Największy postrach Ogórka – czyli kim jest Babis ze stacji KTEL?

 

     Sklep, w którym pracuje Ogórek, należy do jego rodziców. Jest to typowy rodzinny, grecki biznes, dzięki któremu utrzymuje się cała rodzinka. Sklep jest dość niepozorny. Znajduje się w jednej z bocznych uliczek, odchodzących od centrum miasta. Jest otwarty przez dwanaście godzin, siedem dni w tygodniu. Na kilkudziesięciu  metrach kwadratowych, które zajmuje, znaleźć można absolutnie wszystko. Od produktów spożywczych, po środki chemiczne potrzebne w domu, kończąc na małej półce z kosmetycznymi niezbędnikami.

     Ogórek jest znaną osobą w mieście, więc sklepik stanowi również centrum rozrywkowe. Męskie oczywiście. Kiedy wchodzimy  tam  z  Janim, wiem że szybko nie wyjdziemy. Słuchając relacji z meczów piłkarskich, nie potrafię  ukryć malującej się na mojej twarzy nudy. Zazwyczaj  wtedy dostaję od Ogórka zielone światło i korzystając z kolekcji lakierów, mieszczącej się na półce z kosmetycznymi niezbędnikami, siadam  za ladą i spokojnie maluje sobie paznokcie. Wilk syty i owca cała. Ze sklepu wszyscy wychodzą zadowoleni.

     Ogórek nie znosi swojej pracy i wzrokiem zabija każdego klienta. Zawsze siedzi w tej samej pozycji.  W prawej ręce trzyma papierosa  (tak… niestety znów zaczął palić), a w lewej zimną frappe. Głowę ma uniesioną wysoko, ponieważ tuż nad ladą z kasą znajduje się mały telewizor, w którym ogląda serial albo mecz.

     Atmosfera nic-nie-róbstwa i całkowitego zatrzymania w czasie, udziela się każdemu, kto tylko wejdzie. Chipsy, cola, ciastka. Każdy wybiera co woli. Kiedy moje paznokcie są już pomalowane, chwytając za  ulubiony popcorn, zaczynam wysłuchiwać najróżniejszych, męskich opowieści.

 

 

-Był dzisiaj Babis? – spytał Tassos.

-Na całe szczęście nie!  Dziś było spokojnie. – odpowiedział Ogórek.

-Jaki Babis? – spytałam.

-No ten… Ze stacji KTEL. – odpowiedział ktoś z boku, tak jakby było to zupełnie oczywiste.
-Co to za jeden? – nie mogłam powstrzymać babskiej ciekawości.
-Ten który  prześladuje Ogórka…

  Tak na marginesie – KTEL, to grecki odpowiednik PKS. Tak więc owy Babis był najpewniej kierowcą autobusu.

-Ogórek, lepiej sam Dorocie opowiedz.

    Opróżniając paczkę z popcornem, wsłuchałam się w  Ogórkową opowieść…

     -Nikt nie może go znieść. Nawet moja matka (Cytryna – przypis narratora) jest blada, kiedy Babis wchodzi. Był właśnie w zeszłym tygodniu i jadł ciasto serowe (ciasto serowe – czyli rodzaj bardzo kruchego ciasta francuskiego, wypełnionego serem feta – przypis narratora). Nie jedno,  ale dwa! Przy czym jadł je kładąc  jedno na drugim. Obchodzi dokładnie cały sklep, jakby było w nim coś ciekawego i zostawia za sobą okruchy. Więc wołam: „Babis! Uważaj, brudzisz tym ciastem całą podłogę! Musisz tutaj jeść?!”. A ten do mnie: „O Boże… Przecież nic się nie dzieje!”. Dwa razy obszedł  sklep i niczego nie kupił. Cała podłoga  w okruchach…           Zazwyczaj jak już coś kupuje, to trwa to dobre pół godziny. Wybiera produkty, wszystko na półkach przestawia, niczego nie odkłada na miejsce. Porównuje każdą cenę. Czasami wyjmuje kalkulator. A później i tak  macha ręką i wybiera coś co jest o pięć centów droższe.     Ostatnio podszedł do lady i mówi: „Nałóż mi 4 plastry salami!”. Nakładam i pytam: „To może 5?”. „A niech będzie!”. Babis zaszalał. Nałożyłem i pakuję. Wtedy  mówi: „Wiesz co… To może nałóż mi 7!”. Odpakowuje jeszcze raz i dokładam – całe dwa plastry. Pytam dla pewności: „To może 9”.  „A niech tam!  Niech będzie 9!”. Przed zapakowaniem pytam się raz jeszcze: „W takim razie, może 10?!”. „Opa! Nie ma mowy!!! Ty znowu mnie naciągasz!!”.

 

        Kuzyn Janiego jest przekonany, że Babis naprawdę go prześladuje. Ma w planie wywiesić zdjęcie z  informacją, że Babis w sklepie nie będzie  obsługiwany.

      Ogórek zamyka o 22. Na szklane drzwi i okna, zsuwa wielką, metalową żaluzję. Kiedy słychać głośne „krach!”, oznacza to że jest już wolny. Później zawsze idziemy  na wieczorną kawę. Ja, Jani,  Ogórek i jego przyjaciele.  Tych ostatnich jest zazwyczaj około dziesięciu. Jak myślicie, ilu z nich wstaje następnego ranka do pracy?

    Kryzys… Kryzys… Kryzys… Ale o tym, już na dniach!

 

 

Przeczytaj więcej…

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2011/11/13/jak-zapalic-papierosa-krok-po-kroku-niedziela-13-listopada-2011/

 

 

 

z cyklu: JADĘ DO GRECJI NA WAKACJE – Policja turystyczna w Grecji

 

     Każdego lata cała Grecja przeżywa turystyczne zatrzęsienie. Na większości greckich wysp, ilość turystów potrafi znacznie przewyższyć liczbę stałych mieszkańców. Wśród zagranicznych przyjezdnych  ogromną ilość  stanowią Polacy. Nie ma co ukrywać – kochamy Grecję!

        Nie każdy właściciel hotelu, tawerny czy też restauracji, działa zgodnie z prawem. Grecy są mistrzami kombinowania. Spędzając wakacje w Elladzie, warto mieć świadomość, że jeśli staniecie  się  ofiarami turystycznego wykroczenia,  funkcjonuje tu specjalny wydział policji – policja turystyczna

    Wasz pokój w hotelu nie spełnia uzgodnionych  wymogów? Pokłóciliście się z właścicielem tawerny? Oszukano Was w restauracji? Wszystkie tego typu sprawy rozwiązuje policja turystyczna. Nieuczciwego hotelarza, właściciela tawerny czy też restauratora,  można ją skutecznie postraszyć, a potem  śmiało  dzwonić.

Przykładowy numer telefonu – policjaturystyczna  na Krecie

Mam nadzieję, że Wasze greckie wakacje będą należeć do udanych i numer do policji turystycznej nie będzie nigdy potrzebny. Dmuchając jednak na zimne – podaje link do strony gdzie znajdziecie aktualne numery telefonów do wydziałów policji turystycznych  z każdej wyspy i każdego większego  miasta w Grecji:

http://www.web-greece.gr/tourismpolice.htm

Przeczytaj więcej…

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/09/27/z-cyklu-jade-do-grecji-na-wakacje-jak-zrozumiec-niekonwencjonalne-zachowanie-greka-czwartek-27-wrzesnia-2012/

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/06/16/z-cyklu-jade-do-grecji-na-wakacje-10-rzeczy-ktore-moga-was-zaskoczyc-jesli-jedziecie-do-grecji-pierwszy-raz-sobota-16-czerwca-2012/

Moje ukochane ciasto cytrynowe

 

 

     W naszym ogrodzie rosną aż trzy drzewa cytrynowe, które wiosną i latem wydają owoce przez cały czas. Cytryn mamy tak dużo, że rozdajemy je każdemu, kto tylko chce. I tak nadal nie wiemy co zrobić z ich nadmiarem.

      Cytryny, które rosną w Grecji mają nieziemsko intensywny zapach i smak. Mój zachwyt nad tymi owocami  nie maleje już od ponad  roku, kiedy to wprowadziliśmy się do Cytrynowego Domu. Uwielbiam absolutnie wszystko co jest cytrynowe!

      Niżej podaje przepis na moje ciasto cytrynowe, w którym zakochuje się każdy, kto je zasmakował. Przepis jest banalnie prosty i działając w dwuosobowym zespole razem z Janim, wykonujemy je w piętnaście minut z zegarkiem w ręku. Gorąco je  polecam! Wypróbujcie koniecznie!

    Tymczasem, kończy się właśnie pierwszy tydzień w mojej nowej pracy. Piszę do Was z wyspy Zakinthos. Zainteresowanie organizowanymi przez nas wycieczkami, przerosło najśmielsze oczekiwania.  Każdego dnia nie mogę się nadziwić jak niesłychana liczba Polaków uwielbia Grecje.

    O samej wyspie Zakinthos i mojej nowej pracy będzie jeszcze wiele, ale nie wcześniej niż za miesiąc. Najpierw przyznaję  – muszę chwilę ochłonąć ;))) W międzyczasie łapania oddechu, zapraszam na kolejne odcinki o tym co ostatnio zadziało się w sałatkowej rodzinie. Już za kilka dni dowiecie się… kim jest prześladowca   kuzyna Janiego, czyli Ogórka  oraz  jak Ogórkowi przyjaciele odnajdują się w greckim kryzysie.

Ale wracając do tematu – oto…

 

 PRZEPIS NA CIASTO CYTRYNOWE

 

Składniki:

– 200 g masła

– ¾ szklanki cukru

– garstka płatków migdałowych

– 5 czubatych łyżek mąki

– 1 i pół łyżeczki proszku do pieczenia

– 3 jajka

– starta skóra z 2 cytryn

 

Wszystkie te składniki mieszamy razem dokładnie. Płatki migdałowe nie są konieczne, są tutaj opcjonalne. Ciasto umieszczamy na nasmarowanej tłuszczem blaszce. Powinno mieć konsystencję bardzo gęstego budyniu. Wkładamy do piekarnika na około 30 min w temperaturze 180 stopni. Już prawie gotowe, ale to jeszcze nie koniec…

Sos cytrynowy:

– sok z 2 cytryn

– pół szklanki cukru pudru

– żółtko z jednego jaja

Składniki sosu mieszamy razem,  podgrzewając przez około 7 minut na wolnym ogniu.

Gotowe ciasto wyjmujemy z piekarnika i przekłuwamy w kilku miejscach widelcem. Jeszcze gorące ciasto polewamy sosem. I gotowe! Smacznego ;)))

 

 

 

Niezawodny sposób na grecką teściową – DOLMADAKIA!

     Oliwa z Oliwek jest  szalenie sympatyczna. Trzeba jednak przyznać, że w obecności swojej synowej, czasem zamienia się w prawdziwego potwora. Wytykając Fecie wszystko co tylko jest możliwe, pomściła wszystkie moje krzywdy. Co prawda Feta jest perfekcyjna w temacie sprzątania, ale nikt nie jest w stanie prześcignąć kulinarnych wyczynów  babci.

    Po pewnym czasie już nawet Souleiman  na babcię nie działał i Feta musiała wymyślić jakieś inne wyjście z sytuacji. Rozwiązanie  było proste. Nazywało się… DOLMADAKIA!

 

    -Mamo… – zaczęła pewnego ranka Feta, mówiąc do Oliwy, która właśnie myślała nad nową zaczepką.

    -Pomidor mówił wczoraj, że ma nieodpartą ochotę na mamine dolmadakia… Ach… Ależ by się z nich ucieszył!

    Oczy Oliwy momentalnie rozbłysły. Rozchyliła nawet lekko usta. Na składniki tej bardzo typowej, greckiej potrawy nie trzeba było długo czekać, bo Feta  wszystko już wcześniej ukartowała. Liście winogron. Ryż. Zestaw przypraw i potrzebne naczynia. Wszystko gotowe!

     Dolmadakia to rodzaj naszych gołąbków, tyle że robi się je nie z liści kapusty, ale z  liści  winogron. Smak mają specyficzny i przyznam się, że za nimi nie przepadam. To jedna z tych potraw, które się albo kocha, albo nienawidzi.

    Przygotowanie tego dania,  jest niezwykle żmudne i zajmuje  wiele godzin. Widok kobiet zawijających ryż w liście winogron i rozmawiających przy tym wesoło, jest jednym z typowych widoków z codziennego, greckiego  życia szczególnie  we wioskach i małych miasteczkach. Podczas tej pracy, naprawdę można się nagadać.

     Oliwa czym prędzej zabrała się do działania. Usiadła  na kanapie i przyjęła wygodną pozycję. Szklanka z wodą. Kawałek ciasta z serem. Tak przygotowana ruszyła do pracy.  Liść za liściem. Garstka ryżu, jedna za drugą. Praca trwała kilka godzin, a babcia opowiadając najróżniejsze historie, była w siódmym niebie.

 Tak  wygląda Centrum Dowodzenia Światem. Czyli Oliwa z Oliwek robiąca dolmadakia.

    -Dorota, nie chcesz wiedzieć jak  się je  robi? Mogłabyś też zrobić kilka dla Janiego. – zaproponowała mi Feta.

    -Przepraszam, ale nie mam teraz czasu… – tak brzmiała moja oficjalna odpowiedź. „Nie chcę wiedzieć i co najgorsze nic mnie to nie obchodzi!” – to zdanie tak naprawdę tkwiło w mojej głowie. Dolmadakia  wymagają wiele godzin żmudnej pracy.  A gotowanie dłużej niż 20 minut – to dla moich kulinarnych standardów, stanowczo za długo. Gdyby tylko dowiedziała się o nich babcia, zapewne dostałabym po głowie…

 Gotowe dolmadakia  na szczęście dostępne są w każdym greckim sklepie.
 

    A propos przepisów! Na dniach  zapraszam na najłatwiejszy na świecie, najszybszy, ale przede wszystkim, najsmaczniejszy przepis na ciasto cytrynowe.

Sezon na figi trwa

 

 

     Podczas gdy w Polsce trwa  sezon na  czereśnie, jagody  i maliny; w gorącym, greckim słońcu wygrzewają się figi. Właśnie teraz są najsłodsze, najbardziej miękkie i soczyste. Można rwać i jeść prosto z drzewa, a figowych drzew  w Grecji nie brakuje.

Drzewo figowe

      Figi są teraz tak miękkie, że nie warto  tracić czasu na ich obieranie. Wystarczy umyć, rozerwać palcami od środka i połykać niemalże w całości. Ja tak właśnie  robię  i po zjedzeniu tego przesłodkiego owocu, nic nie zostaje:))

 

 

 

Przeczytaj więcej…

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/06/04/z-cyklu-zacznij-lekko-poniedzialek-jak-wlasciwie-w-naturze-wygladaja-kapary-poniedzialek-4-czerwca-2012/

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2013/02/20/zakwitly-drzewa-migdalowe-sroda-20-lutego-2013/

 

 

z cyklu: JADĘ DO GRECJI NA WAKACJE – Niezbędny zestaw perfekcyjnego plażowicza

   

       Lato  uznaję  oficjalnie za  rozpoczęte! W Grecji już od dobrych kilkudziesięciu  dni panują upały. Z nieba poznikały  ostatnie chmury. A w rozgrzanych słońcem trawach,  swoją muzykę grają cykady. Zapełniły się również i  plaże.

     Przez całe wakacje aż do końca września, poniedziałkowe posty zastąpi  cykl dla osób, które w tym roku jako cel wakacyjnych podróży wybrały Elladę. Dzisiaj odsłona numer jeden! Ponieważ w 90% przypadków,  jadąc do Grecji udajemy się również na plaże, warto wiedzieć – co takiego będzie nam niezbędne? Oto  żelazny zestaw perfekcyjnego  plażowicza…

 1. KOSTIUM KĄPIELOWY –  rzecz jasna bez kostiumu kąpielowego na plaży się nie obejdzie. Ale… jak wybrać ten najlepszy? Ja radziłabym  kupić go w Grecji. Wybór kostiumów kąpielowych w Elladzie jest nieskończony! O poradę co do właściwego, warto poprosić  grecką ekspedientkę. O tym, że Greczynki o kostiumach wiedzą od Polek znacznie więcej,  przekonałam się  na własnej skórze. Kostium, który dobrała mi grecka sprzedawczyni był najlepiej dobranym kostiumem, jaki miałam w życiu! 
 2.  KREM Z FILTREM –  wybierając się na plaże, chcemy się opalić. Ale uwaga! Decydując się na plażowanie w Grecji bez żadnej ochrony,  już po pierwszej  wizycie najpewniej się spalicie…  Greckie słońce działa ze zdwojoną siłą. Jeśli  pływacie, promienie słoneczne  dodatkowo odbijają się o taflę wody i działają  jeszcze mocniej. Dokładnie jak  przy wizycie w turbo solarium 😉  Opalenizna przywieziona  z Grecji jest śliczna i może pozostać na skórze nawet do grudnia. Żeby jednak uniknąć poparzeń, trzeba się zabezpieczyć. Moim kosmetycznym odkryciem jest krem do opalania greckiej firmy KorresTen krem jest nieziemski! Pachnie  jak śliczne,  letnie perfumy. Wszystko przez skład, który oparty jest na greckim jogurcie. Jogurt w kremie do opalania – przyznacie, że jest to genialne! Tak na marginesie,  do kupienia w każdej greckiej aptece.
3.  OKULARY SŁONECZNE –  o nich również nie można zapomnieć! W tym wypadku warto postawić na jakość. Pamiętajcie, że okulary słoneczne trzeba kupować u optyka. W innym przypadku, mogą uszkodzić nasze oczy. Bez dobrej jakości okularów, nie można się w Grecji  obyć. Wie o tym, każdy kto choć raz zasmakował siły śródziemnomorskiego słońca.
4. KAPELUSZ –  to też istotne. Przed moim  przyjazdem do Grecji, nie wiedziałam właściwie dlaczego? Odpowiedź przyszła ekspresowo. Na samym początku maja, po jednej  z podróży, jeszcze wiosenne słońce prawie przepaliło mi przedziałek, który noszę z boku głowy… Tak więc już następnego dnia miałam na sobie mój ukochany, słomkowy kapelusz.
5. PLASTIKOWE JAPONKI – koniecznie z plastiku! Nic innego nie sprawdza się na plaży. Plastikowe buty można szybko umyć i bez oporów wskakiwać w nich do wody. Poza tym, sprawdzają się najlepiej na kamienistej jak i piaszczystej plaży. Ja właśnie zaopatrzyłam się w kultowe  buty firmy Havaianas. Nie ma co ukrywać – są  drogie. Jednak w tym przypadku,  jakość i wygoda są całkowicie proporcjonalne do ceny.
6. RĘCZNIK PLAŻOWY –  powinien być duży, ale jednocześnie cienki, tak żeby zbytnio nie ciążył w torbie.  Kolor i wzory to już kwestia gustu.
7. WIELKA CHUSTA – ta również jest niezbędna! Zastanawiacie się pewnie: dlaczego? Po to żeby prosto z plaży, z klasą wybrać się do pobliskiej kawiarenki  po zimną kawę! Zazwyczaj mało która z nas, komfortowo czuje się chodząc w kostiumie poza plażą. A komu tylko na chwilkę, chce się zakładać całe ubranie? Rozwiązaniem jest wielka, zwiewna chusta. Jak szybko i elegancko ją zawiązać? Rzecz jasna, mam na to patent! Ale   to już dłuższy temat na oddzielny post –  o tym jeszcze będzie!
Tymczasem… miłego plażowania!
Przeczytaj więcej…

Kiedy człowiek zapuszcza korzenie?

 

       Właśnie pakuje walizkę. Zapuszczone lekko korzonki, znów trzeba będzie przesadzić. Najważniejsze jednak, że jest gdzie wracać. Pomieszkiwać mogę wszędzie, ale Cytrynowy Dom jest tylko jeden! Przez najbliższe cztery, letnie, gorące  miesiące zakorzeniam się na Zakinthos. Tam czeka na mnie wyczekiwana praca.

    Do miejscowości, w której obecnie mieszkamy, nadal nie pałam  sympatią. Fakt, że to właśnie tutaj znajduje się mój adres, musiałam po prostu zaakceptować. Korzonki małe, cienkie, ale zawsze… wrosły chyba trochę mimowolnie. Jak się o tym przekonałam?…

 

 

    Pewnego słonecznego dnia, Jani wybrał się do sąsiedniego miasteczka, kupić chleb w naszej ulubionej piekarni. Wsiadł do samochodu i ruszył powoli. Dochodziło południe. Nagle, z małej, bocznej uliczki wyjechał facet na motorze. Zaczął jechać za Janim. Wyprzedził go i kiedy był już przed nim,  zaczął naciskać na klakson. Z całej siły machał ręką, żeby Jani zjechał  na pobocze. Co na Boga się stało??!! Jani  zatrzymał się  i otworzył okno. Z motoru cały zziajany, zsiadł młody chłopak. Był to nasz listonosz.

     -Co się stało? – spytał Jani.

     -Przyszła paczka z Polski dla Doroty! Trzymaj! – powiedział i sekundę później już go nie było.

 

     Dodam, że z naszym listonoszem nigdy nie zamieniłam pełnego zdania. Zawsze tylko mówimy sobie dzień dobry.

     Mój proces zapuszczania korzeni następuje chyba trochę bezwiednie. Tymczasem pora ruszyć w drogę!

    Wszystkim, którzy właśnie jadą na  swoje urlopy, życzę miłych wakacji! Tymczasem ja…  zabieram się do pracy! ;))))

Przesyłka, którą dostarczył nasz listonosz. „Mandolina Kapitana Corelli” to książka, której akcja rozgrywa się na Kefalonii, czyli w jednym z moich miejsc pracy. To właśnie na postawie tej książki powstał słynny film z Penelope Cruz  i Nicolasem Cage  w rolach głównych.

 Przeczytaj więcej…

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/05/12/swiatowy-dzien-ptakow-wedrownych-sobota-12-maja-2012/

 

Co się dzieje, kiedy w jednym pokoju znajdą się trzy kobiety z trzech różnych pokoleń?

 

        Zdążyliśmy jedynie postawić na podłodze walizki, kiedy do drzwi sałatkowego domu zadzwonił dzwonek. Podparta na swoim synu Pomidorze, do środka weszła Oliwa z oliwek – już prawie stuletnia seniorka rodziny. Babcia niestety coraz częściej  niedomaga i ostatnio czuje się gorzej. Z tego właśnie powodu Feta wraz z Pomidorem, postanowili nakłonić Oliwę do zamieszkania na jakiś czas w ich domu.

    Nakłonić… Co jednak wcale nie było takie proste! Szczęście w nieszczęściu, że na zdrowiu podupadł również Pomidor. Obecnie cierpi z powodu  wrzodu na żołądku i co jakiś czas musi stawiać się w szpitalu. „Dzięki” chorobie Pomidora konszacht był wręcz banalny. Oliwa z oliwek została poinformowana, że syn czuje się źle. Powiedziano jej, że koniecznie musi się nim zaopiekować, bo w takiej sytuacji – bez jej pomocy się nie obejdzie! Przyznajcie sami – czyż nie było to genialne?!

     Oliwa z oliwek, wcześniej wzbraniająca się rękami i nogami przed samą myślą o przeprowadzce, do domu Sałatki przybiegła niemalże w podskokach. Już od samego wejścia gorsze samopoczucie jakby samo jej minęło:

     -Jestem! – powiedziała na wydechu wchodząc do środka.

   -Feta! Musimy porozmawiać… – wykrzyknęła,  patrząc na żonę Pomidora.  Po kilku chwilach, babcia wygodnie rozsiadła  się na kanapie. Prawą rękę jak zawsze oparła na wiekowej lasce, a lewą nogę, ponieważ ta czasem drętwieje, wyprostowała na kanapie. Kiedy przyjęła swoją strategiczną pozycję, zaczęła:

    -Najpierw proszę o szklankę wody. – zażądała Oliwa, poczym przeszła do sedna:

    -Co dzisiaj ugotowałaś na obiad? – padło najważniejsze(!) dla każdej greckiej pani domu pytanie.

    -Dzisiaj jedliśmy spaghetti. – odpowiedziała skruszona Feta.

    -A wczoraj?

    -Wczoraj były kuleczki mięsne.

    -A co będzie jutro?

    -Jutro… Jeszcze nie wiem…

    -No właśnie… I tu jest pies pogrzebany! – Oliwa podniosła głos. Gdyby mogła, zapewne by wstała.

   -Feta! Spójrz na mojego syna, na moje biedne dziecko [Pomidor ma 60 lat – przypis narratora 😉 ]!  Czy ty widzisz, co on ma na sobie? Jego koszula jest nie-do-pra-so-wa-na! Poza tym… Jakie spaghetti?! Co to za wynalazki?! Jakie  kulki mięsne?! Co się tutaj u was  na Boga dzieje? A tak w ogóle… To gdzie są moje haftowane obrusy i firanki, którymi cię obdarowałam? Tyle się narobiłam! Feta! Poza tym, że nie dbasz o moje dziecko, to  nie masz w sobie odrobiny wdzięczności!

     Tak na marginesie… Przy ostatniej wizycie Fety w naszym domu, dostałam cały zestaw ręcznie haftowanych obrusów i firanek…  Tak więc wszystko jest  już jasne!

     Po rozmowie ze swoją teściową, Feta wyszła na wpół żywa. W takim stanie jeszcze nigdy jej nie widziałam…

    -Dorota… Nie daję rady… – powiedziała do mnie ukradkiem. – Tu trzeba coś wymyślić. Przecież  TA  KOBIETA… ona mnie wykończy…!!!

      Czyż życie nie jest sprawiedliwe?!  Przyznam się bez bicia, że to zdanie cisnęło mi się na język.

    -Choć, musimy się jakoś zrelaksować! – powiedziała zdecydowanie, poczym dodała:

    -Za piętnaście minut leci „Souleiman” [czytaj: sulejman]. Koniecznie musisz to ze mną obejrzeć!

    -„Souleiman” pierwsze słyszę. Co to takiego?

    -Taki turecki serial.

    -Pani Feto, ale ja nie znam tureckiego!

   -Nie martw się! Ja z tego też nie za wiele rozumiem. Ale kobiety noszą tam takie piękne suknie! Zobaczysz, na pewno ci się spodoba!

Souleiman  (http://www.greekradar.gr)

 

Jak to się stało, że piętnaście minut później razem z Fetą i (na szczęście już milczącą) Oliwą, oglądałyśmy razem „Souleimana”? Zupełnie nie wiem… Greczynki to  mistrzynie manipulacji! Co by o serialu nie powiedzieć, to dzięki Souleimanowi nastąpiła godzinka  ciszy i spokoju. Chwilowe zawieszenie broni.

 

Jak jednak sprawę ze swoją teściową ostatecznie rozwiązała  Feta? Na coś takiego nigdy bym nie wpadła!  Myślę, że do Nagrody Nobla w dziedzinie pokoju w przyszłym roku, bez dwóch zdań nominowana powinna być Feta. Dlaczego ? O tym – już  na dniach!

 

 

W tym kawale kryje się znacznie więcej, niż tylko szczypta prawdy

       Otwierają się drzwi. Do domu wchodzi Nikos. Jest przygarbiony i ma spuszczoną głowę.  

     -Synusiu! Co ci się stało? – podbiegając do drzwi, pyta jego matka.

     -Mamo… Co za dzień! Gorzej już być nie mogło…

     -Siadaj synku i mów o co chodzi?

     -Wylali mnie z pracy. Od dziś  jestem na bezrobociu…

     -Synku! To nie powód  do zmartwienia. Nic się nie martw! Na pewno szybko coś znajdziesz, a póki co damy ci pieniądze  na życie.

     -Tak, ale to jeszcze nie wszystko… Moje mieszkanie wynajmowała mi firma. Więc od dziś nie mam już gdzie mieszkać.

     -Ach! To nic takiego! Nawet i lepiej.  Pomieszkasz trochę z nami! Będzie jak za starych dobrych lat! Że też martwisz się o coś takiego? Przecież wiesz, co znaczy „grecka rodzinka”.

     -Tak, ale to jeszcze nie koniec… Przez to wszystko,  zostawiła mnie Marija… Co ja teraz zrobię…

     -Ach tam! Powiem ci szczerze – nigdy jej za bardzo nie lubiłam! Miała takie wielkie  stopy… – powiedziała grecka mamma, przywołując w wyobraźni widok stóp Mariji.  –Nic się nie martw. Zobaczysz, znajdziesz znacznie lepszą! A powiedz synuś, pewnie jesteś głodny? Co dziś zjadłeś na obiad?

     -Z tego całego rozgardiaszu, to  zupełnie zapomniałem   o obiedzie.

   Słysząc to, grecka mamma aż wstała od stołu. Z przerażeniem na twarzy jakby właśnie usłyszała, że Nikos  kogoś zamordował,  mówi:

     -Synu… Bój się Boga! Jak mogłeś nie zjeść obiadu?!  Ty jesteś zupełnie szalony!

     Ten kawał przyświecał każdemu dniu naszej wizyty w domu „Sałatki”. Żart ten  jest w Grecji bardzo popularny i mówi o Grekach więcej niż niejedna książka. Grecy nie tyle lubią jeść… Na punkcie jedzenia są całkowicie zakręceni. Temat jedzenia nie schodzi nigdy z pierwszego planu codziennych rozmów. A fakt, że ktoś może być głodny, jest największą obawą  dla każdej typowej greckiej mammy.

 Nie będę ukrywać… Stęskniłam się za moją kochaną „Sałatką”! I bardzo cieszyłam się z tej wizyty.

 

      Tymczasem, odpowiadając codziennie na pytanie, co mamy ochotę zjeść na obiad, każdy poranek rozpoczynaliśmy w dokładnie taki sam sposób. Na śniadaniu w  mieście!

    Kavala jest przepiękna. Według mnie to  właśnie tam mają najlepszą BOUGATSE (https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/09/17/z-cyklu-zacznij-lekko-poniedzialek-co-grecy-jedza-na-sniadanie-propozycja-nr-2-czyli-bougatsa-poniedzialek-17-wrzesnia-2012/) na całym świecie! Do tego filiżanka greckiej kawy… Widok na budzące się do życia miasto… I zsunięty z nadgarstka zegarek… Tak właśnie mogłabym zaczynać każdy idealny poranek!

    Miłego poniedziałku!

 

Ale… ale… Co słychać u starej, dobrej „Sałatki”?

      Kilka lat temu, kiedy oboje jeszcze studiowaliśmy, Jani dorabiał  dorywczo pracując na stacji benzynowej. Taka dodatkowa praca była nam obojgu bardzo potrzebna. Ja mieszkałam wtedy w Polsce, Jani w Grecji, a związki na odległość  do najtańszych nie należą. Żeby spotkać się raz na kwartał, oboje musieliśmy solidnie  pracować. Bilety lotnicze do Grecji wciąż niestety są dość drogie.

      Na owej stacji benzynowej Jani pracował przez dobrych kilka miesięcy. Mimo, że jego praca nie należała do zbyt skomplikowanych, wiele się z niej nauczył. Tę życiową lekcję Janiego, można zamknąć w kilku słowach: jeśli Grek – szef  mówi „dziś nie mam pieniędzy, ale na bank… bez dwóch zdań… już teraz na 100%… na pewno… możesz mi obciąć obie ręce… zapłacę ci w przyszłym tygodniu!” – oznacza  to, że równie „na bank… na 100%… na pewno…” nawet w przypadku obcięcia wszystkich kończyn – wypłaty nigdy nie będzie…

 

      Swoją niezmienną  kwestię szef Janiego recytował co tydzień. W momencie rzucania tej pracy, Jani wyzbył się charakterystycznej dla wieku młodzieńczego   naiwności. Od tego momentu wiedział, że życie wcale nie jest sprawiedliwe. Były szef nie zapłacił mu ani jednego  euro i tym samym Jani założył mu sprawę w sądzie.

 

     Już od pięciu lat, bardzo systematycznie bo dwa razy w roku, nawet jeśli jesteśmy na drugim końcu świata, przyjeżdżamy do domu „Sałatki” żeby wziąć udział w rozprawie. Kilka tygodni temu dostaliśmy wezwanie na rozprawę nr 10.  Za każdym razem coś jest nie tak i rozprawa  nie może dojść do skutku. Najczęściej nie przychodzi były szef. Zdarza się jednak, że w sekretariacie zapominają jakiegoś papieru i wszystko w ostatnim momencie zostaje odwołane. Do tych odbywających się co pół roku rozpraw przyzwyczailiśmy się tak bardzo, że tak jak Boże Narodzenie czy też Wielkanoc, weszły już na stałe do naszego kalendarza. Rozprawy toczą się gdzieś na życiowym  marginesie, bo i tak zazwyczaj zupełnie nic z nich nie wynika. Zawsze są jednak doskonałym pretekstem na kilkudniowe wakacje i spotkanie się z całą sałatkową rodzinką. Tak też było i w tym przypadku.

       

      Z domu „Sałatki” wróciliśmy już jakiś czas temu. Również i ta  rozprawa się nie odbyła. Jaki powód był tym razem? W podejściu nr 10 sekretariat zapomniał wysłać zawiadomienia do byłego szefa. Kto by się jednak  przejmował?  Następny termin –  już jesienią…

    W  domu  „Sałatki” spędziliśmy cały tydzień. Te siedem dni było bardzo aktywne, bo rodzinka jest liczna, a my chcieliśmy się spotkać ze wszystkimi. Gdyby chodziła za nami ukryta kamera, myślę że wyszłaby całkiem niezła komedia. Ujmując krótko – było fantastycznie!

 

    Już więc od następnego tygodnia zapraszam na początek serii o tym co aktualnie słychać u każdego z sałatkowych składników.

 

    Co takiego stało się Fecie, że zaakceptowała mnie jako  panią domu? I jakim nowym, zmyślnym torturom zostałam ostatnio poddana?

    Dlaczego obecnie wszystkie oczy zwrócone są na  Pomidora?

    Jak ma się Olivka na swojej nowej wyspie? I jak wygląda komunistyczna kariera jej chłopaka Pieprza?

    Dlaczego Oregano, czyli dziadek, jest oburzony faktem, że idę do pracy?

    Jak zareagowała Oliwa z oliwek widząc swoje zdjęcie w polskiej gazecie?

    Kim jest prześladowca Ogórka i z jakiego powodu kuzyn musiał udać się na  pielgrzymkę?

    Jak rozstają się Grecy, czyli pierwszy rozwód w historii rodziny.

    Ilu kolegów Ogórka pracuje obecnie? I co robi typowy Grek, jeśli jest na bezrobociu?