z cyklu: JADĘ DO GRECJI NA WAKACJE – Grecki fenomen niemieckich butów… poniedziałek, 8 września 2014

         Co prawda żaden inny but nie jest w stanie doścignąć urody greckich sandałków. Jednak te drugie  nie nadają się do intensywnego, całodniowego chodzenia. Greczynki mają głowy na karkach i do typowego „biegania po mieście”, pracy czy też na długie wycieczki lub spacery wybierają jedne z najpopularniejszych niemieckich butów – słynne Birkenstocki.

      Ilość  tych butów chodzących po greckich ulicach, przykuła moją uwagę kiedy tylko pierwszy raz przyjechałam do Ellady. Pomyślałam, że jeśli są tak popularne, to zdaje się muszą być co najmniej wygodne. Wypatrzyłam sklep gdzie je sprzedają. Wyszukałam najpopularniejszy i najbardziej klasyczny damski model – „Gizeh”. Poprosiłam o mój numer. Włożyłam na stopę i … mimo bardzo wysokiej ceny, postanowiłam że już ich nie zdejmuje. Co prawda mój portfel nagle schudł, ale stopy… Moje stopy były, są i jeszcze długo będą – dosłownie w siódmym niebie!

     Jeśli Birkenstock robi buty od 240 lat, to zdaje się – wie jak do tego się zabrać. Od trzech lat nie rozstaje się z moimi ukochanymi, niemieckimi sandałami. Nie wyobrażam sobie bez nich lata,  bieganiny po mieście, plażach, muzeach, sklepach czy też zabytkach. Bez dwóch zdań, były to świetnie zainwestowane pieniądze.

     Nie wiem co musiałoby się stać, by zniszczyć, czy też schodzić te buty, bo wydają się być odporne dosłownie na wszystko. Powoli jednak, po trzech latach chodzenia  w nich w sezonie wiosenno – letnim prawie codziennie(!), planuje kupno identycznych, tyle że nowych. Idealne buty do tego by przejść całą Grecję;)))

www.birkenstock.com

 

Z CYKLU: Inny punkt widzenia – Gdzie szukać gniazdka elektrycznego na Cyprze? Część 1/2… sobota, 6 września 2014

     Najprostsze czynności życia codziennego potrafią się nieco skomplikować, kiedy wyjeżdżamy do innego kraju. Dziś post z cyklu „Inny punkt widzenia”, a w nim relacja autorstwa Artura Kamińskiego  z wakacji na Cyprze,  z nieco innej perspektywy… Serdecznie zapraszam do czytania!

***

Małżowina i suszenie głowy

Małżowina i suszenie włosów…

 

         Na tydzień przed wylotem, ponownie czytam informacje na temat Cypru. Kultura, historia, angielskie gniazdka, zabytki.

      Zaraz, zaraz… Angielskie gniazdka?! – krzyknęła małżowina  (wszak jest inżynierem, a ja tylko prostym pedagogiem).

       W domu nastały gorączkowe poszukiwania stosownej przejściówki. Znalazłem, ale mamy tylko jedną, a urządzeń  kilka. Telefony, tablet, mój papieros. Skok do sklepu i szafa gra! Mamy trzy, więc powinno wystarczyć.  Nastał dzień wyjazdu, wszystko spakowane, taryfa zamówiona, ponownie szafa gra. Na lotnisku odprawa bez problemu, zakupy w strefie bezcłowej i tylko 1,5 godziny oczekiwania. Tak na marginesie, nie wiem skąd się wziął mit o tym, że w strefie bezcłowej jest taniej, bo jest odwrotnie – moje ulubione piwo 9 zł. Brrr…

     Lądowanie w Paphos bez problemu. Pani  z biura podróży wskazuje autokar – wsiadamy. Ale zaraz, zaraz, wejście po środku autokaru jakoś po dziwnej stronie. No nic, skoro mają angielskie gniazdka, to i autokary mogą mieć jakieś dziwne. Nic tam… Jedziemy! Wyjazd z parkingu, zagadany przez małżowinę nie zwracam uwagi na drogę.  Gdy już usłyszałem „wszystkie ważne rzeczy”, patrzę przed siebie i tak sobie myślę, ile do diabła czasu można wyprzedzać?  W pewnym momencie droga lekko zaczyna skręcać w lewo. „No chłopie!” – myślę sobie – „Czas zmienić pas!”.  Kierowca nic, dalej zasuwa. Ufff! Nic nie  jechało z naprzeciwka. Dojeżdżamy do ronda, a ten baranek zaczyna jechać pod prąd. No nie!!!  I powiedziałem na głos coś niecenzuralnego, na co moja inżynierska małżowina:

        Kochanie, angielskie gniazdka… 

       No tak, jestem tylko pedagogiem.  W jednej chwili pomysł na wypożyczenie samochodu przeszedł do historii – to nie na moje nerwy.  Tylko po 3 godzinach jesteśmy na miejscu. Papierologia w recepcji, zaproszenia na obiadek i otrzymujemy elektroniczny kluczyk do pokoju. Po prawie 10 godzinach jesteśmy u „siebie”.  Szybki prysznic i rozpakowywanie. W tym czasie mój wiecznie głodny telefon złośliwie pomrukuje. Przejściówki odnalezione, ale gdzie są gniazdka? Jedna ściana, druga, trzecia –  jest!  Telefon podpięty, ale tablet zaczyna mruczeć, że też jest głodny (to chyba ich zmowa). Szukam kolejnego gniazdka. W pokoju nic, przedpokój też dziewiczy. Ha! Myślę sobie, że na pewno będzie w łazience.  No i znalazłem jakiegoś dziwoląga z tabliczką „tylko dla suszarek”. Suszarki oczywiście nie było, a ja zaczynam odczuwać paniczny lęk przed małżowiną, ponieważ skrytykowałem jej pomysł, aby takowe “niezbędne urządzenie” zabrać z domu. O rany… Nic Kamyczku, szukaj dalej. Nagle eureka! Po diabła mi na wakacjach telewizor? Centymetr  po centymetrze zbliżam się do momentu gdy trzeba przesunąć  jakąś szafkę. Przesuwam i moim oczom ukazuje się kolejne dziwactwo z symbolem telefonu. Telewizor podpięty do telefonicznego gniazdka!!! Odpadłem. Cały spocony myślę co dalej, bo wiem co za chwilę powie moja inżynierska małżowina. Jest!!! Czajnik elektryczny – przecież  nie będę gotował wody cały czas.  Ponownie przesuwanie szafki i moim oczom ukazuje się europejska wtyczka podpięta na skrętkę do kolejnego tajemniczego gniazdka. No nie… Poddałem się i zakomunikowałem małżowinie, iż wprowadzamy grafik podpinania elektrycznych głodomorów do prądu.  I stało się..

      Kochanie, przecież mówiłam, że wystarczy zabrać listwę od komputera! 

      No nie!!! Po cholerę mi było 5 lat studiów? Trzeba było zostać elektrykiem i tłuc kasę na Cyprze, bo aby się w tym połapać, naprawdę konieczna jest jakaś magiczna wiedza. Gdy powoli dochodziłem do siebie, małżowina krzyczy:

    Znalazłam suszarkę…

    Ufff… Przynajmniej za to mnie nie obleci. Hihi! Nie ma to jednak jak cypryjska pomysłowość – suszarka była podpięta w kolejny tajemniczy sposób w szufladzie szafki i aby móc z niej skorzystać trzeba było prawie  klęczeć na podłodze…

Artur Kamiński

Cypryjska "przejściówka"

Cypryjska “przejściówka”

Telewizor podpięty do gniazdka telefonicznego

Telewizor podpięty do gniazdka telefonicznego

 

Uuups… Przegapiłam trzecie urodziny mojego bloga… wtorek, 2 września 2014

      Nie sądziłam, że to mi się przydarzy… ale w natłoku  prac przegapiłam trzecie urodziny mojej Sałatki! Również i post przeznaczony na Światowy Dzień Bloga (31 sierpień) był już prawie gotowy, tylko że… zasnęłam nad klawiaturą w czasie jego redagowania. Każdy kto związany jest z turystyką, wie co kryje się pod słowem „sierpień”. Skrzynka zapchana meilami  oznaczonymi słowem „odpisz!”. Wszystkie rzeczy do przeczytania / napisania / zredagowania przesunięte na termin „jak tylko skończy się sierpień”. Jednak mimo nawału najróżniejszych zajęć, jeszcze nigdy bardziej nie czułam się na swoim miejscu. Dokładnie jak przysłowiowa ryba w wodzie.

      Co się odwlecze – to nie uciecze! „Sałatka po grecku” kilka dni temu obeszła swoje trzecie urodziny. Świętować można zawsze! Jest to idealny również moment, by spojrzeć wstecz. Co takiego wydarzyło się przez ten okres? W jakim punkcie życia jestem obecnie?

P1110899

      Trzy lata minęły mi jak z bicza strzelił. Nie wiem zupełnie kiedy.  Tego krótkiego momentu, kiedy wsiadaliśmy z Janim do samolotu z biletem w  jedną stronę, do końca życia nie zapomnę. Jeszcze nigdy nie było mi tak gorąco… Żeby uniknąć problemu nadbagażu, mimo że był sierpień, miałam na sobie puchową kurtkę  i zimowe kozaki. W takim mało wakacyjnym stroju dolecieliśmy do Grecji.

     Te trzy lata były dla mnie największym uniwersytetem życia. Ci, którzy śledzą bloga od samego początku, wiedzą że w sałatkowej rodzinie co prawda zawsze jest wesoło, ale były również naprawdę trudne momenty. Emigracja to nie jest przecież łatwy temat.

      Teraz zdarzają mi się takie poranki, zwłaszcza kiedy nie muszę wcześnie wstać i cały dzień mam tylko dla siebie, że otwieram oczy, gapię się  w sufit i nie dowierzam w to co się dzieje. Są takie chwilę, że myślę że  mi się to  przyśniło. Że mieszkam na mojej najpiękniejszej na świecie wyspie. Mam tu swoją ukochaną pracę, swoją własną firmę. Że znów piszę kolejny artykuł.  Jest słoneczne, gorące lato. Za chwilę wstanę i leniwie się przeciągnę. Wycisnę sok ze świeżych pomarańczy, które wczoraj wieczorem przyniosła mi sąsiadka. Zaparzę  kawę. Później wyjdę i pojadę prosto do miasta. Po drodze ktoś kilka razy wesoło zatrąbi, by mnie pozdrowić. Zaparkuje jak zawsze  przy widoku na Starą Fortecę. Chwilę później  znów zgubię się w zakamarkach starego, weneckiego miasta. Opracuje nową trasę. Odnajdę temat do kolejnego posta. Znów zupełnie przypadkiem spotkam kogoś znajomego, bo ta wyspa w praktyce  jest dość mała. Może uda się przysiąść choć na chwilę by wspólnie wypić zimną kawę. Wracając znów wsłucham się w magiczny hałas tego niezwykłego miasta. Wpatrzę w ciemne oczy przechodzącego obok mnie Greka. Pozazdroszczę mu lekkości bytu, jaki kryje się w jego  nieuzasadnionym niczym uśmiechu. Będę podziwiać rozpuszczone włosy Greczynki, którą widzę gdzieś z daleka. I dokładnie tak jak ona, dumnie wyprostuję swoje plecy. A później zadzwoni Jani, że już pakuje walizki, że ma dla mnie coś małego  i że wieczorem będzie w porcie. Kolejny raz powtórzę sobie w głowie jedną szalenie ważną w życiu rzecz. Że kiedy bardzo mocno walczy się o swoje marzenia – wszystko prędzej czy później musi się spełnić.

salatkapogreckuwpodrozy.pl

salatkapogreckuwpodrozy.pl

 

Przewodnik po KORFU, cz. 4 – Bella Vista, czyli najpiękniejszy „balkon” na Morze Jońskie… piątek, 29 sierpnia 2014

        1

     Żeby dotrzeć do najsłynniejszego  na Korfu punktu widokowego, zwanego Bella Vista, trzeba być nieco zdeterminowanym. Dlaczego? Mimo, że jest to jedno z ważniejszych turystycznych  miejsc na wyspie, droga prowadząca do niego jest niesamowicie wąska i bardzo kręta. Jadąc do wioski Lakones, przy której  znajduje się Bella Vista, nikt nie chce uwierzyć, że  ta pokręcona droga, jest po pierwsze dwukierunkowa, a po drugie… jak najbardziej – jadą po niej wielkie autokary pięćdziesięcioosobowe. Jak to jest możliwe? Kierowcy na Korfu  obdarzeni są zupełnie nadprzyrodzonymi umiejętnościami. Ale to już temat na oddzielny post!

 2

3

      Zawsze kiedy zbliżamy się do Bella Vista, wszyscy przylepiają się do okien po lewej stronie po czym słychać jedno, głośne: „wooooooooow!”. Tak, to miejsce robi powalające wrażenie. Owy punkt widokowy znajduje się nad Paleokastritsą, na zachodniej części Korfu. Widać  z niego otwarte morze, gdzie  nawet daleko na drugim planie nie ma śladu lądu. Kiedy pogoda dopisuje i jest dobra widoczność, patrząc na morze z Bella Vista widać dokładnie jak ziemia delikatnie się ugina. Na dole, jak na otwartej dłoni, zobaczyć można sześć zatok, które tworzą Paleokastritsę. Błękitna woda. Zieleń oliwkowych drzewek  i cyprysów, na tle krajobrazu pagórków i skał. Samotne, dostępne jedynie od strony morza  plaże porozrzucane po linii brzegowej.  W oddali zamek Angelokastro. A w głębi morza, po lewej stronie okręt Odyseusza, który podobno kiedyś właśnie tutaj  został zamieniony w kamień.

4

 

Tak wygląda przejazd autobusów 50-osobowych na Bella Vista…

Tak wygląda przejazd autobusów 50-osobowych na Bella Vista

7

 

z cyklu: JADĘ DO GRECJI NA WAKACJE – Moje ulubione greckie śniadanie latem… poniedziałek, 25 sierpnia 2014

     1

      Takie śniadanie mogłabym latem jeść prawie codziennie. Dojrzałe, soczyste brzoskwinie, które właśnie teraz(!) smakują najlepiej. Kilka łyżek gęstego jogurtu greckiego. Płatki owsiane. Garść migdałów. I spotkanie z blenderem;))) Konsystencja całości powinna być taka, że łyżka postawiona pionowo stoi w miejscu, a dopiero po chwili powoli opada. Właśnie wtedy jest idealnie!

2

     3

    Greckie brzoskwinie, to latem mój ulubiony owoc. Absolutnie je uwielbiam! Propozycji śniadaniowych już dawno nie było, więc teraz tę zaległość nadrabiam. A jakie są Wasze śniadaniowe propozycje na lato? O tym, że uwielbiam śniadania chyba nie muszę przypominać ;))) Dlatego z niecierpliwością czekam na Wasze inspiracje w komentarzach!

4

Ze sztuką za pan brat. Sierpniowy „Arteon”… środa, 20 sierpnia 2014

     P1110835

     Wczoraj do moich drzwi zapukał listonosz z długo wyczekiwaną przesyłką. W pokaźnych rozmiarów kopercie znajdowało się najnowsze wydanie magazynu o sztuce nowoczesnej „Arteon”. Otwieranie magazynu i czytanie w nim swojego tekstu, to jedna z najfajniejszych  rzeczy na świecie…

      Zapraszam serdecznie do lektury sierpniowego „Arteonu” i mojego tekstu na temat twórczości argentyńskiego artysty – Tomasa Saracena i jego nieziemskich instalacji, będących urzeczywistnieniem wizji o miastach przyszłości. „Arteon” dostępny jest we wszystkich większych salonach prasowych! Miłej lektury 😀

P1110834 P1110836

 

Przewodnik po KORFU, cz. 4 – Paleokastritsa, czyli jedno z najpiękniejszych miejsc na Korfu… poniedziałek, 18 sierpnia 2014

   

     W sezonie letnim do wioski nazywanej Paleokastristsa, zjeżdżają się prawdziwe tłumy. Miejscowe tawerny i kawiarenki są zapełnione. Na plażach trudno o wygodne miejsce. Wszędzie mówi się tam we wszystkich językach świata. Mimo tego, że jest to jedno z najbardziej zatłoczonych  miejsc na wyspie, koniecznie trzeba tu przyjechać.

      Paleokastritsa znajduje  się na zachodzie wyspy. Dlaczego latem odwiedza ją aż tylu turystów? To miejsce stanowi swoisty wakacyjny niezbędnik, ma w sobie dokładnie wszystko co potrzeba do idealnego, letniego wypoczynku. Sześć zatok, które to miejsce tworzą, stanowią  plaże jak z folderów reklamowych. Poszarpana linia brzegowa. Klify. Małe jaskinie. Samotne plaże, do których wpłynąć można jedynie statkiem. I niezliczona liczba odcieni niebieskiego, od którego można dostać oczopląsu.

       Za Paleokastritsą  znajduje się  otwarte Morze Jońskie, które  wydaje się tu nie mieć  końca. Jeśli przy dobrej widoczności człowiek wpatrzy się w linie horyzontu, widać jak ta delikatnie się ugina. Podobno jest to najpiękniejszy „balkon” na Morze Jońskie.  To również na wybrzeżu Paleokastritsy została zamieniona w kamień łódź, którą do Itaki wracał Odyseusz.

3 2

KARAVLI, czyli kamień w który została zamieniona łódź Odyseusza.

KARAVLI, czyli kamień w który została zamieniona łódź Odyseusza.

    W  Paleokastritsy najlepiej  udać się w rejs po wybrzeżu. Spróbować jak smakuje homar. Popływać. Poopalać się. Czy też po prostu wypić mrożoną kawę.

    To jednak jeszcze nie koniec atrakcji. Będąc w Paleokastritsy koniecznie trzeba wjechać na jeden z najsłynniejszych punktów widokowych wyspy, czyli słynną Bella Vista oraz odwiedzić tutejszy monastyr. Ale to już tematy na oddzielne posty.

6 7 8 9

z cyklu: JADĘ DO GRECJI NA WAKACJE – Dlaczego nie można do końca ufać książkowym przewodnikom?… poniedziałek, 11 sierpnia 2014

      Moja przygoda z Elladą zaczęła się już 8 lat temu, kiedy to w ramach stypendium  Sokratesa zupełnym przypadkiem, trafiłam  na wyspę Lesbos. Wtedy jeszcze nie miałam o Grecji zielonego pojęcia. Był to mój pierwszy wyjazd do Ellady  i postanowiłam się do niego jak najlepiej przygotować. Kupiłam prześliczny, kolorowy przewodnik, zaopatrzony w mnóstwo zdjęć, na które uwielbiałam patrzeć. Nie wszystko jednak złoto co się świeci. Kilka razy przez ten właśnie przewodnik wpakowałam się w niezłe kłopoty…

 prze

W GRECJI NAWET ZIMĄ JEST CIEPŁO…

     Jest to jeden z największych mitów dotyczących Grecji. W przewodnikach  jest napisane, że zimą temperatura wynosi około 10 – 15 stopni. No cóż… Jest to prawda. Ale trzeba zaznaczyć, że szczególnie  na wyspach jest niesamowicie wilgotno, pada, wieje, a w mieszkaniach nie ma ogrzewania centralnego.

     Kiedy przeczytałam, że w Grecji zimą temperatura potrafi wynosić  15 stopni, nawet nie spakowałam  zimowych butów czy też  kurtki. Pomyślałam że w zupełności wystarczą mi jedynie  dwa swetry. Przyszedł listopad… Mimo, że rzeczywiście termometr wskazywał czasem i 15 stopni, wiało, padało, było przeraźliwie wilgotno. Moje dwa swetry zakładałam jeden na drugi. A pod koniec listopada musiałam wybrać się na wielkie, odzieżowe zakupy.

W GRECJI WSZĘDZIE MOŻNA SIĘ TARGOWAĆ…

     Pamiętam jak dziś słowa z owego przewodnika: „Grecy uwielbiają się targować! Targować można się wszędzie, nawet i w taksówkach.” Niestety, postanowiłam wykorzystać tę informację. Dziś kiedy o tym myślę, to nasuwają mi się słowa: „na Boga… kto pisał ten przewodnik?!”.

     Chwilę po tym, jak wylądował mój samolot na Lesbos, weszłam do taksówki. Powiedziałam gdzie chcę jechać i spytałam o cenę. Niestety, mając w głowie informację z przewodnika – zaczęłam się targować… Na początku taksówkarz był zupełnie zbity z tropu. Kiedy doszedł do siebie…  cud, że uszłam z życiem!

W GRECJI WSZĘDZIE DOJEDZIE SIĘ STOPEM…

    Na wyspie Lesbos, na której studiowaliśmy wraz z grupą zwariowanych sokratesowców  z południa, wszędzie jeździliśmy stopem. Komunikacja miejska nie działała, a nasz akademik oddalony był od uniwersytetu o 5 kilometrów. Informacja o tym, że w Grecji wszędzie dojedzie się stopem,  również pojawiła się w moim osobliwym przewodniku.

     Pewnego dnia na zajęcia musiałam jechać jednak sama. Postanowiłam znów złapać stopa. Żaden przewodnik nie mógł przewidzieć, że zatrzyma się stary, rozklekotany wan, w którym siedziało pięciu jadących do pracy Albańczyków. Nie lubię utrwalać stereotypów, jednak na taki widok oblał mnie zimny pot. Na zajęcia dojechałam, ale… nigdy więcej nie zdecydowałam się jechać już żadnym stopem…

 

A czy Wy macie jakieś przygody związane z informacjami z przewodników? Piszcie koniecznie w komentarzach!

 

Czasami plotka pomaga… czwartek, 7 sierpnia 2014

      To wydarzenie miało miejsce jeszcze przed moją wyprawą na Korfu, krótko po naszym ślubie. Cofamy się więc w czasie mniej więcej o trzy miesiące.

***

      Zabrzęczał  telefon Janiego. Na zwiady zadzwoniła Cytryna, by dowiedzieć się co ciekawego w trawie piszczy. To znaczy… zadać  fundamentalne, rozstrzygające wszystko pytanie, czyli: co było dziś na obiad?

     Mimo, że od kilku  miesięcy moim mężem jest Grek, ani trochę nie zmieniłam swoich kulinarnych przyzwyczajeń. Właściwie… nie zmieniłam zupełnie niczego. W każdym razie, regułą mojego codziennego gotowania, jest to by: a) całość przygotowań nie trwała dłużej niż 20 – 25 min. b) nie mieć zbyt wiele do  sprzątania c) używać jak najlepszych składników, gotować jak najprostsze potrawy. Co jakiś jednak czas, mniej więcej raz na tydzień czy też dwa tygodnie, kiedy mam więcej wolnego czasu, gotuje coś naprawdę wyśmienitego. Przeszukuje wtedy blogi kulinarne, przeglądam najróżniejsze gazety. Zdobywam odpowiednie składniki,  by od czasu do czasu  posmakować przysłowiowe „niebo w gębie”. Tego dnia, kiedy dzwoniła Cytryna miałam  niesamowite szczęście, bowiem właśnie wtedy postanowiłam ugotować coś naprawdę specjalnego.

    -No… To co dziś ugotowała ci  ta twoja… żona? – spytała Cytryna, z wyraźną ironią w głosie.

    -Aaa… ciociu… Dziś była przepyszna lasagna! – odpowiedział Jani, którego jedną z  głównych cech charakteru jest to, że  nie potrafi kłamać. Prawdę mówi zawsze z dziecięcą wręcz szczerością. Cytryna wie, że cokolwiek powie Jani, jest to na sto procent zgodne z prawdą. Drążyła więc temat dalej…

    -A! Jasne! Pewnie mrożona!

    -Nie! Wszystko ciociu domowej roboty! Ale to nie była taka sobie zwykła lasagna…

    -Taaak…? – po drugiej stronie słuchawki, słychać było wyraźne zdziwienie.  –To znaczy? No mów! Opowiadaj!

    -No najpierw przez kilka dni Dorota wyszukiwała odpowiedniego  przepisu na różnych  blogach. A później jak znalazła ten właśnie który idealnie się nadawał, to musieliśmy jechać do miasta po składniki. No, ten makaron na lasagnę to się wszędzie dostanie. Szpinak też. Najtrudniej było z dobrym prosciutto   i tym… no! Nie pamiętam jak się nazywa… Taki niebieskawy, pleśniowy ser.

   -Acha…

   -No i później… To już nie wiem, bo byłem w pracy. W każdym razie po świeży szpinak musiałem iść ja, specjalnie na bazar. I wyszukałem taki najlepszy!

   -Aaaa… – Jani wszedł w swój ulubiony temat kuchni i jedzenia. Kiedy się rozgadał, szybko przeszedł w monolog:

   -Nie wiem jak robi się to dokładnie, ale jest z tym trochę roboty. Wie ciocia, szpinak dobrze wymyć, podsmażyć. Prosciutto drobno  pociąć. Przygotować ser. Nałożyć warstwy na siebie.  Odpowiednio przyprawić. Przyszykować piekarnik. Ale rezultat! Ciocia! Musisz kiedyś spróbować! Niebo w gębie! Albo wiesz! Poczekaj, poczekaj! Spytam Dorotę dokładnie o ten przepis, to zrobisz koniecznie jutro wujowi…

    -Wiesz Jani, ja teraz akurat nie mam czasu… Muszę uciekać, bo lecę właśnie otwierać sklep! Dobra zgadamy się później! Na pewno oddzwonię! I pozdrów Dorotę!!!

     Plotka o tym, że nasz  codzienny obiad szykuje nawet  nie tyle trzy, a pięć dni wcześniej, po całej Sałatce rozeszła się z prędkością światła. Oczywiście dobudowana została odpowiednia oprawa, że   całe ranki i popołudnia spędzam w kuchni, ewentualnie na naszym wiejskim bazarze, wyszukując odpowiednich  zawsze najlepszych składników. A złożony z trzech części obiad czeka   zsynchronizowany z powrotem Janiego z pracy. Czyli równa się – idealna grecka żona. Obecnie Feta nie tyle mnie lubi, co po prostu kocha! Trzeba przyznać – tego dnia miałam nadprzyrodzone szczęście. Nigdy nie obaliłam plotki na temat mojego rzeczywistego podejścia do gotowania. I nie mam najmniejszego  zamiaru…

    A następnego dnia – na obiad zamówiliśmy sobie pizzę z dostawą do domu…

 

 

Statki na morzu… poniedziałek, 4 sierpnia 2014

      1

     Od zawsze marzyłam, by mieszkać kiedyś nad morzem. To marzenie spełniło się w trzystu procentach. Mieszkam nad morzem. Nad morzem pracuje. A jak mam wolną chwilę… wybieram się nad morze! Uwielbiam absolutnie wszystko co z morzem jest związane.

     Widok białego statku na jednym wielkim błękicie, ma w sobie coś niebywale urokliwego. Kilka prostych geometrycznych kształtów i niekończąca się przestrzeń nieba i morza. Kojący szum fal i zapach słonej wody…

    W dzisiejszym poście kilka zdjęć wykonanych w ciągu  ostatnich dni w okolicach jednego z najpiękniejszych miejsc na całej wyspie, tuż przy Starej Fortecy. Korfu.

2 3 4 5 6 7 8 9 10 11