Kefalonia – pierwsze zetknięcie

 

     Nierozpakowana  walizka  z mojej pierwszej greckiej  biznesowej 😉  podróży, stoi jeszcze w kącie. Za chwilę zrobię wielkie pranie. Niesamowite, że podczas zaledwie kilku dni udało nam się zobaczyć aż tyle. Ale… zacznę  od początku…

    Bezowocnie wysyłając kolejne CV, w głowie miałam jedno zdanie: „w życiu nie można się poddawać!”. Nigdy przecież nie wiadomo, co przyniesie następny dzień. Mój pracodawca napisał do mnie sam. Nie sądziłam, że może być to jeden z czytelników Sałatki. Przyznacie – życie potrafi zaskakiwać.

    

     Jak zrobić grecką kawę, żeby smakowała prawdziwie? Na czym polega tutejszy kryzys? Jak uwieźć przystojnego  Greka? Dołączając do drużyny, z wielką radością już od pierwszego czerwca, również i ja opowiem.

     Tymczasem, korzystając z ciszy przed turystyczną burzą, której pierwsze zwiastuny już są  widoczne, cały weekend spędziliśmy na Kefalonii. Jakie są moje pierwsze wrażenia? Ujmę to krótko… Ta wyspa jest bajeczna! Trudno powstrzymywać ekscytację na myśl, że wszystkie przedstawione na zdjęciach miejsca będą moim codziennym „biurem”.

     Kefalonia ma opinię wyspy przeznaczonej dla nieco spokojniejszych turystów. Trudno szukać tu głośnych klubów czy też dyskotek. Zamiast tego  można  zaznać „prawdziwej Grecji”.

     Plaże są jeszcze prawie puste. Podobnie jak kawiarenki i tawerny. Jednak już gdzieniegdzie widać zahipnotyzowanych błękitem morza starszych Anglików, w błogim spokoju sączących piwo.

     Wyspa słynie z niesamowitych plaż. Tak też jest w rzeczywistości. Jadąc jej krętymi drogami musieliśmy zatrzymywać się co chwilę. Co kilka metrów pojawiał się niesamowity widok i właściwie każdy z nich mógłby zdobić śliczną pocztówkę, albo stanowić relaksującą fototapetę.

     Patrząc na zdjęcia, które znajdują się poniżej z pewnością będziecie się zastanawiać, czy aby na pewno nie są podkolorowane? Nie! I to ani trochę! Kefalonia to szał  błękitu. Morze przybiera tu wszystkie jego odcienie. Granat zmienia się w szafir, a ten przekształca się w szmaragd.  Jakby w twórczym amoku malarz wylał kilka beczek barwnika.

    Jakie miejsca warto na tej wyspie odwiedzić? Jaka znana książka tu powstała? I które ze słynnych hollywoodzkich gwiazd opalały się na  najpiękniejszej tutejszej plaży – Myrtos? O tym już latem…

    Wyspę pożegnaliśmy popijając białym winem, równie wielkie co i pyszne krewetki. Zakinthos – to był plan na nasz dzień następny. Płynąc promem zastanawiałam się, czy Zatoka Wraku, czyli główna atrakcja tej wyspy, nie jest aby trochę przereklamowana? Czy aby kolory większości zdjęć z jej widokiem nie były poprawione? Na to pytanie miałam okazję odpowiedzieć sobie już następnego dnia. Ale o tym – niebawem!  C.d.n.

 ZOBACZ ZE MNĄ WYSPĘ KORFU!

Mając przed sobą taki widok, żałować można tylko jednego… Szkoda, że człowiek nie potrafi latać.

Myślę, że to jest najlepsze miejsce na moje nowe biurko ;)))

Mniam…

Robola – pierwsza degustacja najsłynniejszego  wina Kefalonii

Najpiękniejsza  plaża wyspy  – Myrtos

Ze względu na znakomitą  akustykę, w jaskini Drogarati śpiewała sama Maria Callas.

Jaskinia Melissani odkryta po trzęsieniu ziemi z 1953

W miasteczkach jest jeszcze spokojnie – to cisza przed turystyczną burzą.

Przeczytaj więcej…

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/09/21/z-cyklu-jade-do-grecji-na-wakacje-jezyk-grecki-bez-uzycia-slow-piatek-21-wrzesnia-2012/

Wokół czego kręci się grecka Wielkanoc?

 

źródło: gazeta HAI! (30.04.13)

    Pierwszy dzień Wielkanocy Grecy spędzają ze swoimi wielkimi rodzinami. W każdym domu słychać  rozmowy, głośny śmiech i tradycyjne greckie piosenki. Pojęcie śniadania wielkanocnego w Grecji nie istnieje. Za to już od samego rana, w każdym ogrodzie przygotowuje się wielkiego grilla. Wielkanoc poprzedza  post, w czasie którego nie można jeść nawet nabiału.  Większość Greków jest więc spragniona mięsa. Już w okolicach południa  cały kraj jest  przesiąknięty  zapachem jagnięciny. 

      Widok przebitego rusztem jagnięcia, obracającego się nad rozżarzonymi węglami, jest najbardziej charakterystycznym elementem tradycji greckiej Wielkanocy. Tak samo jak my nie wyobrażamy sobie Bożego Narodzenia bez karpia, tak samo Grecy nie mogą się obejść bez jagnięcia pieczonego podczas Świąt Wielkanocnych.

źródło: gazeta HAI! (30.04.13)

    Nie będę owijać w bawełnę. Szanuje ten element ważnej dla Greków świątecznej tradycji. Jednak na taki widok zamiast śliny, w mojej głowie pojawia się obrzydzenie, a w brzuchu  czuje mdłości. Jagnię zazwyczaj pieczone jest całe. Ca-łe! Widać dokładnie  głowę, łącznie z oczodołami i zębami. Kończyny przednie i tylnie, a z tyłu żałośnie zwisające wspomnienie po ogonku…

   Po kilku godzinach obracania  na ruszcie, jagniątko często w całości ląduje na stole.  A  wokół  niego zasiadają biesiadnicy. Widok, jak dla mnie – makabryczny. Ale o gustach przecież  się nie dyskutuje.

    Grecy uwielbiają jeść mięso. Jedzą je w bardzo dużych ilościach, szczególnie po tygodniowym lub czasem nawet czterdziestodniowym poście. Po godzinie, dwóch od momentu podania dania,   na wielkim talerzu, który stanowi centrum wielkanocnego stołu, zostają przeważnie  już tylko kości.

źródło: gazeta HAI! (30.04.13)

   Obchodząc w Grecji Wielkanoc, my zrezygnowaliśmy  z tego jednego jej elementu. Zdjęcia prezentujące jagnięcia, pochodzą z jednej z greckich gazet. Pokazują jak wg tradycji powinno wyglądać idealnie przygotowane i podane zwierzę. Ocenę pozostawiam Wam. Jestem jej  jednak bardzo ciekawa. Tak więc zapraszam do komentowania! Czy mieli byście ochotę na kawałek tak przyrządzanego  jagniątka?

 

***

 

     Tymczasem biorąc tradycję w nawias, na naszym wielkanocnym stole królowała typowa karkówka z grilla oraz najróżniejsze warzywa. Na  obiad zaprosiliśmy również Czosnka. Kuzyn Janiego tym razem nie zaginął w żadnej akcji i przybył w swoim najlepszym wydaniu.

   What’s up? Dorota! – spytał mnie, kiedy siedzieliśmy już przy stole.

   -Wszystko do przodu! – zaczęłam i opowiedziałam mu o mojej nowej pracy i o tym jak się z niej cieszę. Kiedy skończyłam, Czosnek zamilkł. Spojrzał przed siebie. Na twarzy, która przybrała łagodnego wyrazu, pojawił się delikatny uśmiech.

   -Widzisz! Cały czas ci powtarzałem, że wszystko się ułoży. Życie trzeba brać na spokojnie.

   -Wiem… A jak tam u ciebie? Co nowego u twojej dziewczyny? – spytałam. Na to pytanie, Czosnek zwykł odpowiadać krótko – „której?”.  Jednak tym razem jego odpowiedź zupełnie zbiła mnie z tropu.

   -U jakiej dziewczyny?! Chciałaś chyba powiedzieć „kobiety”! – powiedział, zamilkł, a po chwili dodał:

  – U mojego serduszka, mojej duszki, mojej pięknej… – twarz Czosnka tym razem rozpromieniała, jakby nawiedził go co najmniej Duch Święty.

  -Czosnek! Ty się zakochałeś!

  -Tak… Jak najbardziej!

    Czosnek, czyli najbardziej zatwardziały GREEK LOVER (https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/08/10/z-cyklu-jade-do-grecji-na-wakacje-myslalam-ze-on-mial-dobre-zamiary-czyli-czego-powinny-sie-strzec-dziewczyny-jadace-do-grecji-na-wakacje-pia/), jakiego miałam szansę poznać, wpadł po uszy jak śliwka w kompot. Albo raczej jak… czosnek w marynatę. O…! Pasuje idealnie! Jego obecną (jak najbardziej jedyną!) dziewczynę możemy nazwać Marynata!

    Tak więc… Marynatę poznałam osobiście jakiś czas temu, kiedy jeszcze oficjalnie z Czosnkiem nie była. Powiem krótko – ona jest piękna! Pracuje w sklepie z kosmetykami i zajmuje się makijażem. Jest jedną z tych kobiet, które z pomocą odrobiny szczęścia, mogłyby systematycznie gościć na okładkach magazynów o modzie.

   Od wszystkich  poprzedniczek, Marynata odróżnia się nie tylko urodą. W przeciwieństwie do innych,  dla Czosnka przeważnie nie ma czasu i zawsze jest bardzo niedostępna. Poprzedniego dnia mimo próśb nie mogła się z nim spotkać. Całą noc postanowiła spędzić w kościele, wspierając duchowo swojego ojca, który tam śpiewał. Kiedy  siedzieliśmy razem w naszym  ogrodzie, Marynata zajęta była swoją rodziną. A wieczorem już zaplanowała kawę z koleżankami. Kiedy już uda się  nakłonić ją do spotkania, Czosnek musi zazwyczaj za coś przepraszać. Powody są najróżniejsze. Że właśnie wypił  piwo. Że spóźnił się o trzy minuty. Albo że ubrał się zbyt niechlujnie.  Wtedy też wpatrzony w swoją ukochaną, Czosnek zaczyna tłumaczenie. Koniecznie musi być bardzo barwne i równie wylewne.

    Kiedy  już zjedliśmy nasze  wielkanocne karkówki, zadzwonił telefon Czosnka.

     -Tak kochanie… Ależ oczywiście… Nie ma żadnego problemu! Tak, tak… Będę na czas! Przywieźć ci coś jeszcze? Ach… tak? To wspaniale! Już nie mogę się doczekać! Jeśli chcesz to mogę być wcześniej! Nie, nie! Nic się nie martw! Ja już wszystko załatwię!  Do zobaczenia! Całuję! Pa pa!   

       Kończąc powiem jedno… Widok oczu szczerze zakochanego Greka, wart jest miliony…

 

 

 Przeczytaj więcej…

W Grecji właśnie zakończyła się Wielkanoc!

 

 

     W tym roku Wielkanoc w Greckim Kościele Prawosławnym obchodzona była dosyć późno. Zakończyła się we wtorek.

     W nocy z soboty na niedzielę w całym kraju puszczano fajerwerki. Tak właśnie czci się Zmartwychwstanie Chrystusa. Rozpoczęcie Wielkanocy to najważniejszy i najbardziej radosny moment dla Kościoła Greckiego. Msza rozpoczyna się o godzinie 24 i trwa dwie godziny. Jak dokładnie wygląda? Tutaj znajduje się moja relacja z ubiegłego roku:

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/05/03/grecka-wielkanoc-wkladaj-szpilki-i-badz-przed-polnoca-czwartek-3-maja-2012/

 

      

 Dzisiaj zapraszam na fotorelacje z tegorocznych obchodów.

      Jak natomiast świętuje  się pierwszy dzień greckiej Wielkanocy? O tym już w najbliższym czasie!

Podczas Wielkanocy przystraja się wszystkie wsie i miasta. Najpopularniejszą formą dekoracji są takie właśnie lampki.

Rozpoczęcie Wielkanocy – godzina 24. W tym momencie w całej Grecji wybuchają fajerwerki. To najważniejszy i najradośniejszy moment dla Greckiego Kościoła Prawosławnego. Wszyscy wypowiadają słowa „Chrystus Zmartwychwstał!”. Zaczyna się wielkie, radosne obściskiwanie.

 Pięć minut po 24. Zaczyna się dwugodzinna msza. Prawie wszyscy wychodzą ;)))) W kościele zostaje niewiele osób. Większość udaje się na uroczystą kolację lub idzie na trwające do białego rana imprezy.

 

 W kościele. Każdy trzyma zapaloną świecę.

 

 

Przez dwie godziny mszy, kilku mężczyzn o donośnym głosie śpiewa religijne pieśni.

 

 

 W kościele zachowywać można się dość swobodnie. Każdy wchodzi i wychodzi kiedy jest mu wygodnie. Wdanie się w przyjazną pogawędkę podczas mszy,  jest też bardzo dla Greków typowe.

 

 

 

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/05/14/z-cyklu-zacznij-lekko-poniedzialek-atak-smiechu-zamiast-kawy-poniedzialek-14-maja-2012/

 

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2011/09/30/dlaczego-greccy-mezczyzni-do-trzydziestki-mieszkaja-z-mamusiami-piatek-30-wrzesien-2011/

 

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/05/07/z-cyklu-zacznij-lekko-poniedzialek-greckie-inspiracje-w-modzie-na-wiosne-i-lato-poniedzialek-7-maja-2012/

Sałatka z rucoli!

      Sałatka z rucoli jest jednym z moich ulubionych dań z kuchni greckiej. Dlaczego? Przy minimum… minimum… minimum… wysiłku otrzymuje się spektakularny efekt. Niczego tu nie tniemy, a nawet nie mieszamy. Jedynym naczyniem, które pozostaje do zmywania jest jeden talerz! Kluczem do sukcesu jest  proste połączenie bardzo wyrazistych smaków. W rezultacie całość  na podniebieniu robi ogromne wrażenie.

 

Składniki:

rucola

oliwa z oliwek

ocet balsamiczny

kilka suszonych pomidorów

starty ser

 
Niezbędny będzie jeden talerz! ;)))
 Na talerzu układamy  rucolę.
 Polewamy ją oliwą z oliwek…
 …a  następnie octem balsamicznym. Wierzcie mi na słowo – niczego nie mieszamy, bo to za dużo roboty 😉
 Na rucolę kładziemy kilka suszonych pomidorów.
 Całość posypujemy startym serem. I gotowe!
 Jak zwykle nic nie zostało…
Przeczytaj więcej…

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Kosmetyczne porady Janiego

 

     Najbardziej charakterystyczną cechą wyglądu Janiego są jego przepiękne włosy. Bardziej greckich, w całej Grecji nie ma! Długie, gęste, mocno skręcone. Czarne jak smoła, z brązowymi pasemkami, które pojawiają się późnym latem. Są przy tym niezwykle zdrowe, miękkie i puszyste. Jak uzyskać tak niebywały efekt? O tym przeczytacie tylko w „Sałatce”! Życząc lekkiego poniedziałku –serdecznie zapraszam!

 

 

 

 

-Jani! Czym umyłeś włosy? Dziś są takie puszyste! – spytałam, ponieważ wyglądały szczególnie efektownie.

  -Tym zielonym. – padła typowo męska, „wyczerpująca” odpowiedź.

-Jakim zielonym?

-No tym…! Co leżało w Lidlu na przecenie… – jak tylko to usłyszałam, czym prędzej wpadłam do łazienki, żeby zobaczyć czym jest „to”  tajemnicze zielone.

  -Jakim zielonym? – powtórzyłam nie mogąc znaleźć.

  -No tyyyymmmm!!! – Jani wskazał paluchem.

  -Ale to nie jest szampon…

  -A co?

  -Żel do mycia ciała…

-To jest jakaś różnica? – żeby nie tracić nerwów, braki wiedzy z zakresu kosmetyków, po prostu zignorowałam. Rzeczywiste przestępstwo Janiego było bowiem znacznie większe. Ten zielony żel do mycia ciała, sprzedaje się w Lidlu w wielkich czarnych opakowaniach, chyba na tony. Jani używał go przed tym jak się poznaliśmy i obiecał mi już więcej tego nie zrobić…

  -Jani! Miałeś tego więcej nie kupować! „To” coś po prostu śmierdzi… Poza tym,  popatrz na skład: woda, substancja spieniająca, barwnik i sztuczny zapach! Tu nie ma niczego więcej!

  -Ale… To znowu było na przecenie…

  -Bo tego nikt nie kupuje i dlatego „to” coś jest na wiecznej przecenie!

  Jani nagle spuścił oczy…  Po chwili sam się przyznał:

  -Kupiłem cztery butelki… Żeby było na zapas…

 

-Jani! – wrzasnęłam.

  -Naprawdę, skusiła mnie ta cena – rozdawali pół darmo!

  Po głębszym przypatrzeniu się, szybko wyszło na jaw. Jak to zawsze przy „super!”  przecenach – wszystkie żele były przeterminowane.

  -I co my teraz z tym zrobimy?

  -To może… będziemy myć tym podłogi! Albo… O! Mam! Naczynia!

      I tak to właśnie Jani dba o swoje kędziorki.  Porównując mój czas i moją ilość kosmetyków, które używam do dbania o włosy, dochodzę do wniosku, że życie nie jest ani trochę sprawiedliwe…

      Tak więc żeby uzyskać pożądany efekt, który widać na zdjęciach, Jani używał „tego” zielonego, które w Lidlu zawsze jest na przecenie. Kto wie może sekretem była przekroczona data terminu przydatności?  Jani ponadto unika wszelkich odżywek  bo… „to za dużo zachodu”. Włosy czesze tylko od czasu do czasu. Ostatni raz u fryzjera był w liceum. Ale cięcie mu się nie podobało więc uznał, że już więcej nie pójdzie. Do dziś restrykcyjnie dotrzymuje słowa. Kiedyś poprosił mnie, żebym nieco przycięła jego włosy, bo zauważył że aż trzy(!!!) z nich się rozdwoiły… Było to jednak moje pierwsze i ostatnie cięcie… Pomiędzy czarnymi chaszczami zacięły się nożyce  i wplątały we włosy tak, że nie można ich było wydostać.

    Jest tylko jedna rzecz, która do włosów Janiemu jest niezbędna. Jest to wielka, gruba, czarna opaska, jedna z tych jakie czasami kupują dziewczyny, żeby zakładać na głowę. Tylko taką Jani związuje włosy. Inne nie zdają egzaminu, bo włosy mają zbyt dużą objętość…

 

                      Jani przeszczęśliwy z zakończenia sesji zdjęciowej 🙂

 

 

 

    Podsumowując… Jeśli macie ochotę na taki „look” jak Jani pamiętajcie, że całym sekretem jest „to” zielone z Lidla, które zawsze jest na przecenie. Tylko uważajcie koniecznie na to, żeby kupić przeterminowane ;)))

 

 

 

 

Przeczytaj więcej…

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/06/18/z-cyklu-zacznij-lekko-poniedzialek-grecka-higiena-pracy-poniedzialek-18-czerwca-2012/

 

 

 

 

 

 

 

 

O Nikosie, który wie wszystko ( cz. 2/2 )

 

Część 1/2:

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2013/04/11/o-nikosie-ktory-wie-wszystko-cz-12-sobota-6-kwietnia-2013/

 

       Jani musiał więc zacząć jako pierwszy… Niepytany o nic, objaśnił całą sytuację z Anteną i kanałami z Polski.

      Po kilku następnych sekundach, usłyszeliśmy raz jeszcze „tcyyykkkk”, po czym Nikos przemówił. Głos miał jak po długiej grypie:

    -Powiem wam szczerze… – kolejnych dziesięć sekund przerwy na podłubanie wykałaczką w zębach. –To miejsce to zadupie. – pomyślałam: „wow! odkrycie…”. Koledzy Janiego to jednak mieli racje… Nikos  wszystko wie!

   -Z jednej strony morze, z drugiej góry… Tutaj nawet radio nie chce odbierać! Co ja wam mogę poradzić… – nagle jego oczy przepełniła melancholia.  Spojrzał na telewizor, w którym leciał Sulejman (czyli tasiemiec prosto z Turcji). Trzymając wykałaczkę w ustach, kontynuował: – Była tutaj kiedyś taka jedna. To chyba była Rosjanka. Ciekawe co z nią…? Ona  też chciała mieć swój kanał! Ależ  się uparła. Tak jej zależało. Próbowała chyba z miesiąc. Już prawie straciła nadzieję. Z jednej strony góry, z drugiej morze! I jak do tego zadupia jakiś sygnał ma docierać? Ale na szczęście trafiła do mnie. I  wiecie co… Pomogłem jej! Chryste… Jaka ona była szczęśliwa!  Ciekawe co u niej? No i czy ten kanał dalej odbiera? A wiecie co… Ha! Ha! Ha! Pamiętam to była sobota… wieczorem… Dwudziesta… Nie… Musiało być już dobrze po dwudziestej… Nie ważne! Nie gubmy się w szczegółach! W każdym razie, oglądałem mecz! Siedzę wygodnie, patrzę, słucham, oglądam… a tu nagle – na ekranie śnieg! Myślę: „Nikos – tu coś śmierdzi!” Trzepie w telewizor – a ten nic! Ustawiam, przestawiam – dalej nic. No to idę na dach! – mała przerwa, bo Nikos musi zapalić papierosa. Po chwili, z ekscytacją mówi dalej…

     – I wiecie co… Ukradł mi antenę! Ten skurczybyk co pomaga u rzeźnika. Ja dobrze wiem, że to był on… I on też dobrze wie, że ja wiem…Tylko jak mam udowodnić, że ta antena jest moja?! Prawo to prawo, sami wiecie… Ale z Nikosem nieeeee ma przeproś! I na niego przyjdzie dzień… Słuchajcie, jak ja go dorwę, to nie będzie że boli! No i widzicie… Tak to wszystko tu wygląda! Ej… Ty! Panna, a ty nie jesteś stąd!?

      Mam nadzieję, że po tym monologu nie przerwaliście czytania. Kiedy odpowiedziałam, że jestem z Polski dopiero się zaczęło…Po dogłębnym omówieniu tematu greckiego kryzysu, Nikos udowodnił, że doskonale wie kim jest Wałęsa, i że Jan Paweł to polski papież. Później płynnie przeszedł do omawiania różnic i podobieństw w kryzysowej sytuacji w Grecji i tym co dzieje się w Polsce. O antenie – ani słowa.

      Po dwudziestu pięciu minutach słuchania „erudycyjnego” monologu, w którym zostały poruszone wszystkie wątki świata, do sklepu wpadł jakiś gość. Nazwijmy go „Wybawiciel”:

   -Hej Nikos! Jesteśmy obok! Jak skończysz to choć, bo pijemy ouzo.

   -Wiesz co… Właściwie to ja już skończyłem! – i mówiąc to wstał zza biurka. Chwycił klucze, a nas skierował do drzwi.

    -A! Dlaczego nic nie mówicie?! Antena! To… Tutaj macie takie urządzenie. Naprowadza sygnał. Właśnie to dałem tej Rosjance! W NASA lepszego sprzętu nie używają! No, to wpadajcie częściej! Miło się z wami gadało.

   Tak, wspaniale się „gadało” – Jani wypowiedział aż jedną kwestie. Na szczęście zdołał dopowiedzieć i drugą:

    -A ile się należy?

    -Bez nerwów! Tylko spokojnie! Dziś nie mam to tego głowy! Muszę już uciekać! Adio! I jassou!

       Tajemnicze pudełko naprowadzające sygnał może i działało. Tego już się nie dowiemy. Po trzech tygodniach prób i historycznej już wyprawie do Nikosa, okazało się, że zapomniano puścić sygnał z Polski. Wystarczył jeden, dwuminutowy telefon do „obsługi klienta” w kraju. Jestem jednak pewna, że to właśnie Nikos przyniósł szczęście! Jeszcze tego samego  dnia tuż po wizycie, polska telewizja zaczęła działać. Niemalże magicznie.

   I tak właśnie do grona osobistości, które we wiosce znam, pomiędzy sołtysa, policjanta, dumnie dołączyć mogę Nikosa.Ten ostatni „wszystko wie”. Aż strach się bać, kogo jeszcze tu poznam… ;)))

Jeśli interesuje Cię temat greckiego kryzysu…
Jak tak naprawdę wygląda kryzys w Grecji?:
Saloniki i wielki, grecki kryzys:

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Jak pachną kwiaty cytryny?

 

      Nie potrzeba żadnego odświeżacza powietrza. Wystarczy lekko uchylić okno. Właśnie teraz w Grecji kwitną kwiaty cytryny. My należymy do szczególnych szczęściarzy, bowiem w naszym ogrodzie rosną aż trzy drzewa cytrynowe.

 

     Drzewa cytrynowe przez cały rok stanowią piękną ozdobę. Są zielone przez 12 miesięcy w roku, ich liście są mięsiste i błyszczące. A kiedy na drzewach pojawiają się owoce, wyglądają jak bombki bożonarodzeniowe.

 

      Jak jednak pachną kwiaty cytryny? Pomyślicie pewnie, że cytryną! Nie do końca, bo ten zapach jest trochę bardziej skomplikowany. Pączki tych kwiatów są lekko różowe. A kiedy rozkwitają, stają się białe. Ich zapach jest niezwykle orzeźwiający i wydaje mi się, że może kojąco działać na migrenowy ból głowy. Ten zapach  jest jak bardzo udana kompozycja, przede wszystkim jaśminu, po drugie zielonej herbaty. Dopiero gdzieś w tle, jako trzeci składnik, wyłania się zapach powstającej powoli cytryny.

 

 

Przeczytaj więcej…

Olivka radzi – jak postępować z facetami?: https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2011/12/19/olivka-radzi-jak-postepowac-z-facetami-poniedzialek-19-grudnia-2011/

 

 

 

 

O Nikosie, który wie wszystko ( cz.1/2 )… sobota, 6 kwietnia 2013

   

    Jak mogłam przewidzieć, z zamontowaniem mojej Anteny Satelitarnej nie było tak prosto jak obiecywał sprzedawca:

   -Wystarczą dwie  minuty! Każda blondynka to zamontuje.

   -Tak! Tak!! Tak!!! – odpowiedział, kiedy po raz trzeci(!) upewniałam się, czy cały pakiet na sto procent odbierać będzie również w Grecji.

   -Satelita, to satelita. Będzie pani mogła oglądać te swoje TVN Style nawet i w Amazonce.

   Blondynka, szatyn, a nawet brunet. Nikt z montażem nie dał rady. Po trzech tygodniach prób, już zupełnie straciłam  nadzieję myśląc, że na próżno przejechałyśmy z Anteną przez pół Europy. Jani z pomocą najróżniejszych kolegów, próbował wszystkiego. Ostatni z nich załamując ręce powiedział, że ratunek jest jeden  i zwie się… Nikos!

      Sklep Nikosa znajduje się w wiosce obok. Mijałam go często, jednak  za każdym razem  bałam się wejść do środka. Nawet kiedy jest otwarty, zawsze jest w nim ciemno. Wystawa sklepowa przykuwa  uwagę, jednak nie walorami estetycznymi, a zestawieniem elementów składowych. Jest na niej wszystko: fragmenty rur, gniazdka elektryczne, jakiś stary telefon, mikser, odkurzacz, bombka bożonarodzeniowa, patelnia i zestaw kilku żelazek. Wszystko pokryte warstwą kurzu, po którym zapewne można pisać jak na tablicy. Nad całym tym dobytkiem, wisi wielka tablica z dumnie brzmiącym napisem – „Nikos”.

   Sama nigdy bym tam nie weszła z obawy, że już nie wyjdę. Albo wydostanę się po kilku dniach, zastanawiając się gdzie  podziałam swoją nerkę. Tym razem byłam jednak z Janim.

   Mimo, że dzień był  słoneczny, na niebie nie było żadnej chmury, w sklepie już od progu wszystko było zaciemnione. Im głębiej, tym jeszcze ciemniej. Jak w egipskiej świątyni. Po obu stronach, niby dary wotywne, stały najróżniejsze przedmioty. Wiatraki, szczotki do sprzątania, kilka garnków,  zwinięta w wielki rulon metalowa siatka i kilka przenośnych kaloryferów. Poza tym wszędzie były kable, druty, najróżniejsze śruby i gwoździe. Przez stęchłe, niemalże ciemne powietrze, przebijała popielata zawiesina  papierosowego dymu.

    W głębi świeciła się niewielka lampka, stojąca na obłożonym papierzyskami biurku. Za nim, na niewielkim krześle siedział Nikos.

      Krzesło, zdaje się – nie było aż tak małe, tylko Nikos był wzdłuż i wszerz potężny. Nie tyle nas nie przywitał, co nawet na nas nie spojrzał. Wzrok miał wbity w mały telewizor, wiszący wysoko naprzeciwko.

   Po kilku sekundach, leniwie oderwał oczy. Spojrzał na nas, ale znów cisza. Otworzył za to lekko usta. Wydobył się z nich dźwięk wysysania kawałka jedzenia, które widocznie utknęło  między zębami.

   -Tcccyyykkk… – usłyszeliśmy, poczym Nikos sięgnął po wykałaczkę.

   Kiedy zobaczyłam stertę opakowań po co najmniej dwóch porcjach SOUVLAKI (https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2013/01/21/z-cyklu-zacznij-lekko-poniedzialek-grecki-fast-food-czyli-souvlaki-poniedzialek-21-stycznia-2013/ ), stało się jasne – Nikos był przestawiony na trawienie.

      Jani musiał więc zacząć jako pierwszy…

     

     C.D.N.

PONY, czyli najlepsze greckie auto… środa, 3 kwietnia 2013

źródło: www.flickr.com
     Te kanciaste brzydactwo ze zdjęcia nazywa się Pony i jest najlepszym samochodem jakiego dorobili się Grecy.
 
     Produkcja Pony (ta nazwa również w języku greckim znaczy „kucyk”) rozpoczęła się w latach 60tych. Z założenia miał być to samochód „dla każdego”. Jego cena miała być niska, a koszty naprawy lub wymiany części jak najtańsze. Tak też się stało i krótki czas później Pony stał się fenomenem, którego (uwaga!) niestety nie docenili sami Grecy. Dlatego ten samochód, który wyszedł spod greckich rąk, jeździ ze znaczkiem Citroena. Nie dajcie się jednak zwieść – ten samochód jest grecki (dokładnie w 67% :)).
 
     Pony jeździł  po drogach całej Europy. Znaleźć można go było również i w Stanach. Poza niską ceną i kosztami naprawy, jest uniwersalny i świetnie sprawdza się w najróżniejszych warunkach. Swojego czasu używany był również w greckiej armii.
   Dziś Pony to samochód kultowy. Jest największym sukcesem greckiej motoryzacji i ma  niezliczonych fanów. Mówi się o nim, że jest tak brzydki, że aż piękny. Obecnie Grecy są z niego bardzo dumni. Kiedy Pony jest na drodze, na twarzy każdego, kto go widzi  automatycznie pojawia się uśmiech.
Przeczytaj więcej:

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Grecy lubią stare samochody… poniedziałek, 1 kwietnia 2013

 
 
    Witam wszystkich świątecznie! Być może zastanawiacie się, dlaczego mimo Świąt Wielkanocnych, na Sałatce nie ma niczego świątecznego? A przecież   ja uwielbiam obchodzić każde, najmniejsze święto. Tak na marginesie, 16 kwietnia jest Dzień Sapera… Właśnie drapie się po głowie jak ten dzień świętować…? :))) Wracając do tematu… W tym roku Wielkanoc w Grecji jest dość późno, ponieważ przypada na sam koniec kwietnia. Tak więc na malowanie pisanek mam jeszcze prawie miesiąc!
 
     Tych, którzy właśnie teraz są zainteresowani tematem greckiej Wielkanocy, zapraszam do przeczytania postów z ubiegłego roku:
 
 
 
 
 
 
     Na ten poniedziałek – temat z zupełnie innej beczki. Będą bowiem samochody! Równie piękne, co przede wszystkim stare. Na samochodach znam się tak samo jak na polityce. Czyli – wcale! Rozróżniam je jak typowa kobieta – wyłącznie po kolorze! Tak więc tym razem oszczędzę wszystkim „profesjonalnego” komentarza :))
 
 
    Po greckich drogach jeździ wiele prześlicznych, starych i przeważnie niezwykle zadbanych wehikułów. Naprawdę, aż miło jest popatrzeć na te samochody oraz  ich kierowców, na których czołach tłustym drukiem jest napisane: „mój samochód to moja pasja!”.
 
 
    Mam nadzieję, że zdjęcia Wam się spodobają! Czy mielibyście ochotę się jednym z nich  przejechać?
    Pozdrawiam!
 
 
 

Ręka do góry – kto ma ochotę przejechać się czymś takim?


W Grecji szczególnie dużo jest tych właśnie   Citroenów. I uwaga! One bardzo sprawnie   jeżdżą! Mniejsza o szybkość – przyjemność z jazdy takim samochodem, musi być niesamowita…
 


I w końcu mój ulubiony! Nie mam pojęcia jaka to marka… Może ktoś podpowie? Niestety zdjęcie nie jest zbyt wyraźne, bo jak widać, było  ciemno. Ale już światła przednie mówią same za siebie. Dla mnie taki samochód to  marzenie!