10 rad dla osób, które zaczynają żyć w Grecji… poniedziałek, 9 stycznia 2023

Jest sam początek stycznia. Jak zawsze pierwsze dni Nowego Roku spędzamy w Kawali, w Sałatkowym Domu. W domu są teraz wszyscy i jest jeden wielki harmider. Siedzę dokładnie w tym samym miejscu, kiedy 15 sierpnia 2011 roku napisałam pierwszy post na tego bloga (TU! przeczytasz pierwszy post z bloga), pierwszego dnia po przylocie do Grecji z planem, żeby zamieszkać tu na stałe.

Pamiętam, że tego dnia przez moją głowę przechodziło tornado strachu i niepewności, o to co będzie. Jeszcze wtedy pewnie bym nie uwierzyła, że wszystko potoczy się tak dobrze. Że odniesiemy sukces, będziemy mieć własną firmę, będziemy niezależni prowadząc życie takie jak chcemy, że będziemy szczęśliwi. Ten dzień był pierwszym dniem mojego nowego życia. Nic nie stało się samo. Do życiowego miejsca, w którym jestem nie doprowadził mnie fart, przypadek, znajomości, czy też pieniądze. Nic z tych rzeczy. Była to praca nas sobą i świadome kreowanie swojego życia.

Co roku do Grecji z myślą, żeby osiedlić się tu na stałe przylatuje spora liczba osób. Mijamy się na lotniskach. Widzimy się czasem na wycieczkach. Dostaję od was również sporo wiadomości i maili.

Gdybym mogła powiedzieć to sobie te ponad jedenaście lat temu… Gdybym mogła powiedzieć to osobom, które tak jak ja wtedy zaczynają i po prostu się boją…

Dziś dziesięć rad, jeśli zaczynacie żyć w Grecji od początku!

1 WYLUZUJ – wyluzuj, wyluzuj i raz jeszcze WYLUZUJ! Grecja to kraj południowy. Zupełnie inaczej żyje się tu niż na przykład w Polsce, Niemczech czy też w Anglii. Po prostu tak tu jest, że organizacyjnie wiele rzeczy bardzo kuleje, a biurokracja potrafi doprowadzić człowieka do szału. Aby żyć dobrze w Grecji, trzeba się nieco wbić w klimat tego kraju, żyć zgodnie z jego rytmem, czyli – wyluzować!

2 MAŁE KROKI – początki mieszkania w innym kraju, to jest tak jakby ktoś dorosłego sprowadził do poziomu małego dziecka. Wszystkiego uczymy się od początku. Zaczynając od samego języka, poprzez nawiązywanie kontaktów z ludźmi, uczenie się nowej kultury i obyczajów. Łatwo jest się zdołować, kiedy okazuje się, że mamy problem w zupełnie podstawowych sprawach, na przykład z kupieniem chleba w piekarni. Dlatego trzeba kierować się zasadą, że robimy małe, malutkie kroki, które wykonujemy systematycznie idąc tym samym tylko do przodu!

3 BĘDZIE CIĘŻKO – to że będzie ciężko, to jest norma. Inaczej jest w Grecji, kiedy przylatuje się tu wypocząć na wakacje. Wtedy my sami nadajemy na innych falach i wszyscy są tacy mili. Inaczej jest, kiedy zaczynamy mieszkać tu na stałe. Wedy okazuje się, że Grecy również potrafią być wredni, nieuczciwi albo bardzo wybuchowi. Realia potrafią zaskoczyć. Myślę, że początek może być nieco łatwiejszy, kiedy uświadomimy sobie, że początki są ciężkie i tyle! Początek mieszkania na stałe w Grecji, może wiązać się z zimnym prysznicem tak na dzień dobry.

4 GŁÓWNY CEL – koniecznie trzeba mieć  swój konkretny, główny cel. Wiem, że do Grecji przylatuje ogromna ilość młodych dziewczyn, za swoimi drugimi połówkami. Myślę, że bycie żoną, czy też matką to w dzisiejszych czasach za mało dla większości nowoczesnych kobiet i w konsekwencji taka rola może nie dać nam życiowej satysfakcji. W takim przypadku warto już na początku obrać swój cel. Czym się zajmę? Gdzie mogę znaleźć pracę? Albo być może jak przekuję w biznes moją pasję? Koniecznie trzeba mieć w głowie swój główny cel, wokół którego będzie koncentrować się nasza energia.  

5 OTWARTA GŁOWA – kiedy mamy swój cel już w głowie, tę głowę trzeba jednocześnie pozostawić otwartą! Robimy każdego dnia to co mamy robić, ale jednocześnie zostawiamy przestrzeń na zupełnie inne możliwości. Pamiętam, że na samym początku zakładałam, że znajdę pracę w jednym z greckich muzeów, których przecież jest tak wiele. Jakoś do głowy mi nie przyszło, że w konsekwencji będę prowadzić moje biuro podróży i moja praca będzie związana głównie z turystyką. Często życie pisze nam dużo lepsze scenariusze, niż te które wymarzyliśmy sobie w głowie.

6 RYTM DNIA – są takie okresy, czasami całe tygodnie a nawet i miesiące, podczas których jesteśmy w trakcie zmieniania, szukania pracy, czy też czekania na coś. Szczególnie wtedy trzeba dbać, aby rutyna naszego dnia miała bardzo konkretne ramy. Okres takiego szukania pracy, a później tworzenia swojego biznesu trwał u mnie grubo ponad rok. Rok niepewności i możliwość siedzenia w domu robiąc jedno wielkie “nic”. Moją psychikę ratowało wtedy planowanie. Często były dni, w których właściwie nic nie musiałam robić. I gdybym spała do 13.00, do końca dnia chodząc w pidżamach, też pewnie nic by się nie stało. Prócz tego, że po tygodniu wpadłabym w depresję… Dlatego każdego dnia (szczególnie podczas takich dni, w którym nic nie musiałam!) planowałam dokładnie jak ten dzień będzie wyglądać. O której wstanę? Jak będzie wyglądać moja aktywność fizyczna? Z kim się spotkam? W co się ubiorę? Nad czym będę pracować (uwaga – nawet jeśli nie muszę!)? Czego się pouczę? Dopiero kiedy rozpisałam wszystko na kartce papieru, okazało się że danego dnia mogę bardzo wiele! Dzięki temu po roku – mieliśmy naszą firmę!

7 POSZERZAJ SWOJĄ STREFĘ KOMFORTU – na początku to jest nieco męczące. Co chwilę dzieje się coś, co powoduje że musimy poszerzyć swoją strefę komfortu. Dlatego okres zakorzeniania się w nowym kraju kosztuje bardzo dużo energii. Mówienie w języku, którego dobrze nie znamy. Poznawanie nowych miejsc, nowych ludzi. Czasem człowiek jest tym bardzo zmęczony, ale żeby głęboko się zakorzenić cały czas trzeba poszerzać strefę swojego komfortu.

8 DOCENIAJ SIEBIE – kiedy nam się nie udaje łatwo uruchamia się nasz wewnętrzny krytyk, którego trudno uciszyć. Warto więc czasem wręcz na siłę chwalić i nagradzać się za wszystko co nam się udaje, co zdołaliśmy zrobić. Doceniać trzeba szczególnie same próby! Na samym początku przez długi okres można nie odnosić żadnego sukcesu, ale ten który nadejdzie budują próby, próby i raz jeszcze próby. To one często liczą się bardziej niż sam efekt końcowy.  

9 WIERZ W SIEBIE – i to tak… maniakalnie! Nie daj sobie wmówić, że nie dasz rady, do czegoś się nie nadajesz. Nawet jeśli twój pomysł na siebie wydaje się kontrowersyjny. Jeśli momentami przyjdą chwile zwątpienia, gdzieś w środku zasiej takie ziarenko pewności, że mimo wszystko – uda ci się zakorzenić, dojść do swojego celu i prowadzić takie życie, jakie chcesz!

10 PRZEBYWAJ Z DOBRYMI LUDŹMI – ważne momenty z życiu weryfikują również wiele relacji. Często w takich właśnie momentach okazuje się kto kim jest. Szczególnie, kiedy jest nam ciężko trzeba otaczać się dobrymi, pozytywnymi ludźmi. Takimi, przy których czujemy się dobrze, albo takimi którzy mogą nas czegoś nauczyć albo zainspirować.

Jeśli jesteście po okresie aklimatyzacji w Grecji lub innym kraju, koniecznie podzielcie się w komentarzu jakie są wasze rady dla początkujących!

TU! sprawdzisz ofertę mojego przewodnika po Korfu

TUTAJ! przeczytasz od czego zacząć zmienianie życia

Dzień dobry po grecku… poniedziałek, 14 lutego 2022

 

 

Kalimera (czyli: dzień dobry)! – powiedziałam radośnie, wchodząc do zaprzyjaźnionej tawerny. W odpowiedzi kelner spojrzał na mnie jakbym właśnie oznajmiła, że chcę zamówić sofrito z jednorożca. Ten wzrok zbił mnie z tropu.

Kalimera??? Jakie kalimera?! Kalispera (czyli: dobry wieczór, dobrego wieczoru)! Obudź się i spójrz na zegarek. Przecież dochodzi już trzynasta!

No tak… Zreflektowałam się i jednocześnie przypomniało mi się ilu Greków i jak często zwraca mi uwagę, że po godzinie dwunastej w południe w Grecji nie mówi się „dzień dobry”, a „dobry wieczór”. Teoretycznie dobrze o tym wiedziałam, ale jakoś tak nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Wzrok kelnera i ta jego uszczypliwość… Postanowiłam się odgryźć. Niech już nie będzie taki mądrala!

-No dobra, zgodzę się z tym, że tak tu jest, taka jest tradycja, że już chwilę po dwunastej mówi się kalispera. Ale przecież to jest zupełnie nielogiczne! Zobacz! Świeci słońce, a przed nami jeszcze cały długi dzień. Więc gdzie tu jest logika, że nawet nie zjadłam jeszcze obiadu, a już mam ci życzyć dobrego wieczoru? Ta wasza zasada jest zupełnie bez sensu!

-A właśnie, że nie! To jest bardzo, ale to bardzo logiczne i sensowne… Już ci tłumaczę dlaczego…

 

*

 

Grecy bardzo zwracają uwagę, aby odpowiedniego powitania używać o odpowiedniej porze. Niech no ktoś powie „dzień dobry” dajmy na to około godziny szesnastej. Nie ma takiej możliwości, żeby tak przywitał się Grek.  Wtedy już tylko i wyłącznie „dobry wieczór”. A kto zwraca na to uwagę na przykład w Polsce? Pal licho! Dzień dobry, dobry wieczór. Kto by zwracał na to uwagę? Kto ma na takie drobiazgi czas? Przecież to nie jest istotne!

Odpowiednie używanie słówek kalimera i kalisera, to jest dopiero wierzchołek góry lodowej. Tu się dopiero zaczyna… W okresie, kiedy obchodzimy Wielkanoc, Boże Narodzenie czy też inne ważne święta, powitaniom towarzyszą słowa kales giortes (czyli: dobrego świętowania) lub hronia polla (czyli: wielu lat). Przez większą część stycznia, każdej pierwszy raz spotkanej w nowym roku osobie mówi się kali hronia (czyli: dobrego roku) i może być uznane za brak manier, jeśli tak właśnie się nie powie osobie, którą znamy i spotykamy w nowym roku pierwszy raz. Jeśli w Grecji obchodzicie imieniny, najpewniej telefon nie przestanie dzwonić od rana do wieczora! Przecież koniecznie trzeba życzyć osobie, która je obchodzi wszystkiego co najlepsze. To jeszcze nie koniec… Dajmy na to, że w waszej rodzinie urodziło się dziecko. Wtedy mówimy na sas zisei (czyli: niech wam żyje). Kiedy zaczynamy nowy miesiąc mówimy kalo mina (czyli: dobrego miesiąca). Kiedy jest poniedziałek kali evdomada (czyli: dobrego tygodnia). Kiedy kończy się zima, mówimy kalo kalokieri (czyli: dobrego lata). A kiedy kończy się lato, życzymy kalo himona (czyli: dobrej zimy). To zdaje się tyle, ale myślę że gdybym jeszcze poszperała w głowie, znalazłabym jeszcze kilka przykładów.

To bardzo ciekawe, że Grecy którzy często z pozoru wydają się mieć głowę w chmurach, żyć na wiecznym luzie i w południowym chaosie, do tych wszystkich zwrotów przykładają ogromną uwagę. Skąd to wynika? Z tego, że dużo bardziej niż nacje z Europy zachodniej są zakorzenieni w magicznym tu i teraz. Żyją bardzo mocno połączeni z rytmem natury i zwracają uwagę na…

 

*

 

Słońce! – wykrzyknął uradowany kelner z miną na twarzy, która mówiła „i tu cię mam”.

-Hmmm? Nie rozumiem, o co ci chodzi?

-Zwróć uwagę na pozycję słońca. O dwunastej, w południe jest w najwyższej pozycji. A minuta po dwunastej jest już coraz niżej. Więc zgodnie z pozycją słońca, które chwilę po dwunastej jest już niżej i bardzo powoli już zachodzi, zgodnie z tym chwilę po południu mówimy „dobrego wieczoru”! To jest bardzo, ale to bardzo logiczne i mądre!

Nie pozostało mi nic innego, jak przyznać mu rację. I tak już się stało, że po tej z pozoru banalnej rozmowie zaczęłam mocno zwracać uwagę na pozycję słońca. Uwielbiam być obudzona jeszcze przed wschodem. Do południa mieć zrobione najważniejsze rzeczy dnia, a kiedy już zacznie zachodzić, spowalniać mój rytm i szykować się spać. Zgodnie z pozycją słońca.

 

TU! przeczytasz o greckich imionach.

TUTAJ! przeczytasz o tym jak Grecy obchodzą Wielkanoc.

TU! jest post o zachodzie słońca w Ia na Santorini.

 

 

 

Kawala. Przewodnik po mieście… poniedziałek, 17 stycznia, 2022

 

Kawala, przedmieście miasta

 

Jeśli ktoś ma ochotę zobaczyć jak wygląda typowe greckie miasto, typowe greckie życie, z dala od turystycznych tłumów, a jednocześnie nacieszyć oczy pięknymi widokami i zainspirować się tym, co w Grecji najlepsze, z pewnością powinien udać się do Kawali. Nie znam osoby, której to miasto czymś nie ujęło. Są takie miejsca, których niepowtarzalną atmosferę trochę trudno ubrać w konkrety. Jednym z takich miejsc jest właśnie Kawala.

 

Kawala jest drugim po Salonikach największym miastem północnej Grecji. Ma 54 tysiące mieszkańców i znajduje się na obszarze greckiej Macedonii. To jedno z greckich miast, w którym do dziś wyczuwalny jest wpływ turecki, który wynika z przeszłości tej części Grecji. Kawala jest na tyle mała, że większość miejsc można obejść podczas spokojnego spaceru w jeden dzień. Ale warto zostać dłużej, żeby doświadczyć typowej greckiej atmosfery tego miasta. Co prawda nie ma tu zabytków, rangi tych, które znajdują się na przykład w Atenach, ale z pewnością można tu fantastycznie spędzić czas. Ja określiłabym, że Kawala, to taka miniatura Salonik w nieco jeszcze ładniejszym, bardziej kameralnym wydaniu.

Zwiedzanie warto rozpocząć od spaceru do najstarszej dzielnicy miasta, nazywanej Panagia i kierować się w stroję twierdzy, która znajduje się na wzgórzu. Im wyżej tym robi się coraz piękniej. W wiekowych, różnokolorowych domach, życie toczy się bardzo spokojnie. Co chwilę pojawia się jakiś dorodny kot, który leniwie się przeciągnie, spojrzy na przechodnia, a jeśli stwierdzi, że ten jest tego godny, to z pewnością da się pogłaskać. W drodze do fortecy, która jest oznaczona strzałkami, warto zatrzymać się przy najdroższym hotelu w całej Kawali. Hotel „Imaret” jest jednym z najlepszych hoteli w całej Grecji! Znajduje się w najlepiej zachowanym budynku okresu osmańskiego, który powstał w 1817 roku i był darem dla miasta od Muhammada Alego. Oryginalny kształt budynku pozostał nietknięty.  Ta rzucająca się w oczy budowla o wielu kopułach, pierwotnie była połączeniem stołówki i internatu dla studentów teologii. Wnętrze hotelu jest naprawdę niepowtarzalne. Wysmakowany luksus połączony jest z szacunkiem dla historycznej przeszłości tego miejsca. W środku znajduje się również kawiarnia. Więc żeby zobaczyć jak całość wygląda w środku można udać się tam na kawę. Widok, który rozpościera się z okien kawiarni, jest również wart zaplanowania kawy właśnie w tym miejscu.

 

W dzielnicy Panagia

Imaret

 

Idąc jeszcze wyżej w stronę fortecy, przechodzi się obok domu, w którym w 1769 roku, w albańskiej rodzinie urodził się Muhammad Ali. Był on wicekrólem Egiptu. Założył dynastię, która panowała w Egipcie aż do połowy XX wieku i przez wielu jest uznawany za twórcę potęgi tego kraju.

Bizantyńsko – wenecka forteca wznosi się na wzgórzu nazywanym Panagia. Warto się do niej udać z dwóch względów. Dla samego spaceru przez najstarszą część Kawali i dla jednego z  najpiękniejszych widoków na miasto. To właśnie z fortecy widać dokładnie zabudowania całej Kawali, jej starą i nową część, a przy tym mieniące się w słońcu Morze Egejskie.

 

Widok na fortecę

 

Drugi warty uwagi widok na miasto, znajduje się po drugiej stronie akweduktu, nazywanego Kamares. Widoczny z wielu punktów miasta wielki akwedukt, jest symbolem całej Kawali. Został zbudowany na wzór rzymski w XVI wieku, na polecenie Sulejmana Wspaniałego. To właśnie podczas jego panowania Imperium Osmańskie przeżyło sam szczyt swojej potęgi. W mieście do dziś jest sporo pamiątek po okresie panowania Turków. Grecy są jednak wielkimi patriotami, czego jednym z dowodów jest duży znak drogowy przy głównej ulicy biegnącej pod łukiem akweduktu. Znak wskazuje kierunek stolicy Turcji. Wielkimi literami jest na nim napisane „Konstantinoupolis 460 km”. Obok znajduje się dwugłowy orzeł, czyli symbol greckiego kościoła prawosławnego. Nawet oficjalnie, nikt w Grecji nie używa nazwy „Stambuł”.

 

Akwedukt

 

Wystarczy przejść jakieś trzy minuty za potężny akwedukt. Tuż za nim znajdują się stare, duże budynki, w których w czasach swojej świetności przygotowywano tytoń. Miasto przeżywało swój największy ekonomiczny rozkwit w XIX wieku. To właśnie wtedy wzbogaciło się na handlu tytoniem, który prosto z Kawali wędrował we wszystkie strony świata. Nieco dalej mija się malowniczy port, gdzie składowane są stare statki oraz łodzie. Tuż za tym miejscem rozpościera się jeden z najbardziej malowniczych widoków na panoramę najstarszej części miasta. Widok na stare statki i łodzie dodaje całości dodatkowego uroku.

 

Jedna z fabryk tytoniu

 

Przechodząc do centralnej, dużo bardziej nowoczesnej części miasta warto wejść do kościoła Agios Nicolaos. To właśnie w bazylice, która niegdyś stała na miejscu obecnego kościoła, święty Paweł głosił swoje nauki. Święty Paweł  trafił do Kawali w drodze do Filippi, podczas swojej pierwszej misji po Europie. Obecnie  jest on patronem miasta.

Tym, którzy mają ochotę zwiedzać dalej, z pewnością spodoba się wizyta w Muzeum Archeologicznym, czy też niewielkim, bardzo klimatycznym Muzeum Tytoniu.

W centralnej części miasta znajdują się kawiarenki i najróżniejsze sklepy. Tuż przy linii morza znajdują się typowe, greckie tawerny. I to właśnie w tej części miasta koncentruje się życie. Nieco dalej, w stronę najbardziej nowoczesnej, typowo mieszkalnej części miasta, rozpoczyna się długa, biegnąca kilometrami piaszczysta plaża. Znakomite miejsce na kąpiel!

Co takiego i przede wszystkim gdzie w Kawali zjeść? W całej Grecji, podobnie jak Saloniki, czy też Serres, Kawala słynie z najlepszej boughatsy. Co to takiego jest? Boughatsa składa się z warstw cienkiego ciasta, w środku którego znajduje się najczęściej słodki, waniliowy krem. Często je się ją z dodatkiem cynamonu. Boughatsę je się w Grecji na pierwsze, albo drugie śniadanie. Dla mnie bez dwóch zdań, tę najlepszą boughatsę można zjeść w „Lemonidis”. Jeśli już mowa o słodkościach… W całej Elladzie Kawala znana jest również z kourabiedes, czyli maślanych ciastek, z posypką z cukru pudru.

 

Boughatsa

 

Tawern i świetnych restauracji jest w mieście ogromna ilość. Dla mnie od wielu lat tawerną numer jeden jest „Balaouro”, która znajduje się kilka kilometrów za centrum miasta, kierując się za akwedukt. Można zjeść tam wszystko! Ale warto zwrócić uwagę przede wszystkim na ryby i owoce morza. To jedna z takich typowych greckich tawern, tuż przy morzu, w której jedzenie jest spełnieniem najpiękniejszych snów większości wielbicieli Grecji.

W Kawali bardzo spodoba się również osobom, które cenią sobie kontakt z przyrodą. Wystarczy wyjechać 15 km poza miasto do wioski o nazwie Palia Kavala. To właśnie tam znajduje się niezwykle malownicza ścieżka spacerowa, która wiedzie przez bajkowy las, prowadząc do niewielkiego wodospadu. Niezapomniane miejsce!

 

Scieżka spacerowa w Palia Kavala

 

Wizyta w Kawali jest rewelacyjnym pomysłem przez cały rok. Latem nie ma tu aż tak dużej liczby turystów, jak w zatłoczonych Atenach, czy też Salonikach. Nawet w sierpniu życie toczy się tutaj swoim naturalnym rytmem. Już od stycznia w całej Grecji szybko wydłuża się dzień, a tych bardzo słonecznych jest też coraz więcej. Warto wpaść do Kawali nawet w środku zimy, dostarczyć sobie witaminy D i zainspirować się Grecją w swoim najlepszym wydaniu.

 

 

TU! przeczytasz o najważniejszych atrakcjach Korfu.

TUTAJ! przeczytasz post o Santorini.

TU! znajduje się przewodnik po Zakinthos.

 

 

 

Moje najważniejsze postanowienia na Nowy Rok!… poniedziałek, 3 stycznia 2022

 

Dziś, wschód słońca 7.45. To zdjęcie nawet w połowie nie oddaje piękna tego widoku w rzeczywistości…

 

Tak! Tak! Tak! I raz jeszcze – tak! Jak najbardziej warto robić postanowienia noworoczne. Choć z tego co czytam i słucham mają taką samą liczbę zwolenników, jak i przeciwników. Nie chodzi wcale o to by na wprowadzenie życiowych zmian czekać aż do „poniedziałku”, nowego miesiąca, czy też Nowego Roku. Chodzi o to, że ta szczególna data i moment, kiedy otwieramy pierwszą dziewiczo czystą kartkę nowego kalendarza, jest najlepszą chwilą na prześwietlenie swojego życia. Wszystkich jego części.

Postanowienia noworoczne i tym samym bardzo dokładne prześwietlenie całego mojego życia, wszystkich jego sfer, robię od kiedy na stałe przeprowadziliśmy się do Grecji. Czyli już od dziesięciu lat. Jestem przekonana, że gdyby nie ten zwyczaj, nie byłabym w miejscu, w którym jestem teraz.

Właśnie w okresie noworocznym biorę kartkę i piszę na niej wszystkie zmiany jakie będę wprowadzać. Mam dokładnie rozpisane co chcę zmienić w sferze praca, pasja, moje zdrowie / kondycja, wygląd, relacje z innymi ludźmi. Z całej dość sporej listy wybieram trzy punkty, które w danym roku będą dla mnie najważniejsze, takie które będą dla mnie numerem jeden i to przede wszystkim na nich koncentruje się przez następne dwanaście miesięcy.

Nad czym będę się koncentrować w tym roku??? Oto moja ścisła trójka!

 

ZIMNO!

Jeszcze dwa lata temu, nie uwierzyłabym gdyby ktoś mi powiedział, że będę pływać zimą! Zimowe kąpiele w morzu to moje odkrycie z ubiegłego roku. Jest to jedna z rzeczy, którą zawdzięczam greckiemu lockdownowi (więcej przeczytasz TU!). Jak to się stało? Kiedy ogłoszono drugi lockdown w Grecji i zamknięto wszystko, wpadłam na pomysł, żeby spróbować przepłynąć się w zimnym morzu. I tak się stało, że udało mi się systematycznie pływać dwa razy w tygodniu całą poprzednią zimę. W tym roku idę o krok dalej. Rezygnuję z ocieplającej pianki, tak żeby moje ciało miało jeszcze więcej kontaktu z wbijającymi się w skórę szponami zimna.

 

Chwilę po pierwszym w 2022 pływaniu. W tym roku już bez pianki 😀

 

Po co ja to sobie robię? Nic wcześniej w życiu nie dało mi takiego zastrzyku do życia jak zimne morze. Takie poczucie szczęścia, które powstaje w ciele zgodnie z prawami natury. Poczucie szczęścia, które trwa przez kilka kolejnych dni. Poczucie obudzenia się do życia i niezwykłej życiowej energii. To również kontakt z zimnem, którego tak naprawdę wcale nie lubię, jest dla mnie wyzwaniem i jednocześnie sposobem na hartowanie nie tylko ciała, ale również charakteru. To zawsze jest trudne, żeby podjąć tę decyzję: wyjść z ciepłej pierzyny i wejść do lodowatego morza. Wzmacniają nas przede wszystkim przeciwności. A największą moc mają te, które wyznaczamy sobie dobrowolnie sami.

 

 

WCZESNE WSTAWANIE

Kolejna rzecz, w którą trochę jeszcze nie wierzę. Piszę to ja. Osoba, która jeszcze kilka miesięcy temu była skrajnym nocnym markiem. W okresie jesienno – zimowym, kiedy nie działamy z naszymi wycieczkami, potrafiłam chodzić spać o godzinie trzeciej w nocy, wstając przed południem.

Wiedziałam, że na dłuższą metę, to nie jest dobre. Przestawiona doba i wieczne poczucie, że jestem z czymś spóźniona. W mojej głowie długo rodziła się potrzeba na zmianę tego przyzwyczajenia. Na blogu Agnieszki Maciąg, w poście który poświęconym był właśnie tematowi snu, przeczytałam jedno zdanie, które bardzo mocno na mnie podziałało. Po przeczytaniu tego zdania poczułam, że zmieniam ten nawyk i kropka.

„Wszelka praca, którą wykonujemy nocą, niszczy nas”.

Mniej więcej tak brzmiało to właśnie zdanie. W mojej głowie nie znalazłam żadnego argumentu, który by temu zaprzeczył i gdzieś mocno w środku wiedziałam, że jest to prawda. Że na dłuższą metę, pracując nocą, niszczę się.

Dokładnie w dniu, kiedy zamknęliśmy ten sezon i każdego następnego dnia o godzinie 20.00 ucinałam wszystkie czynności i punktualnie o godzinie 21.00 szłam spać, budząc się o godzinie 6.00 rano. Minął pierwszy tydzień, a ja czułam się dobrze jak nigdy wcześniej. Do tego siup do chłodnej wody, kolejne wczesne pójście spać i kolejna wczesna pobudka. Po miesiącu… Byłam jak najlepsza wersja siebie!

Chwilę później wpadła mi w ręce książka „Klub 5 rano” Robina Sharma’y, którą właśnie kończę. Nie mogła do mnie trafić w lepszym momencie. W moim przypadku naprawdę skrajnego nocnego marka, z długoletnim stażem, potraktowałam tę książkę jak biblię.

 

 

Moim celem w tym roku jest codzienna pobudka o 6 rano i sen o godzinie 22.00. Te właśnie godziny są idealne na tę chwilę mojego życia. Kto wie… Może od przyszłego roku będę codziennie wstawać o piątej. To pewnie nic nadzwyczajnego dla osób, które mają malutkie dzieci lub osób, które pracują na porannych zmianach. Ale! Doskonale zrozumieją mnie osoby, które tak jak ja zimą, pracują w systemie freelancera, czyli kiedy godziny pracy dyktujemy sobie sami.

 

MEDYTACJA

Tyle dobrego słyszałam o systematycznym medytowaniu, ale jakoś tak… Nie potrafiłam się w sobie zebrać. Przez kilka dni udało mi się medytować w okresie Bożego Narodzenia, również dzięki temu, że trafiłam na kanał You Toube „Chodź na słówko” (koniecznie sprawdźcie, jeśli interesuje was medytacja). To właśnie na tym kanale znajdują się krótkie, różnorodne medytacje prowadzone. TUTAJ! znajduje się moja ukochana! Zawsze, kiedy ją kończę czuję jak zalewa  mnie fala spokoju. Jeśli tak działa medytacja, która nie trwa dłużej niż 6 minut, co będzie dziać się jeśli medytować będę codziennie nawet jedynie kwadrans?

 

Czy macie swoje postanowienia, plany, marzenia na ten Nowy Rok? Podzielcie się nimi w komentarzu!

Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku! Jaki będzie??? To zależy przecież od nas!

 

TU! znajduje się mój przepis na bardzo proste ciasto cytrynowe.

TUTAJ! przeczytasz jak Nowy Rok obchodzą Grecy.

 

 

 

Najprostsze ciasto świąteczne z Grecji, czyli… Paksimadi!… poniedziałek, 20 grudnia 2021

 

Świąteczne paksimadi z Grecji

 

Jest nieco inne. Bo jest szalenie proste, ma formę suchara i nie na wszystkich zrobi piorunujący efekt wow! To akurat ciasto jest jednym z moich ulubionych w okresie Bożego Narodzenia, ale i przez całą zimę. Typowe greckie paksimadi, które może mieć bardzo różne smaki w zależności od przypraw jakich użyjemy.

Dla mnie pasuje idealnie jako drugie śniadanie, albo słodka przekąska w biegu lub do kawy.

Tutaj przepis na moje świąteczne paksimadi, czyli typowe ciasto prosto z Grecji!

 

Składniki:

3/4 szklanki oleju

3/4 szklanki cukru

skóra z 1/2 pomarańczy

sok z 1/2 pomarańczy

około 4 szklanek mąki

przyprawy i dodatki: orzechy włoskie, rodzynki, cynamon, goździki, imbir.

Jak to zrobić:

Łączymy ze sobą wszystkie składniki, mąkę dodając stopniowo. Wygniatamy ciasto, które ma być takie jak podczas lepienia pierogów. Wygniatamy całość na gładką masę i formujemy bochenek chleba. Delikatnie odcinamy nożem dość grube kromki, ale tak aby sam spód był jeszcze połączony. Całość ląduje na 180 stopni do piekarnika. Pieczemy do momentu aż paksimadi będzie delikatnie brązowe. Następnie wyjmujemy i docinamy kromki do samego spodu. Jeszcze dosłownie na kilka minut do piekarnika i jest już gotowe.

Paksimadi smakuje najlepiej na następny dzień!

 

TU! przeczytasz post “Nie udawaj Greka! Czyli Jani na polskiej Wigilii”.

 

 

Greckie dania wegańskie i wegetariańskie. 10 najlepszych propozycji!… poniedziałek, 13 grudnia 2021

 

Jest taka znamienna scena w filmie „Moje wielkie, greckie wesele”, kiedy jeden z głównych bohaterów zostaje zaproszony na typowe greckie przyjęcie. Na informację, że jest wegetarianinem, pani domu z radością odpowiada: „Świetnie! W takim razie możesz spróbować mojej baraniny!”.

Co prawda od kiedy nagrano ten film, wiele w Grecji w tej kwestii się zmieniło. Ale mimo wszystko, dla wielu Greków pojęcie weganizm i wegetarianizm jest nadal abstrakcją.

Ujmując krótko. Grecy kochają jeść mięso. Ale z drugiej strony w tradycyjnej kuchni greckiej, jest wiele rewelacyjnych przepisów wegańskich i wegetariańskich. Jak to się dzieje? Według tradycji greckiego prawosławia w każdą środę oraz piątek powinno się pościć nie jedząc również nabiału. Post obowiązuje również w okresie przed Wielkanocą. A ponieważ Grecy bardzo szanują swoją tradycję, opracowali wiele postnych przepisów, które nie zawierają mięsa, a często również nabiału.

Warto spróbować, jeśli będziecie odwiedzać Grecję!

Oto moich 10 najlepszych dań wegańskich i wegetariańskich. Dopiszcie koniecznie w komentarzu jakie są Wasze typy!

 

  1. Sałatka po grecku!

Umówmy się… Z oczywistych względów musiałam zacząć właśnie od tego dania! Wystarczy na duże, niekształtne kawałki pokroić świeżego pomidora i ogórek. Kilka krążków cebuli, kilka oliwek. Do tego kilka kropli soku z cytryny, pokaźnej wielkości kawał fety, szczypta oregano. Całość koniecznie polać solidną ilością jak najlepszej oliwy. Niczego tu nie mieszamy. Już gotowe!  Niebo i zdrowie w gębie! To co najbardziej charakterystyczne dla Grecji, na jednym talerzu! Wasza wizyta w Elladzie nie może obyć się bez zjedzenia tradycyjnej sałatki po grecku!

 

  1. Gemista, czyli idealny obiad dla głodnego weganina.

Gemista (czyta się „jemista”) będzie idealnym, sycącym daniem obiadowym również dla wegan. Gemista to wydrążone pomidory oraz papryki, które faszeruje się ryżem. Całość z dodatkiem rzecz jasna oliwy oraz zestawu odpowiednich przypraw, zapieka się w piekarniku. Moim zdaniem jest to jedno z absolutnie najpyszniejszych dań kuchni greckiej w wydaniu wegańskim. Jak zrobić gemista, zobaczycie na TYM! filmiku.

 

  1. Palce lizać! Co za chleb!

Wystarczy najzwyklejszy chleb, a Grecy potrafią wyczarować z niego rewelacyjną przekąskę. Świeży chleb należy pokroić na grube kromki. Następnie skropić oliwą, ewentualnie sokiem z cytryny. Do tego oregano i sól morska. Taki chleb na trochę ląduje na grillu lub w piekarniku, a później… Nie można przestać jeść! Pasuje idealnie na przykład do sosu tzatziki. TU! znajdziesz przepis na idealne tzatziki.

 

  1. Najprawdziwsze skarby morza, czyli ryby i owoce morza. Propozycja dla peskatarian.

Grecja to kraj o największej ilości wysp w całej Europie i o najbardziej rozbudowanej linii brzegowej. Jest więc rajem dla pół-wegetarian oraz osób, które lubią rybi i owoce morza. Pod każdą postacią i w najróżniejszej formie. Z tego skarbu należy korzystać garściami, ponieważ w Grecji ryby i owoce morza smakują wyśmienicie! Nie ma nic pyszniejszego niż kalmary, krewetki czy też ośmiornica w upalny letni dzień i z greckim morzem w tle. A świeża ryba prosto z morza, to przecież samo zdrowie!

 

  1. Horta, czyli jadalna trawa.

Horta jest rodzajem jadalnej trawy. Przed podaniem najpierw się ją obgotowuje, następnie polewa sokiem z cytryny oraz oliwą. Można ewentualnie posypać oregano. Jest to potrawa, którą absolutnie musi spróbować każdy weganin oraz wegetarianin, który przyjeżdża do Grecji. Horta jest przepyszna, ale po pierwsze szalenie zdrowa! Jej odpowiednika raczej trudno szukać w Polsce.

 

  1. Cytrynowe ziemniaki w wersji greckiej.

Wydają się być banalne w smaku, ale w wersji greckiej potrafią bardzo zaskoczyć podniebienie. Najzwyklejsze ziemniaki Grecy robią zupełnie inaczej niż w Polsce, a odpowiednio podane mogą być również traktowane jako danie główne. W wersji greckiej zapieka się je w piekarniku w mieszance wody, oliwy oraz… koniecznie soku z cytryny. Do tego dla przykładu rozmaryn oraz sól morska i pyszne danie gotowe! Dokładny przepis jak zrobić takie ziemniaki, znajdziesz TU!

 

  1. Feta w cieście filo z polewą miodową. Co za smak!

To jest dopiero kulinarny hit! Słona feta w chrupiącym cieście filo lub w panierce z mąki, do tego polewa miodowa i jeszcze sezam. Bardzo ciekawe smakowo danie, które z pewnością urozmaici każdy posiłek. Smak głównych składników niby się wyklucza, ale paradoksalnie idealnie pasuje. Koniecznie spróbujcie będąc w Grecji. Nasz filmik z tym przepisem jest TU!

 

  1. Proszę o briam!

Briam to kolejne ciekawe danie, które stanowi rewelacyjną propozycję na pyszny obiad również dla wegan. Jest to rodzaj warzywnego gulaszu, w którego skład wchodzą dla przykładu ziemniaki, cukinia, bakłażan, czy też pomidory. Zestawienie warzyw może być tu oczywiście bardzo różne. Dokładny przepis na typowy grecki briam, jest TUTAJ!

 

  1. Grecja to również… fasolowy raj!

Tak jest! Szczególnie w dni postne Grecy uwielbiają najróżniejsze potrawy z fasoli. W najpopularniejszej wersji, jako danie obiadowe podaje się dużych rozmiarów białą fasolę w sosie pomidorowym. Bardzo często w pomidorowym sosie podaje się również fasolę szparagową, która w tej wersji też jest rewelacyjna. Niby znane, banalne składniki, ale w wydaniu greckim potrafią smakować zupełnie inaczej!

 

  1. Paksimadi, dla przykładu… pomarańczowe.

Paksimadi to rodzaj słodkiego sucharka. W jego składzie nie ma nabiału. Jest kilka różnych wersji smakowych tej słodkości, dlatego podczas robienia można testować różne smakowe połączenia. Ja najbardziej lubię paksimadi w wersji pomarańczowej. Świetna przekąska do kawy lub na drugie śniadanie. Nasz przykładowy przepis sprzed wielu lat na pomarańczowe paksimadi, jest TU!

 

Tak jak widzicie dań, które są rewelacyjne dla osób, które nie jedzą mięsa czy też nabiału jest w Grecji naprawdę sporo. Tu znajduje się tylko kilka przykładów moim zdaniem tych najciekawszych, najpyszniejszych i najbardziej zdrowych.

Czy będąc w Grecji jedliście ciekawe danie wegańskie czy też wegetariańskie? Jeśli tak, napiszcie w komentarzu!

 

 

 

Co to jest sjesta? I do czego Grekom jest potrzebna?… poniedziałek, 22 listopada 2021

 

Co prawda nawet w Polsce na poobiednią drzemkę często mówimy „sjesta”, ale tak naprawdę w Grecji ten wyraz raczej nie jest używany. Na sjestę mówi się mesimeriano eipno, czyli po prostu „popołudniowy sen”. Jakkolwiek nazywać odpoczynek po obiedzie, jest on jedną z żelaznych części dnia nie tylko w Grecji, ale w większości krajów południowych. Tak na południu Europy jest, że po obiedzie jest czas… No właśnie… Na co dokładnie?

Obserwując rytm życia Greków, widzę że mimo wszystko raczej mało kto po obiedzie, przebiera się w pidżamy i idzie spać. Dotyczy to raczej Greków starszego pokolenia, którzy rzeczywiście nie wyobrażają sobie dnia bez momentu, kiedy po obiedzie w swoich sypialniach zamkną okiennice, przebiorą się w pidżamy i pójdą spać. Starsi Grecy często nie wyobrażają sobie dnia bez popołudniowego snu.

Nie dosłownie sen, ale bardziej przerwa w samym środku dnia, jest naturalną częścią funkcjonowania całej Grecji. Mniej więcej od godziny 14.30 do 17.30 cała Ellada mocno zwalnia swoje tempo. Zamiera życie w wioskach, miasteczkach. Pustoszeją nawet centralne ulice dużych miast. W tych godzinach obowiązuje odpowiednik nocnej ciszy. Nie można w tym czasie odkurzać, wiercić dziur w ścianie, czy też nawet bardzo głośno rozmawiać. Nie powinno się  również do nikogo w tych godzinach dzwonić. Jeśli na przykład o 15.30 ktoś będzie wbijał w ścianę gwoździe, sąsiad takiej osoby ma prawo wezwać policję, ponieważ ktoś zaburza popołudniową ciszę.

Wiele sklepów w tych godzinach jest zamykana. Co prawda nie wszystkie, ale większość mniejszych sklepików w tych godzinach nie działa. Co się w tym czasie dzieje? Mniej więcej o godzinie 14.30 ludzie udają się do domów na obiad, który jest bardzo ważnym elementem greckiego dnia. A po obiedzie? Jest czas na odpoczynek. Jakkolwiek dana osoba ma ochotę ten czas interpretować lub też go spędzać. Drzemka, oglądnie telewizji, czytanie, wyście na kawę, spacer, robienie nic. Dla mnie to jest bardzo cenne, że naturalną i ważną częścią dnia w Grecji, prócz pracowania, jest właśnie odpoczynek. Mam wrażenie, że im bardziej cywilizowani się stajemy, tym częściej pomijamy ten element dnia.

Czy taka przerwa podczas dnia jest w Grecji spowodowana bardzo wysokimi temperaturami latem? Nie do końca tak jest. Fakt, w takich miesiącach jak czerwiec, lipiec, sierpień czy wrzesień, w tych właśnie godzinach potrafi być piekielnie gorąco i wtedy, jeśli jest taka możliwość, dobrze jest zostać w domu. Ale miesiące, kiedy w Grecji jest naprawdę upalnie są tylko cztery. Co z pozostałymi ośmioma miesiącami? Wtedy wcale nie jest gorąco. Według mnie taki czas na popołudniowy odpoczynek, to w Grecji zwyczajnie naturalny element rytmu dnia, związany raczej z samym stylem życia niż klimatem. Pogoda jak i klimat na pewno mają tu wpływ, ale nie są najważniejsze.

A wy? Czy w środku dnia robicie sobie taką przerwę na odpoczynek?

 

TUTAJ! przeczytasz o godzinach pracy sklepów oraz urzędów w Grecji.

TU! przeczytasz o pogodzie w Grecji.

TUTAJ! znajduje się przepis na sałatkę z buraków w wersji greckiej.

 

 

 

Bugenwille na Korfu… niedziela, 20 czerwca 2021

 

Bugenwilla w mieście Korfu

 

Powoli kończy się najpiękniejszy czas na Korfu, czyli pierwsza połowa czerwca. Co prawda każdy miesiąc ma swój urok, ale to właśnie pierwsza połowa czerwca mnie podoba się szczególnie. To właśnie teraz jest tak przyjemnie ciepło, ale jeszcze nie upalnie. Dzień jest długi, a noc daje kojące uczucie chłodu. Jednak przede wszystkim… To właśnie teraz na całej wyspie kwitną te przepiękne bugenwille!

Bugenwilla jest krzewem bardzo typowym dla Grecji. W tutejszym klimacie czuje się znakomicie! Potrzeba jej bardzo dużo słońca. Na Korfu bugenwille mają przede wszystkim kolor fuksji, dlatego właśnie teraz cała wyspa skąpana jest w kolorze intensywnego różu, który jest moim ukochanym kolorem. Co prawda bugenwilla może być czerwona, fioletowa, pomarańczowa czy też nawet biała, ale na Korfu dominuje teraz fuksja!

Jest najpiękniejszą ozdobą do tutejszych starych budynków. Intensywność jej koloru wiekowym kamienicom dodaje mocnego akcentu życia. Grecja to przede wszystkim kolory. W greckim słońcu są one zawsze dużo bardziej intensywne.

Dziś garść zdjęć z miasta Korfu, które zrobiłam właśnie teraz, pod koniec pierwszej połowy czerwca… Zobaczcie jak teraz na Korfu jest pięknie!

 

TU! przeczytasz o najstarszej części miasta Korfu – Campiello.

TUTAJ! zobaczysz jak wygląda nasza wycieczka Miejsca Korfu.

TU! jest prosty przepis na danie z ziemniaków w stylu greckim.

 

 

 

 

Od czego zacząć zmienianie życia? Efekt pozytywnego domina… poniedziałek, 3 maja 2021

 

Korfu, Ermones, 2 maj 2021

 

 

Szłam dziś przez miasto Korfu. Nagle, z dnia na dzień zrobiło się już tak gorąco! Kalo kalokieri (czyli: dobrego lata), usłyszałam jak ktoś pozdrawia tak kogoś na ulicy. Nie trzeba sprawdzać dat w kalendarzu. Zawsze, kiedy Grecy zaczynają tak właśnie się pozdrawiać oznacza, że przyszło już lato!

Moje poniedziałkowe posty piszę zawsze kilka dni wcześniej. Kiedy opublikuje ten, będzie poniedziałkowy ranek, trzeciego maja. Będę już w innym świecie.

 

***

 

Wiem, że na Korfu przyszło już lato. Od pierwszego tygodnia maja, luzuje się grecki lockdown i tym samym wiem, że będziemy wkraczać do nowego świata. Wiem to dobrze. Ten nowy, będzie lepszy…

Od poniedziałku trzeciego maja będą już działać kawiarnie, kawiarenki, tawerny i restauracje. W końcu normalnie pójdziemy na kawę! Pewnie będzie to jedna z najlepszych kaw, jaką wypiję w życiu. Tak będzie! Krótko po tym, po grubo ponad rocznym przebywaniu na wyspie, wsiadamy na prom i kilka chwil później – wciskam gaz do dechy… I  przede mną widok o jakim teraz śnię… Prosta, długa droga, przestrzeń… Wszystko co złe będzie już za mną. I niech nie wraca!

 

Kiedy tak szłam ulicą, przypomniał mi się fragment pewnej książki, która traktowała o rozwijaniu firm. Nie potrafię sobie przypomnieć z jakiej książki pochodził ten fragment i kto to napisał. W tym fragmencie opisany był przypadek pewnej firmy, która zajmowała się produkcją części do samochodów. Firma stanęła na granicy bankructwa. Żeby ją ratować zmieniono szefa, a ten który został zatrudniony na pierwszym spotkaniu poinformował o podjęciu pewnego kroku, który zszokował wszystkich. „Przecież to nie ma sensu!” – tak komentowali wszyscy. Nowy szef się uparł, nie słuchał nikogo, tylko szybko przeszedł do konkretów. Chodziło o wprowadzenie jednej, jedynej zmiany. I nic poza tym. Zgodnie z jego decyzją całą uwagę skupiono tylko i wyłącznie na tym, by maksymalnie podwyższyć bezpieczeństwo pracowników firmy. I nic więcej! Zajęto się tylko i wyłącznie aspektem bezpieczeństwa. Tyle. Wszyscy byli w szoku, ale nowy szef konsekwentnie wprowadzał zmiany w zakresie bezpieczeństwa. Rozpoczęto szkolenia. Sprawdzanie, a następnie wymianę dużej części maszyn. Inspekcjom i ulepszeniom nie było końca. Zamiast szukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego firma stanęła nad przepaścią bankructwa, zostawiono wszystkie analizy i zaczęto wprowadzać zmiany właśnie w zakresie bezpieczeństwa. To bardzo dziwne… Ale podziałało! Nowy szef postawił firmę na nogi. A krótko po tym znaczenie zwiększono obroty i to już na stałe.

Kiedy po latach spytano owego szefa, skąd na Boga wiedział, że zmiany trzeba zacząć wprowadzać właśnie w zakresie bezpieczeństwa, jak na to wpadł, odpowiedział krótko: “nie miał o tym zielonego pojęcia”. Chodziło mu o to, by przestać szukać, analizować i główkować nad tym co jest źle, a po prostu jak najszybciej zacząć coś robić!  „Bezpieczeństwo” było aspektem pracy wybranym zupełnie przypadkowo. Szef chciał przestać rozwodzić się nad teorią, a po prostu wprowadzać zmiany. Nie ważne konkretnie czego, ważne było, aby jak najszybciej zacząć zmiany na lepsze. I tak szkolenia pracowników spowodowały, że stali się oni uważniejsi, bardziej skoncentrowani, a co za tym szło – bardziej efektywni. Podczas częstych inspekcji, tak „przy okazji” wykryto wiele błędów, które wpływały na jakość usług. A wymiana dużej części maszyn spowodowała, że cała fabryka stała się o wiele bardziej nowoczesna. W konsekwencji, przez szybkie wprowadzenie ulepszeń w zakresie bezpieczeństwa, cała firma we wszystkich innych swoich gałęziach zaczęła znacznie lepiej działać, dzięki czemu została uratowana.

Myślę, że dokładnie tak samo jest z ludźmi. Kiedy człowiek dochodzi do momentu, że chce zmienić swoje życie na lepsze, a nie wie od czego zacząć, nie ma tak naprawdę większego znaczenia za co konkretnie się weźmie. Chodzi o to, by przestać dumać i planować, a zwyczajnie zacząć coś robić. Zakasać rękawy i działać. Zabrać się za pierwszą lepszą rzecz, która wpadnie nam do głowy. Pierwsza zmiana, chwilę potem stanie się zapalnikiem do następnej i następnej.

Kiedy podsumowuje cały ten okres bardzo ostrego zamknięcia, myślę że tak stało się w moim przypadku. Że gdzieś trochę nieświadomie właśnie tak zadziałałam. Kiedy przyszły pierwsze wiadomości o lockdownie, wiedziałam już z czym przyjdzie mi się zmierzyć i zdawałam sobie sprawę, że przede mną ciężki okres.  Poczułam, że będę potrzebować czegoś by psychicznie nie utonąć, czegoś, czego będę mogła się trzymać. Potrzebowałam jakiejś zmiany.

I tak przypadkiem wpadłam na pomysł, żeby stawić przed sobą jedno wyzwanie: pływać całą zimę dwa razy w tygodniu. Tyle. Zaczęło się od tego, że na początku każdego tygodnia sprawdzałam pogodę, by znaleźć najbardziej słoneczny dzień. Wszystkie zajęcia tygodnia podporządkowywałam przede wszystkim temu. Najtrudniej było na przełomie stycznia i lutego, kiedy jak na Grecję temperatury były niskie, morze było już wyziębione, a do tego często wiało. Żeby podołać zadaniu wiedziałam, że poprzedniego dnia muszę się bardzo dobrze wyspać, a rankiem zjeść solidne śniadanie. Nie można też przegapić godziny, w której słońce jest najwyżej, bo później z każdym kwadransem robi się coraz ciężej. Przed każdym wejściem do morza, koniecznie ćwiczenia fizyczne i solidna rozgrzewka.

Zima jest już daleko za mną. W tym momencie nie wyobrażam sobie by dwa, trzy razy w tygodniu nie pójść popływać. Moje ciało jeszcze nigdy w życiu nie było w tak dobrej kondycji. Uregulował mi się sen. Minęły mi nachodzące mnie dawniej bardzo często migreny. Przez cały dzień mam bardzo dużo energii. Kocham to uczucie, kiedy wychodzę z morza i ubieram się w suche ubranie. Uwielbiam czuć sól na mojej skórze. Ale przede wszystkim to bezcenne wybudzenie się ciała, umysłu, mojej duszy.   Ta dobra energia, ten pierwszy krok wejścia do zimnego morza, jest jak pierwsza kostka domina, która staje się zapłonem do całego ciągu dobrych rzeczy, na które później mam ochotę. Chce mi się jeść jeszcze zdrowiej, więcej ćwiczyć, być na zewnątrz, robić, tworzyć, działać!

Z początkiem maja morze z dnia na dzień staje się coraz cieplejsze. A ja czuję, że razem z wejściem do nowego świata potrzebuję nowej zmiany na lepsze. I tak dzieje się… Ja, skrajny nocny marek, przestawiam się na rannego skowronka. To dla mnie gigantyczna życiowa zmiana. Wstawanie razem ze słońcem, to od dawna moje marzenie. Tak dziś prezentował się mój ranek. Pierwsza wygrana. Upadła pierwsza kostka kolejnego, dobrego domina. Udało się! Mimo, że wcale dziś nie muszę, to chwila po siódmej – już na nogach…

 

Widok z mojego balkonu, dziś, chwila po 7.00

 

TU! przeczytasz o pływaniu w morzu zimą.

TU! przeczytasz o smoothie z pietruszki.

TUTAJ! przeczytasz o tym co robić, kiedy dopada kryzys.

TU! przeczytasz o kuchni Korfu.

 

 

 

Jeszcze za życia przyszło mi mieszkać w raju… poniedziałek, 19 kwietnia 2021

 

Korfu, Paleokastritsa, plaża św. Spirydona

 

Wszystko ma swoje plusy i minusy. Każdy kij ma dwa końca. Nic w życiu nie jest ani czarne, ani tylko białe. I tak jest dla mnie również w przypadku tego lockdownu.

 

Dokładnie 7 listopada ubiegłego już roku, cała Grecja została objęta bardzo restrykcyjnym lockdownem. Nie można przemieszczać się po wyspie i całym kraju, wychodzi się jedynie po wysłaniu smsa na policję, zamknięte zostały kawiarnie, tawerny, restauracje, a możliwość robienia zakupów znacznie ograniczona.

 

TU! przeczytasz aktualne informacje na temat sezonu 2021 w Grecji.

 

Od tego czasu nie przemieszczamy się dalej niż jakieś 3 – 5 km od naszego domu.

Kiedy w zeszłym tygodniu zostało wprowadzone delikatne poluzowanie lockdownu, które umożliwia przemieszczanie się po wyspie w soboty i niedziele, cieszyłam się jak małe dziecko! I tak w sobotę wybraliśmy się w „podróż”, która była moją najdłuższą wyprawą od początku listopada. Trwała całe 25 minut, przebyliśmy jakieś 20 kilometrów. Piszę to śmiejąc się przez łzy, ale kiedy dojechaliśmy do Paleokastritsy, ja po prostu czułam jak ulatnia się ze mnie cały gniew, cały stres, wszystko co złe.

Kiedy jest sezon wakacyjny, w Paleokastritsy jestem co drugi dzień, a często codziennie. To tam udajemy się przede wszystkim w rejsy po grotach.  Z ręką na sercu… Znam każdą skałę tego wybrzeża, każdy zakamarek, Paleokastritsę znam jak własną kieszeń. Byłam w tym  miejscu najpewniej tysiąc razy.

Kiedy w tę sobotę przyjechaliśmy po tak długiej przerwie, tego słonecznego dnia, wczesnej greckiej wiosny, miałam wrażenie że wszystko to widzę pierwszy raz. Słońce, które delikatnie odbija się od powierzchni wody. Ten niesamowity turkus, który miejscami przechodzi w drogocenny szmaragd. To jak szumiąc pienią się na biało fale. Jak pięknie miodowy jest tu piasek. Jeden wielki, błogi, otulający mnie spokój. Tego dnia na plaży św. Spirydona nie było prawie nikogo, poza jedną młodą parą i medytującą na środku plaży kobietą. Poczułam się dokładnie tak, jakbym weszła do raju.

 

 

Ukłucie zimna w stopy, kiedy wchodzi się do wyziębionej przez zimowe miesiące wody, budzi całe ciało, razem z mózgiem i najpewniej duszą. Dzięki temu uczuciu zimna, człowiek jakby otwiera oczy i widzi wszystko raz jeszcze, ale dużo bardziej intensywnie i wyraźnie. Kilka kroków do przodu i jestem po pas w wodzie. Wokół mnie ten mieniący się szmaragd. Później jeden głęboki wdech i już płynę. Jest bardzo zimno, ale czuję, że to zimno jest przyjemne, hartuje mnie, jest dla mnie dobre.

Pływając tam, tego właśnie dnia poczułam się jakbym fruwała w szmaragdowych chmurach. I każdą część wybrzeża, którą widziałam tyle razy, zobaczyła po raz pierwszy. Dużo bardziej wyraźnie, niż te setki poprzednich razy.

To był najpiękniejszy dzień od początku listopada. Sięgam pamięcią głębiej i myślę, że to był jeden z najpiękniejszych dni być może nawet kilku lat. Jeden z takich, które wdrukowują się w pamięć już na zawsze. I wraca się do nich, żeby choć we wspomnieniach przeżyć to raz jeszcze.

Nigdy nie byłoby tego dnia, gdyby nie zamknięcie. Nigdy nie zobaczyłabym tego miejsca, tak jak właśnie wtedy. Być może nigdy nie wpadłabym na to, żeby pojechać tam raz jeszcze, bo przecież byłam tam kilka setek razy.

Kolejna lekcja się powtarza. Kolejny raz o sobie przypomina. Żyjemy tylko i wyłącznie tu i teraz. Nic przed i nic po, nie ma większego znaczenia.

 

TUTAJ! przeczytasz o najpiękniejszych plażach Korfu.