Poradnik emigrantki cz. 2: Żeby podjąć tę decyzję… porozmawiaj ze sobą. Nie idź do wróżki!… wtorek, 20 stycznia 2015

      Decyzja o wyjeździe na emigrację zasiewa się zupełnie niepozornie. A później kiełkuje  nie dając w nocy spać. Rośnie i nie daje spokoju, aż do jej zrealizowania.

      Jednak mniej więcej w tym właśnie okresie, pojawia się cała rzesza „wujków dobra rada”. Często w naprawdę całkiem dobrej wierze, zostajesz zasypywana najróżniejszymi radami, pytaniami, wątpliwościami. Ciężko przestać tego słuchać, ale to jedyne co można wtedy zrobić. Życia przewidzieć się nie da! To jedna z większych rządzących nim zasad.  A pytania w typie: „co będzie jak…”, „co by było gdyby…”, „a co jeśli…”, one naprawdę nie mają większego znaczenia, bo „co będzie?” – tego przecież nikt z nas nie wie.

      Jeśli czytałaś mojego pierwszego posta, jaki powstał tu na blogu, to być może pamiętasz, że ja w tym właśnie okresie zrobiłam coś raczej mało mądrego [kliknij TU!].  Poszłam do wróżki! Błagam… nie rób tego! Nie idź do wróżki. Nie dzwoń do niej. Nawet nie wiem jak długo gapiąc się w kryształową kulę, nikt decyzji nie podejmie za ciebie. Mnie została wywróżona „wielka klęska” i przeprowadzenie się do Grecji miało się dla mnie skończyć naprawdę źle. Nie mam pojęcia po co właściwie poszłam, bo i tak zrobiłam zupełnie co innego. Od tej decyzji minęły już ponad trzy lata. Dziś wiem, że był to jeden z najtrafniejszych wyborów w moim życiu… Na nic nie zamieniłabym życiowego punktu, w którym obecnie jestem.

      Gadaninę ludzi puszczaj między uszy, choć to czasem może być bardzo trudne. Mówią, że człowiek tak naprawdę w dużej mirze jest samotnikiem. To znaczy, w ważnych życiowych decyzjach, człowiek powinien zostać ze sobą zupełnie sam na sam, tak by wiedzieć stuprocentowo jaka decyzja jest z nim zgodna. Nikt  inny nie wie co dla ciebie jest najlepsze.

     Zamiast więc słuchać  tego: „co będzie jeśli…”, „co będzie gdy…”, „a co by było gdyby…”, „a jak?”, „a co?”, „a tamto, a to!” i tak dalej, i tak dalej w wieczności i nieskończoność, wyjmij kartkę plus długopis i zapisz odpowiedzi na trzy podstawowe w tym momencie pytania:

1 Co mam dokończyć przed wyjazdem?

2 Czym mogę się zajmować po wyjeździe?

3 Jakie jest moje zaplecze finansowe?

      Zamiast się zamartwiać, trzeba po prostu szybko zadbać o konkrety. Bez tego początek emigracji może być bardzo ciężki. A nikt nie chce przecież wracać z podkulonym ogonem. Dokończ więc wszystkie ważne rzeczy, które trzymają cię w kraju. Od tych największych, po te najmniejsze. Praca, studia, mieszkanie. Tak, żeby dobrze zamknąć pewien rozdział, dokładnie jak w książce. W moim przypadku sprawą numer jeden, była obrona  pracy magisterskiej. Wiedziałam, że chcę wyjechać tylko z dyplomem w ręku. Rzeczą numer dwa, to  dokończenie roku w szkole, w której zaczęłam uczyć historii sztuki. Pozostało jeszcze zadbanie o moje dawne mieszkanie. Wcale nie żegnałam się z przyjaciółmi… Dlaczego? To już temat na oddzielny post… Kiedy dokończyłam te trzy ważne dla mnie rzeczy, pozostało spakować walizkę.

      Czymkolwiek się w życiu zajmujesz i jakakolwiek jest twoja sytuacja zawodowa, decyzja o przeprowadzce do innego kraju, to zupełnie nowy  rozdział  życia. Być może jesteś w podobnej sytuacji jak ja. Czyli właśnie wkraczasz w dorosłość. Emigracja jest idealnym momentem, by zadać sobie bardzo istotne pytanie: czym w życiu chcę się zajmować lub czy to czym obecnie się zajmuje, jest tym co naprawdę  kocham? Taki nowy rozdział, to więc wymarzony  moment żeby zacząć robić, to co naprawdę się chcę, to co naprawdę się kocha. W moim przypadku decyzja o emigracji idealnie zbiegła się z tym, że kończyłam właśnie studia. Nie było więc lepszego momentu, żeby wejść na właściwą drogę w życiu zawodowym. Gdzieś od dawna moje zainteresowania szły w kierunku pisania. Zawsze uznawałam to jednak za fanaberię i wydawało mi się, że na takie rzeczy po prostu nie mam czasu. Kiedy przeprowadziłam się do Grecji, postanowiłam tę dawną pasję nieco odkurzyć.

      Ostatnia rzecz, taka bardzo namacalna i rzeczowa. Czyli, jakie jest twoje  zaplecze finansowe? Na ile ci ono starczy, jeśli w początkowym etapie emigracji nie będziesz mieć pracy? Jakie są twoje oszczędności? Być może możesz liczyć na pomoc rodziny? Być może masz kogoś, kto zapewni ci dach nad głową? Absolutnie nie pakuj walizki, jeśli bardzo realistycznie nie odpowiesz sobie na punkt trzeci. Inaczej taka wyprowadzka, to jak skok na główkę na terenie zupełnie nieznanym. W naszym przypadku, wiedzieliśmy z Janim, że dach nada głową tymczasowo możemy mieć u jego rodziców, czyli w domu Sałatki (a tam niekończące się ilości jedzenia, jedzenia i raz jeszcze jedzenia…;))). Nasze oszczędności starczyły na pół roku życia. Mogliśmy również liczyć na pomoc moich rodziców.  Najzabawniejsze jest to, że dokładnie po sześciu miesiącach od momentu wprowadzenia się do  Grecji, Jani jako pierwszy zdobył pracę, dzięki której mogliśmy się razem utrzymać. Jakiś czas później, firma w której pracuje dała nam również mieszkanie.  Szczęście? Pewnie  tak. Ale przede wszystkim bardzo konkretne kroki i działania. O tym również w jednym z następnych postów z tej serii.

     Kiedy więc uczciwie i rzeczowo odpowiesz sobie na te trzy pytania: ustalasz datę, kupujesz bilet  w jedną stronę i jedziesz! Ach! Spakuj jeszcze walizkę. No, ale ale… Jak spakować całe swoje życie w 20 kilogramów??? To dopiero temat! Znakomity moment by rozliczyć się ze swoim życiem i przeszłością… Prezenty od dawnych chłopaków… Stosy książek, notatek i kserówek. Ubrania, które „może jeszcze kiedyś”…

Jak spakować swoje życie w 20 kg? O tym w najbliższym poście z tej serii.

 

 

Przewodnik po KORFU, cz. 9 – Cape Drastis. Najbardziej unikatowy półwysep Korfu… sobota, 17 stycznia 2015

       Cape Drastis to odcinek północno – zachodniego wybrzeża Korfu, stanowiący niewielki półwysep. Żeby zobaczyć jak się prezentuje, najlepiej wybrać jeden z punktów widokowych w okolicach miejscowości Perulades.  Trzeba przejechać przez niewielkie wioski. A później kierować się znakami podpisanymi Cape Drastis. Miejsce to nie leży na szlaku większości zorganizowanych wycieczek, ponieważ  drogi które do niego prowadzą są bardzo kręte i wąskie. Nie dociera tam więc zbyt wielu turystów. Dzięki temu można w błogim spokoju napawać się niesamowitym widokiem i czasem nawet mieć wrażenie, że  się to miejsce odkryło. W tym właśnie między innymi tkwi urok Korfu, która mimo tego, że jest jedną z najbardziej turystycznych wysp Grecji, wciąż kryje w sobie ciche, spokojne miejsca, które dosłownie powalają swoją niezwykłą urodą.

       Nigdzie indziej w  Grecji nie widziałam jeszcze tak ciekawie uformowanego fragmentu wybrzeża. Poszarpany półwysep z wielkim trudem wcina się do morza. Wygląda trochę  tak, jakby ktoś gigantycznym nożem chciał odciąć fragment linii brzegowej, pozostawiając porozsypywane zatoczki, wynurzające się niewielkie skały oraz dostępne jedynie od strony morza rajskie plaże. O rzut beretem na wschód widać już wybrzeże  Albanii. Po stronie zachodniej zaś  trzy niewielkie wysepki Diapondia, stanowiące najbardziej na zachód wysunięte terytorium Grecji. Żyje na nich łącznie jedynie 600 osób. Raczej nie docierają tam turyści. Czas podobno zupełnie się tu zatrzymał. Mathraki. Erikoussa. Othoni. Czyż już same nazwy nie brzmią pięknie? W moich planach na  tegoroczne lato mam zamiar  je wszystkie odwiedzić.

Cape Drastis i Albania w tle

Cape Drastis i Albania w tle

***

     Cape Drastis to jedno z moich ulubionych miejsc, które odwiedzamy podczas naszych wycieczek. Zazwyczaj zjawialiśmy się tam rankiem. Wtedy właśnie woda jest tam tak błękitna, że aż nie można  w to uwierzyć. Ranek  to również idealny czas na kawę.  Dopiero mniej więcej w połowie sezonu, jeden z naszych kierowców podpowiedział, że nieco bardziej na zachód, jest świetna kawiarenka ze specjalnym punktem widokowym, z którego widać Cape Drastis. Na dodatek nie ma tam zbyt wielu osób. Jest cicho i spokojnie. Rzeczywiście,  można siedzieć tam  godzinami, a na dodatek kawę robią  mistrzowsko. To miejsce jest szczególnie istotne dla nas Polaków, bo w kawiarence 7th Heaven  nagrywano jeden z odcinków „Podróży kulinarnych Makłowicza”. Jorgos, barman który robi nam kawę, Makłowicza dobrze jeszcze pamięta.

Kawiarnia 7th Heaven

Kawiarnia 7th Heaven

     Makłowicz gotował na niewielkim balkoniku ze szklaną podłogą, która wychodzi dalej poza klif. Podziwianie Cape Drastis właśnie z tego miejsca, to prawdziwy sprawdzian na lęk wysokości.

     Zdjęcia wychodzą tu zawsze jak z folderów reklamowych i wyglądają na podkolorowane. Za każdym razem kawa smakuje tu świetnie. Jest tylko jeden, mały minus… Nigdy nikomu nie chce się stąd odjeżdżać…

 

 

Niżej znajduje się link do jednego z trzech odcinków „Podróży Kulinarnych Makłowicza”, który nagrywany był  między innymi przy Cape Drastis, w kawiarence 7th Heaven, Perulades.

http://vod.tvp.pl/audycje/kulinaria/maklowicz-w-podrozy/wideo/grecja-korfu-wyspa-homerycka/12339660

Do napisania tego postu korzystałam z przewodnika: Kerkira. Wyspa Feaków, Viki Dikou Andurea, Wydawnictwo Bracia Marmatakis, Chania – Kreta, (przewodnik dostępny jedynie na wyspie Korfu).

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Dlaczego dobrze jest, kiedy poczta mieści się obok sklepu mięsnego?… poniedziałek, 12 stycznia 2015

     Każda wizyta na poczcie w naszej wiosce, to prawdziwa przygoda. Zawsze cieszę się, kiedy mam coś tam załatwić bo wiem, że z pewnością stanie się coś ciekawego. Urzędy pocztowe w Grecji pracują od poniedziałku, do piątku do godziny 14.00. I ani minuty dłużej! Kto nie zdąży załatwić swojej sprawy – jego problem. Nie ma wysyłania listów, paczek, opłacania rachunków po godzinie 14! Kropka.  Do dziś często jednak o tym zapominam i wciąż ciężko jest mi się do tego przyzwyczaić. Tak na marginesie… Post na temat godzin otwarcia sklepów i urzędów w Grecji również będzie, bo to bardzo ciekawy temat.

       Mam taki dziwny nawyk, że na naszą pocztę zawsze biegnę w ostatniej chwili i zawsze jestem mniej więcej za dwie druga. Zdaje się, że robię to trochę podświadomie, żeby zobaczyć ten  jedyny w swoim rodzaju widok…

      Na naszej poczcie pracuje trzech brodatych panów, w wieku 65 plus.  W tym właśnie urzędzie pocztowym grawitacja wydaje się rządzić trochę innymi prawami. Wszystkie przedmioty są jakby cięższe, więc każdy ruch pracowników jest wykonywany z dodatkowym nakładem sił, tak by przezwyciężyć ową wzmocnioną grawitację. Kiedy trzeba po coś sięgnąć, widać że dzieje się to dużo wolniej i  z takim trudem. A sekundę po skończeniu zadania, ręka jakby sama z powrotem przylepia się do powierzchni biurka. Że też naszą pocztą nie zainteresowała się jeszcze NASA…

     Już za pięć druga atmosfera w urzędzie staje się rozluźniona. Brodaci panowie zapalają wtedy po papierosie. Zdarza się, że otwierają również  piwo. Nie wiem dlaczego, ale zawsze musi być  w puszce.

    Błagam… Wyobraźcie sobie  taką sytuację w jakimkolwiek urzędzie pocztowym w Polsce… Gość za okienkiem z papierosem i piwem… Prawda, że widok co najmniej ciekawy 😀

      Jakiś czas temu, będąc jeszcze w Polsce, Jani miał wysłać mi ważne papiery, które zapomniałam z domu. Potrzebne było mi to na teraz, a na nieszczęście był to piątek. Jani pędem wybrał się więc na pocztę. Nie był wiele szybszy niż ja, bo urząd zamykać mieli za dziesięć minut. Wpadł na pocztę, ale niestety… Okazało się, że zabrakło prądu.

    -Co prawda może pan kupić znaczek i zapłacić, a my możemy nawet teraz nadać paczkę. To co trzeba wstukamy już po weekendzie. Problem w tym, że tę paczkę trzeba zważyć! A waga jest elektroniczna. – powiedział jeden z brodaczy.

    -Naprawdę, nie da się z tym niczego zrobić? To bardzo ważne! A dziś jest już piątek…

    -Hmmm… No cóż ja panu poradzę…

    Po chwili dłuższych namysłów i pertraktacji, wielki zegar wiszący na ścianie wskazał za pięć druga. Oznaczało to, że można już otworzyć puszkę z piwem. Znacie to niepozorne  „pstryyyk!”, po którym   tak magicznie  rozluźnia się atmosfera.

    -To znaczy… Jest pewne wyjście… – powiedział jeden z brodaczy popijając już piwo. Podszedł do okna i wytężył wzrok. – O! Sklep mięsny jeszcze otwarty! –dokończył coś tam dłubiąc sobie w zębie.

    -A… No… – dodał brodacz za biurkiem. –Dobra, to niech pan leci szybko do tego mięsnego! – powiedział do Janiego.

    -Po co?! – zdziwił się Jani.

    -Zważyć paczkę! Rzeźnik ma taką starą, mechaniczną wagę! To zważy. Biegnij pan! Za chwilę się zwijamy.

     Paczka, przyozdobiona   kilkoma plamkami krwi,  dotarła ekspresowo, już  na początku następnego tygodnia. Nie wiem na jakich zasadach to się opiera, ale wszelkie przesyłki  nadawane z naszej poczty zawsze dostarczane są jeszcze przed czasem. Śpiesz się powoli! Ciekawe, czy autorem tego powiedzenia nie byli Grecy…

 

Olivka. Jej trzydzieste urodziny. I reklama serka Dirollo… sobota, 10 stycznia 2014

      Ponieważ Święta spędzałam w Polsce, tym samym omijają mnie wszystkie najciekawsze imprezy organizowane z ramienia sałatkowego domu. Wszelkie urodziny, imieniny, grupowe wyjścia do tawern i na typowo greckie tańce. Pocieszam się, że wszystkiego przecież mieć nie można. Na całe szczęście jest Jani, który całkiem nieźle radzi sobie w roli mojego informatora…

 

     Najgłośniejszą imprezą były urodziny Olivki. Niestety, Olivka wcale się z nich nie cieszyła. Po dwudziestym roku życia, każda okrągła rocznica, szczególnie w życiu kobiety przestaje być  powodem do radości. Kilka dni temu, czy jej się to podoba, czy też nie, nasza Olivka musiała obejść  trzydzieste urodziny. I tym samym oficjalnie, przestała mówić o sobie „lat dwadzieścia kilka…”. Na pytanie co chciałaby dostać na urodziny, patrząc spod oczu  za każdym razem odpowiadała: „botoks, botoks i raz jeszcze bo-toks!”.

     Los ostatnio Olivce nie sprzyja. Każdy od czasu do czasu ma taki okres, kiedy… nazwijmy to po imieniu – wszystko po prostu się pieprzy. I nawet bardzo się starając, trudno dostrzec jakieś pozytywy. Olivka nie znosi swojej obecnej pracy. Nie dogaduje się z szefem, ani całą pracowniczą ekipą. Za nic nie może też zaaklimatyzować się w nowym mieście. Pieniądze z pracy są marne i na nic nie starczają.  Perspektywa – kiepska. Po dość długim okresie poszukiwań, na szczęście Pieprz dostał prace. Los jest jednak naprawdę przewrotny, bo nowa  praca Pieprza jest na drugim końcu Grecji. Plany o zamieszkaniu razem, ponownie się nie udają, a próby trwają już grubo ponad rok. Na dodatek te trzydzieste urodziny… Pierwsze zmarszczki. Coraz częściej pojawiające się  siwe włosy, zwiastujące koniec etapu młodości. Być może myślicie, że to błahostka? Ja jednak rozumiem, bo etap przechodzenia z okresu młodości, do wieku średniego, a później starości, u większości Greczynek jest podwójnie bolesny. Dlaczego? Grecka młodość kończy się szybciej i widać to bardziej. Przepiękne greckie czarne włosy, siwieją ekspresowo. A niezwykle silne słońce gorącego południa, bardzo poważnie daje się we znaki mniej więcej po trzydziestym roku życia. To właśnie słońce, które tak pięknie brązowi buzie, to potworny cichy terrorysta,  który o swoich stratach przypomina dopiero po latach, odcinając młodości potężne raty.

     Ale do rzeczy… Swoje urodziny Olivka spędzała w sałatkowym domu. Na całe szczęście, bo dzięki temu mogła  psychicznie się  zresetować. Przyjaciółki  mimo sprzeciwów, zabrały ją na imprezę. Wśród nich, była ta najlepsza – Danai (Jak rozpoczynać dzień wg Danai). Danai to absolutnie jedna z najbardziej pozytywnych osób jakie miałam przyjemność w Grecji poznać. To taka bomba dobrej energii.

      Impreza się nie kleiła. Bo kiedy Greczynka jest smutna, to smutna jest całą sobą. Wszędzie  grała muzyka, ludzie tańczyli, podśpiewywali, pili, rozmawiali. A Olivka – ciągle ze spuszczoną głową. Po kilku kwadransach, zorganizowano małe karaoke. „Mikrofon dla wszystkich!” Danai zgłosiła się jako pierwsza…

    Wyszła na scenę. Na całej sali cisza jak makiem zasiał. Po chwili spokojnym głosem powiedziała przez mikrofon:

    -Nie, dziękuję za podkład muzyczny. Nie jest mi potrzebny. – nastała  chwila ciszy.

    -Na początku chciałam powiedzieć, że zgromadziłyśmy się tutaj z dziewczynami, by uczcić urodziny naszej przyjaciółki   Olivki. – w tym momencie Danai, wskazała na Olivkę, na którą chwilę potem spojrzała połowa sali.

    -Olivkę kocham jak własną siostrę i to właśnie jej dedykuję moją piosenkę.

    Cisza taka, że słychać było jak barman obok przełknął  ślinę. Kilkusekundowe napięcie, które jeśli potrwałoby kilka chwil  dłużej, spowodowałoby spektakularne zwarcie.

     Danai coś odchrząknęła. Poprawiła włosy, zarzuciła kabel od mikrofonu,  poczym zaczęła swoją piosenkę…

     Pamiętacie taki stary hit „Parole, parole…”? W Grecji ta piosenka została wykorzystana do reklamy  serka wiejskiego Dirollo. Olivka go uwielbia,  jest jego wielką fanką. Zamieniając  słowo  „parole” na „dirollo”, Danai przez jakieś trzydzieści sekund śpiewała tę właśnie piosenkę. Przez cały numer używała tylko tego wyrazu! Głośniej ciszej. Szybciej wolniej. Zachowując się przy tym jakby scena naprawdę należała wyłącznie do niej, a cała sytuacja to wielki, estradowy występ. Cały czas wzrok kierowała tylko na Olivkę.

     Większość osób na sali, miała taki wyraz twarzy, jakby nie miała pojęcia co takiego zrobić ze swoimi myślami. Mało obchodziło to Danai, która kontynuowała śpiewanie. Dirollo, dirollo… Dirollo! Dirooollooo!!!

    Olivka nie wierzyła, że to dzieje się naprawdę. Kiedy doszło do niej, że nie śni, wybuchła  niepohamowanym śmiechem. Tak jakby ktoś przekuł balonik, a śmiech był wydobywającym się z niego powietrzem. Przez  trzydzieści sekund, cała sala wypełniona była śpiewem Danai, a później Olivkowym śmiechem. Po skończeniu piosenki, wszystko wróciło do normy i ponownie grać zaczęła muzyka. Pewnie większość osób na sali, była przekonana, że tego dnia zbyt dużo wypiła.

       Wniosek z tej krótkiej historii pcha mi się sam na klawiaturę. Chyba jest w tym sporo prawdy. Prawdziwych przyjaciół poznaje się po… trzydziestce!

Podziel się ze mną swoją ciekawością! Prośba do czytelników… wtorek, 6 stycznia 2015

     Ta myśl krążyła mi po głowie już od jakiegoś roku, ale widocznie potrzebowała czasu by wystarczająco urosnąć. Teraz mam już konkretny pomysł, całą koncepcję i plan. Dla mnie rok 2015, to 12 miesięcy  między innymi  pracy nad moją pierwszą książką. Pisanie  jest już w toku i właśnie zarysowują się pierwsze strony.

 

     Jak zapewne się domyślacie, książka będzie o Grecji. Choć w myślach nazywam ją przewodnikiem, w tradycyjnym tego słowa znaczeniu nie ma z nim wiele  wspólnego. Jest to przewodnik, ale  po greckiej kulturze, tradycji, mentalności oraz  codzienności. Wszystkim tym, co kryje się w głowie typowego mieszkańca tego niezwykle ciekawego kraju, a co dla nas jest odmiennym zaskoczeniem.

     Tutaj  ogromna prośba do Ciebie, mój drogi czytelniku, ponieważ to właśnie Ty będziesz potencjalnym adresatem takiej książki. Jeśli bowiem zaglądasz na tego bloga, Grecja jest tematem, który z pewnością Cię interesuje.

Napisz  w komentarzu lub wyślij  do mnie maila (dizzy70@wp.pl) i  powiedz…

Jakie tematy związane z Grecją interesują Cię najbardziej? Czy jest to religia? Polityka? Kultura? Muzyka? A być może zwyczajne  życie codzienne? Czy chciałbyś, aby w takiej książce konkretny problem  został szczególnie rozwinięty? Być może istnieją tematy, które Cię zupełnie nie interesują i nie warto tracić na nie stron? Czego o Grecji chciałbyś się dowiedzieć? Co takiego w Elladzie podoba Ci się lub interesuje Cię najbardziej? Na co powinnam zwrócić szczególną uwagę?

Będzie dla mnie ogromnie pomocne jeśli podzielisz się ze mną swoją ciekawością. Każdy Twój pomysł, wskazówka są tu  niezwykle cenne!

 

 

Jak zjeść Santorini? (cz. 3/4)… piątek, 2 stycznia 2015

       CZĘŚĆ 1/4: Santorini – “gwiazda” Cyklad

       CZĘŚĆ 2/4: FIRA – stolica Santorini. Czy warto jechać na                  wyspę poza sezonem?

       Za każdym razem, kiedy odkrywamy nowe greckie miejsca, punktem obowiązkowym jest kuchnia danego regionu. Wizyta w tradycyjnej tawernie często o danym regionie potrafi powiedzieć więcej niż niejedno muzeum. Dlaczego? Zamawiając  typowe dla danego miejsca dania, jak na talerzu, w przenośni i dosłownie, widać czy dany region  w przeszłości był ubogi, czy też zamożny; jakie inne kultury  wywierały na niego wpływ; jaka jest tu ziemia, okoliczności przyrody; czy obok jest morze czy też góry…

      Idealnym przykładem jest tu Santorini, która jest wyspą pochodzenia wulkanicznego.  Nie rosną tu więc prawie żadne drzewa. Nie znajdzie się na niej cytrusów czy też soczystych oliwek. Na całe szczęście wulkaniczna ziemia jest bardzo żyzna i na Santorini mądrze gospodaruje się każdą najmniejszą jej częścią. Uprawia się tu pszenicę, pomidory, pistacje i winorośl. Co prawda nie dostanie się tu dobrej oliwy, ale za to tutejsze słodkie wina vysando i nikhteri cieszą się najlepszą opinią w całej Grecji. Taka butelka to fantastyczny souvenir z wyspy.

 

     Co  zjeść będąc na wyspie? Przede wszystkim ryby i owoce morza. Tawerny na Santorini specjalizują się w daniach z ośmiornicy. Do tego koniecznie potrawy, które zawierają bakłażany, małe pomidorki, cukinie, kapary. Oraz oczywiście lampka  białego wina.

 

    Żeby zjeść naprawdę dobrze i nie płacić fortuny, warto udać się poza miasto. My za radą mojej znajomej, która  na Santorini była  przewodnikiem, udaliśmy się do wioski Exogonia, w której znajduje się tawerna „Metaxi mas…” (w tłumaczeniu na polski: „Między nami…”). Tawerna była równie niepozorna, co genialna. Świetne miejsce, o którym milczą wszystkie przewodniki. To właśnie tam udało nam się zjeść najbardziej typowe dla Santorini dania. Wszystko co widzicie na tym filmiku, to najlepsze potrawy charakterystyczne dla wyspy, w  najlepszym wydaniu.

Serdecznie zapraszamy na nasz filmik z tawerny  „Mataxi mas…” na Santorini!

         P.S.

     Wartym polecenia miejscem, o którym nie mogę zapomnieć jest piekarnia „Erotokritos”, która znajduje się w Firze, w drodze do portu. Niżej  są jej  zdjęcia. Piekarnia jest wyjątkowa. Już z drogi czuć cudowny zapach chleba i niezwykłych słodkości. Wiele z nich to słodycze  typowe dla Krety. Ta bowiem jest przecież tak blisko. Kolejny dowód na to, że i położenie bardzo mocno wpływa na kuchnię danego regionu.

 

Do napisania tego tekstu posłużył mi przewodnik: Grecja. Przewodnik praktyczny, Pascal, wyd. III, 2002, s. 555

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Niezapisane kartki nowego kalendarza… poniedziałek, 29 grudnia 2014

      Pamiętam, że kiedy byłam mała uwielbiałam pisać w zupełnie nowym zeszycie. Zawsze miałam wtedy wrażenie, że z każdym nowym zeszytem mam  nową szansę, żeby ładniej pisać, na czas odrabiać zadanie domowe, uczyć się lepiej. Teraz myślę, że nie było to jedynie wrażenie, bo przecież z każdym nowym zeszytem wiedziałam więcej, zdobywałam nowe umiejętności,  a z  każdą nową kartką moje pismo stawało się bardziej kształtne i wyrobione. Moje zamiłowanie do nowych zeszytów nieprzerwanie trwa. I pewnie tak już zostanie ;D Człowiek potrzebuje nawet symbolicznych granic nowych etapów. Właśnie zbliża się jeden z większych – Nowy Rok.

 

      Już od kilku lat przed „wprowadzeniem” się do nowego kalendarza, na pierwszej białej stronie zapisuje moje postanowienia, cele, marzenia, życzenia na Nowy Rok. Pierwsza, śnieżnobiała jeszcze strona kalendarza na 2015 już za chwilę zapełni się moimi  postanowieniami. To co zapisane, skonkretyzowane, zamknięte w ramy „co, jak i kiedy”,  staje się bardziej materialne. Przy zapisywaniu nie ograniczam się żadnym gadaniem czy pustymi przekonaniami, że to „niemożliwe, nieosiągalne, nierealne”.

    Jednak dopiero w tym roku, uświadomiłam  sobie, że to co robię jest niesamowicie dla mnie ważne. Dlaczego doszło to do mnie dopiero teraz?

     Zazwyczaj  zapisuje 10 nowych postanowień. 9 z nich to takie małe, drobne rzeczy, niewielkie rytuały, które powodują że krok po kroku moje codzienne życie staje się lepsze. 3 z nich dotyczą  zdrowia. 3 dotyczą rozwoju osobistego. 3 mojej  pracy. Wszystkie te postanowienia są mniej lub bardziej drobne i nawet jeśli nie do końca uda się mi je zrealizować, już samo próbowanie, dążenie do celu powoduje, że moje życie choćby o mały krok staje się lepsze. Pozostaje jeszcze postanowienie dziesiąte. I to zawsze jest największe. Jest to mój roczny, główny, najważniejszy, wielki cel nad którym koncentruje się przez całe 12 miesięcy. Dokładnie od 1 stycznia, do 31 grudnia.

     To, że postanowienia są bardzo ważne i naprawdę warto je dokładnie zapisywać, uświadomiłam sobie kiedy kilka dni temu ze starego kalendarza odhaczyłam mój główny cel tego roku: „w 2014 mam swoją firmę z wycieczkami po wyspie Korfu”.

     Zdaje się, że zapisując to postanowienie, chyba nie do końca wierzyłam, że się ono spełni. Jeszcze wtedy wydawało mi się ono  nieosiągalne i nierealne. Ten krótki moment, kiedy kilka dni temu odhaczałam mój cel główny… Nie jestem pewna czy kiedykolwiek wcześniej czułam w życiu większą satysfakcję.

     Dziś jest ostatni poniedziałek starego roku. Zostały trzy dni do 1 stycznia. Jest to idealny moment, by podsumować mijający  rok. Usiąść spokojnie i pomyśleć jak można poprawić swoje życie, swoją codzienność, jak stać się jeszcze lepszą wersją siebie.

 

      Jak to zrobić, by noworoczne postanowienia się spełniły  lub by być możliwie najbliżej ich zrealizowania:

1)      wszystko koniecznie zapisz  w miejscu do którego jak najczęściej zaglądasz (pierwsza strona kalendarza, kartka przyczepiona do lustra w łazience, na lodówce w kuchni lub  przy łóżku)

2)      twoje cele muszą być jak najbardziej konkretne, niech tuż obok nich znajdą się konkretne liczby (zamiast pisać „będę się zdrowiej odżywiać”, lepiej napisz „codziennie zjem co najmniej jedno jabłko”)

3)      wiele  celi potrzebuje konkretnych dat (np. do 1 czerwca schudnę o 5 kg, albo 10 maja podejdę do egzaminu na certyfikat z angielskiego; stwierdzenia „schudnę” lub „będę się uczyć angielskiego” zazwyczaj nic nie dają)

4)    rok ma aż, a raczej tylko 365 dni, więc  nad swoim celem pracuj codziennie, tak by podobnie jak mycie zębów, stało się to elementem codzienności, bez którego nie wyobrażasz sobie iść spokojnie spać

5)      szczególnie w osiąganiu tych wielkich celów, koniecznie wizualizuj sobie ich realizację; przed pójściem spać, po obudzeniu się, kiedy stoisz w korku, czekasz w kolejce; wtedy wyobrażaj sobie siebie po osiągnięciu celu, takie myślenie jest naprawdę super przyjemne.

     I to właśnie dzięki tej piątce plus potężnemu nakładowi pracy, kilka dni temu niemalże z namaszczeniem odhaczyłam swój tegoroczny cel.

     Za chwilę zapiszę noworoczne  postanowienia do nowego kalendarza.  Białe, pachnące tym co „nowe” strony, aż  proszą się o zapisanie. Każda z nich, to jeden nowy dzień, a ten to przecież zupełnie nowa szansa.  Nawet jeśli po drodze przydarzy się niejeden kleks, warto codziennie starać się by  pisać jeszcze ładniej w nowym zeszycie. Na każdej nowej kartce.

      W 2015 codziennie będę pamiętać o prostowaniu pleców.  Codziennie zjem co najmniej jeden owoc. Na maile będę odpisywać na bieżąco. Przed zaśnięciem przez 5 minut będę ćwiczyć jogę. Co noc chodzić spać będę wcześniej. Jaki jest jednak mój główny cel, nad którym będę pracować całe 12 miesięcy…??? O tym już na samym początku stycznia, bo niezbędna będzie mi również i wasza pomoc…

     Tymczasem – wiele siły i dobrej energii na to by Wasz rok 2015 był jak najlepszy! Bo przecież zależy to tylko i wyłącznie od nas…

     I na sam koniec coś, co z pewnością w tym temacie was  zainspiruje:

    Przy pisaniu tego tekstu inspirowałam się książką  „Zasady Canfielda”, Jack Canfield, wyd. Studio Emka, Wa-wa, 2009.

 

Za parę chwil Boże Narodzenie… środa, 24 grudnia 2014

     Jestem już na  Świętach w Polsce, które w tym roku mamy wyjątkowo liczne. Zjechali się wszyscy, a nasza  rodzina powiększyła się o dwa małe, rozkrzyczane aniołki. Nikt z niczym nie nadąża. Każdy macha już ręką na artystyczny bałagan. O przedświątecznych porządkach nie ma  mowy! Nawet prezenty zeszły w tym roku na dalszy plan. Jeśli chodzi o choinkę, sukcesem jest fakt, że po pierwsze stoi, po drugie… ujmijmy to tak –  naga nie jest.  Zjechali się wszyscy! I to właśnie liczy się najbardziej. Świąteczne bycie razem.

      Fakt, że 24 grudnia mniej więcej już od południa  rozpęta się najprawdziwsze tornado, przewidziałam już w niedzielę. Nawet bez śledzenia prognozy pogody, było to pewne. Jak co roku, moim zadaniem jest wykonanie wigilijnych słodkości. Bez piernika się nie obejdzie, ale wszystko inne co  zrobiłam jest typowo greckie. Moich słodkościowych odsłon razem będzie cztery. Prawda, że całkiem nieźle? Sekret w tym, że wszystko co robię jest szalenie proste, a nuta smaku z Grecji zawsze robi wrażenie. Ponieważ  wigilijne tornado, przewidziałam wcześniej – wszystko od wczoraj jest już prawie gotowe. Jeśli właśnie  jesteście w podbramkowej sytuacji w temacie bożonarodzeniowych słodkości – paksimadi udaje się zawsze. TU raz jeszcze link!

  10801566_10205684099891900_2442545071814415851_n

1506791_10205684099931901_6322340903035474195_n

       Lubię, kiedy kurtki spadają z haczyka, bo już żadna inna się nie zmieści. Kiedy wszędzie widać  choinkowe  światełka i wszystko wokoło mieni się na złoto. Nawet szarawa pogoda pasuje do takiego zestawienia.  W zapachu suszonych grzybów czuć cały, wielki las. Kapusta mimo, że przecież obiektywnie śmierdzi, to nagle w Święta pachnie. Ktoś nie opakował jeszcze swojego prezentu, a w sytuacjach kryzysowych taśmy bezbarwnej nigdy  nie ma. Rąk do lepienia pierogów zawsze brakuje i zdaje się, że zostaną sprawdzone manualne zdolności każdego. Kiedy kuchnia wygląda jak jedno wielkie pole wojenne, komuś właśnie przyszło do głowy grzać wino. Mimo, że to w tej chwili zupełnie niedorzeczne, jak dla mnie całkiem niezły pomysł!

      Za chwilę nacisnę przycisk „publikuj” i biegnę ratować niedokończone pierogi, ciastka które ciągle ktoś ukradkiem mi  podjada. Szukać taśmy bezbarwnej, tej co w niewiadomych okolicznościach przed chwilą była, ale  gdzieś wyparowała. Ach! I jeszcze grzańca, który nie może przecież się zmarnować.

       Zanim jednak wyłączę laptopa…

       Wesołych Świąt!!!

      Niech pierogi zostaną takie uroczo niekształtne. Niech wszystko będzie na „nie-na-czas”. Niech ciastka zostaną do połowy podkradzione. A obrus niedoprasowany. Choinka lekko krzywa. Paznokieć odpryśnięty. A ostatni zaproszony niech przyjdzie nawet i sporo spóźniony. Co z tego, że na wieszaku nie zmieści się już żadna kurtka. Miejsca znajdzie się dla każdego. Śniegu w tym roku pewnie już nie będzie. Ale… jakie to w sumie ma znaczenie…

       Za chwilę Boże Narodzenie. Najbardziej magiczny czas w roku…

 

Świąteczny spis treści… niedziela, 21 grudnia 2014

       Świątecznych postów na Sałatce nazbierało się już całkiem sporo. I to z najróżniejszych dziedzin. Najwyższa więc pora, żeby w jednym miejscu je pozbierać.  Tutaj znajdziesz wszystkie posty, które dotykają tematu Świąt Bożego Narodzenia, z perspektywy greckiej.

Kliknij na obrazek, żeby przeczytać na świąteczny temat, który Cię interesuje.

Miłej lektury!

Moje pierwsze Boże Narodzenie w Grecji.

Jani i jego polskie Święta.

Jak typowy Grek reaguje na polski śnieg?

Boże Narodzenie na emigracji. Jak sobie z tym poradzić?

Jak Grecy przystrajają dom na Święta?

Statek zamiast świątecznej choinki?

Feta i jej świąteczne dekorowanie sałatkowego domu.

Ogórek i pewien nietypowy kolędownik.

Czy w Grecji na Święta pada śnieg?

Jak zrobić faworki w wydaniu greckim?

Jak zrobić świąteczne paksimadi?

Jak zrobić melomakarona?

Jak zrobić kourabiedes?  

 

Sałatka po grecku TV – odc. 11: KOURABIEDES. Czyli co greckiego schrupać w te Święta?… czwartek, 18 grudnia 2014

    Dziś zapraszamy na kolejny odcinek naszej sałatkowej telewizji. Wracamy po dość długiej przerwie z przepisem na KOURABIEDES [czytaj: kurabiedes], czyli ciastka świąteczne, które obok melomakarona są najpopularniejszym przysmakiem Świąt Bożego Narodzenia w Grecji.

    Te ciasteczka są przepyszne! Składniki dostępne wszędzie. Ale ich zestawienie daje jakiś taki inny… grecki smak;)))

    Serdecznie zapraszamy na nasz nowy filmik! Na początek krótki spacer po świątecznych Atenach, a następnie przepis.  Tu jednak ważna uwaga… W filmiku zapomnieliśmy powiedzieć o dwóch bardzo istotnych sprawach:

1)      same migdały, które są jednym ze składników przed dodaniem powinny być na około 10 – 15 minut włożone do piekarnika

2)      przed obtoczeniem ciastek w mieszance cukru pudru z wanilią, trzeba odczekać około pół godziny, tak by ciastka nie były zbyt wilgotne.

    Teraz już wszystko wiecie! Miłego oglądania! A jeśli zrobicie swoje kourabiedes, koniecznie podzielcie się wrażeniami w komentarzach!

  

https://www.youtube.com/watch?v=GnqvfxQBALE 

      Tutaj znajdziesz wszystkie nasze pozostałe przepisy z greckimi słodkościami, które doskonale nadają się  na  Święta  Bożego Narodzenia:

FAWORKI W WYDANIU GRECKIM

ŚWIĄTECZNE PAKSIMADI

MELOMAKARONA