Archiwum kategorii: Kultura, tradycja i zwyczaje
Dlaczego według tradycyjnego Greka kobieta nie powinna pracować? Oraz… instrukcja obsługi greckiego garnka
Komunistyczna działalność Pieprza
Podczas naszej wizyty u Sałatki, w sałatkowym talerzu… to znaczy – domu ;)) znajdowali się dokładnie wszyscy. Ze swojej wyspy przyjechała również Olivka, którą w domu odwiedził jej chłopak – Pieprz.
Co aktualnie słychać u Olivki? Jak mawiają Grecy – megali historija, czyli dużo by opowiadać, tak więc tym zajmę się później. Tymczasem, dopiero teraz dowiedziałam się, że Pieprz jest aktywnie działającym komunistą.
Należenie do partii komunistycznej, to w Grecji nic nadzwyczajnego. Choć nas Polaków może zdziwić, że w cywilizowanym, europejskim państwie taka partia istnieje. Tak jest! KKE, bo o tej partii tutaj mowa ma się całkiem dobrze. Greccy komuniści sprawiają jednak wrażenie mało groźnych i zazwyczaj działają na zasadzie „wiele hałasu o nic”. Co ciekawe, są dosyć popularni wśród młodych Greków, czego doskonałym przykładem jest właśnie Pieprz.
Młodych, greckich komunistów można rozpoznać na odległość. Unikają ubrań znanych marek. I dbają o to, żeby ich look mówił: „mi na dobrym wyglądzie wcale nie zależy”. W każdym mieście mają swoje „kluby”, które przeważnie są małymi pokoikami na pograniczu ruder, gdzie nikt nigdy nie sprząta. W środku kilka powyginanych krzeseł i doniczki, w których zamiast kwiatków, niemalże kiełkują zgaszone papierosy. Wszędzie przy tym gdzie się da są czerwone napisy KKE.
Z doświadczenia wiem, że z Greckimi komunistami naprawdę nie warto wdawać się w żadne dyskusje, bo to tylko strata czasu. Według wielu z nich komunistyczne zbrodnie, to bajka wymyślona przez państwa zachodnie. Na Ukrainie wcale nie żyje się tak źle, jak mówią w mediach. A w Polsce jeszcze trzydzieści lat temu, też było całkiem sympatycznie. Piękne, komunistyczne ideały mówią przecież same za siebie.
-Może za wiele nie udało im się zmienić, ale robią całkiem niezłe imprezy. – do dyskusji włączyła się Olivka.
-Olivka, co ty opowiadasz?! – warknął Pieprz. – Przecież byłaś z nami nawet na proteście!
-Tak! – odpowiedziała Olivka i podświadomie się wyprostowała, zarzucając do tyłu włosy. – I nawet głośno krzyczałam: „Równość dla wszystkich!”, takie tam… I tym podobne. Pamiętam, że zdarłam sobie gardło. Fajnie było!
Jak się chwilę potem okazało rzeczywiście, Olivka wspierając polityczną działalność Pieprza, wzięła udział w proteście nawołującym do równego traktowania w Grecji osób o innym niż biały kolorze skóry.
-Ależ się wykrzyczałam! Za wszystkie czasy! Szkoda tylko, że ten protest trwał tak krótko. Niestety, po jakiś piętnastu minutach zaczął padać deszcz… No, a jak wiadomo, w takich warunkach protestować się nie da, więc musieliśmy natychmiast się ewakuować. – kiedy sarkazm w głosie Olivki stał się wyraźny, Pieprz lekko poczerwieniał. Olivka jednak kontynuowała: – Niestety, ale grupa z Pakistanu musiała poradzić sobie sama. Po dwudziestu minutach wszyscy świetnie zorganizowani Grecy znaleźli się w najbliższej kawiarni. Bo każdy z protestujących, w nagrodę musiał przecież dostać zasłużoną kawę. Poza Pakistańczykami, którzy niestety, ale do kawiarni rzadko kiedy wychodzą. Ci jednak nie przestali maszerować nawet w deszczu. Równość równością… Ale kawa… Kawa jest ponad wszystko! – Olivka zakończyła swój monolog władowaniem do ust wielkiej porcji kotleta. Więcej już nic nie powiedziała, bo zazwyczaj kiedy je, to całą sobą koncentruje się na tym co robi.
Myślę jednak, że nic więcej dodać, ani ująć w powyższym temacie.
Przeczytaj więcej…
Niezawodny sposób na grecką teściową – DOLMADAKIA!
Oliwa z Oliwek jest szalenie sympatyczna. Trzeba jednak przyznać, że w obecności swojej synowej, czasem zamienia się w prawdziwego potwora. Wytykając Fecie wszystko co tylko jest możliwe, pomściła wszystkie moje krzywdy. Co prawda Feta jest perfekcyjna w temacie sprzątania, ale nikt nie jest w stanie prześcignąć kulinarnych wyczynów babci.
Po pewnym czasie już nawet Souleiman na babcię nie działał i Feta musiała wymyślić jakieś inne wyjście z sytuacji. Rozwiązanie było proste. Nazywało się… DOLMADAKIA!
-Mamo… – zaczęła pewnego ranka Feta, mówiąc do Oliwy, która właśnie myślała nad nową zaczepką.
-Pomidor mówił wczoraj, że ma nieodpartą ochotę na mamine dolmadakia… Ach… Ależ by się z nich ucieszył!
Oczy Oliwy momentalnie rozbłysły. Rozchyliła nawet lekko usta. Na składniki tej bardzo typowej, greckiej potrawy nie trzeba było długo czekać, bo Feta wszystko już wcześniej ukartowała. Liście winogron. Ryż. Zestaw przypraw i potrzebne naczynia. Wszystko gotowe!
Dolmadakia to rodzaj naszych gołąbków, tyle że robi się je nie z liści kapusty, ale z liści winogron. Smak mają specyficzny i przyznam się, że za nimi nie przepadam. To jedna z tych potraw, które się albo kocha, albo nienawidzi.
Przygotowanie tego dania, jest niezwykle żmudne i zajmuje wiele godzin. Widok kobiet zawijających ryż w liście winogron i rozmawiających przy tym wesoło, jest jednym z typowych widoków z codziennego, greckiego życia szczególnie we wioskach i małych miasteczkach. Podczas tej pracy, naprawdę można się nagadać.
Oliwa czym prędzej zabrała się do działania. Usiadła na kanapie i przyjęła wygodną pozycję. Szklanka z wodą. Kawałek ciasta z serem. Tak przygotowana ruszyła do pracy. Liść za liściem. Garstka ryżu, jedna za drugą. Praca trwała kilka godzin, a babcia opowiadając najróżniejsze historie, była w siódmym niebie.
Tak wygląda Centrum Dowodzenia Światem. Czyli Oliwa z Oliwek robiąca dolmadakia.
-Dorota, nie chcesz wiedzieć jak się je robi? Mogłabyś też zrobić kilka dla Janiego. – zaproponowała mi Feta.
-Przepraszam, ale nie mam teraz czasu… – tak brzmiała moja oficjalna odpowiedź. „Nie chcę wiedzieć i co najgorsze nic mnie to nie obchodzi!” – to zdanie tak naprawdę tkwiło w mojej głowie. Dolmadakia wymagają wiele godzin żmudnej pracy. A gotowanie dłużej niż 20 minut – to dla moich kulinarnych standardów, stanowczo za długo. Gdyby tylko dowiedziała się o nich babcia, zapewne dostałabym po głowie…
Gotowe dolmadakia na szczęście dostępne są w każdym greckim sklepie. |
A propos przepisów! Na dniach zapraszam na najłatwiejszy na świecie, najszybszy, ale przede wszystkim, najsmaczniejszy przepis na ciasto cytrynowe.
Aż mi ślinka cieknie, kiedy tylko sobie o nim przypomnę…
Przeczytaj więcej…
Amerykański sen Greków
Pamiętam, że jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobiłam po przeprowadzeniu się do naszej wioski, było zapisanie się do publicznej biblioteki w sąsiednim mieście. Początkowo wcale nie chodziło mi o książki, bo przecież większości z nich nie rozumiałam. Nie miałam wtedy pracy, żadnych dodatkowych zajęć, znajomych, przyjaciół. Ponadto żadnych zadań, celów, obowiązków, terminów, które porządkowałyby moją codzienność. Najmniejszego poczucia, że jestem tu kimś i gdziekolwiek przynależę. Zupełnie nic. Tabula rasa.
O braku poczucia przynależności do miejsca i przypisanego mu społeczeństwa, przerażającego wrażenia wyrwania razem ze wszystkimi korzeniami, wie dokładnie każdy, kto emigracji zasmakował. To bardzo trudne, ale jednocześnie niesamowicie wzbogacające doświadczenie.
Zdobycie karty bibliotecznej wcale nie było proste. Grecja nie jest obecnie krajem otwartym na cudzoziemców. Przez kilka wizyt bibliotekarka jak mogła naciskała, żeby karta wypisana była na Janiego. Byłoby to o wiele prostsze. Musiało być to dla niej zupełnie niezrozumiałe, dlaczego tak bardzo się uparłam. Przecież to tylko kawałek papieru! Po kilku dniach biurokratycznej walki, na środku naszej lodówki, pod wielkim magnesem zawisła mała, utwardzona plastikiem kartka. Było na niej napisane „Karta czytelnika: Dorota Kamińska”.
Był to mój pierwszy, mały krok w budowaniu swojego poczucia przynależności.
Dziś wiem, że do końca życia tej kartki nie wyrzucę.
Do biblioteki wybierałam się mniej więcej raz na tydzień. Z dumą dziecka, które pierwszy raz idzie do szkoły, zawsze w terminie oddawałam swoją książkę. Miałam w końcu swój mały obowiązek 😉
Mimo, że obecnie coraz częściej nie mam czasu, do biblioteki nadal przychodzę. Przeważnie jest tam prawie pusto. Książki leżą w nieładzie, a system ich ułożenia jest bardzo zagadkowy. Przypuszczam, że po prostu nie istnieje. Bibliotekarka nie wydaje się mieć do swojej pracy powołania. Kiedy przychodzę piętnaście minut przed zamknięciem, przewraca oczami. Wchodząc do środka, zostawiam za sobą zgiełk miasta. Cisza, która tam panuje zawsze mnie uspakaja. Słychać tylko przytłumiony hałas ulicy i tykanie wielkiego zegara.
Mimo, że mój poziom greckiego można określić jako „komunikatywny” w środku jest wiele książek, które mnie interesują. Jest przecież cały regał kolorowych, uroczych pozycji dla najmłodszych 😉 Są wielkie albumy z fotografiami najpiękniejszych miejsc w Grecji. Wielki zbiór książek kucharskich, takich że aż cieknie ślina. Publikacje o greckich serach i winach. Pokaźny zbiór o malarstwie, rzeźbie i architekturze.
Ostatnio, zupełnie przypadkiem, do rąk wpadła mi swoista perełka…
12 maja obchodzony był Światowy Dzień Ptaków Wędrownych. Wg mojej interpretacji, wtedy właśnie powinniśmy obchodzić dzień emigranta 😉 Emigrant, emigrantka, emigracja… Te nazwy wciąż negatywnie mi się kojarzą.
Proces zapuszczania korzeni w innym kraju, potrafi być ciężki. Kiedy przychodzą gorsze momenty, warto przypomnieć sobie jak wyglądało to ponad wiek temu…
Wszystkie zdjęcia i informacje pochodzą z książki:
„Podróż. Grecki sen o Ameryce 1890 – 1980” Maria Iliou, Muzeum Benaki, Ateny 2008
Rok 1910. Miejscowość Patra. Tak wyglądały początki greckich wypraw do Ameryki. Biorąc ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy, ludzie opuszczali domy i płynąc małymi łódkami, udawali się do wielkich portów. Ci ludzie właśnie wybierają się do Ameryki. Każda wielka podróż, ma swój pierwszy mały krok…
Na statku podczas podróży. Warunki jak widać musiały być ekstremalne. Taka podróż trwała kilka miesięcy. Wyjeżdżając ze swojego kraju, ci ludzie musieli mieć świadomość, że drogi powrotnej już nie będzie. Nigdy więc nie zobaczą swojej rodziny, przyjaciół. Nikt z nich nie miał telefonu, nie wspominając o internecie. Jaką trzeba mieć w sobie siłę, żeby zdecydować się na coś takiego…
Ciekawe co wtedy czuli? Statek z greckimi emigrantami dobija do brzegów Nowego Jorku.
Od razu po dotarciu – badania lekarskie.
Już sama przeprawa musiała być niesamowicie ciężkim doświadczeniem. Co dzieje się potem? Często jest jeszcze gorzej. Mieszkanie greckich emigrantów w USA. W tym jednym pomieszczeniu śpi sześć osób. Trudno to nazwać mieszkaniem. To tylko mały pokój, w którym znajduje się również kuchnia. Myślę, że nawet zapisanie się do publicznej biblioteki niewiele by w tej sytuacji zmieniło…
Nowy Jork. Rok około 1900. Warunki życia mogą być ciężkie. Ale pranie trzeba przecież zrobić! Widok mieszkań greckich emigrantów i tak charakterystyczny również dla współczesnej Ellady widok rozwieszonego prania. Od czego zaczynali? Od przysłowiowych pucybutów, łapiąc się wszystkich możliwych prac. Indianapolis. Rok 1908. Grecka kuchnia zawsze zawojuje świat! Już kilkanaście lat po przyjeździe pierwszych greckich emigrantów, w większych miastach Stanów Zjednoczonych pojawiają się greckie restauracje. Chicago. Rok 1940. Obchody greckiej Wielkanocy i pieczenie jagniątek na ulicach Chicago. Greccy emigranci w USA stanowią już silną grupę. Prócz swoich własnych restauracji, sklepów, kawiarenek, posiadają nawet swoje szkoły i wydają greckie gazety. Czy rozpoznajecie tę panią? Maria Callas w Metropolitan Opera, Nowy Jork. Rok 1956. Nowy Jork. Rok 1960. Co można kupić w greckich delikatesach? Greckie kafenio w Pensylwanii. Rok 1960. Bez własnej kafejki, żaden Grek obejść się przecież nie może. Początki emigracji są już tylko wspomnieniem. Ludzie na fotografiach wyglądają na szczęśliwych. Coraz częściej się uśmiechają. Na ich uśmiech pracowało jednak wiele pokoleń…
Z okazji Dnia Ptaków Wędrownych – wszystkim „Ptakom” sprzyjających wiatrów!
Przeczytaj więcej… |
Wokół czego kręci się grecka Wielkanoc?
źródło: gazeta HAI! (30.04.13)
Pierwszy dzień Wielkanocy Grecy spędzają ze swoimi wielkimi rodzinami. W każdym domu słychać rozmowy, głośny śmiech i tradycyjne greckie piosenki. Pojęcie śniadania wielkanocnego w Grecji nie istnieje. Za to już od samego rana, w każdym ogrodzie przygotowuje się wielkiego grilla. Wielkanoc poprzedza post, w czasie którego nie można jeść nawet nabiału. Większość Greków jest więc spragniona mięsa. Już w okolicach południa cały kraj jest przesiąknięty zapachem jagnięciny.
Widok przebitego rusztem jagnięcia, obracającego się nad rozżarzonymi węglami, jest najbardziej charakterystycznym elementem tradycji greckiej Wielkanocy. Tak samo jak my nie wyobrażamy sobie Bożego Narodzenia bez karpia, tak samo Grecy nie mogą się obejść bez jagnięcia pieczonego podczas Świąt Wielkanocnych.
źródło: gazeta HAI! (30.04.13)
Nie będę owijać w bawełnę. Szanuje ten element ważnej dla Greków świątecznej tradycji. Jednak na taki widok zamiast śliny, w mojej głowie pojawia się obrzydzenie, a w brzuchu czuje mdłości. Jagnię zazwyczaj pieczone jest całe. Ca-łe! Widać dokładnie głowę, łącznie z oczodołami i zębami. Kończyny przednie i tylnie, a z tyłu żałośnie zwisające wspomnienie po ogonku…
Po kilku godzinach obracania na ruszcie, jagniątko często w całości ląduje na stole. A wokół niego zasiadają biesiadnicy. Widok, jak dla mnie – makabryczny. Ale o gustach przecież się nie dyskutuje.
Grecy uwielbiają jeść mięso. Jedzą je w bardzo dużych ilościach, szczególnie po tygodniowym lub czasem nawet czterdziestodniowym poście. Po godzinie, dwóch od momentu podania dania, na wielkim talerzu, który stanowi centrum wielkanocnego stołu, zostają przeważnie już tylko kości.
źródło: gazeta HAI! (30.04.13)
Obchodząc w Grecji Wielkanoc, my zrezygnowaliśmy z tego jednego jej elementu. Zdjęcia prezentujące jagnięcia, pochodzą z jednej z greckich gazet. Pokazują jak wg tradycji powinno wyglądać idealnie przygotowane i podane zwierzę. Ocenę pozostawiam Wam. Jestem jej jednak bardzo ciekawa. Tak więc zapraszam do komentowania! Czy mieli byście ochotę na kawałek tak przyrządzanego jagniątka?
***
Tymczasem biorąc tradycję w nawias, na naszym wielkanocnym stole królowała typowa karkówka z grilla oraz najróżniejsze warzywa. Na obiad zaprosiliśmy również Czosnka. Kuzyn Janiego tym razem nie zaginął w żadnej akcji i przybył w swoim najlepszym wydaniu. –What’s up? Dorota! – spytał mnie, kiedy siedzieliśmy już przy stole. -Wszystko do przodu! – zaczęłam i opowiedziałam mu o mojej nowej pracy i o tym jak się z niej cieszę. Kiedy skończyłam, Czosnek zamilkł. Spojrzał przed siebie. Na twarzy, która przybrała łagodnego wyrazu, pojawił się delikatny uśmiech. -Widzisz! Cały czas ci powtarzałem, że wszystko się ułoży. Życie trzeba brać na spokojnie. -Wiem… A jak tam u ciebie? Co nowego u twojej dziewczyny? – spytałam. Na to pytanie, Czosnek zwykł odpowiadać krótko – „której?”. Jednak tym razem jego odpowiedź zupełnie zbiła mnie z tropu. -U jakiej dziewczyny?! Chciałaś chyba powiedzieć „kobiety”! – powiedział, zamilkł, a po chwili dodał: – U mojego serduszka, mojej duszki, mojej pięknej… – twarz Czosnka tym razem rozpromieniała, jakby nawiedził go co najmniej Duch Święty. -Czosnek! Ty się zakochałeś! -Tak… Jak najbardziej! Czosnek, czyli najbardziej zatwardziały GREEK LOVER (https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/08/10/z-cyklu-jade-do-grecji-na-wakacje-myslalam-ze-on-mial-dobre-zamiary-czyli-czego-powinny-sie-strzec-dziewczyny-jadace-do-grecji-na-wakacje-pia/), jakiego miałam szansę poznać, wpadł po uszy jak śliwka w kompot. Albo raczej jak… czosnek w marynatę. O…! Pasuje idealnie! Jego obecną (jak najbardziej jedyną!) dziewczynę możemy nazwać Marynata! Tak więc… Marynatę poznałam osobiście jakiś czas temu, kiedy jeszcze oficjalnie z Czosnkiem nie była. Powiem krótko – ona jest piękna! Pracuje w sklepie z kosmetykami i zajmuje się makijażem. Jest jedną z tych kobiet, które z pomocą odrobiny szczęścia, mogłyby systematycznie gościć na okładkach magazynów o modzie. Od wszystkich poprzedniczek, Marynata odróżnia się nie tylko urodą. W przeciwieństwie do innych, dla Czosnka przeważnie nie ma czasu i zawsze jest bardzo niedostępna. Poprzedniego dnia mimo próśb nie mogła się z nim spotkać. Całą noc postanowiła spędzić w kościele, wspierając duchowo swojego ojca, który tam śpiewał. Kiedy siedzieliśmy razem w naszym ogrodzie, Marynata zajęta była swoją rodziną. A wieczorem już zaplanowała kawę z koleżankami. Kiedy już uda się nakłonić ją do spotkania, Czosnek musi zazwyczaj za coś przepraszać. Powody są najróżniejsze. Że właśnie wypił piwo. Że spóźnił się o trzy minuty. Albo że ubrał się zbyt niechlujnie. Wtedy też wpatrzony w swoją ukochaną, Czosnek zaczyna tłumaczenie. Koniecznie musi być bardzo barwne i równie wylewne. Kiedy już zjedliśmy nasze wielkanocne karkówki, zadzwonił telefon Czosnka. -Tak kochanie… Ależ oczywiście… Nie ma żadnego problemu! Tak, tak… Będę na czas! Przywieźć ci coś jeszcze? Ach… tak? To wspaniale! Już nie mogę się doczekać! Jeśli chcesz to mogę być wcześniej! Nie, nie! Nic się nie martw! Ja już wszystko załatwię! Do zobaczenia! Całuję! Pa pa! Kończąc powiem jedno… Widok oczu szczerze zakochanego Greka, wart jest miliony…
|
W Grecji właśnie zakończyła się Wielkanoc!
W tym roku Wielkanoc w Greckim Kościele Prawosławnym obchodzona była dosyć późno. Zakończyła się we wtorek.
W nocy z soboty na niedzielę w całym kraju puszczano fajerwerki. Tak właśnie czci się Zmartwychwstanie Chrystusa. Rozpoczęcie Wielkanocy to najważniejszy i najbardziej radosny moment dla Kościoła Greckiego. Msza rozpoczyna się o godzinie 24 i trwa dwie godziny. Jak dokładnie wygląda? Tutaj znajduje się moja relacja z ubiegłego roku:
Dzisiaj zapraszam na fotorelacje z tegorocznych obchodów.
Jak natomiast świętuje się pierwszy dzień greckiej Wielkanocy? O tym już w najbliższym czasie!
Podczas Wielkanocy przystraja się wszystkie wsie i miasta. Najpopularniejszą formą dekoracji są takie właśnie lampki.
Rozpoczęcie Wielkanocy – godzina 24. W tym momencie w całej Grecji wybuchają fajerwerki. To najważniejszy i najradośniejszy moment dla Greckiego Kościoła Prawosławnego. Wszyscy wypowiadają słowa „Chrystus Zmartwychwstał!”. Zaczyna się wielkie, radosne obściskiwanie.
|
PONY, czyli najlepsze greckie auto… środa, 3 kwietnia 2013
![]() |
źródło: www.flickr.com |
Bitwa na mąkę w Galaksidi… piątek, 22 marca 2013
O tym, że w Hiszpanii organizowane są bitwy na pomidory, wie zdaje się każdy. Ale z niewiadomych powodów o bitwach na mąkę w greckim, nadmorskim miasteczku Galaksidi, nie jest głośno.
Przygotowania trwały od samego rana. Ci, którzy w walce brali udział, byli naprawdę solidnie uzbrojeni…
Przeczytaj więcej…
Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Jak rozpoznać prawdziwego Greka?… poniedziałek, 4 lutego 2013
-
„Już nie mogę doczekać się wakacji! Tegoroczne lato zamierzam spędzić w Stambule.”
-
„Z Polski do Grecji jechaliśmy samochodem. Przejeżdżaliśmy przez Słowację, Węgry, Serbię oraz Macedonię”.
-
„Salepi to pyszny, turecki napój.”
Sprzedawca salepi |
Ale chwilkę, chwilkę… Co to właściwie jest salepi? O tym dokładnie – w następnym poście!