Co robi Olivka w domu wariatów? I kto w tym wszystkim jest najbardziej szalony? Cz. 2/2… poniedziałek, 24 maja 2021

 

 

TUTAJ! przeczytasz część pierwszą.

 

(…)

-Mamo! Przecież ja z nią nie wytrzymam!

-Ale co się znów stało Olivko?

Olivka ma problem ze swoją teściową. Matka Pieprza również mieszka w Atenach. Jest emerytowaną nauczycielką. Ma teraz dużo czasu, więc obie panie uzgodniły między sobą, że przez sześć godzin (praca Olivki trwa cztery godziny, plus godzinę na dojazd i godzinę na powrót) od poniedziałku do piątku małym Pestkiem będzie zajmować się teściowa. W międzyczasie teściowa zaoferowała również pomoc w gotowaniu i różnych pracach domowych.

Teoretycznie to wyjście jest dla Olivki jak pomocna dłoń prosto od Boga. Dzięki temu może pracować i ma zupełnie darmową pomoc przy dziecku i w domu. Olivka doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Ale szczególnie na samym początku relacja teściowa – synowa, potrzebuje trochę czasu i nerwów, żeby się dotrzeć i ustabilizować. Oj, przeszłam to na własnej skórze. Wiem o tym bardzo dobrze!

 

TU! przeczytasz o moim sposobie na grecką teściową.

 

-Nawet nie wiem od czego mam zacząć! Wyrzuciła mój patyczek do uszu!!!

-Co? – Feta starała się dociec o co chodzi…

-Na tę plamkę co mam pod lewym uchem! Kupiłam sobie tę cholernie drogą maść i nakładam ją co kilka godzin tym patyczkiem do uszu! A ponieważ nakładam kilka razy dziennie, to jednego patyczka używam na tą plamkę kilka razy! I ona, ten patyczek, mi go wywaliła!

-Acha… – Feta naprawdę chciała wczuć się w emocje córki, ale tym razem były zbyt irracjonalne.

-Po drugie… Słuchaj tego… Wróciliśmy w niedzielę wieczorem z morza. I w poniedziałek jak była w domu to mi wytrzepała z piachu wszystkie ręczniki!

-Ale, Olivko! To chyba nawet i dobrze?

-Dobrze? Wytrzepała je na balkonie!

-I… – Feta była między młotem, a kowadłem. Przecież jeśli powiedziałaby w tej właśnie chwili, że Olivka przesadza, to jej córka wpadłaby w furię! I kto wie, co zadziałoby się jeszcze…

-Ale dlaczego nie wytrzepała mi tych ręczników za balkonem? Tylko na balkonie! I teraz muszę zamiatać na tym balkonie całą podłogę!

-Tak… Tak… – Feta najwyraźniej wpadła na pomysł, że jeśli będzie przytakiwać, to problem z głowy.

-Cały balkon w piachu… Nie mam mojego patyczka! Jeszcze brudne ciuchy, które miałam do pracy, zamiast do pralki, wpakowała mi znów do szafy! Daj  spokój, z tym całym jej pomaganiem! Zszarpię sobie nerwy! Ale to co powiedziała mi dziś, to już przekroczyło wszystkie możliwe granice! Powiedziała… Ta kobieta, do której ja niby mam mówić „mama”… Powiedziała, że JA odżywiam się niezdrowo! I chyba postanowiła mnie wpędzić do grobu tym swoim „zdrowym” jedzeniem!

Olivka w całej rodzinie znana jest z swojej dość nietypowej diety. Czasami sama zastanawiam się jak to się dzieje, że cały czas ma się tak dobrze! Gdyby była taka możliwość od rana do nocy mogłaby jeść wyłącznie czekoladę. W przerwach na ukochane przez nią frytki i smażone mięso. Tyle!

-I zostawiła mi taki obiad jak przyszłam z pracy… Pieczone w piekarniku ziemniaki… Brokuły i gotowane mięso kurczaka! Mamo, ona powinna gotować w szpitalu! To jedzenie, ono zupełnie nie ma smaku! Nie mogłam się zmusić, żeby to zjeść! Na widok tego kurczaka zrobiło mi się słabo. Znalazłam jeszcze gemista, które zrobiła mi na wtorek. Przecież nawet te gemista, one nie miały żadnego smaku. Ryż sklejony jak jakaś papka, niedopieczone pomidory… Bleee… Mamo…

 

TU! znajdziesz nasz przepis na gemista.

TU! jest przepis na greckie pieczone ziemniaki.

 

I tu padły słowa wytrych. W przeciągu trzech sekund wywarzyły drzwi do matczynego serca Fety…

-Mamo! W porównaniu do twojej kuchni, to jej jedzenie, to porażka! Sofia nie potrafi gotować!

-Olivko! – Feta, aż się wyprostowała – Dziecko moje! Boże… To jest straszne… To jest tragedia… – powiedziała, tym razem zupełnie(!) na serio.

-Naprawdę, jest takie złe?

-Niedogotowane, niedoprawione… Bleee… Lepiej karmią w szpitalu! Warrriatka jedna!

Każdy ma swój czuły punkt. Dla Olivki normą jest lekcja w szpitalu wariatów, podczas której jej uczeń wypróżnia się na klozecie. Ale zdrowe jedzenie…! To jest już ostre przegięcie! Jak można aż tak się torturować!

-Dziecko drogie… My tu nic za bardzo nie poradzimy! Ale nic się nie martw! Przyjeżdżam! Spisz na liście czego ci trzeba, co ci nagotować! Przyjadę, ugotuję i zapełnię ci całą zamrażarkę! O! Trzeba by się zastanowić, może trzeba będzie kupić jeszcze większą?

Pogadały jeszcze kilka chwil, a kiedy Feta odłożyła telefon, czuła się jakby przed chwilą wręczono jej Nagrodę Nobla!

-Sofia, nie potrafi gotować… – streściła całą tragiczną historię Pomidorowi, ubarwiając ją opisami, że jego córka właśnie umiera w Atenach z głodu! Pomidor przytaknął, że skoro tak się sprawy mają, że jeśli jest aż tak źle, trzeba będzie sprezentować młodym rodzicom jeszcze większą zamrażarkę i udać się z pomocą do Aten, najszybciej jak będzie to możliwe.

Pińk!!! Zabrzęczał mój telefon jakimś powiadomieniem, skutecznie przenosząc mnie do innego świata. Ktoś pyta jak z tymi przylotami do Grecji w te wakacje. Które testy? Jakie szczepienia? A z maseczkami, to jak będzie?

I właśnie mi się przypomniało, że dziś Jani miał pilnować najnowszych doniesień ministra turystyki w sprawie zasad tegorocznych przylotów.

-Jani! I co z tym przemówieniem ministra! Wiadomo już coś? – krzyczę do salonu gdzie siedzi Jani, prosto z centrum dowodzenia, czyli z kuchni.

-Co…? A…? – padła wyczerpująca odpowiedź…

-No, miałeś posłuchać co mówi minister. Już się wypowiedział?

-A gdzie?

-No w te-le-wi-zji! – odkrzykuje Feta.

-A… No… Tak… – Jani jak widać sytuacją jest bardzo przejęty – Ale to było jakoś o 18.57!

-I??? – krzyczymy z Fetą we dwie.

-No, dziadek musiał posłuchać w tym czasie pogody! To może on coś w tym temacie wie…? Ja usłyszałem, że jutro będzie słońce… 25 stopni, wiatru nie będzie!

-No, ale co z tym przemówieniem ministra…? – próbuje się czegoś jednak dowiedzieć.

-Hmmm… – Jani wyraźnie stara się wybrnąć z twarzą z sytuacji – Trzeba by się dopytać dziadka, ale teraz to on już śpi…! No, przecież nie będę go budzić! W każdym razie… Jutro ma być piękny dzień, to może rzeczywiście dobry pomysł, żeby wybrać się na piknik…? Co myślicie? A to przemówienie, sprawdzę to jutro, dobrze?

 

Pora wracać już na Korfu. W domu Sałatki wypoczęłam za wszystkie czasy! Życzcie nam dobrego sezonu i trzymajcie za nas kciuki! Kończą się nasze wakacje i wracamy do pracy…

 

 

 

 

Co robi Olivka w domu wariatów? I kto w tym wszystkim jest najbardziej szalony? Cz. 1/2… poniedziałek, 17 maja 2021

 

 

Brakowało mi tego. Naprawdę, bardzo mi tego brakowało. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo tęskniłam do Sałatkowego Domu i tej atmosfery, która tu panuje…

Jest jeszcze tych kilka spokojnych chwil przed rozpoczęciem sezonu, a grecki lockdown z dnia na dzień się bardzo rozluźnia. Po grubo ponad roku spakowaliśmy się, wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do Sałatkowego Domu.

Wiem, że wiele z was, szczególnie czytelnicy, którzy są tu od samego początku, tęskniliście za postami o tym co słychać u naszej greckiej rodziny. Mam nadzieję, że na ten post się ucieszycie.

To dla mnie szczególna chwila. Siedzę teraz dokładnie w tym samym miejscu, gdzie prawie dziesięć lat temu napisałam pierwszy post na mojego bloga. Pamiętam jak strasznie się wtedy bałam tego co będzie… Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że rzeczy będą wyglądać właśnie tak, raczej bym w to nie uwierzyła… Życie! To ono pisze te najciekawsze scenariusze.

Do dzieła! Pewnie jesteście ciekawi po tak długim czasie, co słychać u naszej greckiej rodzinki. Proszę bardzo! Zróbcie pyszną kawę, zaparzcie herbatę albo przygotujcie lampkę dobrego wina!

 

 

***

 

 

W Sałatkowym Domu z jednej strony wiele się pozmieniało, ale z drugiej… nie zmieniło się nic! To znaczy, atmosfera jest tu nadal dokładnie taka sama. Każdy żyje tu nieco z głową w chmurach, w swoim świecie, zgodnie z greckim rytmem siga siga, niezbyt przejmując się ujmijmy to, takim „poważnym światem”.

 

TUTAJ! przeczytasz kto jest kim w Sałatkowym Domu.

 

Olivka już od półtora roku jest szczęśliwą mamą ślicznego i zdrowego Pestka. Razem Pieprzem mieszkają w Atenach. Feta z Pomidorem mieszkają teraz w swoim domu we dwoje, ale co jakiś czas pomieszkuje z nimi ojciec Fety. Dziadek jest już wiekowy, jakiś czas temu przeszedł lekki udar i kontakt z nim jest obecnie nieco utrudniony. Źle słyszy, czasem zapomina słów, albo się mu nieco mieszają. Jakiś czas temu cała rodzina zgodnie postanowiła, że wszystkie pieniądze, które dziadek gromadził przez całe życie wydadzą na całkowity remont jego mieszkania. „A co! Niech się dziadkowi dobrze mieszka!”. Zgodnie przytaknęli wszyscy i tym samym dziadek, ze względu na remont na jakiś czas mieszka w Sałatkowym Domu. A remont, to remont! Zawsze się przedłuża…

-57! – krzyczy nagle dziadek.

-Że co??? – próbuje odgadnąć o co chodzi Pomidor.

-57!!! – dziadek krzyczy jeszcze głośniej.

-Ale jakie 57??? – Pomidor próbuje dociec.

-57!!! – dziadek jest już wyraźnie wkurzony, po chwili mu się przypomina, więc kończy – 18.57!!!

-Achaaa! – Pomidor już załapał i patrzy na zegarek. Zgadza się, jest dokładnie 18.57 i na jednym z kanałów właśnie leci coś, czego dziadek po prostu nie może przegapić. Prognoza pogody!

Pomidor już wie, więc nastawia głośność telewizora właściwie maksa, wychodzi z salonu czując, że za chwilę ogłuchnie i idzie do Fety. Tymczasem zadowolony dziadek z satysfakcją na twarzy, rozsiada się i zaczyna oglądać prognozę pogody.

-Boże! Na co mu wiedzieć jaka jutro pogoda? Czy przygotowuje się na nadejście tsunami? A może rozważa, żeby jutro wybrać się na piknik? – grymasi Fecie Pomidor, spoglądając ukradkiem na dziadka.

Feta tylko przewraca oczami, bo sama swoim ojcem często jest bardzo zmęczona. Dziadek ma za uszami! Potrafi nieźle namarudzić. To chce, tego nie chce, to mu się nie podoba… Nagle dzwoni telefon. Jeśli w godzinach wieczornych telefon Fety zaczyna dzwonić Shakirą, to wiadomo, że dzwoni Olivka!

-Mamo!!!

-Co jest córeczko?

-Nie, no tego to już nie daje się znieść! To już jest ponad moje nerwy… Przesadziła! Ja już tego dłużej nie wytrzymam!

-Ależ Olivko…

Po półtora roku urlopu macierzyńskiego Olivka, która z zawodu jest logopedą, musiała poszukać nowej pracy. Z poprzedniej ją zwolniono. A ze względu na pandemię część prywatnych szkół, która specjalizuje się w nauce dzieci z problemami z mówieniem, została zamknięta lub zredukowano ilość pracowników. Tym samym znalezienie pracy w zawodzie stało się bardzo trudne, prawie niemożliwe.

„Ale w końcu mi się udało, wiesz…” – powiedziała mi Olivka, kiedy rozmawiałyśmy ostatnim razem.

„To jest naprawdę idealna na teraz dla mnie praca i jeśli tak dalej będzie to wyglądać, to ja tam zostaję!”

Olivka dostała etat… W domu wariatów! Tak jest… W domu wariatów! Jest tam etat również dla logopedy, który dba o to, żeby osoby z chorobami psychicznymi ćwiczyły mówienie.

„Słuchaj Dorota! Na ten czas to jest dla mnie praca idealna! Pracuję tylko cztery godziny dziennie, a ponieważ ta praca jest uznawana za pracę w trudnych warunkach, czy jakoś tak…to cztery godziny pracy liczą się tu za jeden ośmiogodzinny dzień. Idę na cztery godziny, wracam i zajmuje się dzieckiem! I nie ma tak jak podczas pracy z dziećmi, że masz nad sobą rodziców, co ciągle czegoś chcą, ciągle cię kontrolują i ciągle się im coś nie podoba. Ogólnie chodzi w tej pracy o to, żeby każdego dnia przede wszystkim: a) nikt nie wyrwał mi włosów b) nikt mnie nie pobił c) nikt za bardzo mnie nie opluł. I jak przetrwam dzień to już jest  dobrze i do przodu!”

Kiedy tego słuchałam, jak to często bywa podczas rozmów z moją szwagierką, musiałam się mocno zastanawiać, czy jaja sobie ze mnie robi, czy mówi zupełnie serio?

„No, wczoraj to było wesoło! Akurat tak się stało, że wszyscy faceci z ochrony powyjeżdżali na wakacje. A ja miałam lekcje z takim gościem, z którym lepiej być jednak z ochroną. Ale rozwiązaliśmy to tak, że on był w swojej celi, zamknięty za kratkami, a ja siedziałam sobie na krześle obok. Wiesz… Pamiętasz ten film?! Trochę jak w „Milczeniu owiec”! Hahaha! Poszłam na lekcję i już czułam, że jak będę sama, to na pewno będzie akcja! Czułam, że wywinie mi jakiś numer. Usiadłam, wyjmuję książkę, a ten mój uczeń, zdejmuje spodnie i się mnie pyta, czy nie będzie mi przeszkadzać, jak w międzyczasie zrobi kupę, bo bardzo mu się teraz właśnie chce. A że w celi jest też klozet… Dorota! W życiu nie widziałaś takiego wielkiego tyłka!”

Byłam tą opowieścią tak samo przerażona jak ty, drogi Czytelniku! Na moje pytanie: „co takiego zrobiłaś?”, Olivka spokojnie opowiedziała:

„No nic! Po prostu się odwróciłam… No i… nieco skróciłam tą lekcję! Hahahaha!”

Doprawdy przezabawne… Olivka nie mogła przestać się śmiać z mojego przerażenia. Po czym, widząc że zupełnie nie wiem jak zareagować, dokończyła:

„Oj, przestań Dorota! Wyluzuj! No, życie! Zachciało mu się, to co miał zrobić?! Przecież nie mógł narazić się na… zatwardzenie! Hahaha!!!”

I aż prawie dostała czkawki z tego śmiechu! Jak to Olivka – sekundę później zupełnie spoważniała:

„Wiesz… Bo tak zupełnie na serio, to ja mam inny problem. Mam teraz znacznie większy problem droga szwagierko… W tej sytuacji w której jestem, to naprawdę nie robi na mnie wrażenia nawet ten wielki tyłek!”.

I z tym właśnie problemem, chcąc zwyczajnie się wygadać, Olivka zadzwoniła do swojej mamy.

-A teraz idę spać! – oznajmił krzycząc dziadek.

-Istnieje Bóg na tym świecie… – po cichutku wymamrotał Pomidor, widząc że zestaw telewizor plus pilot zostały właśnie zwolnione.

-Dobranoc Feto! – powiedział dziadek, jakby się odmeldowywał.

-Dobranoc tato! – powiedziała głośno i grzecznie Feta.

-Dobranoc Pomidorze! – powiedział dziadek wbijając wzrok w Pomidora.

-Dobranoc tato! – odpowiedział znając zasady Pomidor.

-Dobranoc Doroto! – powiedział i do mnie.

-Dobranoc dziadzu! – odpowiedziałam.

-Dobranoc Jani! – wykrzyknął dziadek.

Ups… I tu pojawił się problem! Dziadek idzie spać dopiero i tylko wtedy, kiedy „dobranoc” odpowiedzią mu wszyscy domownicy. Podobnie jak nie tknie jedzenia, do momentu aż wszyscy przy stole nie powiedzą: „smacznego dziadku!”. W przeciwnym razie, nie weźmie do ust ani kęsa! A tak się stało, że Jani akurat grzebał coś w telefonie z słuchawkami na uszach.

Dziadek stanął jak wryty i czeka dumnie, jakby był pomnikiem.

-Dobranoc Jani! – powtórzył.

Nic. Głucha cisza. Feta szybko szturchnęła Janiego w ramię. Jani widząc srogo wbity w niego wzrok dziadka, od razu załapał o co chodzi:

-DOBRAAANOC DZIADKUUU!!! – wykrzyczał, by dziadek usłyszał na pewno.

Dziadek udobruchany. Na jego twarzy momentalnie pojawiło się zadowolenie. Wszystko w porządku! Może iść spać – jest odmeldowany! Siódma piętnaście. Dziadek poszedł do swojej sypialni. Pomidor natychmiast ściszył telewizor i uradowany zmienił kanał.

-No Olivko, wiem że jest ci ciężko… – Feta wróciła do tematu.

-Mamo, ale ty sobie nie wyobrażasz co ona wyrabia! PRZECIEŻ TA KOBIETA, ONA ZWYCZAJNIE JEST SZALONA!!! Nigdy, przenigdy nie powiem to tej obcej baby „mamo!”. Będę albo mówić do niej na „pani”, albo po prostu „teściowo”… Czy ty wiesz co ona mi dziś zrobiła? Co ta „kobieta” najlepszego wymyśliła?!

I się zaczęło… Pewnie już się domyślacie, w czym tu może tkwić problem.

(…)

Koniec. Aż bolą mnie palce od pisania!

Na czym dokładnie polega problem Olivki – o tym będzie już za tydzień w kolejny poniedziałek, w następnym poście!

 

TU! przeczytasz post: Gdzie jest chiński sklep?

TUTAJ! przeczytasz post: Dolmadakia! Sposób na grecką teściową.

TU! przeczytasz post: Olivka i “małe smarki”.

 

 

 

Korfu – atrakcje dla dzieci. Przewodnik po KORFU, cz. 34… poniedziałek, 10 maja 2021

 

Korfu jest strzałem w dziesiątkę na wakacje również z dziećmi i to w każdym wieku. Wspaniałe morze i kilometry piaszczystych plaż są polem do popisu do najróżniejszych zabaw. Na wyspie jest również sporo atrakcji, które spodobają się najmłodszym i które warto wziąć pod uwagę podczas planowania wakacyjnych aktywności dla dzieci.

Kiedy najlepiej jest przylecieć na wakacje na Korfu z małymi dziećmi? Jeśli dzieci są bardzo małe najlepiej przylatywać w maju i w pierwszej połowie czerwca lub też kiedy zaczyna się jesień, czyli w drugiej połowie września i w październiku. Trzeba mieć na uwadze, że w lipcu i sierpniu temperatury są szalenie wysokie, co czasem może być wręcz niebezpieczne dla niemowlaków i bardzo małych dzieci. Więcej o pogodzie na Korfu, przeczytasz w TYM! poście.

 

Tu lista atrakcji, które na pewno spodobają się najmłodszym turystom!

 

Aqualand w Agios Ioannis

Ujmując krótko… Dzieciaki szaleją na punkcie tego obiektu. Jest to dla nich siódme niebo! Aqualand na Korfu jest jednym z największych parków wodnych na terenie całej Grecji. Są tam najróżniejsze zjeżdżalnie, baseny i atrakcje, które dzieci kochają. Wioska Agios Ioannis jest w środkowej części Korfu, więc łatwo tam dojechać właściwie z każdej części wyspy. Na wizytę w Aqualandzie dobrze jest przeznaczyć nawet pół dnia!

 

Piaszczyste plaże Korfu

Plaże z jedwabiście delikatnym piachem, które ciągną się kilometrami znajdują się przede wszystkim w południowo – zachodniej części Korfu. To właśnie tego typu plaże kochają dzieci, więc to ta część wyspy jest świetnym wyborem, jeśli szuka się plaż pod kątem najmłodszych. Piękne piaszczyste plaże są również domeną północno – zachodniej części Korfu. Warto wziąć to pod uwagę wybierając miejscowość, gdzie mieści się hotel. Więcej na temat miejscowości turystycznych Korfu, przeczytasz w TYM! poście.

 

Rejsy po grotach w Paleokastritsy

Paleokastritsa słynie z zapierających dech w piersiach widoków, ale również z rejsów po grotach, podczas których można zobaczyć najpiękniejszą część wybrzeża wyspy. Podczas takich rejsów wpływa się do niewielkich grot, gdzie można zobaczyć między innymi ciekawe formacje skalne, stalaktyty oraz podpływające do łódek rybki. Rejsy trwają około godziny i odbywają się tuż przy linii brzegowej, są więc przy tym bardzo spokojne, idealne do oswojenia dzieci z morzem. Czasami można mieć szczęście i podczas rejsów zobaczyć delfiny! Jak dokładnie wyglądają takie rejsy – możesz zobaczyć na TYM! filmie.

 

Aquarium w Paleokastritsy

W Paleokastritsy znajduje się również Aquarium, w którym zobaczyć można wiele gatunków stworzeń morskich, które żyją w tym rejonie Morza Jońskiego. Prócz nich można potrzymać węża czy też pogłaskać iguanę. To miejsce szczególnie spodoba się dzieciom, które interesują się przyrodą i światem zwierząt.

 

Szpital dla osłów w Doukades

Ten szpital powstał z inicjatywy Brytyjki, która zaopiekowała się starym osłem o imieniu Hope. Z roku na rok osłów które były stare, chore, niezdolne do pracy przybywało i dziś szpital osłów w Doukades jest znanym na całej Korfu miejsce, gdzie ludzie zajmują się starymi osłami. Zwierzęta są tam szczęśliwe i bardzo zadbane. Pracują tam wolontariusze, którzy oprowadzają po całym obiekcie, opowiadają o inicjatywnie i przede wszystkim o żyjących tam zwierzętach. To miejsce szczególnie spodoba się dzieciom, które interesują się zwierzętami. Więcej na temat szpitala osłów w Doukades, możesz przeczytać TU!

 

Stadnina koni Silvaland

Stadnina Silvaland położona jest w centralnej części Korfu. Jest to przepiękne miejsce, skąpane w zieleni. Dzieci można zapisywać tam również na pojedyncze lekcje jazdy konno z profesjonalnym instruktorem. W Silvalandzie żyją również rzadko spotykane kucyki  skyryjskie, które oryginalnie żyją jedynie na greckiej wyspie Skyros. To właśnie Silvaland zajmuje się między innymi  ochroną tej rzadkiej rasy kucyków.

 

Muzeum Casa Parlante w mieście Korfu

To muzeum będzie idealnym miejscem dla dzieci, które interesują się historią. Znajduje się w starym domu, w jednej z kamienic, której wnętrze zostało zaaranżowane na XIX-wieczny dom, klasy wyższej mieszkającej na Korfu. Kiedy wchodzi się do środka, ma się wrażenie, że wchodzi się do prawdziwego domu. W środku znajdują się nawet manekiny, które odgrywają role mieszkańców. O wszystkich muzeach miasta Korfu, przeczytasz w TYM! poście.

 

Sprawdź ofertę mojego autorskiego przewodnika po wyspie Korfu TUTAJ!

Sprawdź ofertę naszych wycieczek po Korfu i rejsów TUTAJ!

 

 

 

Od czego zacząć zmienianie życia? Efekt pozytywnego domina… poniedziałek, 3 maja 2021

 

Korfu, Ermones, 2 maj 2021

 

 

Szłam dziś przez miasto Korfu. Nagle, z dnia na dzień zrobiło się już tak gorąco! Kalo kalokieri (czyli: dobrego lata), usłyszałam jak ktoś pozdrawia tak kogoś na ulicy. Nie trzeba sprawdzać dat w kalendarzu. Zawsze, kiedy Grecy zaczynają tak właśnie się pozdrawiać oznacza, że przyszło już lato!

Moje poniedziałkowe posty piszę zawsze kilka dni wcześniej. Kiedy opublikuje ten, będzie poniedziałkowy ranek, trzeciego maja. Będę już w innym świecie.

 

***

 

Wiem, że na Korfu przyszło już lato. Od pierwszego tygodnia maja, luzuje się grecki lockdown i tym samym wiem, że będziemy wkraczać do nowego świata. Wiem to dobrze. Ten nowy, będzie lepszy…

Od poniedziałku trzeciego maja będą już działać kawiarnie, kawiarenki, tawerny i restauracje. W końcu normalnie pójdziemy na kawę! Pewnie będzie to jedna z najlepszych kaw, jaką wypiję w życiu. Tak będzie! Krótko po tym, po grubo ponad rocznym przebywaniu na wyspie, wsiadamy na prom i kilka chwil później – wciskam gaz do dechy… I  przede mną widok o jakim teraz śnię… Prosta, długa droga, przestrzeń… Wszystko co złe będzie już za mną. I niech nie wraca!

 

Kiedy tak szłam ulicą, przypomniał mi się fragment pewnej książki, która traktowała o rozwijaniu firm. Nie potrafię sobie przypomnieć z jakiej książki pochodził ten fragment i kto to napisał. W tym fragmencie opisany był przypadek pewnej firmy, która zajmowała się produkcją części do samochodów. Firma stanęła na granicy bankructwa. Żeby ją ratować zmieniono szefa, a ten który został zatrudniony na pierwszym spotkaniu poinformował o podjęciu pewnego kroku, który zszokował wszystkich. „Przecież to nie ma sensu!” – tak komentowali wszyscy. Nowy szef się uparł, nie słuchał nikogo, tylko szybko przeszedł do konkretów. Chodziło o wprowadzenie jednej, jedynej zmiany. I nic poza tym. Zgodnie z jego decyzją całą uwagę skupiono tylko i wyłącznie na tym, by maksymalnie podwyższyć bezpieczeństwo pracowników firmy. I nic więcej! Zajęto się tylko i wyłącznie aspektem bezpieczeństwa. Tyle. Wszyscy byli w szoku, ale nowy szef konsekwentnie wprowadzał zmiany w zakresie bezpieczeństwa. Rozpoczęto szkolenia. Sprawdzanie, a następnie wymianę dużej części maszyn. Inspekcjom i ulepszeniom nie było końca. Zamiast szukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego firma stanęła nad przepaścią bankructwa, zostawiono wszystkie analizy i zaczęto wprowadzać zmiany właśnie w zakresie bezpieczeństwa. To bardzo dziwne… Ale podziałało! Nowy szef postawił firmę na nogi. A krótko po tym znaczenie zwiększono obroty i to już na stałe.

Kiedy po latach spytano owego szefa, skąd na Boga wiedział, że zmiany trzeba zacząć wprowadzać właśnie w zakresie bezpieczeństwa, jak na to wpadł, odpowiedział krótko: “nie miał o tym zielonego pojęcia”. Chodziło mu o to, by przestać szukać, analizować i główkować nad tym co jest źle, a po prostu jak najszybciej zacząć coś robić!  „Bezpieczeństwo” było aspektem pracy wybranym zupełnie przypadkowo. Szef chciał przestać rozwodzić się nad teorią, a po prostu wprowadzać zmiany. Nie ważne konkretnie czego, ważne było, aby jak najszybciej zacząć zmiany na lepsze. I tak szkolenia pracowników spowodowały, że stali się oni uważniejsi, bardziej skoncentrowani, a co za tym szło – bardziej efektywni. Podczas częstych inspekcji, tak „przy okazji” wykryto wiele błędów, które wpływały na jakość usług. A wymiana dużej części maszyn spowodowała, że cała fabryka stała się o wiele bardziej nowoczesna. W konsekwencji, przez szybkie wprowadzenie ulepszeń w zakresie bezpieczeństwa, cała firma we wszystkich innych swoich gałęziach zaczęła znacznie lepiej działać, dzięki czemu została uratowana.

Myślę, że dokładnie tak samo jest z ludźmi. Kiedy człowiek dochodzi do momentu, że chce zmienić swoje życie na lepsze, a nie wie od czego zacząć, nie ma tak naprawdę większego znaczenia za co konkretnie się weźmie. Chodzi o to, by przestać dumać i planować, a zwyczajnie zacząć coś robić. Zakasać rękawy i działać. Zabrać się za pierwszą lepszą rzecz, która wpadnie nam do głowy. Pierwsza zmiana, chwilę potem stanie się zapalnikiem do następnej i następnej.

Kiedy podsumowuje cały ten okres bardzo ostrego zamknięcia, myślę że tak stało się w moim przypadku. Że gdzieś trochę nieświadomie właśnie tak zadziałałam. Kiedy przyszły pierwsze wiadomości o lockdownie, wiedziałam już z czym przyjdzie mi się zmierzyć i zdawałam sobie sprawę, że przede mną ciężki okres.  Poczułam, że będę potrzebować czegoś by psychicznie nie utonąć, czegoś, czego będę mogła się trzymać. Potrzebowałam jakiejś zmiany.

I tak przypadkiem wpadłam na pomysł, żeby stawić przed sobą jedno wyzwanie: pływać całą zimę dwa razy w tygodniu. Tyle. Zaczęło się od tego, że na początku każdego tygodnia sprawdzałam pogodę, by znaleźć najbardziej słoneczny dzień. Wszystkie zajęcia tygodnia podporządkowywałam przede wszystkim temu. Najtrudniej było na przełomie stycznia i lutego, kiedy jak na Grecję temperatury były niskie, morze było już wyziębione, a do tego często wiało. Żeby podołać zadaniu wiedziałam, że poprzedniego dnia muszę się bardzo dobrze wyspać, a rankiem zjeść solidne śniadanie. Nie można też przegapić godziny, w której słońce jest najwyżej, bo później z każdym kwadransem robi się coraz ciężej. Przed każdym wejściem do morza, koniecznie ćwiczenia fizyczne i solidna rozgrzewka.

Zima jest już daleko za mną. W tym momencie nie wyobrażam sobie by dwa, trzy razy w tygodniu nie pójść popływać. Moje ciało jeszcze nigdy w życiu nie było w tak dobrej kondycji. Uregulował mi się sen. Minęły mi nachodzące mnie dawniej bardzo często migreny. Przez cały dzień mam bardzo dużo energii. Kocham to uczucie, kiedy wychodzę z morza i ubieram się w suche ubranie. Uwielbiam czuć sól na mojej skórze. Ale przede wszystkim to bezcenne wybudzenie się ciała, umysłu, mojej duszy.   Ta dobra energia, ten pierwszy krok wejścia do zimnego morza, jest jak pierwsza kostka domina, która staje się zapłonem do całego ciągu dobrych rzeczy, na które później mam ochotę. Chce mi się jeść jeszcze zdrowiej, więcej ćwiczyć, być na zewnątrz, robić, tworzyć, działać!

Z początkiem maja morze z dnia na dzień staje się coraz cieplejsze. A ja czuję, że razem z wejściem do nowego świata potrzebuję nowej zmiany na lepsze. I tak dzieje się… Ja, skrajny nocny marek, przestawiam się na rannego skowronka. To dla mnie gigantyczna życiowa zmiana. Wstawanie razem ze słońcem, to od dawna moje marzenie. Tak dziś prezentował się mój ranek. Pierwsza wygrana. Upadła pierwsza kostka kolejnego, dobrego domina. Udało się! Mimo, że wcale dziś nie muszę, to chwila po siódmej – już na nogach…

 

Widok z mojego balkonu, dziś, chwila po 7.00

 

TU! przeczytasz o pływaniu w morzu zimą.

TU! przeczytasz o smoothie z pietruszki.

TUTAJ! przeczytasz o tym co robić, kiedy dopada kryzys.

TU! przeczytasz o kuchni Korfu.