Pierwsza jesień na Korfu. I pojawił się pierwszy problem… niedziela, 8 grudnia 2019

 

Mój wróg numer jeden…

 

Powoli mija moja pierwsza jesień na Korfu, która niepostrzeżenie przechodzi już w zimę. Na Korfu mieszka mi się genialnie i wciąż, nadal, niezmiennie, czuję się tutaj jak ryba w wodzie. Wiedziałam jednak, że nie wprowadzam się do raju. Prędzej czy później, pojawią się rzeczy, które będą mi przeszkadzać. Jeśliby przeanalizować grecką i wyspiarską rzeczywistość, mogłabym spisać ich całą listę. Byłaby tak długa, że powinnam ją zapisać na papierze toaletowym, który chwilę później powinien znaleźć się tam gdzie jego miejsce, czyli w ściekach. Bo właśnie tam jest miejsce dla wszelakiego typu narzekań.

A propos TU! przeczytacie o tym, dlaczego papieru toaletowego nie wrzuca się w Grecji do klozetu.

Moim zdaniem narzekać można tylko na rzeczy, które chwile później chce się zmienić. A jeśli czegoś zmienić nie można, trzeba to zaakceptować. Pewnie zastanawiacie się, co takiego mnie na Korfu denerwuje? Za żadne skarby nie zgadniecie. Wcale nie chodzi o stan dróg, jak prowadzą tu swoje auta kierowcy, że jest za dużo bezdomnych zwierząt, czy że szwankuje organizacja. Ja osobiście, wszystko to jestem w stanie zaakceptować. Serio. Aż tak bardzo mi to nie przeszkadza.

A denerwuje mnie piekielnie… Wściekam się już na sam widok… PLASTIKOWEJ BUTELKI! Jest tak z dwóch powodów…

Nie jest tajemnicą, że mieszkańcy Korfu często nie radzą sobie z wywozem śmieci. W Polsce problem segregacji śmieci jest super rozwiązany. I za każdym razem, kiedy jestem w Polsce naprawdę doceniam fakt, że mam taką szczególnie fajną możliwość wywalić plastikową butelkę do odpowiedniego kosza, gdzie moja plastikowa butelka znajdzie się w jednym pojemniku z jej licznymi koleżankami. Na Korfu – aż takich luksusów nie mamy. Plastikowe butelki wywala się do niebieskich pojemników, gdzie są najróżniejsze  inne odpady nadające się do recyklingu. Bóg jeden raczy wiedzieć, czy moja plastikowa butelka, którą tam wrzucam, rzeczywiście będzie miała później zapewnioną odpowiednią opiekę. Realistyczne podejście do świata, podpowiada mi, że niestety ale nie. Nic z tych rzeczy.  Trochę się naszukałam, ale ostatecznie nie znalazłam na wyspie żadnego pojemnika, do którego można wrzucać jedynie plastikowe butelki. Co prawda teoretycznie jest jeden. Przy dużym markecie popularnej w Grecji sieci AB. Ten jednak zawsze, ale to zawsze jest niestety pełny. Logiczne. Jeden taki pojemnik na 35-cio tysięczne miasto Korfu. Kropla w oceanie potrzeb.

Ostatecznie, wiem, że to nie jest koniec świata. I plastikowe odpady wrzucamy do niebieskich pojemników na śmieci, które nadają się do recyklingu. Jednak problem z plastikowymi butelkami, jest znacznie większy niż jedynie ich recykling. Woda, którą pijemy z plastikowych butelek, przechodzi tym właśnie plastikiem.

Jakiś czas temu, moja siostra podesłała mi link do filmiku Kasi Bosackiej o plastiku, z jej kanału na You Tube. Uważam, że każda osoba, której nie jest obojętne jej zdrowie, powinna teraz kliknąć w ten filmik i posłuchać co Kasia Bosacka ma do powiedzenia w temacie:

 

 

No i właśnie… Tu pojawia się dla mnie największy problem… Czy mieszkając na Korfu, jestem skazana na picie tego cholernego plastiku? Woda z kranu na Korfu nie nadaje się do picia. Nie tyle, że w wielu miejscach jest słona, co ma w sobie trujące dla człowieka składniki. Wiele osób nie gotuje nawet w wodzie kranowej ziemniaków, czy też ryżu. Nie pije się jej, nie można robić ani kawy, ani herbaty. Nie wskazane jest nawet gotowanie na  niej zup. Nie nadaje się do picia również po przegotowaniu. Służy jedynie właściwie do mycia.  Picie wody kranowej, co jest standardem w Grecji kontynentalnej, więc odpada. Nasze mieszkanie wynajmujemy, więc nie chcemy zakładać drogich i nie wiem na ile skutecznych filtrów. Co pozostaje??? Jani wpadł na pomysł, żeby poszukać jakiegoś źródła i od czasu do czasu, pobierać stamtąd wodę. Pomysł dobry, ale gdzie mielibyśmy trzymać tę wodę? Drewnianych beczek nie mamy, więc znów zostają butelki plastikowe. I tu koło się zamyka. Na chwilę obecną jestem skazana na picie razem z wodą plastiku…

Żaden inny pomysł nie wpada mi do głowy. Ale mam mądrych Czytelników. Czy macie może jakiś pomysł??? Jakieś rozwiązanie??? Skąd na Korfu możemy brać wodę do picia, jeśli nie z plastikowych butelek?

 

TU! możecie przeczytać wszystko o “mati”, czyli o tym dlaczego Greków boli głowa…

 

Co działo się u mnie w listopadzie?… czwartek, 5 grudnia 2019

 

Tak miałam się w listopadzie! 😀

 

Listopad, który właśnie minął, był dla mnie miesiącem odrodzenia. I po bardzo intensywnym sezonie i po ciężkim, kilkuletnim okresie życia. Potrzebowałam dobrych kilku tygodni, żeby po letnim tajfunie pracy dojść do siebie. Tylko, że… No właśnie… Nie wiem czy wy też tak macie, ale ja nie potrafię w domu odpoczywać. W domu zawsze znajdzie się coś do roboty. A to coś sprzątnąć, a to ugotować, a to dokupić, albo nareperować. A szczególnie w domu, do którego właśnie się wprowadziliśmy…

 

TU! przeczytasz o moim kryzysie na mojej greckiej emigracji.

 

To już taki mój naturalny rytm, że chwila po skończeniu sezonu, dokończeniu również całego stosu spraw formalnych, pakuje walizę i wylatuje do miejsca, o którym marzyłam przez cały letni sezon.

Ponieważ jesteśmy na wyspie, rzut beretem od morza, kocham wypoczywać w dużych miastach, w których wiele się dzieje. Dowiadywać się i patrzeć na coś zupełnie nowego. Florencja marzyła mi się już od dłuższego czasu. Z trzech powodów… Przez renesans. Spaghetti i kawę!

Przez dłuższy czas bardzo tęskniło mi się do Sztuki przez wielkie „s”. Nie z przypadku, ale przemyślanego i konsekwentnego życiowego wyboru, z wykształcenia jestem historykiem sztuki. Chciałam znów patrzeć na piękne budowle, rzeźby i niesamowite obrazy. Co prawda oficjalnie jestem fanką kuchni greckiej, ale szeptem zdradzę wam, że wolę kuchnię włoską… Natomiast kawa… Ten powód chyba nie wymaga komentarza…

 

Katedra we Florencji i słynna kopuła

Fasada katedry we Florencji

Widok na miasto

Jedna z florenckich uliczek

 

Ta tygodniowa podróż do Florencji i Mediolanu, była moim osobistym odrodzeniem. Ponownie zakochałam się w tym kraju i chcę do niego znów wrócić. Była to jedna z najpiękniejszych podróży jakie w życiu odbyłam. Największą dla mnie wartością Florencji jest rzecz jasna, niesamowita sztuka, ale również i to, że piękno kryje się tam w każdym, zwykłym zakamarku. W tym jak wyglądają najzwyklejsze ulice. W tym jak ubierają się i jak zachowują się ludzie. I w tym jak tam smakuje najbardziej nawet pospolite jedzenie. Sztuka, to nie tylko obrazy, które wiszą na ścianach muzeów. Sztuka to również codzienne, zwykłe życie.

Widzieliśmy dzieła Leonarda, Michała Anioła i Rafaela. Do teraz nurtuje mnie jak zbudowano kopułę florenckiej katedry. Kilka chwil spędziliśmy również w Mediolanie, który zachwycił mnie tak otwartym podejściem do odmienności i do mody.

 

Pomnik Dantego

W tym tkwi sztuka! Dbałość o każdy detal!

Te dzieła sztuki w rzeczywistości wyglądają niesamowicie…

Katedra w Mediolanie

Sklepienie mediolańskiej katedry

Witryna sklepu Dolce and Gabbana

To było tak pyszne!

 

Codziennie przy tym jedliśmy pizzę, na przemian ze spaghetti. I do teraz rozmyślam o tym, co do kawy dodają Włosi, że jest tak pyszna.

Tego mi było trzeba. Ta podróż była moim prawdziwym odrodzeniem.

 

TU! przeczytasz o 10 faktach o mnie.

 

Jeszcze tak niedawno, kilka miesięcy temu, marzyłam o takich zwykłych rzeczach, które będę robić tu na Korfu, kiedy uda nam się zamieszkać tu na stałe. Że owoce i warzywa zawsze będziemy kupować na miejskim targu, tuż przy Nowej Fortecy. Że każde sobotnie przed i popołudnie będę spędzać załatwiając najróżniejsze sprawy w mieście Korfu. Że co jakiś czas będę biegać w parku Mon Repos. I że będę mieszkać rzut beretem od miasta, w jakimś niezwykłym miejscu.

Wszystko to już stało się rzeczywistością. I każdego dnia, kiedy naprawdę dzieją się wszystkie te rzeczy, nadal nie mogę się nadziwić, że to już jest prawda. Odżywam. Całą sobą…

 

Paleokastritsa w listopadzie… Latem tym molo nie da się przejść.

A w mieście Korfu, zawsze się dzieje! Nawet jesienią.

 

TU! zobaczysz filmik o mieście Korfu.

 

Jesień i zima to czas, w którym powracam do rzeczy, na które nie ma czasu latem. Do mojej codzienności wróciło zdrowe odżywianie. Soki i smoothie pojawiają się u nas każdego dnia, przez co kilogramami pochłaniamy warzywa i owoce w najróżniejszych postaciach. Wraz z zakończeniem sezonu zapisałam się na jogę i jazdę konno. Marzyłam żeby powrócić do jazy konno od dłuższego czasu. Czytam i z miską popcornu oglądam stare klasyki kina. Pierwszy raz też widzę Korfu w wersji jesiennej i pierwszy raz widzę moich znajomych i przyjaciół z Korfu, w kurtkach i szalikach. Może wydawać się to śmieszne, ale dla mnie to naprawdę niesamowite.

 

TU! przeczytasz o pietruszkowym smoothie.

 

I dalej już… tylko do przodu!

 

 

CARPACCIO Z BURAKÓW! Filmik z przepisem… niedziela, 1 grudnia 2019

 

 

Takie przepisy lubię najbardziej! Ten jest bardzo prosty, bardzo zdrowy i robi wrażenie. A przy tym, smakuje Grecją! Buraki nigdy nie kojarzyły mi się jakąś ciekawą potrawą. Ale dzięki takiemu greckiemu “podrasowaniu”, ich smak staje się bardzo śródziemnomorski.  Dobrej jakości ser feta, cytryna, oliwa z oliwek i wcześniej uprażone pestki dyniowe… Co tu dużo pisać… Zobaczcie sami i dajcie znać jak się wam podoba w komentarzu!!!

 

TU! zobaczysz filmik z propozycją zimowego, greckiego śniadania.

TU! jest przepis na proste, greckie danie obiadowe – “kleftiko”.

TU! jest nasz odcinek, w którym gotowaliśmy w TVN24 BiS u Jakuba Porady.

 

 

 

Co mieszkańcy Korfu robią zimą? I czy im się nudzi?… czwartek, 28 listopada 2019

 

Widok na miasto Korfu jesienią

 

Nawet jesienią Korfu cała jest zielona. Tylko gdzieniegdzie, od drugiej połowy września żółkną nieliczne drzewa. Wyjechaliśmy z Paleokastritsy i kierowaliśmy się do Kanoni. Wjechaliśmy do krętej uliczki jednej z niewielkich, typowych dla wyspy wiosek. Pomiędzy oliwkami i drzewami cyprysowymi, widać było kilka drzew z pożółkłymi liśćmi,  które częściowo spadły na soczyście zieloną trawę.

-Jesień… – pomyślałam i mówiąc prędzej, niż się zastanawiając, spytałam mojego kierowcę, bo naprawdę byłam bardzo ciekawa:

-Niko… A jak skończymy pracę i przyjdzie jesień, a później zima, to ci się nie ludzi?

-Mnie? A skądże! – odpowiedział i jednocześnie bardzo się ożywił.

-Co robisz jesienią i zimą, kiedy nie pracujesz?

-Mam się bardzo dobrze!

-Acha… – ciekawa odpowiedź, ale mnie nie satysfakcjonowała -No, ale tak dokładnie… Jak wygląda twój dzień, zimą, jesienią jak nie musisz już pracować?

-Jak wygląda mój dzień…? Już ci mówię… Zimą nigdy nie nastawiam budzika i zawsze(!) sam wstaję równo o piątej.

-CO??? O piątej? Na Boga? A po co? Dlaczego?

-Bo jesienią i zimą, nie mam żadnych zmartwień! Nikt z pracy do mnie nie dzwoni, nikt niczego ode mnie nie chce. Kasę mam i mogę robić, co mi się podoba. Więc jak w nocy śpię, to śpię tak mocno i jestem tak zrelaksowany, że nie potrzeba mi wielu godzin snu. Wstaję wypoczęty jak nowo narodzony! Zawsze o piątej! Za nic nie mogę dłużej spać! Wstaję, tak żeby nie obudzić żony i pierwsze co robię, to idę napalić w kominku. Ach! Jak ja to lubię! Ten zapach drewna, lasu i skwierczenie jak się pali. Ciepło z komina jest zupełnie inne niż z kaloryfera. I kiedy już jest napalone, idę zrobić sobie kawę, a później jem śniadanie.

-A co jesz na śniadanie? – wiem, wiem… potrafię być wścibska. Ale Nikos odpowiada z widoczną satysfakcją.

-Kawę, a do tego jakieś ciasto. Zawsze jakieś jest w domu. Pomarańczowe, albo czekoladowe. Więc odkrajam gruby kawał i jem popijając kawą. I później… Spodnie moro, kalosze, strzelba i idę po psy.  Mam dwa dorodne, tylko trochę skundlone charty. Idę je wybiegać i każdego dnia przy tym poluje! Tym głównie zajmuje się jesienią i zimą. Kocham naturę, a szczególnie moje polowania!

-Każdego dnia polujesz? Oj…

-Nie chodzi w tym o samo polowanie… Zabijanie… Wiesz… Szczególnie, kiedy zimą jest słoneczny dzień, to w tych zielonych gajach jest tak pięknie. Rankiem, kiedy wstaje dzień. Są takie miejsca, gdzie widzisz pół wyspy, morze, a dalej Albanię. Czasem przy tym ustrzelę zająca, czasem kuropatwę, a czasem nic – kończy, łapie się za lekko wystający brzuch i dodaje: – O! Nie myśl sobie, że ja tak wyglądam zimą! Zimą po tym nie będzie śladu! Wychodzę z pasami codziennie! Nawet jak pada deszcz… I później wracam w południe na obiad. Jemy całą rodziną. Gadamy i zazwyczaj kończy się tak, że kłócę się z moim ojcem.

-Twój ojciec jeszcze żyje? – spytałam, zanim ugryzłam się z język. Nikos jest grubo po sześćdziesiątce.

-No i ma się całkiem dobrze. Skurczybyk… Mój ojciec ma 98 lat! I całe życie się kłócimy! I jak już mi się znudzi to kłócenie, to idę spać! Później wstaję i na 18 idę do kafenijo (przeczytaj o tym, co to jest kafenijo TU!) do chłopaków. Siedzimy, pijemy, coś małego przegryziemy. I gadamy.

-A o czym…?

-Najczęściej to o trzech rzeczach: o pracy plus pieniądzach, polityce i kobietach.

-Acha… – padła konkretna odpowiedź, na tyle konkretna że więcej pytań już nie miałam.

-No i później wracam do domu i tak powoli szykuję się spać. Co jakiś czas wyjeżdżam z Korfu, na przykład do Salonik, gdzie pracują moje dwie córy! Widziałaś jakie piękne są moje córki! Pokazywałam ci na telefonie, weź zobacz… – dojeżdżamy do zakrętu, ale co tam – koniecznie w tej chwili muszę zobaczyć dwie piękne córy Nikosa. Patrzę… Rzeczywiście, greckie piękności, z czarnymi długimi włosami i lekko zgarbionymi nosami. Jedna pracuje w podstawówce, a druga jest nauczycielką angielskiego. I tak zaczyna się dłuższa wypowiedź, na temat córek, tego co dokładnie robią, ale już podjeżdżamy autobusem do Kanoni i za chwilę całą wycieczką będziemy wychodzić. Więc biorę mikrofon do ręki…

-Tylko ci jeszcze koniecznie coś dopowiem… Zimą, jedź z rana na kawę tutaj do Kanoni, jak będzie słoneczny dzień. Sama zobaczysz, jak tu jest pięknie jak nie ma już tylu ludzi. Pójdziesz, zobaczysz i przypomnisz sobie co ci powiedziałem…

Dojechaliśmy. Wychodzimy na punkt widokowy przeciskając się pomiędzy wielkimi autobusami i tłumami turystów z każdej części świata.

Tak, rzeczywiście. Przyznaję mu rację. Jesienią na Kanoni jest jeszcze  piękniej.

 

TU! przeczytasz post na temat Kanoni.

TUTAJ! zobaczysz film YouToube o Kanoni.

 

 

ANGELOKASTRO. Przewodnik po Korfu YT cz. 5, 8 listopada 2019

W piątej części YT-bowego przewodnika po wyspie Korfu: największy zamek na Korfu i jeden z najważniejszych zamków całej Grecji. Zamek Angelokastro. To właśnie z tego zamku widać najpiękniejszy widok na Korfu.

 

 

TEKST NA TEMAT ZAMKU ANGELOKASTRO, JEST TU!

 

Pozostałe części YT-bowego przewodnika po Korfu:

 

cz. 1: KANONI

cz. 2: MIASTO KORFU

cz. 3: PALEOKASTRITSA REJSY

cz. 4: RAJSKA PLAŻA

 

PEŁNA OFERTA NASZYCH WYCIECZEK PO KORFU I WYCIECZEJ REJSOWYCH JEST TU:

 

salatkapogrecku.pl

 

 

 

Co działo się u mnie przez sześć miesięcy mojego milczenia?… poniedziałek, 4 listopada 2019

 

Podczas nawszej wycieczki Widoki Korfu, na Rajskiej Plaży

 

Pada nieprzerwanie już całą dobę. Jutro też zanosi się na deszcz. Ale musi w końcu się wypadać, bo ostatni deszcz był zdaje się w czerwcu. Tak właśnie wygląda jesień i zima na Korfu. Pada, pada i pada. Ta niesamowita zieleń, w końcu z czegoś musi się wziąć!

 

Po sześciu miesiącach milczenia tu na blogu, z nieopisaną przyjemnością wracam do systematycznego pisania. Brakowało mi tego jak tlenu. Sześć miesięcy milczenia to absolutny dla mnie rekord. Nie mogło być jednak inaczej. Ten sezon na Korfu był dla nas pod znakiem być, albo nie być. Postawiliśmy przecież wszystko na jedną kartę. Jeśli macie ochotę przeczytać, co takiego działo się u mnie przez te sześć miesięcy – czytajcie dalej!

 

W połowie kwietnia Jani zostawił swoją poprzednią pracę. Zamówiliśmy transport wszystkiego co mieliśmy w jedną stronę z okolic Livadia, prosto na Korfu. Pół żartem, poł serio – do tej przeprowadzki szykowałam się od momentu, kiedy wprowadziliśmy się do naszego poprzedniego mieszkania (dlaczego? o tym przeczytasz TU!). A tak na poważnie, już miesiąc wcześniej większość rzeczy miałam przygotowane. Po spakowaniu wszystkiego, wyniesienie całości do niewielkiej furgonetki, trwało jedną godzinę. Oddaliśmy klucze do mieszkania i z każdym kilometrem, kiedy się od niego oddalaliśmy, czułam że zaczynam zupełnie nowe życie. Dokładnie takie, jakie chcę.

To dla mnie symboliczne, że okres kiedy na stałe wprowadziliśmy się na Korfu, przypadał na grecką Wielkanoc. Odradzało się wszystko. Wielkanoc. Wokoło wiosna. A u nas nowy rozdział życia.

Co roku, każdy sezon na Korfu, zaczynamy coraz wcześniej. Zdążyliśmy ustawić mniej więcej rzeczy w tymczasowym mieszkaniu i w samym biurze. Ale większość rzeczy, do samego końca i do ostatecznej przeprowadzki do stałego  już domu, pozostała w kartonach.

 

Początek maja. Jako pierwsza grupa w sezonie 2019 wpływamy na Rajską Plażę…

A tu już zdaje się koniec maja… Nasi turyści jeszcze w kurtkach, płaszczach… Taka była pogoda i tak dopływaliśmy do Rajskiej Plaży. Nie wiedziałam: śmiać się, czy płakać?

Początek czerwca. Co prawda już słońce, ale nadal chłodno. Ja nadal w letniej kurtce!

 

Ten sezon dla całej Korfu, był dość trudny. Zaczął się ciężko, bo do samego początku czerwca, co chwilę padało i jak na Grecję, było bardzo chłodno. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło, ale jeszcze kilka wycieczek z początku czerwca prowadziłam w wiosennych kozakach i w kurtce!

W porównaniu do poprzednich sezonów, tego lata na Korfu przyleciało nawet do 40% mniej turystów. Szczególnie w pierwszej połowie sezonu, wiele hoteli w połowie była pusta. Jeśli byliście w tym roku na Korfu i zdziwiło was, że nawet w najbardziej turystycznych miejscowościach jest raczej cicho i  spokojnie, to skutek dużo mniejszej ilości turystów, która w tym roku wybrała Korfu na wakacje. W turystyce to jednak nic nadzwyczajnego i do tego trzeba po prostu się i przyzwyczaić i przygotować. Wiele rzeczy jest tu zupełnie nieprzewidywalna i rządzi się czystym przypadkiem.

 

TU! zobaczysz nasz filmik o mieście Korfu.

 

I w końcu jest TA pogoda! Rajska Plaża na KORFU – więcej przeczytasz TU!

Ja sama w łódce. A sternik – na plaży! Tak o mnie dbają 😛 Spiro sznurek trzyma dosłownie na jednym placu! 😀

 

Na całe szczęście… Mimo tych problemów, dla nas ten sezon był rewelacyjny. Na naszych trasach firmowych jak zawsze było was bardzo dużo. Ogromna ilość was, trafia do nas z polecenia – co jest największą dumą. W tym roku już oficjalnie zaczęliśmy organizować kilka różnych wycieczek rejsowych: Albanię, Paxos i Antypaxos, Pargę, Błękitną Lagunę oraz kameralny rejs statkiem „Madalena”. Wprowadzenie tych wycieczek właśnie teraz, kiedy znaleźliśmy odpowiednich współpracowników, było strzałem w dziesiątkę. Wasze zainteresowanie tymi wycieczkami, już w pierwszym sezonie ich organizowania, przerosło nasze oczekiwania. I to sporo…

Cały sezon, bite sześć miesięcy, pracowaliśmy jak opętani. Czyli typowy dla turystyki roller coaster. Telefon nie przestawał dzwonić. A wraz z poprawieniem się pogody na Korfu, turystów było coraz więcej. Tego lata wielkim sukcesem jest to, że nie popełniliśmy ani jednego logistycznego błędu. Informacje o datach wycieczek, godzinach i miejscach zbiórek, trafiały do was z dokładnością szwajcarskiego zegarka. Patrząc wstecz i analizując ilość turystów i ilość rodzajów naszych wycieczek, teraz wydaje mi się to aż niemożliwe. Ale ja, Paulina i Jani, to idealnie zgrany zespół!

 

TUTAJ! przeczytasz wszystko w temacie pogody na Korfu.

 

Z ekipą PROSTO O PODRÓŻACH. TU! zobaczycie nasz wspólny filmik o Korfu! Jest mega!

W temacie “kuchnia Korfu”, mam po tym sezonie naprawdę dużo do powiedzenia… Mam nadzieję, że nikt nie jest tu na żadnej diecie!!! 😛

Tu z ekipą naszych albańskich przewodniczek po Albani. Wprowadzenie tej wycieczki do oferty kończy się również i tym, że na wiosnę sami jedziemy do Albanii!

A tak prezentuje się słynna Błękitna Laguna

 

To piękna, ale niesamowicie wymagająca praca. Kiedy jest sam szczyt sezonu, mam wrażenie że moim domem jest autobus. Nie śpię więcej niż cztery godziny na dobę i tak czasem po kilka nocy z rzędu. Ale nawet kiedy jest ten moment kryzysowy, zazwyczaj właśnie wtedy, pojawia się… Pozytywny komentarz gdzieś w internecie, ciepła opinia, czy też zwykły uśmiech, który wypełnia radość człowieka, który świetnie spędził z nami dzień.

Tak jak lubię najbardziej. Bez wielkich zapowiedzi i fanfarów, ale spokojnie wykonując jeden pewny krok, za krokiem, w tym roku wprowadziliśmy coś jeszcze. Żeby wystartować w tym roku, Jani przygotowywał się kilka poprzednich lat. Ale w końcu się udało. Oficjalna informacja o lotach Janiego na paralotni, pojawi się na naszej stronie już po Nowym Roku. Kolejne marzenie zostało spełnione. Już w tym roku organizowaliśmy pierwsze loty na Korfu paralotniami. To jest dopiero cud… Jedno z największych osiągnięć naszego sezonu…

 

Jani z Andrzejem. Najdłuższy lot telgo sezonu. Trwał ponad pół godziny…

Grupo po północy. Ja sprawdzam, czy wszystko gra na jutrzejszą wycieczką. Następnego dnia zegarek nastawiony na 6.30… A pracy jeszcze trochę przede mną. Ciamna strona bycia szefową…

Limit moich przeprowadzek na najbliższe 100 lat się wkończył. Początek października. Wprowadziliśmy się do naszego obecnego domu… Kocham ten dom… Na całe szczęście już tak nie wygląda!

Z Janisem – właścicielem najlepszej restauracji na Korfu “Wenecka Studnia”. To był dla mnie zaszczyt. Tak kończyliśmy ten sezon… Niesamowita osoba…

Wy na naszych MIEJSCACH KORFU

 

Marzenia wcale się nie spełniają – SAME. Spełnić może je jedynie sam człowiek. Wiarą. Upartością. Odwagą. Pracą nad celem i nad samym sobą. A później dzieje się magia. I marzenie przeistacza się w materię. Jestem teraz w naszym domu na Korfu. Zbudowanym z naszych marzeń, celów, ogromnej ilości wyrzeczeń i ciężkiej pracy. Nigdzie się stąd nie ruszam. Kotwica już na stałe zarzucona na Korfu.

 

Podczas spaceru na Kanoni. Nigdzie się stąd nie ruszam…

 

 

 

Witaj w nowym rozdziale tego bloga… niedziela, 13 października 2019

 

 

Czasami budzę się rano i czuję, jakbym się obudziła z koszmaru sennego. A później biorę głęboki oddech i czuję ulgę, że to już jest za mną. Że ten rozdział jest już zamknięty, a ja zaczynam pisać zupełnie nową książkę…

 

Nigdy tu o tym nie pisałam, bo z założenia tu na blogu nigdy nie chciałam marudzić, ale momentami było ciężko. Każdego roku, tak jak teraz, w połowie października, pakowałam walizki i wracałam z Korfu, do… mojego piekiełka. Już wsiadając na statek łzy płynęły mi jak groch i za nic nie mogłam tego powstrzymać. Ostatnia kawa w papierowym kubku z portowej kawiarenki Sette Venti, który trzymałam jak najmocniej żeby jak najdłużej czuć palcami ciepło kawy  i ciepło Korfu. Ten ostatni papierowy kubek zawsze wiozłam ze sobą i za nic nie potrafiłam go wyrzucić. Nawet pogięty, zmęczony podróżą  do maleńkiej wioski, gdzie diabeł dosłownie mówił dobranoc, zostawał ze mną aż do następnej wiosny.

 

To już zamknięty rozdział i nigdy nie chcę do niego wracać. Zostały mi dwie wartościowe przyjaźnie i mnóstwo złych wspomnień.

W niewielkiej wiosce, której liczba mieszkańców nie przekraczała jednego tysiąca, nazywanej „Białe Domki” został nakręcony film w guście Giorgosa Lanthimosa. „Attenberg”, o którym teraz mowa, atmosferą bardzo przypomina słynnego i równie kontrowersyjnego „Kła”. Reżyserka „Attenberga” w jednym z wywiadów pisała, że  długo szukała miejsca, które dobrze oddaje atmosferę izolacji od świata. Ostatecznie idealną scenerią okazała się wioska, w której mieszkaliśmy przez tych kilka lat. A sam film był kręcony rzut beretem od naszego domu. Tak, przyznaje. Lepszej scenerii do tego filmu znaleźć nie mogła. Z jednej strony morze, z drugiej wysokie wzgórza, odcinające miejsce od reszty świata. Za każdym razem, kiedy wracaliśmy tam z Korfu, czułam jakby ktoś wysysał ze mnie życiową energię. W tej miejscowości nie było niczego co mogłabym choć trochę polubić. Białe domki bez dachów, bo tak wybudować było taniej. Połowa z nich opuszczona, zarośnięta, okraszona śmieciami. Dwa sklepy i dwie kawiarnie. Relacje z ludźmi, które bardziej niż dodawać otuchy, dołowały. Jeszcze nigdy wcześniej w życiu nie czułam takiej izolacji. Od świata. Od ludzi. Od wszystkiego co kocham.

Każdy poranek był walką, żeby mimo wszystko wstać i iść do przodu. Ale każdy dzień był dla mnie jednocześnie szansą, żeby wykonać kolejny krok, by się stamtąd wyrwać. Nie dać się marazmowi, lenistwu, narzekaniu. Zrobić z dniem i swoim życiem coś dobrego.

 

Wygrałam. Sama ze sobą.

Możecie pomyśleć, że się przechwalam. Ale tak właśnie się czuje – jak królowa mojego świata. Najpierw zaczęłam marzyć, a później marzenia zamieniłam w cel. Cel zamienił się w konkretny plan rozpisany na białej kartce. Później całe tysiące godzin ciężkiej pracy. Zarwane noce, mnóstwo codziennych wyrzeczeń. I teraz mam dokładnie, czego tak mocno chciałam. Nic nie smakuje tak wspaniale jak  osiągnięty ciężką pracą cel.

 

Budzę się teraz każdego dnia z przyjemnym poczuciem spełnienia. Mieszkam w domu, który wymarzyłam. Zajmuję się dokładnie tym, czym chce. A moje życie jest takie jak chciałam by było.

 

Powoli kończymy kolejny sezon na Korfu. Ten szósty był dla nas najważniejszy, bo najbardziej przełomowy. Pod koniec kwietnia tego roku Jani złożył wypowiedzenie ze swojej starej pracy. Zamówiliśmy transport mebli i najpotrzebniejszych rzeczy, z założeniem, że zaczynamy nowe życie na Korfu.

Na początku było trochę stresu, ale później wszystko poszło jak tornado. Znów i tego roku na naszych wycieczkach po wyspie było was tak dużo! Nowością w tym sezonie były wycieczki rejsowe, o które często pytaliście każdego poprzedniego lata. Wprowadzenie ich okazało się być strzałem w dziesiątkę. To również w tym roku Jani postawił pierwsze małe, ale stabilne kroki w swoich lotach na paralotni. Powoli kończymy bardzo intensywny, piękny sezon.

Od teraz mieszkamy na Korfu już na stałe. A ja każdym zmysłem czuje, że to zupełnie nowy rozdział mojego życia. Za nami całe sześć lat bardzo ciężkiej pracy. Ale satysfakcja jest nie do opisania.

Witaj w zupełnie nowym rozdziale tego bloga. Sama jestem bardzo ciekawa, o czym teraz tu będzie…

 

Nasza wycieczka w mieście Korfu

 

 

PRZEWODNIK PO KORFU YT cz. 4 – RAJSKA PLAŻA NA KORFU… czwartek, 18 kwietnia 2019

 

Dziś kolejna część naszego YouToube’owego przewodnika po Korfu. A w nim… Najpiękniejsza plaża na Korfu, czyli Rajska Plaża.

 

Wszystko o Rajskiej Plaży na Korfu, przeczytasz TU!

Program naszej wycieczki WIDOKI KORFU z Rajską Plażą, zobaczysz TU!

O prawdziwej nazwie Rajskiej Plaży, przeczytasz TU!

 

 

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Olivka i jej podejście do zdrady… poniedziałek, 15 kwietnia 2019

 

 

Jakoś zdaje się na samym początku kwietnia, do naszego domu wpadli: Olivka ze swoim mężem Pieprzem. Postanowili odwiedzić nas na kilka dni, korzystając z tego, że jeszcze się nie przeprowadziliśmy i jeszcze chwilę jesteśmy dość blisko Aten.

U Olivki i Pieprza, wszystko ukłda się dość dobrze i spokojnie. Bardzo lubię ich wizyty, bo po pierwsze są niezwykle barwną parą, a po drugie – nadajemy na podobnych falach.

 

Ostatniego dnia, przed ich wyjazdem, postanowiliśmy iść na obiad do rybnej tawerny. Jani musiał pracować, więc tym razem udaliśmy się we trójkę. Olivka, Pieprz i ja.

 

To w Grecji przekonałam się, że jedzenie może być jedną z największych życiowych przyjemności. To, że można się nim rozkoszować, odkryłam naprawdę dopiero w Elladzie. Był przepiękny, słoneczny dzień, jeden z tych zwiastujących długo oczekiwaną wiosnę. Słońce świeciło z taką siłą i odbijając się od tafli morza, dodawało całemu światu intensywności i blasku. Usiedliśmy przy stoliku blisko morza. Spokojny szum fal i delikatny zapach soli. Po chwili zjawił się kelner i zamówiliśmy wszystko na co mieliśmy ochotę od rana. Smażone krążki kalmar. Krewetki. Sardynki. Ośmiorniczkę. Porcję frytek, sałatkę po grecku, tzatziki i tzipouro, czyli grecki bimber. Olivka składała całe zamówienie, wbijając ciemne oczy w kenera i brzmiało to, jakby recytowała poezję.

Chwilę po tym, na naszym stole zjawiły się wszystkie cuda, wyłowione z głębin greckiego morza. Niebo, albo raczej morze w gębie…

 

-Dorotaaaa… – spytała Olivka, żując jeszcze frytki – Muszę cię o coś zapytać…

-Słucham! – odpowiedziałam i napiłam się tzipouro.

-A gdyby tak… Gdybyś się dowiedziała, że mój brat, że Jani cię zdradza… To co byś zrobiła?

-Co ja bym zrobiła? – dolałam do szklanki jeszcze trochę bimbru i zamoczyłam świeży, chrupiący chleb posypany sezamem, w sosie tzatziki. Boże, jak to możliwe, że w Grecji to zupełnie najprostsze jedzenie jest tak pyszne…

-Wiesz co Olivka… To zależy… Uważam, że nic w życiu nie jest czarno – białe i wiele zależy od kontekstu. Jak? Z kim? Dlaczego? Inaczej jest, jeśli facet ma, dajmy na to… podwójne życie. A inaczej, jak… Powiedzmy upije się, straci kontrolę i zdradzi. Nie, nie potrafię ci odpowiedzieć. Wszystko zależy od sytuacji…

W międzyczasie domówiliśmy jeszcze więcej frytek, bo były przepyszne! Robione domowo, z niezwykle smacznych ziemniaków. Pieprz, niby słuchał, ale bardziej zajmował się swoimi kalmarami, które też przyżądzone były popisowo.

-Też tak uważam! Wszystko zależy od kontekstu i od sytuacji. Bo dajmy na to, że jest tak… No zdarzyło mu się! Raz… Po pijaku. Stracił nad sobą kontrolę i mnie zdradził! I wtedy… I wtedy to ja w przeciągu jednego dnia spakowałabym wszystkie jego rzeczy i wystawiła, za drzwi. Koniec. Do widzenia! Fajnie było, przykro mi, takie jest życie… Ale, jak jest dajmy na to taka sytuacja…

Pieprz w tym momencie zaczął żuć kalmarę jakby nieco bardziej powoli, uważnie…

-Że prowadzi podwójne życie. Ma drugą kobietę, z którą jest jakiś czas i z nią sypia… To wtedy… Ja już to sobie wszystko przemyślałam w razie takiej sytuacji… Wraca do domu… A ty nic nie tłumaczysz i o nic nie pytasz… Wyciągasz z szuflady zaostrzony tasak, ściągasz spodnie i zanim spyta o co chodzi – nie ma już penisa!

Pieprz w tym momencie zrobił się czerwony, zaczął kaszleć i wypluł kalmarę, którą żuł, a nie mógł przełknąć od dłuższego czasu. Z jego gardła wydobył się głośny dźwięk krztuszenia. Głośny chark i o mały włos, a Pieprz prawieby się udusił!

-No i jak jest już po sprawie, to dalej postępujesz tak jak w przypadku pierwszym. Weź powiedz Dorota… Czy myślisz, że dobrze sobie to obmyśliłam???

Zabrakło mi języka. Zawołałam więc kelnera i poprosiłam o jeszcze jedną szklaneczkę z tzupouro. Przyznać trzeba, że Olivka ma dość kategoryczne podejście do zdrady.

 

TU i TUTAJ przeczytasz jeszcze więcej o Olivce.

 

 

 

Palia Perythia – Przewodnik po KORFU, cz. 30… piątek, 12 kwietnia 2019

 

Stara Perythia, Korfu

 

Miejsca takie jak Stara Perythia (Palia Perythia), to jeden z największych skarbów Korfu. Czy wiecie, że każdego lata wyspa odwiedzana jest przez nawet milion turystów z każdej części świata? Niewielka nadmorska wioska jaką jest Paleokastritsa, w sierpniu to dosłownie Wieża Babel. Jest tu wiele najróżniejszych nacji, które mówią różnymi językami. W mieście Korfu latem nie można wbić szpilki. A w strategicznych godzinach przez pałac cesarzowej Sisi, czyli Achillion, nie można przejść. Mimo tak gigantycznego zainteresowania Korfu ze strony turystów, na wyspie wciąż są miejsca, w których jest cicho, spokojnie i gdzie można się poczuć jakby się je odkrywało. Jednym z takich miejsc jest właśnie Stara Perythia.

 

TU! zobaczysz jak wyglądają rejsy w Paleokastritsa.

TUTAJ! przeczytasz o najważniejszych zabytkach miasta Korfu.

TU! znajduje się mini przewodnik po pałacu cesarzowej Sisi – Achillion.

 

 

W Starej Petythi jest spokojnie i zawsze tam tak będzie. Co daje mi pewność? Droga dojazdowa jest cieńka i poplątana, więc nie przejedzie przez nią duży autokar, dlatego nie docierają tam komercyjne wycieczki. Za każdym razem kiedy tam jadę, za każdym kilometrem, który pnie się w górę, czuje jak zostawiam za sobą zabiegany świat, tkwiący w wiecznym niedoczasie. Stopniowo droga staje się jeszcze węższa i jeszcze cieńsza, a widoki – jeszcze piękniejsze. Widać ciemno – granatowe Morze Jońskie i wspaniały widok na sporą część Albanii. Tuż przy samej Perythii, która znajduje się na wysokości 400 m n.p.m. krajobraz  się zmienia. Czuć, że jest się dość wysoko.

 

 

Stara Perythia jest jedną z najstarszych wiosek Korfu.  Powstała w XIV wieku. Jej zabudowa jest uznawana za najlepiej zachowaną tradycyjną wioskę na całej wyspie. Tak niedostępne położenie Perythii było celowe. Po pierwsze XIV wiek, to czas częstych najazdów piratów. Dzięki trudno dostępnemu położeniu wioska sprytnie chowała się u stóp najwyższej góry na Korfu – Pantokratora (ok. 900 m n.p.m.). Po drugie, ziemie w tej części Korfu były bardzo żyzne, a cały teren idealnie nadawał się do wypasania owiec. Dzięki temu w czasach swojej świetności, Perythia była jedną z najbogatszych wiosek na całej Korfu. Ziemie, które znajdowały się tuż przy morzu, uznawano za najgorsze. Tym samym były najtańsze. Czy to nie zabawne, że czasy zmieniły się tak bardzo, że dziś jest zupełnie odwrotnie?

 

Do dziś wioska jest prawie zupełnie opuszczona. Podobno, że na stałe zamieszkane są jedynie dwa domy, podczas gdy dawniej mieszkało w niej około 1 200 osób. Ze względu na bardzo trudną drogę dojazdową i rozwój turystyki, w latach 60-tych mieszkańcy wioski przenieśli się dużo bliżej głównej drogi prowadzącej do Kassiopi i tam założono Nową Perythię.

 

 

Kiedy wchodzi się do wioski widać niewielkie, kamienne domy, które wspaniale wpisują się w zieleń krajobrazu Korfu. Tam gdzie kończy się wioska, widać szczyt Pantokratora. A po wschodzniej stronie wspaniały widok na Albanię. Kiedy jest się już w wiosce, zazwyczaj telefon traci sygnał i człowiek czuje się jakby w nieco innym świecie. Zawsze jest cicho i spokojnie. Tu nigdy nie ma tłumów.

 

Część starych domów zostawiona sobie, z upływem czasu się rozpada. W ich środku rośnie trawa, a mury porastają mchy i bluszcze. Wszędzie coś rośnie i jakby o każdej porze wiosny, jesieni, lata coś tu kwitnie. Z każdej strony widać wieże kościołów, które są charakterystyczne dla architektury Wenecjan. Do dziś zachowało się około 130 domów, w różnym stanie. Mimo, że wioska jest i była niewielka, znajduje się w niej aż 8 kościołów!

 

 

W czym jeszcze tkwi urok tego miejsca? Mimo, że właściwie nikt na stałe tam już nie mieszka, latem czuć życie.  W kilku starych domach, otworzono typowe greckie tawerny z tradycyjnym korfiańskim jedzeniem. To również i do nich latem przyjeżdżają turyści, ale i sami Grecy z całej Korfu. Jeśli ktoś chce posmakować kuchni Korfu w najlepszym wydaniu – Stara Parythia jest idealnym miejscem. Pastitsada, sofrito, bourdetto, serwowane są tu w popisowym wydaniu. Warto posmakować również takich najzwyklejszych produktów: tutejszego sera fety, greckiego bimbru czyli tzipouro, czy też miodu oraz lokalnych owoców i warzyw, nie zapominając o oliwkach i oliwie.

 

 

TU! przeczytasz o kuchni Korfu.

 

Kiedy siada się w jednej z tawern w Perythii i skończy już przepyszne jedzenie, nikomu nie chce się wracać. Nikt nie dzwoni, bo nie może, nie działa też internet. A czas płynie sobie, nieśpiesznie, jakby nic pilnego nigdy się nie działo. Z daleka od tłumów, z daleka od hałasu. To jest niezwykły skarb, że nawet w szczycie sezonu, gdzieś u stóp Pantokratora, na Korfu nadal jest takie miejsce.

 

 

Stara Perythia jest gwoździem programu naszej wycieczki kulinarnej KUCHNIA KORFU, połączonej z lekcją gotowania w tawernie Foros w Starej Perythii. Zobacz jak krok po kroku wygląda ta wycieczka: