. I dlatego dziś tak wyszło, że się spóźniłam! Zawsze przypływam przecież pierwsza!

-Słyszałam o tej soli! Któryś sternik mówił mi, że jest naprawdę bardzo smaczna! – dodałam.

-Tak, jak będziesz następnym razem to ci przyniosę. Zjedź nawet takiego zwykłego pomidora z tą solą. Niebo w gębie! Zostawisz mnie samą na tej plaży, to z głodu ci nie umrę! Większość tego co codziennie jemy, mamy stąd! A ja tak lubię proste jedzenie… Rybę codziennie mi mąż złowi. Oliwę mamy, oliwki stąd są tak pyszne. Rozmaryn rośnie na każdym kroku  i jeszcze na dodatek najlepszą sól też mam pod ręką!

-Ty to nigdy nie narzekasz Vaso! Nigdy nie słyszałam, że na coś marudzisz – dopytuję z przyjemnością patrząc na jej wypełnioną radością twarz, kiedy o tym wszystkim mówi.

-Ja! Przenigdy! Zgrzeszyłabym jakbym marudziła! Aż tyle mam! No i jeszcze dziś. Ta moja dniówka  w niecały kwadrans! Haha! No kto by się tego spodziewał! Ale najbardziej lubię wieczory takie jak ten wczoraj. Gorące sierpniowe wieczory. Kiedy tak do nocy siedzimy i gadamy. Jemy coś dobrego i pijemy trochę wina. Nic mi wtedy do szczęścia więcej nie potrzeba.

Trochę korciło mnie, by pociągnąć Vaso za język. Spytać się, dokładnie tak jakby spytał się „ten typ turysty”. Czy nie jest jej wstyd, że jeżdżą starym, rozklekotanym Nissanem? Czy nie przeszkadzają jej pręty, które wystają z dachu jej domu? Albo czy nie chciałaby kupić sobie jakiegoś firmowego ciucha. Coś dla przykładu od Tommy Hilfigera? Nie przeszłoby mi to jednak przez gardło. I wiem, co by odpowiedziała…

 

Czy Grecy są biedni? Jakie to ma znaczenie, jeśli żyją szczęśliwie.

To żyjąc w Grecji nauczyłam się odróżniać dwie rzeczy. Istnieć, a ŻYĆ to dwie diametralnie różne sprawy.

 

TUTAJ! przeczytasz post o greckich cmentarzach.

TU! znajdziesz przepis na szybki, grecki obiad, czyli kleftiko.

TU! przeczytasz o tym, co mieszkańcy Korfu robią zimą.

 

 

 

Co to jest miłość?… środa, 14 lutego 2018

Korfu, wybrzeże Paleokastritsy

 

Była druga połowa września. Tego dnia byłam zmęczona, a na dodatek się podziębiłam. Dopłynęliśmy do Rajskiej Plaży (kliknij TU! by zobaczyć Rajską Plażę z lotu ptaka) i pomyślałam, że zostanę z Sotirisem  w łódce, bo jeśli będę siedzieć  na ziemi, to podziębię się jeszcze bardziej.

Turyści wyszli na plażę, a my odpłynęliśmy kilka metrów w morze. Sotiris zacumował łódź i rozwiesił biały daszek. Łódka kołysała się jednostajnym rytmem na falach, a słońce ogrzewało mi twarz. Ciepłe, wrześniowe słońce na Korfu. Matko, jak przyjemnie… Poczułam jak moje ciało staje się ciężkie, jakby ważyło tonę i że każda jego komórka odpoczywa i jak baterie ładuje się słońcem.

-A nie jest ci ciężko tak tu na Korfu samej…? – spytał Sotiris. Wyjął chleb i zaczął karmić nim rybki, które natychmiast podpłynęły do łódki. Nucił sobie coś pod nosem, w rytm piosenki, która właśnie leciała. Jak w większości greckich piosenek, było tam coś o miłości. Właściwie nie potrafię sobie przypomnieć, dlaczego zaczęliśmy tą rozmowę. Może trochę przez tą piosenkę.

-Pewnie, że ciężko! A co ty myślisz… Uśmiecham się, ale moja praca to nie jest zabawa. I czasem jest mi samej ciężko – odpowiedziałam.

-Hmmm… No tak… Potrafię cię zrozumieć…

-Najbardziej momentami brakuje mi takiego zwykłego ludzkiego dotyku, przytulenia, pogłaskania. Tak, tego brakuje mi najbardziej. Trochę to dziwne, nie?

-Dlaczego? Najnormalniejsze w świecie.

-No, chyba! Haha!

-Dobrze, że masz Janiego i że jest dla ciebie dobry. No miejmy nadzieję, że tak jest. Ale to… Wie tylko i wyłącznie on sam! – Sotiris skończył chleb, usiadł i wygodnie oparł nogi na drugiej ławeczce. – Bo ja jak byłem młody, to wcale nie byłem dla swojej żony dobry.  Straszny dla niej byłem…

Wiem dokładnie co chciał mi powiedzieć, ale staromodne dobre maniery, nie pozwoliły mu ubrać myśli w dosadne słowa. Sotirisa lubię niesamowicie. Od pierwszego razu, kiedy wybraliśmy się jego łodzią na rejs. Jest już chyba starszy. Tak wnioskuję po zachowaniu, bynajmniej nie po wyglądzie. Skóra jego twarzy jest zawsze oliwkowo opalona, zdrowo naprężona, tak że właściwie nie ma na niej ani jednej większej zmarszczki. Błękitne oczy, białe jak śnieg włosy, bielące się wąsy i broda. Uwielbiam właśnie taki typ człowieka. Uśmiech jest jego naturalnym wyrazem twarzy. Nigdy nie widziałam go zdenerwowanego, albo żeby choć trochę uniósł głos.  Zawsze mówi łagodnie i spokojnie. Nigdy i nigdzie się nie śpieszy.

-Kiedyś, kiedyś… Jeszcze 70tych, to tu w Paleokastritsy nie było tak rodzinnie i spokojnie. Co tutaj się wtedy działo! Co noc miałem inną! I to zawsze z innego kraju! Nawet sobie nie wyobrażasz, co tu było w 70tych!

Tak już mam. Że jak ktoś opowiada mi coś ważnego o sobie, to nigdy nie oceniam. Nawet głęboko w myślach. Lubię wtedy w człowieka się zasłuchać, by dowiedzieć się jeszcze więcej. O nim. O życiu. O świecie.

-Haha… No! Sotiris! Czasu nie marnowałeś! – parsknęłam perliczym śmiechem.

-No mówię ci, co to były za czasy… Ale teraz jestem już bardzo grzeczny. Wygrzeszyłem się za młodu i wygrzeczniałem na starość. Teraz to sobie tylko patrzę i podziwiam…

-A twoja żona? Musiałeś się chyba nieźle wygimnastykować, żeby się nie dowiedziała… Co?

-Ja myślę… Powiem ci, że jestem przekonany, że wiedziała o wszystkim. Przecież wy kobiety czujecie takie rzeczy. Nie? Wtedy były inne czasy. Ale do szału mnie doprowadzało, jak wracałem nad ranem, a ona się niczego nie dopytywała. Gdzie byłem? Z kim? I co robiłem? Do szewskiej pasji! Myślałem sobie: „czemu nie pyta… czy jej to nie obchodzi? nie jest o mnie zazdrosna… uuu… to niedobrze, zły znak! zły znak!”.

-Sotiris, ale jak to jest z wami, z facetami. To ty kochasz swoją żonę?

-A przyznam ci się szczerze, że nie wiem… Bo powiedz mi: co to jest miłość? Że jak nie możesz spać w nocy, ciągle o niej myślisz i w brzuchu czujesz motyle? To jest pasja, to wcale nie jest miłość… Więc czym w zasadzie ona jest?

-A to jak się poznaliście… Jak to się stało, że wzięliście ślub?

-Najpierw się spotkaliśmy, później przebywaliśmy razem dużo czasu. I tak przyszło mi pewnego dnia do głowy, że chciałbym mieć dom, spokój, dzieci… Że chcę się ustatkować. I że mógłbym tak z Irini… Ale nie było w tym romantyczności. Tak jak na tych filmach, żebym umierał z miłości. Tak nam było dobrze, więc tak postanowiliśmy. Ale to też przecież nie znaczy, że to nie jest miłość…

-Dziwne, słucham ciebie i  nie potrafię wyczuć, czy ty ją kochasz, czy nie.

A czy w życiu wszystko musi być takie jasne, jednoznaczne, czarne albo białe? Bo co to jest ta miłość…? Ja nie potrafię powiedzieć.  Jak jej nie ma, jak wracam wieczorem z pracy, to się cały czas oglądam, gdzie jest moja Irini, no gdzie? Jak raz była w szpitalu, to tak się martwiłem… Nie mogłem spać… I tak dziwnie mi było, że nie śpię z Irini. Nie potrafię sobie wyobrazić, jakby jej przy mnie nie było… Ale czy to już jest miłość…? A może jedynie przywiązanie? Tyle pięknych wspólnych chwil… Mamy dwóch synów i takie duże wnuki… Ale czy to jest już miłość??? Nie wiem… I niech tak już zostanie…

*

Dziś jest Święto Zakochanych. Ale dzisiejszy tekst dedykuję Wszystkim tym, którzy nadal nie wiedzą, co to jest miłość, nadal jej szukają, cierpią z jej powodu i się w niej plączą. Tym, którzy nie potrafią powiedzieć, czy kochają. Bo… „Czy wszystko w życiu musi być takie jednoznaczne?” Powiedzcie sami… Chyba nie…

 

 

Co według Greków jest w życiu najważniejsze?… niedziela, 20 sierpnia

Korfu, Rajska Plaża (Chomi)

Korfu, Rajska Plaża (Chomi)

Przyszła połowa sierpnia. Jest to najcięższy okres dla każdego, kto pracuje w turystyce. Nasila się zmęczenie z poprzednich miesięcy, a pracy jest jeszcze wiele. Jest przy tym gorąco, więc również fizycznie jest po prostu ciężko. Na dodatek u mnie natłoczyło się kilka problemów związanych z pracą. Poczułam się przy tym zwyczajnie bardzo zmęczona.

*

-… I tak właśnie to wszystko wygląda. Uwierzysz! – skończyłam opowiadać Królikowi. Właśnie odpływaliśmy z naszą grupą z Rajskiej Plaży. Patrzę na niego i oczekuję na jego twarzy choć śladu oburzenia, a później jakiejś sensownej rady.

-I na dodatek to, tamto i jeszcze to – ciągnę dalej, ale zamiast zatroskania widzę, że zaczyna się uśmiechać. Patrzy w morze, a później na mnie:

-A powiedz ty mi… Co jest dla ciebie w życiu najważniejsze?

-No jak to co… O co ty się mnie w ogóle teraz pytasz?

-O to, co jest dla ciebie w życiu najważniejsze???

Milczę chwilę, bo zbita z tropu nie mam zielonego pojęcia co mam odpowiedzieć.

-To ja ci podpowiem. Najważniejsze dla ciebie jest twój Jani, twoja rodzina, twoi rodzice, twoja siostra i twoi siostrzeńcy. Twój dom i to, co ze sobą robisz w czasie wolnym. Praca, to jest tylko(!) praca. Kasa to jest tylko kasa! Praca, czasem lepsza, czasem gorsza. Kasa, czasem jest, a czasem jej nie ma. A życie ma do siebie to, że zawsze są w nim jakieś problemy. Ale twoja praca nigdy nie powinna być dla ciebie numerem jeden. Przestań przejmować się głupotami, dzielić włos na czworo i przestaw sobie w głowie to, co jest najważniejsze. A przede wszystkim to wyluzuj! Z Janim jest dobrze, w twoim domu też. Co prawda czasu dla siebie teraz nie masz, ale jak skończy się sezon, to sobie odpoczniesz. Czyli podsumowując… Wszystko jest ok!

Też spojrzałam w morze. Kilka wdechów i wydechów. Jakie to jest proste i mądre. Czy też zauważyliście, że Grecy o wiele częściej się uśmiechają? Po kilku chwilach poczułam, jak robi mi się lżej do dobrych kilka kilogramów. Kilka dni później te wszystkie nagromadzone problemy same się rozwiązały. A wystarczyło tylko nieco zmienić punkt widzenia…

Bo tak w zasadzie… Życie jest bardzo krótkie… wtorek, 6 września 2016

Wypływaliśmy właśnie z Rajskiej Plaży. Jak zwykle wsiadłam do łódki Królika, z lojalności do osoby, która przez cały sezon tak cudownie organizuje nam wszystkie rejsy, ale przede wszystkim z ogromnej sympatii. Królik, jak zwykle kiedy rozpędził już łódź, siadł spokojnie, zaczął gapić się w morze, myśląc o czymś wiadomym tylko sobie, gładząc się jednocześnie po brodzie. Po kilku chwilach milczenia sam zaczął:

-Kończę dziś wcześniej. Zabieram żonę, dzieci, siostrę i szwagra i wpływamy do Chomi (prawdziwa nazwa Rajskiej Plaży). Zrobimy sobie grilla, później będziemy pić wino i gadać głupoty, zaśniemy tam pod gołym niebem. Na ląd wrócimy rano. Jak chcesz to wpadnij, mogę cię odebrać około 17.00. Możesz do nas dołączyć.

-Brzmi bosko! Ale najwcześniej to o 20.00 dobiję do domu. Ale jak to??? To ty rano, nie muszisz być w porcie?

-No… Muszę, ale raz na jakiś czas… Pierdolę!

-Ej… A kto mnie uczył, że sierpień, to sierpień! I obijać to będziemy się zimą…

-No… Tak… Ale… Na tej plaży najfajniej  jest w sierpniu. Kiedy mamy tam spędzić noc – w lutym???

-Jakbym dziś nie kończyła tak późno…

-Wiesz, praca jest ważna. Bardzo ważna. Przecież moja żona teraz nie pracuje, a ja mam dwoje małych dzieci. Ale z drugiej strony… Czas leci tak szybko. Patrz, ja już powoli, powoli siwieje. Trzeba naprawdę żyć. Żyć! Bo życie tak naprawdę jest bardzo krótkie…

Niech stereotypy mówią co chcą, ale ja po poprostu kocham pracować z Grekami.

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Co robią Grecy w sytuacji bez wyjścia?… poniedziałek, 22 lutego 2016

Do tych zdjęć dokopałam się przypadkiem, przygotowując zdjęcia do poprzedniego postu na temat dróg na Kerkirze. Kiedy je zobaczyłam, znów przeszły mnie ciarki…

To była nasza ostatnia wycieczka ubiegłego sezonu. Był środek października i trochę padało. Trasa była zorganizowana specjalne dla grupy 50 osób z jednego z rejsowych statków,  które przypływają między innymi na Korfu, spędzając na wyspie jedyne kilka godzin. I właśnie w te kilka godzin objeżdżamy sporą część wyspy. Stresu trochę jest, bo wszystko musi wtedy chodzić jak w szwajcarskim zegarku. Dlaczego? Ten mieszczący czasem nawet kilka tysięcy pasażerów statek odpływa o 18.00 i nikt nie czeka na 50 osób, jeśli spóźnią się nawet o jedną minutę.

Jechaliśmy właśnie na Kanoni. Cha-cha! Chi-chi! Tego dnia wszystko szło jak z płatka. Aż tu nagle… Chwilę przed nami podjechał inny 50-osobowy autobus i niestety, ale zablokował się podczas zakrętu, zupełnie blokując drogę jednocześnie nam. Ktoś zaparkował osobowy samochód przed samym zakrętem i zapewne nie przewidział, że jeden z wielu wielkich autobusów, które tą trasą jeżdżą bardzo często, przez niego zaklinuje się na zakręcie. I… ani w jedną… ani w drugą stronę. Tak samo my! Czyli 50  osób z rejsowego statku.

Mija pięć minut… dziesięć… kwadrans… Wokoło zgromadziło się już kilku innych kierowców, którzy dwoją się i troją co tu zrobić? Czas mija… Na szczęście turyśli rozbawieni – wyjmują komórki i aparaty. Robią zdjęcia i kręcą filmiki. Jedna z większych atrakcji, o których pamiętać będą jeszcze długo. A ja czuje, że już mam mokre ręce. Program trzeba zrealizować, a na statku być jeszcze przed czasem. Zupełnie nie miałam pojęcia, jak kierowcy rozwiążą tę sytuację. Na ich twarzach zero oznak zdenerwowania. Jeden pali papierosa. Drugi spokojnie dopija zimną kawę. Trzeci klaszcze w ręce i się śmieje.

Kierowcy próbowali najróżniejszych sposobow. Tymczasem minęło pół godziny, a ja w głowie miałam najczarniejsze scenariusze, bo pół godziny dla tej wycieczki to naprawdę sporo czasu. Miałam jednak nieodparte wrażenie, że jestem jedyną osobą, dla której w  tym zdarzeniu  nie ma nic śmiesznego…

Jednak z każdej – każdej! – sytuacji można zawsze znaleźć rozwiązanie.

W końcu jeden z kierowców (i był to nie kto inny jak nasz kierowca Jani, pamiętany przez każdego kto był z nim na trasie:DD) zaśmiał się gardłowo, a chwilę później splunął, poczym zadowolony z siebie zakasał rękawy. Podniósł osobowy samochód, który nas blokował i przestawił jego przód o kilka centymetrów dalej. To samo zrobił inny kierowca z tyłem samochodu. No i po kłopocie – problem rozwiązany!

-I teraz znów życie jest piękne! A na Kanoni pójdziemy na kawę, nie? – powiedział szalenie dumny z obrotu spraw Spiro, który tego dnia kierował nasz autobus.

Nie wiem jak to się stało, ale ostatecznie wycieczka udała się super. A my w porcie byliśmy 10 bezpiecznych minut przed czasem:DD