Z CYKLU: Inny punkt widzenia – 10 i pół miejsc, które musisz zobaczyć w Atenach… piątek, 27 kwietnia 2018

AKROPOL

 

 

Czy w swoich planach macie podróż do stolicy Grecji – Aten? Nikt nie opisze tego miejsca tak dobrze, jak osoba która: A) kocha to miejsce B) mieszka tam. Dziś gościnny post Ani, autorki bloga o Atenach NieUdawajGreka.pl . Serdecznie zapraszamy Was do przeczytania tego postu i wpadania do bloga Ani!

 

***

 

Jak z tysiąca miejsc wybrać dziesięć?! Za każdym razem, gdy słyszę prośbę o wybranie  wartych odwiedzin miejsc w Atenach, łapię się za głowę.

Z miejsc godnych polecenia mogłabym napisać drugą “Odyseję” i na dodatek nie byłabym pewna, czy na ich odwiedzenie starczyłaby 10-letnia tułaczka. A przecież na pobyt w Atenach zwykle mamy w najlepszym wypadku parę dni.

Dlatego w tym wpisie wybrałam  10 miejsc i połówkowy bonus, bez odwiedzenia których nie wyobrażam sobie wizyty w stolicy Grecji.

Parlament

Nie chodzi tu tyle o budynek byłej rezydencji króla Ottona, ile o zobaczenie Evzones – członków najbardziej elitarnej jednostki greckiej armii greckiej. Stawcie się pod Parlamentem o pełnej godzinie, (najlepiej w niedzielę o 11.00 gdy wydarzenie jest najbardziej doniosłe), a zobaczycie pełną precyzji zmianę warty przed symbolicznym Grobem Nieznanego Żołnierza.

Ogrody Narodowe

Widzieliście kiedyś żółwia na wolności?  Nie wystraszcie się, gdy podczas spaceru po Ogrodach Narodowych skubnie trawę zaraz przy Waszym bucie! Mimo położenia w samym centrum ruchliwej stolicy, Ogrody Narodowe to prawdziwy raj dla papug, kaczek, żółwi. I oaza zieleni dla zmęczonego słońcem turysty.

Dimotiki Agora / Centralny Market

Zostawcie na chwilę zabytki i chodźcie tu, gdzie toczy się życie – na ateński market! Przekrzykujący  i licytujący się sprzedawcy obudzą w Was żyłkę do robienia interesów! Serio, nie znam nikogo, kto opuściłby ten market z niczym. Zresztą i ja gdy idę “tylko po pomidory”, kończę obładowana siatkami tak, że przysłaniają mi całą drogę do domu! Truskawki ułożone w piramidy, kraby uciekające z siatkowanych worków, zwisające z haków mięso – tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć.

Akropol

Choć cena wejściówek skutecznie potrafi odgonić to… nie dajcie się! Albo pokombinujcie by synchronizować swój pobyt ze świętem narodowym, w czasie którego wstęp na atrakcję jest darmowy! Choć Akropolu naoglądaliśmy się w książkach do historii, to być w Atenach i nie zobaczyć świątyni poświęconej bogini miasta to… grzech!

Likavitos

Co jest lepsze od wspięcia się na Akropol? Wejście na szczyt, z którego… widać Akropol! 😉 Półgodzinną wspinaczkę po schodach (których nigdy nie udało mi się zliczyć), wynagrodzi wam widok na panoramę Aten – aż po Pireus! A jeżeli zabraknie tchu w piersiach po zwiedzaniu innych atrakcji, to na szczyt najwyższego wzgórza Aten możecie dostać się także kolejką linową (tzw. teleferik).

Ulica Ermou

Choć “shoppingu” unikam jak ognia, to nie wyobrażam sobie wizyty w Atenach bez przejścia handlową ulicą Emrou. Nie tylko dlatego, że łączy on dwa główne stacje w centrum – Monastiraki i Syntagma, więc siłą rzeczy znajduje się “po drodze”. Ermou urzeka przeplatanką chaosu witryn H&Mu, Sephory czy United Color of Beneton i spokoju bijącego od jednego z najstarszych ateńskich kościółków – Panagia Kapnikarea, który wyrasta na samym środku handlowej promenady. Urocze połączenie dopełniają dźwięki katarynki, albo bouzuki jednego z ulicznych występów.

Deptak oplatający Akropol

Gdy spaceruje się po ulicy Apostolou Pavlou i Dinusiou Areopagitou, trudno uwierzyć, że jeszcze paręnaście lat temu, przebiegała tu całkiem ruchliwa ulica. Na szczęście auta ustąpiły miejsca pieszym i dziesiątkom kramów. Na własnoręcznie złożonych stoiskach znajdziecie bransoletki z muliny, retro obrazki, ceramiczne lampiony, ręcznie skręcane figurki rowerów, a w weekendy – tony antyko-staroci. Na tym deptaku na pewno kupicie najbardziej oryginalne pamiątki.

Plaka

Najstarsza dzielnica Aten pełna jest kolorowych klasycystycznych budynków w różnym stanie – od sypiących się tynkiem, po świeżo odnowione. Plaka z wyrastającymi na każdym kroku zabytkami takimi jak Wieża Wiatrów, rzymska agora, czy  wyglądający zza ulicy łuk Hadriana, jest najbardziej uroczą dzielnicą Aten. Pełna kawiarni i tawern rozłożonych na schodkach wśród których spacery, nigdy się nie nudzą!

Anafiotika

Jeżeli marzyły się Wam bielone domki, uliczki w których czasem trzeba obrócić się bokiem, by się przez nie przecisnąć i kolorowe kwiaty zastawiające drogę z obu stron, to znajdziecie je u podnóża Akropolu. Spacer po wybudowanej przez pochodzących z cykladzkiej wyspy Anafi architektów, jest namiastką wypadu na wyspy. Choć brak tu kawiarni, to razem z dziesiątką kotów, możecie tu odsapnąć od zgiełku stolicy.

Monastiraki

Choć Monastiraki w niczym nie przypomina pchlego marketu (choć taki napis wita odwiedzających), to i tak powinniście go odwiedzić. Przejść się wzdłuż kolorowych straganów z oliwkowymi mydłami, drewnianymi brelokami w kształcie penisa, pstrokatymi szalami i t-shirtami z drukami na zamówienie. No i oczywiście przybić “żółwika” z czarnoskórymi chłopakami, którzy na Placu Monastiraki odbębniają koncerty na drewnianych bongosach.

Kawiarnia z widokiem na Akropol

Przyszedł czas na tytułową połówkę – dodatek który koniecznie musicie uwzględnić przy 10 miejscach odwiedzanych w Atenach. Tu odpoczniecie, bo zwiedza się je bez  przebierania nogami. Podczas pobytu w Atenach musicie znaleźć pół godziny na wypicie frappe. Bez nie j- słowo daję! – Ateny nie będą Atenami.

Gdzie pić kawę? Gdziekolwiek, byleby z widokiem na Akropol! 😉 Z dziesiątek miejsc (Ateńczycy uwielbiają tworzyć coraz to nowe lokale z widokiem na Akropol), proponuję A for Athens (www.aforathens.com) lub Couleur Locale   (www.couleurlocaleathens.com/home/).

 

Tekst i zdjęcia: Anna Hajda, nieudawajgreka.pl

 

 

 

MIEJSCA KORFU! Jak wygląda nasza wycieczka?… niedziela, 21 kwietnia 2018

 

Miasto Korfu

 

MIEJSCA KORFU to jedna z naszych trzech głównych wycieczek. Jest to trasa, podczas której zobaczycie wszystkie najważniejsze pod względem historycznym i kulturowym miejsca na wyspie Korfu. Gwoździem programu tej wycieczki, jest zwiedzanie miasta Korfu, które jest uznawane za najpiękniejszą stolicę wysp Grecji. Dokładny plan tej trasy znajdziecie na naszej stronie:

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/pl/wycieczki-po-korfu/

Natomiast niżej filmik, gdzie zobaczycie jak dokładnie wyglądają miejsca, które zwiedzamy podczas tej wycieczki.

 

 

Hydra. Jeśli „być” jest największą atrakcją… poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Miasto Hydra

 

Już tak się u nas utarło. Że na kilka chwil przed rozpoczęciem sezonu na Korfu, płyniemy w jakiś nowy dla nas teren Grecji, najczęściej na wyspę. Od dłuższego czasu planuję odwiedzić Rodos. Mam też ogromną ochotę na Karpathos i Ikarię. A po ubiegłorocznych wakacjach na Amorgos, które skradło moje serce, nie mogę się doczekać, kiedy popłyniemy na Naksos. Wyspy Grecji to prawdziwy fenomen. Każda jest zupełnie innym światem.

***

TU! znajduje się mój przewodnik po Zakinthos.

TUTAJ! przeczytasz wszystko o Santorini.

TU! są posty na temat Krety.

TUTAJ! możesz poczytać o Amorgos.

TU! jest post o Kefalonii.

TUTAJ! przeczytasz na temat Chios.

***

W tym roku byliśmy bardzo ograniczeni czasowo, a ja byłam mocno zmęczona pracą. I przecież dosłownie chwilę wcześniej byliśmy w Polsce na nagraniu programu do TVN24 Biznes. Zdecydowaliśmy więc, że jedziemy na Hydrę. Dlaczego? Po pierwsze ta wyspa jest jedynie dwie godziny promem od Aten. Po drugie, nie wymagała ode mnie większego przygotowania merytorycznego. A po trzecie, to właśnie na niej mieszkał Leonard Cohen, a mnie bardzo ciekawiło właściwie: dlaczego? I w końcu po czwarte. Potrzebowałam wyspy, na której zwyczajnie mogłam na całego się wyluzować. Hydra okazała się być strzałem w dziesiątkę!

Niewielki port w mieście

Środek transportu, czyli muły!

Panorama na miasto

Hydra, to niewielka wyspa (65 km2), która znajduje się na wschodnim wybrzeżu Peloponezu, należy do archipelagu Wysp Sarońskich. Mieszka na niej jedynie 2,7 tys. osób. Jest więc naprawdę bardzo mała. Ale właściwie od Wielkanocy po samą końcówkę października, odwiedzają ją ogromne ilości turystów. Pewnie zastanawiacie się jakie turystyczne atrakcje przyciągają na Hydrę tak dużą ilość osób? Odpowiedź jest  zaskakująca, a mianowicie… ŻADNE (sic!). Tak, napiszę to raz jeszcze. Na Hydrze nie ma żadnych atrakcji turystycznych. Super ważnych budowli, które rozpoznacie od razu. Fantastycznych plaż (tak na marginesie – nawet te są bardzo słabe). Brak powalających muzeów, zabytków. Nie ma żadnego parku wodnego,ogrodu zoologicznego, centrum spa, etc. W jakim więc celu na tę wyspę przypływa aż tylu turystów? Fenomen, bo mimo takiego rozwoju cywilizacji i takiej ilości atrakcji, tysiące ludzi przypływa na Hydrę, żeby zwyczajnie BYĆ. Nie robić niczego. Godzinami pić kawę i całymi popołudniami spędzać czas z bliskimi w tawernie. Chodzić po krętych uliczkach zupełnie bez celu. Czy też zwyczajnie czytać książkę. Właśnie tego było mi trzeba…

Aktywne zwiedzanie Hydrii jest dość mocno uniemożliwione. Na całej wyspie obowiązuje ścisły zakaz poruszania się samochodami, motorami, a nawet rowerami! Dlaczego tak jest? Żeby chronić bardzo cenną architekturę stolicy wyspy, która pochodzi jeszcze z XVIII wieku. Dawniej Hydra była niezwykle bogata. Dziś mieszka na niej około 2,7 tys. osób, ale w XVIII wieku mieszkało tam 20 tys. ludzi, którzy w ogromnej mierze trudnili się intratnym handlem. Do dziś piękne, dostojne i bardzo solidne budynki, które zostały zaprojektowane  przez architektów z Wenecji i Genui, są jakby niewspółmierne do tak niewielkich  rozmiarów Hydry. Nie  zrozumcie mnie źle, ale zawsze kiedy płynie się na małą  wyspę, spotyka się niewielkie, skromne, często liche domki. A na Hydrze niektóre budynki swobodnie mogłyby zdobić centra dużych miast Ellady.

Transfer do hotelu 🙂

Większość mieszkańców zamieszkuje obszar stolicy lub okolic. Wszyscy poruszają się na koniach, osłach lub popularnych na wyspie mułach. Można by pomyśleć, że jest to sprytna turystyczna atrakcja, która ma przyciągnąć na wyspę jeszcze więcej osób. Bynajmniej! Takie myślenie, zwyczajnie nie leży w naturze Greków. Po prostu, po  pierwsze nikt na Hydrze nie chce poszerzać dróg, bo to oznaczałoby burzenie starych, pięknych budynków. A po drugie, Grecy jeśli przyzwyczają się do czegoś z czym jest im dobrze, nie widzą większego celu w wprowadzaniu zmian, tylko dlatego, że tego oczekuje od nich cywilizowany świat. Fantastyczne, prawda?

Do dziś Hydra ma opinię wyspy drogiej. W Grecji mówi się, że jej mieszkańcy są ludźmi zamożnymi, a i turyści którzy tam przypływają, nie są nastawieni na wakacje niskobudżetowe. Trudno temu zaprzeczyć, spacerując uliczkami miasta. Mimo, że wyspa jest tak mała, wszystkie sklepy turystyczne są luksusowe. I na próżno szukać tańszej, turystycznej komercji. Wyspa jest uwielbiana przez Brytyjczyków, Francuzów, Niemców czy też spragnionych słońca Skandynawów. Uwielbiają ją również odwiedzać sami Grecy.

Dom Leonarda Cohena

Wielką sławę Hydrze przyniosła Sofia Loren, która zagrała w filmie „Chłopiec na Delfinie” (1957). Jego akcja toczy się między innymi na tej wyspie. Kilka lat później przeprowadził się tu Leonard Cohen, który właśnie na Hydrze znalazł spokój potrzebny do tworzenia. Do dziś jego dom znajduje się dwadzieścia minut spacerem od portu. Po śmierci Cohena przeszedł w ręce rodziny. Podobno zawsze w sierpniu przypływają tu jego dzieci.

Hydra jest rewelacyjną wyspą na krótkie wakacje, albo na weekendowy wypad. Będzie idealna dla osób, które zwyczajnie potrzebują się wyluzować, ciesząc się przebywaniem w pięknym miejscu, w którym można naładować baterie. Można tu uciec od świata i cywilizacji. Zamiast pędzić z miejsca w miejsce, wybrać się gdzieś na osiołku. I godzinami gapić  w wybrzeże Peloponezu po drugiej stronie.

 

INFORMACJE PRAKTYCZNE

Wizyta na Hydrze będzie idealna, jeśli w planach macie dłuższy pobyt w Atenach i chcecie na chwilę uciec od atmosfery wielkiego miasta. Wystarczy wsiąść do promu w Pireusie. Te na Hydrę w sezonie kursują kilka razy dziennie. Z Pireusu na Hydrę płynie się około dwóch godzin. Bilet kosztuje około 30 € w jedną stronę. Warto zarezerwować go wcześniej, bo w szczycie sezonu, może nie być już wolnych miejsc.

Do przygotowania tego tekstu korzystałam z przewodnika: Grecja. Podróże z Pasją, GLOBL PWN, 2009.

 

 

Co warto na AMORGOS?… niedziela, 14 maja 2017

 

AMORGOS, czyli jeden wielki błękit

 

Kiedy na chwilę przed naszą podróżą na Amorgos otworzyłam mój przewodnik, żeby o wyspie poczytać, od razu zbladłam. Informacji było tyle co kot napłakał. Ale z drugiej strony… Pomyślałam, że to super, bo to miejsce będziemy odkrywać dla siebie. A to w podróżowaniu jedna z najfajniejszych rzeczy.

Amorgos to jeden wielki błękit. Jesteśmy już ponad tydzień po powrocie, a mój zachwyt tą wyspą ani trochę nie maleje. Chyba znalazłam takie kolejne „moje” miejsce na ziemi. Na pewno będę tam wracać.

Dziś trzy miejsca, które warto zobaczyć, jeśli będziecie udawać się na Amorgos.

 

CHORA –  stolica wyspy

Stolica Amorgos, to właściwie nieco większa wioska. Jest książkowym przykładem tego czym jest architektura cykladzka. Wszystkie budynki są tam białe. Mają skrajnie proste, kubistyczne kształty i nie mają prawie żadnych ozdób. Na Cykladach funkcjonuje prawny zapis zakazujący stawiania  budynków, które nie pasują do całej zabudowy. I co więcej, jest on bardzo restrykcyjnie przestrzegany!

Architektura cykladzka jest fenomenem na skalę światową i nigdzie na świecie nie znajduje swojego odpowiednika. Najciekawsze jest to, że ten bardzo jednorodny styl, powstał zupełnie  naturalnie, jakby sam z siebie. Jest wynikiem dostosowania się do klimatu i warunków przyrodniczych. Dlaczego wszystkie budynki na  Cykladach są białe? Na tych wyspach nie ma drzew, więc bardzo mało jest cienia. Latem, na zewnątrz jest jak na patelni. Dzięki temu, że wszystkie budynki są białe, jest nie tyle chłodniej, co… nie jest bardziej gorąco 😉

Chora w Amorgos, jest przeurocza. Co krok, to miejsce jak z pocztówki. Nie jest tak zatłoczona przez turystów jak inne miasteczka na Cykladach, dzięki czemu można zobaczyć, jak mieszkają tam Grecy. Spacerując uliczkami chory, jedząc w tawernie i ciesząc się grecką kawą,  można spokojnie spędzić tam cały dzień!

Interesuje cię Santorini? Zerknij więc na te posty. Kliknij TU! TU! TUTAJ! i jeszcze TUTAJ!

CHORA, czyli stolica Amorgos

Jeden z typowych domów na Cykladach

Uliczki Chory na Amorgos

 

Klasztor  CHOZOVIOTISSA

Jest to absolutnie najpiękniejszy budynek klasztoru jaki widziałam w Grecji. A widziałam ich już trochę! Jest idealnym przykładem tego, że kiedy człowiek dopasowuje to co tworzy do warunków naturalnych, to mogą powstać prawdziwe cuda. Całe piękno wyłania się stopniowo, kiedy do tego klasztoru się dochodzi. Po prawej stronie roztacza się jeden z najpiękniejszych widoków na Amorgos, na bezkresne, ciemno granatowe morze. Gdzieś w skałach zaczyna być widoczna biała plama, która krok po kroku staje się coraz bardziej wyraźna. Wertykalne pasy fasady klasztoru pną się do góry, stapiając ze skałami. Właściwie  trudno powiedzieć, gdzie kończą się mury budowli, a gdzie zaczyna skała. Całość ramuje niezwykła linia brzegowa morza, które w tym miejscu ma najróżniejsze odcienie niebieskiego. Jest to z pewnością jeden z najciekawszych klasztorów w Grecji.

Planujesz odwiedzić  Korfu? Zobacz jak wygląda najsłynniejszy klasztor na Korfu. Kliknij TUTAJ!

CHOZOVIOTISSA, najbardziej rozpoznawalna budowla Amorgos

 

WRAK STATKU  przy plaży

Co prawda odradzono nam, by udawać się w to miejsce, bo podobno to „nic ciekawego”. Taki tam wrak… Na szczęście jednak pojechaliśmy. Już około trzydzieści lat ten wrak stoi  na wybrzeżu w południowej części wyspy. Warto tam pojechać już choćby dla niezwykłych widoków tej części Amorgos. I tak jadąc przed siebie, z dość jednolitego widoku na morze, wyłania się wrak statku, który wygląda jakby ktoś celowo go tam wstawił, żeby widok był jeszcze ciekawszy. Przełamany na pół, znajduje się tuż przy plaży w niewielkiej zatoce. Rozbił się o wybrzeże i tak już tam stoi.  Zobaczcie na zdjęcia. Wygląda to obłędnie!

Jeśli wybierasz się na Zakinthos, zaciekawi cię post na temat tamtejszej Zatoki Wraku. Kliknij TU!

 

ZATOKA WRAKU na Amorgos. To między innymi tutaj kręcony był film “Wielki Błękit”

 

Jeśli będziecie wybierać się na Amorgos, koniecznie przed wyjazdem zobaczcie film „Wielki Błękit”. Pierwsze i końcowe sceny tego niezwykłego filmu, kręcone były właśnie  na Amorgos. Nie można było nakręcić piękniejszego wstępu i zakończenia do opowieści o miłości do świata morza.

A jak dostać się na Amorgos? I tu zaczynają się schody… Amorgos nie ma lotniska, więc żeby się tam dostać trzeba być nieco zdeterminowanym. Ale by odkryć coś niezwykłego, czasem trzeba się natrudzić. Najprostsza droga, to samolot do Aten. Z lotniska metrem można dostać się do portu w Pireusie i stamtąd wsiąść do promu, który płynie na Amorgos. Prom płynie osiem godzin. Ale już sama przeprawa jest przygodą, bo podczas jej trwania mija się prześliczne wyspy Cyklad.

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Amorgos. Podróż w głąb siebie… poniedziałek, 8 maja 2017

Do niewielkiego portu na północy Amorgos, nasz prom dobił po drugiej w nocy. Plan był prosty. Wysiadamy i idziemy prosto do pierwszego, lepszego hotelu. Tylko, że… No właśnie… Wszystkie hotele były pozamykane, a wokół ani żywej duszy. Poszwędaliśmy się w wąskich uliczkach i zobaczyliśmy, że jeden z hoteli wygląda na otwarty.  Drzwi do recepcji uchylone, w środku pali się światło, tylko że nie ma tam nikogo. W tawernie obok jakiś mężczyzna właśnie sprzątał po gościach.

-Hej! Czy nie wiesz, czy w tym hotelu są wolne pokoje?

-Jasne… Poczekajcie, za chwilę dam wam klucze.

Wszedł z nami do recepcji. Drapiąc się po brodzie szukał wzrokiem odpowiedniego klucza. Po chwili powiedział:

-Ten pokój powinien być gotowy. Chodźcie, sprawdzimy!

Weszliśmy po schodach. Odtworzyliśmy drzwi. W środku wszystko było jak trzeba, więc położyliśmy walizki. Z ulgą, że wszystko jest ok, spytałam:

-To ile kosztuje ten pokój? Czy jutro będzie śniadanie?

-Hmmm… Nie mam zielonego pojęcia. Ja tu tak naprawdę nawet nie pracuje… Idźcie spać, bo jest już późno. Jutro przyjdzie Dimitris to wszystko sobie uzgodnicie. Dobrej nocy!

 

Amorgos to niewielka wyspa należąca do archipelagu Cyklad. Mieszka na niej nie wiele ponad  2 tysiące osób. Nie ma na niej lotniska. I raczej mało tu typowo turystycznych atrakcji. Sezon turystyczny zaczyna się później i kończy nieco wcześniej niż na innych greckich wyspach. Nie znajdzie się tu opcji wakacji w typie all inclusive, więc turystów jest po prostu mniej. Zazwyczaj są to emeryci z Francji lub Wielkiej Brytanii, czy też wiele młodych osób, które z plecakiem trochę na dziko, zwiedzają cały świat.

Podobnie jak wszystkie inne Wyspy Cykladzkie, na Amorgos właściwie nie ma drzew i bardzo mało jest zieleni. Górzyste, skaliste tereny porośnięte są najróżniejszymi krzakami. Kiedy byliśmy teraz, cała Amorgos kwitła. To co w tej wyspie jest najpiękniejsze, to niekończące się widoki na ciemno granatowe morze. Kiedy dzień jest słoneczny, promienie nieustannie delikatnie pobłyskują, odbijając się od granatowej powierzchni falującego morza. Ta wyspa to rzeczywiście jeden wielki, kojący błękit. Francuski film „Wielki Błękit” [Le grand bleu, reż. Luc Besson, 1988 rok], który był na niej kręcony, nie mógł mieć trafniejszego tytułu.

Kiedy spaceruje się po Chorze, czyli stolicy wyspy i kilku innych małych wioskach, czasem można mieć wrażenie, że ktoś zatrudnił tu architekta o bardzo wysublimowanym stylu. Tak jak wszędzie na Cykladach, wszystkie budynki są tu skrajnie proste i zawsze białe. Okiennice i drzwi  malowane są na granatowo. Tu jakaś ciekawa roślina. Tam jakaś ozdoba z muszli, gąbek i wysuszonych na słońcu gałęzi drzew, o ciekawych kształtach. Kiedy wśród wąskich, białych uliczek, schodów których stopnie zawsze maluje się na biało,  przemknie gdzieś zgarbiona, ubrana na czarno wdowa, ma się nieodparte wrażenie, że to scena z jakiegoś odrealnionego filmu. Magia  Cyklad, magia Amorgos polega na tym, że ta spójna architektura i styl dekorowania powstał sam z siebie. Wytworzył się z klimatu, prostego stylu życia, warunków, które daje natura.

Na Amorgos nie lądują samoloty. Promem z Aten płynie się ponad osiem godzin, a promy i tak nie  pływają tam zbyt często. Jeśli więc ktoś chce odwiedzić tę wyspę, to musi być zdecydowany, dlatego że droga do niej, nie jest zbyt prosta. Ale mieszkanie na Amorgos na stałe, to dopiero jest wyzwanie. Mimo tego, że w ogromnej części mieszkańcy zajmują się rolnictwem, hodują zwierzęta, na całej wyspie nie ma ani jednego weterynarza. Jest problem z wodą. Na całej wyspie są tylko dwie stacje benzynowe. Jedna na północy, druga na południu. Nie ma  ani jednego większego sklepu. A małe sklepiki, które tam są, mają bardzo zawyżone ceny. Jak więc mieszkańcy robią takie najzwyczajniejsze, codzienne  zakupy:

-Teraz jest to już proste. O wiele trudniej było jeszcze kilkanaście lat temu. Raz na tydzień zamawiam wszystko przez internet z supermarketu na wyspie Naxos. I raz na tydzień mój mąż jedzie do portu, gdzie przypływa prom między innymi z naszymi zakupami –  wyjaśniła mi właścicielka jednej z większych tawern w stolicy wyspy. Po chwili dodała:

-Tu żyje się zupełnie inaczej. Jeśli jest ci coś potrzebne, coś ci się stało, albo coś stało się twojej kozie, pierwsze co robisz – idziesz po pomoc do sąsiada. Zawsze pomoże ci tu drugi człowiek. Wszyscy się tu znają i wszyscy muszą sobie pomagać.

 I rzeczywiście. Fakt, że mentalność ludzi jest tu zupełnie inna przejawia się dosłownie na każdym kroku. Każdy mieszkaniec, którego mijaliśmy mówił do nas „dzień dobry”. Jeśli o coś się kogoś spytaliśmy, przystawał, odpowiadał spokojnie, po czym zaczynaliśmy rozmawiać co najmniej kwadrans. Każdy niezwykle miły i przyjazny. Czuć wszystkimi zmysłami, że ludzie żyją tu razem.

Porównywanie do siebie greckich wysp nie ma najmniejszego sensu. Ta jest taka. A ta inna. Ta lepsza. A ta gorsza. Ta jest numerem jeden, a ta numerem dwa. Każda grecka wyspa, jest zupełnie innym, bardzo specyficznym, ale zawsze tak samo cennym światem. Każda grecka wyspa ma też swoją bardzo specyficzną atmosferę. Amorgos raczej nie spodoba się osobom, które chcą intensywnie zwiedzać, aktywnie wypełnić swój czas po brzegi czy też zobaczyć coś w typie „Top 1”. Ta wyspa ma zupełnie inną energię.

Pierwszy raz od bardzo dawna już po jednym dniu na Amorgos, poczułam w głowie taką fantastyczną pustkę. Z daleka od cywilizacji. Setki kilometrów od tego co teraz jest hitem, co właśnie jest modne, co trzeba wiedzieć, albo trzeba kupić i koniecznie mieć. Patrzenie w ten wielki błękit, dało mi błogie poczucie, że nic nie muszę, a najfajniejsze jest to, że jestem. I po jakimś czasie tę pustkę w głowie zaczęły wypełniać nowe pomysły, nowe marzenia, nowe inspiracje. Poczucie, że świat jest super. A życie przecież tak proste. Kiedy poczułam, że otacza mnie nieograniczona niczym przestrzeń, wielki błękit, delikatnie muskany promieniami  słońca, poczułam że na tej wyspie zaczyna się najpiękniejsza z możliwych podróży. Ta najciekawsza. Podróż w głąb siebie.

Spacer po starożytnych Delfach… czwartek, 13 kwietnia 2017

Starożytne zabytki najlepiej jest zwiedzać  in situ, czyli w miejscu gdzie powstały. Sama przyjemność! Spacerować w bajecznych okolicznościach przyrody i patrzeć na starożytne ruiny, które pięknie wpisują się w grecki krajobraz. Właśnie teraz, czyli na wiosnę, kiedy cała Ellada na dobre obudziła się do życia. Wszystko pachnie, śpiewa i jest tak kolorowe. Właśnie taraz w greckiej starożytności zakochać się jest najłatwiej.

Niedawno razem z Janim odwiedziliśmy Delfy, jedno z najważniejszych miejsc dla europejskiej starożytności. Sam pępek starożyntego świata.

Tutaj jest nasz najnowszy filmik ze spaceru po Delfach…

Kilka lat temu w magazynie „Poznaj Świat” opublikowałam artykuł na temat starożytnych Delf. Jakiś czas temu, ten tekst trafił do internetowego archiwum, gdzie można go przeczytać.  Kliknij niżej, żeby przeczytać mój tekst na temat starożytnych Delf!

 DELFY – PĘPEK ŚWIATA

Na koniec przemiła wiadomość! Już w czerwcowym numerze  „Poznaj Świat” będzie mój kolejny artykuł. O czym – to jeszcze tajemnica. Ale zapewniam, że będzie bardzo ciekawie:D

Nasz weekend w Atenach. Zobacz nasz nowy filmik!… czwartek, 17 listopada 2016

Kiedy poza letnim sezonem nie ma mnie na Korfu, kiedy tylko mogę gdzieś jadę. Kocham podróże. Ostatni weekend spędziliśmy w Atenach. Mieliśmy naprawdę wielkie szczęście, bo pogoda nie mogła być piękniejsza. Wypad udał się świetnie! I już planujemy gdzie tu wybrać się następnym razem… Dziś filmik z naszego weekendu z Atenach – miłego oglądania!

P.S. Bilet wstępu na Akropol kosztuje w sezonie letnim 20 euro, w sezonie zimowym 10 euro. Natomiast w każdą pierwszą niedzielę miesiąca – wstęp jest darmowy. I nam, zupełnie przypadkowo w tę pierwszą niedzielę udało się wcelować:D Odwiedzajcie to miejsce! Jest naprawdę piękne…

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Najfajniejsze podróże, to te nieplanowane… Mykeny. Nafplio. Kanał Koryncki… poniedziałek, 16 maja 2016

Starożytne Mykeny

Starożytne Mykeny

To już właściwie stało się u nas zwyczajem, że na kilka chwil przed sezonem na Korfu, odwiedzamy coraz to nowe miejsca w Grecji. W tym roku padło na starożytne Mykeny. Mieliśmy pojechać i wrócić, ale nasza podróż trochę się rozciągnęła, a ja wiem, że to dopiero początek naszych podróży po Peloponezie, który jest dla mnie mało jeszcze znany.

Koniec wiosny, podobnie jak sam początek jesieni,  to idealny moment na zwiedzanie starożytnych ruin. Nie jest jeszcze zbyt gorąco. A wiosną Grecja tonie w zieleni. Mykeny to dla mnie jedno z najbardziej fascynujących greckich miejsc. Czy uwierzycie, że mury, które stoją tam do dziś mają często ponad trzydzieści pięć wieków, a do ich postawienia nie używano żadnej zaprawy murarskiej! Żeby je postawić nie posiadano  żadnych skomplikowanych narzędzi. Co potrafi człowiek… Mykeny to jedno z takich miejsc, gdzie można uświadomić sobie, że ludzkie możliwości nie mają granic.

Z Myken zupełnie spontanicznie pojechaliśmy do Nafplio. Najpierw, żeby coś  zjeść i tak zostaliśmy na dwa dni. Od razu stwierdziłam, że to stanowczo za mało i koniecznie przy następnej okazji jedziemy do Nafplio na dłużej. Piękne, bardzo eleganckie miasto z przebogatą historią. Byliśmy w okresie, kiedy w całej Grecji kwitną bugenwille, więc w Nafplio było na dodatek niesamowicie kolorowo. Na koniec, już wracając zatrzymaliśmy się na dłużej nad Kanałem Korynckim. Nawet najlepiej zrobione zdjęcie nie daje odczuć jaki jest to ogrom.

Za trochę ponad tydzień, zaczynamy sezon na Korfu. Jest to więc ostatni przed rozpoczęciem lata post z cyklu „Zacznij lekko poniedziałek”. Tak jak zawsze, w jego miejsce pojawiać się będą letnie posty z cyklu „Jadę do Grecji na wakacje”, gdzie przeczytacie o wszystkim co przyda się Wam podczas letnich podróży po Elladzie. Pierwszy post już niebawem. Lato czuję już w powietrzu… I już teraz  życzę Wam fantastycznych wakacji i błogiego wypoczynku. Ja tymczasem ruszam do pracy! Życzcie  nam udanego sezonu!:D

A tu garść zdjęć z naszej podróży. Starożytne Mykeny. Nafplio. Kanał Koryncki.

Brama Lwic

Brama Lwic

Widok na starożytne Mykeny

Widok na starożytne Mykeny

Mury cyklopowe

Mury cyklopowe

Uliczka w Nafplio

Uliczka w Nafplio

Widok na zamek

Widok na zamek

Kwitnące bugenwille

Kwitnące bugenwille

Muzeum Archeologiczne w dawnym weneckim pałacu

Muzeum Archeologiczne w dawnym weneckim pałacu

Widok na zamek

Widok na zamek

Kanał Koryncki

Kanał Koryncki

My :)

My 🙂

„Labirynt nad morzem” Zbigniewa Herberta. Czy o Grecji można opowiadać jeszcze piękniej… sobota, 14 lutego 2015

     

    -Muszę pani coś dać. Musimy spotkać się jutro, bo koniecznie muszę dać pani pewną książkę.

     Niestety, już się nie spotkałyśmy, bo przecież szczyt sezonu w Grecji to jeden wielki młyn i jedynie Zeus Gromowładny może mieć zielone  pojęcie o tym co w planach jest na jutro. Z tą przemiłą panią zdołałyśmy się zaprzyjaźnić  podczas wycieczki. Rozmawiałyśmy również między innymi o Herbercie. Racjonalnie nie mogę mieć pewności, ale intuicja  przekonuje mnie, że tym podarunkiem był  „Labirynt nad morzem” Herberta. Kilka dni później książkę zdobyłam sama.

                               

     „Labirynt nad morzem” czytałam wyjątkowo długo, pobijając chyba mój rekord w długości czytania. Książka nie jest zbyt gruba, ale lektura zajęła  mi ponad pół roku. Zdanie po zdaniu. Słowo po słowie. Analizując szyk, gramatykę, mistrzowskie porównania. I przede wszystkim próbując zdefiniować  to niemożliwe do zdefiniowania: w czym tkwi ten geniusz Herberta? Wciąż nie potrafię tego skonkretyzować. A może ktoś z was pomoże?

       Książka jest zbiorem tekstów Herberta napisanych podczas podróży po Grecji z  września 1964 roku. Wspólnie z dwojgiem przyjaciół mieszkających w Anglii, Herbert odwiedził wtedy Ateny, Spartę, Mykeny, Korynt, Delfy, Epidauros oraz Sunion.[1]

      Każde z odwiedzanych miejsc, to oddzielny rozdział, w którym Herbert pisze o najważniejszych wydarzeniach dla starożytnej historii danego rejonu. Co działo się w Atenach za czasów Peryklesa? Jakie znaczenie miała wyrocznia w Delfach? Jakie były konsekwencje wybuchu wulkanu na Santorini? Niby zwykłe informacje, na które natykaliśmy się podczas lekcji historii, jeszcze gdzieś w podstawówce. Te zazwyczaj podawane w formie suchych faktów, dat w zestawieniu z dziwnie brzmiącymi i jeszcze trudniejszymi do nauczenia nazwiskami, chyba na mało kim robiły jakiekolwiek wrażenie. Kiedy jednak te same informacje, po raz kolejny przekazuje Herbert, to mam nieodpartą ochotę cofnąć się w czasie, by raz jeszcze znaleźć się w szkolnej ławce i posłuchać na temat starożytnej historii. Ale takiej w wydaniu Herbertowskim. Gdzie ważne są nie nazwiska, ale naprawdę istniejący kiedyś ludzie, namacalni,  z krwi i kości. Nie daty i nazwy miejsc, a prawdziwe wydarzenia, które miały realny wpływ na dzieje historii i tego jak żyjemy do dzisiejszego dnia. Gdyby tylko Herbert mógł być autorem podręczników do nauki starożytnej historii w szkole…

      Autor w niezwykle malowniczy sposób opisuje krajobrazy. Dlatego czytać jego opis, to dokładnie tak jakby oglądało się obraz. Jednak Herbert widzi znacznie więcej. Opis zwyczajnego widoku, często wkracza tu na teren poezji.

      „Labirynt nad morzem” miałam przyjemność czytać będąc w Grecji i czasem  jednocześnie odwiedzając część z miejsc, o których mowa była w książce. Była to wyjątkowa  przyjemność. Kiedy przeczytałam ostatnią stronę, zamknęłam książkę, czując się trochę nieswojo. Że o tylu rzeczach nie miałam pojęcia. W tylu miejscach jeszcze nie byłam. Tyle jeszcze nie widziałam.

     Ta książka ciągle przemieszcza się po domu, tylko od czasu do czasu trafiając na swoje miejsce na regale. Ciągle do niej wracam. Poniszczona. Pogięta. Pozakreślana. Zalana gdzieś wodą,  później kawą i po drodze czymś tam jeszcze. Wciąż mam wrażenie, że jeszcze nie doczytałam jej tak do końca…

 


1 „Labirynt nad morzem”, Zbigniew Herbert, Zeszyty Literackie, Warszawa, 2000,  str. 208