-Tak! Tak! Tak! Już wszystko wiem! Jani zrobił mi dokładny wykład! – uchyliłam drzwi i w Cytrynowym Domu znalazła się Olivka. Drzwi zamknęłam, ale buzia mojej przyszłej szwagierki pozostała otwarta. W międzyczasie Olivka położyła na podłodze trzy spore walizki.
-Przyjechałam tylko na dwa tygodnie! Oczywiście, jeśli mnie ubłagasz… – w tym miejscu znaczące spojrzenie spod brwi – to mogę zostać duuuużo dłużej! Nie ma żadnego problemu! Poza tym – już wszystko wiem! Przeszłam z Janim szkolenie. Zasada numer 1 – żadnych imprez. Zasada numer 2 – moich gości zapowiadam nieco wcześniej. Zasada numer 3 – nie rozsiewam po całym domu kosmetyków. Zasada numer 4 – nie krzyczę bez powodu… Z tym ostatnim, to przyznam że nie wiem o co chodzi… Ale nie ważne! Wracając do tematu… Gdzie mogę postawić moje walizki, tak żeby nikomu nie przeszkadzały i żeby było, że jest kultura i te sprawy.
-Cześć Olivka! – wtrąciłam swoje dwa słowa.
-Ach! Zapomniałam o najważniejszym! Cześć i jak się miewasz?
-Całkiem nieźle! A ty?
Olivka nagle schyliła głowę, a później spojrzała w dal, w nieokreśloną przestrzeń. Nie mówiła nic tylko wypuściła powietrze:
-Achhhhhh…
-Co się stało? – siadłyśmy razem na kanapie. –Chcesz się czegoś napić?
-Nie dziękuje… Chociaż może… Masz Fantę?
-Mam.
-To wspaniale… Widzisz Dorota… To być może jedna z moich ostatnich greckich Fant w najbliższym czasie…
Pomyślałam o najgorszym.
-Olivka… Co się dzieje?
-Chyba będę musiała wyjechać i to bardzo, bardzo daleko…
-Gdzie?
-Do Dubaju! Będę ubierać się cała na czarno… Podobno nawet na głowie mam nosić taki czarny worek… Zero makijażu… Nic z włosami… Nawet o malowaniu paznokci mogę tylko pomarzyć… Kino. Kawiarnia. Jakiś niewinny shopping … Zapomnij!
-Co???!!! Wyjeżdżasz do Dubaju???
Jak to zwykle w strategicznych dla życia momentach, zadzwonił telefon. To znaczy… tak naprawdę nie zadzwonił dokładnie w tamtym momencie, ale oczywiście w pierwszym odcinku wszystkiego Wam nie opowiem. Telefon zadzwonił dopiero wieczorem, ale ja i tak nieszybko dowiedziałam się o co chodzi z tym Dubajem. W każdym razie, dowiedzieliśmy się, że Feta wraz z Pomidorem będą u nas już następnego dnia w okolicach czwartej.
-Wiem! Wiem! Mam się tylko relaksować i niczego nie sprzątać! – powiedziała Feta przewracając oczami. –Jani powtarzał mi to trzy razy. – dodała z wyrazem twarzy mówiącym o tym, że będzie to jednak trudne.
Feta z córką usiadły na kanapie, po czym Olivka krzyknęła:
-Ojcze! Ojcze! Ratuj świat! Masz na to jeszcze tylko 45 minut!!!
Nie wiedziałam o co chodzi i przyznam, że bałam się dociekać.
Z twarzą skoncentrowaną jak u sapera, Pomidor otworzył swoją podróżną torbę. Były w niej tylko dwie rzeczy: wielka skrzynka z narzędziami i jeszcze większa wiertarka. Pomidor nacisnął wiertarkę, sprawdzając czy działa. Pomyślałam: ”O Boże…”, tymczasem Pomidor wyszeptał pod nosem:
-No, to do dzieła…
Jeszcze pięć minut przed zapowiadanym przez Olivkę końcem świata, w Cytrynowym Domu została zamontowana grecka telewizja. Niestety, ale działała bez żadnego zarzutu… Nas oczywiście nikt o zdanie nie pytał, bo przecież o zasadzie „nie montujcie nam greckiej telewizji”, Jani wcale nie wspominał! Można było to przewidzieć… Mi zostało wmówione, że na pewno się przyda, pouczę się języka, podpatrzę sobie jak gotuje się greckie dania i na pewno znajdę mnóstwo nowych tematów na bloga. Same plusy!
Naukę języka greckiego zaczęłam od oglądania tureckiego serialu… I to właśnie brak możliwości jego obejrzenia, był zapowiadanym przez Olivkę końcem świata. Nie mam pojęcia jak nazywał się owy serial i nawet nie chcę wiedzieć! Co prawda na dole ekranu były greckie napisy i nawet starałam się za nimi nadążyć. Niestety, nim przesylabowałam trzy pierwsze wyrazy, już pojawiały się następne i następne dialogi. O ile wiem ani Olivka, ani Feta tureckiego nie znają. Nie potrafię więc wyjaśnić dlaczego telewizor musiał być tak głośno. Burum urum durum turum… Ten turecki do teraz bezkształtnie buczy mi w głowie.
Podczas gdy ja, Feta oraz Olivka oglądałyśmy turecki tasiemiec w salonie, Pomidor zauważył, że kontakt w kuchni jest, jak stwierdził: „ po niepraktycznej stronie”. A że wiertarka była jeszcze na chodzie, niezwłocznie postanowił to naprawić. Teraz kontakt wygląda tragicznie, ale jest za to bardzo użyteczny, bo jest na s a m y m środku ściany…
Durum urum burum turum… Urum durum… I na przemian wiercenie wiertarki. Nie wspominając o okrzykach Olivki: „Nie! Nie zabijaj go! Zostaw go w spokoju” albo „Głupku!!! Powiedz w końcu, że ją kochasz!!!”.
Próbując złapać wewnętrzną równowagę, zastanawiałam się jakie uspakajające środki mogę kupić w Grecji bez recepty oraz o co chodzi Olivce z tym jej Dubajem…