Bez dwóch zdań… Zakochałam się w tej wyspie. Nadal ciągle o niej myślę… Dziś nasz filmik z wypadu na Amorgos. Miłego oglądania.
Bez dwóch zdań… Zakochałam się w tej wyspie. Nadal ciągle o niej myślę… Dziś nasz filmik z wypadu na Amorgos. Miłego oglądania.
Kiedy poza letnim sezonem nie ma mnie na Korfu, kiedy tylko mogę gdzieś jadę. Kocham podróże. Ostatni weekend spędziliśmy w Atenach. Mieliśmy naprawdę wielkie szczęście, bo pogoda nie mogła być piękniejsza. Wypad udał się świetnie! I już planujemy gdzie tu wybrać się następnym razem… Dziś filmik z naszego weekendu z Atenach – miłego oglądania!
P.S. Bilet wstępu na Akropol kosztuje w sezonie letnim 20 euro, w sezonie zimowym 10 euro. Natomiast w każdą pierwszą niedzielę miesiąca – wstęp jest darmowy. I nam, zupełnie przypadkowo w tę pierwszą niedzielę udało się wcelować:D Odwiedzajcie to miejsce! Jest naprawdę piękne…
Grudniowy post o tym, czego nie lubię w Grecji, był jednym z najbardziej komentowanych postów, jakie pojawiły się na Sałatce. Zainteresowanie nim wyprzedziło nawet cykl postów o moich perypetiach z moją grecką teściową:D Tak dla porządku: post o tym czego nie lubię w Grecji przeczytacie TU!, a o dawnych perypetiach z Fetą TU!, TU! i TUTAJ!. Cech, których w Grekach nie lubię jest co prawda kilka, ale mimo wszystko znacznie ważniejsze są dla mnie te dobre. To właśnie one przyćmiewają greckie wady i przywary sprawiając, że w Grecji mieszka mi się po prostu dobrze. „(…) I że tam gdzie rośnie [wino – przyp. mój], to jakoś nam się na ogół podoba, zgadza się z klimatem, reakcjami międzyludzkimi, jedzeniem, satysfakcją z chwili i powtarzalnością (…)”. Tak w grudniowym „Zwierciadle” (strona 82) powiedział Marek Kondrat. Podpisuje się pod tym obiema rękami. W moim przypadku, tak właśnie to działa.
Dziś więc post o tym, co najbardziej lubię w samych Grekach. Grecja, jako kraj, to oddzielna sprawa. Samą Grecją zajmę się więc w zupełnie oddzielnym poście. Dziś weźmy na tapetę mieszkańców Ellady. Co więc najbardziej lubię w samych Grekach…
SKUPIANIE SIĘ NA TERAŹNIEJSZOŚCI GRECY MAJĄ WPISANE W SWOIM DNA…
Właśnie mieliśmy przerwę na obiad podczas jednej z wycieczek. Usiedliśmy z kierowcą przy stole, a po chwili dosiedli się inni kierowcy, przewodnicy, sternicy, kelner który zrobił sobie przerwę i Bóg wie kto jeszcze. Jedzenie, piękny widok, śmiechy, chichy i ploteczki. Kwadrans zamienił się w dwa, a później i trzy. Nagle zerknęłam na zegarek. Zerwałam się z miejsca, trochę jakby się paliło i chwyciłam za mój plecak. Obok stała lampka niedopitego przeze mnie jeszcze białego wina. Mój kierowca chwycił mnie za rękę. Spojrzał głęboko w oczy i spokojnie powiedział: „Nie śpiesz się! Pamiętaj… nigdy tak się nie śpiesz… Usiądź i spokojnie dopij swoje wino. Trzy minuty nikogo tu nie zbawi.”. Te słowa „nie śpiesz się” rozbrzmiewają mi w głowie, za każdym razem kiedy w pędzie, czy stresie na chwilę stracę głowę. I za każdym razem bardzo mnie uspakajają. Podczas przerw obiadowych z naszą grecką częścią załogi, co chwilę ktoś zabiera mi komórkę. A kiedy martwię się czymś na następny dzień, odpowiedź zawsze jest mniej więcej ta sama: „Ale to jest dopiero juto! A teraz… Teraz idziemy na kawę!”. Grecy jak chyba żaden inny naród mają wrodzoną umiejętność skupiania się na teraźniejszości. Ta umiejętność jest absolutnie niesamowita, szczególnie w dzisiejszych ciągle pędzących, a przy tym wiecznie spóźnionych czasach.
POTRAFIĄ CZERPAĆ OGROMNĄ PRZYJEMNOŚĆ Z NAJPROSTRZYCH RZECZY W ŻYCIU…
Jeśli ktoś siedział z Grekami w tawernie, był na greckim weselu, albo na zwyczajnej kawie, to doskonale wie o czym mówię. Grecy mają niesłychaną umiejętność cieszenia się z podstawowych przyjemności życia. Jak chyba żaden inny naród, delektują się jedzeniem i dyskutują o nim godzinami. Potrzebują zaledwie jednego kieliszka wina, żeby tańczyć tak jakby nikt nie patrzył. A kiedy godzinami sączą jedną kawę, potrafią zupełnie się wyłączyć i całkowicie zrelaksować. Po kilku latach mieszkania w Elladzie sama dochodzę do wniosku, że w gruncie rzeczy, człowiekowi naprawdę niewiele potrzebne jest do szczęścia. Wystarczy nauczyć się czerpać radość z zupełnie prostych rzeczy.
LEKKO ZADARTY NOS I WYPROSTOWANE PLECY. WRAZ Z MLEKIEM MATKI, GRECZYNKI WYSYSAJĄ NATURALNĄ DUMĘ…
Jeśli kiedykolwiek będziecie w Grecji, zwróćcie uwagę na typowe Greczynki. Obojętnie w jakim są wieku. Sprzedawczynie w sklepach. Kelnerki. Nauczycielki. Lekarki czy też szefowe. Typowe Greczynki są pozbawione kompleksów. Nie ważne ile mają w portfelu, co takiego w życiu robią i tak naprawdę – jak wyglądają. Głowa do góry, lekko zadarty nos i wyprostowane plecy. Taka wrodzona duma, naturalny szacunek do samej siebie i brak kompleksów, absolutnie uwielbiam u greckich kobiet.
SZANUJĄ SWÓJ KRAJ, KULTURĘ I TRADYCJE…
Co prawda nie lubię negatywnych porównań, ale.. niestety – tym razem samo nasuwa się na klawiaturę. Kiedy jestem w Polsce, co chwilę od kogoś słyszę: „Ojej! A co ty tutaj robisz…? Przecież w Polsce jest tak szaro i zimno! Dlaczego nie jesteś teraz w Grecji?!”. Złe zdanie na temat swojego kraju, w żadnym wypadku nie przeszłoby Grekowi przez usta. I to nawet z nożem na gardle… Dla porównania, kiedy tylko przyjechałam do Grecji po raz pierwszy, aż do znudzenia słyszałam: „Like here – nowhere!” [Nigdzie nie jest tak dobrze, jak u nas!]. Grecy są absolutnymi fanami swojego kraju. I to jest jedna z fajniejszych rzeczy, których można się od nich nauczyć. Po kilku latach mieszkania w Grecji, szczególnie będąc za granicą, nauczyłam się mówienia o Polsce w samych superlatywach.
SĄ ZAKRĘCENI NA PUNKCIE JEDZENIA…
Grecy są zakręceni na punkcie jedzenia, kuchni, gotowania. Wyjście do tawerny, traktuje się niemalże jak wyjście do teatru (dlatego przed wyjściem do nawet najzwyklejszej tawerny zakłada się odświętne ubrania). Przy jedzeniu można siedzieć godzinami, a obiad to najważniejszy punkt dnia. Ilość gazet i programów kulinarnych w Grecji, przyprawia o zawrót głowy. Tak naprawdę to właśnie w Grecji przekonałam się jak ważną częścią życia jest jedzenie i jaką zabawę można z niego mieć.
W GRECKIEJ RODZINIE JEST POTĘŻNA SIŁA…
Co prawda czasem przeszkadza moment, kiedy grecka teściowa wyskakuje z lodówki. Ale mimo wszystko, w greckiej rodzinie jest siła! Raz na jakiś czas każdy się pokłóci, ale co jak co, kiedy jest problem, za każdym członkiem rodziny, staje się murem! Świadomość, że co by się nie stało w życiu, to twoja rodzina i tak ci pomoże, daje ogromne poczucie bezpieczeństwa.
KOBIETOM BARDZO CZĘSTO MÓWI SIĘ KOMPLEMENTY…
Często ktoś mówi mi, że ponieważ jestem blondynką, to zapewne jestem zasypywana w Grecji komplementami. Racja! Ale tak samo jest w przypadku wszystkich innych kobiet. Stereotyp greckiego podrywacza jest sporo naciągnięty (o tym jeszcze kiedyś z pewnością będzie). A prawda jest taka, że greccy mężczyźni po prostu na co dzień komplementują kobiety. Niezależnie od wieku, koloru włosów, stanu matrymonialnego – na porządku dziennym jest tu mówienie komplementów! Opa! I tu moja hipotetyczna odpowiedź na pytanie – jak to się dzieje, że Greczynki nie mają kompleksów:DD „Cześć! Jak ty pięęęknie dziś wyglądasz!” – takie powitanie jest greckim standardem.
CO PRAWDA PIENIĄDZE SĄ W ŻYCIU WAŻNE, ALE JEST TYLE PIĘKNIEJSZYCH RZECZY NA ŚWIECIE…
Przesiadują w tawernach. Spędzają godziny przy jednej kawie. Tańczą do białego rana. A jeszcze do tego, nie stresują się kiedy jest jakiś problem. Grecja nigdy nie była, nie jest i nie będzie krajem, w którym pracuje się jak na zachodzie. Odpowiedź na wciąż powracające w obliczu kryzysu pytanie: kiedy ci Grecy w końcu wezmą się do pracy? – jest dość prosta… NIGDY! -jeśli mówimy o zachodnim znaczeniu słowa „praca”. Dla Greków pieniądze po prostu nie są najważniejsze. Ważniejszy jest czas dla siebie, dla rodziny, przyjaciół. Takie narody jak na przykład Niemcy, są tym oburzone. Ale statystyki mówią same za siebie. Najmniej zawałów serca i rozwodów w Europie, jest właśnie w Grecji. Czy taki stosunek do życia jest dobry? Podpowiedź znajdziecie sprawdzając, gdzie między innymi owi Niemcy, najchętniej jadą na letnie wakacje…
***
Ufff… To chyba tyle! Jestem bardzo ciekawa jakie cechy Wy najbardziej cenicie w Grekach? Co w nich kochacie, podziwiacie i czego według Was można się od nich nauczyć?
Piszcie w komentarzach!:D
Zupełnie nie wiem jak to się stało, że do czytania „Gorzkich pomarańczy” zabrałam się tak późno. Czekając na ten właściwy moment, książka przez dłuższy czas stała na baczność w pełnej gotowości na regale. Kiedy jednak zabrałam się do czytania, zarwałam przez nią kilka nocy.
Nie znalazłam jak dotąd żadnej innej książki wydanej w Polsce, która Grecję opisywałaby tak obrazowo. Sytuację kryzysową, to co działo się w Elladzie po II wojnie światowej i to co dzieje się teraz. Co chwila, zasypuję Janiego cytatami: a czy wiesz, że… a czy słyszałeś o tym… czy zgadzasz się z… a Dionisos pisze, że… i tak dalej, i tym podobne.
Całość napisana jest tak obrazowo, że za każdym razem kiedy otwieram książkę, czuję jakbym słuchała Dionisa siedzącego obok, konfrontując jednocześnie to o czym się dowiaduje, z moimi greckimi doświadczeniami.
Recenzja książki „Grecja. Gorzkie pomarańcze” Dionizosa Sturisa pojawi się na blogu pod sam koniec maja. Ale… Kim właściwie jest Sturis? I dlaczego każda osoba interesująca się Grecją, powinna dobrze znać jego nazwisko?
Dionisos Sturis jest w połowie Polakiem, w połowie Grekiem. Przyszedł na świat w 1983 roku w Salonikach. Mieszkał w Elladzie dwa pierwsze lata swojego życia, ale prawie całe późniejsze życie spędził już w Polsce. Matka Dionisosa jest Polką. Wyszła za mąż za Greka i w latach 80. wyprowadziła się do Grecji. Mąż, ojciec Sturisa szybko okazał się być tyranem. Już z trójką dzieci, po kilku latach jego żona uciekła do Polski.
W swoim dorosłym życiu, Sturis postanowił poznać Grecję i zrozumieć swoje greckie korzenie. Wyjechał na stypendium do Joaniny. Zaczął uczyć się greckiego.
Obecnie pracuje w radiu TOK FM, zajmując się polityką zagraniczną. Jest specem w temacie Grecji. Był świadkiem wszystkich najgorętszych wydarzeń związanych z kryzysem, relacjonując sytuacje w Elladzie dla polskich mediów. Krótko po tym powstała jego pierwsza książka – „Grecja. Gorzkie pomarańcze”.
Warto zwracać uwagę na wszystkie audycje z uczestnictwem Sturisa w radiu TOK FM, które dotykają Grecji, jak i wszystkie artykuły, które dostępne są na stronie radia. Pojawiają się tam najróżniejsze informacje, z różnych dziedzin dotyczących Grecji, zawsze reprezentujące dziennikarstwo na najwyższym poziomie.
-Jani!!! Jeszcze tylko to ci przeczytam! Słuchaj, to się uśmiejesz: (…) To w Raches (wyspa Ikaria – przypis mój) jest ta słynna piekarnia, która otwiera się po zmroku i zostaje czynna prawie do rana. Piekarz wie, która rodzina ile czego potrzebuje. Pakuje chleby do siatek, siatki podpisuje i wiesza je na hakach przy drzwiach. Ludzie przychodzą, odwieszają torby, zostawiają pieniądze. A jeśli ktoś nie zapłacił, znaczy, że nie miał. Odda innym razem, przy okazji.[1]
-No i co w tym takiego… niezwykłego?
-Jak to co? Fajnie mają na tej Ikarii, nie?
-A nie zauważyłaś, że u nas też tak jest?
No tak! Kiedy wskazano mi przysłowiowym palcem, wtedy zauważyłam. I połączyłam fakty: co robią siatki z chlebem zawieszone na klamkach z tym, że obok jest piekarnia. Niby widziałam je setki razy i przechodziłam obok nich prawie co drugi dzień, ale jakoś tak… Nigdy nie zwróciłam na to uwagi. I po raz kolejny przekonałam się o tym, że myśl „o! tyle już wiem”, jest bardzo zwodnicza. A w temacie, w którym się siedzi, tak naprawdę nigdy nie można przestać drążyć.
Na recenzję literackiego debiutu Dionisosa Sturisa zapraszam pod koniec maja!
Tymczasem niżej, możecie odnaleźć kilka przykładowych audycji i artykułów autorstwa Sturisa:
[1] Grecja. Gorzkie pomarańcze, Dionisos Sturis, Terra Incognita, Wydawnictwo WAB, Wa-Wa, 2013, s. 71