Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Czym zwalczyć reisefieber?… poniedziałek, 25 stycznia 2016

Od kilku dni jestem już w Grecji. Doleciałam szczęśliwie. Pora jednak znów pakować walizki, bo już dziś, na jakieś dwa tygodnie wybywamy do Sałatkowego domu. Tak! Tak! Nie było nas tam trochę. Będzie to nasz dłuższy pobyt w domu rodziców Janiego, o ile dobrze liczę, po jakiś dwóch latach. Za chwilę dopnę walizkę i w drogę!

Proces przygotowywania się do podróży i samego pakowania opanowałam już do perfekcji. W tym temacie nic nie jest mi straszne! Obecnie z zegarkiem w ręku pakuje się w dwie godziny, ale moim celem jest nie więcej niż 60 minut.

Mimo tego, że w ciągu roku bardzo często się przemieszczam, więc wszystko powinno iść gładko, szczególnie przed lotem dopada mnie lekkie reisefieber, czyli typowe zdenerwowanie przed podróżą. Jakie ma u mnie objawy? Kilka razy sprawdzam godzinę lotu, przylotu, to jak dotrę na lotnisko, korki które być może  będą po drodze, prognozę pogody na dzień wylotu. Dokładnie sprawdzam wszystkie przepisy dotyczące bagażu. Problem bowiem zawsze jest jeden. Zwie się on – nadbagaż. A to książka od koleżanki. A to kilka babskich gazetek.  Nowe buty. Kasza manna, o którą trudno w Grecji. Paczka białego sera.  I tak się mnoży, aż powstaje trochę ponad 20 kilo.

Tym razem gorączka przed podróżą dopadła mnie trochę mocniej, bo pierwszy raz leciałam liniami Aegean, o których  przepisach bagażowych nie miałam zielonego pojęcia. Poczytałam na ten temat w internecie, ale tak dla pewności, tak dla stu procentowej pewności, poprosiłam Janiego, żeby zadzwonił i spytał się czy tak na pewno, na tysiąc procent jestem na liście pasażerów, czy niezbędna jest jeszcze odprawa on line i ile kilogramów wg oficjalnych przepisów mogę mieć ze sobą. Jani dobrze zna mnie z tej strony. Wie doskonale, że mimo iż nie jest to potrzebne, do momentu aż nie zadzwoni i nie wypyta się wszystkiego, nie dam mu spokoju.

*

-Zadzwoniłeś? – pytam  przed odlotem.

-Gdzie? –  odpowiada Jani.

-No jak to gdzie?! Do linii Aegean!

-Aaaa… Tak!

-I co powiedzieli?

-No, że wszystko jest ok!

-Ale powiedz dokładnie: sprawdzili w systemie i ile kilogramów mogę mieć?

-Odebrała taka bardzo sympatyczna kobieta. I powiedziała, że wszystko jest ok!

-Czyli sprawdziła w systemie, tak?

-Nie!

-Jak to nie?

-Powiedziała, że ćwiczy pamięć, bo mają takie nowe szkolenia i mają za zadanie pamiętać wszystkich pasażerów z imienia i nazwiska. I to bez żadnych pomocniczych notatek! Mówiła, że chyba cię pamięta! Czy już jesteś spokojna…?

-Jani!!! Sprawdziła w systemie, czy nie?

-No dobra! Hahaha! Mówiła,  że tak, że ma zapisane.

-W systemie?

-Nie! Zapisała sobie na… ręce!

-Jani! Zamorduję cię! Powiedz mi natychmiast jak przebiegała wasza rozmowa! Przecież wiesz, że zawsze przed lotem tak mam, więc po co dodatkowo mnie denerwujesz?

-Ok… To na poważnie… Więc… Dziś chwilę po 14.00 wykręciłem numer podany na stronie. Odebrała automatyczna sekretarka. Zgodnie z jej instrukcją wybrałem numer 1. Odezwała się młoda kobieta. Poprosiłem, by sprawdziła w systemie czy jesteś na liście pasażerów, czy masz jeszcze zrobić odprawę on line i ile kilogramów możesz przewieść. Powiedziała, że sprawdzi. Sprawdziła i jesteś. Na liście pasażerów. Tak właśnie powiedziała dokładnie! Później dodała też, że w liniach Aegean możesz mieć torbę o wadze 23 kilogramy oraz bagaż podręczny. Nie potrzeba robić odprawy on line. Następnie spytała się, czy może pomóc mi w czymś jeszcze. Ja odpowiedziałem, że nie i że dziękuję za pomoc. Ale wiesz co…

-CO?!

-Ja bym tej kobiecie jednak nie ufał… Ja bym to najchętniej jeszcze sprawdził. Ona… Ta kobieta nie wzbudzała we mnie zaufania! Mnie się wydaje… Ona brzmiała trochę… Jakby była pijana! Chyba powinniśmy zadzwonić do kogoś jeszcze…

Dostałam takiego ataku śmiechu, że aż bolał mnie brzuch. Na szczęście, bo najlepszy na reisefieber jak i wszystkie inne ubzdurane stresy jest – śmiech! Przepisy dotyczące bagażu linii Aegean znałam już na pamięć i mogłabym spokojnie szkolić ich załogę. Spakowałam walizkę i wyruszyłam w drogę. Nie pomyślałam, że mogę nie przewidzieć jednego…

*

Kiedy ja pakowałam walizkę, moja mama piekła sernik. Sernik mojej mamy to jest mistrzostwo świata. Absolutny nadserdnik! Biały ser kupiony na targowisku. Kilka rodzynek. Wanilia. Skórka z cytryny. I idealne proporcje pozostałych, tajemnych składników wg przepisu mojej mamy. Największym fanem tego sernika jest Jani. W Grecji nie ma sera białego, więc w takim wydaniu Grecy sernika nie znają. Wielki, ciężki kawałek  trafił do plastikowego pudełka, a pudełko trafiło do mojego bagażu podręcznego.

*

Ufff… Pogoda dopisała, korków nie było, a waga bagażu nie przekroczyła 23 kilo. Już po! Jestem na czas. Spokojnie mogę przejść przez odprawę,  a później zdążę jeszcze wypić kawę. Z ulgą patrzę jak moje rzeczy przejeżdżają przez kontrolę.

-A co tam pani takiego wiezie? Jakieś płyny? Kosmetyki?

-Nie! Żadnych płynów, ani kosmetyków tam nie mam.

-Coś tam jednak dziwnego jest? Muszę rozpakować pani plecak – stanowczo mówi strażnik.

-A… To może chodzi o sernik!

-Sernik! Nie może go pani przewieść!

-Co pan mówi? A to niby dlaczego? – przeszła mnie ciarka i poczułam, że na samą myśl oddania sernika zrobiłam się blada. Przecież nie chodziło o taki sobie zwykły sernik.

-Proszę pani! Jakie składniki zostały użyte do tego sernika? No proszę! Niech pani powie?

-Ser, gotowane ziemniaki, rodzynki… Wie  pan! To jakiś nonsens! Przecież to zwykły sernik! Ja nawet nie znam wszystkich składników, ale to nie jest żadna substancja płynna!

-A rodzynki!

-Co z rodzynkami?

-Na pewno myły moczone w wodzie!

-Nie w wodzie, proszę pana, tylko w koniaku! Mama moczy je w wodzie z dodatkiem koniaku!

-No i sama pani widzi! Oznacza to, że chciała pani przemycić alkohol!

-Co pan opowiada?! Co pan chce mi wmówić?!

-Tak się składa, że właśnie będziemy mieć przerwę na kawę… O! Kawa już prawie gotowa! Przemeeek! Choć! Mamy sernik! …A pani nie może tego sernika przewieźć! Więc idealnie się składa! Ale niech się pani nie martwi…  Na pewno się nie zmarnuje!

Dopiero kiedy wróciła mi przytomność umysłu, zobaczyłam, że reszta strażników prawie leży ze śmiechu. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię… Ach to moje reisefieber… Ale przynajmniej jest śmiesznie:D A sernik Jani zjadł cały prawie za jednym razem. Był nieziemsko pyszny.  Kawałek uchował się specjalnie do zdjęcia wyżej…

Co najbardziej lubię w samych Grekach?… czwartek, 14 stycznia 2016

Grudniowy post o tym, czego nie lubię w Grecji, był jednym z najbardziej komentowanych postów, jakie pojawiły się na Sałatce. Zainteresowanie nim wyprzedziło nawet cykl postów o moich perypetiach z moją grecką teściową:D Tak dla porządku: post o tym czego nie lubię w Grecji  przeczytacie TU!, a o dawnych perypetiach z Fetą TU!, TU! i TUTAJ!. Cech, których w Grekach nie lubię jest co prawda kilka, ale mimo wszystko znacznie ważniejsze są dla mnie te dobre. To właśnie one przyćmiewają greckie wady i przywary sprawiając, że w Grecji mieszka mi się po prostu dobrze. „(…) I że tam gdzie rośnie [wino – przyp. mój], to jakoś nam się na ogół podoba, zgadza się z klimatem, reakcjami międzyludzkimi, jedzeniem, satysfakcją z chwili i powtarzalnością (…)”. Tak w grudniowym „Zwierciadle” (strona 82)  powiedział Marek Kondrat. Podpisuje się pod tym obiema rękami. W moim przypadku, tak właśnie to działa.

Dziś więc post o tym, co najbardziej lubię w samych Grekach. Grecja, jako kraj, to oddzielna sprawa. Samą Grecją zajmę się więc w zupełnie oddzielnym poście. Dziś weźmy na tapetę mieszkańców Ellady. Co więc najbardziej lubię w samych Grekach…

SKUPIANIE SIĘ NA TERAŹNIEJSZOŚCI GRECY MAJĄ WPISANE W SWOIM DNA…

Właśnie mieliśmy przerwę na obiad podczas jednej z wycieczek. Usiedliśmy z kierowcą przy stole, a po chwili dosiedli się inni kierowcy, przewodnicy, sternicy, kelner który zrobił sobie przerwę i Bóg wie kto jeszcze. Jedzenie, piękny widok, śmiechy, chichy i ploteczki. Kwadrans zamienił się w dwa, a później i trzy. Nagle zerknęłam na zegarek. Zerwałam się z miejsca, trochę jakby się paliło i chwyciłam za mój plecak. Obok stała lampka niedopitego przeze mnie jeszcze białego wina. Mój kierowca chwycił mnie za rękę. Spojrzał głęboko w oczy i spokojnie powiedział: „Nie śpiesz się! Pamiętaj… nigdy tak się nie śpiesz… Usiądź i spokojnie dopij swoje wino. Trzy minuty nikogo tu nie zbawi.”. Te słowa „nie śpiesz się” rozbrzmiewają mi w głowie, za każdym razem kiedy w pędzie, czy stresie  na chwilę stracę  głowę. I za każdym razem bardzo mnie uspakajają. Podczas przerw obiadowych z naszą grecką częścią załogi, co chwilę ktoś zabiera mi komórkę. A kiedy martwię się czymś na następny dzień, odpowiedź zawsze jest mniej więcej ta sama: „Ale to jest dopiero juto! A teraz… Teraz idziemy na kawę!”. Grecy jak chyba żaden inny naród mają wrodzoną umiejętność skupiania się na teraźniejszości. Ta umiejętność jest absolutnie niesamowita,  szczególnie w dzisiejszych ciągle pędzących, a przy tym wiecznie spóźnionych czasach.

POTRAFIĄ CZERPAĆ OGROMNĄ PRZYJEMNOŚĆ Z NAJPROSTRZYCH RZECZY W ŻYCIU…

Jeśli ktoś siedział z Grekami w tawernie, był na greckim weselu, albo na zwyczajnej kawie, to doskonale wie o czym mówię. Grecy mają niesłychaną umiejętność cieszenia się z podstawowych przyjemności życia. Jak chyba żaden inny naród, delektują się jedzeniem i dyskutują o nim godzinami. Potrzebują zaledwie jednego kieliszka wina, żeby tańczyć tak jakby nikt nie patrzył. A kiedy godzinami sączą jedną kawę, potrafią zupełnie się wyłączyć i całkowicie zrelaksować. Po kilku latach mieszkania w Elladzie sama dochodzę do wniosku, że w gruncie rzeczy, człowiekowi naprawdę niewiele potrzebne jest do szczęścia. Wystarczy nauczyć się czerpać radość z zupełnie prostych  rzeczy.

LEKKO ZADARTY NOS I WYPROSTOWANE PLECY. WRAZ Z  MLEKIEM MATKI, GRECZYNKI WYSYSAJĄ NATURALNĄ DUMĘ…

 Jeśli kiedykolwiek będziecie w Grecji, zwróćcie uwagę na typowe Greczynki. Obojętnie w jakim są wieku. Sprzedawczynie w sklepach. Kelnerki. Nauczycielki. Lekarki czy też szefowe. Typowe Greczynki są pozbawione kompleksów. Nie ważne ile mają w portfelu, co takiego w życiu robią i tak naprawdę – jak wyglądają. Głowa do góry, lekko zadarty nos i wyprostowane plecy. Taka wrodzona duma, naturalny szacunek do samej siebie i brak kompleksów, absolutnie uwielbiam u greckich kobiet.

SZANUJĄ SWÓJ KRAJ, KULTURĘ I TRADYCJE…

Co prawda nie lubię negatywnych porównań, ale.. niestety –  tym razem samo nasuwa się na klawiaturę. Kiedy jestem w Polsce, co chwilę  od kogoś słyszę: „Ojej! A co ty tutaj robisz…? Przecież w Polsce  jest tak szaro i zimno! Dlaczego nie jesteś teraz w Grecji?!”. Złe zdanie  na temat swojego kraju, w żadnym wypadku nie przeszłoby Grekowi przez usta. I to nawet z nożem na gardle… Dla porównania, kiedy tylko przyjechałam do Grecji po raz pierwszy, aż do znudzenia słyszałam: „Like here – nowhere!” [Nigdzie nie jest tak dobrze, jak u nas!]. Grecy są absolutnymi fanami swojego kraju.  I to jest jedna z fajniejszych rzeczy, których można się od nich nauczyć. Po kilku latach mieszkania w Grecji, szczególnie będąc za granicą, nauczyłam się mówienia o Polsce w samych superlatywach.

SĄ ZAKRĘCENI NA PUNKCIE JEDZENIA…

Grecy są zakręceni na punkcie jedzenia, kuchni, gotowania. Wyjście do tawerny, traktuje się niemalże jak wyjście do teatru (dlatego przed wyjściem do nawet najzwyklejszej tawerny zakłada się odświętne ubrania). Przy jedzeniu można siedzieć godzinami, a obiad to najważniejszy punkt dnia. Ilość gazet i programów kulinarnych w Grecji, przyprawia o zawrót głowy. Tak naprawdę to właśnie w Grecji przekonałam się jak ważną częścią życia jest jedzenie i jaką zabawę można z niego mieć.

W GRECKIEJ  RODZINIE JEST POTĘŻNA  SIŁA…

Co prawda czasem przeszkadza moment, kiedy  grecka teściowa wyskakuje z lodówki. Ale mimo wszystko, w greckiej rodzinie jest siła! Raz na jakiś czas każdy się pokłóci, ale co jak co, kiedy jest problem, za każdym członkiem rodziny, staje się murem! Świadomość, że co by się nie stało w życiu, to twoja rodzina i tak ci pomoże, daje ogromne poczucie bezpieczeństwa.

KOBIETOM BARDZO CZĘSTO MÓWI SIĘ KOMPLEMENTY…

Często ktoś mówi mi, że ponieważ jestem blondynką, to zapewne jestem zasypywana w Grecji komplementami. Racja! Ale tak samo jest w przypadku wszystkich innych kobiet. Stereotyp greckiego podrywacza jest sporo naciągnięty (o tym jeszcze kiedyś z pewnością będzie). A prawda jest taka, że greccy mężczyźni po prostu  na co dzień komplementują kobiety. Niezależnie od wieku, koloru włosów, stanu matrymonialnego – na porządku dziennym jest tu mówienie komplementów! Opa! I tu moja hipotetyczna odpowiedź na pytanie – jak to się dzieje, że Greczynki nie mają kompleksów:DD „Cześć! Jak ty pięęęknie dziś wyglądasz!” –  takie powitanie jest greckim standardem.

CO PRAWDA PIENIĄDZE SĄ W ŻYCIU WAŻNE, ALE JEST TYLE PIĘKNIEJSZYCH  RZECZY NA ŚWIECIE…

Przesiadują w tawernach. Spędzają godziny przy jednej kawie. Tańczą do białego rana. A jeszcze do tego, nie stresują się kiedy jest jakiś problem. Grecja nigdy nie była, nie jest i nie będzie krajem, w którym pracuje się jak na zachodzie. Odpowiedź na wciąż powracające w obliczu kryzysu pytanie:  kiedy ci Grecy w końcu wezmą się do pracy? – jest dość prosta… NIGDY! -jeśli mówimy o zachodnim znaczeniu słowa „praca”.  Dla Greków pieniądze po prostu nie są najważniejsze. Ważniejszy jest czas dla siebie, dla rodziny, przyjaciół. Takie narody jak na przykład Niemcy, są tym oburzone. Ale statystyki mówią same za siebie. Najmniej zawałów serca i rozwodów w Europie, jest właśnie w Grecji. Czy taki stosunek do życia jest dobry? Podpowiedź znajdziecie sprawdzając, gdzie między innymi owi Niemcy,  najchętniej jadą na letnie wakacje…

 

***

Ufff… To chyba tyle! Jestem bardzo ciekawa jakie cechy Wy najbardziej cenicie w Grekach? Co w nich kochacie, podziwiacie i czego według Was można się od nich nauczyć?

Piszcie w komentarzach!:D

salatkapogreckuwpodrozy.pl

salatkapogreckuwpodrozy.pl