Moja wielka, grecka… Wigilia!… piątek 29 grudnia 2023

Wigilijny stół w Grecji

Zazwyczaj nasz kalendarz organizujemy tak, że Boże Narodzenie spędzamy w Polsce, a Święta Wielkanocne w Grecji. W tym roku pomyśleliśmy, że miło będzie po wielu latach znów spędzić Wigilię i całe Boże Narodzenie w Grecji, w sałatkowym domu. Spakowaliśmy walizki i po kilku godzinach podróży przepiękną trasą wiodącą z zachodu na wschód greckiego kontynentu, znaleźliśmy się w domu rodziców Janiego.

Zgodnie z planem w dzień Wigilii około południa miała dojechać siostra Janiego, czyli Olivka ze swoim mężem i dwoma ślicznymi szkrabami. Starszy synek ma teraz cztery lata, a młodszy nieco ponad rok. Są prześliczni i jak pewnie się domyślacie bardzo głośni i psotliwi. Po kilku godzinach podróży Olivka wparowała do domu z jednym maluchem na rękach, drugim trzymanym za rękę. Miała na sobie wielką bluzę z podobizną Myszki Miki i rozpadającą się kitkę włosów na samym czubku głowy. Po wprowadzeniu kilku podróżnych walizek, na parapecie położyła mini akwarium ze złotą rybką o imieniu Tonny, z którą jej starszy synek się nie rozstaje.

Olivka w tym momencie życia jest zmęczoną, ale za to szczęśliwą mamą, która również na pełen etat pracuje. Każda mama wie doskonale co oznacza takie zestawienie…

Zgodnie z planem dnia wieczorem miała odbyć się nasza grecka Wigilia, na którą miał również wpaść jeden z kuzynów Janiego. Jak wygląda taka typowa Wigilia w Grecji, o tym możecie przeczytać w TYM! poście. Przez kilka kolejnych godzin cała rodzina z rozkoszą zajmowała się dwoma szkrabami, którzy nie potrafią pozostać w bezruchu. Sałatkowy dom wypełnił się krzykiem i śmiechem dzieci, śpiewem dziecięcych piosenek i ciągłymi zabawami.

Po kilku dobrych godzinach śpiewu, śmiechu i hałasu, krzycząc spytałam moją teściową:

-To o której robimy tę Wigilię? Pewnie grubo po dwudziestej?

-Tak, tak! – odkrzyknęła Feta i zajęła się budowaniem wysokiej piramidy z klocków razem ze starszym wnukiem.

Spojrzałam na zegarek. Dochodziła szósta. Myślę: wskoczę do łazienki żeby się odświeżyć, bo na pewno później nie będzie można się tam dopchać, a później popakuje jeszcze wszystkie prezenty i odpowiem na kilka maili, żeby pracę mieć zupełnie z głowy.

Kiedy wpadłam w wir przygotowywania siebie, prezentów oraz kończenia pracy, chwycił mnie lekki stres, żeby tylko się nie spóźnić. Pewnie za kilka chwil wpadnie kuzyn, wszyscy się rozsiądą i świętowanie zaczniemy wcześniej, więc trzeba się śpieszyć.

Spojrzałam na zegarek. Grubo po ósmej wieczorem. Myślę: pewnie lada chwila, zasiądziemy do wigilijnego stołu! I na myśl o pysznościach, które na takie okazje przygotowuje moja teściowa zaczęło burczeć mi w żołądku.

Jestem na czas! Kuzyna jeszcze nie ma. Ja już gotowa. Maile co do jednego odpisane. Prezenty ślicznie popakowane. Razem z całym ich stosem przeszłam do salonu. Przechodząc obok zegara zobaczyłam, że jest ósma trzydzieści pięć.

Weszłam do salonu. Cały salon i cała kuchnia stała się jednym, wielkim pobojowiskiem pełnym zabawek. Feta urzeczona swoim wnukiem dokładnie tak jak kiedy wychodziłam, tak samo teraz układała wieżę z klocków. Mój teść czyli Pomidor po raz chyba tysięczny wchodził i schodził z młodszym wnukiem po trzech schodkach, które oddzielają salon od kuchni. Olivka szykowała jakąś papkę mówiąc jedocześnie do swojej rybki. A jej mąż przeglądał coś na telefonie. Pytam więc wprost:

-Słuchajcie… A co z tą Wigilią? Jak stoi sprawa? To kiedy zaczynamy? Czy coś trzeba pomóc?

-Wigilia… A nie! W tym roku jednak nie robimy! – odpowiedziała Feta i w tym samym momencie mały brzdąc zburzył śmiejąc się na całego wysoką wieżę, którą właśnie razem ustawili.

-Nie robimy? – powtórzyłam dla pewności i prócz tego, że zrobiło mi się przykro, poczułam jak mocno zaburczało mi w żołądku.

-Daj spokój Dorota! My za chwilę idziemy spać! – dodała Olivka żując zrobiony przez siebie tost.

-A co z kuzynem Janiego? Przecież też miał wpaść?

-A właśnie! – Fecie się przypomniało – Jani, weź zadzwoń do niego i powiedz mu, że jednak nie robimy Wigilii bo jesteśmy zmęczeni i żeby wpadł do nas na Sylwestra. Głodna jesteś Dorota? – spytała rozradowana Feta i przeszła ze swoim wnukiem do kuchni.

-No… Raczej tak…

-To odmrożę ci tiropitę! I jak chcesz to robię ci nawet sałatkę! Po grecku! – chwilę później zwróciła się do wnuka –Zrobimy ciotce pyszną sałateczkę po grecku! Prawda? Olivka usypia już na stojąco i marzy, żeby się wykąpać i iść spać. Twój teść to mi za chwilę ogłuchnie od tych krzyków. I ja też ci powiem… Zmęczona jestem i chcę się położyć spać. Więc jutro zrobimy uroczysty obiad, rozdamy prezenty i też będzie fajnie! Harry pomachaj cioci!!! O! A wyślesz jej całuska?

Zjadłam odgrzaną przez Fetę tiropitę i własnoręcznie zrobioną przez nią sałatkę po grecku, która była przepyszna! Zaczęłam rozmyślać. Bardzo lubię tradycję polskich Świąt Bożego Narodzenia. Zapach choinki w domu. Ręcznie robione pierogi z kapustą i grzybami. Siano pod białym obrusem i stare polskie kolędy. Tradycji polskiej Wigilii z pewnością mogą nam pozazdrościć cudzoziemcy.

Nie zawsze święta są jednak takie o jakich marzymy. Ile razy zmuszamy się do przestrzegania tradycji, tylko dlatego, że tak było zawsze, dlatego że tego oczekują od nas inni i dlatego, że tak wypada. Na drugi plan przesuwamy to, że nie mamy na coś ochoty, że jesteśmy zmęczeni, albo że w danym momencie mamy zupełnie inne priorytety.

Zrobiłam sobie pyszny popcorn. Zmyłam makijaż i przebrałam się w wygodne pidżamy. Znalazłam gruby wełniany koc i włączyłam serial, który dawno temu miałam dokończyć. Poczułam w sobie całkowity luz, o którym marzyłam długo. I jakby zeszło ze mnie napięcie jeszcze z pracy tego sezonu. Poczułam, że to jest cudowne, taka świadomość, że wcale nic nie muszę, a mogę całkowicie wyluzować.

Następnego dnia Feta przyszykowała ucztę godną olimpijskich bogów. Dokładnie w momencie, kiedy wszyscy byli wypoczęci. Siedzieliśmy przy stole do późnego wieczora bawiąc się z dziećmi i podjadając świąteczne pierniki. Z taką przyjemną świadomością, że nikt nie robi tego bo musi, bo tak mu każe tradycja, ale dlatego że na to właśnie ma ochotę. Tradycja jest ważna i potrafi pięknie ubarwić nasze życie. Ale nasze potrzeby… To one zawsze powinny być tym numerem jeden.

TUTAJ! przeczytasz co Grecy jedzą podczas Bożego Narodzenia.

Moje Święta. Jak będą wyglądać w tym roku?… środa, 23 grudnia 2020

 

Hej dziadek! A ty jak się masz w te Święta?

 

 

Pierwszy raz Boże Narodzenie spędzamy daleko od naszych rodzin, sami.

O locie do Polski w chwili obecnej mogę sobie jedynie pomarzyć. Nie ma również takiej możliwości, aby wyjechać z Korfu i odwiedzić na święta  sałatkową rodzinę. Lockdown Grecji jest na to zbyt restrykcyjny. Kto by pomyślał, że w wyluzowanej Grecji, będzie aż taki reżim. Przyznacie, że stereotypy często nijak mają się do rzeczywistości.

Dla mnie jest to bolesne. Boże Narodzenie zawsze jest okresem, w którym jadę do Polski, jestem z moją rodziną i spotykam się z moimi przyjaciółmi. Za wszystkim tym bardzo tęsknię. Korfu kocham, ale poza wyspą moja noga nie była już okrągły rok. Już prawie rok nie widziałam mojej rodziny.

 

Na początku czułam złość.  Wyzłościłam się więc za wszystkie czasy. Uważam, że tłumienie emocji, które nosimy w sobie jest niezdrowe. Tak naprawdę nie jest też nikomu potrzebne.

Kiedy już wyzłościłam się na całego,  na cały ten przeklęty świat, wróciłam do siebie. Wrócił też rozum i trzeźwe myślenie.

Jestem zdania, że dopiero kiedy przyznamy przed sobą, że nasze życie zależy wyłącznie od nas, dopiero wtedy jesteśmy w stanie zrobić z nim coś naprawdę pięknego.

Postanowiłam więc, że mimo wszystko, co prawda zupełnie inne, ale będę mieć piękne Święta. Takie, które długo będę ciepło wspominać.

 

***

 

Cała wyspa mimo całkowitego i nadal bardzo restrykcyjnego lockdownu, przygotowuje się na Boże Narodzenie. Kawiarnie, tawerny, restauracje pozostają zamknięte. Nie można wchodzić również do sklepów, poza sklepami spożywczymi. Ale ludzi na ulicach jest sporo. Całe miasto Korfu z dnia na dzień pięknieje i zmienia na Święta swoje przebranie. Ustrojone jest postaciami dziadków do orzechów, Mikołajami, bałwankami.   A kiedy tylko zachodzi słońce, ulice miasta rozbłyskują tysiącami drobnych światełek. Ciepłą atmosferę magii Świąt czuć tu wszędzie…

 

W tym roku tak wiele się działo. Tyle razy wiele rzeczy stanęło u nas pod znakiem zapytania, wisiało na krawędzi. Po takich doświadczeniach, człowiek uświadamia sobie, jak ogromną wartość mają najprostsze rzeczy. To, że ma się dach nad głową. To, że jest sucho i ciepło. To, że jest przy nas tych kilka osób, którym możemy zaufać.

Czasem są takie momenty, że prosta czynność “być”, jest największą wartością.

 

W te Święta postanowiłam dostroić się do świata i nie robić mu nic na przekór. Nic również nie udawać. Skoro tak jest, że nie mogę być z moimi bliskimi, jak najpiękniej spędzę ten czas sama ze sobą. W moim świątecznym planie moim numerem jeden jest punkt – ODPOCZĄĆ. Nigdzie się nie wybierać. Nie kupować wielu rzeczy. Nie gotować wielu potraw. Nie organizować wielu spotkań.

Być ze sobą. W ciszy. W tym magicznym, świątecznym spokoju.

Mam w planach nie-planować. Rozmyślać. Robić nic. Wyciszyć się. Porobić rzeczy bez większego celu.

Skoro taką możliwość sugeruje nam cały świat, szkoda byłoby z niej nie skorzystać…

Pierwsze Święta, podczas których skupiam się przede wszystkim na sobie.

Moje Święta dedykowane przede wszystkim – mnie.

Pięknego czasu ze sobą szczególnie tym, którzy tak jak my, zmuszeni byli zostać na Święta daleko od naszych bliskich :*

 

TU! przeczytasz post “Mniej”.

 

 

My mamy Tłusty Czwartek, a Grecy mają TSIKNOPEMPTI… czwartek, 23 lutego 2017

Mój pierwszy

Mój pierwszy “Tsiknopempti”. Lesbos, rok 2007

Dziś w Polsce obchodzimy Tłusty Czwartek, więc do syta zajadamy się słodyczami. Co prawda Grecy słodkości w nadprogramowych ilościach dziś nie jedzą, ale dokładnie tydzień temu w Elladzie obchodzono nieco podobny zwyczaj.

W ubiegły czwartek w Grecji był tzw. Tsiknopempti, czyli w wolnym tłumaczeniu na język polski „czwartek pachnący mięsem”. W ten dzień je się w Elladzie naprawdę ogromne ilości mięsa. Przyznam się szczerze… Zupełnie zapomniałam o tym dniu, ale przypomniały mi o nim wystawy na witrynach w sklepach mięsnych, które tego dnia dosłownie – ociekały krwią…

Taki mięsny czwartek jest w Grecji dniem ruchomym i wiąże się z obchodami Wielkanocy. A ta…  Z każdym dniem jest coraz bliżej! W najbliższy poniedziałek obchodzi się w Grecji „Kathara Deftera”, czyli „Czysty Poniedziałek”. Co to jest za święto? Możecie o nim przeczytać TU! TU! i TUTAJ! W wielkim skrócie – „Kathara Deftera” to pierwszy dzień Wielkiego Postu, przepełniony najróżniejszymi zwyczajami. Jednak Grecy pościć zaczynają już wcześniej. Na co dzień nie jedzą mięsa w każdą środę i piątek. Ubiegły czwartek był więc już ostatnim dniem, w którym mięsa można było się najeść naprawdę do syta! Później przestrzegający zasad religii Grecy, chcą czy też nie – muszą stać się wegetarianami.

Pamiętam mój prawdziwy szok, kiedy w obchodach Tsiknopempti uczestniczyłam pierwszy raz. Naprawdę nie wiedziałam co się dzieje! To było dokładnie 10 lat temu, kiedy do Ellady przyjechałam pierwszy raz na stypendium Sokratesa. Właśnie  poznaliśmy się z Janim, który  zaprosił mnie na obchody tego święta do mieszkania  kolegi. Tsiknopempti w wykonaniu kilku greckich studentów… To było coś!:DDD Po całej imprezie, która trwała do późnych godzin nocnych, byłam przekonana że mięsa nie zjem przez najbliższy rok! Dokopaliśmy się tych zdjęć z tego właśnie dnia… Ja na Lesbos 10 lat temu:DDD I stół zawalony mięsem podczasm imprezy studenckiej z okazji Tsiknopempti…

W Grecji coraz bliżej  Wielkiego Postu. Jednocześnie, coraz bliżej Wielkanocy i tym samym wiosny…!:DDD

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – W Grecji trwa właśnie Wielkanoc… poniedziałek, 2 maja 2016

   

W tym roku Święta Wielkanocne są w Grecji wyjątkowo późno. Trwają właśnie teraz! W nocy z soboty na niedzielę, dokładnie o godzinie 24, według Greckiego Kościoła Prawosławnego zmartwychwstał Chrystus. Grecy, jak to Grecy. Nawet święta kościelne obchodzą w wyjątkowo radosny sposób. Kiedy tylko wybija północ, następuje pokaz fajerwerków. Obściskując się wszyscy wypowiadają słowa Christos Anesti! (czyli Chrystus Zmartwychwstał!). Chwilę później rozpoczyna się wielkanocna msza, ale większość osób kilka minut po północy udaje się na rodzinną kolacje, w której po surowo przestrzeganym w Elladzie poście, króluje rzecz jasna mięso. Mniej więcej od pierwszej, drugiej w nocy do białego rana pękają w szwach wszystkie cluby i dyskoteki, bo jak świętować, to świętować – więc ludzie idą na huczne imprezy.

Wczoraj, przed południem razem ze znajomymi wybraliśmy się na spacer po mieście. Byłam szalenie ciekawa jak obchdzi się Wielkanocną Niedzielę w samym mieście. Przyznam, że ani do wyglądu, ani do zapachu (nie mówiąc już o samym smaku) pieczonego barana nie przekonam się już chyba nigdy. Tak to jest z niektórymi smakami – albo z zamiłowaniem do nich człowiek się urodzi, albo już nigdy nie przekona.  Nawet w mieście i to wcale nie na obrzeżach, a prawie w centrum, na rusztach obracały się barany. Ich zapach czuć było dosłownie wszędzie.

Grecka Wielkanoc trwa w najlepsze. Świętowanie przeciągnie się  do wtorku, bo Wielkanoc to najważniejsze święto w Grecji. Lubię ten czas częściowego wyłączenia, gdzie zupełnie nic nie działa i można prawdziwie odpoczywać. Ludzie spotykają się z  przyjaciółmi i rodzinami. Mają czas dla siebie. Tawerny pękają w szwach. W kawiarniach często brak już stolików. Jeden wielki grecki luz do kwadratu. No… Może tylko tych baranów jednak trochę  szkoda…

Jeśli jesteście zainteresowani tematem greckiej Wielkanocy, w poście niżej znajdziecie linki do wszystkich wielkanocnych tematów,  które znalazły się na Sałatce. Jest tego sporo, więc miłego czytania!:D

POSTY O GRECKIEJ WIELKANOCY

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – BURANI – najbardziej szokujące święto Grecji… poniedziałek, 21 marca 2016

Obchody burani w Tirnavos

Obchody burani w Tirnavos

W tym roku Wielkanoc obchodzona jest w Grecji wyjątkowo późno – Wielka Niedziela przypada na 1-go maja. Tydzień temu zakończył się hucznie obchodzony w Elladzie karnawał i tym  samym rozpoczął się Wielki Post. Natomiast w ubiegły poniedziałek obchodzono święto zwane Kathara Deftera (czyli „Czysty Poniedziałek”). Podczas typowych obchodów tego święta, Grecy całymi rodzinami udają się na łono natury. Jedzą postne potrawy i puszczają latawce. Ten uroczy zwyczaj puszczania latawców w zwiastujący wiosnę poniedziałek, jest najbardziej charakterystycznym elementem Kathara Deftera. Jednak w zależności od regionu, obchody tego szczególnego dnia mogą znacznie się różnić.

W miasteczku Galaksidi (o samym Galaksidi przeczytasz TU!) organizowane są bitwy na mąkę, nazywane alevropolemos. Moją relację z jednej z mącznych bitew znajdziesz TUTAJ! Natomiast klikając TU! możesz przeczytać mój artykuł dla „Poznaj Świat”, który jakiś czas temu znalazł się w internetowym archiwum.  A zaglądając TUTAJ! przeczytasz post, na temat obchodzenia Kathara Deftera w miejscowości Distomo, gdzie tego dnia również dzieje się wiele ciekawego. Przebrani w kozie skóry mieszkańcy, tańczą na rynku potrząsając przy tym wielkimi dzwonami. Jak widać obchody Kathara Deftera to szalenie ciekawy temat. Natomiast jest pewne miejsce w Grecji, gdzie obchody tego dnia są nie tyle nawet ciekawe, co wprost – szokujące…

Co prawda… Teoretycznie… Planowałam nawet i jechać, ale… Hmmm… Przyznam, że trochę się po prostu boje… Ale… Zacznijmy od samego początku…

W niewielkiej miejscowości o nazwie Tirnavos w środkowej Grecji, co roku od ponad dwustu lat organizowane jest święto nazywane  burani. Tego dnia gromadząc się w głównej części miasta, w wielkim kotle  mieszkańcy gotują postną,  szpinakową zupę, od której powstała nazwa tego święta. Przebrani w karnawałowe stroje tańczą, śpiewają, bawią się. Co w tym szokującego? W tym co prawda  jeszcze nic… Głównym motywem świętowania, nie jest jednak szpinakowa zupa, a… penis! Tego dnia wszystko, dosłownie wszystko przybiera w Tirnavos kształt penisa. Pączki, czekoladki, lizaki, butelki z uzo i tsipuro, breloczki, gwizdki i najróżniejsze gadżety. Kilku mężczyzn ze sztucznymi penisami o gigantycznych rozmiarach, wędruje po głównej części miasta, na każdym kroku pozwalając sobie na daleko idące żarty. Tego dnia do Tirnavos zjeżdżają się Grecy z całej Ellady. Jednak każdy, kto podczas Kathara Deftera znajdzie się w Tirnavos musi zdawać sobie sprawę, z tego co go tam spotka i powinien koniecznie  uzbroić się w solidną porcję dystansu do wszystkiego co się dzieje. Wszędzie słychać ludowe przyśpiewki o zbereźnych tekstach, co chwile ktoś wykrzykuje erotyczne wierszyki lub radośnie wymachuje sztucznym penisem. Co roku w greckiej telewizji pojawiają się relacje z obchodów świętowania, a ja za każdym razem kiedy je widzę, szczerze współczuje relacjonującym obchody burani dziennikarkom.

Skąd jednak wzięło się w Tirnavos takie szokujące święto? Dokładnych korzeni nie ustalono. Ale najbardziej prawdopodobna wersja mówi o tym, że święto ustanowił jeden z ówczesnych sułtanów (Grecja była wtedy pod panowaniem tureckim). Region, w którym znajduje się Tirnavos w XVIII wieku został zdziesiątkowany przez epidemie i żeby zwiększyć przyrost naturalny zostało wprowadzone święto płodności. Co prawda dawniej udział kobiet w tym świętowaniu był surowo wzbroniony, ale dziś o tym zakazie nikt już nawet nie pamięta.

Burani jest świętem  szokującym, ale przede wszystkim jest szczególnie ciekawym przykładem jak barwnie mieszają się w Grecji różne tradycje. Kathara Deftera, to z założenia święto kościelne. I choć kościół przymyka oko na to, co tego dnia dzieje się w Tirnavos, to wciąż głównym daniem jest postna zupa.  To jak dziś wyglądają obchody burani, to przykład ludowej, regionalnej tradycji. Co jednak najbardziej ciekawe to fakt, że wiele elementów które przewija się podczas obchodów nie tylko burani w Tirnavos,  ale również podczas alevropolemos w Galaksidi, czy też tańców  w kozich skórach w Distomo, to wciąż żywy wpływ starożytnych świąt ku czci Dionizosa. Gdzie kontretnie kryją się te wpływy? Podczas  świętowania ku czci Dionizosa lub też Pana, starożytni Grecy przebierali się właśnie w kozie skóry, a takie przebrania w obchodach tych trzech  świąt pojawiają się bardzo często. Wątki erotycznę są tu na każdym kroku. Wino leje się strumieniami  i jak podczas starożytnych świąt dionizyjskich wszyscy tańczą, bawią się i śpiewają na całego.

Co prawda mówią, że ciekawość, to pierwszy stopień do piekła. Ale pewnie, któregoś dnia wybiorę się do Tirnavos w czasie Kathara Deftera, bo muszę zobaczyć to na własne oczy.

Jak wygląda świętowanie burani w Tirnavos? Przymrużcie oczy, nabierzcie trochę dystansu i zobaczcie sami…

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Jani sam w domu… poniedziałek, 28 grudnia 2015

W tym roku niestety, ale stało się tak, że Boże Narodzenie spędzaliśmy z Janim oddzielnie. Bo tak jak mój tryb pracy, pozwala mi w grudniu zrobić sobie wakacje i być w Polsce, tak Jani już drugiego dnia Świąt, musiał stawić się do pracy.

Brakowało go bardzo przy wigilijnym stole. Mnie i całej rodzinie. Co chwilę ktoś się o niego pytał, albo ubolewał, że Jani święta w tym roku spędzać musi sam. Oczami wyobraźni, zapewne każdy widział jak samotnie ozdabia choinkę, sam z sobą dzieli się opłatkiem, a później z melancholią w oczach samotnie zasiada do wigilijnej wieczerzy. Ja siedziałam zupełnie o niego spokojna, bo bożonarodzeniowa rzeczywistość w Elladzie, bardzo odbiega od naszej. Dla Greków Boże Narodzenie nie jest bowiem aż tak ważne, jak dla nas Polaków. Dla zainteresowanych, jak wygląda Boże Narodzenie w Grecji – post na ten temat znajdziecie TUTAJ!

***

Zdążyliśmy już podzielić się opłatkiem, rozdać prezenty i zjeść sporą część karpia. Pomyślałam, że zadzwonie do Janiego z życzeniami i sprawdzę jak się ma:

-Wszystkiego najlepszego! Dużo szczęścia i…

-A co się stało?! Urodziny mam w kwietniu… – odpowiada Jani.

-No! Przecież dziś już święta!

-Naprawdę… Hmmm… Nieee… To… Jutrooo! Eh, ty!

-Nie, Jani! Dziś przecież 24 grudnia! Jesteśmy wszyscy na wigilii! Brakuje tu ciebie.

-Jakie święta?! Dorotka, pomyliłaś się. Przecież dziś wszystkie sklepy były otwarte. To jutro! Jutro jest  wigilia i zaczynają się święta!

Przekonać Greka – misja  nie-mo-żli-wa! Potwierdzi to KAŻDY, kto w życiu kiedykolwiek wdawał się z Grekiem w dyskusję. Dałam więc spokój. Machnęłam ręką. Niech  Jani obchodzi sobie święta, kiedy jest mu wygodniej.

-A wiesz, jutro przyjeżdża mnie odwiedzić Vagelis! Jego rodzina obchodzi ósmego stycznia, ale mówi, że w zasadzie to wszystko mu jedno!

Tu mała dygresja… Część Greków rzeczywiście obchodzi Boże Narodzenie 8 stycznia, stosując sie do innego kalenadarza. Vagelis to natomiast jeden z najlepszych przyjaciół Janiego z okresu studiów. Byłam już pewna, że nudno Janiemu z pewnością nie będzie.

Piątek, 25 grudnia

Właśnie w piątek, 25 grudnia wg kalendarza Janiego przypadała wigilia Bożego Narodzenia. Vagelis przyjechał dzień wcześniej, ale też się nie skapną, że to właśnie wtedy, wieczorem  zaczynają się święta. Swoją „wigilię”, czyli 25 grudnia, postanowili spędzić aktywnie. Zaplanowali sobie wypad na narty do kurortu w górach Parnas, blisko Arachowy. Piękne miejsce! To właśnie tam, Jani miał nauczyć Vagelisa jeździć na nartach. Narty które mamy, schowane najgłębiej jak się da, należały do rodziców Janiego. Próbowałam trochę na nich jeździć, ale z każdą próbą moja awersja do nart tylko się pogłębiała. Ja poprostu nie lubię zimy, śniegu, również i nart. W zupełnym przeciwieństwie do lata, morza  i pływania.

-I jak tam? Jak tam Parnas i Arachowa? Czy Vagelis nauczył się już jeździć na nartach?

-Szło nam całkiem nieźle! Ale się uparł, że się nauczy!

-To jak? Nauczył się?

-No… Hmmm… Prawie… Naprawdę, już zaczynało mu iść całkiem dobrze…

-A dlaczego „prawie”?

-Bo kiedy już zaczął łapać równowagę, złamało się mu najpierw zapięcie w bucie, a później narta… I to cała! Dokładnie w połowie! No, ale zrobiliśmy ci fajne zdjęcia świątecznej Arachowy! Będą się podobać! Poszliśmy tam na kawę i nakupiliśmy sobie kiełbasy! Jak święta, to święta! Będziemy ją grillować…

Sobota, 26 grudnia

Tego dnia niestety Jani był nieuchwytny. W Boże Narodzenie wszelakiego typu dyskoteki i cluby pękają w Grecji w szwach. Jani i Vagelis postanowili z tego skorzystać. Co prawda wieczorem Jani nawet i próbował się do mnie dodzwobić, ale po drugiej stronie telefonu słychać było tylko głośną muzykę i śpiew. Wrócili około piątej rano. Padnięci, ale na całe szczęście jeszcze żywi. Nie wnikam, ale podobno bawili się świetnie.

Niedziela, 27 grudnia

-No i co! Miałem racje! Wigilia jest 25 grudnia!  Mówiłem! 26 to pierwszy dzień Świąt, a 27 to drugi!

-Jani! Dziś jest 27 grudnia. Jest już po świętach!

-Ależ co ty mówisz? Przecież wszystkie sklepy są zamknięte!

-Bo jest niedziela!

-Nieee! Bo są święta!

-No dobra, a co dziś robiliście?

-Grillowaliśmy  kiełbasę! Tę, którą kupiliśmy sobie w Arachowie.

-I dobra była?

-No… chyba… Chyba tak…

-Co znaczy „chyba”?

-Oj, to wszystko wina Vagelisa! Miał ją pilnować… Położyliśmy ją na grillu. Ja byłem w kuchni. Przygotowywałem talerze. Vagelis wszedł na chwilę do domu, bo ktoś do niego zadzwonił. Wrócił po chwili, ale kiełbasy już nie było. Kot nam ją ukradł! Wyobrażasz to sobie?! Całą!

-Całą?!

-Nic nie zostawił, bo na nieszczęście, wszystkie jej części były z sobą połączone. Zwiewał jak szalony! No więc chyba musiała być dobra… A wy jak się bawiliście? Twój tata znów robił sushi?

-Jakie sushi?

-No, te… Śledzie!

I tak przez całe święta, każdy pytał co u biednego Janiego? Co by nie było, święta miał bardzo ciekawe. A ja słyszałam po głosie, że bawi się całkiem nieźle:D