z cyklu: JADĘ DO GRECJI NA WAKACJE – Co najlepiej kupić sobie w Grecji?

 

 

    Wiele greckich produktów dostępna jest obecnie w Polsce. Oliwa z oliwek,  dobrej jakości feta, oliwki czy też greckie kosmetyki. Wciąż jednak jest to tylko niewielka liczba spośród   wielu przepysznych, pachnących, pięknych czy też  ciekawych  rzeczy, które można kupić w Elladzie.

 

    Jeśli udajecie się do Grecji na wakacje, warto zajrzeć do najzwyklejszego supermarketu. Pochodzić po sklepach przy centrum miasta. Lub też zapytać  właściciela tawerny, czy nie sprzedaje przypadkiem swoich własnych produktów.

 

    Co więc warto kupić sobie będąc w Grecji? Oto moja okrągła dziesiątka. Mam nadzieję, że przy wakacyjnych zakupach Wam pomoże.

 

 

 1.  FRAPPEDISER – czyli przyrząd do robienia wszelakiego typu zimnych kaw. Jest to jeden z podstawowych elementów wyposażenia absolutnie każdego greckiego domu. Frappediser wygląda jak niewielki blender i służy przede wszystkim do robienia  greckiej kawy frappe. Może również posłużyć do innych rzeczy. Niektórzy przy pomocy frappedisera robią również owocowe koktajle, ponieważ to dość niepozorne urządzenie, ma w sobie dużo mocy. Jest  do kupienia już od 5 euro, w każdym markecie, w  dziale ze sprzętem do gospodarstwa domowego.

 

 

2.   WINO – greckie wino nie jest w Polsce szczególnie popularne i trudno  kupić je w naszych sklepach. Nie znaczy to jednak, że jest złej jakości.  Każdy region Grecji, każda wyspa ma oczywiście swoje własne wino. I wszelkiego rodzaju wina dostępne są w każdym greckim sklepie. Niech nie zmyli Was ich cena. Już od 3 euro kupicie  wino, w którym naprawdę można się zakochać. Ja ze świadomością, że ani trochę nie przepłacam, systematycznie je degustuje.

 

3.  OLIWA Z OLIWEK – mimo, że nietrudno o nią w Polsce, jeśli wiecie że nie będziecie wracać z nadbagażem, radzę przywieźć sobie oliwę z Grecji. O naprawdę dobrą oliwę wcale jednak nie jest tak łatwo w każdym zwykłym sklepie.  Jeśli zasmakowała Wam ta, którą jedliście w tawernie, warto zapytać o nią właściciela. Jest duże prawdopodobieństwo, że z chęcią Wam ją odsprzeda. Jak jednak rozpoznać tą najlepszą? Powinna być gęsta i przede wszystkim zielonkawa. Jeśli taką dostaniecie, jej smaku już nigdy nie zastąpi oliwa kupiona w zwykłym sklepie. Za około litrową butelkę kupioną bezpośrednio w tawernie, powinniście zapłacić około 6 euro.

 

 

4.  KOSMETYKI KORRES – czyli wyroby najsłynniejszej, greckiej, kosmetycznej marki. Są już  dostępne w Polskiej Sephorze. Więc dlaczego lepiej kupować je w Grecji? Tutaj potrafią być znacznie tańsze, poza tym w Grecji jest ich nieporównywalnie większy wybór. Są do kupienia w każdej greckiej aptece.

 

5.   MASTIHA – ten dziwaczny w smaku grecki przysmak, zaciekawi każdego kogo interesuje  kuchnia. Mastiha jest produktem typowo greckim. Wytwarzana jest z żywicy drzew, które rosną na  wyspie Chios. Dodaje się ją do ciast i słodyczy, wytwarza się z niej również kosmetyki i leki. Mimo tego, że jest to bardzo tradycyjny i niezwykle popularny w Grecji przysmak, poza granicami Ellady jest niezwykle trudny do kupienia. Nie każdy smak mastihy lubi, ale fanów greckiej kuchni z pewnością co najmniej zaciekawi. Gdzie dostać mastihę w czystej postaci? Szukajcie w sklepach, w miejscach  gdzie są przyprawy.

 

6.  GRECKA KAWA – jest bardzo drobno mielona. Tylko z tak drobno zmielonej, można zrobić słynną kawę po grecku. Dostępnych marek jest wiele, ale każdy Grek doradzi tę, ze słynną papugą na opakowaniu.

 

 

7.  DAMSKIE SANDAŁY – w letnich, greckich butach nietrudno się zakochać. Są przepiękne, a ich design jest  niepowtarzalny. Na dodatek greckie buty są bardzo  dobrej jakości. Jeśli chcecie zainwestować w naprawdę porządne i piękne sandały, Grecja jest do tego doskonałym miejscem. Szczególnie doradzam buty firmy Exe. Są nie do zdarcia i stanowią inwestycję na dobrych kilka lat.

 

 

8.   OUZO – czyli trunek z typu „kocham, albo nienawidzę”. Myślę, że jednak warto  zabrać choć małą butelkę ze sobą. Mimo tego, że ouzo ma swoich wielu wrogów, trzeba przyznać, jego smaku z niczym      nie da się porównać. Z łatwością przypomni  również   gorące, greckie wakacje.

 

9.  MYDEŁKO Z OLIWEK – w wersji najprostszej, beż żadnych zapachowych dodatków. Takie mydełka są małe, zielono – szare i zupełnie niepozorne. Pachną za to przecudownie i nie mają w sobie żadnej nieprzyjaznej skórze chemii. Żeby je znaleźć, czasem trzeba się trochę natrudzić, ponieważ  w sklepach  najczęściej  kryją się na najniższych półkach. Warto jednak poszperać i przywieźć ich nawet kilka. Na pewno nie przepłacicie, bo jedno mydełko powinno kosztować około 70 centów.

 

10.  ORZESZKI DO  CHRUPANIA – czyli wszelkiego rodzaju orzechy w słonych otoczkach. Są  również dostępne w Polsce, ale greckie naprawdę smakują znacznie lepiej. Ich różnorodność jest nieskończona.  Są w Grecji tak popularne, że prócz supermarketów, dostępne są również w specjalnych  sklepach, w których poza  orzeszkami, sprzedawane jest wyłącznie wino, suszone owoce i nic więcej.

 

 

 

A CZEGO NIE WARTO KUPOWAĆ?

 

           Feta – ta może nie przetrwać podróży do kraju. Poza tym, naprawdę bardzo dobrej jakości feta dostępna jest również w Polsce.

 

         Ubrania – przez popularność sklepów sieciowych, raczej trudno jest w Grecji dostać ubrania, których nie można znaleźć w Polsce. Prócz letnich butów rzecz jasna ;)))

 

        Oliwki – również  bardzo dobrej jakości greckie oliwki dostępne są w Polsce.

 

        Przyprawy typu  oregano, tymianek, rozmaryn i liść laurowy – dlaczego nie opłaca się ich kupować? Ponieważ wszystkie te przyprawy można  samodzielnie w Grecji nazbierać. Souveniry, za które nie trzeba płacić ? Tak! Ale o tym już w oddzielnym wakacyjnym poście.

Przeczytaj więcej na temat…

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2013/03/18/z-cyklu-zacznij-lekko-poniedzialek-korres-kosmetyki-ktore-pachna-grecja-cz-22-poniedzialek-18-marca-2013/

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/08/24/z-cyklu-jade-do-grecji-na-wakacje-co-koniecznie-kupic-w-grecji-piatek-24-sierpnia-2012/

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2013/08/04/czym-jest-ouzo-i-dlaczego-nie-lubia-go-polacy/

Drugie urodziny SAŁATKI PO GRECKU!

       Dwa lata temu, 15 sierpnia wsiedliśmy w samolot do Grecji z biletem w jedną stronę. Pamiętam, że było upalnie, a ja miałam na sobie puchową kurtkę, czapkę w kieszeni i zimowe kozaki. Podobnie ubrany był również  Jani. Na lotnisku musieliśmy wyglądać jak para kosmitów. Ale czego się nie robi dla nawet jednego  kilograma w walizce, w której zmieścić trzeba całe swoje życie.

     Dolecieliśmy, a kiedy wyszliśmy z samolotu, buchnęło w nas rozgrzane, śródziemnomorskie powietrze.

     Pierwszą rzeczą, jaką rozpakowałam było zdjęcie mojej kotki. Chciałam choć trochę oswoić  nową przestrzeń. To zdjęcie wisi obecnie w Cytrynowym Domu w najbardziej widocznym  miejscu, a tuż pod nim właśnie w tej chwili, smacznie sobie śpi moja kotka Fivi. Nawet jej imię jest greckie, bo jako pierwsza nosiła  je mitologiczna bogini księżyca.

    Pamiętam, że w dzień po przylocie, szłam spać zmęczona tak bardzo, że nie wiedziałam  jak się nazywam. Jednak kilka dni wcześniej, obiecałam sobie, że w Grecji zacznę pisać bloga. Mimo potwornego zmęczenia, wtedy właśnie powstał pierwszy post. Dzisiaj najchętniej bym go wykasowała. Wydaje mi się być zlepkiem bzdur, osoby która przed pójściem do łóżka jest  już na wpół śpiąca. Jednak niech  zostanie – tak chociażby na pamiątkę.

 

     Mijają już dwa lata! Jesteśmy w swoim domu, całkowicie niezależni. I nawet mimo faktu, że do Grecji trafiliśmy w momencie najgorszego kryzysu, nawet mi już… prawie… o mały włos… udało się mieć całkiem fajną prace ;))) Mimo tego, że wciąż nadal nie zawsze jest prosto, do życiowej stabilizacji  trochę nam daleko i codziennie zmagamy  się z mniejszymi lub większymi trudnościami, wszystko idzie do przodu, a co najważniejsze –  jesteśmy szczęśliwi.

 

     I na koniec urodzinowa niespodzianka! Już od pewnego czasu pomysł otworzenia kanału na You Tube podsuwało mi kilka osób. Pomyślałam: „czemu nie”! Warto spróbować.

    Tak więc, razem z Janim  serdecznie zapraszamy do obejrzenia naszego pierwszego, wspólnego filmiku z kanału SAŁATKA  PO  GRECKU TV ;DDD  Mam nadzieję, że Wam się spodoba, szczególnie że Jani mówi tam po polsku… Przyznam, że słuchając jego instruktarzu, ze śmiechu z wielkim trudem trzymałam kamerę… Na szczęście daliśmy  radę!

 

     Dziś prezentujemy jak wykonać prawdziwą sałatkę po grecku. To na dobry początek :))) Takie filmiki pojawiać się będą raz w miesiącu i mam nadzieję, że przybliżą Wam codzienne życie w Grecji, tym  niesamowicie inspirującym kraju.

 

     Tak więc zapraszam  na pierwszą odsłonę… „ Jak zrobić sałatkę po grecku?” w SAŁATKA  PO  GRECKU TV  !!!

To nie bajka…

Jest to bajka biorąca udział w „Wielkim Konkursie Blogowych Bajek”.

    -Mamusiu… A dlaczego wszystkie bajki kończą się zdaniem: „i żyli długo i szczęśliwie…”? – spytała mała koza, o bardzo wdzięcznym imieniu  – Tosia.

   -Córeczko… – zaczęła Kozia Mama. –Skąd ty wynajdujesz takie trudne pytania?

   -Nie wiem… Chyba same do mnie przychodzą. – odpowiedziała skromnie Tosia.

    Była godzina za dwadzieścia ósma. I tak jak codziennie, dokładnie o tej samej porannej porze, Kozia Mama czesała swoją córkę. Na zewnątrz mogło wiać, padać, śnieżyć czy też mogło nawet być i trzęsienie ziemi. Ale bródka Tosi… Ta zawsze musiała być ładnie uczesana. Zawsze również był to warkoczyk, koniecznie dobierany.

     Czekając, aż mama zaparzy sobie kawę, z dodatkiem mleka – koziego rzecz jasna, koza Tosia przysiadała spokojnie. I kiedy powietrze wypełniał zapach świeżo parzonej kawy, oznaczało to, że Kozia Mama jest już gotowa do swojej pracy. Nie śpiesząc się nigdzie, Mama zaczynała pleść Tosi warkoczyk. Obie niezwykle lubiły tę poranną chwilę.

     Mimo, że codziennie był to dobierany, za każdym razem warkoczyk wyglądał zupełnie inaczej. I ani Tosia, ani jej mama nie miały pojęcia,  co na ten wygląd wpływało. Raz był cieńszy, za drugim razem grubszy, czasem wywijał się do przodu, a czasem z niewiadomych przyczyn sam się rozplątywał. Tak jakby ten niewielki, dobierany warkoczyk  miał swój charakter i swoje własne nastroje. Jedno było jednak pewne i sprawdzało się zawsze. Jeśli warkoczyk wychodził ładnie (a nie zdarzało się to zbyt często –  mniej więcej raz na dwa tygodnie) znaczyło to, że dzień będzie bardzo udany.

       Tosia uwielbiała patrzeć na skupione oczy swojej Koziej Mamy, kiedy ta koncentrowała się na pracy. I właśnie w tym to momencie, do głowy wpadały jej najróżniejsze pytania. To  wtedy,  oczy Koziej Mamy wydawały się wszystko, dosłownie wszystko wiedzieć.

   -Mamusiu… Chciałabym cię jeszcze o coś spytać.

   -Tak, słucham cię córeczko.

   -No bo… Dlatego że… Bo jeśli tak pięknie kończą  się wszystkie bajki, to w takim razie… Mamo… Gdzie podział się  twój książę?

   -Jaki książę? Tosiu, co też przyszło ci do głowy?

   -No ten…! Tak jak z tej wczorajszej bajki… Ten z wczorajszej też był taki przystojny, tak jak i z tej przed i przed przedwczorajszej… I tej z ubiegłego tygodnia. Oni zawsze przyjeżdżają na białym koniu, a później to już się z nimi tylko żyje  „długo i szczęśliwie”. Nie musi być już tak  koniecznie na białym koniu, ale mamusiu… Gdzie właściwie podział się mój tatuś?

    Kozia Mama już prawie  kończyła zaplatanie warkoczyka, kiedy nagle ten sam wypadł jej z dłoni. Delikatne włosy Tosi rozplątały się na wszystkie strony. Mama odwróciła się i znów sięgnęła po swoją kawę. Nastała dłuższa chwila ciszy.

   -Tosiu! Jak będziesz tyle gadać, to się dziś na pewno spóźnisz  do koziej szkółki. A dziś przecież macie sprawdzian ze skoków przez płotki! Jest już za piętnaście ósma!!!

   -Ojej… Ale ja tylko pytałam… Nie wiedziałam, że nie można… – powiedziała Tosia i schyliła swoją kozią bródkę.

   -A mamusiu…

   -Co!!!??? – krzyknęła Kozia Mama.

   -Chciałam jeszcze wiedzieć… A dlaczego na tych wszystkich bajkowych obrazkach każda księżniczka ma takie piękne, długie, kręcone i zawsze jasne włosy? Pamiętam, jak mówiłaś kiedyś że ja też jestem twoją księżniczką… Ale… Bo… Ja takich włosów wcale nie mam… Czy to znaczy, że kłamałaś? Oh… Jak ja bym chciała mieć właśnie takie… piękne… długie… kręcone… żeby były jasne i najlepiej jeszcze takie  świecące…

    -Twoje włosy są bardzo ładne! – mówiąc to Kozia Mama odłożyła swoją kawę i znów spokojnie zabrała się za plecenie  warkoczyka.

    -Wcale nie są… Powiedzmy sobie prawdę… Są proste jak druty i jest ich za mało. Mój warkoczyk jest cieńszy niż mój własny ogonek. Coś mi się wydaje, że księżniczki to tak wcale nie wyglądają. Przecież oglądałyśmy razem w tych bajkowych książkach.

    -A tak w ogóle… – Tosia mówiła dalej. – Jak  mi już zrobisz  ten warkoczyk, to zawsze jak  przyjdę z  koziej szkoły,   prawie nic z niego nie zostaje.

   -Bo twoje włosy Tosiu… One są po prostu frywolne! – odpowiedziała Kozia Mama.

   –Frywolne? Fajnie brzmi. Ale co to znaczy?

   -Że są wesołe, robią sobie co chcą, bo tak właśnie  im się podoba!

   -Oooo!!! To one są dokładnie takie jak ty mamusiu? –Tosia nie miała pojęcia, co takiego powiedziała, ale na twarzy mamy pojawił się ogromny uśmiech. Jej wargi rozchyliły się tak mocno, że widać było wszystkie zęby. A przyznać trzeba, że uzębienie Kozia Mama miała wspaniałe.

   -Dokładnie… One są takie jak ja… – powiedziała mama na dłuższą chwilę przymykając oczy, po czym znów się zapomniała i wypuściła z rąk warkoczyk.

    -Oj mamusiu! Znów ci się nie udało! W takim tempie, to ja na pewno  spóźnię się do  koziej szkoły i obleje test ze skoków przez płotki. Mamusiu, co się dzisiaj z tobą dzieje! Zobacz! Już za siedem minut dochodzi  ósma.

    -Masz racje, musimy się pośpieszyć… Ale poczekaj chwilkę. Jeszcze tylko jeden łyk kawy.  – odpowiedziała mama.

     Kozia Mama znów odwróciła się w stronę okna i chwyciła za swój kubek z kawą. Na zewnątrz świeciło słońce, a na niebie nie było ani jednej chmury. Dzień zapowiadał się na przepiękny. Liście na drzewach poruszał delikatny wiatr, w którym czuło się zwiastun gorącego lata. Wszystkie kwiaty już rozkwitły, a była to dopiero zapowiedź tego jak piękne będą za  kilka następnych dni. Przedzierające się przez liście promienie słońca, ganiały za sobą, jakby grając w sobie tylko znaną wesołą grę.

    -Mamusiu! Jest za pięć ósma… Teraz to jestem już pewna, że  spóźnię się do tej szkoły.

    Kozia Mama jak gdyby nigdy nic, nadal trzymała kubek  z kawą i spokojnie wypiła kilka następnych łyków. Patrząc w okno i delektując się aromatem, przez cały czas myślała nad pytaniem swojej córki: gdzie podział się  jej tata? Tosia już właściwie zapomniała  o zadanym chwilę wcześniej pytaniu. Jednak Kozia Mama wiedziała dobrze, że jeszcze kiedyś ono Tosi się przypomni. Jeśli nie jutro, to pojutrze, za trzy dni, na pewno  kiedyś.

      Tosia miała 6 lat  i właśnie w tym roku kończyła pierwszą kozią klasę. Nawet przez bardzo wysokie  płotki skakała wyjątkowo sprawnie. Była niesamowicie żywotna i miała całą gromadę kozich koleżanek. Wszyscy ją lubili, a wraz ze swoją mamą wiodła przyjemne, wesołe i spokojne  życie. Pewnie nigdy by jej niczego nie brakowało, gdyby nie fakt, że wszystkie inne kózki  ze szkoły odbierali rodzice. Mama z tatą. Tata z mamą.  Albo razem, albo na przemian. Kiedy urosła na tyle, żeby zauważyć, że jej sytuacja jest wyjątkowa, zaczęła się zastanawiać gdzie podział się  jej tata.

    Tosia nawet nie wiedziała, jak to jest mieć oboje  rodziców, więc taty jej zbytnio nie brakowało. Tylko, kiedy widziała jak do szkoły przychodzą inni tatusiowie,  robiło się jej trochę smutno. „Fajnie by było gdybyśmy czasem mogli poskakać  gdzieś we trójkę.” – myślała od czasu do czasu. „Szkoda…”. Ale życie przecież toczyło się dalej.

     -Mamusiu! – krzyknęła do Koziej Mamy Tosia. – Jest już za dwie, a warkoczyk jeszcze nie gotowy! Nie mam pojęcia, co takiego się z tobą dzieje, ale na sprawdzian dziś już nie zdążymy! Pośpiesz się trochę, to być może  zdążę na drugą lekcję. Będziemy mieć przyrodę.

   -Wiesz co Tosiu… Chciałam ci coś powiedzieć… – zaczęła Kozia Mama.

   -Mamo, nie teraz! Teraz dokończ ten  warkoczyk!

    Mama odłożyła swoją  kawę i wróciła do zaplatania. Robiła to  spokojnie i nieśpiesznie, jakby czas na chwilę stanął.

    -Wiesz, wpadłam na pomysł, że może nie pójdziesz dziś do szkoły?

    -A to niby dlaczego?!

    -Tak po prostu, bez większego powodu. Nie będzie żadnej katastrofy, jeśli obie zrobimy sobie dzień wolnego. Jak myślisz?  Skoki nadrobisz jutro, a lekcje przyrody nadgonimy  już razem. Możemy najpierw iść do kina, albo może na jakąś pizzę? Marzy mi się… Taka pizza pełna świeżej trawy.

   -A może w takim razie, zrobimy jedno i drugie. Najpierw do kina, a później na pizzę? Albo odwrotnie…? Mamusiu! Jestem za! Co za pomysł!

   -Tosiu, wiem że czasem może  być ci smutno, bo brakuje ci taty. Tak to jednak w życiu bywa, że nie wszystko układa się tak jak byśmy tego chcieli. Powiem ci coś ważnego Tosiu… Życie… Ono rzadko kiedy bywa bajkowe i idealne.  Królewicze na białych koniach, ich tak naprawdę nie ma… A księżniczki i królewny… Wiesz, nikt nie ma aż takich pięknych włosów. Czy widziałaś kiedyś, żeby włosy którejkolwiek kozy, pokryte były brokatem?

   -Jak to! Ale widziałam przecież na obrazkach! Czasami też widać takie w telewizji!

   -Te na obrazkach są tylko namalowane. Mam również poważne podejrzenia, że i te w telewizji nie są prawdziwe. Zdaje się, że są doczepiane, o ile to nie peruki.

   -Ojej… Naprawdę…?

   -Tak kochanie. Prawdziwe życie to nie bajka. Ale  mimo tego może być po prostu wspaniale! Zobacz jaka piękna jest dziś pogoda.  Za kilka dni będzie pierwszy dzień lata.  A za chwilę czeka nas kino i pizza z podwójną porcją trawy. Albo wiesz co… Może skoczymy też na jakieś lody? Zobacz jak  ślicznie udał się dziś twój warkoczyk!

Jak Grecy rozmawiają o śmierci?

        W sierpniu tego roku Oliwa z Oliwek będzie mieć 99 lat. Nie ma co ukrywać – babcia nie  zawsze czuje się dobrze. Chodzi coraz mniej sprawnie. Kaszle. Widzi również  gorzej, przez co  musiała zrezygnować ze swojego ulubionego zajęcia, jakim jest haftowanie. Nie zmieniło się jedno… Oliwa z Oliwek  nigdy nie przestaje dużo mówić!

   „Śmierć” jest tematem, który obecnie najbardziej zaprząta głowę Oliwy. I tym samym temat ten, jest   głównym wątkiem codziennych obiadowych rozmów  w domu Sałatki.

    -Ależ czego mama się tak boi? – spytał  Pomidor. Tak na marginesie, Pomidor powoli wychodzi ze swojej choroby i czuje się już coraz lepiej.

   -Każdy musi kiedyś umrzeć. – dokończył, przeżuwając niedzielną specjalność Fety, czyli kurczaka w sosie sojowym.

    -Na śmierć jestem już całkowicie przygotowana! – wykrzyknęła Oliwa, która zazwyczaj krzyczy  bardziej niż mówi. –Testament spisany! Wszystko podzielone! Pamiętajcie tylko, żeby dobrze karmić psa! Ale  straszliwie się boję…

   -Czego? Całe życie przeżyła mama z Bogiem! Dwie wojny! Nie ma czego się bać! Pokroić mamusi tego kurczaka, łatwiej się będzie jadło! – spytała Feta.

   -Ehhh… Nie trzeba, poradzę sobie sama! Najbardziej, najbardziej na świecie boję się, że… mnie nie znajdziecie! I że przez kilka dni będę się  rozkładać. Zacznie śmierdzieć i jak już po mnie przyjdziecie, to wszystko będzie wyglądać paskudnie… Albo… Wiesz co Feta, może pokrój mi jednak tego kurczaka, to rzeczywiście będzie mi się łatwiej żuło.

    Na wieść o rozkładającym się ciele babci, Olivka ze śmiechu prawie spadła z krzesła:

   -Przecież babcia mieszka w sąsiednim pokoju! Mogę obiecać, że jak się babcia zacznie psuć, to ja na pewno zareaguje!

  -No tak! Ale najgorsza jest ta perspektywa rozkładania… Wszystko inne jestem w stanie przeżyć! Pamiętajcie, pogrzeb ma być skromny, ale później macie iść do najlepszej tawerny, żeby  zjeść godnie! Feta!!! Niezły wyszedł ci dziś ten kurczak! A jest może jeszcze coś  słodkiego?

     Kilka dni po tej rozmowie, babcia poczuła się naprawdę źle. Miała poważny problem z płucami i zawieziono ją do szpitala. Cała Sałatka rozpisany miała harmonogram, tak żeby babcia w szpitalu nawet na chwilę nie była sama. Również  w nocy, ktoś nieustannie czuwał. Zawsze w takich sytuacjach niezastąpiona jest Olivka.

 

   -Babciu! – wykrzyknęła siadając przy wątlutkiej już Oliwie.

   -Nie możesz teraz umrzeć! Jesteś przecież sławna!!! – mówiła trzymając babcię za dłoń.

   -Co ty znowu za głupoty opowiadasz!?

   -Tak! Dorota mi wszystko opowiedziała! Polacy cię kochają! I wiedzą dobrze kim jesteś! Twoja historia została  nawet opisana w polskiej gazecie!

    Powiem Wam szczerze… Jeśli sama byłabym czytelnikiem mojego  bloga, byłabym przekonana, że  autorkę tym razem   nieźle poniosła wyobraźnia. Wszystko jednak wydarzyło się naprawdę, łącznie z tym że kilka dni później, Oliwa wyzdrowiała. Na jakiś czas  znów trafiła do domu Sałatki, a później stwierdziła, że czuje się na tyle dobrze, że chce wracać na własne śmieci.

   Przy Oliwie nieustannie ktoś czuwał. Żeby babcia czuła się bezpiecznie również i w nocy, kupiono jej wielki telefon z jednym  numerem alarmowym do Pomidora, w razie gdyby  poczuła się naprawdę źle.

     Podczas naszej pamiętnej wizyty w domu Sałatki, również i ja z Janim zostaliśmy wpisani w harmonogram opieki nad babcią. Przy naszej pierwszej wizycie, nie omieszkałam zabrać ze sobą owej gazety,  w której  została opublikowana historia Oliwy  i jej męża. Dawno nie widziałam tak wzruszającego  widoku, jakim był uśmiech, który  wymalował się na twarzy Oliwy po zobaczeniu swojego  zdjęcia w polskiej gazecie. W  takich momentach grzechem jest jednak chwytać za aparat.

    Zdjęcie, które znajduje się niżej  wykonaliśmy kilka chwil później. Żeby zapozować, babcia musiała poprawić chusteczkę na głowie oraz włosy.

 

Ze specjalnymi pozdrowieniami dla wszystkich Czytelników Sałatki – Oliwa z Oliwek.

A oto tekst, który w oglądanym  przez babcię numerze Gazety Sportowej, został opublikowany:

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/05/18/emigracja-potrafi-dac-w-kosc-ale-jak-bylo-100-lat-temu-piatek-18-maja-2012/

O czym przez  kilka  następnych godzin rozmawialiśmy z babcią? To piękny temat już na następny post. Pozdrawiam!

Przeczytaj również…

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/03/26/hurrraaa-salatka-strzelila-gola-poniedzialek-26-marzec-2012/

Czym latem zastąpić napoje gazowane? Lemoniadą Janiego!

 

 

 

    Nie miałam pojęcia o co tyle hałasu? Dlaczego każdy tak ekscytuje się Lemoniadą Janiego? „Wow!” „Ach!” „Och!” i tym podobne. Przecież to zwykła cytryna i cukier z wodą! Po pierwszym łyku, biłam się w pierś! Przede wszystkim dlatego, że  nie doceniałam talentu kulinarnego, jakim obdarzony jest mój Grek…

       Całe zamieszanie wokół  Lemoniady Janiego tkwi w tym, że smakuje tak samo jak smakowałaby cytrynowa Fanta (https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/09/24/z-cyklu-zacznij-lekko-poniedzialek-tajemnica-smaku-greckiej-fanty-poniedzialek-24-wrzesnia-2012/). Ktoś, kto nie wie jak ta lemoniada jest robiona, może spokojnie dać się nabrać, że jest to  typowy, gazowany napój prosto ze sklepu. Nic  jednak podobnego! Ta wersja lemoniady smakuje bajecznie, ale po pierwsze jest  zdrowa.

      Jest to jak dotąd jedyny przepis na blogu, przy którego wykonaniu trzeba się trochę napracować. Daje jednak słowo blogera – naprawdę WARTO!

 

     W gorące… letnie… długie… piękne…  dni, gdziekolwiek  jesteście na świecie – nic nie smakuje lepiej!

 

 

Lemoniada Janiego

 

 

Składniki:

 

-1/2 litra soku z cytryny

-kawałek imbiru  wielkości połowy kciuka, starty drobno na tarce

-szklanka cukru

-szklanka wody

-woda gazowana (do rozcieńczania koncentratu)

-łyżka miodu (opcjonalnie)

-liście mięty

 

 

Jak to zrobić:

 

Starty na drobnych oczkach tarki imbir, należy zmieszać z połową łyżeczki cukru i pozostawić na około 3 – 5  minut. W międzyczasie, w  garnku połączyć szklankę cukru ze szklanką wody, gotując do momentu aż cukier się rozpuści. Powinno powstać 250 ml  syropu. Syrop  należy  połączyć z ½ litra soku z cytryny.

 

Teraz trzeba zając się imbirem.  Z mieszanki wiórek imbirowych i cukru, należy odcisnąć powstały sok. Imbirowy sok trzeba  połączyć z cytrynową mieszanką. Można jeszcze dodać łyżkę lub pół miodu, ale to już opcjonalnie.

 

I już prawie gotowe. Mieszanka, która powstaje jest bardzo gęsta i stanowi koncentrat, który  przez kilka godzin powinien  chłodzić  się w lodówce.

 

Schłodzonym w lodówce lemoniadowym koncentratem wypełniamy 1/3 szklanki. Resztę uzupełniamy wodą, koniecznie  gazowaną!  Wszystko dokładnie  mieszamy. Przyda się jeszcze kilka kostek lodu oraz liście mięty do posmaku i udekorowania.

 

Teraz już gotowe!

P.S. Reszta koncentratu starczy na kilka  porcji lemoniady. Koncentrat najlepiej wstawić  do lodówki, gdzie może przemieszkać nawet do tygodnia.

 

Cytrynowego lata  😀

 

 

 

 

 

 

Greckie kawy na lato…

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/07/23/z-cyklu-zacznij-lekko-poniedzialek-freddo-cappuccino-poniedzialek-23-lipca-2012/

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/07/09/z-cyklu-zacznij-lekko-poniedzialek-co-za-upal-idealny-czas-na-frappe-poniedzialek-9-lipca-2012/

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/08/06/z-cyklu-zacznij-lekko-poniedzialek-najzimniejsza-ze-wszystkich-kaw-poniedzialek-6-sierpnia-2012/

Czym jest OUZO i dlaczego nie lubią go Polacy?

     Ouzo jest jednym z najsłynniejszych greckich alkoholi.  Tę wysokoprocentową wódkę  (nawet do 48%) pija się w dwóch postaciach: w czystej  lub zmieszane z wodą. Żeby ułatwić rozcieńczenie, ouzo serwuje się najczęściej w wysokich szklankach. Po dodaniu wody, alkohol  mętnieje i przybiera postać  mleka. Do ouzo dodaje się anyżu,  a anyż  zawiera  składnik, który w wodzie się nie rozpuszcza. Stąd owe  mleczne zmętnienie.

 

   Buteleczka ouzo, jako tradycyjny grecki wyrób, często kupowana jest na prezent z podróży po Elladzie. Niestety w większości przypadków, taki prezent jest zupełnie nietrafiony. Żeby docenić walory smakowe ouzo, trzeba urodzić się Grekiem! Dla przeważającej większości Polaków, łyk ouzo jest nie do przełknięcia. Bynajmniej nie przez dużą zawartość alkoholu, ale przez smak anyżu, którego my Polacy nie tolerujemy. Ten smak i zapach najczęściej nas mdli.

 

   Zawsze można jednak spróbować. W słoneczny, upalny dzień, siedząc blisko morza  ouzo  może  zasmakować. Jeśli już na taką  degustację się zdecydujecie, szukajcie butelek oznaczonych etykietką „Plomari”. To w  miasteczku o tej właśnie nazwie (Plomari na wyspie Lesbos), produkuje się najlepsze anyżowe trunki.

     Im dłużej jestem w Elladzie, tym zapach ouzo coraz mniej jest dla mnie mdlący.  Jeśli przyjdzie dzień, że naprawdę mi zasmakuje, wtedy uznam, że mentalnie mam już podwójne obywatelstwo ;)))

Ogórek i przyjaciele

 

       Za każdym razem, kiedy Ogórek ma wolne, albo właśnie zamyka sklep, udajemy się do kawiarenki „Friends”. Zazwyczaj wieczorami lokal wypełniony jest po  brzegi. Przy każdym ze stolików grupy młodzieży grają w planszowe gry. Grecy uwielbiają tak właśnie spędzać swój wolny czas.

     Kiedy udajemy się do „Friends”, prócz Ogórka są również  jego przyjaciele. Tych ostatnich jest około dziesięciu. Wszyscy zamawiamy po kawie, a później wybieramy odpowiednią grę. Jest bardzo aktywnie i jeszcze bardziej wesoło.  Zazwyczaj wygrana to kwestia  honoru, a ponieważ ten dla Greków jest niezwykle ważny, walka potrafi być brutalna. Wygrywa pionek, który pierwszy dojdzie do mety. Zanim ten jednak dojdzie trzeba wykazywać się szczęściem w rzucaniu kostką  i odpowiedzieć  na najróżniejsze  pytania.        Pamiętam, że kiedy zagraliśmy po raz pierwszy, pomyślałam „z tego nic nie będzie…”, bo co  drugi z przyjaciół Ogórka, miał twarz, z którą mógłby grać w mrocznym kryminale.  

    -Najwyższy szczyt Europy?

    -Mont Blanc!

    -Data bitwy pod Termopilami?

    -480 p.n.e.!

    -Ile zębów ma dorosła klacz?

    -36!

   Nie zdążyłam jeszcze skończyć swojej frappe, a już przegrałam. W pierwszej, drugiej i trzeciej rundzie.

   Zgadza się – ludzi nie można  oceniać  po wyglądzie!

    Przyjaciele Ogórka są w wieku  około 30 lat. Ilu z nich obecnie pracuje? Dwóch! Jeden jest akwizytorem, a drugi kelnerem. Ilu z nich teoretycznie szuka pracy? Każdy! A kto w ostatnim tygodniu wysłał choć jedno CV? Niestety… Nikt… Tak wygodnie jest przecież u mamusi…  A kryzys to całkiem niezłe wytłumaczenie, żeby jeszcze rok poleniuchować w wysprzątanym domu. Co więc chłopaki robią całymi dniami? Nie mam pojęcia… Jednak zawsze mają wiele czasu, żeby grać w planszowe gry.

     Trochę to smutne, ale zdaje się, że poza mną nikt się za bardzo  nie przejmuje. Życie każdego dnia toczy się swoim  rozleniwionym rytmem.

    Pamiętam, że kiedy pierwszy raz spotkałam Petrosa, spytałam go  czym się zajmuje:

    -Jestem kaskaderem!

    -Naprawdę! To musi być bardzo ciekawe! – padła moja odpowiedź, a tuż po niej wszyscy  leżeli pod stołem ze śmiechu.

    -Dobra… Muszę  uciekać! Strasznie się śpieszę! – powiedział później ten sam Petros.

    -Gdzie tak pędzisz? – spytałam.

    Petros zatrzymał się w biegu i wbił na chwilę wzrok w sufit:

    -Muszę wysłać taki super ważny faks!

    Reakcja chłopaków – taka sama jak wyżej.

 

 

    Rzecz jasna, żadnego faksu Petros nie wysyłał. Ale za pięć minut wybić miała 14.00, co oznacza godzinę zero, czyli czas na obiad.

 

 

      Kryzys pewnie  jest, ale przede wszystkim w telewizji. Za to każdego dnia punkt o 14.00 gorący obiad, czeka na stole. Ten zaś zawsze przykryty jest   uprasowanym w kant  obrusem, w biało – granatową kratę.  

 

 

 

Przeczytaj więcej…

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/03/11/jak-tak-naprawde-wyglada-kryzys-w-grecji-sobota-10-marca-2012/

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2011/10/07/saloniki-i-wielki-grecki-kryzys-czwartek-6-pazdziernika-2011/

 

 

 

 

Największy postrach Ogórka – czyli kim jest Babis ze stacji KTEL?

 

     Sklep, w którym pracuje Ogórek, należy do jego rodziców. Jest to typowy rodzinny, grecki biznes, dzięki któremu utrzymuje się cała rodzinka. Sklep jest dość niepozorny. Znajduje się w jednej z bocznych uliczek, odchodzących od centrum miasta. Jest otwarty przez dwanaście godzin, siedem dni w tygodniu. Na kilkudziesięciu  metrach kwadratowych, które zajmuje, znaleźć można absolutnie wszystko. Od produktów spożywczych, po środki chemiczne potrzebne w domu, kończąc na małej półce z kosmetycznymi niezbędnikami.

     Ogórek jest znaną osobą w mieście, więc sklepik stanowi również centrum rozrywkowe. Męskie oczywiście. Kiedy wchodzimy  tam  z  Janim, wiem że szybko nie wyjdziemy. Słuchając relacji z meczów piłkarskich, nie potrafię  ukryć malującej się na mojej twarzy nudy. Zazwyczaj  wtedy dostaję od Ogórka zielone światło i korzystając z kolekcji lakierów, mieszczącej się na półce z kosmetycznymi niezbędnikami, siadam  za ladą i spokojnie maluje sobie paznokcie. Wilk syty i owca cała. Ze sklepu wszyscy wychodzą zadowoleni.

     Ogórek nie znosi swojej pracy i wzrokiem zabija każdego klienta. Zawsze siedzi w tej samej pozycji.  W prawej ręce trzyma papierosa  (tak… niestety znów zaczął palić), a w lewej zimną frappe. Głowę ma uniesioną wysoko, ponieważ tuż nad ladą z kasą znajduje się mały telewizor, w którym ogląda serial albo mecz.

     Atmosfera nic-nie-róbstwa i całkowitego zatrzymania w czasie, udziela się każdemu, kto tylko wejdzie. Chipsy, cola, ciastka. Każdy wybiera co woli. Kiedy moje paznokcie są już pomalowane, chwytając za  ulubiony popcorn, zaczynam wysłuchiwać najróżniejszych, męskich opowieści.

 

 

-Był dzisiaj Babis? – spytał Tassos.

-Na całe szczęście nie!  Dziś było spokojnie. – odpowiedział Ogórek.

-Jaki Babis? – spytałam.

-No ten… Ze stacji KTEL. – odpowiedział ktoś z boku, tak jakby było to zupełnie oczywiste.
-Co to za jeden? – nie mogłam powstrzymać babskiej ciekawości.
-Ten który  prześladuje Ogórka…

  Tak na marginesie – KTEL, to grecki odpowiednik PKS. Tak więc owy Babis był najpewniej kierowcą autobusu.

-Ogórek, lepiej sam Dorocie opowiedz.

    Opróżniając paczkę z popcornem, wsłuchałam się w  Ogórkową opowieść…

     -Nikt nie może go znieść. Nawet moja matka (Cytryna – przypis narratora) jest blada, kiedy Babis wchodzi. Był właśnie w zeszłym tygodniu i jadł ciasto serowe (ciasto serowe – czyli rodzaj bardzo kruchego ciasta francuskiego, wypełnionego serem feta – przypis narratora). Nie jedno,  ale dwa! Przy czym jadł je kładąc  jedno na drugim. Obchodzi dokładnie cały sklep, jakby było w nim coś ciekawego i zostawia za sobą okruchy. Więc wołam: „Babis! Uważaj, brudzisz tym ciastem całą podłogę! Musisz tutaj jeść?!”. A ten do mnie: „O Boże… Przecież nic się nie dzieje!”. Dwa razy obszedł  sklep i niczego nie kupił. Cała podłoga  w okruchach…           Zazwyczaj jak już coś kupuje, to trwa to dobre pół godziny. Wybiera produkty, wszystko na półkach przestawia, niczego nie odkłada na miejsce. Porównuje każdą cenę. Czasami wyjmuje kalkulator. A później i tak  macha ręką i wybiera coś co jest o pięć centów droższe.     Ostatnio podszedł do lady i mówi: „Nałóż mi 4 plastry salami!”. Nakładam i pytam: „To może 5?”. „A niech będzie!”. Babis zaszalał. Nałożyłem i pakuję. Wtedy  mówi: „Wiesz co… To może nałóż mi 7!”. Odpakowuje jeszcze raz i dokładam – całe dwa plastry. Pytam dla pewności: „To może 9”.  „A niech tam!  Niech będzie 9!”. Przed zapakowaniem pytam się raz jeszcze: „W takim razie, może 10?!”. „Opa! Nie ma mowy!!! Ty znowu mnie naciągasz!!”.

 

        Kuzyn Janiego jest przekonany, że Babis naprawdę go prześladuje. Ma w planie wywiesić zdjęcie z  informacją, że Babis w sklepie nie będzie  obsługiwany.

      Ogórek zamyka o 22. Na szklane drzwi i okna, zsuwa wielką, metalową żaluzję. Kiedy słychać głośne „krach!”, oznacza to że jest już wolny. Później zawsze idziemy  na wieczorną kawę. Ja, Jani,  Ogórek i jego przyjaciele.  Tych ostatnich jest zazwyczaj około dziesięciu. Jak myślicie, ilu z nich wstaje następnego ranka do pracy?

    Kryzys… Kryzys… Kryzys… Ale o tym, już na dniach!

 

 

Przeczytaj więcej…

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2011/11/13/jak-zapalic-papierosa-krok-po-kroku-niedziela-13-listopada-2011/

 

 

 

z cyklu: JADĘ DO GRECJI NA WAKACJE – Policja turystyczna w Grecji

 

     Każdego lata cała Grecja przeżywa turystyczne zatrzęsienie. Na większości greckich wysp, ilość turystów potrafi znacznie przewyższyć liczbę stałych mieszkańców. Wśród zagranicznych przyjezdnych  ogromną ilość  stanowią Polacy. Nie ma co ukrywać – kochamy Grecję!

        Nie każdy właściciel hotelu, tawerny czy też restauracji, działa zgodnie z prawem. Grecy są mistrzami kombinowania. Spędzając wakacje w Elladzie, warto mieć świadomość, że jeśli staniecie  się  ofiarami turystycznego wykroczenia,  funkcjonuje tu specjalny wydział policji – policja turystyczna

    Wasz pokój w hotelu nie spełnia uzgodnionych  wymogów? Pokłóciliście się z właścicielem tawerny? Oszukano Was w restauracji? Wszystkie tego typu sprawy rozwiązuje policja turystyczna. Nieuczciwego hotelarza, właściciela tawerny czy też restauratora,  można ją skutecznie postraszyć, a potem  śmiało  dzwonić.

Przykładowy numer telefonu – policjaturystyczna  na Krecie

Mam nadzieję, że Wasze greckie wakacje będą należeć do udanych i numer do policji turystycznej nie będzie nigdy potrzebny. Dmuchając jednak na zimne – podaje link do strony gdzie znajdziecie aktualne numery telefonów do wydziałów policji turystycznych  z każdej wyspy i każdego większego  miasta w Grecji:

http://www.web-greece.gr/tourismpolice.htm

Przeczytaj więcej…

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/09/27/z-cyklu-jade-do-grecji-na-wakacje-jak-zrozumiec-niekonwencjonalne-zachowanie-greka-czwartek-27-wrzesnia-2012/

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/06/16/z-cyklu-jade-do-grecji-na-wakacje-10-rzeczy-ktore-moga-was-zaskoczyc-jesli-jedziecie-do-grecji-pierwszy-raz-sobota-16-czerwca-2012/

Moje ukochane ciasto cytrynowe

 

 

     W naszym ogrodzie rosną aż trzy drzewa cytrynowe, które wiosną i latem wydają owoce przez cały czas. Cytryn mamy tak dużo, że rozdajemy je każdemu, kto tylko chce. I tak nadal nie wiemy co zrobić z ich nadmiarem.

      Cytryny, które rosną w Grecji mają nieziemsko intensywny zapach i smak. Mój zachwyt nad tymi owocami  nie maleje już od ponad  roku, kiedy to wprowadziliśmy się do Cytrynowego Domu. Uwielbiam absolutnie wszystko co jest cytrynowe!

      Niżej podaje przepis na moje ciasto cytrynowe, w którym zakochuje się każdy, kto je zasmakował. Przepis jest banalnie prosty i działając w dwuosobowym zespole razem z Janim, wykonujemy je w piętnaście minut z zegarkiem w ręku. Gorąco je  polecam! Wypróbujcie koniecznie!

    Tymczasem, kończy się właśnie pierwszy tydzień w mojej nowej pracy. Piszę do Was z wyspy Zakinthos. Zainteresowanie organizowanymi przez nas wycieczkami, przerosło najśmielsze oczekiwania.  Każdego dnia nie mogę się nadziwić jak niesłychana liczba Polaków uwielbia Grecje.

    O samej wyspie Zakinthos i mojej nowej pracy będzie jeszcze wiele, ale nie wcześniej niż za miesiąc. Najpierw przyznaję  – muszę chwilę ochłonąć ;))) W międzyczasie łapania oddechu, zapraszam na kolejne odcinki o tym co ostatnio zadziało się w sałatkowej rodzinie. Już za kilka dni dowiecie się… kim jest prześladowca   kuzyna Janiego, czyli Ogórka  oraz  jak Ogórkowi przyjaciele odnajdują się w greckim kryzysie.

Ale wracając do tematu – oto…

 

 PRZEPIS NA CIASTO CYTRYNOWE

 

Składniki:

– 200 g masła

– ¾ szklanki cukru

– garstka płatków migdałowych

– 5 czubatych łyżek mąki

– 1 i pół łyżeczki proszku do pieczenia

– 3 jajka

– starta skóra z 2 cytryn

 

Wszystkie te składniki mieszamy razem dokładnie. Płatki migdałowe nie są konieczne, są tutaj opcjonalne. Ciasto umieszczamy na nasmarowanej tłuszczem blaszce. Powinno mieć konsystencję bardzo gęstego budyniu. Wkładamy do piekarnika na około 30 min w temperaturze 180 stopni. Już prawie gotowe, ale to jeszcze nie koniec…

Sos cytrynowy:

– sok z 2 cytryn

– pół szklanki cukru pudru

– żółtko z jednego jaja

Składniki sosu mieszamy razem,  podgrzewając przez około 7 minut na wolnym ogniu.

Gotowe ciasto wyjmujemy z piekarnika i przekłuwamy w kilku miejscach widelcem. Jeszcze gorące ciasto polewamy sosem. I gotowe! Smacznego ;)))