Witaj w nowym rozdziale tego bloga… niedziela, 13 października 2019

 

 

Czasami budzę się rano i czuję, jakbym się obudziła z koszmaru sennego. A później biorę głęboki oddech i czuję ulgę, że to już jest za mną. Że ten rozdział jest już zamknięty, a ja zaczynam pisać zupełnie nową książkę…

 

Nigdy tu o tym nie pisałam, bo z założenia tu na blogu nigdy nie chciałam marudzić, ale momentami było ciężko. Każdego roku, tak jak teraz, w połowie października, pakowałam walizki i wracałam z Korfu, do… mojego piekiełka. Już wsiadając na statek łzy płynęły mi jak groch i za nic nie mogłam tego powstrzymać. Ostatnia kawa w papierowym kubku z portowej kawiarenki Sette Venti, który trzymałam jak najmocniej żeby jak najdłużej czuć palcami ciepło kawy  i ciepło Korfu. Ten ostatni papierowy kubek zawsze wiozłam ze sobą i za nic nie potrafiłam go wyrzucić. Nawet pogięty, zmęczony podróżą  do maleńkiej wioski, gdzie diabeł dosłownie mówił dobranoc, zostawał ze mną aż do następnej wiosny.

 

To już zamknięty rozdział i nigdy nie chcę do niego wracać. Zostały mi dwie wartościowe przyjaźnie i mnóstwo złych wspomnień.

W niewielkiej wiosce, której liczba mieszkańców nie przekraczała jednego tysiąca, nazywanej „Białe Domki” został nakręcony film w guście Giorgosa Lanthimosa. „Attenberg”, o którym teraz mowa, atmosferą bardzo przypomina słynnego i równie kontrowersyjnego „Kła”. Reżyserka „Attenberga” w jednym z wywiadów pisała, że  długo szukała miejsca, które dobrze oddaje atmosferę izolacji od świata. Ostatecznie idealną scenerią okazała się wioska, w której mieszkaliśmy przez tych kilka lat. A sam film był kręcony rzut beretem od naszego domu. Tak, przyznaje. Lepszej scenerii do tego filmu znaleźć nie mogła. Z jednej strony morze, z drugiej wysokie wzgórza, odcinające miejsce od reszty świata. Za każdym razem, kiedy wracaliśmy tam z Korfu, czułam jakby ktoś wysysał ze mnie życiową energię. W tej miejscowości nie było niczego co mogłabym choć trochę polubić. Białe domki bez dachów, bo tak wybudować było taniej. Połowa z nich opuszczona, zarośnięta, okraszona śmieciami. Dwa sklepy i dwie kawiarnie. Relacje z ludźmi, które bardziej niż dodawać otuchy, dołowały. Jeszcze nigdy wcześniej w życiu nie czułam takiej izolacji. Od świata. Od ludzi. Od wszystkiego co kocham.

Każdy poranek był walką, żeby mimo wszystko wstać i iść do przodu. Ale każdy dzień był dla mnie jednocześnie szansą, żeby wykonać kolejny krok, by się stamtąd wyrwać. Nie dać się marazmowi, lenistwu, narzekaniu. Zrobić z dniem i swoim życiem coś dobrego.

 

Wygrałam. Sama ze sobą.

Możecie pomyśleć, że się przechwalam. Ale tak właśnie się czuje – jak królowa mojego świata. Najpierw zaczęłam marzyć, a później marzenia zamieniłam w cel. Cel zamienił się w konkretny plan rozpisany na białej kartce. Później całe tysiące godzin ciężkiej pracy. Zarwane noce, mnóstwo codziennych wyrzeczeń. I teraz mam dokładnie, czego tak mocno chciałam. Nic nie smakuje tak wspaniale jak  osiągnięty ciężką pracą cel.

 

Budzę się teraz każdego dnia z przyjemnym poczuciem spełnienia. Mieszkam w domu, który wymarzyłam. Zajmuję się dokładnie tym, czym chce. A moje życie jest takie jak chciałam by było.

 

Powoli kończymy kolejny sezon na Korfu. Ten szósty był dla nas najważniejszy, bo najbardziej przełomowy. Pod koniec kwietnia tego roku Jani złożył wypowiedzenie ze swojej starej pracy. Zamówiliśmy transport mebli i najpotrzebniejszych rzeczy, z założeniem, że zaczynamy nowe życie na Korfu.

Na początku było trochę stresu, ale później wszystko poszło jak tornado. Znów i tego roku na naszych wycieczkach po wyspie było was tak dużo! Nowością w tym sezonie były wycieczki rejsowe, o które często pytaliście każdego poprzedniego lata. Wprowadzenie ich okazało się być strzałem w dziesiątkę. To również w tym roku Jani postawił pierwsze małe, ale stabilne kroki w swoich lotach na paralotni. Powoli kończymy bardzo intensywny, piękny sezon.

Od teraz mieszkamy na Korfu już na stałe. A ja każdym zmysłem czuje, że to zupełnie nowy rozdział mojego życia. Za nami całe sześć lat bardzo ciężkiej pracy. Ale satysfakcja jest nie do opisania.

Witaj w zupełnie nowym rozdziale tego bloga. Sama jestem bardzo ciekawa, o czym teraz tu będzie…

 

Nasza wycieczka w mieście Korfu

 

 

Podsumowanie 2018! Moje trzy największe sukcesy… sobota, 5 stycznia 2019

 

Nasze biuro w DASSIA! To największy mój sukces ubiegłego roku…

 

Moment, kiedy zamieszkałam w Grecji na stałe, stanowi w moim życiu ważną granicę. Nie zmieniłam jedynie miejsca zamieszkania. Kiedy w 2011 roku postanowiliśmy zacząć życie w Grecji, był sam środek kryzysu. Wiedziałam, że żeby mi się tu powiodło, muszę konkretnie wziąć życie za rogi. Na 1000%. Wóz, albo przewóz. Nie będzie ani drugiego podejścia, ani drugiej szansy. Zaczęłam interesować się najróżniejszymi dziedzinami życia. Żyć świadomie.  Szukać swojej drogi. Pierwszy raz zadałam sobie bardzo ważne pytania, na które wcześniej nie miałam czasu. Momentami, było bardzo ciężko. Nie jeden raz, czułam się jakbym szła w ciemnym tunelu, nie widząc przez długi czas zupełnie niczego. Aż tu nagle, pojawiało się światełko, które było jak trop za którym mogłam iść. Jeśli kilka razy w życiu przejdzie się przez taki „ciemny tunel” i pokona się siebie, człowiek uczy się jak z życiem sobie radzić. Czasami jest znów trochę ciężko, ale później każdą życiową trudność pokonuje się i szybciej i łatwiej.

 

TU! przeczytasz mój pierwszy post na Sałatce…

TU! przeczytasz o moim greckim kryzysie.

 

Teraz wszystko w moim życiu idzie do przodu, a ja uwielbiam pracować nad tym by było jeszcze lepiej. Z każdym rokiem, czuje jakbym przechodziła do następnego poziomu lepszego życia. W tym roku bardzo cieszę się z trzech różnych sukcesów, w trzech różnych dziedzinach życia.

 

Tak wygląda nasze biuro w Dassia na Korfu!

 

OTWORZYLIŚMY PIERWSZE BIURO NA KORFU! DASSIA! DASSIA!! DASSIA!!!

Najpierw długo o tym marzyłam, a kiedy już to się stało, trochę nie mogłam uwierzyć, że my już naprawdę mamy swoje biuro. Było z tym na początku trochę stresu i nawet nie wiecie od ilu osób słuchałam, że to zła decyzja, złe miejsce, że nie damy rady. Kolejna ważna życiowa lekcja. Jak coś się czuje w sercu, to nikogo nie wolno słuchać. Nasze pierwsze lokalne biuro, okazało się bardzo dobrą decyzją. Dzięki temu w tym roku  firma (kliknij TUTAJ! by sprawdzić naszą ofertę) poszła o kilka kroków do przodu. Posiadanie biura otworzyło dużo innych możliwości. Dodatkowo, ja zwyczajnie bardzo lubię to miejsce. Lubię w tym biurze przebywać i tam pracować. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak bardzo nas cieszyło, kiedy tego lata biuro wypełniali turyści, którzy właśnie z nami chcieli zwiedzać wyspę.

 

Piję to każdego ranka! 😀

 

ZROBIŁAM BADANIA KRWI. JESTEM OKAZEM ZDROWIA!

Mniej więcej po drugim sezonie pracy na Korfu, zapaliła mi się czerwona lampka. Okazało się, że jestem na granicy anemii i ogólnie, fizycznie czuje się słabo. Jeśli rozwój mojej firmy ma iść w parze z tym, że niszczę swoje zdrowie, to jest to bez sensu. Zaczęłam od wizyty u dietetyka i krok po kroku, zmieniłam większość nawyków żywieniowych. Te aktualne wyniki badań dużo dla mnie znaczą, bo moje zdrowie jest dla mnie bardzo ważne. Po trzech latach naprawdę zdrowego odżywiania, czuje się o niebo lepiej. Wszystkiego mi się chce. Inaczej mi się myśli i funkcjonuje w mojej codzienności. Stan mojej kondycji fizycznej, przekłada się również na to że zwyczajnie, jestem w bardzo dobrym nastroju.

 

TU! przeczytasz o smoothie z pietruszki.

 

A po pracy… Często bazujemy w Gouvia!

 

OTACZAJĄ MNIE FANTASTYCZNI LUDZIE

Ten rok był dla mnie również przełomowy jeśli chodzi o… moje życie prywatne. Kiedy firma szła już do przodu, a ja fizycznie czułam się bardzo dobrze, stwierdziłam, że w moim życiu brakuje jeszcze jednego, szalenie istotnego elementu. A mianowicie prawdziwych przyjaciół na Korfu obok mnie. Fajnych ludzi, z którymi będę świetnie się bawić, śmiać i super spędzać czas. Jakoś tak przestawiło mi się w głowie i nawet w ogromie pracy zorganizowałam trochę czasu, żeby wyjść na kawę, fajne jedzenie, czy zwyczajnie spędzić czas ze znajomymi. Bardzo mi brakowało kontaktu z ludźmi poza pracą. Ten rok to dla mnie prócz ogromu pracy, wiele świetnych chwil z fantastycznymi ludźmi, z gronem prawdziwych przyjaciół.

 

A jaki jest główny cel na 2019…??? Rok 2019 będzie dla nas prawdziwym przełomem. Zostawiamy nasze życie na kontynencie i na stałe przeprowadzamy się już tam, gdzie jest nasze miejsce, na Korfu! Trzymajcie kciuki i życzcie nam powodzenia!!!

 

TUTAJ! zobaczysz nasz filmik z Korfu.

 

 

 

Kocham to co robię!… niedziela, 17 grudnia 2017

 

Na blogu W Matni Kobiecości, właśnie ukazał się wywiad ze mną. Możecie w nim przeczytać tym razem więcej o mnie. O tym jak to się stało, że życiowo jestem w tym właśnie miejscu? Jak odpowiedziałam sobie na pytanie, co chcę robić w życiu? I co takiego zrobiłam, że moja pasja jest obecnie moją pracą?  Dziś, trochę z innej perspektywy, niż zazwyczaj jest na moim blogu. Miłego czytania:)

http://wmatnikobiecosci.blogspot.gr/2017/12/48-kocham-to-co-robie-saatka-po-grecku.html

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Wyobraź sobie… siebie!… poniedziałek, 2 stycznia 2017

Ten rytuał zakorzenił się u mnie już tak mocno, że nie potrafię wyobrazić sobie bez niego wieczora. Stał się on dla mnie automatyczny, jak wymycie zębów przed pójściem spać. Kiedy już skończę wszystko co mam  danego dnia do zrobienia i mogę spokojnie kłaść się do snu, wyjmuje długopis i kartkę.  Obmyślam i rozpisuje rozkład następnego dnia. O której mam wstać, co mam zrobić, po co dokładnie wyjść, co załatwić, w co się ubrać i co zjeść. Trwa to chwilę ponad kwadrans. Dlaczego planuję zawsze przed snem? Kiedy już wstanę i  dojdę do siebie, zazwyczaj działam jak maszyna. Program dnia jest już wdrukowany w mojej głowie i wszystko idzie raz, dwa, trzy. Nie przestrzegam dokładnego rozkładu czasowego, bo lubię kiedy dzień ma trochę przyjemnego i potrzebnego mu luzu. Zawsze też planuje czas na  przyjemności. Wypad na kawę. Obejrzenie serialu. Spacer czy też chwila na poszwędanie się w necie. Myślę, że taki sposób planowania dnia, to pewnie dla Was nic nowego. Ale gdzieś tak od połowy tego lata zaczęłam stosować coś jeszcze…

We właściwie wszystkich poradnikach dotyczących rozwoju osobistego, jest podkreślane jak ważne jest wizualizowanie sobie celów, tego co chce się osiągnąć. Jednak cele zazwyczaj są bardziej lub mniej odległe. A gigantyczną siłę ma jeden dzień.

Na ten sprytny trik, wpadłam gdzieś w połowie sezonu, kiedy czułam że jestem przemęczona  pracą i zaczyman chodzić na rzęsach. Zmęczenie mieszało się ze stresem, bo za dokładnie wszystko odpowiedzialna byłam sama. Kiedy kończyłam planować dzień, często patrząc na kartkę byłam  przerażona, że pracy jest tak dużo. Strasznie bałam się, że o czymś zapomnę, coś zawale i prozaicznie  nie dam rady. Najtrudniejsze były dni, kiedy rano zbieraliśmy ludzi z właściwie całej wyspy, a przecież Korfu jest rozciągnięta i przy tym całkiem spora. Trzech kierowców, w różnych stronach wyspy i ja jadąc z zupełnie innej części, cały czas na telefonie by koordynować akcję. W czasie dnia wycieczka. A tuż po niej… Nie, wcale nie sen, a planowanie kolejnej, telefony do turystów, ustalanie rozkładów odbiorów na następne trasy, itp. Najtrudniejsze były jednak  poranki. Bo kiedy skopie się coś rano, trochę jak domino – zawala się dzień.

Kiedy więc  kończyłam planowanie, na kilka chwil zamykałam oczy. Wyobrażałam sobie siebie następnego dnia. Że wstaję trochę wcześniej. Ze spokojem jem zdrowe śniadanie. Ubieram się maluje i mam jeszcze  przyjemnych kilka chwil, by wpaść do kawiarenki obok i wziąć na wynos kawę. Jadę do pracy, słucham  porannej audycji w radiu, a w aucie przyjemnie pachnie kawą. Wszystko idzie sprawnie. Jeśli któryś z kierowców dzwoni bo nie może znaleźć naszych turystów,  spokojnie mu pomagam. Trafiam tam gdzie mam trafić. Jeśli są korki, mam na tyle dużo czasu by czekając pić sobie kawę. Wszystko idzie zgodnie z planem. A my z całą grupą spotykamy się w uzgodnionym miejscu jeszcze przed czasem. Następnie zabieram plecak z auta, wchodzę do mojego busa i z uśmiechem na twarzy mówię naszym turystom „dzień dobry!”. Wszyscy są na swoich miejscach. Uśmiechnięci i gotowi by jechać w trasę. Bus po brzegi wypełniony  jest super energią do pracy.

Ta metoda zdziałała u mnie cuda. Różnica przed i po jej zastosowaniu stała się dia-me-tra-lna. Działo się dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam. Często wprost nie mogłam dać wiary, za każdym razem kiedy podczas takiego trudnego początku dnia, wchodziłam do busa i z wielkim uśmiechem na ustach mówiłam „dzień dobry”, bo wszystko wcześniej działo się dokładnie tak jak sobie to wyobrażałam. Początek dnia jest super ważny. Później zazwyczaj szło już jak z płatka.

Tę właśnie metodę zaczęłam stosować właściwie codziennie. Do teraz, po każdym skończeniu planowania, wyobrażam sobie siebie następnego dnia. Jak świetnie radzę sobie w trudnych, stresujących mnie sytuacjach, jak rozkoszuje się życiowymi przyjemnościami, jak osiągam drobne codzienne cele, jak spędzam czas z moimi bliskimi, jak spędzam czas ze sobą.

Podpisuje się pod tym obiema rękami: największą sztuką jest być najlepszą wersją samej siebie.

 

Jak przygotować sałatkę po grecku? Czyli o Grecji i o mnie na portalu eSky… piątek, 14 października 2016

Widok z najwyższego szczytu Korfu – Pantokrator. Lato 2016

Czasami, kiedy czytam takie teksty w internecie, to trochę nie chce mi wierzyć, że to jest o mnie. Dziś tekst, który znalazł się na portalu eSky: “Jak przygotować sałatkę po grecku?”. Trochę o Grecji, trochę o mnie. Tak sobie teraz myślę, że prawdziwa frajda z życiem, zaczyna się dokładnie wtedy, kiedy weźmiemy za nie odpowiedzialność  100% w swoje ręce. Miłego czytania… Klikając w link niżej, przeczytasz tekst…

http://blog.esky.pl/2016/10/jak-przygotowac-salatke-po-grecku/?Label=tvn&utm_source=plan&utm_medium=banner&utm_campaign=blog