Filmik kulinarny: ZIEMNIAKI NA SPOSÓB GRECKI… poniedziałek, 25 stycznia 2021

 

 

Ziemniaki raczej mocno nie kojarzą się z kuchnią grecką i nie wydaje się, że można ugotować z nich coś wielce ciekawego.

Pamiętam dobrze, że kiedy pierwszy raz spróbowałam ziemniaków zrobionych sposobem greckim, ja dosłownie byłam w szoku! Ich smak nie przypominał ani trochę typowych polskich ziemniaków, gotowanych w wodzie. Za pomocą kilku składników i dzięki zupełnie innemu sposobowi przyrządzania, ze zwykłych ziemniaków czaruje się w Grecji bardzo ciekawe danie lub też dodatek do obiadu.

Uwierzcie, że smak tak przygotowanych ziemniaków, bardzo was zaskoczy!

Robi się je bardzo prosto, a wszystkie potrzebne składniki dostaniecie również w Polsce. Sekretem zupełnie innego smaku są dwa składniki: sok z cytryny i musztarda. Ziemniaki przygotowywane w Grecji nie gotuje się, a piecze pod przykryciem w piekarniku. Jeśli będziecie je przygotowywać koniecznie zwróćcie uwagę, że te ziemniaki muszą piec się w piekarniku aż 1 godzinę 30 minut. A później… prawdziwy grecki smak, który z pewnością was zaskoczy!

 

Tutaj potrzebne składniki:

  • trzy, cztery ziemniaki
  • 100 ml oliwy
  • 50 ml soku z cytryny
  • łyżeczka musztardy
  • oregano
  • rozmaryn
  • suszony czosnek
  • sól + pieprz

A sam bardzo szybki przepis – w filmiku niżej! Smacznego!

 

 

 

 

TUTAJ! możesz zapoznać się z naszą ofertą wycieczek po wyspie Korfu.

TU! przeczytasz czym jest ouzo.

TU! znajduje się post o Zatoce Wraku na Zakintos.

TUTAJ! jest przepis na szybkie, jednogarnkowe greckie danie obiadowe – kleftiko.

 

 

 

Imieniny w Grecji… poniedziałek, 18 stycznia 2021

 

 

Dla przeważającej większości Greków, obchodzenie imienin jest dużo ważniejsze, niż obchodzenie urodzin. Nie dotyczy to jedynie starszej części greckiego społeczeństwa, ale wszystkich Greków.

Imiona w Grecji, to szeroki temat. Często budzi zaskoczenie, że wielu Greków do dziś nosi imiona pochodzące z greckiej mitologii. Nie zdziwcie się, jeśli ktoś przedstawi się wam jako Achilles, Afrodyta, czy też Odyseusz, albo Atena. Część osób nosi imiona, które mają pochodzenie biblijne, jak na przykład Joannis czy też jedno z najpopularniejszych żeńskich imion greckich, czyli Marija. Wiele imion ma piękne znaczenia. Imię Zoi, oznacza „życie”, Lambors to „światłość”, Sofia (czyli polska Zofia) to “mądrość”, a Agathi (czyli polska Agata) oznacz „czystość”. Więcej na temat imion w Grecji, przeczytacie w TYM! poście.

Jak więc w Grecji obchodzi się imieniny? Zazwyczaj imprezuje się w domach, tawernach, czy też restauracjach przede wszystkim w gronie rodzinnym, ale również z przyjaciółmi. Ważne by się spotkać i w tym dniu być razem z bliskimi.

Wielu Greków, którzy praktykują prawosławie, rankiem w dniu swoich imienin, udają się na mszę, podczas której modlą się do patrona ich imienia.

W dniu, w którym solenizant obchodzi imieniny, najczęściej nie przestaje dzwonić jego telefon. Dzwoni cała rodzina i wszyscy, bliscy czy też dalsi przyjaciele.

 

Całkiem niedawno, a dokładnie 7 stycznia imieniny obchodził Jani.

Daję wam słowo… Jego telefon dzwonił od godziny 9 rano, do prawie samej północy, z przerwami na posiłki! Dzwonili wszyscy! Cała rodzina i wszyscy przyjaciele, a nawet sąsiedzi, żeby złożyć życzenia i dać znać, że pamiętają.

Każdego roku, 7 stycznia, zadziwia mnie coś jeszcze. To dla mnie najbardziej ciekawy element greckiej tradycji obchodzenia imienin.  Żeńska część rodziny Janiego, czyli moja teściowa, jego siostra oraz zestaw kuzynek, najpierw dzwonią… do mnie! Tak jest! Dobrze, przeczytaliście! Tak się w Grecji utarło, że jeśli mąż obchodzi imieniny, to zazwyczaj kobiety będą dzwonić do jego żony. Wypowiada się wtedy słynne słowa: na hierese ton andra sou! Czyli w tłumaczeniu bardzo dosłownym: „ciesz się swoim mężem!”.

Na początku nie mogłam się nadziwić tym telefonom. I tym życzeniom… Że co??? Ciesz się swoim mężem? I długo myślałam nad tym, dlaczego tak właściwie jest? Dlaczego, kiedy Jani ma imieniny, to dzwoni do mnie z życzeniami na przykład jego kuzynka? W tym roku postanowiłam wprost zapytać o to mojej teściowej – Fety.

 

*

 

– No przecież to jest logiczne! – odpowiedziała myśląc, że sprawa jest już jasna.

– Jak logiczne? To właśnie nie ma żadnej logiki! Niech mama mi wytłumaczy… Jani ma imieniny, to dlaczego dzwoni do mnie na przykład jego kuzynka Brina??? To znaczy… Żeby mnie mama źle nie zrozumiała… Ja się z tego telefonu bardzo cieszę! I zawsze z Briną mile sobie pogadamy, ale jednocześnie tego nie rozumiem. Dlaczego, kiedy Jani ma imieniny, to Brina z życzeniami dzwoni najpierw do mnie, a nie do Janiego?

– No właśnie to jest bardzo logiczne! Brina mieszka w Atenach. Tak? Tak! Nie macie ze sobą stałego kontaktu. Widzicie się tak przy okazji, raz, góra dwa razy do roku. Więc jeśli Brina dzwoniąc do was raz do roku, chce naprawdę się dowiedzieć co u was słuchać i co się u was dzieje, to nie dowie się tego od Janiego, bo ten określi to w góra trzech słowach „dzięki, wszystko ok”. Tylko zadzwoni do CIEBIE! Bo ty z nią naprawdę porozmawiasz. Dopiero rozmawiając z tobą Brina dowie się co się u was dzieje, a ty dowiesz sią jak ona się ma. I będziecie mogli jako rodzina utrzymać ze sobą znacznie lepszy kontakt. Czy teraz rozumiesz???

– Aaaa…

No tak! Eureka! Tak właśnie jest! I tak również było i w tym roku. Kiedy chwilę po rozmowie z Briną, oddałam słuchawkę Janiemu, odpowiedział dokładnie trzema słowami: „dzięki, wszystko ok”. I na tym właściwie skończyła się rozmowa. Przyznacie, że podczas rozmowy z kobietą można dowiedzieć się dziesięć razy więcej.

– No tak, właśnie tak jest! – przytaknęła mi Feta – Od faceta nie dowiesz się niczego! Zawsze wszystko „dobrze”, „okej” i koniec informacji. I dlatego, jeśli na przykład mój mąż ma imieniny, to wszystkie kobiety z naszej rodziny zadzwonią najpierw do mnie!

– Teraz rozumiem… Nie tyle logiczne, co jest to naprawdę bardzo mądre! – przyznałam mojej teściowej.

Chwilę później chciałam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio rozmawiałam z  kimś z mojej dalszej rodziny, z którąś z kuzynek, albo kuzynem. I nie mogłam sobie przypomnieć. To musiało być lata temu! Ten grecki zwyczaj dzwonienia raz do roku do osoby, która obchodzi imieniny może wydawać się nieco sztuczny. Że w danym dniu, każdego roku dzwoni się do danej osoby, nie dlatego że interesuje mnie co u niej, ale dlatego że nakazuje tego imieninowy zwyczaj. No tak, racja. Jest to trochę sztuczne. Ale co by nie powiedzieć, w greckich rodzinach więzi między ich członkami są bardzo mocne. Jakkolwiek podtrzymywane, sztucznie czy też naturalnie, to nadal rezultat jest taki, że ludzie wiedzą co u nich się dzieje i mają ze sobą dobry kontakt. A nawet jeśli podtrzymywany sztucznie, to dużo lepiej niż żaden!

 

TUTAJ! przeczytasz o mojej szwagierce Oliwce.

TU! przeczytasz o moim patencie na grecką teściową.

TUTAJ! znajduje się post o moim teściu Pomidorze.

 

 

 

Co Grecy jedzą w Święta Bożego Narodzenia?… poniedziałek, 28 grudnia 2020

 

Nasza wigilijna kolacja w tym roku. Jak najbardziej – w stylu greckim!

 

Grecka kuchnia, to temat rzeka! Przekonał się o tym każdy, kto choć raz i choć przez kilka dni był w tym kraju. Kuchnia Grecji różni się w zależności od regionu, ale również w zależności od daty, która jest w kalendarzu. Można zatem wnioskować, że podczas Bożego Narodzenia na typowym greckim stole barwnie prezentować się będą wspaniale smakujące potrawy. Tak w rzeczywistości jest, ale… Bożonarodzeniowa kuchnia Grecji bardzo zaskakuje!

 

Na czterdzieści dni przed Wielkanocą w całej Grecji zdecydowanie dominują potrawy postne. Podczas Wielkanocy je się przede wszystkim jagnięcinę, czy magiritsę, czyli zupę z baranich wnętrzności. Co roku, każdego 25 marca je się w Grecji dorsza. Podczas pogrzebów, jeszcze w kościele,  goście częstowani są słodką przekąską o nazwie koliva. Rodzaj święta, czy też uroczystości mocno wpływa zatem na to, co danego dnia w Grecji się je. Co takiego szczególnego je się więc w Grecji podczas Bożego Narodzenia?

Pamiętam, że kiedy pierwszy raz spędzałam w Grecji Wigilię, byłam bardzo zaskoczona tym co widziałam na stole. Dlaczego? Co prawda wszystko co znajdowało się na nim  wyglądało przepysznie. Nie znalazłam jednak ani jednego dania, ani jednej potrawy, która byłaby typowa jedynie dla okresu Bożego Narodzenia. Prócz dwóch rodzajów ciastek (tu proszę o chwilę cierpliwości – o słodkościach będzie bowiem na koniec!) nie było potraw, które je się jedynie w tych świątecznych dniach. Pytałam i szukałam, ale nic takiego nie znalazłam.

Podczas Wigilii, na typową grecką kolację pasować będą ciężkie, konkretne dania przede wszytkim mięsne. Królują więc pieczone godzinami w piekarniku schaby, steki, mięsne rolady faszerowane warzywami, czy też serem. Grecka Wigilia będzie zatem prawdziwym rajem dla miłośników ciężkiej, mięsnej kuchni.

Jedno, dwa, czy też trzy propozycje mięsnych dań głównych, w zależności od wielkości rodziny, ale na stole będzie również wiele mezedes, czyli przystawek. Również na Boże Narodzenie koniecznie musi pojawić się ser feta, który dostępny jest w każdym zwykłym sklepie Lidl. Zwykły kawałek fety, polany oliwą z oliwek, posypany oregano można dodatkowo zapiec z pomidorami. Na świąteczny stół idealnie nadawać się będzie feta smażona w cieście filo, polana miodem i posypana sezamem. Jak zawsze obecność obowiązkowa dla tzatziki czy też taramosalaty, czyli pasty z rybiej ikry (to zdaje się jedyny rybny akcent greckich Świąt!). Grecy nie wyobrażają sobie żadnej biesiady bez najzwyklejszej sałatki po grecku, ale do dań mięsnych idealnie pasować będą pieczone warzywa czy też sałaty z bardziej fantazyjnymi sosami, których wykonanie kosztuje nieco więcej pracy. Do tego koniecznie butelka regionalnego wina. Naprawdę świetnej jakości wina, w Grecji oferuje prawie każdy sklep spożywczy.

Jak podczas każdego typowego obiadu, również na Święta na greckich stołach pojawią się domowe frytki, które w Grecji często smaży się w oliwie z oliwek, zapiekane w piekarniku z dużą ilością cytryny ziemniaki, czy też zwykły ryż.

Melomakarona oraz kourabiedes! Tak nazywają się dwa rodzaje ciastek, które spośród wczystkich dań są najbardziej charakterystyczne dla greckiego Bożego Narodzenia. Łatwy przepis na nie czytałam ostatnio w greckiej gazetce Lidl. Je się je tylko w tym okresie i większość Greków nie wyobraża sobie bez nich Świąt!  Jak smakują? Melomakarona to  wilgotne ciastka polane polewą miodową i posypane orzechami. Kourabiedes to dość proste, kruche ciastka maślane obtoczone w cukrze pudrze. Często do ich ciasta wkłada się orzechy migdałów.   Na to żeby zjeść je na  Święta, Grecy czekają okrągły rok!

 

 

 

Żebracy na Korfu… niedziela, 15 listopada 2020

 

 

W przeciwieństwie do Janiego, trzymam się zasady, by nie dawać pieniędzy osobom, które żebrzą na ulicach. Uważam, że nie jest to żadne rozwiązanie i jeśli już chcę komuś pomóc – wpłacam na konkretny cel, albo organizację.

Jani ma odwrotnie. Tacy już jesteśmy – zupełnie różni w wielu sprawach. W kieszeniach ubrań Janiego, zawsze znajdzie się kilka drobniaków, które da każdemu, kto o to poprosi. Nie odmawia nikomu! Zawsze jest więc idealnym łupem dla żebrzących również na Korfu, Cyganów. Ostatnio jednak diametralnie się to zmieniło…

 

Kilka dni temu Jani wrócił z zakupów w popularnym w Grecji markecie sieci AB. Wszedł do domu i wniósł torby z zakupami do kuchni. Zajrzałam w pośpiechu, żeby sprawdzić czy jest w nich wszystko czego właśnie potrzebowałam. Patrzę i trochę niedowierzam, bo wśród różnych artykułów, był również rogalik 7 Days, na dodatek… z ekstra czekoladą!

-Uuuu… Na bogato! – trochę się podśmiałam, bo już od bardzo dawna, dbając o zdrowie jedzenie, nie jemy takich rzeczy. Co prawda nauczyłam się tolerować zamiłowanie Janiego do czekolady, ale nie mogłam się powstrzymać od wbicia szpili. Dla jego zdrowia, więc nie zaszkodzi!

-Kupiłeś sobie 7 Daysa? A co cię tak naszło?

-Nie, on nie był dla mnie…

-To niby że dla mnie??? Przecież wiesz, że ja nie jem takich rzeczy! I nie zamierzam!

-Nie, nie dla ciebie…  To miało być dla tego małego Cygana, co żebrze pod sklepem… Ten młody, pamiętasz, ma jakieś 12, 13 lat. Już więcej szczeniakowi nic nie dam i niczego mu nie kupię!

-A co się stało? – pytam.

-Wchodzę do sklepu, a mały jak zawsze prosi mnie, żebym dał mu pieniądze. Ale tym razem pomyślałem, że nie dam mu pieniędzy, tylko coś mu do jedzenia kupię, bo nie wiadomo co stanie się z gotówką. Wiesz jak to z nimi bywa… A jak mu kupie jedzenie, to nie będzie głodny. I tak wpadł mi do głowy 7 Days! I myślę sobie… A co mi szkodzi! Niech będzie dodatkowo z czekoladą! Miło mu się zrobi. Zrobiłem zakupy, zapłaciłem i wychodzę. Podchodzi mały. Wyciągam 7 Daysa i mu go daję. A on na to: „To dla mnie?”. No to odpowiadam, że tak, że kupiłem to właśnie dla niego. Mały się pyta: „Ale on chyba ma w środku czekoladę?”. Mówię, że tak, a ten na to, że w takim razie to on nie może tego przyjąć. Że jest mu bardzo, bardzo przykro, ale musi odmówić. To się pytam: „Dlaczego?”. I wiesz co ten mały Cygan mi odpowiedział?

-Co???

-Że czekolada jest bardzo niezdrowa! I że on jej nie je, bo dba o zdrowe zęby, a od słodyczy to mu się psują! I że jak nie mam drobniaków, to naprawdę nie szkodzi, ale on tego 7 Daysa to na pewno nie zje, bo ta czekolada mu zaszkodzi! Czy ty to rozumiesz???

No cóż… Ja to akurat rozumiem. I to bardzo dobrze! Ale ze śmiechu nie byłam w stanie wyksztusić z siebie ani słowa.

 

Kilka dni później, rzecz jasna, jeszcze przed lockdownem, poszliśmy na kawę. Kiedy tak siedzieliśmy podszedł do nas żebrzący dziadek, którego dobrze znam z widzenia. Wyciągnął rękę w moim kierunku. Z mojej strony jak zawsze – ściana. W międzyczasie Jani już coś tam grzebie w kieszeni. Wyciągnął monetę 50€ centów i daje ją do ręki żebrakowi.

Dziadek spojrzał na monetę. Zobaczył, że jest to pół euro. Jego wzrok wbił się w cyfry „50” i tkwił tak przez następne kilka sekund. Chwilę później spojrzał na Janiego. W jego wzroku dało się wyczuć pytanie: „Co to jest? Nie wstyd ci? Tylko tyle!”. Następnie raz jeszcze spojrzał na monetę. Dziadek od niechcenia wrzucił 50€ centów do kieszeni spodni. Nic nie mówiąc, z pogardą odwrócił twarz i szorując rozklekotanymi butami, poszedł w swoją stronę.

Spojrzałam na Janiego, na jego zmieszaną minę i wybuchłam niepochamowanym śmiechem.

-Koniec! To był już ostatni raz! Już nigdy, nigdy więcej nie dam niczego żadnemu żebrakowi tu na Korfu! Skończyło się! Kropka!

 

TU! przeczytasz post o nowych spodniach Janiego.

TUTAJ! przeczytasz o 10ciu najlepszych plażach Korfu.

 

 

 

Wyluzuj! Po co tak się spinasz?… niedziela, 1 listopada 2020

 

 

-Szok! Normalnie szok! Serio? Bo ja dalej nie wierzę! Zadzwonili do ciebie, że ta poczta jest czynna nie do 16.00, a do 17.00?! Jestem w szoku, jak to oni na tej poczcie nagle są „zorganizowani”! A tę karteczkę, gdzie moje nazwisko przekręcone jest na „Kaminskowicz”, to sobie zachowam! Prześlę mamie, albo lepiej… oprawię sobie w ramkę! – powiedziałam, po czym parsknęłam wypełnionym ironią śmiechem.

-Ale ty się nie cieszysz, że w końcu ta paczka do ciebie przyszła? – spytał cicho Jani.

-Cieszę się? Ja jestem… Po prostu przeszczęśliwa! – odpowiedziałam cynicznie i dodałam -Czekam na nią już trzy tygodnie! Trzy tygodnie! Co za „ekspresowy” serwis! Sprawdzałam… W Atenach trzymali ją całe trzy dni! No i powiedź ty mi, co ta paczka tam robiła całe trzy dni i to na dodatek robocze! Zawiadomienia, że paczka jest już na Korfu, to ten szanowny listonosz, którego w życiu raz na oczy nie widziałam, nawet nie raczył  wrzucić nam do skrzynki! I sobie spryciarze zapisali, że adresata nie zastano w domu! A przecież wiesz dobrze, że jak odbiorcy nie ma w domu, to listonosz zostawia jedną głupią, małą kartkę w skrzynce, że był, a odbiorcy nie było, więc niech se odbiorca odbierze przesyłkę na poczcie! Nawet tego nie było! I staliśmy na poczcie, w tej zasranej kolejce całe 20 minut, tylko po to żeby się dowiedzieć, że paczka jest w zupełnie innym urzędzie pocztowym! I nikt nie raczył nam to wcześniej powiedzieć!  I teraz ta baba z tej poczty dzwoni i niby taka ogarnięta i niby taka super dokładna i taka zorganizowana i mówi, że ta druga poczta jest zamykana o godzinę później? No, było jej powiedzieć, że dziękuję bardzo za informacje! Że dzięki niej, został uratowany honor całej greckiej poczty! Co za nonsens! To jest szczyt! – odpowiedziałam, a raczej odkrzyczałam tak, że aż tchu mi zabrakło.

-Wiesz co… – zaczął Jani –Weź wyluzuj. Po co ty się tak spinasz?

 

Tooonk!!! Jakbym dostała patelnią w głowę.  Te dwa krótkie zdania podziałały na mnie jak kubeł zimnej wody.  Boże… Co ja wygaduje? Co ja takiego plotę? I że Jani musi tego słuchać… A skąd to się we mnie wzięło? I poczułam, że zrobiło mi się wstyd.

Wstyd przed sobą.

Wstyd przed Janim.

Wstyd przed Grekami.

Dokładnie jak pewien typ turystów, którzy wpadają na chwilę do Grecji. Nic im się tutaj nie podoba i najchętniej to wszystko by według siebie pozmieniali. Trajkoczą jak stare katarynki, narzekają na… Nierówno położone kafelki w hotelowej łazience. Niewykastrowane koty na greckich ulicach. Autobus, który się spóźnił. Że plaża miałam być pięć metrów od hotelu, a jest dziesięć. Że coś kosztowało siedem, a miało kosztować sześć. Że tynk odpada. Że druty wystają z dachów. Że nie mogą znaleźć kosza na śmieci… I że woda w morzu jest za słona. Że słońce za mocno świeci. I te delfiny… To one tak bez żadnej ochrony sobie w tej wodzie pływają? (Nie… nic tu sobie nie wymyśliłam. Każde z tych zdań, kiedyś od turystów słyszałam…) I tak gadają, gadają, gadają, gadają… Zazwyczaj na początku sezonu staram się być tolerancyjna. Tak mniej więcej w środku, zaczynam czuć, że nie mogę tego słuchać. A pod koniec lata… To jakbym tylko miała gdzieś pod ręką jakąś patelnię… To z przyjemnością bym jej użyła…

Znacie to. Najbardziej denerwują nas u innych NASZE WŁASNE WADY! Znacie, znacie. Każdy tak ma. I ja też nie jestem bez winy. Pracuję nad tym, bo o tym wiem, ale też czasami tak mam. Przyznaje, że jednym z moich grzechów, bywa narzekanie jak rozklekotana katarynka.

 

Rzeczywiście. Poprzedni tydzień był ciężki. Tyle się złego nagromadziło. Ale to ja sama wkręciłam się w oglądanie wiadomości, relacji ze strajków, wirtualne siedzenie w świecie, który jest daleko ode mnie.

Stop. Wzięłam głęboki wdech. A później powolny wydech. I spojrzałam wysoko w górę. Na niebie nie było ani jednej chmury. Słońce świeciło wysoko, oświetlając wszystko ze zdwojoną siłą. Takie światło jest domeną Grecji. W taki słoneczny dzień wszystko widać dużo wyraźniej. Kształty, kolory, cienie. Staliśmy na samym środku ulicy, która prowadziła do placu San Rocco. Ulice zalane były ludźmi. A tutaj na Korfu, jakoś tak, nikt nigdy nie pędzi. Jakby czas miał tu  inne znaczenie. Kawiarnie wypełnione po same brzegi. Ludzie przystają, rozmawiają, wciągając się w godzinne dyskusje, tak niby tylko w przelocie. I takie Korfu kocham najmocniej. Do takiego Korfu tęskniłam, kiedy zimą mieszkałam pod Atenami. O takie Korfu walczyliśmy, kiedy tego lata wszystko stanęło pod wielkim znakiem zapytania. I takie właśnie Korfu wyśnione i wywalczone, mam.

-Wiesz co… Masz rację. No, tak ostatnio trochę ciężko mi było. Więc pewnie stąd to spięcie. – powiedziałam i poczułam,  że aż mięśnie twarzy mi puściły i że moja buzia przybrała zupełnie innego wyrazu.

-Choć, pójdziemy na kawę. Porobimy jedno wielkie „nic”, a jak już skończymy, to wracając odbierzemy tę paczkę. Przecież to tylko 10 minut autem stąd. Więc co za problem?

Tak zrobiliśmy. W  paczce był przepiękny wełniany, zimowy sweter w kolorze ciepłego beżu. Chwyciłam go i przyłożyłam do twarzy. Ucieszyło mnie, że na paczce są znaczki z Polski i pomyślałam, że gdzieś je sobie schowam. Przecież nie wszystko musi być tak konkretnie po coś.  Pierwszy raz odkąd mieszkam w Grecji, nie mogę zaplanować Świąt w domu. Nie wiem, czy uda mi się spotkać zimą z rodziną. Nie mogę zaplanować właściwie niczego. Ciekawe, co czekać będzie nas tej zimy?

 

TU! zobaczysz nasz filmik o jesieni na Korfu.

 

 

Flamingi na Korfu. Przewodnik po KORFU, cz. 33… niedziela, 11 października 2020

 

 

Różnorodne, fantastyczne plaże rozsiane są na całym wybrzeżu Korfu. Niesamowite widoki, znajdują się tu wszędzie. Korfu to przy tym raj dla osób, które lubią zabytki, bo na wyspie jest ich ogromna ilość. A to jeszcze nie koniec! Nie można przecież zapomnieć, że na Korfu znajduje się wiele miejsc, gdzie można obcować z dziką przyrodą i spotkać wiele ciekawych gatunków roślin, ptaków, zwierząt. Z pewnością jednym z najciekawszych gatunków, które zobaczyć można na Korfu – są różowe flamingi!

 

 

Flamingi na Korfu są właśnie teraz, czyli jesienią. Już pod sam koniec lata przylatują na samo południe wyspy, gdzie znajduje się Laguna Korission. To szczególne miejsce powstało około 200 tysięcy lat temu, przez oddzielenie części morza wałem drobnego piachu, który dziś stanowi dziką plażę nazywaną Chalikounas. Laguna ma powierzchnię 427 ha, a jej teren znajduje się pod ochroną. Część laguny jest pod patronatem programu Natura 2000, którego celem jest szczególna ochrona ważnych dla terenu Unii Europejskiej obszarów przyrody.

 

Durrellowie na Korfu

 

Wybrzeża morza blisko Laguny Korission słyną z dzikich, ciągnących się kilometrami plaż, o jedwabiście delikatnym piachu. Jednak przede wszystkim jest to teren, który jest idealnym środowiskiem dla ptaków. Żyje tam około 120 różnych gatunków ptaków, z czego aż 86 jest pod ochroną! Na ternie laguny można spotkać między innymi kaczki, pelikany oraz kormorany, ogromną ilość motyli, żółwie wodne oraz węże. Trzeba przyznać, że najbardziej spektakularnie prezentują się przylatujące tam różowe flamingi.

Flaming Różowy, który występuje na terenie laguny, jest jednym z najbardziej popularnych gatunków flamingów na świecie. Można go spotkać w Afryce, w Azji Środkowej, ale również na terenie Europy, krajach takich jak Francja, Hiszpania czy też właśnie Grecja. Jest to bardzo duży gatunek ptaka, jego wysokość potrafi przekraczać 150 cm. Dzięki swojej eleganckiej sylwetce i niezwykle ciekawemu biało – różowemu ubarwieniu z elementami czerni, flamingi na stałe weszły do współczesnego świata pop kultury, jako częsty motyw dekoracyjny, który pojawia się właściwie wszędzie! Długie nogi, mocno wygięty dziób, część upierzenia skrzydeł, zawsze u flamingów są różowe. Zagięta końcówka dzioba oraz końcówki skrzydeł, są czarne. Cały korpus oraz esowato wygięta szyja zazwyczaj jest biała.

Dlaczego flamingi tak bardzo upodobały sobie teren Laguny Korission? Woda laguny w dużej części jest słona, a takiej właśnie wody potrzebują te ptaki. Na terenie laguny znajduje się również idealny dla flamingów pokarm, którym są skorupiaki, mięczaki oraz owady, robaki, glony i fragmenty roślin. W swoim naturalnym środowisku flamingi żyją około 30 lat.

 

 

Mini video – przewodnik po Salonikach

 

Każdego lata różowy flaming jest uwielbianym przez turystów motywem ubrań, gadżetów, różnych elementów dekoracji. Ale tak naprawdę zawsze najpiękniej wyglądają, kiedy widzi się je na łonie natury, zupełnie na dziko. Zestawienie bieli z delikatnym różem oraz mocnym kontrastem czerni, przyznać trzeba, że jest szalenie gustowne. Nie od dziś przecież wiadomo, że to właśnie natura jest niedoścignionym autorem wiecznie topowych na  świecie trendów!

 

 

Za udostepnienie tych pięknych zdjęć flamingów, podziękowania dla ich autora  – Giannis Gasteratos.

 

Caretta Caretta, czyli żółwie z wyspy Zakinthos

 

 

 

O Kefalonii z perspektywy niezapowiedzianego mieszkańca… niedziela, 16 sierpień 2020

 

Assos

 

Tym razem na Sałatce post gościnny…

Agata Biedna mieszka na Kefalonii  i zna tę wyspę jak własną kieszeń. Razem ze swoim mężem Arisem są właścicielami biura, które organizuje wycieczki po Kefalonii. Koniecznie wpadnijcie na ich stronę, jeśli w swoich wakacyjnych planach macie właśnie tę wyspę! Dziś o Kefalonii – pisze Agata!

 

ecotravel-kefaloniaitaka.com

 

***

 

Widok na okolicę Lassi

 

Czasem zastanawiam się, czy to możliwe, że miejsce wybiera człowieka… Może jestem dziwakiem, ale uważam się za idealny tego przykład. Tak, miejsce może wybrać człowieka.

Do dziś nie mogę wyjść z podziwu, jak dynamicznie potoczyła się moja historia. Zostawiłam całe dotychczasowe życie i zamieszkałam na jednej z najpiękniejszych wysp greckich – Kefalonii. Nigdy o tym nie marzyłam, nigdy nie przeszło mi to nawet przez myśl. Można powiedzieć, że znalazłam się tutaj zupełnie przez przypadek. Niekiedy nieśmiało myślę, że może było to moje przeznaczenie, odnaleziona karta z życia, którą los kiedyś zagubił, lecz odnalazł i to, co na niej napisane zaczęło się uparcie wypełniać.

 

Jedna z najpiękniejszych i najbardziej strzeżonych greckich wysp

Kefalonia jest wyspą wyjętą z zupełnie innego wymiaru. Zatrzymała się gdzieś na osi czasu, zbuntowała przeciw masowej turystyce, rosła w siłę z każdym dniem, gdy inne greckie wyspy oblegane przez turystów, zatracały swą dziewiczość. Ona, wyspa sponiewierana przez trzęsienia ziemi i liczne najazdy, nie poddała się i odbudowała swoje królestwo. Wyszła naprzeciw ludziom o wrażliwych sercach, przepełnionych emocjami nakreślonymi od nowa za każdym razem, gdy wkraczają w tajemniczy świat Kefalonii. Mimo kilku ładnych i kompletnie różnych lat tutaj, moje oczy nie przywykły do blasku, jaki zsyłany jest z nieba. Tak jak napisał Louise de Bernieres w swojej powieści “Mandolina kapitana Corellego”: (…) Światło jest tu tak jasne i tak czyste, że oślepia na moment i poraża, choć nie czuje się bólu (…). Wyspa kradnie serca, potwierdzam to ja i pewnie wiele innych osób, które powracają tu co roku lub nawet porzucają miejsce urodzenia, by móc usłyszeć dźwięk mandoliny, cicho nastrajającej i kojącej najbardziej skołatane myśli.

Na Kefalonii mamy jedne z najpiękniejszych plaż — pojawiającą się na szczycie rankingów plażę Myrtos, która usadowiła się pomiędzy dwoma górami, w pięknej zatoce i błyszczy niczym perła. Piękne plaże to tylko dodatek, akcent, niewielka dekoracja, która spowija antyczną ziemię. To, co ją jednak ukształtowało to niezliczone miejsca historyczne, pierwsze miasta założycielskie z ruinami akropoli, klasztory, których legendy to opowieści na miarę niejednej baśni, przyciągające tysiące osób. To moje ukochane i bardzo sentymentalne wioski tzw. ghost towns, czyli wioski zniszczone przez trzęsienia ziemi, gdzie można dostrzec, że życie ludzi zostało przerwane w pewnym, niespodziewanym momencie, ale nadal czuć tam ich obecność, żal i smutek, łzy wylane na spadające zewsząd mury domów… Ta wyspa jest kopalnią zagadek, których pewnie nigdy nie rozwiążemy. Są tu szczególne obszary, gdzie jaskinie połączone są ze sobą siecią podziemnych korytarzy. To raj dla osób kochających adrenalinę.

 

Plaża Myrtos

Plaża Lefka

Plaża Vouti

Plaża Dafnoudi

Plaża Avithos

 

Poszukuj, a znajdziesz i już nigdy nie zadowoli cię żadna komercja 

Mówi się, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. I ja zgadzam się z tym w stu procentach. Im więcej na Kefalonii widziałam, im więcej ukrytych miejsc, gdzie ludzka stopa rzadko stąpa, tym mniej zachwycają mnie typowe atrakcje turystyczne i miejsca znane każdemu. Chcę czegoś więcej i nie liczę przy tym na łatwe rozwiązania. Nie oczekuję, że na wyciągnięcie ręki znajdę nowe plaże, nowe szlaki. Wiem, że jest to proces, który składa się z wielu etapów. Dlatego szukam, nieustannie szukam miejsc, o których wielu ludzi nie wie, zapomniało lub nigdy się nie dowie, bo już na samym starcie przekreśla je z uwagi na pewne trudności.

 

Mój nowy dom – chcę by każdy go szanował

Kefalonia jest teraz moim domem, miejscem, dla którego chcę jak najlepiej. Miejscem, które żyje w sezonie i poza nim. Pragnę więc, by ludzie dostrzegli lub chociaż spróbowali dostrzec, jaka jest na co dzień, jakie emocje towarzyszą osobie, która mieszka tutaj na stałe. Chcę, aby wiedzieli, że w najbardziej upalne dni w ciągu roku, gdy opowiadamy o Kefalonii, na naszej skórze mimowolnie pojawia się gęsia skórka. Chcę, aby wiedzieli, że czasem nie starcza czasu, by przekazać wszystkie informacje, które przewodnik powinien powiedzieć, bo tak bardzo skupiliśmy się na uczuciach płynących prosto z serca oraz opisem najróżniejszych, codziennych sytuacji, które nas spotkały. Życzę Kefalonii, by była zawsze miejscem, gdzie ludzie przeżywają swą pierwszą miłość do Grecji, żeby nie była miejscem dla przyjezdnych na kilka godzin, by poganiani z miejsca do miejsca, nie potrafili dostrzec jej czaru.

 

Farsa

Okolice Farsy

 

Jaka jest Moja Kefalonia?

Często sama zadaje sobie pytanie: jaka jest moja Kefalonia? Pierwsze co zawsze przychodzi mi na myśl to słowo zwariowana. Tak, to szalona wyspa, która śmie za każdym rogiem chować przed ludźmi, to o czym nie marzą w najśmielszych myślach. Każdego dnia jednak odpowiedź jest inna. Nigdy nie powtórzy się, bo kieruje nią to, co aktualnie dzieje się w moim życiu. Dzisiaj powiem Wam, że moja Kefalonia to wysokie, majestatyczne góry, obsiane przez skały wyrzeźbione przez wietrzne nożyce. To szlaki pokryte czerwoną ziemią, przez którą prześwitują stróżujące głazy. To plaże, do których schodzisz z uśmiechem i werwą, a wracasz przeklinając swe irracjonalne pomysły. To drogi na skróty, przez stado owiec czy byczków, zastanawiając się sto razy czy w razie potrzeby wygrasz z nimi bitwę. To wzgórza, gdzie jest się władcą widoków z owej minuty, która się nigdy już nie powtórzy. To miejsce, w którym możesz być sam, bez najbliższej rodziny, ale nigdy nie doświadczysz samotności – bo jesteś otoczony dobrem, energią i miłością, dzięki którym nawet największa tęsknota mija szybciej niż mrugnięcie oka. To miejsca, gdzie komercja nie zawitała ze strachu nad brakiem podręcznikowego wytłumaczenia emocjonalnych cudów. To miejsca z punktami, do których nie ma wyrysowanej mapy, gdzie czasem na drodze jest się zupełnie samemu, i ma się przeczucie, że w gęstych zaroślach tysiące kozich oczu obserwuje każdy krok, a drzewa kładą swe gałęzie we wskazującym kierunku. Tutaj wszystko ma miejsce, zwyczajnie — bo może. Nie ma przymusu, przyroda rządzi, czasem z poczuciem humoru a czasem ze złością, ludzie są tylko gośćmi, niezdarnie przeskakującymi strumień co z gór płynie, tworząc błotną barierę, w której utkwi nie jedna stopa… Słońce w tych miejscach zachodzi jakby wolniej, zmieniając barwy i grając światłem na zielonych liściach drzew, gdzie gdzieniegdzie szeleści usypiające życie… Całe te krajobrazy niczym z fikcji wyjęte są rzeczywistością dla tych, co wyobraźni dają upust, patrzą oczami duszy, nie boją się zanurzyć swych stóp w morzu życia… Są realne dla tych, co potrafią odnaleźć w sobie dziecięcą radość i poszukują, bo wiedzą, że w tym jest sens podróżowania. Kefalonia to w końcu miejsce, za którym tęsknota jest niewyrażalna, przeszywa duszę i serce na wskroś i drążyć będzie, dopóki nie wrócisz do tej ziemi spokojem i ciszą usłanej…

 

Jaskinia Melissani

Jaskinia z jeziorkiem

 

Odkrywaj Kefalonię bez pośpiechu razem z nami!

Zapraszamy Was serdecznie, byście otworzyli się na nowe doświadczenia, na coś, co z góry już przekreśliliście, podejmując decyzję o  zwiedzaniu Kefalonii na własną rękę. Zapraszamy Was, byście przyjęli od nas prezent, jakim jest nasza wiedza i uczucia, które wydrążyliśmy sami, nie oglądając się na innych, nie usiłując nigdy być kopią zastępczą, jakich dziś wiele. Cokolwiek uczynicie, wybierajcie mądrze, budujcie swoją świadomość i dojrzewajcie na prawdziwych podróżnych. Odkrywajcie, bądźcie dociekliwi i nigdy nie rezygnujcie ze swoich marzeń!

 

 

 

 

Dlaczego do końca czerwca będzie tu cisza?… piątek, 5 czerwca 2020

 

 

Kochani! Już od pewnego czasu, na blogu jest głucha cisza.  I będzie tak do samego końca czerwca. Obecnie nie piszę nowych postów, nie szykuję nowych filmików. Cały mój czas, myśli i energię poświęcam na pisanie mojego przewodnika po Korfu. Jest już 1/4… Czas leci jak szalony, a pracy przede mnią jeszcze ogromna ilość! Dlatego postanowiłam przez najbliższy czas skoncenrować się na 100 na jednym! Planowo mój przewodnik będzie gotowy w pierwszych dniach lipca. I wtedy wracam do blogowania. Trzymajcie za mnie kciuki…! Roboty jest po pachy!!! Jeśli macie ochotę podglądać jak powstają kolejne części – wpadajcie na moje Stories na Instagramie.

https://www.instagram.com/salatkapogrecku.pl/

Tymczasem, pozdrawiam was mocno z mojej obecnej bazy!

 

 

 

Gdzie znajduje się Campiello? I co to jest “kandounia”? Przewodnik po KORFU, cz. 32… niedziela, 18 maja 2020

 

Miasto Korfu, Campiello

 

Piękno tego mikro – świata, potrafi być nieco abstrakcyjne. Często kryje się w odpadającym tynku i przypadkowym zestawieniu barw warstw, które się pod nim odsłaniają. Zbyt jaskrawym kolorze okiennic, które na wpół już wiszą, jakby przy następnym powiewie wiatru miały odpaść. Roślinach, które wyrastają wszędzie, którym do szczęścia potrzeba tylko kilka ziaren ziemi i kropla wody. Słońce robi tu przecież swoje. W wiszącym między budynkami praniu, które faluje na wietrze. Zgarbionej postaci, która cicho się przemieszcza. Jeszcze tu jest, ale za chwilę już zniknie za zakrętem, w następnej uliczce. I już nigdy jej nie będzie.

 

*

 

Campiello, to najstarsza część miasta Korfu, która właściwie w całości została zbudowana jeszcze przez Wenecjan. Dlatego jej zabudowania, to idealny przykład architektury typowo włoskiej. Domy są wysokie, zazwyczaj kilkupiętrowe, bo tak można było wykorzystać dla większej ilości mieszkań, cenną tu przestrzeń. Są zbudowane bardzo blisko siebie. Każdy budynek ma inny kolor, dlatego w Campiello wszędzie jest kolorowo. Najstarsze budynki powstały jeszcze w XVI wieku.

Kiedy spaceruje się po Campiello, jest się jakby w innym świecie. Nigdy nie ma tam zbyt wielu osób, bo przecież wszyscy zwiedzają centrum. Ale to właśnie w tej części cicho toczy się to prawdziwe życie. W labiryncie wąskich uliczek, czyli z języka włoskiego – kandounii. Tu nie działają już żadne nawigacje. Nie sprawdzają się żadne mapy. A jedynym wyjściem, jest się tu zgubić…

 

 

TUTAJ! przeczytasz więcej o najważniejszych zabytkach miasta Korfu.

TU! zobaczysz filmik o mieście Korfu.

TUTAJ! przeczytasz o historii wyspy Korfu.

 

 

 

 

Są w życiu pewne stałości. Rejsy w Paleokastritsy, sternicy i święto sardynki… środa, 22 kwietnia, 2020

 

No i w drogę! Szczęśliwie płyniemy w rejs…

 

Na całej Korfu mówi się, że Paleokastritsa to jest zupełnie inny świat. Tak między nami – nie tylko z powodu rajskich widoków, chociaż przez to również. Ale przede wszystkim, dlatego że w tej niewielkiej wiosce, panuje bardzo specyficzny klimat pracy. Paleokastritsa, to jedna z najpiękniejszych wiosek na Korfu, znajduje się w północno – zachodniej części wyspy. Jest tam tak pięknie, że kiedy jedzie się tam pierwszy raz, dosłownie nogi się pod człowiekiem uginają. Atrakcją numer jeden w tej wiosce, są słynne rejsy po wybrzeżu i okolicznych grotach.  Żeby wziąć udział w tych rejsach, czy też by wypłynąć do Rajskiej Plaży, do Paleokastritsy zjeżdżają się ludzie z każdej części świata.

Dla większości osób, które pracują w turystyce, na hasło „Paleokastritsa” ciśnienie od razu się podnosi. W Paleokastritsy zawsze wszyscy się kłócą. Kiedy jest szczyt sezonu to nie bata, że przyjedzie się z grupą i wszystko pójdzie gładko. W starciu ze sternikami, zawsze trzeba się postawić, przekrzyczeć, nie da się uniknąć kłótni. Jeden sternik strajkuje. Drugi chce płynąć jako pierwszy. Trzeci popłynie tu, ale już nie tam. Czwarty ma teraz przerwę  i w tej chwili musi koniecznie wypić kawę. Biorąc pod uwagę ilość turystów, gdzie każdy jest przedstawicielem innej mentalności, kultury i mówi w innym języku – zawsze panuje tam turystyczna Sodoma i Gomora.

TU! zobaczysz filmik o rejsach w Paleokastritrsa.

TUTAJ! przeczytasz więcej o Rajskiej Plaży na Korfu.

 

*

 

Było to albo pod koniec ubiegłego sezonu, albo jakoś dwa lata temu. Powoli kończyło się już gorące, greckie lato. I nagle lunął deszcz. Raz silniej, raz lżej padało na Korfu przez kilka dni prawie bez przerwy na słońce. Tak czasem dzieje się na wyspie i jest to oznaka, że zbliża się jesień. Podczas jednego z tych dni jechaliśmy z grupą na wycieczkę. Pamiętam, że kiedy już wjeżdżaliśmy do Paleokastritsa pomyślałam, że co prawda z rejsu to raczej będą nici, ale przynajmniej dziś będzie spokojnie. W spokoju wypiję kawę i choć raz w życiu miło z chłopakami sobie pogadamy.

Kiedy sezon trwa w pełni, dla każdego nawet dzień, dwa przerwy w pracy stanowią zwyczajnie stres. W trakcie dość krótkiego sezonu, każdy dzień który minął, już przecież nie wróci. Mnie osobiście stresuje to zawsze, kiedy dzieje się coś, co uniemożliwia mi plany związane z pracą. Kiedy więc już wjeżdżaliśmy do Paleokastritsy byłam przekonana, że sternicy będą w stresie.

Chwila czasu wolnego, więc siadam obok grupy sterników i zamawiam kawę. Rzeczywiście, dziś co prawda ulewy nie ma, ale są bardzo wysokie fale. Morze jest wściekłe. Nikt nigdzie nie popłynie. Niewielkie molo bezwładnie buja się na wysokich falach. Dwóch sterników, którzy siedzą obok mnie ubrani w jesienne swetry, grają w tawli. Jeden wali kostkami o tablicę, mocniej od drugiego. Trochę tak jakby ta gra polegała na tym, kto uderzy kostkami mocniej. Obydwaj klną przy tym jak szewcy! Cała uwaga i wszystkie zmysły, skoncentrowane na grze. Siedzę i się uśmiecham. Do mojego stolika dosiada się trzeci sternik. Rozchodzone buty wysuwają mu się ze stóp, rozczochrane włosy, kurtka wyjęta jak psu z gardła. Siada i od razu się śmieje. Zastanawiam się, co mu tak wesoło. Niby piję ciepłą herbatę, ale ja czuje zapach Metaxy.

-Jorgo!

-No co… Wolne dziś! Herbatki nie można się napić? Chcesz, to ci też naleje! Ta najlepsza, zobacz, z pięcioma gwiazdkami.

-Daj mi spokój! Ja nie mogę…

-Oj, tam nie mogę, nie mogę… – siedzi, pije, śmieje się i patrzy w morze, a ja czuje, że chyba nikomu dziś nie w głowie już praca. Próbuje nieco zmienić temat, więc pytam, bo to akurat pierwsze co mi na myśl wpada:

-A wiesz, że dziś w Ipssos jest święto sardynek? Jak skończymy wcześniej, to jadę zobaczyć, spróbować… Ciekawe jak będzie?

-Taaak! To może ja też pojadę! Spiro! – woła do przechodzącego obok kolejnego sternika. Swoją drogą to ciekawe, że mają dzień wolny, a widzę, że wszyscy na stanowiskach pracy. Podchodzi Spiro. Idzie z paczką chipsów i beztrosko sobie je podjada. – Spiro, słyszałeś że dziś w Ipssos jest święto sardynek? Może podjedziemy?

-Ach, tak… No, a w jakiej cenie będą te sardynki? – pyta Spiro.

-Ja nie wiem, ale jak święto, no to chyba będą za darmo! – mówi Jorgo.

Jeden ze sterników, co gra z drugim w tawli, woła:

-Jakie za darmo! Nic za darmo nie masz! Na pewno trzeba płacić!

-Ale jak święto, to święto! Za darmo powinni dawać te sardynki, no bo to święto!– krzyczy Spiro jedząc chipsy.

-Wiesz coś o tym? – dopytuje Jorgo i patrzy mi głęboko w oczy. Zanim jeszcze zdążyłam otworzyć usta, jedne ze sterników, ten co gra w tawli, woła:

-A jak jest festiwal piwa Sipro, ten w Arillas, to piwo dostajesz za darmo? Jakby było za darmo, to przecież by zbankrutowali!

 

TU! przeczytasz o festiwalu piwa w Arillas.

 

-Ale piwo, to piwo. A sardynka, to sardynka! Ja nie jadę nigdzie, jak nie ma za darmo.

Nie minęło dziesięć minut, a zebrało się ich grubo ponad dziesięciu. Skąd ich tam tylu, sama nie wiem. Tych dwóch co grało w tawli, to nawet o tawli już zapomnieli i jeden krzyczy przez drugiego: że te sardynki to powinny być za darmo, bo jak nie to jest głupota, drugi że trzeba płacić, a jeszcze inny, że one to na pewno będą nawet droższe i to ze dwa razy.

-Co, ale to jest już nonsens! Poczekaj, czekaj… To ja mam jechać z Liapades do Ipssos, wydawać na benzynę, płacić piwo, które będę sobie chciał kupić i jeszcze mam płacić za sardynki??? To jaki jest cel tego święta? My mamy świętować, czy rybakom trzeba dać więcej zarobić?

-No… Co ja mam ci powiedzieć? Tak to w tym Ipssos działa. Z tego co słyszałem za sardynki na święto sardynek w Ipssos, trzeba będzie płacić!

-To ja zrobię tak! Ja na  jutro uchwalam święto sternika, tutaj w Paleokastritsy i  niech przyjadą wszyscy i rejs po grotach będzie kosztować nie dziesięć euro, a dwadzieścia! No bo jak święto sternika, to święto! Więc będzie to polegać na tym, że tego dnia będziemy zarabiać podwójnie!

-Co ty opowiadasz! Spiro! Zidiociałeś! Słońce ci mózg chyba przypaliło!

-Co? Ja… Nie mów tak do mnie! Tak do mnie nie mów! Chcesz, żebym  ci przywalił?

I się zaczyna… Jeden krzyczy przez drugiego. Wyzwiska i przekleństwa. Zebrali się już wszyscy i jest wielka dyskusja: czy sardynka podczas święta sardynki w Ipssos ma być za darmo, po normalnej cenie, czy ma kosztować podwójnie…

Na szczęście widzę, że wraca moja grupa. Podnoszę się z krzesła, ale nawet nikt nie widzi, że wstaje. Więc mówię właściwie sama do siebie:

-Do widzenia, do jutra! To ja panom dziękuję!

Idę do autobusu, a raczej już się ewakuuję.

Po co ja  o tym w ogóle mówiłam? O tym święcie. Ipssos i sardynkach… Nawet jak mają wolne, kłócą się jak zawsze! A może to i dobrze, że są w tym życiu jakieś stałości?

 

Kiedy jest szczyt sezonu, kolejka na na rejs po grotach potrafi być taka…

…albo nawet taka!