Od czego zacząć zmienianie życia? Efekt pozytywnego domina… poniedziałek, 3 maja 2021

 

Korfu, Ermones, 2 maj 2021

 

 

Szłam dziś przez miasto Korfu. Nagle, z dnia na dzień zrobiło się już tak gorąco! Kalo kalokieri (czyli: dobrego lata), usłyszałam jak ktoś pozdrawia tak kogoś na ulicy. Nie trzeba sprawdzać dat w kalendarzu. Zawsze, kiedy Grecy zaczynają tak właśnie się pozdrawiać oznacza, że przyszło już lato!

Moje poniedziałkowe posty piszę zawsze kilka dni wcześniej. Kiedy opublikuje ten, będzie poniedziałkowy ranek, trzeciego maja. Będę już w innym świecie.

 

***

 

Wiem, że na Korfu przyszło już lato. Od pierwszego tygodnia maja, luzuje się grecki lockdown i tym samym wiem, że będziemy wkraczać do nowego świata. Wiem to dobrze. Ten nowy, będzie lepszy…

Od poniedziałku trzeciego maja będą już działać kawiarnie, kawiarenki, tawerny i restauracje. W końcu normalnie pójdziemy na kawę! Pewnie będzie to jedna z najlepszych kaw, jaką wypiję w życiu. Tak będzie! Krótko po tym, po grubo ponad rocznym przebywaniu na wyspie, wsiadamy na prom i kilka chwil później – wciskam gaz do dechy… I  przede mną widok o jakim teraz śnię… Prosta, długa droga, przestrzeń… Wszystko co złe będzie już za mną. I niech nie wraca!

 

Kiedy tak szłam ulicą, przypomniał mi się fragment pewnej książki, która traktowała o rozwijaniu firm. Nie potrafię sobie przypomnieć z jakiej książki pochodził ten fragment i kto to napisał. W tym fragmencie opisany był przypadek pewnej firmy, która zajmowała się produkcją części do samochodów. Firma stanęła na granicy bankructwa. Żeby ją ratować zmieniono szefa, a ten który został zatrudniony na pierwszym spotkaniu poinformował o podjęciu pewnego kroku, który zszokował wszystkich. „Przecież to nie ma sensu!” – tak komentowali wszyscy. Nowy szef się uparł, nie słuchał nikogo, tylko szybko przeszedł do konkretów. Chodziło o wprowadzenie jednej, jedynej zmiany. I nic poza tym. Zgodnie z jego decyzją całą uwagę skupiono tylko i wyłącznie na tym, by maksymalnie podwyższyć bezpieczeństwo pracowników firmy. I nic więcej! Zajęto się tylko i wyłącznie aspektem bezpieczeństwa. Tyle. Wszyscy byli w szoku, ale nowy szef konsekwentnie wprowadzał zmiany w zakresie bezpieczeństwa. Rozpoczęto szkolenia. Sprawdzanie, a następnie wymianę dużej części maszyn. Inspekcjom i ulepszeniom nie było końca. Zamiast szukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego firma stanęła nad przepaścią bankructwa, zostawiono wszystkie analizy i zaczęto wprowadzać zmiany właśnie w zakresie bezpieczeństwa. To bardzo dziwne… Ale podziałało! Nowy szef postawił firmę na nogi. A krótko po tym znaczenie zwiększono obroty i to już na stałe.

Kiedy po latach spytano owego szefa, skąd na Boga wiedział, że zmiany trzeba zacząć wprowadzać właśnie w zakresie bezpieczeństwa, jak na to wpadł, odpowiedział krótko: “nie miał o tym zielonego pojęcia”. Chodziło mu o to, by przestać szukać, analizować i główkować nad tym co jest źle, a po prostu jak najszybciej zacząć coś robić!  „Bezpieczeństwo” było aspektem pracy wybranym zupełnie przypadkowo. Szef chciał przestać rozwodzić się nad teorią, a po prostu wprowadzać zmiany. Nie ważne konkretnie czego, ważne było, aby jak najszybciej zacząć zmiany na lepsze. I tak szkolenia pracowników spowodowały, że stali się oni uważniejsi, bardziej skoncentrowani, a co za tym szło – bardziej efektywni. Podczas częstych inspekcji, tak „przy okazji” wykryto wiele błędów, które wpływały na jakość usług. A wymiana dużej części maszyn spowodowała, że cała fabryka stała się o wiele bardziej nowoczesna. W konsekwencji, przez szybkie wprowadzenie ulepszeń w zakresie bezpieczeństwa, cała firma we wszystkich innych swoich gałęziach zaczęła znacznie lepiej działać, dzięki czemu została uratowana.

Myślę, że dokładnie tak samo jest z ludźmi. Kiedy człowiek dochodzi do momentu, że chce zmienić swoje życie na lepsze, a nie wie od czego zacząć, nie ma tak naprawdę większego znaczenia za co konkretnie się weźmie. Chodzi o to, by przestać dumać i planować, a zwyczajnie zacząć coś robić. Zakasać rękawy i działać. Zabrać się za pierwszą lepszą rzecz, która wpadnie nam do głowy. Pierwsza zmiana, chwilę potem stanie się zapalnikiem do następnej i następnej.

Kiedy podsumowuje cały ten okres bardzo ostrego zamknięcia, myślę że tak stało się w moim przypadku. Że gdzieś trochę nieświadomie właśnie tak zadziałałam. Kiedy przyszły pierwsze wiadomości o lockdownie, wiedziałam już z czym przyjdzie mi się zmierzyć i zdawałam sobie sprawę, że przede mną ciężki okres.  Poczułam, że będę potrzebować czegoś by psychicznie nie utonąć, czegoś, czego będę mogła się trzymać. Potrzebowałam jakiejś zmiany.

I tak przypadkiem wpadłam na pomysł, żeby stawić przed sobą jedno wyzwanie: pływać całą zimę dwa razy w tygodniu. Tyle. Zaczęło się od tego, że na początku każdego tygodnia sprawdzałam pogodę, by znaleźć najbardziej słoneczny dzień. Wszystkie zajęcia tygodnia podporządkowywałam przede wszystkim temu. Najtrudniej było na przełomie stycznia i lutego, kiedy jak na Grecję temperatury były niskie, morze było już wyziębione, a do tego często wiało. Żeby podołać zadaniu wiedziałam, że poprzedniego dnia muszę się bardzo dobrze wyspać, a rankiem zjeść solidne śniadanie. Nie można też przegapić godziny, w której słońce jest najwyżej, bo później z każdym kwadransem robi się coraz ciężej. Przed każdym wejściem do morza, koniecznie ćwiczenia fizyczne i solidna rozgrzewka.

Zima jest już daleko za mną. W tym momencie nie wyobrażam sobie by dwa, trzy razy w tygodniu nie pójść popływać. Moje ciało jeszcze nigdy w życiu nie było w tak dobrej kondycji. Uregulował mi się sen. Minęły mi nachodzące mnie dawniej bardzo często migreny. Przez cały dzień mam bardzo dużo energii. Kocham to uczucie, kiedy wychodzę z morza i ubieram się w suche ubranie. Uwielbiam czuć sól na mojej skórze. Ale przede wszystkim to bezcenne wybudzenie się ciała, umysłu, mojej duszy.   Ta dobra energia, ten pierwszy krok wejścia do zimnego morza, jest jak pierwsza kostka domina, która staje się zapłonem do całego ciągu dobrych rzeczy, na które później mam ochotę. Chce mi się jeść jeszcze zdrowiej, więcej ćwiczyć, być na zewnątrz, robić, tworzyć, działać!

Z początkiem maja morze z dnia na dzień staje się coraz cieplejsze. A ja czuję, że razem z wejściem do nowego świata potrzebuję nowej zmiany na lepsze. I tak dzieje się… Ja, skrajny nocny marek, przestawiam się na rannego skowronka. To dla mnie gigantyczna życiowa zmiana. Wstawanie razem ze słońcem, to od dawna moje marzenie. Tak dziś prezentował się mój ranek. Pierwsza wygrana. Upadła pierwsza kostka kolejnego, dobrego domina. Udało się! Mimo, że wcale dziś nie muszę, to chwila po siódmej – już na nogach…

 

Widok z mojego balkonu, dziś, chwila po 7.00

 

TU! przeczytasz o pływaniu w morzu zimą.

TU! przeczytasz o smoothie z pietruszki.

TUTAJ! przeczytasz o tym co robić, kiedy dopada kryzys.

TU! przeczytasz o kuchni Korfu.

 

 

 

To był najcieplejszy luty w moim życiu! Co działo się u mnie w lutym?… poniedziałek, 1 marca 2021

 

 

Kiedy to przeczytałam, przeszła mnie ciarka. A później czytałam ten fragment trzy, cztery razy. Tak mnie to ucieszyło!

Każdej nocy przed pójściem spać, czytam teraz książkę Agnieszki Macią „Pełnia życia”. Idealna książka na ten dziwaczny w świecie czas. Uspakaja  moje rozbiegane przed snem myśli. Czytanie tej książki działa na mnie kojąco. Myślę, że to również dzięki tej książce ostatnio miewam bardzo przyjemne sny.

Agnieszka Maciąg w „Pełni życia” opisuje między innymi swoją duchową przemianę. Krok po kroku. Od kariery w świecie mody i show biznesu, przez wewnętrzny kryzys, aż w końcu pierwsze momenty zwykłego, niczym konkretnym nie spowodowanego, poczucia szczęścia. Gdzie Agnieszka doznała pierwszego poczucia wewnętrznego uspokojenia i otulającego ją szczęścia? Pod drzewem oliwnym, na jednej z plaż, tutaj na wyspie Korfu!

 

 

Czuję to każdego dnia. Kiedy wstaję rano, otwieram okno i patrzę na zewnątrz. Wdycham czyste powietrze. Czuje na twarzy słońce. A przed sobą widzę mięsistą zieleń niekończących się oliwnych gajów, wielobarwne plamki okolicznych domów, strzeliste dzwonnice starych kościołów. Ta wyspa ma w sobie coś niemal magicznie kojącego. Pewnie za sprawą tak wyjątkowo pięknej przyrody, takiego słońca, tak niezwykłych miejsc, Korfu ma w sobie energię, która działa kojąco na ludzką duszę. To właśnie czuła Agnieszka. To samo najpewniej czuła cesarzowa Sisi, która przypływała na Korfu, szukając spokoju i ukojenia. To tutaj ukształtował się literacki talent Geralda Durrella, wrażliwość na otaczającą przyrodę, jej piękno. To właśnie tę wyspę pokochali Lawrence Durrell czy też Henry Miller. I to samo czuje ogromna liczba osób, która uwielbia odwiedzać i wracać wielokrotnie na Korfu.

Niedługo miną dwa pełne lata, od kiedy już na stałe przeprowadziliśmy się na Korfu. Pomimo, że przez sześć wcześniejszych lat przypływałam tu spędzić każde lato, dopiero teraz, kiedy żyję tu na stałe i mam do dyspozycji spokojną zimę, uczę się korzystać z tego co ma w sobie ta wyspa. Dokładnie tak. Uczę się. Korzystać z dobrodziejstw również trzeba się krok po kroku nauczyć.

Styczeń pogodowo był u nas nieco kapryśny, wietrzny i deszczowy. Luty przyniósł ogromną ilość słońca, ciepło i  stabilną pogodę. Pogody, która była na Korfu w lutym, trudno jest mi nawet nazwać zimową. To był najcieplejszy i najbardziej słoneczny luty w moim życiu!

Po styczniowych wyzwaniach pływania z deszczowymi chmurami nad głową i tym co najgorsze, czyli wiatrem, przyszedł czas na cieszenie się, czerpanie przyjemności z pływania w chłodnym morzu. Budzące ciało i mózg zimno wody. Czucie wszystkich mięśni swojego ciała. Przyjemne uczucie unoszenia. Widok bezkresnego morza, ten jego błękit, słony zapach oraz niesamowite słońce nad głową, jest jak zastrzyk życia, daje również poczucie jedności z naturą w najpiękniejszym jej wydaniu. Zawsze byłam typowym mieszczuchem, więc tak bliski kontakt z naturą jest dla mnie ogromnym odkryciem.

 

 

Niestety. W wielu miejscach Grecji, powrócono do jeszcze bardziej restrykcyjnego zamknięcia, z godziną policyjną od 18.00. Na Korfu z dnia na dzień robi się również coraz bardziej czerwono. Wszyscy bardzo dobrze wiemy, że ponowny lockdown na Korfu to najpewniej kwestia dni. Za rodziną, której nie widziałam już ponad rok i nie mam zielonego pojęcia kiedy się zobaczę, tęskni mi się okropnie. Podobnie jak za Polską. Pozostają nam video rozmowy, ale te nigdy nie zastąpią normalnego kontaktu z drugim człowiekiem.

 

Tak wyglądało miasto Korfu w lutym. Pogoda była przepiękna, więc mimo lockdownu, na ulicach ludzi jest bardzo dużo!

Kawa w rękę i na spacer!

Są takie osobniki, którym zawsze i wszędzie jest po prostu dobrze! 😀

Wizyty na naszym targowisku, to punkt obowiązkowy! Weszło mi już to w krew, że jak warzywa i owoce, to tylko z targu!

A może by tak… Sok z marchewek?

Jedno z moich odkryć tego miesiąca! Na Korfu otworzono rosyjski sklep i można tam kupić… Biały ser! Jedna z rzeczy, za którą bardzo mi się tęskniło! Znacie to? Makaron z białym serem i skwarkami. Kto jest z lubelszczyzny, to na pewno zna 🙂

 

Wszyscy mamy co najmniej dość sytuacji, która jest na świecie. Często szukamy winnych w politykach, w rządzie, służbie zdrowia. Nie widzę w tym sensu. Tłumaczę sobie, że tak po prostu na świecie jest. Co jakiś czas wybuchają wojny. Co jakiś czas spotykają nas kataklizmy: trzęsienia ziemi, powodzie, pożary. Co jakiś czas pojawia się zaraza. Tak po prostu jest. Tłumaczę sobie, że o wiele tragiczniejsze wydarzenia przeżyli moi dziadkowie, którzy przetrwali wojnę światową. Przetrwali. A później stali się silniejsi.

Kiedy dopada mnie niemoc, czuje spadek nastroju, przestaję czuć w sobie motywację, pakuję torbę, zakładam strój i idę wykąpać się w zimnej wodzie. Już kilka chwil później, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, widzę świat zupełnie inaczej. I czuję się najlepszą wersją siebie.

 

TU! przeczytasz o kilku trikach, jak radzić sobie w trudnych życiowych sytuacjach.

 

“Klub czytelniczy” na Korfu! Trzeba przyznać. Świetna miejscówka na czytanie książek. W tle Stara Forteca.

Nadal nadziwić się nie mogę, jak ludzie na Korfu potrafią rozwieszać swoje pranie!

Jedno z moich najpiękniejszych zdjęć mijającego miesiąca…

Gdzieś w okolicach Garitsy…