Co prawda typowa grecka mama pewnie by się ucieszyła z faktu, że jej synowie wracają do domu i tym samym rodzinne gniazdo znów zostaje wypełnione. Wszak, nigdzie na świecie nie ma lepiej niż u mamy! Cytryna jest jednak pewnym wyjątkiem.
Od momentu, kiedy Ogórek i Ocet wyprowadzili się z rodzinnego domu, minął mniej więcej rok. Plus minus okrągłe dwanaście miesięcy. Przez ten czas sprawy w domu dowodzonym przez Cytrynę nieco się pozmieniały…
– Nie pamiętam kiedy ostatnio było mi tak dobrze! – wyznała Cytryna. – Od prawie trzydziestu lat miałam ich na głowie. Trzydziestu! Najpierw pieluchy i nieprzespane noce. Odkąd zaczęli mówić – wieczne kłótnie, a następnie walki na pięści. Później przez cały czas gotowanie, pranie, sprzątanie, prasowanie. Ten nie zje tego, a tamten tamtego. Następnie burza hormonów, wszystko na „nie” i jeden wielki wysyp pryszczy. A czy ktoś mi za to wszystko podziękował? Jakieś źdźbło na imieniny, albo Dzień Matki? Nie, bo przecież synusiowi okazywać uczuć nie przystoi. Poświęciłam trzydzieści lat na ich wychowanie. W tym lata mojej młodości. Teraz mam dosyć! Nigdy więcej! I niech nawet moja teściowa mówi co chce! Teraz liczę się ja! A co sądzą o tym inni – mam to w jednym, wielkim poważaniu!
Zakończyła wypowiedź Cytryna.
Jaka rewolucja zaszła u niej przez ten rok? Matka Ogórka i Octa, bynajmniej nie siedziała w oknie, wypatrując powrotu synów. Nabrała za to wiatr w żaglach i otworzyła swój mały interesik…
***
W Grecji szalenie popularne jest lotto oraz kupowanie losów na loterii. Zazwyczaj w każdym większym bądź mniejszym mieście, znajdziecie krążącego starszego pana, który sprzedaje losy. Starsi, skromnie ubrani, z kapeluszami na głowach. Często wyglądają jak bohaterowie z bajek Andersena, albo jak postacie, które przeniosły się w czasie. Cytryna przez całe życie kupowała namiętnie owe losy, urozmaicając sobie czas graniem w lotka. Mniej więcej po historycznej wyprowadzce synów, na owej loterii wygrała całkiem pokaźną sumę.
Wszyscy zakładali, że sumka ta stopnieje w przeciągu kilku dni, jako że (co sama otwarcie przyznaje) Cytryna z zamiłowania jest zakupoholiczką. Najbardziej przewidywalny bieg wypadków był taki, że całość zostanie zainwestowana w kosmetyki, nowe perfumy… kilka nowych perfum, ubrania, ubrania i raz jeszcze ubrania, nowe ozdoby i bibeloty do domu.
Cytryna całą zdobytą kwotę włożyła jednak do koperty, a następnie ją zakleiła. Położyła ją sobie na nocnym stoliku przy łóżku i za każdym razem, kiedy szła spać, a później wstawała, zastanawiała się co takiego zrobić z zawartością tej koperty.
-W sumie to mam już wszystko, nawet w kilku egzemplarzach. Nie zapominając o kosmetycznych zapasach… Ale tak naprawdę… w życiu przecież nigdy nie za wiele jest różowego… – pomyślała zasypiając, chyba nie do końca zdając sobie sprawę o co jej samej chodzi. Następnego dnia, sekundę po obudzeniu – już doskonale wiedziała…
Kilka dni później w dawnym pokoju Octa znalazł się malarz pokojowy, kilka wiader z farbą o dwa tony intensywniejszą niż pudrowy róż i wszelkie inne przedmioty służące do malowania. W ciągu jednego dnia, wszystkie meble z dawnego pokoju Octa oraz dokładnie wszystkie rzeczy, które miał wynieść / zabrać / zutylizować, ale jeszcze tego nie zrobił, znalazły się na wysypisku śmieci. Po kilku dniach cały pokoik był odnowiony. Stał zupełnie pusty, nie mieszcząc w swojej przestrzeni, ani jednego przedmiotu. Rześko pachniał świeżością. Świeżością nieco landrynkową, ale to właśnie ten odcień zawsze dodawał Cytrynie dobrej energii. Co jakiś czas wchodziła do środka pokoiku i wciąż nie mogła uwierzyć w to, co z nim się stało. Przechadzała się po niewielkiej różowej przestrzeni, czasem z filiżanką kawy. Planowała gdzie stać będzie stolik. Jakie dobrać do niego krzesła. Przyda się jeszcze niewielki regał. Koniecznie będzie również i lustro. Oraz kilka małych, kobiecych bibelotów, które ocieplą przestrzeń.
Wyszukiwanie mebli, dobieranie akcesoriów, ozdób oraz specjalistycznego sprzętu, Cytryna rozłożyła w czasie, tak by móc się wszystkim nacieszyć. Całość procesu zsynchronizowana była z kursem, na który uczęszczała przykładnie i nadzwyczaj systematycznie w każdy wtorek i piątek, punktualnie o osiemnastej. Nie spóźniła się ani razu. Zawsze była co najmniej piętnaście minut wcześniej by mieć czas na pogawędkę z nowo poznanymi koleżankami. Wiedziała dobrze, że jak wszędzie indziej, również i w tym fachu, szalenie ważne są znajomości.
Od planu do jego realizacji upłynęło ponad pół roku. Kiedy na największej ścianie, dokładnie na jej środku, została zawieszona cienka, biała ramka z dyplomem ukończenia kursu, mniej więcej w tym samym czasie w owym różowym pokoiku znalazły się pierwsze klientki.
Co prawda Cytryna trzy razy powtarzała Octowi, mówiąc głośno i wyraźnie, że jego pokój już nie istnieje, ten wciąż nie dawał w to wiary. O fakcie, że jego matka nie rzuca słów na wiatr, przekonał się, kiedy z torbami w rękach i pokaźną ilością papierowych kartonów przekroczył próg rodzinnego domu. Powoli otworzył drzwi od swojego dawnego pokoju, już intuicyjnie bojąc się tego co za chwilę zobaczy…
Drzwi cicho zaskrzypiały. Po ich otworzeniu, dawny pokój Octa, zaprezentował się mu jak wnętrze mydlanej bańki. Wszystko w nim było niby niemożliwe, ale na nieszczęście – tak realne. Wszystko było tam różowo – landrynkowe, a dodatki porażały śnieżną bielą. Przy ścianie stał niewielki regał, z pedantycznie ustawionymi lakierami. Tuż obok okna przyozdobionego białymi firankami, stał niewielki, biały stoliczek, a przy nim – dwa wygodne krzesła. Wszędzie czuć było zapach acetonu.
Ocet tylko cicho jęknął, a potem grzecznie się ukłonił. Klientka, która siedziała przy stoliczku, miała wyraz twarzy raczej srogi. Cytryna nawet na chwilę nie oderwała wzroku od swojej pracy. Pokrywanie paznokci czerwonym lakierem wymagało całkowitej koncentracji. Jedna mała nieuwaga i czynność tę trzeba będzie powtarzać.
Ocet zamknął drzwi od różowego świata, czując jak w piersiach wali mu serce. Wiedział już, że w tym właśnie momencie jego wydłużone dzieciństwo nieuchronnie dobiegło końca.
Co prawda Cytryna zaakceptowała powrót Ogórka i Octa, jednak ostatnią rzeczą, na którą by sobie pozwoliła, było zrezygnowanie ze swojego właśnie otworzonego salonu manicure, który z dnia na dzień przynosił nie tylko coraz więcej satysfakcji, ale i konkretne pieniądze. Ponadto Cytryna uwielbiała poznawać nowych ludzi i nad wszystko naprawdę kochała malować paznokcie. A poza tym… Miała wszystkie istniejące odcienie różowego lakieru i dobry pretekst, by kupować ich jeszcze więcej!
Co natomiast stało się z Ogórkiem i Octem? Cytryna zaoferowała im dawny pokój Ogórka, w którym musieli zmieścić się razem. Zaplanowała sobie, że jeśli wsadzi ich do jednego pokoju, długo ze sobą nie wytrzymają, więc przynajmniej jeden znów szybko się wyniesie.
Piętnaście metrów kwadratowych… Dwa łóżka. Dwa gigantyczne monitory od komputerów. Stosy porozrzucanych skarpetek, wśród których żadna nie mogła znaleźć sobie pary. Niekończące się ilości płyt CD. Jakiś bliżej nieokreślone męskie gadżety. A na środku drzwi wejściowych – wielka dziura wybita Ogórkową pięścią…
Co takiego tam się działo? O tym już w kolejnym odcinku…