Już prawie kończyliśmy wycieczkę. W busie zostali ostatni pasażerowie. Podgłośniłam muzykę, ale z tyłu słyszę, że ktoś ma pytanie:
-A czy na Korfu nie ma takiego nakazu, że kierowcy motorów i skuterów muszą mieć kaski na głowie?
-No… Jest… Ale… – odpowiadam nie wiedząc właściwie jak do końca odpowiedzieć.
-A gdzie na Korfu można spotkać policję drogową? Jedziemy już tyle, a ja w ogóle jej nie widzę.
„Gdzie na Korfu jest…” – powtarzam w głowie. Bingo! Specjalista od tego typu spraw siedzi przecież po mojej lewej stronie. Pytam naszego kierowcę – Janiego.
-Jaka policja? – dopytuje Jani.
-Drogowa! – uściślam – Gdzie można ją na Korfu spotkać?
-No… w mieście!
-A w jakim dokładnie miejscu stoją?
-Posterunek policji jest 10 minut spacerkiem od placu Sarocco.
-Ale na drodze! Na których drogach można spotkać policję drogową?
-No… Jak się coś stanie i zadzwonimy, to chwila moment i przyjadą! A czy coś się stało??
-Nie! Chcę tylko wiedzieć, gdzie stoi taka policja, przy jakiej drodze mierzą prędkość i sprawdzają, czy kierowca nie jest oby pijany. Raczej nie widziałam tu na Korfu. W Polsce taką policję spotyka się bardzo często.
-Tak?! Naprawdę… Ale to ciekawe! A ci polscy policjanci nie mają żadnych innych ważniejszych spraw na głowie…?
-Dorota, a jutro jaki mamy rejs? Ten krótszy czy wersja z Rajską Plażą? – siedzimy w przerwie na obiad w naszej tawernie i układamy plan na najbliższe dni. Nagle zrywa się Nikos – właściciel tawerny:
-Cyganichy jedne! Jeden z drugim! – choć wiem, że żartuje, to nie mam pojęcia jak zareagować. Saki ze Spirosem, którzy organizują nam rejsy, też nie wiedzą jaki mają przyjąć wyraz twarzy. Nikos wymachując rękami kontynuuje:
-Sprzedajecie Paleokastritsę! Po cholerę wymyślacie te durne nazwy?!?! To nie jest żadna Rajska Plaża! Cyganie jeden! Jak byłeś mały to, też mówiłeś, że płyniemy na jakąś tam Rajską Plażę? NIE!!! To zawsze była, jest i będzie CHOMI!!! Z dziada pradziada! A Paleokastritsa to jest PALEOKASTRITSA! A nie żadne tam zasrane „greckie Karaiby”! Pa-le-o-ka-stri-tsa! Cho-mi! Cyganichy jedne!
-Taaak? – odzywa się przekornie Spiros.
-Tak! Jeszcze raz mam ci powtórzyć?
-A właśnie, że nie! – Spiros znany jest z tego, że zazwyczaj wszystko jest na nie:
-A właśnie, że to jest Rajska Plaża! Który z turystów zapamięta ci nazwę Chomi? Słyszałeś kiedyś takie słowo „marketing”! Lepiej idź smażyć te swoje kalmary! Właśnie, że to jest Rajska Plaża! I jak mi będzie się podobać, to wszystkie plaże w Paleokastritsy nazwę Rajska Plaża Jeden, Rajska Plaża Dwa, Rajska Plaża Trzy, Cztery, Pięć i Sześć! I jak turysta będzie do mnie podchodzić, to będę się pytać, na którą Rajską Plażę cię zabrać? Jeden, Dwa, Trzy czy Cztery?
-Cygany jedne! Rozprzedacie nam całą Grecję!
-Niko, a zrobił byś nam coś jeść… – pytam, bo czuje że już burczy mi w brzuchu, a niedługo musimy uciekać.
-A na co macie ochotę? Na rybę trzeba trochę poczekać, ale spaghetti z owocami morza wyszło dziś pierwsza klasa!
I rzeczywiście wyszło. Zawsze wychodzi. Do tego kieliszek białego wina i ten widok. Pływanie przy Rajskiej Plaży czy też Chomi. Do pełni szczęścia więcej już nic nie trzeba.
U mnie na Korfu praca wre. Jest sam środek turystycznego sezonu i pracy jest naprawdę sporo. Czasem, aż nie chcę mi się wierzyć w to co się dzieje. W porównaniu do ubiegłego sezonu na naszych trasach jest Was… aż 4 razy więcej! Nasze Sałatkowe busy jeżdżą w tę i z powrotem. A ja nie mogę przestać się uśmiechać, nawet tak sama do siebie, bo bez sztucznej skromności przyznam – jestem z siebie niezwykle dumna.
Ostatnio na blogu trochę mniej intwnsywnie. Mam nadzieję, że rozumiecie. Aktualnie, na 100% poświęcam się pracy tu na Korfu. Bo to właśnie dzięki temu całą jesień i zimę będę mogła spędzić na 100% poświęcając się pisaniu, mając tę fajną świadomość, że wszystkie potrzeby materialne mam zaspokojone. Właśnie spełnia się mój wymarzony rytm życia.
Pomimo intensywności… wszystkiego (!) wciąż udaje mi się zachować równowagę między pracą, a dbałością o własne zdrowie psychiczne i fizyczne. Wszystko dzięki zapisaniu sobie kilku zasad, którymi kieruje się każdego jednego dnia (post na ten temat jest TU!). Prócz intensywnej pracy zdrowo jem, jeżdżę konno, pływam, gadam z rodzinką na Skype, spotykam się ze znajomymi, śpię, czytam, oglądam i naprawam się przepięknym, greckim latem. Lepiej być już chyba nie mogło…
Tymczasem, bardzo serdecznie zapraszam do przeczytania wywiadu ze mną na temat Korfu i naszych wycieczek, który pojawił się jakiś czas temu na Peronie 4. Tak jest! Marzenia naprawdę się spełniają… Przyjemnego czytania! Ściskam Was bardzo gorąco z mojej kochanej Korfu!:D
Jeszcze w pidżamie weszłam do kuchni, żeby nastawić wodę na herbatę do śniadania. Zanim zdążyłam dotknąć czajnika, utknęłam na dłuższą chwilę patrząc na to co dzieje się za kuchennym oknem. Katerina, nasza sąsiadka z naprzeciwka wyniosła na balkon wszystkie swoje dywany. Ma ich całkiem sporo…. Naliczyłam 10! I już zdążyła je wszystkie wyszorować gigantyczną, twardą szczotą. Piana zmieszana z wodą żwawo płynęła przez chodnik, a Katerina dziarsko wywieszała wyczyszczone dywany na barierkę przy balkonie. Kiedy tylko patrzę na naszą sąsiadkę, to automatycznie zaczynam planować, co by tu też dziś wysprzątać. W międzyczasie rozglądam się na to co dzieje się wokoło.
Wszędzie jasna, soczysta zieleń. Tu i ówdzie kwiatki, rozrzucone po terenie jakby dzieciaki bawiły się kolorową farbą. W powietrzu czuć, że wszystko rozgrzane jest słońcem. Te pracuje intensywnie, produkując nadprogramowe ilości witaminy D – sekretny element, dzięki któremu każdy w Grecji czuje się po prostu dobrze.
Są takie dni, kiedy czuć, że w przyrodzie następuje przełom i właśnie zaczyna się nowa pora roku. Świątek, piątek czy niedziela, Katerina wstaje zawsze grubo przed siódmą. Nadejście nowego sezonu wyczuła więc pierwsza, dziś z samego rana. Za chwilę wszystkie pozostałe sąsiadki zaczną szorować dywany, by czyste pochować je na lato. Ludzie będą zamawiać w kawiarenkach zimne kawy. Kobiety wyjmą z pudełek, schowanych na zimę głęboko w szafie, swoje prześliczne sandały. A pedicurzystki będą miały ręce pełne… stóp;))) Stopniowo zaludnią się plaże. Ludzie znacznie częściej będą wychodzić na miasto. Albo siedzieć na werandach i balkonach do pierwszej, drugiej w nocy i rozmawiać o wszystkim i niczym. Jedząc, pijąc, słuchając muzyki i ciągle się śmiejąc.
W Grecji nastąpił właśnie sezon wiosenno – letni. Jest sam początek maja. Moim zdaniem najpiękniejszy okres w roku. Czy ten maj nie mógłby trwać tak choćby ze dwa miesiące?
Tymczasem my już bardzo intensywnie szykujemy się do nowego sezonu na Korfu. Właśnie ustalam daty pierwszych wycieczek, odpowiadam na maile. Na tygodniu trzeba jeszcze wydrukować ulotki. Dograć formalności i przyszykować wszystko co będzie potrzebne, żeby przed samym dzwonkiem mieć taki czas tylko dla siebie. Na szczęście już kilka dni temu przyszły zamówione przeze mnie Birkenstocki. Podobno, że jest to niemożliwe, ale ubiegłego lata udało mi się doszczętnie „zajechać” te przecież niezniszczalne buty. W tym roku postanowiłam sobie, że swoją pracę będę organizować tak, żeby mocno zadbać o swoje zdrowie. Ważnym tego elementem, są wygodne, zdrowe dla stóp buty. O dbaniu o swoje zdrowie (fizyczne i psychiczne) w czasie bardzo intensywnej pracy latem – będzie już niebawem, w jednym z wakacyjnych postów.
Dlaczego na Korfu jesteśmy dopiero pod sam koniec maja? Co prawda powinniśmy być znacznie wcześniej, ale na kontynencie zatrzymuje mnie egzamin z greckiego. Tu informacja dla wszystkich zainteresowanych naszymi wycieczkami: nasze wycieczki zaczynamy pod sam koniec maja, a planowo kończymy w połowie października.
Mimo, że do rozpoczęcia naszego sezonu mamy jeszcze trzy tygodnie, ostatnie co mogę powiedzieć, to że mi się nudzi. Zakuwam greckie słówka, powtarzam gramatykę, kończę kolejny podróżniczy tekst, szykuję wakacyjne posty na lato, a w międzyczasie czytam nowe przewodniki po Korfu. Codziennie również piszę moją książkę. Przyznam, że to ostatnie zajęcie jest najtrudniejsze, wymaga najwięcej ilości czasu i specyficznego skupienia. Jest to dość trudne, bo jak się okazuje pisanie książki to coś zupełnie innego niż pisanie bloga. Mimo wszystko… Akapit po akapicie, zdanie po zdaniu, słowo po słowie. Pisanie idzie do przodu! Na ostateczny rezultat trzeba będzie jeszcze poczekać, jednak ja cieszę się samym procesem, samą drogą, podczas której uczę się coraz to nowych rzeczy.
Korzystając z tego, że jeszcze jesteśmy na lądzie, a piękna pogoda wygania z domu, wpadliśmy ostatnio do Delf. Tam świętowaliśmy naszą pierwszą rocznicę ślubu. Nie mogę uwierzyć, że minął już rok! Czas pędzi tak szybko… Ale my na szczęście do przodu – pędzimy razem z nim! ;D
Miłego poniedziałku! Mam nadzieję, że macie się jak najlepiej!
Co prawda do otwarcia sezonu jest jeszcze trochę, ale u nas przygotowania trwają pełną parą. Pod koniec maja znów udajemy się na Korfu, by już drugi sezon oprowadzać po jednej z najpiękniejszych wysp Grecji. Wszystkie informacje na temat naszych tras możecie przeczytać na stronie!
Nowa odsłona strony jest naszą dumą i w tym miejscu wielkie podziękowania dla chłopaków, którzy ją stworzyli ;D
Prócz nowych tras, nowego logo, nowej strony postanowiliśmy, że w tym roku idziemy o jeszcze jeden krok do przodu. W arkuszu rezerwacyjnym znajduje się jeden wyjątkowy znaczek. A mianowicie ten:
Tak jest! Nasza trasa główna „Najpiękniejsze miejsca Korfu” jest dostosowana dla osób, które poruszają się na wózkach inwalidzkich. Dysponujemy bowiem specjalnym busem, który jest przystosowany dla osób z niepełnosprawnością. Jego zdjęcia możecie zobaczyć niżej. Jeśli ktoś tą możliwością jest zainteresowany, prosimy o jak najwcześniejszą informację.
Pokazywanie prawdziwej Grecji. Najwyższy poziom usług. Małe grupy. Autorski program umożliwiający wyjechanie poza komercyjne szlaki. I… umożliwianie osobom z niepełnosprawnością ruchową zwiedzanie wyspy Korfu, to jest kierunek który obieramy…
Pamiętam, że kiedy byłam mała uwielbiałam pisać w zupełnie nowym zeszycie. Zawsze miałam wtedy wrażenie, że z każdym nowym zeszytem mam nową szansę, żeby ładniej pisać, na czas odrabiać zadanie domowe, uczyć się lepiej. Teraz myślę, że nie było to jedynie wrażenie, bo przecież z każdym nowym zeszytem wiedziałam więcej, zdobywałam nowe umiejętności, a z każdą nową kartką moje pismo stawało się bardziej kształtne i wyrobione. Moje zamiłowanie do nowych zeszytów nieprzerwanie trwa. I pewnie tak już zostanie ;D Człowiek potrzebuje nawet symbolicznych granic nowych etapów. Właśnie zbliża się jeden z większych – Nowy Rok.
Już od kilku lat przed „wprowadzeniem” się do nowego kalendarza, na pierwszej białej stronie zapisuje moje postanowienia, cele, marzenia, życzenia na Nowy Rok. Pierwsza, śnieżnobiała jeszcze strona kalendarza na 2015 już za chwilę zapełni się moimi postanowieniami. To co zapisane, skonkretyzowane, zamknięte w ramy „co, jak i kiedy”, staje się bardziej materialne. Przy zapisywaniu nie ograniczam się żadnym gadaniem czy pustymi przekonaniami, że to „niemożliwe, nieosiągalne, nierealne”.
Jednak dopiero w tym roku, uświadomiłam sobie, że to co robię jest niesamowicie dla mnie ważne. Dlaczego doszło to do mnie dopiero teraz?
…
Zazwyczaj zapisuje 10 nowych postanowień. 9 z nich to takie małe, drobne rzeczy, niewielkie rytuały, które powodują że krok po kroku moje codzienne życie staje się lepsze. 3 z nich dotyczą zdrowia. 3 dotyczą rozwoju osobistego. 3 mojej pracy. Wszystkie te postanowienia są mniej lub bardziej drobne i nawet jeśli nie do końca uda się mi je zrealizować, już samo próbowanie, dążenie do celu powoduje, że moje życie choćby o mały krok staje się lepsze. Pozostaje jeszcze postanowienie dziesiąte. I to zawsze jest największe. Jest to mój roczny, główny, najważniejszy, wielki cel nad którym koncentruje się przez całe 12 miesięcy. Dokładnie od 1 stycznia, do 31 grudnia.
To, że postanowienia są bardzo ważne i naprawdę warto je dokładnie zapisywać, uświadomiłam sobie kiedy kilka dni temu ze starego kalendarza odhaczyłam mój główny cel tego roku: „w 2014 mam swoją firmę z wycieczkami po wyspie Korfu”.
Zdaje się, że zapisując to postanowienie, chyba nie do końca wierzyłam, że się ono spełni. Jeszcze wtedy wydawało mi się ono nieosiągalne i nierealne. Ten krótki moment, kiedy kilka dni temu odhaczałam mój cel główny… Nie jestem pewna czy kiedykolwiek wcześniej czułam w życiu większą satysfakcję.
Dziś jest ostatni poniedziałek starego roku. Zostały trzy dni do 1 stycznia. Jest to idealny moment, by podsumować mijający rok. Usiąść spokojnie i pomyśleć jak można poprawić swoje życie, swoją codzienność, jak stać się jeszcze lepszą wersją siebie.
Jak to zrobić, by noworoczne postanowienia się spełniły lub by być możliwie najbliżej ich zrealizowania:
1) wszystko koniecznie zapisz w miejscu do którego jak najczęściej zaglądasz (pierwsza strona kalendarza, kartka przyczepiona do lustra w łazience, na lodówce w kuchni lub przy łóżku)
2) twoje cele muszą być jak najbardziej konkretne, niech tuż obok nich znajdą się konkretne liczby (zamiast pisać „będę się zdrowiej odżywiać”, lepiej napisz „codziennie zjem co najmniej jedno jabłko”)
3) wiele celi potrzebuje konkretnych dat (np. do 1 czerwca schudnę o 5 kg, albo 10 maja podejdę do egzaminu na certyfikat z angielskiego; stwierdzenia „schudnę” lub „będę się uczyć angielskiego” zazwyczaj nic nie dają)
4) rok ma aż, a raczej tylko 365 dni, więc nad swoim celem pracuj codziennie, tak by podobnie jak mycie zębów, stało się to elementem codzienności, bez którego nie wyobrażasz sobie iść spokojnie spać
5) szczególnie w osiąganiu tych wielkich celów, koniecznie wizualizuj sobie ich realizację; przed pójściem spać, po obudzeniu się, kiedy stoisz w korku, czekasz w kolejce; wtedy wyobrażaj sobie siebie po osiągnięciu celu, takie myślenie jest naprawdę super przyjemne.
I to właśnie dzięki tej piątce plus potężnemu nakładowi pracy, kilka dni temu niemalże z namaszczeniem odhaczyłam swój tegoroczny cel.
Za chwilę zapiszę noworoczne postanowienia do nowego kalendarza. Białe, pachnące tym co „nowe” strony, aż proszą się o zapisanie. Każda z nich, to jeden nowy dzień, a ten to przecież zupełnie nowa szansa. Nawet jeśli po drodze przydarzy się niejeden kleks, warto codziennie starać się by pisać jeszcze ładniej w nowym zeszycie. Na każdej nowej kartce.
W 2015 codziennie będę pamiętać o prostowaniu pleców. Codziennie zjem co najmniej jeden owoc. Na maile będę odpisywać na bieżąco. Przed zaśnięciem przez 5 minut będę ćwiczyć jogę. Co noc chodzić spać będę wcześniej. Jaki jest jednak mój główny cel, nad którym będę pracować całe 12 miesięcy…??? O tym już na samym początku stycznia, bo niezbędna będzie mi również i wasza pomoc…
Tymczasem – wiele siły i dobrej energii na to by Wasz rok 2015 był jak najlepszy! Bo przecież zależy to tylko i wyłącznie od nas…
I na sam koniec coś, co z pewnością w tym temacie was zainspiruje:
Przy pisaniu tego tekstu inspirowałam się książką „Zasady Canfielda”, Jack Canfield, wyd. Studio Emka, Wa-wa, 2009.
Liston to najsłynniejsza ulica na całej wyspie Korfu. Znajduje się w samym centrum miasta, tuż obok Placu Spianada. Nietrudno ją znaleźć. A raczej – trudno ją przeoczyć. Najbardziej charakterystycznym elementem tej ulicy są loggie, które ciągną się przez całą jej długość. Pomiędzy ich łukami, jak czarne przecinki, wystają eleganckie lampy.
Kiedy przechodzi się ulicą Liston, czuć powiew paryskiego szyku. Takie uczucie jest jak najbardziej uzasadnione, ponieważ korzenie tej ulicy są francuskie. Liston została zaprojektowana w latach 1807 – 1814 przez francuskiego architekta – M. Lessepsa i miała nawiązywać wyglądem do Rue de Rivoli w Paryżu. Tak też się dzieje – obie ulice są bardzo do siebie podobne.
MY na Ulicy Liston podczas wycieczki Miejsca Korfu
Od początku ulica ta była miejscem szczególnym dla całej Kerkiry, czego dowodem jest pochodzenie nazwy „Liston”. Istnieją dwie wersje wyjaśniające powstanie tej nazwy. Według pierwszej, nazwa ulicy bierze się od słowa lista, które występuje w weneckim dialekcie i oznacza szeroką, prostą drogę. Według wersji drugiej, korzeni nazwy należy dopatrywać się w wyrazie lista, w znaczeniu „listy”. Ową listę stanowiła „Libro d’Oro” (Złota Księga), gdzie zapisane były nazwiska wszystkich szanowanych mieszkańców Kerkiry. Tylko oni mieli prawo do tego by spacerować tą ulicą.
Jak Liston prezentuje się dziś? Jest to zapewne najbardziej szykowne miejsce na całej wyspie Korfu! Istny przegląd mody w najlepszym greckim wydaniu, bo każdy wie, że spacerując po Liston trzeba wyglądać jak najlepiej.
Kawa po grecku i kumkwatowe lukumi
Obecnie, pomiędzy starymi francuskimi arkadami, znajdują się najlepsze kawiarnie Kerkiry, które „wylewają” się na drugą stronę chodnika, bo w budynkach i loggiach miejsca im już nie starcza. Są one najlepszym miejscem by się zrelaksować i zobaczyć jak to jedno z najpiękniejszych greckich miast prezentuje się w swoim najlepszym wydaniu. To również tu można napić się greckiej kawy, przyrządzanej i podawanej zgodnie ze starą tradycją, w niewielkich naczyniach nazywanych briki, które podgrzewane są na rozgrzanym piasku. [O tym jak przygotować kawę po grecku i jak zrobić to w tradycyjny sposób przeczytaszTU i TU.] Na briki zazwyczaj widać jeszcze ślady po piasku ijest to dowód, że kawa rzeczywiście przygotowana została zgodnie z tradycją. Do niej koniecznie lukumi z dodatkiem kumkwatu, bo takiego zestawu nie zasmakujecie w żadnym innym miejscu na świecie.
Ulica Liston z jeszcze jednego względu jest miejscem bardzo szczególnym. Spacerując po niej lub też pijąc tu kawę warto mieć świadomość, że jest się w miejscu, gdzie spotykają się różne europejskie kultury. Liston to ulica francuska. Na jej końcu widać pałac św. Michała i św. Jerzego, wybudowany przez Brytyjczyków, którzy na trawniku obok grywali w krykieta. Dalej za Liston, ciągnie się przepiękne stare, weneckie miasto. A wciąż jesteśmy przecież w Grecji…
Co prawda… teoretycznie powinnam być bardzo zmęczona, ale nie mogłam się powstrzymać! Program nowych tras po Korfu jest już prawie opracowany. Nowe pomysły w trakcie dyskusji. Grafik naszej strony internetowej wie już co i jak. Prace nad logo “Sałatki po grecku w podróży” również trwają…
Powoli przestawiam się jednak na spokojniejszy tryb życia. Wczoraj po raz pierwszy od kilku miesięcy, z gigantyczną miską popcornu obejrzałam cały(!) film, nie musząc dzielić go na dwudziestominutowe części. Książki „do przeczytania” piętrzą się przy sofie. Wracam też do systematycznego pisania. Wczoraj upiekłam również ciasto ze śliwkami. A w międzyczasie relaksuje się, dowiadując się o różnych bardzo „istotnych” sprawach, które aktualnie dzieją się na świecie…
Odpoczywanie we własnym domu, to jednak arcytrudne zadanie. Tu prace dosłownie nigdy się nie kończą! Brrr… Wie o tym, każda pani domu. Cieszę się więc ogromnie z kilku mniejszych i większych podróży, które się nam szykują. Już jutro jedziemy odwiedzić Olivkę i Pieprza, którzy kilka miesięcy temu się przeprowadzili i uwaga… mieszkają całkiem blisko nas! Coś czuje, że szykują się nowe posty w kolorze olivkowym… Zobaczymy, co ciekawego zadzieje się jutro!
A tymczasem już w poniedziałek… W poniedziałek… Pakujemy się na wyprawę… Hmmm… Ale o tym – to już może w poniedziałek! Niech napięcie rośnie…
Sezon turystyczny zakończony. Ostatni czarter z Korfu, zdążył wrócić już do Polski. Opalenizna płowieje. Morskich kąpieli zażywają już tylko najwięksi ich zwolennicy. Wszystko dookoła przestawia się na jesienno – zimowy tryb. Spokojnieje.
Kilka dni temu Jani przypłynął po mnie na Korfu. Obecnie jesteśmy znów na kontynencie. Mam teraz kilka dni ponownej aklimatyzacji, kiedy budzę się i potrzebuje paru sekund by ustalić, gdzie właściwie jestem. To potrafi być całkiem zabawne;) Powoli wypakowuje rzeczy z walizek. Układam w spiżarce moje tymiankowe miody, białe i różowe wina, kumkwatowe skarby. Naszą pralkę czeka co najmniej pięć załadowań. W międzyczasie, wciąż jeszcze trochę nie mogę uwierzyć, w to wszystko co tego lata działo się wokoło mnie. My naprawdę mamy swoją firmę i ona naprawdę prężnie działa!
Te cztery letnie miesiące były najbardziej pracowite i najbardziej stresujące w moim życiu. Ale przede wszystkim – najpiękniejsze! Myślałam, że mój początkowy zachwyt Kerkirą to tylko takie pierwsze zachłyśnięcie, bo spotkałam się z czymś dla mnie nowym. Jednak z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień wyspa stopniowo rozkochiwała mnie w sobie jeszcze i jeszcze bardziej. Dla mnie jest to obecnie najpiękniejsze miejsce na świecie. Jestem przekonana, że to właśnie dzięki jej energii, udawało mi się pracować, śpiąc tego lata nie więcej niż cztery, pięć godzin dziennie.
Tegoroczny sezon, jak na turystycznego niemowlaka zakończyliśmy z wielkim sukcesem. Sałatka po grecku w podróży ma się naprawdę świetnie! Już po pierwszym miesiącu pracy nasze wyprawy odbywały się systematycznie. A przecież przetarcie szlaku, naprawdę nie było proste. W tym miejscu dziękuję wszystkim, którzy zwiedzanie Korfu wybrali właśnie z nami; wszystkim tym, którzy pomagali nam w najróżniejszy sposób i przez cały czas trzymali kciuki, wysyłając pozytywną energię. Dziękujemy!!! Ogromnym powodem do radości, jest dla mnie również to, że mamy już na Korfu swoją małą grecką drużynę i przede wszystkim naszych przyjaciół. Nie mogę się powstrzymać, przed pochwaleniem się jaki prezent dostałam na pożegnanie… To retoryczne pytanie… ale czyż one nie są piękne??!!
Kiedy odpływaliśmy z portu Kerkira – typowa ze mnie baba – płakałam jak bóbr. Piątek. Godzina dziewiąta rano. Wszystko w mieście powoli budziło się ze snu. Jak to zawsze rankiem, słońce oświetlało stare, weneckie budynki najpierw bardzo delikatnie, by w okolicach południa, jak reflektor oświetlić każdy najmniejszy zakamarek. Jeszcze na kilka godzin przed południem, miasto jak pod lekką pierzynką, spowite ledwo dostrzegalną mgłą. Zapach morza mieszał się z zapachem porannej kawy, bo bez niej Grecja przecież nie funkcjonuje. Już z oddali, odpływając z portu zobaczyłam jak nasz Nikolakis myje swój autobus. Teraz na spokojnie, bo sezon dobiegł końca, więc nie trzeba się śpieszyć. Za chwilę z pewnością podjedzie Spiros i zaczną sobie żartować. A nie mówiłam! No proszę! Podjeżdża i Spiro. Nawet wiem dokładnie jaką płytę gra sobie z rana i że dziś znów nie jadł śniadania.
Ostatni rzut okiem na Starą Fortecę. Nie dziwie się, że skutecznie odstraszała Turków, bo robi naprawdę ogromne wrażenie. Miasto, a później cała wyspa powoli zanikła w słońcu i jednym, wielkim błękicie. Rozmyła się, jakby pochodziła ze snu. Kerkira. 600 km2 szczęścia. Już nie mogę się doczekać, kiedy wrócimy tu w środku maja. Tym razem ze świadomością, że znalazłam już swoją „kropkę” na świecie…
Powoli kończy się przepiękne, greckie lato, przechodząc w nie mniej uroczą jesień. Wieczory stają się coraz chłodniejsze, tak że trzeba pamiętać o swetrze. Zmieniają się kolory. Z dnia na dzień stają się bardziej rozmyte, pastelowe. Dziś wracając z miasta, znalazłam trzy lśniące w trawie kasztany. Manekiny w sklepowych witrynach ubierają się coraz cieplej. A dzieciaki, te dawno poszły już do szkoły. W Grecji rozpoczyna się czas przepięknej jesieni.
-Ile razy kąpałaś się tego lata? Bo ja 97! Czyli raz albo nawet i dwa razy dziennie. – powiedziała Elpida, moja sąsiadka – lat dziesięć.
-Tak dokładnie liczyłaś?
-Tak, zawsze sobie wszystko liczymy.
-Wiesz, wstyd się przyznać… Tego lata kąpałam się tylko dwa razy…
-Uuu… Kiepski wynik. A ile razy tego lata jadłaś lody? Bo ja 86!
-Z tym będzie ciężej, bo lodów na całe szczęście zjadłam więcej… Ale nie liczyłam… Nie miałam pojęcia Elpida, że trzeba.
-To w przyszłym roku musisz pamiętać, żeby wszystko dokładnie przeliczyć! – wykrzyknęła pędząc w tylko sobie znanym kierunku.
-Ok.! W przyszłym roku to już na pewno będę pamiętać!
Obiecałam sobie, że przyszłego lata może nie tyle pobije rekordy Elpidy, ale na pewno też będę dokładnie liczyć.
A jak sprawa wygląda u Was? Ile razy kąpaliście się tego lata i ile razy jedliście lody? Z czym kojarzą się Wam wakacje? Dla mnie tegoroczne lato było najbardziej pracowite ze wszystkich jakie pamiętam. Ale jednocześnie, było jednym z najpiękniejszych.
Jest to już ostatni w tym roku post z cyklu „Jadę do Grecji na wakacje”. Kolejne wydanie – już od drugiej połowy maja. Tymczasem, w miejsce letniego cyklu powrócą „Lekkie poniedziałki”. Pierwszy post – już za dwa tygodnie. Na zakończenie tegorocznego cyklu, kilka zdjęć z mojego lata. Jak pewnie się domyślacie, większość pod nazwą Korfu… Korfu… Korfu…