Czy Grecy są leniwi?… piątek, 2 lutego 2018

 

„Grecy są leniwi! Większość czasu spędzają w kawiarniach i tawernach. Nic im się nie chce, ciągle się spóźniają i wszystko odkładają na wieczne jutro”. Do tego dołożyć można jeszcze stwierdzenie, że: „na kryzys to sami sobie zapracowali”. Taką opinię o Grekach ma ogromna liczba turystów, którzy pierwszy raz przylatują do Ellady na wakacje. Zabawne. Raczej nikt, kto z Grekami pracował, nie podpisze się pod tym stwierdzeniem. Gdzie w takim razie leży prawda o Grekach i ich podejściu do pracy?

 

Kiedy jeszcze jako studentka Erasmusa, pierwszy raz przyleciałam do Grecji, zafundowano nam kurs greckiego. Założyłam, że wyciągnę z niego tyle ile się da, ale też bez przesady. Przecież jestem w Grecji, a tu wszystko wszystkim wisi, więc nie ma co aż nadto się tak przejmować. W języku greckim każdy wyraz ma swój akcent, który przypada na różne litery. Akcenty zaznacza się podczas pisania apostrofem nad daną literą. „Acha… – pomyślałam, kiedy powiedziała nam o tym nasza nauczycielka greckiego – Ale hola! hola! Jestem w Grecji… Więc wiadomo! Nikt na pewno nie będzie zwracać uwagi na jakąś kreskę nad daną literką!”. I tak machnęłam, na wszystkie akcenty ręką.

Kiedy kilka lat później, przeprowadziliśmy się z Janim do Grecji na stałe, zaczęłam od solidnej nauki języka. Zapisałam się do mojej bliskiej znajomej na naukę greckiego. Moje założenie było takie, że na bank pieniądze za lekcje okażą się wywalone w błoto, bo Grecy, jak to Grecy. Moja nauczycielka, pewnie będzie gadać o tym co ugotować i większość lekcji, będzie polegać na piciu kawy. Troszkę się jednak z tym pomyliłam…

-Akcenty! – krzyknęła na pierwszej lekcji.

-A tak… Akcenty! Ale to przecież nic ważnego, nie? Nie będziemy się chyba zajmować jakimiś małymi przecinkami?

-No, ale jak nie będziesz zwracać na nie uwagi,  to będziesz po grecku dukać tak, że nikt cię nie zrozumie. A ty chyba chcesz mówić poprawnie, prawda?

I wtedy się zaczęło. Zaczęłyśmy od akcentów. W ruch poszły zasady gramatyczne, których w greckim jest sporo. Moja nauczycielka okazała się być maniaczką poprawności gramatycznej, wymowy i bezbłędnej pisowni. Lekcja trwała od do, a jeśli na chwilę zboczyłyśmy z tematu, zostawałam o kwadrans dłużej, żeby dokładnie przerobić materiał danej lekcji. Już wtedy zapaliła mi się lampka, że Grecy nie funkcjonują na zasadzie, że wszystko im wisi, jak zakładałam wcześniej… Moja nauczycielka, wcale nie była wyjątkiem od reguły. Skąd jednak wziął się stereotyp o Grekach – leniach? Bo przecież jakoś jednak powstał? Zastanówcie się, gdzie będąc w Grecji obserwujecie Greków???

Kiedy wpada się do Grecji na wakacje, zazwyczaj przebywa się na plażach, w kawiarniach, tawernach, albo w centrach miast. Widzi się zatem Greków, którzy piją kawę, jedzą kolację, albo wypoczywają na plaży. Bez żadnego stresu, całkowicie zrelaksowani, oddają się przyjemnościom. Ale, to wcale nie oznacza, że Grecy tak samo zachowują się w pracy. W greckiej mentalności i stylu życia jest tak, że jeśli się odpoczywa, to naprawdę zostawia się wszystkie problemy, nie myśli się o pracy i czerpie się przyjemność z prostych rzeczy, które niesie życie. Wspaniałego jedzenia, cudownie pachnącej kawy, pięknego dnia na plaży. Jeśli ktoś kiedyś pracował z Grekami, to… No właśnie! Może być bardzo zaskoczony.

TUTAJ!  przeczytasz wszystko o greckiej sjeście.

Oczywiście, trudno jest włożyć wszystkich do jednego worka, bo przecież każdy człowiek jest inny. Ale wiele osób, która choćby w turystyce pracowała z Grekami, wie że Grecy potrafią pracować do upadłego i są przy tym nie do zdarcia. Podpisuję się pod tym stwierdzeniem z pełną odpowiedzialnością obiema rękami. Jeśli jest taka potrzeba i wymaga tego sytuacja, tak – Grecy pracują sto procent skupieni na tym co robią, dając z siebie wszystko. Kiedy pierwszy sezon, zaczęłam pracować z Grekami, byłam zupełnie zbita z tropu, bo przecież stereotyp, który miałam w głowie, mówił zupełnie co innego. I później, przez długi czas, było mi zwyczajnie głupio.

       Trzeba jednak bardzo mocno zaznaczyć jedną rzecz.

Praca nie była, nie jest i pewnie nigdy nie będzie dla Greków najważniejsza.

Typowy Grek ma zupełnie inną piramidę wartości. Na jej szczycie  stoi: rodzina, przyjaciele, czas na cieszenie się swoim życiem. Praca jest ważna, ale jest niżej. Co za tym idzie? Jeśli ktoś ma swoją firmę, swój interes, wcale nie pędzi by rozwijać go w zawrotnym tempie, a później otwierać kolejne i kolejne biznesy. Zarabianie pieniędzy i sukces, wcale nie oznaczają dla Greków szczęścia. Nie jest również tak, że ilość pieniędzy i pozycja mówią o wartości człowieka.

TUTAJ! przeczytasz o pewnej kłótni w naszej sałatkowej rodzince.

Kiedy więc typowemu Grekowi powie się, żeby został w weekend pracy i podjął się dodatkowego zlecenia, najpewniej odmówi. Nie dlatego, że mu się nie chce, ale dlatego że w ten weekend coś innego jest dla niego istotniejszego. Najpewniej będzie chciał spędzić czas ze swoją rodziną, przyjaciółmi, czy też zwyczajnie wyluzować. A to wcale nie jest lenistwo, tylko inny system wartości. Jeśli ktoś ma firmę, nie będzie na jej rozwój poświęcać całego swojego czasu. Bo być może stwierdzi, że chce mieć czas na  powiększenie rodziny. To znów nie lenistwo, tylko kwestia wyboru tego, co jest dla nas ważniejsze.

TUTAJ! przeczytasz wszystko o atrakcjach na Korfu.

Który styl życia jest lepszy? Ten który lepiej NAM odpowiada. I nic do tego nikomu. Ale nie ukrywam. Czasem nawet mnie boli kiedy ktoś, kto pierwszy raz jest w Grecji, tak łatwo ocenia Greków na dzień dobry powtarzając stereotypy. Każdy ma swój pogląd na to czym jest jego szczęście.  Jednak w naszym dzisiejszym świecie, który pędzi tak zawrotnie, grecki styl życia dający przede wszystkim codzienną przestrzeń na swobodny oddech i cieszenie się życiem, dla mnie jest ZDROWYM WYBOREM.  Życie mija stanowczo za szybko, żeby spędzać go jedynie na zarabianiu pieniędzy. A jedną z największych wartości Grecji jest to, że tu wciąż ważniejsze jest „być” od „posiadać”…

 

 

Kierat pracy i ciągły niedoczas… niedziela, 14 stycznia 2018

Wyspa Amorgos

 

Przed moim wylotem do Grecji, spotkałyśmy się z Bogusią. Przegadałyśmy kilka bitych godzin i jak zawsze było mało. Wybiła godzina „zero” i naprawdę musiałam już wychodzić. Podeszłam do typowych dla centrów handlowych drzwi obrotowych i delikatnie pchnęłam je do przodu. Często przecież przesuwają się automatycznie, więc wolę nie pchać mocno, żeby czegoś nie uszkodzić. Nagle czuje, że jakby same nabierają prędkości i za chwilę będę na zewnątrz:

-Te drzwi mocno trzeba pchać! – woła do mnie dziewczyna, która o te drzwi oparła całe ciało i tym samym  z całej siły  popchała je do przodu.

Jesteśmy na zewnątrz. W miejscu, gdzie nasze drogi się rozstają, omiotła mnie pogardliwym spojrzeniem i wrzasnęła do swojego faceta. Niby do niego, ale wyraźnie tak, żebym to ja słyszała:

-Jak mnie to denerwuje, kiedy ktoś się tak wlecze!!!

 

*

 

Nie wiem. Czy życie w Polsce, co roku jest szybsze i szybsze. Czy to bardziej zmieniam się ja, mieszkając w Grecji? A może i jedno i drugie? Ten pęd mnie przeraża. Ale jeszcze bardziej przeraża mnie to, że ci co pędzą,  nie potrafią zrozumieć, że inni mają prawo wybrać inaczej.

Widzę, od czego uciekają ludzie na naszych wycieczkach, wylatując właśnie do Grecji na wakacje.  Te same kwestie powracają jak boomerang…

 

Już mam tego dość. Naprawdę dość. Przez cały czas praca, praca, praca. Chcę w końcu wyluzować…

Wszyscy są czymś zestresowani. Na nic nie mają czasu. Ja mam tak samo i jestem tym już zmęczony.

Od pięciu lat pracuje w korporacji. W żołądku mi się przewraca na myśl o poniedziałku… I tylko czekam na piątek… piąteczek… piątunio… Rzucić to wszystko w cholerę i nawet za pół darmo robić kawę w Grecji.

 

Mam nieodparte wrażenie, że dużym problemem nas Polaków jest obecnie kierat pracy. Częściowo jest to zrozumiałe, bo jesteśmy krajem nadal na dorobku. Ale groźne jest to, kiedy zestaw pieniądze + praca, stają się wartością najważniejszą i przysłaniają to, co w życiu jest najważniejsze.

Skończyć renomowane studia. Mieć dobrą pracę. Założyć rodzinę i wziąć kredyt na mieszkanie. Później, zmienić samochód na jeszcze lepszy. Wybudować wielki dom i mieć wielki ogród. Coraz bardziej firmowo się ubierać i jeździć na coraz dalsze i coraz bardziej egzotycznie brzmiące wakacje. Kasa stanowi o wartości człowieka.  Bo jak pojedzie się na wakacje pod gruszą na Mazury, to jakoś tak głupio to już brzmi. Najlepiej jeszcze wszystko to mieć szybciej, szybciej i szybciej. Sukces! Sukces! Sukces! Rozkręć swój biznes w tydzień! Schudnij 10 kg w trzy dni.  A  włoskiego naucz się w weekend! Znacie to??? A gdzie czas na zwykłe „bycie”, czy też wartość w tym, że zwyczajnie „jesteś”. Czy Was to nie przeraża? Bo mnie bardzo…

Życie jest krótkie i jeszcze bardziej kruche. Czasem zastanawiam się, o czym będę myśleć kiedy kiedyś, kiedyś będę umierać. Co będę najlepiej wspominać? Czy na kilka chwil przed śmiercią ostatni raz spojrzę na to, jaka kwota jest na moim koncie? Albo, ile jeszcze zostało do spłacenia kretydu na mieszkanie. Jakiej firmy jest moja pidżama i ile cali ma mój telewizor w domu? Jakie oceny są na moim dyplomie ze studiów? Ile kilometrów udało mi się przebiec w ostatnim tygodniu? I czy będąc na wakacjach w Paryżu zaliczyłam wszystkie paryskie top 10?

A przecież to, co jest w życiu najważniejsze, jest tak naprawdę najprostsze…

Jak często jestem z moimi najbliższymi. Ile tak naprawdę jestem w stanie usłyszeć, kiedy rozmawiam z drugim człowiekiem. Jak często się śmieje. Jak często naprawdę dobrze czuje się sama ze sobą. Bezinteresowne ciepło, które dostaje od drugiego człowieka. Chwile, kiedy w środku czuje całkowity spokój.

Czy zauważyliście, że te najprzyjemniejsze rzeczy na świecie, tak naprawdę nic nie kosztują i co ciekawe, nie można ich kupić.

To, kiedy po długim i męczącym dniu można się dobrze wyspać i nie trzeba wstawać rano. Do bólu szczera rozmowa z przyjacielem. Głupawy atak śmiechu, z błahego powodu.  Kolacja z dawno niewidzianymi przyjaciółmi. Zapach kawy o poranku, którą później można wypić nieśpiesznie. Widok na bezkresne morze, albo las który aż kipi zielenią. To jak komuś zrobi się prawdziwą przyjemność, albo coś fajnego zrobimy ot tak dla siebie.

Grecy mają jeszcze wiele do nadrobienia w technologii, ekonomii, czy gospodarce. Ale w umiejętności pięknego życia, znacznie nas wyprzedzają.

A gdyby tak zamiast określać sukcesem ilość zer na końcie i tytułów przed nazwiskiem, spojrzeć na to jak często się śmiejemy, jak często jest nam tak zwyczajnie dobrze, a w naszych oczach widać małe, nieuchwytne błyszczące iskry, nazywane szczęściem…

 

 

TU! przeczytasz o tym, jak to się dzieje, że alkoholizm jest w Grecji rzadkością.

TUTAJ! przeczytasz i zobaczysz nasz filmik z wyprawy na Amorgos.

TU! przeczytasz o poszukiwaniach idealnego jajka na miękko, ciotki Janiego – Cytryny.

TUTAJ! przyczytasz o 10 powodach, dla których warto jechać na Korfu.

 

Trzy powody, dla których robię postanowienia noworoczne… sobota, 30 grudnia 2017

Jedną z najważniejszych dla mnie wartości jest wolność. Biorąc w nawias to, co teraz dzieje się w polityce, tak na co dzień – żyjemy w fantastycznych czasach. Możemy podróżować, zmieniać miejsce zamieszkania, prace, zainteresowania, grono znajomych. Internet i rozwój cywilizacji, dają nam niekończące się możliwości. Jesteśmy wolni. Więc tak jak chcemy, możemy kształtować swoje życie. Mamy wszystko, co jest do tego potrzebne.

Kiedyś tego nie robiłam, ale moja przeprowadzka do Grecji sześć lat temu, zmieniła nie tylko kraj, w którym mieszkam. Stała się zapalnikiem, do zmian we mnie. Pamiętam, że kiedyś nigdy się za bardzo nie zastanawiałam, jak ma wyglądać moje życie, czym chcę się zajmować, jaka być, z kim się przyjaźnić. Życie płynęło ot tak sobie. Fajnie, nic nie można było zarzucić. Ale gdzieś w środku czułam, że wiele rzeczy jest u mnie przypadkowych i takich na pół gwizdka.

W chwili, kiedy przeprowadziliśmy się do Grecji, powiedziałam sobie, że od teraz, żyję na 100%. Jak najlepiej mogę, wyciskając jak sok z cytryny,  z życia wszystko co najlepsze. Wtedy zaczęłam żyć coraz bardziej świadomie. Od tej przeprowadzki, każdego roku, kiedy kończy się grudzień, robię postanowienia noworoczne. Jak i dlaczego?

__________

Przeczytaj TU! o greckim podejściu do życia…

 

1. PRZEŚWIETLAM CAŁE SWOJE ŻYCIE

Związek, rodzina i przyjaciele. Praca. Hobby i czas wolny. Moje ciało i moje zdrowie. To jak wyglądam. Staję obok. I na tyle obiektywnie na ile się da, przyglądam się swojemu życiu i wszystkim jego dziedzinom. Zawsze jest coś do zmienienia, więc konkretnie zapisuje to, co chcę zmienić. Spędzać więcej czasu z moją rodziną i przyjaciółmi, czy też może pracować jeszcze więcej. Co chcę robić w czasie wolnym? Czy dolega mi coś, nad czym powinnam bardziej się skoncentrować. Zapisuję wszystko dokładnie i wiem nad czym skupić się przez całe najbliższe 12 miesięcy.

 

2. ZADAJE SOBIE NAJRÓŻNIEJSZE PYTANIA

Zaczynając od tego najbardziej podstawowego: czy jestem szczęśliwa? Zawsze jest coś, co gdzieś tam mnie gniecie. Więc zdobywam się na najtrudniejszą rzecz na świecie. Zadaje sobie podstawowe pytania  i w swoich odpowiedziach jestem całkowicie szczera. Czy droga życiowa, która idę jest na pewno dobra? Czy moje życie wygląda na pewno tak jak chcę? Co dokładnie mogę w nim zmienić? Naprawdę uważam, że szczerość wobec samej siebie, jest jedną z najtrudniejszych rzeczy w życiu.

__________

TU! przeczytasz o naszej podróży do Santorini.

 

3. OBIERAM KIERUNEK I WYZNACZAM CELE

Znów zapisuje dokładnie wszystkie rzeczy, których chcę. Co osiągnąć w pracy? Gdzie pojechać? Co dokładnie robić w czasie wolnym? Jak wyglądać i  jak się czuć?

Taka zpisana kartka, przez cały rok jest dla mnie jak mapa. Wiem dokładnie, w którym kiedynku iść, gdzie się zatrzymać i co zobaczyć po drodze. Dokładnie tak, jak w dobrze zaplanowanej podróży. Jeśli jest dobrze zorganizowana, można zobaczyć, poczuć, dowiedzieć się znacznie więcej.

 

Tu wcale nie chodzi o to, by pod koniec roku na 100% odhaczyć wszystko. Dla mnie najważniejsze, by zupełnie szczerze wiedzieć, czego chce i w którą stronę iść. A później realizować swoje cele, marzenia i plany, krok po kroku.

Jestem po kilku dłuższych spacerach, takich samej ze sobą. Kilku dłuższych rozmowach we własnej głowie. Co? Jak? Po co i dlaczego? Właśnie wczoraj zrobiłam dobrą kawę i wyciągnęłam czystą kartkę białego papieru. Nowy Rok, mimo że to przecież tylko symbol, jest jak tabula rasa, która  daje nową szansę. Zapisałam wszystko. Kreśliłam, zamazywałam, podreślałam i zmieniałam. Za chwilę całość wyląduje w nowym kalendarzu na rok 2018. I już nie mogę się doczekać ranka, kiedy obudzę się 1go stycznia. Wstanę i zacznę swoją podróż w kolejne 12 miesięcy. I znów od początku, będę kreować wszystko najpiękniej jak tylko mogę…

 

Szczęśliwego Nowego Roku! Mądrych pytań i bardzo szczerych odpowiedzi…

__________

TUTAJ! przyczytaj o tym jaka jest pogoda na Korfu.

Jakich Świąt sobie życzysz?… poniedziałek, 25 grudnia 2017

 

Kiedy w gazetach, internecie i na reklamach widzę zdjęcia idealnych Świąt, zawsze się trochę śmieje i zastanawiam, czy ktoś takie Święta ma. A może ujmę to inaczej… Czy takich idealnych Świąt ludzie naprawdę chcą…

Mam takie szczęście, że cała moja rodzina w temacie Świąt Bożego Narodzenia, jest całkowicie wyluzowana. Zjeżdżamy się z każdej części Polski. Jest nas dużo więc, jest jeden wielki harmider. Bałagan na całego, bo dominują maluchy. Nic nie jest na czas i często trochę daleko do pojęcia „dobra organizacja”. Ale moje Święta są prawdziwe.

Trochę tak, jak z tymi piernikami na fotce wyżej.

Koślawe, nierówne, powyginane. Ale zrobione razem. Przepełnione sercem i wszystkim tym co najlepsze w słowie „rodzina”.

Święta to dla mnie czas pełnego luzu. Czas, kiedy mogę być z bliskimi i mogę być tylko dla siebie. To dla mnie również ten moment, kiedy mam czas przemyśleć mój mijający rok. Prawdziwie zapytać siebie, czy wszystko w moim życiu jest tak jak chcę. Czy biegnie ono w stronę, którą chcę żeby biegło. Szczerze odpowiedzieć sobie, czego chcę od życia, czego chcę od siebie. Jak ma ono wyglądać. Widok nowego kalendarza, w którym nie ma nawet jednej kropki, jest jak jedna wielka nowa szansa.

Czego życzę Wam w te Święta? Żebyście spędzili je tak, jak chcecie.

Czego życzę Wam na Nowy Rok? Żebyście szczerze odpowiedzieli sobie, czego chcecie. I ze świadomością, że życie naprawdę zależy od nas, szli w wyznaczonym przez siebie kierunku.

 

Twoich Świąt!

Twojego Nowego Roku 2018!

_________________

Masz ochotę zrobić na Święta coś typowo greckiego?

Kliknij TU!, żeby sprawdzić przepis na greckie świąteczne ciastka KOURABIEDES.

Kocham to co robię!… niedziela, 17 grudnia 2017

 

Na blogu W Matni Kobiecości, właśnie ukazał się wywiad ze mną. Możecie w nim przeczytać tym razem więcej o mnie. O tym jak to się stało, że życiowo jestem w tym właśnie miejscu? Jak odpowiedziałam sobie na pytanie, co chcę robić w życiu? I co takiego zrobiłam, że moja pasja jest obecnie moją pracą?  Dziś, trochę z innej perspektywy, niż zazwyczaj jest na moim blogu. Miłego czytania:)

http://wmatnikobiecosci.blogspot.gr/2017/12/48-kocham-to-co-robie-saatka-po-grecku.html

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Na ile swoją pracę wycenia grecka pani domu?… poniedziałek, 11 grudnia 2017

IMG_20171122_153616

Ostatnio dorobiłam się dwóch nowych koleżanek, z którymi kocham chodzić na kawę. Poznałyśmy się na zajęciach z aerobiku. I tak najczęściej już po, wyskakujemy na dwie chwilki do pobliskiej kawiarenki. Wtedy się zaczyna… Typowa babska paplanina, która dotyka wszystkich spraw tego świata.

Vasso jest tuż przed trzydziestką. Jest mężatką i ma dwóch malutkich chłopców. Z wykształcenia jest pielęgniarką, ale na tę chwilę jest w domu. Tęskni  do swojej pracy, ale też lubi bycie panią domu. Uwielbia dbać o swoje rozkoszne maluchy, zajmować się domem, sprzątać, gotować. Maniakalnie robi też na drutach. Tak na marginesie, czapka którą teraz tak często możecie zobaczyć w opcji Your Story na moim Instagramie (link TU!), jest właśnie autorstwa Vasso. Jest jedną z tych kobiet, które kipią energią, mają zawsze sto pomysłów co zrobić na obiad i jak na zdrowy rozum rozwiązać życiowy problem.

*

-No i wiecie… – Vasso zapala papierosa, a po chwili pije łyk kawy – Teoretycznie nie jestem nigdzie zatrudniona. Ale z dwójką szkrabów, nie ma takiej chwili, że siedzę i czytam spokojnie gazetę. Wczoraj przychodzi z pracy Niko, rozsiada się na kanapie i mi tu zrzędzi jak to on jest zmęczony. Ale przepraszam! Chwileczkę… Wiem że jest mu ciężko, ale przecież po ośmiu godzinach pracy, jedyne czym się zajmuje to zmiana kanałów w telewizorze. Ma wszystko pod nos podstawione. Więc mu mówię: „Weź tak nie narzekaj, bez przesady!”. I wiecie co mi odpowiedział?!?! Mówi, że jak coś, to mi nie da mojej pensji! Myślałam, że z miejsca zejdę. Tak powiedział niby żartem, ale to wcale nie było zabawne.  Wpieniłam się i mówię:

-Słuchaj no stary dziadzie! O której dziś był obiad? Jak w szwajcarskim zegarku – punkt trzecia. A smaczne było?

-Tak…

-I na dodatek… Zdro-we! Ale masz dziś ładnie uprasowaną koszulę? Kto to zrobił? Ty sam?

-Nie, no ty…

-To teraz spójrz na swoich dwóch synów. Najedzeni, czyści, grzeczni i zadowoleni! A myślisz, że wychowywanie ich jest proste? Teraz rozejrzyj się po swoim domu. Pokaż mi, gdzie tu widzisz bałagan? No,  gdzie?

-Jak zawsze… Czysto jak w kościele…

-A czym pachnie???  Co jest teraz w piekarniku?

-Pieczesz kourabiedes… [nasz przepis na greckie ciastka – kourabiedes,  jest TU!]

-Zjesz?

-No pewnie!

-I widzisz mój drogi, ta część tej twojej pensyjki, którą mi dajesz, jest zupełnie nie współmierna do mojej pracy. Jakbyśmy mieli być uczciwi, tak na sto procent, to należą mi się trzy całe twoje pensje! Co najmniej na takie pieniądze, wyceniam ci moją pracę! Dzień w dzień! I nigdy nie biorę zwolnienia od lekarza!

-Oj, nie przesadzaj… Przestań już…

-Nie podoba ci się??? To zaproponuje ci teraz fantastyczną wycieczkę. Punkt pierwszy. Idziesz szybko na górę. Wyciągasz walizkę i wkładasz do niej, co ci jest potrzebne. Punkt drugi! Wchodzisz do samochodu. I punkt trzeci  – wracasz do mamusi!

-Vasso, przestań już! Przecież ja sobie tak tylko zażartowałem!

-A no tak… To był tylko taki sympatyczny żarcik! No wiem… Wiem… Tak, tak! Wiesz… Ja też sobie teraz tylko tak żartowałam… No już, rozchmurz się! No chyba nie bierzesz sobie tego teraz tak na serio!

*

-I wiecie co dziewczyny… – kończy Vasso – Od tej pory nigdy nie narzeka jaki to on jest zmeczony. Jak ręką odjął! Zaczął nawet pomagać przy zmywaniu i prasowaniu. Niby nic wielkiego, ale zawsze coś!

 

Żeby być szczęśliwym, człowiek musi pracować… piątek, 8 grudnia 2017

Sałatka po grecku

Sałatka po grecku

Ogórek jest po pierwsze najlepszym przyjacielem, a po drugie kuzynem Janiego. Było mi przykro, kiedy podczas ostatniej wizyty w domu Sałatki widać było, że w jego życiu dzieje się źle.

Nadal jeszcze czasem mnie to zaskakuje. Że w greckich rodzinach o problemach mówi się zupełnie zwyczajnie. O rzeczach, które leżą gdzieś na samym dnie duszy, których przecież niby człowiek powinien się wstydzić, ludzie potrafią tu opowiadać z równą łatwością, jakby tłumaczyli przepis na ciasto. W Grecji, wśród Greków naprawdę mało jest tematów tabu. Psychologowie ze zdobyciem pacjentów mogą mieć ciężko.

Podczas jednego z obiadów, na którym zebrała się spora liczba członków rodziny, Ogórek sam powiedział, że czuje się fatalnie. Ma trzydzieści parę lat. Od ponad dwóch jest  bez pracy i bez perspektyw na znalezienie czegoś. Rozstał się z dziewczyną. W portfelu zrobiło się  pusto. Zrezygnował z wynajmowanego mieszkania i wrócił do mamy. Dzień po dniu, tej energii żeby wstać rano, było coraz i coraz mniej. W końcu ta mała iskierka „chcę”, prawie przestała się tlić. Wystarczyło spojrzeć na Ogórka, żeby od razu wiedzieć, że jest naprawdę źle. Wydrążone brakiem snu, cienie pod oczami. Szara cera. Włosy, które dawno nie widziały fryzjerskich nożyczek. Ubranie, które wyglądało jakby na trzy minuty przed wyjściem, wyjął z kosza na pranie, to co pierwsze wpadło w ręce.

Bałam  się, co będzie dziać się dalej.

*

Ślub Olivki i Pieprza [kto jeszcze nie czytał o ich ślubie – post o tym jest TU!], był również idealną okazją do spotkania się ze wszystkimi członkami rodziny. Czego można się było spodziewać, my z Janim siedzieliśmy przy Ogórku. Każdy w rodzinie wie, że Jani i Ogórek, to od dziecka takie papużki nierozłączki. Kiedy spotkaliśmy się jeszcze przed urzędem stanu cywilnego, prawie go nie poznałam. Wszystkie namacalne różnice, skupiały się jak w soczewce, w świecących się oczach.

Beżowe, lejące się spodnie. Świeża, błękitna koszula rozpięta przy szyi. Wypastowane na błysk buty, w których można było się przejrzeć. Modnie przycięte włosy i połyskujący na nich żel.

*

-No powiem cioci, że Ogórka to nie poznałam – zaczepiłam jego mamę – Cytrynę, bo po prostu nie mogłam się powstrzymać. [TU! i TUTAJ! znajdziecie przykładowe posty o mamie Ogórka, natomiast TUTAJ! koniecznie zobaczcie jak na każde Boże Narodzenie Cytryna fajnie dekoruje dom].

-Haha! – głośno się zaśmiała – Wiem, wiem. Ta praca dodała mu skrzydeł, a już było marnie. Właściwie przestał wychodzić ze swojego pokoju. Daj spokój… Całe dnie i noce przed komputerem. Nie wiedziałam, co ja mam robić…

Były już takie momenty, kiedy Ogórek prawie się załamał. Aż w końcu, ktoś powiedział mu, że w Lidlu obok, szukają kogoś do pracy. Lepsze to, niż nic i tak wysłał swoje CV. Co prawda pensja była malutka, warunki pracy bardzo słabe, ale tak jakoś się złożyło, że jak już napisał swoje CV, no to jak już było gotowe, to wysłał  do kilku innych. A jak zaczął wysyłać, tak po drodze, sprawdził jeszcze kilka miejsc z ogłoszeniami o prace. Zupełnym, ale to zupełnym przypadkiem, Ogórek znalazł jedno ogłoszenie, które naprawdę bardzo mu się spodobało. Coś w rodzaju pracy marzeń. Na lotnisku, kilka kilometrów od domu, szukali kogoś, kto będzie się zajmować systemem rezerwacji biletów lotniczych. Do tego wpadało jeszcze kilka (przyznaję, zupełnie niezrozumiałych dla mnie) zadań typowych dla informatyków. Ogórek trochę automatycznie wysłał swoje CV i pewnie już o nim zapomniał.

Dzień, w którym dowiedział się, że nie nadaje się nawet na najniższe stanowisko w sieci marketów Lidl, musiał po prostu go dobić. Zamknął się w swoim pokoju i już w ogóle przestało mu się chcieć gadać. Ale dokładnie tego samego dnia, jakoś pod wieczór, zadzwonił jego telefon.

-Mamo!!! – łupnęły o ścianę drzwi od zadymionego, ciemnego pokoju, który od tygodnia nie zaznał światła dziennego –Musisz iść ze mną jutro na zakupy! Przecież ja nie mam w co się ubrać. Te stare ubrania, nadają się na śmieci.

I to był właśnie ten moment przełomowy. Ogórek dostał pracę na lotnisku i za kilka dni zaczynał szkolenie. Zmienił garderobę. Poszedł do fryzjera. Kupił sobie nawet notatnik i plastikowy kubek na kawę, żeby mieć go w samochodzie. I tak po ponad dwóch latach bezrobocia i pogrążania się w sobie, poszedł do pracy.

Praca, okazała się być rzeczywiście dla niego świetna. Pensja nie jest jeszcze zbyt wysoka, ale wszyscy z Ogórka są bardzo zadowoleni. Okazał się być bardzo pracowity, rzetelny i błyskotliwy. W nowej pracy poznał też kilku nowych kumpli i fajnego było coś jeszcze…

*

-No i w każdą środę mamy trzy samoloty  z Polski i to jednocześnie. Osiem, albo nawet i dziewięć na dziesięć! – mówi do mnie, prawie sylabizując.

-Co? – odpowiadam pytaniem, bo zupełnie nie mam pojęcia o co mu chodzi.

-Mogę stwierdzić, że nawet dziewięć na dziesięć. Niech ci będzie! Dziewięć, na dziesięć dziewczyn z Polski są naprawdę piękne! Co wy takiego jecie?  Najpiękniejsze kobiety w całej Europie! Wszyscy w pracy, najbardziej lubimy właśnie środy…

 

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Jak stałam się członkiem fanklubu drużyny piłkarskiej z Liapades na Korfu?… poniedziałek, 13 listopada 2017

IMG_20171002_110944

Rajska Plaża, wycieczka WIDOKI KORFU

Dopłynęliśmy z naszą grupą na Rajską Plażę. Była końcówka sezonu, a pogoda nie mogła być lepsza. Ciepłe wrześniowe słońce. Na niebie ani jednej chmury, a przy tym delikatny chłód początku jesieni, który powoduje, że jest tak przyjemnie.

Nasza grupa wysiadła na plażę (sprawdź program wycieczki WIDOKI KORFU). Ja  się zagadałam, więc zostałam na łódce z Królikiem. Łódka zacumowana jak zawsze, kilka metrów od samego brzegu. Chyba z tej perspektywy Rajska Plaża wygląda najpiękniej. A sama łódka musiała wyglądać jakby unosiła się w powietrzu, czy też na wodzie? Tylko w raju dzieją się takie właśnie rzeczy…

Po chwili swoją łodzią dopłynął do nas Spiros. Wyrzucił kotwicę i grubą liną związał swoją łódź z naszą, żeby  być jak najbliżej.

Spiro. Ten sam, który zawsze kradnie mi batony i kanapki. Nigdy nie ma chleba dla rybek w grotach, a jeśli już ma, to znaczy że komuś podwędził. Strzela do mnie z plastikowego pistoletu, który daje słowo – wygląda jak prawdziwy! Nie ma możliwości, żeby na przerwie obiadowej nie wyjadł mi z talerza sardynek, albo krewetek. Krzyczy na mnie jeśli spóźnię się 3 minuty. Często nawet turystom się dostaje, jak narzekają, albo proszą o coś nadprogramowego.

-Dorota, masz 20 euro? – pyta i grzebie w wiecznie ufajdanej czymś torbie.

-Mam! – odpowiedziałam mechanicznie, nie mając pojęcia w co ja się pakuje.

-No to daj!

-A po co ci? Dlaczego?

-Tyle kosztuje członkostwo w fanklubie Gwiazd Liapades, którego jestem przewodniczącym.

A… Teraz sobie o tym przypomniałam. Jak kiedyś dumnie Spiro mi opowiadał,  że jest przewodniczącym klubu Gwiazd Liapades, czyli drużyny piłkarskiej sąsiedniej wioski tuż przy Paleokastritsy.

-Co! Ty chyba oszalałeś?! Przecież piłka nożna mnie w ogóle nie interesuje! Na głowę to ja jeszcze nie upadłam. Gwiazdy Liapades! Pha! 20 euro…?!?! Zwariowałeś!

-A jakie to ma znaczenie, czy ciebie to interesuje, czy nie! I żebyś miała świadomość, poprzedni sezon poszedł nam bardzo dobrze! Dasz mi 20 euro, wpiszę cię na listę i dostaniesz ode mnie kartę członkowską. I możesz przychodzić oglądać mecze. No, dawaj te 20 euro!

-Spiro, daj mi świety spokój! Jakie 20 euro? Nie mam!

-Przed chwilą mówiłaś, że masz!

-Ale ci nie dam… Już wolę sobie kupić dwa nowe błyszczyki! Daj mi święty spokój!

-Dajesz mi te 20 euro, czy nie!

-Nie!

Spiro myśli. Ślęczy nade mną z już przygotowaną listą uczestników i długopisem w dłoni, żeby tylko mnie tam dopisać…

-Ale zobacz! – i już prezentuje mi kartę członkostwa –Ta karta uprawnia cię do przychodzenia na nasze mecze. Ale jeszcze dodatkowo…! Masz 10% zniżki na jedzenie we Vrachosie.

Vrachos, to tawerna w Paleokastritsy, gdzie zawsze jemy obiady z naszymi wycieczkami.

-Spiro, ale ja jako pilot grupy jem tam za darmo!

Królik w tym momencie nie wytrzymuje i wybucha śmiechem.  Spiro drapie się po głowie.

-Dobra, dobra mała… A powiedz ty mi, ile osób macie dziś na wycieczce? Pełny skład! Prawie trzydzieści! To ile  jest dziś dla ciebie to 20 euro! Tyle, co jedno małe dziecko by dziś nie przyszło!  I ty mi dziś odmawiasz… Nie wstyd ci? Tak cię rodzice wychowali? Co za skneruska…

Już nie wiem, co mam mu odpowiedzieć.  Jak grochem o ścianę. Patrzę na Królika w nadziei o jakąś radę:

-Królik, wypowiedz się! Przecież to jest jakaś kompletna głupota!

Królik między młotem, a kowadłem. Bo ze Spirosem przyjaźnią się od kiedy nosili pieluchy, a mnie nie chce oszukiwać…

-No… Wiesz…

 -Daj mi teraz te 20 euro i będziesz mieć spokój! Bo… Jak pod koniec sezonu będziesz mieć mniejszą grupę, to wtedy dopiero zaboli! Jak ja cię wtedy podliczę! A jak mi znów odmówisz, to na Rajską Plażę popłyniecie sobie żabką z tymi twoimi turystami!!! – kończy, prostuje plecy i już jest gotowy, żeby naprawdę wpisać mnie na tę cholerną listę.

-No… To jak ci tam jest na nazwisko???

Sama nie wierzę, że naprawdę to robię. Biorę plecak. Wyciągam portfel i znajduje 20 euro.

-Masz! I udław się! Daj mi święty spokój! Ka-miń-ska! Mam na nazwisko Kamińska! Zapisz sobie szybko na tę swoją durną listę!

-Super! Dzięki!!! Kochana jesteś!!! Ok, to twój numer członkostwa fanklubu Gwiazd Liapades, to 171! Albo nie… Nikosa przestawimy i wpiszę cię na jego miejsce. Masz 178. Daje ci numer obok Królika! To jak przyjdziesz na nasz mecz, będziesz siedzieć obok Królika i będzie ci raźniej. Gramy w co drugą niedzielę miesiąca, wieczorami. Karta jest na rok, więc po roku będziesz musiała sobie odnowić. Ale nie martw się! Przypomnę ci o odnowieniu!

Zapewne. Spiro nie zapomni. Kartę mam do teraz, bo w końcu ważna. A skoro jest ważna, to nie wyrzucę, bo trochę mi jednak szkoda.  Idealnie pasuje jako zakładka do książek i obecnie takie ma przeznaczenie. Najdroższa zakładka do książek, jaką w życiu miałam… Czasami jak na nią spojrzę, to dostaję ataku śmiechu. Członkostwo w fanklubie Gwiazd Liapades. A kto wie… Może w którąś  niedzielę wybiorę się na mecz. W końcu jestem oficjalnym fanem!

IMG_20171112_132926 IMG_20171112_133020

 

 

Wesele Olivki i Pieprza… czwartek, 9 listopada 2017

DSC_0278

To był sam środek naszego sezonu na Korfu, więc zwyczajnie byłam padnięta. Ale przecież  musiałam tam być! Dokładnie w środku sierpnia, tego lata, Olivka i Pieprz po kilku latach bycia razem, wzięli ślub. Na tę okazję, na kilka chwil zostawiłam dosłownie wszystko i z Korfu poleciałam do Aten.

Kiedy tylko wylądowałam w Atenach, poczułam się jak przeniesiona do innego świata. Gdzie nagle podziało się  morze? Gdzie gaje oliwne…? Wszystko tak nagle stało się wielkie i betonowe. I… O mój Boże – tyle samochodów! Myślałam, że lada chwila, a na przejściu dla pieszych ktoś mnie rozjedzie. Przyjechałam prawie prosto z wycieczki, więc nie było mowy o jakimś większym szykowaniu. Myk! Z lotniska do hotelu, przebrać się w coś weselnego, zrobić szybki makijaż, włosy i… do Urzędu Stanu Cywilnego!

Pieprz jest zatwardziałym ateistą. I ani Olivka, ani nikt z rodziny, nie napierał na ślub kościelny. Tradycyjnego ślubu kościelnego, więc nie było. Śluby cywilne, to w Grecji zazwyczaj szybka formalność. Po zebraniu całej, licznej rodziny, weszliśmy do urzędu i po kwadransie Olivka z Pieprzem byli już małżeństwem. Niby nic, ale pierwszy raz widziałam Olivkę w stresie!

DSC_0275

Na weselu było około 200 osób. Całość odbyła się w jednej z najmodniejszych współcześnie dzielnic Aten – Gazi (więcej o Atenach przeczytasz TU! TU! i TUTAJ!, a o samej dzielnicy Gazi przeczytasz TU!). Sala weselna urządzona była w starym lofcie, w którym najpewniej jeszcze kilkanaście lat temu mieściła się jakaś fabryka. Wnętrze wyglądało genialnie.

Wydaje się, że Olivka czasem buja w obłokach. Ale  trzeba przyznać, że kiedy przyjdzie co do czego… Wesele zorganizowane było perfekcyjnie! Loft jako sala weselna, to był strzał w dziesiątkę. W wielkiej sali było jednocześnie miejsce do tańczenia i miejsce, gdzie znajdowały się stoliki. Na zewnątrz przestronny balkon z fenomenalną panoramą na Akropol i Ateny w nocnej odsłonie.

Jak wyglądała młoda para? Pewnie jesteście ciekawi! Olivka ubrana była w prostą, długą, białą spódnicę. Na górze miała dopasowaną bluzkę z koronki, a na głowie delikatny wianek. Rozpuszczone, pofalowane włosy i dyskretny makijaż. Pieprz w granatowym garniturze i czarnej muszce przy szyi. Oboje wyglądali świetnie, ale przede wszystkim, tak żeby czuć się ze sobą swobodnie.

Jak natomiast w Grecji ubierają się goście weselni? Grecy kochają zdecydowane kolory. Czerwień, turkus, fuksja, zieleń. Na greckich weselach zawsze jest więc bardzo kolorowo.  Greczynki uwielbiają styl  glamour, ale potrafią w nim znaleźć złoty środek. Zawsze stawiają przede wszystkim na kobiecość, którą podkreślają z klasą. Faceci, co uwielbiam w Grekach, zawsze z naturalnym luzem. Mężczyźni nawet na ślubach i weselach, zazwyczaj darują sobie krawaty i zapięte pod szyje koszule. Wystarczą eleganckie spodnie, porządne buty i prosta, dobrze skrojona koszula. Naturalnie lekko opalone twarze, idealnie pasują do zdecydowanych kolorów, których w Grecji faceci się nie boją.

To było drugie greckie wesele, na którym byłam. Relacje w wcześniejszego, dużo bardziej tradycyjnego, poprzedzonego kościelnym ślubem – możecie przeczytać TU! Wesele Olivki i Pieprza, było dużo bardziej nowoczesne.

Na samym początku wesela odbyła się sesja zdjęciowa, podczas której wszyscy goście częstowali się przekąskami i szampanem. Później rzecz jasna pierwszy taniec. Romantyczna piosenka, przygaszone światła, krojenie tortu, toasty i  raz jeszcze szampan. Całym podkładem muzycznym dowodził DJ, który grał najróżniejsze rodzaje muzyki. Najpierw typowo grecka tradycyjna, później nowe greckie hity, a później typowe piosenki grywane na imprezach.

 To, co ponownie zaciekawiło mnie na weselu w Grecji to fakt, że stoły wcale nie uginają się pod jedzeniem. Jedzenia było dokładnie tyle ile powinno być,  bez wrażenia, że później sporą ilość trzeba będzie wyrzucać. Jedzeniem zajęła się firma cateringowa. Na stołach w formie bufetu, było wszystko co zazwyczaj jada się na imprezach w Grecji.  Porcje najróżniejszych rodzajów mięs, „kulki” mięsne, typowe souvlaki (o tym co to jest souvlaki przeczytasz TU!). Zapiekane ziemniaki, sałatki ryżowe i makaronowe. Różne inne propozycje sałatek. I rzecz jasna słodkości.

Co prócz tego było na stole? Możecie być zaskoczeni, ale na stole nie było ani wódki, ani mocniejszych alkoholi. Na greckim weselu wystarczy dobre wino, szampan i lekkie drinki. Zazwyczaj ze świecą trzeba szukać kogoś, kto jest pijany.

Grecy są mistrzami tego, jak pięknie można się bawić. Kiedy tylko gra typowa grecka muzyka, wszyscy tańczą w kole trzymając się za dłonie i powtarzają wspólnie, dość proste kroki. Kiedy natomiast gra muzyka typowo imprezowa, każdy tańczy z każdym. Myślałam, że skonam ze śmiechu, kiedy patrzyłam jak Ogórek tańczył ze swoją mamą! Travolta przy Ogórku powinien się schować!

Co prawda my z Janim wróciliśmy trochę wcześniej, bo w pewnym momencie, moje zmęczenie wzięło górę.  Choć wydaje mi się, że i tak godzina druga o której wyszliśmy,  była całkiem dobrym wynikiem. Do której godziny trwało wesele…??? Zgadujecie?!?! Do ósmej rano…! Tak jest! O godzinie ósmej rano wyszli ostatni goście.

Co w Grecji daje się na weselach w prezencie? Podobnie jak w Polsce są to pieniądze. Rzecz praktyczna i bardzo rozsądna. Dzięki temu, wydatek na tak dużą imprezę zupełnie się zwraca.

Wesele było rewelacyjne i bawiliśmy się świetnie, bo była to też okazja do spotkania całej rodzinki.  Prawdziwą furorę zrobiła moja teściowa Feta, która wyglądała dosłownie jak grecka bogini. Bardzo mocno powstrzymuje się przed opublikowaniem zdjęcia, ale w oczywistych powodów zrobić tego nie mogę.

Kilka dni po ślubie, Olivka z Pieprzem wyjechali w podróż poślubną, spędzając kilka dni w Barcelonie. Co dzieje się u nich teraz, czy są jakieś zmiany? Raczej nie, bo przecież jeśli mieszka się ze sobą kilka lat wcześniej, to w codzienności raczej nic zbytnio się nie zmienia.

Jeśliby zerknąć na tendencję tego, kiedy w Grecji młodzi biorą śluby, myślę że Olivka z Pieprzem idealnie wpisują się we współczesny grecki standard. Grecy obecnie biorą śluby około trzydziestego roku życia. Najpierw trzeba się lekko ustatkować, później nieco ze sobą pomieszkać,  a dopiero później rozważa się ślub i mniej więcej gdzieś w okolicach trzydziestego roku życia, a często i później, młodzi decydują się na dzieci. Jak to w Grecji… Nigdzie nie ma potrzeby, żeby z czymś się śpieszyć…

DSC_0308

 

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Jak wyglądają kwiaty bawełny?… poniedziałek, 30 października 2017

Kwiat bawełny

Kwiat bawełny

Pamiętam, że kiedy pierwszy raz zobaczyłam kwiat bawełny, byłam szalenie zaskoczona. Że to tak wygląda bawełna w naturze i że jej kwiaty są tak piękne!

Kwiat bawełny, z którego robi się przędzę, a tę następnie zamienia między innymi w nasze ubrania, powstaje po otworzeniu się otoczki nasiennej, w której znajdują się włókna. Bawełniane kwiaty, które widzicie tu na zdjęciach, są tak naprawdę zaschniętymi włóknami nasion.

Właśnie teraz w Grecji jest idealny czas na zbieranie bawełny. Kiedy jedzie się obok bawełnianych pól, kwiaty trochę tak jak śnieg potrafią wirować na wietrze, zbierają się przy drodze, jakby ktoś zostawił przy poboczu kłębki waty.

Tak wyglądają kwiaty bawełny. I tak właśnie wygląda to, z czego później robimy nasze ubrania, tkaniny, watę, waciki, papier, filtry do kawy. Tak wyliczać można w nieskończoność…

4

2 3 5 7