Odpoczywać? Ale czy to nam wypada?… poniedziałek, 2 stycznia 2023

Wschód słońca. Dla mnie – najpiękniejsza część dnia

Praca w turystyce daje niezwykłą możliwość poznania jak zachowują się ludzie, jakimi torami myślą, jak reagują i co siedzi im w głowach. Czy to nam się podoba, czy też zapewne bardziej – nie, wiele naszych zachowań jest determinowana przez to gdzie mieszkamy, w jakim środowisku żyjemy i tym jak zostaliśmy wychowani. Praca z dużą ilością osób, każdego letniego dnia pokazuje mi jak bardzo żyjemy w schematach.

Co najmniej raz dziennie, a bywa że nawet i do pięciu razy dziennie, w sezonie letnim odpowiadam na to samo pytanie: co robisz na Korfu zimą, kiedy nie ma tu turystów, kiedy nie organizujecie wycieczek? Moja odpowiedź jest zawsze identyczna i brzmi krótko: „odpoczywam”. W przygniatającej większość przypadków reakcja na twarzy pytającego jest TAKA SAMA. Jest nią zdziwienie często zmieszane z… niesmakiem. Tak jest – niesmakiem. Zapewne gdybym się tym choć trochę przejmowała, mogłabym czuć coś w rodzaju poczucia winy, że przecież przez pół roku odpoczywać, to po prostu nie wypada! Bardzo często pytający dopowiada: „no, ale jak to?!”, „nie nudzi ci się?”, „ja bym tak nie mógł / nie mogła”.

Czuję o co chodzi w tej reakcji, bo kiedyś myślałam dokładnie tak samo. Pytający na sto procent jest przekonany, że „odpoczywam” to znaczy, że pewnie śpię do południa, cały dzień chodzę w pidżamie, a jak się już rozbudzę to do końca dnia albo skroluję telefon, albo z czipsami w rękach oglądam seriale. Nawet jeśli tak pojmowałabym „odpoczywanie”, to przecież moje życie, więc moje wybory. Uśmiecham się tylko, bo moja wersja odpoczywania wygląda zupełnie inaczej. Świadomie rezygnuję z możliwości pracowania w miesiącach zimowych po to, by… cieszyć się moim życiem.

Jeszcze teraz zimą nie wstaję codziennie o piątej (tak jest! taki mam plan), ale najczęściej udaje mi się wstawać między szóstą, a siódmą rano. Bardzo dużo czasu spędzam na łonie natury. Co najmniej dwa razy w tygodniu pływam w zimnym morzu. Bardzo dużo czytam, piszę, medytuję, spędzam czas z ludźmi, oglądam dobre filmy. Sporo podróżuję. Zimą uwielbiam być też kurą domową. Zakupy robię  przeważnie na targu. Dużo sprzątam i gotuję. Każdej zimy udaje mi się wstawać jeszcze wcześniej i jeszcze wcześniej chodzić spać, coraz dłużej pływam w chłodnym morzu. Coraz mniej czasu spędzam z telefonem. Njusów nie słucham prawie w ogóle.

To żyjąc w Grecji, nauczyłam się jak szalenie ważna jest umiejętność odpoczynku. Piękne życie składa się w dobrych nawyków.  A szczęście kryje się w takich bardzo specyficznych chwilach… O jakie chwile chodzi? Takich właśnie jak ta…

*

-Niko… – spytałam mojego kierowcy, kiedy wracaliśmy już z wycieczki.

-Co jest duszko moja? – może was to zdziwi, ale tak często zwracają się do siebie Grecy.

-A co robisz po sezonie? Czym się zajmujesz? – nie ukrywam, że też lubię zadawać to pytanie innym osobom, które pracują w turystyce. Z ich odpowiedz czerpię często różne ciekawe inspiracje.

-Zimą… Hmmm… Zimą… Już nie mogę się doczekać jak znów wyspa będzie pusta i będziemy mogli odpocząć!

-No, ale co dokładnie robisz zimą? Jak wygląda wtedy twój dzień? Pewnie wstajesz po dziesiątej i cały dzień chodzisz w pidżamie, he? – spytałam nieco się drocząc.

-Po dziesiątej?! Czy ty oszalałaś? Po dziesiątej to ja już trzy razy zdążę pokłócić się z teściem! Po dziesiątej? Kto tak wstaje? Przecież to już połowa dnia!

-No, to co tak dokładnie robisz, kiedy jest zima? Powiedz…

-Po pierwsze… Zacznijmy od tego, że… Nie ma nic piękniejszego niż zima tu na Korfu! Lubię swoją pracę, ale tylko czekam na zimę. Ja zimą wstaję każdego dnia, chwilę po czwartej.

-Po czwartej?!

-Tak! Wstaję, idę do toalety, biorę chłodny prysznic, robię sobie kawę i jem na śniadanie to, co wcześniejszego dnia przygotowała moja żona, bo ona śpi aż do siódmej! Jest szalona!

-A jakie śniadanie przygotowuje ci żona? – przyznam, potrafię być wścibska.

-Zazwyczaj jakieś proste domowe ciasto. Do tego może być trochę miodu, jogurtu i gotowe. A jak już zjem to robi się chwila po piątej.  Wtedy jestem już gotowy. Wkładam buty trapery, moje spodnie moro i ciemną kurtkę. Na głowę czapka. A w rękach strzelba.

-Strzelba?!

-Tak jest! Strzelba! Później idę po Axa! Mojego charta. Idziemy do lasu na polowanie!

-Na polowanie?!

-Tak! A co cię tak dziwi? Nawet sobie nie wyobrażasz jak wtedy jest pięknie. Tuż obok mojego domu jest las. Najpierw zaczyna się gaj oliwny, który należy do tego bydlaka, czyli mojego teścia, a później zaczyna się jodłowy las. I tam mniej więcej w środku tego lasu, na wzgórzu, jest niewielka polana. Czasami mi się udaje, że zostajemy z Axem do wschodu słońca. Ax wie, że zawsze idziemy na tę polanę. Idzie pierwszy. Węszy i wszystko wącha. Przez gałęzie przeciskają się pierwsze promienie słońca. Wszędzie jest wtedy tak cicho i spokojnie. Czasami drzewa spowija mgła. Czuć zimną wilgoć powietrza. Po mchu idzie się nam tak miękko, a pod stopami trzaskają gałęzie. To jak wschodzi słońce nad górami Albanii, jak odbija się w morzu, jaki towarzyszy temu spokój i cisza… To najprawdziwszy cud. Wiem o tym tylko ja i mój najlepszy przyjaciel pies! A czasem zdarzy się tak, że spadnie trochę płatków śniegu. To są najpiękniejsze chwile… Nikt nie jest w stanie zrozumieć, jeśli tego nie przeżył…

Chwila pauzy, po czym Nikos sam dodaje…

-I tak najpóźniej siódma piętnaście jestem już gotowy w moim autobusie. Czasem zdążę się przebrać, a czasem już nie. Później rozwożę rozespane dzieciaki do szkoły. Trwa to maksymalnie do ósmej zero zero, bo wtedy już rozpoczynają się lekcje. Wracam do domu. Coś na ząb. Kłócę się z teściem, a później idziemy razem do kafenijonu (więcej przeczytasz TU!). Tam jesteśmy z chłopakami aż do obiadu. Obiad o godzinie pierwszej. No i później tak do drugiej, trzeciej znów trzeba rozwieść tym razem rozkrzyczane dzieciaki do ich domów. A później po pracy ucinam sobie krótką drzemkę.

-Powiem ci, że nie jestem zwolenniczką polowań, ale to o czym mówisz, jest naprawdę piękne… Piękne poranki… Piękne chwile. No i przynajmniej nie musicie kupować mięsa, bo jeśli na te polowania chodzisz praktycznie codziennie, od poniedziałku do piątku, to musicie mieć spore zapasy mięsa. Przynajmniej nie musicie kupować!

-No… Tak do końca nie jest. Zgadnij sama: w przeciągu ostatniej zimy ile razy chodząc pięć razy w tygodniu na polowanie, to ile razy udało mi się coś upolować?

-Domyślam się, że coś znajdzie się codziennie!

-Hahaha! Jedną! W ciągu całej(!) ostatniej zimy udało mi się upolować jedną kuropatwę. Ależ się wtedy z Axem cieszyliśmy. Wiesz, bo w tym wszystkim wcale nie chodzi mi o samo polowanie!

TU! przeczytasz o alkoholizmie w Grecji

TUTAJ! znajdziesz opis turystycznych miejscowości Korfu

Wielkanoc na Korfu… czwartek, 28 kwietnia 2022

 

 

Wielkanoc jest najważniejszym i najbardziej barwnym okresem w greckim kościele prawosławnym. Jak wyglądają obchody Wielkanocy w Grecji? Pisałam o tym w TYM! poście. W całej Grecji uznaje się, że najpiękniej, najbardziej hucznie Wielkanoc obchodzi się na… Korfu! Co na wyspie tak szczególnego dzieje się w tym czasie?

Miasto Korfu zmienia się już podczas Wielkiego Tygodnia. Oznaką, że zbliżamy się do obchodów Paschy jest kolor purpurowy, który w tym okresie zalewa słynną  ulicę Liston (więcej przeczytasz TU!).  To właśnie wtedy latarnie na tej ulicy świecą na purpurowo, co jest symbolem żałoby. W wielu oknach miasta Korfu powiewają czerwone płachty, a w całym mieście sprzedawane są czerwone gliniane dzbany przeróżnej wielkości. W tym okresie gdzie nie spojrzeć pojawia się kolor czerwony, który jest symbolem krwi Chrystusa.

Najhuczniej jest w Wielką Sobotę. Punktualnie o godzinie 11.00, jak w szwajcarskim zegarku! Właśnie wtedy warto być w mieście. Całość wydarzenia kumuluje się rzecz jasna na ulicy Liston, ale dostanie się na tę ulicę w tym czasie graniczy z cudem! W mieście Korfu jest dosłownie morze ludzi. Kiedy wybija godzina jedenasta z najwyższych pięter ulicy Liston, ale również z wszystkich innych ulic miasta Korfu, jak również z domów wielu wiosek na wyspie, wyrzucane są tzw. boti czyli czerwone, gliniane dzbanki, które w okresie przed Wielkanocą  sprzedawane są w licznych miejscach w mieście. Cała wyspa, a szczególnie miasto Korfu o godzinie jedenastej dosłownie huczy i grzmi. Kawałki czerwonych dzbanów rozbijają się wszędzie. Żeby rozbicie było jeszcze bardziej spektakularne, najczęściej dzbany wypełnione są wodą. Te największe potrafią mieć ponad półtora metra wysokości i kiedy rozbijają się z najwyższych kamienic Liston o ziemię… To naprawdę robi gigantyczne wrażenie.

 

Na kilka minut przed 11.00, wszyscy biegną by… się schować! Tak w tym roku wyglądało moje “boti”. Roztrzaskałam je na drobne kawałki 😀

“Boti”! Czerwone, gliniane dzbany można w okresie Wielkanocy kupić w różnych częściach miasta.

Chwila po godzinie 11.00…

 

Ale po co to wszystko? Po co rozbijać czerwone dzbany? Czy zauważyliście, że Grecy lubią tłuc talerze, kiedy ktoś tańczy, albo śpiewa, albo po prostu dobrze się bawi? A kiedy ktoś stłucze talerz w tawernie, nikt raczej nie reaguje złością. Grecy śmieją się wtedy, a nawet i klaszczą! W okresie Wielkanocy tłuczenie czerwonych dzbanów ma być oczyszczeniem. Stłukło się, rozpadło na kawałki wszystko co złe, stare, dawne. Teraz jest już czas na odnowienie, odrodzenie, wiosnę! Ale ten akurat zwyczaj, jest popularny przede wszystkim na Korfu!

Chwilę po całym wydarzeniu czerwone kawałki rozbitych dzbanów są wszędzie. Warto wziąć choć jeden na pamiątkę, bo mówią że przynoszą one szczęście. To jeszcze nie koniec atrakcji. Dopiero się zaczyna! Z każdej ulicy zaczynają wychodzić grupy lokalnych orkiestr, które w przepięknych, eleganckich ubraniach grają paradując przez miasto. I tak co chwilę! Przechodzi jedna grupa orkiestry, a chwilę po niej pojawia się następna i kolejna, a za nią jeszcze jedna. Korfu to jedna z najbardziej muzykalnych wysp Grecji. Słychać to szczególnie w okresie Paschy. Na całej wyspie rozbrzmiewa wtedy muzyka.

 

 

Tłum raczej nie rzednieje przez cały dzień. Kawiarnie wypełnione są po brzegi. I tak do bardzo późnych godzin nocnych. Bo najważniejszym momentem dla greckiego kościoła prawosławnego jest godzina dwunasta w nocy. To właśnie wtedy następuje Zmartwychwstanie. Wszyscy są w kościołach. Punkt godzina dwunasta w nocy… Rozbłyskuje niebo nad całą wyspą. Trwa pokaz fajerwerków. Spektakularnie… To za mało powiedziane. Niesamowity pokaz fajerwerków trwa przez dobry kwadrans. Całe miasto jest wypełnione ludźmi. W kościołach przez prawie trzy następne godziny trwa msza. Ludzie dzielą się świętym światłem zapalając od siebie świece (lambada). Na całej prawie trzygodzinnej mszy zostaje mało kto. Chwilę po północy większość osób udaje się do domów na nocną wieczerzę. Po 40 dniach postu, gwoździem wielkanocnych wieczerzy jest rzecz jasna mięso. Po jedzeniu, czyli grubo po pierwszej w nocy zapełniają się wszystkie kluby, dyskoteki i imprezy. Zmartwychwstał Chrystus, więc z tej okazji można się bawić! I tak cała wyspa jak i cała Grecja, bawią się do białego rana!

A w niedzielę… Rzecz jasna spotkania z rodziną na łonie natury i pieczenie jagnięciny. Kolejne spotkania rodzinne i kolejny czas na jedzenie. Jak ucztują w Wielkanoc Grecy? Możesz zobaczyć na TYM! filmiku.

Cała wyspa jest dumna z tego jak spektakularnie organizowana jest tu Wielkanoc. W żadnym innym miejscu Grecji, Wielkanocy nie obchodzi się aż tak pięknie. Turyści są w szoku, często nie wiedząc co się dzieje i może nieco zazdroszczą mieszkańcom Korfu ich niezwykłej tradycji.

Kiedy latem będziecie spacerować miastem Korfu, spójrzcie pod nogi. Przez całe lato, a często aż do następnej Paschy,  pomiędzy starymi płytami chodników można zobaczyć okruchy i małe kawałki po czerwonych dzbanach, zwanych na Korfu boti.

 

Takie tłumy ludzi są w Wielką Sobotę w mieście Korfu.

Wyobraźcie sobie jak wypełnione są w ten czas kawiarnie!

Najlepsze miejsce do obserwowania 😀

 

 

 

Nikos Kazantzakis. “Ostatnie kuszenie Chrystusa”. Dlaczego to dzieło znalazło się na liście ksiąg zakazanych?… sobota, 16 kwietnia 2022

 

 

Przeczytanie „Ostatniego kuszenia Chrystusa” Nikosa Kazantzakisa zajęło mi zdaje się, że nieco ponad rok. Odkładałam tę książkę wiele razy, później znów do niej wracałam. W międzyczasie przeczytałam kilka zupełnie innych książek. Ale tę pozycję czytałam wyjątkowo długo. Kartka po kartce, zdanie po zdaniu, wyraz po wyrazie. Podkreślałam, notowałam, do pewnych zdań i stwierdzeń wracałam po kilka razy i zastanawiałam się nad wszystkim co było tam napisane. Kazantzakis jest mistrzem słowa. Uwielbiam jego proste, mocne sformułowania, jasne porównania i to, że w kilku słowach potrafi zawrzeć tak wiele prawdy o życiu i świecie. „Ostatnie kuszenie Chrystusa” to książka, której nie należy szybko połykać, bo niewiele z niej wtedy zostanie. Warto za to delektować się każdym akapitem. Ta książka jest bezsprzecznie dziełem literackim.

Nikos Kazantzakis (1885-1957) jest jednym z najbardziej cenionych pisarzy greckich. Większość kojarzy Kazantzakisa jako autora najpopularniejszej greckiej książki – „Grek Zorba” (przeczytaj więcej TU!). „Zorba” jest powieścią o dwóch skrajnie innych postaciach, przeciwnych charakterach, które przyciągają się do siebie niczym magnes. Narratorem jest w tej powieści grecki intelektualista, który chce odbudować kopalnię węgla znajdującą się na Krecie. Ten młody Grek wydaje się znać życie przede wszystkim ze świata książek. To właśnie od Zorby przychodzi mu nauczyć się jak można żyć pełnią, zachwycać się morzem, pracować aż do krwi na rękach, kochać całym sobą, jakby nic innego nie istniało.

Na zasadzie przeciwieństwa oparta jest również książka „Ostatnie kuszenie Chrystusa”. Jednak w tej powieści owe przeciwieństwo zawarte jest w jednej postaci – Chrystusa. Ta literacka interpretacja biblijnej historii, przedstawia Chrystusa jako postać wewnątrz której walczą ze sobą dwa pierwiastki: ten ludzki i ten boski. Kazantzakis napisał powieść, gdzie czytelnik poznaje Chrystusa jako człowieka z krwi i kości, który jak każdy z nas nosi w sobie rozterki, wątpliwości, pragnienia, wspomnienia i marzenia. Swój boski pierwiastek Chrystus odkrywa krok po kroku, strona po stronie, walcząc przy tym ze swoimi ludzkimi słabościami. To właśnie obraz ludzkiej strony Chrystusa wywołał sprzeciw kościoła prawosławnego, ale również katolickiego. Nie chodziło jednak tylko o to, ale o tym jeszcze za chwilę…

Jeśli punkt, po punkcie streścić by tę książkę, nie odbiega ona od tego co napisane jest w Biblii. Mamy więc Chrystusa, syna Marii i Józefa, który naucza swoich apostołów. Pojawia się również uwielbiająca Chrystusa, Maria Magdalena. Chrystus wie, że ma zostać ukrzyżowany, by odkupić grzechy ludzi. Tak też się dzieje. Od takiej decyzji wydanej przez lud, król Piłat umywa ręce. Chrystus wisząc już na krzyżu przeżywa zwątpienie. To właśnie wtedy nawiedza go szatan. Ostatecznie dokonuje się śmierć na krzyżu. Tak przebiegają obie historie i raczej nie ma tu większych różnic. Dlaczego zatem ta książka stała się tak problematyczna dla kościoła, że wpisano ją na listę ksiąg zakazanych?

Co dla mnie jest największym atutem tej książki, przez oba kościoły zostało uznane za największy problem. W powieści Chrystus jest przede wszystkim człowiekiem, który myśli, czuje, ma wątpliwości. Jestem wychowana w tradycji katolickiej, więc tę historię zaczęłam poznawać już w przedszkolu, z roku na rok poznając każdy jej szczegół. Dopiero jednak w trakcie czytania tej książki poczułam jak ta opowieść mogła rozegrać się w rzeczywistości. A przede wszystkim: jak mógł czuć się człowiek, który został wybrany na Zbawiciela. Dzięki tak realistycznym opisom Kazantzakisa, czytelnik choć w części może doświadczyć tego, co doświadczał Chrystus.  Wszystko w książce jest bowiem opisane aż tak realnie. Ta lektura jest jak podróż w czasie i jak unikatowa możliwość, by przeżyć tę historię na własnej skórze.

A co jeśli ostatecznie Chrystus nie znalazłby w sobie tej boskiej mocy, aby pozwolić się ukrzyżować? A co jeśli wybrałby zwykłe, dobre życie, jako mąż i szczęśliwy ojciec wielu dzieci? Taką wersję w formie snu Chrystusa również podsuwa ta powieść. I to między innymi ten fragment, w którym Chrystus kuszony przez szatana śni o zwykłym ludzkim życiu, stał się dużym problemem  dla kościoła. Dla mnie jednak wszystko co prowokuje do myślenia, stawiania pytań, podważania i definiowania na nowe, jest wielką wartością. W tym przypadku za ten sam aspekt, ta książka została przez kościół zakazana.

Ostatecznie władze kościoła stwierdziły, że sama historia nie odbiega od tego co zostało napisane w Biblii. Mimo tego książka była zakazana przez oba kościoły: katolicki i prawosławny. Władze kościołów obawiały się, że wielu czytelników mogłoby źle zrozumieć literacką całość. Uznano, że wielu ludzi mogłoby pomylić literacką interpretację bardzo znanego już wówczas autora, z tym co uczy kościół. Sen Chrystusa o zwykłym, ludzkim życiu mógłby zostać odczytany jako coś, co stało się rzeczywiście. Uznając więc, że ludzie opatrznie zrozumieją całą powieść, dużo bezpieczniej było książkę zakazać.

Ja jednak zachęcam. I to całym sercem. W Polsce rozpoczęła się Wielkanoc. W Grecji święta Paschy mamy za tydzień. Jednak pierwszy raz, po przeczytaniu tej właśnie książki, całą tę historię czuję inaczej. Tak jakbym czytając opowieść Kazantzakisa, była tam razem z Chrystusem.

 

 

 

TU! przeczytasz o książce “Grecja. Gorzkie pomarańcze” Dionisosa Sturisa

TUTAJ! przeczytasz o książce “Nić” Victorii Hislop

 

 

 

 

Czy w Grecji jest równouprawnienie?… poniedziałek, 14 marca 2022

 

 

Kiedy lata temu zamieszkałam w Grecji już na stałe, zupełnie nie wiedziałam o co chodzi w pytaniu, które zdarzało mi się usłyszeć od Greków i tym bardziej… Co mam na nie odpowiedzieć? To pytanie brzmiało:

 

Czyja jesteś? (w języku greckim „Pianou eisai?”)

 

Jest to jedno z takich dziwnych pytań, które czasem można usłyszeć w Grecji. Ale, że jak: czyja jestem? Swoja! Należę przecież do siebie! O co chodzi w tym pytaniu i co ja mam na nie odpowiedzieć?

Najpierw spytałam Janiego, ale trochę czasu musiało upłynąć, żebym dokładnie rozumiała o co w tym pytaniu chodzi.

Jani wyjaśnił mi, że zadając to pytanie, ktoś chce wiedzieć kto jest moim ojcem, z której jestem rodziny, ale ponieważ jestem z innego kraju, to zapewne ten kto pyta, chce wiedzieć czyją jestem żoną.

Za każdym razem, kiedy nadal czasem słyszę to pytanie robi mi się dziwnie. I zawsze odpowiadam tak samo: że nie jestem niczyją własnością i że należę do siebie!

Na twarzy tego kto pyta, zazwyczaj pojawia się wtedy zdziwienie, że nie odpowiem jak inne Greczynki, a odpowiadam i reaguję trochę dziwnie.

Odpowiadam w ten sposób bo wiem, że zmianę świata, zawsze należy zacząć od siebie i swojego najbliższego otoczenia. A wiele o danym kraju, czy też danej społeczności można wyczuć z języka i takich właśnie językowych ciekawostek.

 

Bo moim zdaniem… Nie. Grecja nie jest krajem, gdzie tak do końca jest równouprawnienie.

 

Grecja bardzo się zmienia. Tak jak cały czas zmienia się świat, w który żyjemy. Z roku na rok  mam wrażenie, że te zmiany postępują bardziej i bardziej dynamicznie.

Jeszcze w pokoleniu mojej teściowej, czyli osób które obecnie mają około sześćdziesięciu lat, jest tak, że karierę robił mężczyzna i to on ma na głowie utrzymanie rodziny. Miejsce kobiet przeważnie było w domu. Pracą kobiet było przede wszystkim gotowanie, sprzątanie i zajmowanie się dziećmi.

Teraz wiele się zmieniło. I młode Greczynki studiują, podróżują, pracują, zajmują się sobą i robią swoją karierę. Mimo wszystko w greckich rodzinach często nadal jest tak, że kobiety decydują się na lżejszą pracę. Wciąż chcą mieć czas żeby w niedzielę przygotować domową mussakę, żeby zadbać o dzieci i również o siebie. Ta różnica pomiędzy starszym i młodszym pokoleniem jest w Grecji często diametralna.

Ale mimo wszystko, wciąż jeszcze od czasu do czasu słyszę pytanie „Czyja jesteś?”, a przy wypełnianiu urzędowych dokumentów, zamiast nazwiska panieńskiego matki, tak jak jest w Polsce, muszę wpisywać imię ojca. Tak jakby dla przypomnienia, żebym w choć formalny sposób musiała sobie uświadomić, że przecież czyjaś jednak jestem.

Na szczęście dzisiejsze czasy dają nam ogromną wolność wyboru. O swoje równouprawnienie, poczucie wolności, niezależności można jeśli się chce – zawalczyć. A to jak traktują nas inni, zależy przede wszystkim o tego, jak my traktujemy siebie.

Mam wrażenie, że Greczynki nawet często te bardzo nowoczesne, wcale nie chcą pełnej życiowej niezależności. Dobrze czują się w nieco bardziej tradycyjnej roli. Tak było i tak właśnie jest im dobrze. Wcale do końca nie chcą tego zmieniać.

Tak jest często prościej, tak jest często wygodniej.

A może jest w tym również trochę prawdy, że dobrze jest, kiedy zgodnie z tradycyjnym podziałem to właśnie mężczyzna musi zadbać o bezpieczeństwo, rzeczy materialne i pieniądze? Może nie jest to takie złe, kiedy mężczyzna otwiera przed kobietą drzwi i płaci rachunek w restauracji? Kiedy to właśnie przede wszystkim on ma na głowie utrzymanie domu i całej rodziny?

Rola kobiety w Grecji, to przede wszystkim rola szyi, która kręci głową, w którą stronę uzna za najlepsze. Czy zatem w Grecji panuje równouprawnienie? Z jednej strony nie, bo do końca nie chcą tego same Greczynki. Ale z drugiej strony, odgrywając rolę „szyi” mają często więcej do powiedzenia, niż mogłoby się z pozoru wydawać.

 

TU! przeczytasz o tym jak poradzić sobie z emigracyjną depresją.

TUTAJ! przeczytasz o muzeum folkloru na Korfu.

TU! przeczytasz o greckim podejściu do zdrady.

 

 

 

Dzień dobry po grecku… poniedziałek, 14 lutego 2022

 

 

Kalimera (czyli: dzień dobry)! – powiedziałam radośnie, wchodząc do zaprzyjaźnionej tawerny. W odpowiedzi kelner spojrzał na mnie jakbym właśnie oznajmiła, że chcę zamówić sofrito z jednorożca. Ten wzrok zbił mnie z tropu.

Kalimera??? Jakie kalimera?! Kalispera (czyli: dobry wieczór, dobrego wieczoru)! Obudź się i spójrz na zegarek. Przecież dochodzi już trzynasta!

No tak… Zreflektowałam się i jednocześnie przypomniało mi się ilu Greków i jak często zwraca mi uwagę, że po godzinie dwunastej w południe w Grecji nie mówi się „dzień dobry”, a „dobry wieczór”. Teoretycznie dobrze o tym wiedziałam, ale jakoś tak nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Wzrok kelnera i ta jego uszczypliwość… Postanowiłam się odgryźć. Niech już nie będzie taki mądrala!

-No dobra, zgodzę się z tym, że tak tu jest, taka jest tradycja, że już chwilę po dwunastej mówi się kalispera. Ale przecież to jest zupełnie nielogiczne! Zobacz! Świeci słońce, a przed nami jeszcze cały długi dzień. Więc gdzie tu jest logika, że nawet nie zjadłam jeszcze obiadu, a już mam ci życzyć dobrego wieczoru? Ta wasza zasada jest zupełnie bez sensu!

-A właśnie, że nie! To jest bardzo, ale to bardzo logiczne i sensowne… Już ci tłumaczę dlaczego…

 

*

 

Grecy bardzo zwracają uwagę, aby odpowiedniego powitania używać o odpowiedniej porze. Niech no ktoś powie „dzień dobry” dajmy na to około godziny szesnastej. Nie ma takiej możliwości, żeby tak przywitał się Grek.  Wtedy już tylko i wyłącznie „dobry wieczór”. A kto zwraca na to uwagę na przykład w Polsce? Pal licho! Dzień dobry, dobry wieczór. Kto by zwracał na to uwagę? Kto ma na takie drobiazgi czas? Przecież to nie jest istotne!

Odpowiednie używanie słówek kalimera i kalisera, to jest dopiero wierzchołek góry lodowej. Tu się dopiero zaczyna… W okresie, kiedy obchodzimy Wielkanoc, Boże Narodzenie czy też inne ważne święta, powitaniom towarzyszą słowa kales giortes (czyli: dobrego świętowania) lub hronia polla (czyli: wielu lat). Przez większą część stycznia, każdej pierwszy raz spotkanej w nowym roku osobie mówi się kali hronia (czyli: dobrego roku) i może być uznane za brak manier, jeśli tak właśnie się nie powie osobie, którą znamy i spotykamy w nowym roku pierwszy raz. Jeśli w Grecji obchodzicie imieniny, najpewniej telefon nie przestanie dzwonić od rana do wieczora! Przecież koniecznie trzeba życzyć osobie, która je obchodzi wszystkiego co najlepsze. To jeszcze nie koniec… Dajmy na to, że w waszej rodzinie urodziło się dziecko. Wtedy mówimy na sas zisei (czyli: niech wam żyje). Kiedy zaczynamy nowy miesiąc mówimy kalo mina (czyli: dobrego miesiąca). Kiedy jest poniedziałek kali evdomada (czyli: dobrego tygodnia). Kiedy kończy się zima, mówimy kalo kalokieri (czyli: dobrego lata). A kiedy kończy się lato, życzymy kalo himona (czyli: dobrej zimy). To zdaje się tyle, ale myślę że gdybym jeszcze poszperała w głowie, znalazłabym jeszcze kilka przykładów.

To bardzo ciekawe, że Grecy którzy często z pozoru wydają się mieć głowę w chmurach, żyć na wiecznym luzie i w południowym chaosie, do tych wszystkich zwrotów przykładają ogromną uwagę. Skąd to wynika? Z tego, że dużo bardziej niż nacje z Europy zachodniej są zakorzenieni w magicznym tu i teraz. Żyją bardzo mocno połączeni z rytmem natury i zwracają uwagę na…

 

*

 

Słońce! – wykrzyknął uradowany kelner z miną na twarzy, która mówiła „i tu cię mam”.

-Hmmm? Nie rozumiem, o co ci chodzi?

-Zwróć uwagę na pozycję słońca. O dwunastej, w południe jest w najwyższej pozycji. A minuta po dwunastej jest już coraz niżej. Więc zgodnie z pozycją słońca, które chwilę po dwunastej jest już niżej i bardzo powoli już zachodzi, zgodnie z tym chwilę po południu mówimy „dobrego wieczoru”! To jest bardzo, ale to bardzo logiczne i mądre!

Nie pozostało mi nic innego, jak przyznać mu rację. I tak już się stało, że po tej z pozoru banalnej rozmowie zaczęłam mocno zwracać uwagę na pozycję słońca. Uwielbiam być obudzona jeszcze przed wschodem. Do południa mieć zrobione najważniejsze rzeczy dnia, a kiedy już zacznie zachodzić, spowalniać mój rytm i szykować się spać. Zgodnie z pozycją słońca.

 

TU! przeczytasz o greckich imionach.

TUTAJ! przeczytasz o tym jak Grecy obchodzą Wielkanoc.

TU! jest post o zachodzie słońca w Ia na Santorini.

 

 

 

Przewodnik po Metsowie. Dlaczego warto odwiedzić to miasto?… poniedziałek, 7 lutego 2022

 

 

Nasz krótki wypad do Metsowa był bardzo spontaniczny. Wczesnym rankiem wsiedliśmy na prom z Korfu do przeciwległej Igoumenitsy, gdzie wynajęliśmy auto i po niecałych dwóch godzinach jazdy byliśmy w… zupełnie innym świecie! Kiedy dojeżdżaliśmy do Metsowa, musiałam kilka razy przecierać oczy. Na Korfu poprzedniego dnia świeciło słońce i kąpałam się w morzu. A już na kilka kilometrów przed Metsowem wszystko było w śniegu. Śnieg leżał wszędzie, a przed nami rozpościerał się krajobraz niczym z zimowej krany. Tak, to również Grecja! A ta podróż była dla mnie kolejnym dowodem jakim niesamowicie różnorodnym krajem jest Ellada.

 

*

 

Metsowo jest niewielkim miastem, które liczy około 2 500 mieszkańców. Leży na zachód od przełęczy nazywanej Katarą, która przecina łańcuch gór Pindos, łącząc jednocześnie Tesalię z Epirem. Metsowo  jest typowym miasteczkiem górskim, położonym 1 160 m n.p.m. W całej Grecji jest znane przede wszystkim jako jedno z kilku greckich miejsc, gdzie jeździ się na nartach. Można więc przyjechać by uprawiać sporty zimowe, ale nie tylko. Metsowo to po prostu bardzo ciekawe i niesamowicie klimatyczne miejsce, gdzie warto się zatrzymać o każdej porze roku. Ja na nartach nie jeżdżę, a mimo tego spędziłam tam wyjątkowy czas. Już tłumaczę dlaczego!

 

 

To niewielkie górskie miasteczko otaczają niesamowite krajobrazy. Było jak z bajki! Mogę się domyślać, że o każdej porze roku to miejsce ma niezwykły urok. Kiedy byliśmy tam kilka dni temu, wszystko było w śniegu. Ale z pewnością wyjątkowo pięknie musi wyglądać jesienią, kiedy liście drzew zmieniają swoje kolory. Wszystkie budynki w miasteczku wybudowane są w typowym górskim stylu. Dominuje połączenie kamienia z drewnem. Temu górskiemu stylowi architektonicznemu musieli podporządkować się wszyscy! Budynek banku, stacja benzynowa, nawet kiosk ruchu czy też niewielki bankomat, aby wpisać się w całość obudowany został drewnem.

 

Bankomat w Metsowie 😀

 

Trzy świetne muzea, jak na tak małe miasteczko to naprawdę sporo. Skąd niewielkim Metsowie fantastyczna galeria malarstwa, nowoczesne muzeum wina czy też niezwykle ciekawe muzeum folklorystyczne? I tu zaczyna się ciekawa historia.

Z Metsowem związany był Evangelos Averoff-Tossizza (1910-1990) wspaniały polityk, który był greckim ministrem spraw zagranicznych. Averoff przyjaźnił się z baronem Michaelem Tossizza (1888-1950), który był potomkiem pochodzącej z Metsowa rodziny bankierów mieszkającej w Szwajcarii. Baron był człowiekiem z kolosalną fortuną, której nie miał komu przepisać. To właśnie Averoff przekonał barona, aby swoją gigantyczną fortunę przepisał na rzecz rozwoju Metsowa tworząc jednocześnie fundację (Baron Michael Tossizza Foundation). Tak też się stało i dzięki potężnemu zastrzykowi finansowemu ze spadku po baronie, Metsowo mogło rozwinąć się w każdej sferze. Zgodnie ze wcześniejszym ustaleniem od tego wydarzenia Averoff przyjął również nazwisko barona.

 

 

Będąc w Metsowie koniecznie trzeba zobaczyć muzeum regionalnego wina – Katogi. Szczep  winogron, które znoszą tutejszą mroźną zimę i dobrze czują się górskim klimacie, został sprowadzony ze Szwajcarii. Cała winiarnia została stworzona przez  Averoffa. Dziś wino Katogi jest znane i szeroko dostępne w całej Grecji. Samo muzeum  pokazuje historię powstawiania marki. Warto je odwiedzić i przede wszystkim skosztować wina w miejscu, gdzie powstaje.

 

 

W domu, który należał do rodziny Tossizza, znajduje się obecnie Muzeum Folkloru. Kolejne ciekawe miejsce Metsowa. W środku znajdują się meble, przedmioty codziennego użytku oraz stroje z dawnych czasów z tego regionu Epiru. Mocno rzucają się tu w oczy oczywiste wpływy tureckie. W pomieszczeniach stoły są bardzo niskie, a zamiast krzeseł są poduchy. Zdobne ornamenty również przywodzą na myśl tureckie dekoracje. Warto zwrócić uwagę na przepiękne drewniane sufity z licznymi rzeźbionymi zdobieniami. To muzeum jest idealnym miejscem, żeby zobaczyć jak żyło się na tym terenie w dawnych czasach. Na najwyższym piętrze znajdują się pamiątki po wielkim polityku.

 

Metsovitika fot. Barbara Bitounis

Metsovitika – wersja zimowa fot. Barbara Bitounis

 

Trzecim miejscem, które koniecznie trzeba zobaczyć będąc w Metsowie jest tamtejsza Galeria Sztuki. „Galeria sztuki w miasteczku, które nie ma nawet trzech tysięcy mieszkańców… Hmmm…” – pomyślała z góry zakładając, że raczej niczego ciekawego tam nie zobaczę. Jednak przechodząc po pomieszczeniach galerii i patrząc na obrazy, które wisiały na ścianach wiele razy z wrażenia opadła mi szczęka. Obrazy, które tam były równie dobrze mogłyby wisieć na ścianach galerii malarstwa na przykład w Atenach. Dzieła, które się tam znajdują to również spadek po Averoffie. Przekazał on  dla Metsowa swoją kolekcję malarstwa greckich artystów tworzących w XIX i XX wieku. Na najniższym piętrze galerii znajduje się również wystawa fotografii Kostasa Balafasa. Na czarno białych zdjęciach utrwaleni zostali mieszkańcy Metsowa i regionu z lat 60tych i 70tych XX w.

 

 

Fundacja barona, która powstała z inicjatywy Averoffa nie tylko zadbała o rozwój gospodarczy, ekonomiczny czy też kulturowy miasteczka. Umożliwiała również studia w Atenach młodzieży, która pochodziła z Metsowa.

Metsowo to również wspaniała kuchnia, która jest nieco odmienna od kuchni dominującej na przykład na greckich wyspach. W Metsowie poczują się znakomicie fani potraw mięsnych. Ja spróbowałam dania, które nazywa się „tsompleki”. Była to wołowina razem z bakłażanem, frytkami oraz lokalnym serem, zapieczona w glinianym naczyniu w piekarniku. Danie dosłownie rozpływało się w ustach, więc z pewnością w wysokiej temperaturze spędziło wiele czasu. Będąc w Matsowie z warto zwrócić uwagę na dania mięsne takie jak kleftiko, kokoretsi, czy też potrawy z baraniny i jagnięciny. Miasteczko słynie również z serów, które smakowały rzeczywiście wyjątkowo. Są nimi Metsovone oraz Metsovella. Warto również spróbować przystawki o nazwie „bujurdi”. Jest to ser zapiekany razem z papryką i pomidorami. W całej Grecji w dużych supermarketach można kupić trachanas, czyli kaszę zrobioną z zmielonej pszenicy i owczego mleka oraz hilopites, czyli rodzaj makaronu. Metsowo słynie w Elladzie również z tych dwóch produktów.

 

Tsompleki

 

Za oprowadzenie po Metsowie i ogromną dawkę informacji o tym miejscu dziękuję Barbarze Bitounis.

 

TU! przeczytasz post o Salonikach.

TUTAJ! przeczytasz post o Kawali.

TU! znajduje się cykl postów o wyspie Zakinthos.

 

 

 

Przewodnik po KORFU, cz. 35. Plaża Mirtiotissa… poniedziałek, 24 stycznia 2022

 

Plaża Mirtiotissa, 19.01.21

 

Moją piętą Achillesa w temacie Korfu dotychczas były… plaże! Dlaczego? W sezonie, w czasie gdy pracy mamy po kokardę, kiedy mam chwilę wolnego, to ostatnią rzeczą, o której myślę jest pójście na plażę. Kiedy nie mieszkaliśmy jeszcze na Korfu na stałe, chwilę po sezonie, wracaliśmy na kontynent. A ostatnie dwie zimy, które mieszkaliśmy już na Korfu,  przemknęły pod znakiem lockdownu.

 

Dopiero teraz mam czas i możliwość, żeby jeszcze dokładniej podróżować po Korfu, odwiedzać miejsca, w których jeszcze nie byłam, odkrywać te o których nikt nie mówi. Na pierwszy ogień idą u mnie wszystkie plaże, o których słyszałam, a na których nie byłam, albo odwiedziłam je tylko w przelocie. Wyszukuję słoneczny dzień, a później znajduję odpowiednią plażę. I jadę się wykąpać i zobaczyć całą okolicę. Stąd mój pomysł, żeby odwiedzić wszystkie najpiękniejsze, czy też trudniej dostępne, albo mniej popularne plaże Korfu. Ogromna dla mnie przyjemność. A zaczęłam od…

 

***

 

Mirtiotissa, to z pewnością jedna z najpiękniejszych i najbardziej znanych plaż wyspy. Choć na zdjęciach może wydawać się spora, tak naprawdę jest bardzo mała. Znajduje się w środkowo – zachodniej części Korfu. Droga dojazdowa, ujmijmy to tak… Jak na Korfu jest całkiem dobra! Co prawda droga jest wąska i bardzo kręta, ale przynajmniej jest dobrze oznaczona.

 

Mirtiotissa, ujęcie z góry

 

Mirtiotissa chyba najpiękniej prezentuje się z punktu widokowego, tuż przy zakręcie, przy drodze którą schodzi się w dół do samej plaży. Całość jest ramowana soczystą zielenią i poszarpanymi klifami. A dalej… jest już niczym nieograniczony widok na Morze Jońskie z zachodniej części Korfu.

Do samej plaży schodzi się po stromych kamienistych schodkach. Plaża jest piaszczysta, a piach jest delikatny jak jedwab. Roślinność, która porasta wysokie klify dodaje całości uroku. Czysta jak kryształ woda przybiera kolor turkusu. Kiedy jest wiosna, albo pełnia lata wygląda pewnie jeszcze piękniej.

 

 

Mirtiotissa jest plażą dla nudystów. Nie jest więc plażą, na której będą czuć się dobrze wszyscy. Ja odwiedziłam ją w samym środku stycznia i miałam przyjemność mieć ja tylko dla siebie. Ale wiem, że w środku lata jest na niej bardzo tłoczono. Tak jest zazwyczaj z tymi najpopularniejszymi plażami.  Z pewnością wato zobaczyć to miejsce, choćby  dla samego widoku.

 

 

TUTAJ! sprawdzisz ofertę mojego przewodnika po Korfu w formie ebooka.

TU! przeczytasz o wszystkich najważniejszych miejscowościach turystycznych Korfu.

TUTAJ! jest post o kuchni Korfu.

 

 

 

“Teraz czuję, że żyję!” Zobacz video z najpiękniejszego lotu sezonu 2021… poniedziałek, 29 listopada 2021

 

Podczas montowania tego video, ponownie wciskało mnie w krzesło…

Ten lot był naprawdę wyjątkowy. Zapamiętaliśmy go wszyscy jako najpiękniejszy lot sezonu 2021. Wiatr tego dnia wcale nie pomagał, dlatego ostatecznie odbyły się dwa loty, a filmik na dole jest zmontowany ze scen z obu lotów.

Bohaterem tego lotu jest Marcin. Co prawda warunki atmosferyczne podczas lotu były naprawdę średnie. Szczególne piękno tego lotu jest zasługą Marcina.

Warunki zewnętrzne mogą nie być sprzyjające. Tak wiele zależy od tego co my z nimi zrobimy, jak się w nich odnajdziemy. Ten lot jest tego idealnym dowodem. Zobaczcie sami!

 

Wszystkie informacje na temat naszych lotów na paralotni na Korfu, są TU!

 

 

 

 

Co to jest sjesta? I do czego Grekom jest potrzebna?… poniedziałek, 22 listopada 2021

 

Co prawda nawet w Polsce na poobiednią drzemkę często mówimy „sjesta”, ale tak naprawdę w Grecji ten wyraz raczej nie jest używany. Na sjestę mówi się mesimeriano eipno, czyli po prostu „popołudniowy sen”. Jakkolwiek nazywać odpoczynek po obiedzie, jest on jedną z żelaznych części dnia nie tylko w Grecji, ale w większości krajów południowych. Tak na południu Europy jest, że po obiedzie jest czas… No właśnie… Na co dokładnie?

Obserwując rytm życia Greków, widzę że mimo wszystko raczej mało kto po obiedzie, przebiera się w pidżamy i idzie spać. Dotyczy to raczej Greków starszego pokolenia, którzy rzeczywiście nie wyobrażają sobie dnia bez momentu, kiedy po obiedzie w swoich sypialniach zamkną okiennice, przebiorą się w pidżamy i pójdą spać. Starsi Grecy często nie wyobrażają sobie dnia bez popołudniowego snu.

Nie dosłownie sen, ale bardziej przerwa w samym środku dnia, jest naturalną częścią funkcjonowania całej Grecji. Mniej więcej od godziny 14.30 do 17.30 cała Ellada mocno zwalnia swoje tempo. Zamiera życie w wioskach, miasteczkach. Pustoszeją nawet centralne ulice dużych miast. W tych godzinach obowiązuje odpowiednik nocnej ciszy. Nie można w tym czasie odkurzać, wiercić dziur w ścianie, czy też nawet bardzo głośno rozmawiać. Nie powinno się  również do nikogo w tych godzinach dzwonić. Jeśli na przykład o 15.30 ktoś będzie wbijał w ścianę gwoździe, sąsiad takiej osoby ma prawo wezwać policję, ponieważ ktoś zaburza popołudniową ciszę.

Wiele sklepów w tych godzinach jest zamykana. Co prawda nie wszystkie, ale większość mniejszych sklepików w tych godzinach nie działa. Co się w tym czasie dzieje? Mniej więcej o godzinie 14.30 ludzie udają się do domów na obiad, który jest bardzo ważnym elementem greckiego dnia. A po obiedzie? Jest czas na odpoczynek. Jakkolwiek dana osoba ma ochotę ten czas interpretować lub też go spędzać. Drzemka, oglądnie telewizji, czytanie, wyście na kawę, spacer, robienie nic. Dla mnie to jest bardzo cenne, że naturalną i ważną częścią dnia w Grecji, prócz pracowania, jest właśnie odpoczynek. Mam wrażenie, że im bardziej cywilizowani się stajemy, tym częściej pomijamy ten element dnia.

Czy taka przerwa podczas dnia jest w Grecji spowodowana bardzo wysokimi temperaturami latem? Nie do końca tak jest. Fakt, w takich miesiącach jak czerwiec, lipiec, sierpień czy wrzesień, w tych właśnie godzinach potrafi być piekielnie gorąco i wtedy, jeśli jest taka możliwość, dobrze jest zostać w domu. Ale miesiące, kiedy w Grecji jest naprawdę upalnie są tylko cztery. Co z pozostałymi ośmioma miesiącami? Wtedy wcale nie jest gorąco. Według mnie taki czas na popołudniowy odpoczynek, to w Grecji zwyczajnie naturalny element rytmu dnia, związany raczej z samym stylem życia niż klimatem. Pogoda jak i klimat na pewno mają tu wpływ, ale nie są najważniejsze.

A wy? Czy w środku dnia robicie sobie taką przerwę na odpoczynek?

 

TUTAJ! przeczytasz o godzinach pracy sklepów oraz urzędów w Grecji.

TU! przeczytasz o pogodzie w Grecji.

TUTAJ! znajduje się przepis na sałatkę z buraków w wersji greckiej.

 

 

 

Czy Grecy są biedni?… poniedziałek, 1 listopada 2021

 

My! Tego lata, przy Kanale Miłości

 

Ufff… To był dopiero rollercoaster! Ponad tydzień temu zakończyliśmy tegoroczny sezon. Był to najbardziej pracowity sezon jaki pamiętam. Zaczynam mieć wrażenie, że piszę to za każdym razem, kiedy kończymy lato. Że jeszcze nigdy nie pracowaliśmy tak intensywnie i ilość turystów znów przekroczyła nasze oczekiwania. To dla mnie oznaka dwóch rzeczy. Po pierwsze firma nam się rozrasta! A po drugie, każdego roku przekraczam moje granice w intensywności pracy. Dokładnie jak biegacz, który bierze udział w maratonie. Każdego lata, kończę mój maraton pracy z coraz lepszym wynikiem.

Ten sezon był dla nas szczególny również pod innym względem. Był to drugi rok pracy z pandemicznymi restrykcjami. Sam początek lata był pod wielkim znakiem zapytania. Poprzedni sezon był w zasadzie szczątkowy, musieliśmy więc nadgonić potężne straty spowodowane pandemią.

Udało się… Na każdym froncie. Piszę to z ulgą w sercu. Ten sezon zaliczamy do szczególnie szczęśliwych.

Dziękujemy za Waszą obecność na naszych wycieczkach i rejsach, udzielanie się na naszych mediach społecznościowych, a przede wszystkim za trzymanie za nas kciuki. Jestem przekonana, że to ostatnie jest szczególnie istotne.

 

Koniec lata i początek sezonu jesienno – zimowego, oznacz dla mnie totalną zmianę rytmu życia. Przede wszystkim z ogromną radością, wracam do systematycznego blogowania. Zapraszam więc na pierwszy post po letnim sezonie.

 

 

*

 

-Bieda z nędzą! Co prawda, pięknej przyrody nie można temu krajowi odmówić, ale widzieliście te domy? Te rozwalone chałupy, te wiecznie wystające pręty z dachów. I te ich rozklekotane samochody! Przecież to wstyd czymś takim jeździć!

-Dokładnie! U nas w Polsce, nikt już w takich warunkach nie mieszka! Nikt takimi samochodami nie jeździ!

-Tak! Bo u nas w Polsce (i tu dalej: bla bla bla)… A tu… Żeby w centrum miasta było tak mało koszy na śmieci! Budynki w mieście to się sypią! A Grecy tak sobie siedzą, wszystko im wisi i godzinami piją jedną kawę… Bo u nas w Polsce, nie do pomyślenia takie rzeczy!

-Racja! Tyle budynków rozpoczęte i zostawione.  Że im się nie chce? Czy o co chodzi? A u nas drogi pobudowane! Autostrady! Budynki nowoczesne, wszystko odremontowane! Phi!

„U nas w Polsce”, „u nas w Polsce”, „u nas w Polsce”. Zastanawia mnie skąd w pewnej, na całe szczęście pozostającej w mniejszości grupie turystów, to powracające porównanie.

 

Koszulka ze znakiem Tommy Hilfiger. Dziecko, które kiedy jest odrywane od telefonu, to od razu wpada w histerię. Kilka piw już od rana, bo ten człowiek jest wewnętrznie tak mocno spięty, że w inny sposób nie zapomni, że nie jest już w pracy, nie wyluzuje w naturalny sposób. Już tego nie potrafi… Ten specyficzny typ turysty, odnajduje przyjemność w porównywaniu i zazwyczaj każde z takich porównań kończy z widoczną satysfakcją malującą się na twarzy. Że Grecy są daleko w tyle. Więc w tym  jest racja i tak właśnie trzeba. Cisnąć mocniej i jeszcze mocniej. Pracować jeszcze szybciej, więcej i bardziej wydajnie. Mieć więcej, lepiej i bardziej nowocześnie.

Czy Grecy są biedni?

Hmmm… Zacznijmy z nieco innej perspektywy…

 

 

*

 

 

Dopłynęliśmy naszą grupą do plaży. Był przepiękny, słoneczny dzień końcówki sierpnia. Tak się złożyło, że na nasz przystanek na plażowanie dopłynęliśmy nieco wcześniej niż zazwyczaj i Vaso, która zajmuje się wynajmowaniem leżaków, jeszcze nie dopłynęła. Nasi turyści i jeszcze kilku obcokrajowców sami porozkładali należące do niej leżaki. Krzyknęłam, więc tu i tam,  że pani od leżaków za chwilę zapewne przypłynie i każdy z leżaków kosztuje „tyle a tyle”. Po czym zajęłam się swoimi sprawami.

Nie minął kwadrans. Podpłynęła Vaso z przejęciem na twarzy, że tyle leżaków już jest rozłożona. I teraz trzeba będzie informować tych turystów, mówić im o cenie. Część z nich i tak pewnie zrezygnuje, więc później będzie trzeba odkładać je na miejsce i taka z tego robota na sam początek dnia.

Przywitałam się z Vaso. Jakiś kwadrans później zdążyła zebrać opłatę od każdego, po czym wygodnie rozsiadła się na swoim leżaku.

-Hahaha! – słyszę jak się śmieje i chowa zebrane pieniądze do małego portfelika.

-To dopiero dzień! Dziś pan Bóg mocno mnie przytulił! Nie minęło piętnaście minut jak tu jestem, a już mam całą dniówkę! Wielkie dzięki, że im powiedziałaś! A już się obawiałam…

-Wiem, wiem… – potrząsnęłam głową i też się roześmiałam. Fajnie, że kilka zdań, może komuś bardzo ułatwić pracę.

-Wiesz… Jak jest zima, to 35€ które teraz właśnie zarobiłam, to cały dzień pracy przy zbieraniu oliwek! Dniówka przy zbieraniu oliwek to 40€, ale ja dla znajomych zawsze robię zniżkę! A to dopiero ciężka praca! Plecy bolą, o rękach nie wspomnę. Wszędzie zimno i wilgotno. Cały dzień zbierana, 35 €, a jak wracam do domu to już nic ze zmęczenia nie jestem w stanie. A tutaj, na tej plaży… Słoneczko, morze, fale… Mówię ci, pan Bóg tutaj się do mnie szeroko uśmiecha!

Uśmiech nigdy nie schodził jej z twarzy,  tak jakby był naturalną jej częścią. Ma przy tym żywe, obudzone, wiecznie obserwujące coś oczy.

-Wczoraj mój mąż złowił miecznika! Skończyliśmy trochę wcześniej, bo na kolacje miała wpaść do nas wnuczka. W życiu nie jadłaś takiej ryby! To było po prostu niebo w gębie! Piekła się ta bestia w piekarniku dobrą godzinę. Do tego trochę oliwy, trochę tymianku i sól, którą zbieram o tutaj, w tych zakamarkach między skałami. Do tego… Świeży chleb, trochę horty i trochę wina. Najlepsze jedzenie na świecie! Siedzieliśmy i gadaliśmy chyba do północy! Wnuczka mi usnęła na krześle, więc nie wróciła do domu, została u nas na noc. Zanim pomyłam, pozamiatałam, to była już pierwsza w nocy. Ale tak się nam dobrze siedziało i gadało. I dlatego dziś tak wyszło, że się spóźniłam! Zawsze przypływam przecież pierwsza!

-Słyszałam o tej soli! Któryś sternik mówił mi, że jest naprawdę bardzo smaczna! – dodałam.

-Tak, jak będziesz następnym razem to ci przyniosę. Zjedź nawet takiego zwykłego pomidora z tą solą. Niebo w gębie! Zostawisz mnie samą na tej plaży, to z głodu ci nie umrę! Większość tego co codziennie jemy, mamy stąd! A ja tak lubię proste jedzenie… Rybę codziennie mi mąż złowi. Oliwę mamy, oliwki stąd są tak pyszne. Rozmaryn rośnie na każdym kroku  i jeszcze na dodatek najlepszą sól też mam pod ręką!

-Ty to nigdy nie narzekasz Vaso! Nigdy nie słyszałam, że na coś marudzisz – dopytuję z przyjemnością patrząc na jej wypełnioną radością twarz, kiedy o tym wszystkim mówi.

-Ja! Przenigdy! Zgrzeszyłabym jakbym marudziła! Aż tyle mam! No i jeszcze dziś. Ta moja dniówka  w niecały kwadrans! Haha! No kto by się tego spodziewał! Ale najbardziej lubię wieczory takie jak ten wczoraj. Gorące sierpniowe wieczory. Kiedy tak do nocy siedzimy i gadamy. Jemy coś dobrego i pijemy trochę wina. Nic mi wtedy do szczęścia więcej nie potrzeba.

Trochę korciło mnie, by pociągnąć Vaso za język. Spytać się, dokładnie tak jakby spytał się „ten typ turysty”. Czy nie jest jej wstyd, że jeżdżą starym, rozklekotanym Nissanem? Czy nie przeszkadzają jej pręty, które wystają z dachu jej domu? Albo czy nie chciałaby kupić sobie jakiegoś firmowego ciucha. Coś dla przykładu od Tommy Hilfigera? Nie przeszłoby mi to jednak przez gardło. I wiem, co by odpowiedziała…

 

Czy Grecy są biedni? Jakie to ma znaczenie, jeśli żyją szczęśliwie.

To żyjąc w Grecji nauczyłam się odróżniać dwie rzeczy. Istnieć, a ŻYĆ to dwie diametralnie różne sprawy.

 

TUTAJ! przeczytasz post o greckich cmentarzach.

TU! znajdziesz przepis na szybki, grecki obiad, czyli kleftiko.

TU! przeczytasz o tym, co mieszkańcy Korfu robią zimą.