Z CYKLU: Inny punkt widzenia – 10 rzeczy, które koniecznie musisz zrobić / zobaczyć na Paros… piątek, 21 grudnia 2018

 

PAROS

 

Paros to jedna z najpiękniejszych wysp archipelagu Cyklad. Czy ktoś z Was na niej był??? Jeśli tak, z pewnością podpiszecie się pod stwierdzeniem, że warto tę wyspę odwiedzić. W dzisiejszym poście o 10 najważniejszych rzeczach, które powinniście zobaczyć lub zrobić na Paros, pisze Konstancja, która tę wyspę zna jak własną kieszeń! Przeczytajcie koniecznie i wpadajcie na bloga Konstancji – KOCHAJĄC GRECJĘ!

 

***

 

Pewnie każdy z Was słysząc o Grecji ma w głowie pocztówkowe zdjęcia niewielkich, białych kościołów z niebieskimi okiennicami i kopułami. Większość  łączy je z Santorini. Zabieram Was dziś w miejsce o podobnym klimacie, na magiczną Paros. To jedna z wysp cykladzkich, która jest pierwszym przystankiem promu płynącego z Pireusu. Niewielu Polaków o niej słyszało. A  ja chcę Was do niej przekonać… Pokażę Wam 10 rzeczy, które koniecznie trzeba zrobić lub zobaczyć na Paros. Zaczynamy!

 

  • Parikia. Pierwsze miejsce, które zobaczycie wychodząc ze statku, bo to właśnie tutaj znajduje się port. Jest to stolica wyspy. Już w tym momencie wiele osób zakochuje się w Paros. Niewysokie domki, które wyglądają jakby były ułożone z klocków Lego – najwyższe mają może dwa piętra. Labirynt wąskich uliczek, wypełnionych sklepikami i tawernami. Uwaga, tutaj naprawdę można się zgubić! Polecam odwiedzić ruiny weneckiego zamku „Castro”, który został wybudowany w najwyższym punkcie miasta.

 

PARIKIA

 

  • Kościół Panagia Ekatontapillani w Parikia. Tak zwany „kościół stu drzwi”. Choć tak naprawdę ma ich 99. Legenda głosi, że setne są szczelnie zamknięte i ukryte. Zostaną odnalezione, gdy Konstantynopol ponownie powróci do Grecji. To jedna z najważniejszych budowli sakralnych z czasów bizantyjskich w całej Grecji. Co roku przybywa tutaj tysiące pielgrzymów z prośbą o uzdrowienie, bądź w podziękowaniu za cud. Jest to jeden z najstarszych kościołów na wyspie, jego czasy sięgają IV wieku. Mówi się, że został wybudowany przez świętą Helenę, matkę Konstantyna Wielkiego.

 

Kościół Panagia Ekatontapillani w Parikia

 

TUTAJ! zobaczysz nasz filmik z Amorgos.

 

  • Plaża Kolimbithres. Jedna z najpiękniejszych plaż na Paros.  Pomimo że skalna, to ma swój urok. Dlaczego? Wiatr w tych skałach wytworzył własne wzory, dzięki czemu jest ona jedyna w swoim rodzaju. Moim zdaniem jest to idealne miejsce na sesję zdjęciową. Co ciekawe, to właśnie w tym miejscu morze jest najcieplejsze. Kolejny powód, by ją odwiedzić.

 

Plaża Kolimbithres

 

  • Plaża Kalogeros. Darmowe SPA? Na Paros jak najbardziej! Jedyne co musisz zabrać ze sobą, to wiaderko! Potrzeba trochę wody morskiej, żeby piach zamienił się w glinę. Wysmaruj nim całe ciało, poczekaj aż wyschnie. Porób zdjęcia, bo wyglądasz jak z filmu since fiction, a później… skok do wody! Nawet najdroższy kosmetyk nie daje takich efektów jak terapia tą gliną.

 

SPA na plaży Kalogeros 🙂

 

  • Wioska Lefkes. Jeśli zapytacie mnie, która miejscowość na Paros jest najładniejsza, bez wahania odpowiem, że Lefkes. Nieduża wioska, pierwsza stolica wyspy, ukryta w górach, w obawie przed piratami. Od strony morza nie da się jej zobaczyć. Skuter, czy też samochód musisz zostawić na parkingu, a na zwiedzanie wybierasz się piechotą. Uliczki są wąskie, w przeszłości mieścił się tam tylko osiołek z tobołkami. Pospaceruj po wiosce i postaraj się dotrzeć do centrum, gdzie znajduje się największy kościół w miejscowości – Agia Triada.

 

Lefkes

 

TU! przeczytasz o 10 powodach, dla których warto spędzić wakacje na Korfu.

 

  • Miejscowość Naoussa. Lubisz imprezować? Naousa to idealne miejsce dla Ciebie! W sezonie, na głównym placu pustoszeje dopiero koło 5 – 6 rano. Ale Naousa to również wspaniałe miejsce na spacer. Zatrzymaj się w uroczym porcie rybackim, odwiedź wenecką twierdzę z XIII wieku. Uważaj, bo silne fale mogą Cię delikatnie zmoczyć. Miasteczko warto odwiedzić 23 sierpnia, kiedy to odbywa się festiwal upamiętniający atak piratów na wyspę.

 

Naousa

 

  • Zachód słońca przy kościele Agiou Konstantinou w Parikia. Jedno z najbardziej romantycznych miejsc na wyspie. Warto wspiąć się po schodach na niewielki plac przed kościołem i obejrzeć  stąd zachód słońca. Butelka wina, ukochana osoba i przepiękny krajobraz wokół… Czego chcieć więcej podczas wakacji?

 

Zachód słońca przy kościele Agiou Konstantinou

 

  • Starożytne Kopalnie Marmuru. Kojarzycie Wenus z Milo czy Nike z Samotraki? Rzeźby te pochodzą z marmuru, którego kopalnie znajdują się właśnie na Paros. Ukryte wewnątrz gór, dziś można je zwiedzić. Kopalnie były tak duże, że niektóre z nich zasypano, ponieważ ludzie wchodzili do środka i nie potrafili się wydostać, zostając tam na zawsze…

 

Kopalnie marmuru

 

  • Smaki wyspy – ślimaki i souma. Lefkes, górska wioska słynie z nietypowego przysmaku jakim są ślimaki! Mieszkańcy tak bardzo lubią to danie, że pozostali wyspiarze przezywają ich Ślimakożercami! Jeśli ktoś lubi kulinarne wyzwania, to jak najbardziej zachęcam do spróbowania. Do tego kieliszek soumy, czyli lokalnej odmiany tsipouro (kliknij TU!) i poczujecie się jak rdzenni mieszkańcy wyspy.

 

Ślimaki z Paros!

 

TU! przeczytasz o Firze – stolicy Santorini.

 

  • Piękne widoki ze szczytów.  Moją propozycją jest wzgórze Kefalos i kościół Agios Antonios. Paros jako górzysta wyspa gwarantuje niezapomniane widoki. Wystarczy tylko trochę chęci. Na Kefalos można wjechać samochodem, quadem lub dotrzeć na piechotę. Jeśli należycie do rannych ptaszków, będziecie mieli okazję wejść do znajdującego się na szczycie kościoła. W środku możecie zobaczyć złoto – drewniany ikonostas, a także malowidła ścienne, które są przykładem tradycyjnej sztuki ludowej. Warto choć raz podczas wakacji wstać trochę wcześniej i tam dotrzeć.

 

Widok z Agios Antonios

 

 

Piękne widoki, pyszne jedzenie, błękitna woda oraz piaszczyste plaże, to tylko niektóre rzeczy, które przyciągają turystów na Paros. Ja  zakochałam się w niej od początku i zachęcam rodaków do jej odwiedzenia. Dlaczego? Wiem, że jeśli ktoś już tutaj dotrze, nie będzie chciał stąd wracać…

 

Tekst i zdjęcia są autorstwa:

Konstancja Szutta, blog KOCHAJĄC GRECJĘ

 

 

 

Co warto na AMORGOS?… niedziela, 14 maja 2017

 

AMORGOS, czyli jeden wielki błękit

 

Kiedy na chwilę przed naszą podróżą na Amorgos otworzyłam mój przewodnik, żeby o wyspie poczytać, od razu zbladłam. Informacji było tyle co kot napłakał. Ale z drugiej strony… Pomyślałam, że to super, bo to miejsce będziemy odkrywać dla siebie. A to w podróżowaniu jedna z najfajniejszych rzeczy.

Amorgos to jeden wielki błękit. Jesteśmy już ponad tydzień po powrocie, a mój zachwyt tą wyspą ani trochę nie maleje. Chyba znalazłam takie kolejne „moje” miejsce na ziemi. Na pewno będę tam wracać.

Dziś trzy miejsca, które warto zobaczyć, jeśli będziecie udawać się na Amorgos.

 

CHORA –  stolica wyspy

Stolica Amorgos, to właściwie nieco większa wioska. Jest książkowym przykładem tego czym jest architektura cykladzka. Wszystkie budynki są tam białe. Mają skrajnie proste, kubistyczne kształty i nie mają prawie żadnych ozdób. Na Cykladach funkcjonuje prawny zapis zakazujący stawiania  budynków, które nie pasują do całej zabudowy. I co więcej, jest on bardzo restrykcyjnie przestrzegany!

Architektura cykladzka jest fenomenem na skalę światową i nigdzie na świecie nie znajduje swojego odpowiednika. Najciekawsze jest to, że ten bardzo jednorodny styl, powstał zupełnie  naturalnie, jakby sam z siebie. Jest wynikiem dostosowania się do klimatu i warunków przyrodniczych. Dlaczego wszystkie budynki na  Cykladach są białe? Na tych wyspach nie ma drzew, więc bardzo mało jest cienia. Latem, na zewnątrz jest jak na patelni. Dzięki temu, że wszystkie budynki są białe, jest nie tyle chłodniej, co… nie jest bardziej gorąco 😉

Chora w Amorgos, jest przeurocza. Co krok, to miejsce jak z pocztówki. Nie jest tak zatłoczona przez turystów jak inne miasteczka na Cykladach, dzięki czemu można zobaczyć, jak mieszkają tam Grecy. Spacerując uliczkami chory, jedząc w tawernie i ciesząc się grecką kawą,  można spokojnie spędzić tam cały dzień!

Interesuje cię Santorini? Zerknij więc na te posty. Kliknij TU! TU! TUTAJ! i jeszcze TUTAJ!

CHORA, czyli stolica Amorgos

Jeden z typowych domów na Cykladach

Uliczki Chory na Amorgos

 

Klasztor  CHOZOVIOTISSA

Jest to absolutnie najpiękniejszy budynek klasztoru jaki widziałam w Grecji. A widziałam ich już trochę! Jest idealnym przykładem tego, że kiedy człowiek dopasowuje to co tworzy do warunków naturalnych, to mogą powstać prawdziwe cuda. Całe piękno wyłania się stopniowo, kiedy do tego klasztoru się dochodzi. Po prawej stronie roztacza się jeden z najpiękniejszych widoków na Amorgos, na bezkresne, ciemno granatowe morze. Gdzieś w skałach zaczyna być widoczna biała plama, która krok po kroku staje się coraz bardziej wyraźna. Wertykalne pasy fasady klasztoru pną się do góry, stapiając ze skałami. Właściwie  trudno powiedzieć, gdzie kończą się mury budowli, a gdzie zaczyna skała. Całość ramuje niezwykła linia brzegowa morza, które w tym miejscu ma najróżniejsze odcienie niebieskiego. Jest to z pewnością jeden z najciekawszych klasztorów w Grecji.

Planujesz odwiedzić  Korfu? Zobacz jak wygląda najsłynniejszy klasztor na Korfu. Kliknij TUTAJ!

CHOZOVIOTISSA, najbardziej rozpoznawalna budowla Amorgos

 

WRAK STATKU  przy plaży

Co prawda odradzono nam, by udawać się w to miejsce, bo podobno to „nic ciekawego”. Taki tam wrak… Na szczęście jednak pojechaliśmy. Już około trzydzieści lat ten wrak stoi  na wybrzeżu w południowej części wyspy. Warto tam pojechać już choćby dla niezwykłych widoków tej części Amorgos. I tak jadąc przed siebie, z dość jednolitego widoku na morze, wyłania się wrak statku, który wygląda jakby ktoś celowo go tam wstawił, żeby widok był jeszcze ciekawszy. Przełamany na pół, znajduje się tuż przy plaży w niewielkiej zatoce. Rozbił się o wybrzeże i tak już tam stoi.  Zobaczcie na zdjęcia. Wygląda to obłędnie!

Jeśli wybierasz się na Zakinthos, zaciekawi cię post na temat tamtejszej Zatoki Wraku. Kliknij TU!

 

ZATOKA WRAKU na Amorgos. To między innymi tutaj kręcony był film “Wielki Błękit”

 

Jeśli będziecie wybierać się na Amorgos, koniecznie przed wyjazdem zobaczcie film „Wielki Błękit”. Pierwsze i końcowe sceny tego niezwykłego filmu, kręcone były właśnie  na Amorgos. Nie można było nakręcić piękniejszego wstępu i zakończenia do opowieści o miłości do świata morza.

A jak dostać się na Amorgos? I tu zaczynają się schody… Amorgos nie ma lotniska, więc żeby się tam dostać trzeba być nieco zdeterminowanym. Ale by odkryć coś niezwykłego, czasem trzeba się natrudzić. Najprostsza droga, to samolot do Aten. Z lotniska metrem można dostać się do portu w Pireusie i stamtąd wsiąść do promu, który płynie na Amorgos. Prom płynie osiem godzin. Ale już sama przeprawa jest przygodą, bo podczas jej trwania mija się prześliczne wyspy Cyklad.

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Amorgos. Podróż w głąb siebie… poniedziałek, 8 maja 2017

Do niewielkiego portu na północy Amorgos, nasz prom dobił po drugiej w nocy. Plan był prosty. Wysiadamy i idziemy prosto do pierwszego, lepszego hotelu. Tylko, że… No właśnie… Wszystkie hotele były pozamykane, a wokół ani żywej duszy. Poszwędaliśmy się w wąskich uliczkach i zobaczyliśmy, że jeden z hoteli wygląda na otwarty.  Drzwi do recepcji uchylone, w środku pali się światło, tylko że nie ma tam nikogo. W tawernie obok jakiś mężczyzna właśnie sprzątał po gościach.

-Hej! Czy nie wiesz, czy w tym hotelu są wolne pokoje?

-Jasne… Poczekajcie, za chwilę dam wam klucze.

Wszedł z nami do recepcji. Drapiąc się po brodzie szukał wzrokiem odpowiedniego klucza. Po chwili powiedział:

-Ten pokój powinien być gotowy. Chodźcie, sprawdzimy!

Weszliśmy po schodach. Odtworzyliśmy drzwi. W środku wszystko było jak trzeba, więc położyliśmy walizki. Z ulgą, że wszystko jest ok, spytałam:

-To ile kosztuje ten pokój? Czy jutro będzie śniadanie?

-Hmmm… Nie mam zielonego pojęcia. Ja tu tak naprawdę nawet nie pracuje… Idźcie spać, bo jest już późno. Jutro przyjdzie Dimitris to wszystko sobie uzgodnicie. Dobrej nocy!

 

Amorgos to niewielka wyspa należąca do archipelagu Cyklad. Mieszka na niej nie wiele ponad  2 tysiące osób. Nie ma na niej lotniska. I raczej mało tu typowo turystycznych atrakcji. Sezon turystyczny zaczyna się później i kończy nieco wcześniej niż na innych greckich wyspach. Nie znajdzie się tu opcji wakacji w typie all inclusive, więc turystów jest po prostu mniej. Zazwyczaj są to emeryci z Francji lub Wielkiej Brytanii, czy też wiele młodych osób, które z plecakiem trochę na dziko, zwiedzają cały świat.

Podobnie jak wszystkie inne Wyspy Cykladzkie, na Amorgos właściwie nie ma drzew i bardzo mało jest zieleni. Górzyste, skaliste tereny porośnięte są najróżniejszymi krzakami. Kiedy byliśmy teraz, cała Amorgos kwitła. To co w tej wyspie jest najpiękniejsze, to niekończące się widoki na ciemno granatowe morze. Kiedy dzień jest słoneczny, promienie nieustannie delikatnie pobłyskują, odbijając się od granatowej powierzchni falującego morza. Ta wyspa to rzeczywiście jeden wielki, kojący błękit. Francuski film „Wielki Błękit” [Le grand bleu, reż. Luc Besson, 1988 rok], który był na niej kręcony, nie mógł mieć trafniejszego tytułu.

Kiedy spaceruje się po Chorze, czyli stolicy wyspy i kilku innych małych wioskach, czasem można mieć wrażenie, że ktoś zatrudnił tu architekta o bardzo wysublimowanym stylu. Tak jak wszędzie na Cykladach, wszystkie budynki są tu skrajnie proste i zawsze białe. Okiennice i drzwi  malowane są na granatowo. Tu jakaś ciekawa roślina. Tam jakaś ozdoba z muszli, gąbek i wysuszonych na słońcu gałęzi drzew, o ciekawych kształtach. Kiedy wśród wąskich, białych uliczek, schodów których stopnie zawsze maluje się na biało,  przemknie gdzieś zgarbiona, ubrana na czarno wdowa, ma się nieodparte wrażenie, że to scena z jakiegoś odrealnionego filmu. Magia  Cyklad, magia Amorgos polega na tym, że ta spójna architektura i styl dekorowania powstał sam z siebie. Wytworzył się z klimatu, prostego stylu życia, warunków, które daje natura.

Na Amorgos nie lądują samoloty. Promem z Aten płynie się ponad osiem godzin, a promy i tak nie  pływają tam zbyt często. Jeśli więc ktoś chce odwiedzić tę wyspę, to musi być zdecydowany, dlatego że droga do niej, nie jest zbyt prosta. Ale mieszkanie na Amorgos na stałe, to dopiero jest wyzwanie. Mimo tego, że w ogromnej części mieszkańcy zajmują się rolnictwem, hodują zwierzęta, na całej wyspie nie ma ani jednego weterynarza. Jest problem z wodą. Na całej wyspie są tylko dwie stacje benzynowe. Jedna na północy, druga na południu. Nie ma  ani jednego większego sklepu. A małe sklepiki, które tam są, mają bardzo zawyżone ceny. Jak więc mieszkańcy robią takie najzwyczajniejsze, codzienne  zakupy:

-Teraz jest to już proste. O wiele trudniej było jeszcze kilkanaście lat temu. Raz na tydzień zamawiam wszystko przez internet z supermarketu na wyspie Naxos. I raz na tydzień mój mąż jedzie do portu, gdzie przypływa prom między innymi z naszymi zakupami –  wyjaśniła mi właścicielka jednej z większych tawern w stolicy wyspy. Po chwili dodała:

-Tu żyje się zupełnie inaczej. Jeśli jest ci coś potrzebne, coś ci się stało, albo coś stało się twojej kozie, pierwsze co robisz – idziesz po pomoc do sąsiada. Zawsze pomoże ci tu drugi człowiek. Wszyscy się tu znają i wszyscy muszą sobie pomagać.

 I rzeczywiście. Fakt, że mentalność ludzi jest tu zupełnie inna przejawia się dosłownie na każdym kroku. Każdy mieszkaniec, którego mijaliśmy mówił do nas „dzień dobry”. Jeśli o coś się kogoś spytaliśmy, przystawał, odpowiadał spokojnie, po czym zaczynaliśmy rozmawiać co najmniej kwadrans. Każdy niezwykle miły i przyjazny. Czuć wszystkimi zmysłami, że ludzie żyją tu razem.

Porównywanie do siebie greckich wysp nie ma najmniejszego sensu. Ta jest taka. A ta inna. Ta lepsza. A ta gorsza. Ta jest numerem jeden, a ta numerem dwa. Każda grecka wyspa, jest zupełnie innym, bardzo specyficznym, ale zawsze tak samo cennym światem. Każda grecka wyspa ma też swoją bardzo specyficzną atmosferę. Amorgos raczej nie spodoba się osobom, które chcą intensywnie zwiedzać, aktywnie wypełnić swój czas po brzegi czy też zobaczyć coś w typie „Top 1”. Ta wyspa ma zupełnie inną energię.

Pierwszy raz od bardzo dawna już po jednym dniu na Amorgos, poczułam w głowie taką fantastyczną pustkę. Z daleka od cywilizacji. Setki kilometrów od tego co teraz jest hitem, co właśnie jest modne, co trzeba wiedzieć, albo trzeba kupić i koniecznie mieć. Patrzenie w ten wielki błękit, dało mi błogie poczucie, że nic nie muszę, a najfajniejsze jest to, że jestem. I po jakimś czasie tę pustkę w głowie zaczęły wypełniać nowe pomysły, nowe marzenia, nowe inspiracje. Poczucie, że świat jest super. A życie przecież tak proste. Kiedy poczułam, że otacza mnie nieograniczona niczym przestrzeń, wielki błękit, delikatnie muskany promieniami  słońca, poczułam że na tej wyspie zaczyna się najpiękniejsza z możliwych podróży. Ta najciekawsza. Podróż w głąb siebie.

IA. Dlaczego kiedy zachodzi tu słońce, wszyscy biją brawo? (cz. 4/4 – prawie ostatnia…)… sobota, 31 stycznia 2015

 

CZĘŚĆ 1

CZĘŚĆ 2

CZĘŚĆ 3

     Jednym z miejsc, które będąc na Santorini koniecznie trzeba odwiedzić, jest  Ia – niewielka wioska zamieszkiwana jedynie przez 800 mieszkańców, która  znajduje się w północnej części wyspy.  Do Ia wyruszyliśmy około południa. Był wietrzny i pochmurny październikowy dzień. Przejechaliśmy wschodnim wybrzeżem, mając po prawej stronie wzmożone morze, a po lewej skały, skały i raz jeszcze skały. Kiedy wyjeżdża się z Firy, już kilka kilometrów za nią, wyłania się krajobraz jak z księżyca. Na Santorini prawie nie ma zieleni. Błękit wszechobecnego morza przepięknie komponuje się z kolorem skał, od ciemnego grafitu, po ochrę. Gdzieniegdzie z daleka widać bielące się domki, które  wyraźnie odznaczają się z całego krajobrazu. Jedna wielka, nieograniczona niczym przestrzeń.

     A tak właściwie… Dlaczego większość budowli na Santorini jest akurat  biała? Doszukałam się dwóch odpowiedzi. Po pierwsze względy klimatyczne, bo biel nie przyciąga wszechobecnego tu słońca. Po drugie, do białego nie nadciągają owady, które w Grecji potrafią być bardzo  kłopotliwe.

       Ia widoczna  była już z daleka, bielącymi się na tle nieba budowlami. To właśnie tu informacja o cenie noclegu w hotelu, może spowodować zawał serca. Podobnie  jak ceny w tawernach czy też w kawiarenkach. Na co którejś budowli wyłania się dyskretny znaczek SLH (Small Luxury Hotels of the Word). Kto by pomyślał, że większość budowli Ia została odrestaurowana, po wielkim trzęsieniu ziemi, jakie nawiedziło Santorini w 1956 roku.

     Zaparkowaliśmy gdzieś pod Ia, by zobaczyć również jej obrzeża. Mimo, że była już końcówka sezonu, na każdym kroku turyści z każdej części świata, wśród których wyraźnie dominowali Azjaci.

     Ia nie może nie zachwycać. Choć można by pomyśleć: „cóż takiego ciekawego w banalnym zestawieniu granatu, niebieskiego z bielą?”. Nie mam pojęcia, na czym polega ten fenomen, szczególnie kiedy wszystkie budynki są bardzo prostymi, geometrycznymi bryłami. Jednak  dosłownie każdy tutejszy kąt na zdjęciu wychodzi jak podkoloryzowana pocztówka.

      Dekoracja wszystkich budowli   jest niesłychanie wysublimowana. Jeszcze jeden dowód na to, że geniusz tkwi w prostocie, a mniej znaczy tak naprawdę więcej. Wszystko skomponowane jest w tym samym stylu, z tymi samymi zestawieniami barwnymi. Tu nawet zwykły kaktus wygląda niezwykle. Leniwie śpiący czarny kot, ma jakoś tak bardziej intensywnie czarną sierść.  Nawet prozaiczny kamień ma swoje miejsce i nagle zachwyca niezwykle obłym kształtem. Santorini to naprawdę niesamowicie magiczne miejsce.

     

    Główną atrakcją Ia, powodem dla którego nawet w wietrzny, październikowy dzień zjeżdżają się tu turyści z każdej części świata, jest jeden z najsłynniejszych zachodów słońca w Grecji. Co prawda byliśmy przekonani, że w  październiku i na dodatek w taką pogodę, turystów będzie znacznie mniej. Jednak kiedy zobaczyliśmy jakie tłumy zmierzają do punktu widokowego, znacznie przyśpieszyliśmy kroku, by zdobyć jak najlepsze miejsce.

     Już na godzinę przed tym słynnym zachodem słońca mieliśmy trudności, żeby stanąć w dobrym miejscu. W głowie  wciąż powracało mi pytanie: co dzieje się tu w lipcu czy też sierpniu???

     Domki bieliły się w świetle nieśpiesznie zachodzącego słońca. Pastele przyjemnie ocieplały krajobraz. Wokoło pełno kawiarenek, sklepików z pamiątkami, gdzie często pojawiały  souveniry wykonane  z kamienia wulkanicznego.

      Im bliżej zachodu, tym robiło się jeszcze tłoczniej. Wokoło nas stali przedstawicie każdej rasy, obywatele najróżniejszych państw świata. Każdy z aparatem, niewielką kamerą, komórką, najnowocześniejszym sprzętem,  w gotowości by zacząć robić zdjęcia, kręcić filmy.

    I w końcu się rozpoczęło.  Zwykłe – niezwykłe przedstawienie. Słońce powoli zaczęło chować się za horyzontem morza, zmieniając barwę nieba najpierw w delikatny róż, następnie pomarańcz, aż w końcu przechodzić w krwistą czerwień, kontrastując jednocześnie z bielą i pastelami budynków po drugiej stronie. Chowało się dumnie, jakby zdając sobie sprawę, że w tej chwili podziwia go cały świat.

     Kiedy została po nim już jedynie pamiątka w postaci refleksów na niebie, jakby ktoś to wcześniej ustalił, wszyscy zaczęli bić brawo. Przedstawienie zakończone. Ludzie uśmiechnięci, jakby bardziej zrelaksowani, świadomi że udało im się zobaczyć coś naprawdę niezwykłego.

      Zwykło się narzekać, że zachód słońca w Ia pozbawiony jest magii, bo w tłumie pstrykających zdjęcia turystów, nie można wbić nawet szpilki. Ja odniosłam jednak zupełnie inne wrażenie. W świecie, kiedy wszystko musi być „na wczoraj”, a słowo „ekspresowo” to słowo klucz, kiedy przez cały czas gdzieś pędzimy, trwając jednocześnie w nieustannym spóźnieniu…  Kiedy na wyciągnięcie ręki mamy wszystko cyfrowe, HD, 3D, dolby stereo…  I w takim  to właśnie  świecie, to zachodzące nad horyzontem cichego morza słońce, wciąż  zachwyca nas najbardziej. Żeby je zobaczyć ludzie przylatują z każdego kontynentu, a chwilę później pewnie sami nie potrafią wytłumaczyć dlaczego –  biją słońcu brawo. Mimo rozwoju cywilizacji, postępu techniki, my wciąż najbardziej potrzebujemy takich najprostszych doznań.

 

    Na Santorini jest jeszcze jedno miejsce, które koniecznie trzeba zobaczyć, będąc na wyspie. Są nim wykopaliska archeologiczne Akrotiri. My niestety dotarliśmy tam, kiedy miejsce  było już zamknięte. Część dzieł sztuki i artefaktów z tych wykopalisk zobaczyć można w Muzeum Archeologicznym w Atenach. Dlatego za jakiś czas pojawi się dokończenie tej serii postów o Santorini – post na temat Akrotiri, oparty o zbiory prezentowane w Atenach.  Już nie mogę doczekać się tej wizyty…

 

Do przygotowania tego tekstu, korzystałam z przewodnika: Wyspy Greckie – przewodnik ilustrowany, Wiesława Rusin, Pascal – Itaka, Bielsko – Biała, 2014

 

Santorini – „gwiazda” Cyklad (cz. 1/4)… piątek, 7 listopada 2014

       Na tę podróż czekałam jakieś trzy, cztery lata. Zawsze „coś” stało na przeszkodzie. Myślę, że to jednak dobrze. Bo kiedy marzenie ma szansę dojrzeć, dopiero wtedy jego spełnienie jest naprawdę wyjątkowe.

    Na Santorini wybraliśmy się  w drugiej połowie października.  Co prawda pogoda w Grecji jest wtedy bardzo niepewna, ale warto zaryzykować na rzecz zobaczenia wyspy po przejściu turystycznego tajfunu, który ją nawiedza w każde wakacje. Dojechaliśmy do Aten. Przez miejskie korki przedarliśmy się do Pireusu. Następnie wsiedliśmy do  promu, który obrał kierunek Santorini.

    O tym, że uwielbiam podróżować statkami, pisałam już zdaje się – z uporem maniaka. Ale  znów nie mogę się powstrzymać… To naprawdę najlepszy sposób podróżowania po greckich wyspach. Dlaczego? Lecąc samolotem człowiek nie jest w stanie odczuć odległości, jaka dzieli daną wyspę od lądu. A to ma ogromne znaczenie. Wpływa, wpływało i niezależnie od rozwoju cywilizacji, zawsze będzie wpływać na wyspiarskie życie, kulturę, historię, a nawet i jedzenie.  Nie mam pojęcia dlaczego, ale takie bujanie statku na falach jest dla mnie szalenie  relaksujące.

  3 4

    Santorini (Thira)  nie jest największą z wysp należących do archipelagu Cyklad, ale jest najsłynniejszą i najczęściej odwiedzaną przez turystów. Ta niewielka wyspa (powierzchnia 91 km2, liczba ludności 16 tyś.)  robi zawsze ogromne wrażenie. Nigdy nie spotkałam osoby, która nie była nią co najmniej zachwycona. Rzeczywiście, powstanie wyspy, jej historia, niesamowite okoliczności przyrody i to jak harmonijnie wpisała się w nie cykladzka architektura, robi ogromne wrażenie.

    Santorini to wyspa wulkaniczna. Powstała w wyniku jednej z największych katastrof w dziejach ludzkości. Około 1630 roku p.n.e., z siłą czterech  bomb atomowych wybucha  tu wulkan, który zatapia wyspę o nazwie Strongili (co znaczy: okrągła).  Jądro wyspy zapada się do morza, tworząc krater (kaldera) o średnicy 10 km.  Pozostałością po Strongili, jest pięć niewielkich wysp (Santorini, Thirasia, Nea Kameni, Palea Kameni, Aspro)  z czego największą jest właśnie Santorini.  Po wybuchu wulkanu przez Morze Egejskie przechodzi seria trzęsień ziemi. Powstaje również fala tsunami o wysokości 200 metrów, która w przeciągu pół godziny dociera na Kretę. To właśnie ona prawdopodobnie przyczynia się do zniszczenia między innymi pałacu Knossos na Krecie. Wulkan, który ukształtował Santorini nie wygasł. Mówi się, że mruczy wciąż drzemiąc.

  6 7

    Krajobraz Santorini skomponowany jest z kilku zaledwie kolorów. Ciemna czerwień. Pumeksowa czerń. Błękit morza i nieba, na którym bieli się cykladzka zabudowa wyspy. Architektura jest tu niemalże skrajnie minimalistyczna. Ale geniusz najczęściej tkwi w prostocie. Białe domy, budynki, kościoły stanowią proste geometryczne bryły, przykryte  granatowymi kopułami. Gdzieniegdzie budynki są błękitne, mleczno różowe. Mogą mieć kolor rozmytej ochry. Ale nikt nie może pozwolić tu sobie na większe kolorystyczne szaleństwo. Nawet sklep „Lidl”, to na Santorini prosta, biała bryła, grzecznie podporządkowana restrykcyjnym zasadom cykladzkiej architektury.

    Na Santorini nie ma właściwie drzew, prawie nie ma też zieleni. W wielu miejscach krajobraz wyspy jest jak  pocztówka z Księżyca. Czerń pumeksu, szorstkość skał i niekończąca się przestrzeń morza oraz lądu, gdzie brak wertykalnego przecinka w postaci choć jednego wyższego  drzewa.  Przestrzeń. Przestrzeń. Przestrzeń…

  9 10

    Santorini jest jak dzieło sztuki całościowe. Wszystko tu idealnie do siebie pasuje, wszystko jest jednorodne. Jakby ktoś wiekami nad tym myślał, siedział  i projektował. Ale przecież cała zabudowa architektoniczna powstała tak jakby sama z siebie, z biegiem lat, wieków dostosowując się do klimatu, krajobrazu i trybu codziennego życia oraz oddalenia od kontynentu i Krety. Architektura Cyklad to unikat na skalę światową. Jest zupełnie wyjątkowa, jednorodna i spójna. Nigdzie też na świecie nie znajduje swojego odpowiednika.

  12 13 14 15 16 17

W następnej części (2/4):  „FIRA –  stolica Santorini. Czy warto jechać na wyspę poza sezonem?”

Do przygotowania tekstu korzystałam między innymi z informacji zawartych w:

Podróże z pasją – Grecja, przewodnik Global, PWN, Warszawa 2009, ss. 678 – 680

„Idylla na beczce prochu”, Marta Legieć, Poznaj Świat (miesięcznik podróżniczy), lipiec – sierpień 2014, ss. 14 – 21