Złoty Świt. W Grecji coraz częściej słychać słowo „faszyzm”

     Jest to zatrważające, jednak to niestety prawda. W XXI wieku, w cywilizowanej Europie, istnieje państwo gdzie całkiem prężnie funkcjonuje partia, którą coraz częściej nazywając rzeczy po imieniu, określa się faszystowską. Niestety, ale mowa tutaj o Grecji. A partia nazywa się Złoty Świt (Hrisi Awji).
 Symbol Złotego Świtu
    Od 28 września wszystkie greckie media trąbią o aresztowaniu głównych członków partii, pod zarzutem tworzenia organizacji przestępczej. Operacja zatrzymania prowadzona była przez wydział antyterrorystyczny. W biurach Złotego Świtu odnaleziono nielegalną broń i materiały wybuchowe. Włos jeży się na głowie.
    Zdaje się, że kropla w szklance wody się przelała, ale dochodziło do tego stanowczo zbyt   długo. Rząd grecki dotychczas notorycznie  przymykał oczy na  ataki na nielegalnych imigrantów, którzy nawet nie mieli do kogo zwrócić się o pomoc –  jak się okazuje część greckich policjantów, również popierała Złoty Świt. Wykrzykiwanie „Heil Hitler!” w parlamencie. Grożenie rzezią muzułmanom. Można tak wyliczać jeszcze długo.
      Żeby miarka się przebrała, musiało dojść do tragedii. Było nią zabójstwo 34-letniego antyfaszystowskiego rapera (Pawlos Fissas) przez jednego z  członków  partii. Trzeba zaznaczyć, że do zasztyletowania  doszło w biały dzień, przy obecności wielu ludzi w tym również policji.
Plakat władz kościelnych, które nawołują do sprzeciwu wobec Złoteg Świtu. W tle budynek greckiego parlamentu.
     Jeszcze jakiś czas temu, Złoty Świt określany był jako partia skrajnie prawicowa lub nacjonalistyczna. Brzmi to  zbyt  łagodnie. Wystarczy spojrzeć na symbol, który już na pierwszy rzut oka  nawiązuje do swastyki.
    Najbardziej zatrważający jest jednak fakt, że partia miała  w Grecji całkiem konkretne poparcie. Dotychczas było to  12% co powodowało, że  klasowała się na trzeciej pozycji w całej Grecji. Nie sam fakt istnienia tego  politycznego tworu, ale poparcie partii wśród społeczeństwa, jest w tym przypadku najbardziej niebezpieczne. Podobno przyczynia się do tego obecny kryzys.
Aresztowanie przywódcy i członków Złotego Świtu
Do przygotowania tego tekstu korzystałam z materiałów  ze strony  radia TOKfm, ze szczególnym uwzględnieniem wypowiedzi Dionisa Sturisa. Zainteresowanym polecam do odsłuchania 15 minutowy wywiad  ze Sturisem. Znajduje się  na stronie radia TOKfm, w podcastach w dziale „Połączenie”.
Przeczytaj więcej…

Dlaczego według tradycyjnego Greka kobieta nie powinna pracować? Oraz… instrukcja obsługi greckiego garnka

     Był to ostatni dzień naszego pobytu w domu Sałatki. Powoli zapadał wieczór, a my powoli pakowaliśmy swoje rzeczy. Nieśpiesznie  i dość niechętnie, bo jeszcze kilka dni z przyjemnością byśmy zostali.
     -Dorota! Tutaj masz jeszcze taki garnek. Jest fenomenalny! Możesz ugotować w nim wszystko. – chcąc nie chcąc chwilę później trzymałam w rękach wielkie, ciężkie, metalowe ustrojstwo.
   -Możesz w nim gotować na parze, pod ciśnieniem, normalnie, możesz w nim też smażyć. Każda Greczynka ma taki w domu! – dodała Feta zadowolona.
    Ilość różnych  elementów, z których składał się owy „cudowny” garnek, raczej mnie odstraszała. Być może szybko w nim ugotuje, usmażę, czy też (kogoś…;)) uduszę. Ale jego umycie! To dopiero musi być wyzwanie.
    -Czekaj… Czekaj… Możesz nie wiedzieć jak  się go obsługuje. Miałam tu gdzieś  instrukcję. Za chwilę ją znajdę!
    I tak Feta zaczęła przetrząsanie mieszkania. Niestety, instrukcji nigdzie nie było. Kiedy skończyła z szufladami, przeszła do szaf i szafeczek. Po szalenie ważnej instrukcji jednak  ani śladu. W śledztwo zaangażowany został również Pomidor. Jego zadanie –  przetrząśnięcie garażu. Nic! Instrukcji nigdzie nie było!
      Tymczasem, kiedy Feta z Pomidorem koncentrowali się na szukaniu,  ja i Jani zostaliśmy razem z dziadkiem.
      Oregano, czyli dziadek to wzór  wszystkich najbardziej greckich cech. Wystarczy spojrzeć. Nigdy nie rozstaje się ze szklaneczką ouzo, tak więc dość często  jest na lekkim rauszu. Obowiązkowy wąs pod pewnie skrojonym nosem. Skręcone włosy, które za czasów młodości musiały być atramentowo czarne. Dłuższy paznokieć na najmniejszym palcu. I nieustannie  wprawiane w ruch komboloi.
    -Słyszałem, że będziesz pracować? – dziadek spytał krótko.
    -Tak, zaczynam od czerwca.
    -Ach! Wy młodzi… Jak wy nic nie wiecie…
     Konsternacja z mojej strony, bo zupełnie nie wiedziałam co na to powiedzieć.
     -I ty jej na to pozwalasz? – tym razem po głowie dostało się Janiemu.
     -Ale Dorota sama chce pracować. Nikt jej do tego nie zmusza. Wiesz dziadku, teraz są już inne czasy…
    -Inne czasy… Inne czasy… – Oregano powtórzył sarkastycznie.  -Jesteście pierwszym pokoleniem w naszej rodzinie, w którym kobiety idą do pracy. Coś takiego nigdy wcześniej się u nas nie zdarzyło.
    -Dziadku, ale trzeba iść z duchem czasu. – powiedział Jani.
    -Z duchem czasu… Z duchem czasu… – tym razem dziadek powtórzył smutnie.
    -Ale właściwie dlaczego nie powinnam pracować? – spytałam.
  -Bo to… moje drogie dziecko… Jest zadanie  mężczyzny!!! – dziadek niemalże wykrzyknął, że aż zatrzęsła się podłoga.  -To mężczyzna ma utrzymywać całą swoją rodzinę. Póki nie będzie w stanie tego zrobić, to zawsze będzie chłopcem. A wtedy nigdy  nie będzie dobrym mężem i ojcem. Przez wieki tak w Grecji było, a wy teraz wszystko  zmieniacie.
    -Ale ja bardzo chcę iść do pracy… – dodałam. – Co innego miałabym  robić?
    -Mało ciekawych rzeczy jest na tym świecie? Ty  jeszcze nic o życiu nie wiesz. Najpierw  drogie dziecko, naucz się obsługiwać zwykły garnek. Ale! To wcale nie jest takie proste. Ty dziecko, chcesz zarabiać pieniądze. A co w tym czasie ma robić mężczyzna? Nie wiesz…? – zabrzmiało naprawdę groźnie. – To ja ci powiem! Siądzie  wygodnie przy komputerze, czy jak wy to tam nazywacie i godzinami będzie grać sobie w jakąś gierkę. O! I tam sprawdzi się jako prawdziwy mężczyzna. Zabije potwora, bandytę, złodzieja. Zawalczy o przetrwanie. To jest właśnie nowe pokolenie! I te wasze „równouprawnienie”. Jak to może być, że dziewczyna płaci za siebie w kawiarni? Koniec świata!  Koniec świata…
    -Znalazłam!!! – krzyknęła Feta, która prawie w całości weszła  do szafy. -No! To jestem spokojna! Teraz będziesz już wszystko wiedziała. Tutaj masz napisane czarno na białym! – dodała cała w skowronkach.
     I tak wepchnęliśmy do  samochodu: wielki, trzykilogramowy garnek, który podobno nazywa się  szybkowarem oraz pokaźnej grubości  instrukcję, z której i tak nic nie rozumiem.
     Wyruszaliśmy następnego dnia wcześnie rano. Bagażnik samochodu prawie się nie domykał. Auto uginało się pod ciężarem nie jednego, a w rezultacie trzech wielkich garnków od Fety. Przyrządów do pracy w ogrodzie. Zestawu szklanek i talerzy. Dodatkowych ręczników i pościeli.  Nie wspominając o tym, że „ktoś właśnie sprzedawał bardzo ładne pomarańcze”. Więc zostaliśmy zaopatrzeni w całe pięć kilo.
     Nasza droga powrotna trwała kilka długich godzin. Przemierzyliśmy  całą  środkową Grecję. A ja tymczasem, drapałam się po głowie, co mam zrobić z tym całym szybkowarem?
Przeczytaj więcej…

Komunistyczna działalność Pieprza

     Podczas naszej wizyty u Sałatki, w sałatkowym talerzu… to znaczy – domu ;))  znajdowali się dokładnie wszyscy. Ze swojej wyspy przyjechała również Olivka, którą w domu odwiedził jej chłopak – Pieprz.

        Co aktualnie słychać u Olivki? Jak mawiają Grecy – megali historija, czyli dużo by opowiadać, tak więc tym zajmę się  później. Tymczasem, dopiero teraz dowiedziałam się, że Pieprz jest aktywnie działającym komunistą.

       Należenie do partii komunistycznej, to w Grecji nic nadzwyczajnego. Choć nas Polaków może zdziwić, że w cywilizowanym, europejskim państwie taka partia istnieje. Tak jest! KKE, bo o tej partii tutaj mowa ma się całkiem dobrze.  Greccy komuniści sprawiają jednak wrażenie mało groźnych i zazwyczaj działają na zasadzie „wiele hałasu o nic”. Co ciekawe, są dosyć popularni wśród młodych Greków, czego doskonałym przykładem jest właśnie Pieprz.

      Młodych, greckich komunistów można rozpoznać na odległość. Unikają ubrań znanych marek. I dbają o to, żeby ich look mówił: „mi na dobrym wyglądzie wcale nie zależy”.  W każdym mieście mają  swoje „kluby”, które przeważnie  są małymi pokoikami na pograniczu ruder, gdzie  nikt nigdy nie sprząta. W środku kilka powyginanych krzeseł i doniczki, w których zamiast kwiatków, niemalże kiełkują zgaszone papierosy. Wszędzie przy tym gdzie się da są  czerwone napisy KKE.

      Z doświadczenia  wiem, że z Greckimi komunistami naprawdę nie warto wdawać się w żadne dyskusje, bo to tylko strata czasu. Według wielu z nich komunistyczne zbrodnie, to  bajka wymyślona  przez państwa zachodnie. Na Ukrainie wcale nie żyje się tak źle, jak mówią w mediach. A w Polsce jeszcze trzydzieści lat temu, też było całkiem sympatycznie. Piękne, komunistyczne ideały mówią przecież same za siebie.

     -Może za wiele nie udało im się zmienić, ale robią całkiem niezłe imprezy. – do dyskusji włączyła  się Olivka.

     -Olivka, co ty opowiadasz?! – warknął Pieprz. – Przecież byłaś  z nami nawet na proteście!

    -Tak! – odpowiedziała  Olivka i  podświadomie  się wyprostowała, zarzucając do tyłu włosy. – I nawet głośno krzyczałam: „Równość dla wszystkich!”, takie tam… I tym podobne. Pamiętam, że zdarłam sobie gardło. Fajnie było!

     Jak się chwilę potem okazało rzeczywiście, Olivka wspierając polityczną działalność  Pieprza, wzięła udział w proteście nawołującym do równego traktowania w Grecji osób o innym niż biały kolorze skóry.

     -Ależ się wykrzyczałam! Za wszystkie czasy! Szkoda tylko, że ten protest trwał tak krótko. Niestety, po jakiś  piętnastu minutach zaczął padać deszcz… No, a jak wiadomo, w takich warunkach protestować się nie da, więc musieliśmy  natychmiast się  ewakuować. – kiedy sarkazm w głosie Olivki stał się wyraźny, Pieprz lekko poczerwieniał. Olivka jednak kontynuowała:  – Niestety, ale grupa z Pakistanu musiała poradzić  sobie sama. Po dwudziestu minutach  wszyscy świetnie zorganizowani Grecy znaleźli  się w najbliższej kawiarni. Bo każdy z  protestujących, w nagrodę musiał przecież dostać zasłużoną  kawę.  Poza Pakistańczykami, którzy niestety, ale do kawiarni rzadko kiedy wychodzą. Ci jednak nie przestali maszerować nawet w deszczu. Równość równością… Ale kawa…  Kawa jest ponad wszystko!  – Olivka zakończyła swój monolog władowaniem do ust wielkiej porcji kotleta. Więcej już nic nie powiedziała, bo zazwyczaj kiedy  je, to całą sobą koncentruje się na tym co  robi.

      Myślę jednak, że nic  więcej dodać, ani ująć w powyższym temacie.

Przeczytaj więcej…

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2011/09/13/wiadomosc-z-ostatniej-chwili-wtorek-13-wrzesnia-2011/

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2011/09/18/filozofia-zwiazku-wg-olivki-niedziela-18-wrzesnia-2011/

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2011/11/24/patent-olivki-na-video-rozmowy-czwartek-24-listopada-2011/

Niezawodny sposób na grecką teściową – DOLMADAKIA!

     Oliwa z Oliwek jest  szalenie sympatyczna. Trzeba jednak przyznać, że w obecności swojej synowej, czasem zamienia się w prawdziwego potwora. Wytykając Fecie wszystko co tylko jest możliwe, pomściła wszystkie moje krzywdy. Co prawda Feta jest perfekcyjna w temacie sprzątania, ale nikt nie jest w stanie prześcignąć kulinarnych wyczynów  babci.

    Po pewnym czasie już nawet Souleiman  na babcię nie działał i Feta musiała wymyślić jakieś inne wyjście z sytuacji. Rozwiązanie  było proste. Nazywało się… DOLMADAKIA!

 

    -Mamo… – zaczęła pewnego ranka Feta, mówiąc do Oliwy, która właśnie myślała nad nową zaczepką.

    -Pomidor mówił wczoraj, że ma nieodpartą ochotę na mamine dolmadakia… Ach… Ależ by się z nich ucieszył!

    Oczy Oliwy momentalnie rozbłysły. Rozchyliła nawet lekko usta. Na składniki tej bardzo typowej, greckiej potrawy nie trzeba było długo czekać, bo Feta  wszystko już wcześniej ukartowała. Liście winogron. Ryż. Zestaw przypraw i potrzebne naczynia. Wszystko gotowe!

     Dolmadakia to rodzaj naszych gołąbków, tyle że robi się je nie z liści kapusty, ale z  liści  winogron. Smak mają specyficzny i przyznam się, że za nimi nie przepadam. To jedna z tych potraw, które się albo kocha, albo nienawidzi.

    Przygotowanie tego dania,  jest niezwykle żmudne i zajmuje  wiele godzin. Widok kobiet zawijających ryż w liście winogron i rozmawiających przy tym wesoło, jest jednym z typowych widoków z codziennego, greckiego  życia szczególnie  we wioskach i małych miasteczkach. Podczas tej pracy, naprawdę można się nagadać.

     Oliwa czym prędzej zabrała się do działania. Usiadła  na kanapie i przyjęła wygodną pozycję. Szklanka z wodą. Kawałek ciasta z serem. Tak przygotowana ruszyła do pracy.  Liść za liściem. Garstka ryżu, jedna za drugą. Praca trwała kilka godzin, a babcia opowiadając najróżniejsze historie, była w siódmym niebie.

 Tak  wygląda Centrum Dowodzenia Światem. Czyli Oliwa z Oliwek robiąca dolmadakia.

    -Dorota, nie chcesz wiedzieć jak  się je  robi? Mogłabyś też zrobić kilka dla Janiego. – zaproponowała mi Feta.

    -Przepraszam, ale nie mam teraz czasu… – tak brzmiała moja oficjalna odpowiedź. „Nie chcę wiedzieć i co najgorsze nic mnie to nie obchodzi!” – to zdanie tak naprawdę tkwiło w mojej głowie. Dolmadakia  wymagają wiele godzin żmudnej pracy.  A gotowanie dłużej niż 20 minut – to dla moich kulinarnych standardów, stanowczo za długo. Gdyby tylko dowiedziała się o nich babcia, zapewne dostałabym po głowie…

 Gotowe dolmadakia  na szczęście dostępne są w każdym greckim sklepie.
 

    A propos przepisów! Na dniach  zapraszam na najłatwiejszy na świecie, najszybszy, ale przede wszystkim, najsmaczniejszy przepis na ciasto cytrynowe.

Amerykański sen Greków

 

     Pamiętam, że jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobiłam po przeprowadzeniu się do naszej wioski, było zapisanie się do publicznej biblioteki w sąsiednim mieście. Początkowo wcale nie chodziło mi o książki, bo przecież większości z nich nie rozumiałam. Nie miałam wtedy pracy, żadnych dodatkowych zajęć, znajomych, przyjaciół.  Ponadto żadnych zadań, celów, obowiązków, terminów, które porządkowałyby moją codzienność. Najmniejszego poczucia, że jestem tu kimś i  gdziekolwiek przynależę. Zupełnie nic. Tabula rasa.

    O braku poczucia przynależności do miejsca i przypisanego mu społeczeństwa,  przerażającego wrażenia wyrwania razem ze wszystkimi korzeniami, wie dokładnie każdy, kto emigracji zasmakował. To bardzo trudne, ale jednocześnie niesamowicie wzbogacające doświadczenie.  

   

     Zdobycie karty bibliotecznej wcale nie było proste. Grecja nie jest obecnie krajem otwartym na cudzoziemców. Przez  kilka wizyt bibliotekarka jak mogła naciskała, żeby karta wypisana  była na Janiego. Byłoby to o wiele prostsze.  Musiało być to dla niej zupełnie niezrozumiałe, dlaczego tak bardzo się uparłam. Przecież to tylko kawałek papieru! Po kilku dniach biurokratycznej walki, na środku naszej lodówki, pod wielkim magnesem zawisła  mała, utwardzona plastikiem kartka. Było na niej napisane „Karta czytelnika: Dorota Kamińska”.

    Był to mój pierwszy, mały krok w budowaniu swojego  poczucia przynależności.

    Dziś wiem, że do końca życia tej kartki nie wyrzucę.

    Do biblioteki wybierałam się mniej więcej raz na tydzień. Z dumą dziecka, które pierwszy raz idzie do szkoły, zawsze w terminie oddawałam swoją książkę. Miałam w końcu swój mały obowiązek 😉

 

     Mimo, że obecnie coraz częściej nie mam czasu, do biblioteki nadal przychodzę. Przeważnie  jest tam prawie pusto. Książki leżą w  nieładzie, a system ich ułożenia jest bardzo zagadkowy. Przypuszczam, że po prostu nie istnieje.  Bibliotekarka nie wydaje się mieć do swojej pracy powołania. Kiedy przychodzę piętnaście minut przed zamknięciem, przewraca oczami.  Wchodząc do środka, zostawiam za sobą zgiełk miasta. Cisza, która tam panuje  zawsze mnie uspakaja.  Słychać tylko przytłumiony hałas ulicy i tykanie wielkiego zegara.

     Mimo, że mój poziom greckiego można określić jako „komunikatywny” w środku jest wiele  książek, które mnie interesują. Jest przecież cały regał kolorowych, uroczych pozycji dla najmłodszych 😉  Są wielkie albumy z fotografiami najpiękniejszych miejsc w Grecji. Wielki zbiór książek kucharskich, takich że aż cieknie ślina.  Publikacje o greckich serach i winach. Pokaźny zbiór o malarstwie, rzeźbie i architekturze.

      Ostatnio, zupełnie przypadkiem, do rąk wpadła mi swoista perełka…

     12 maja obchodzony był Światowy Dzień Ptaków Wędrownych.  Wg mojej interpretacji, wtedy właśnie powinniśmy obchodzić dzień emigranta 😉 Emigrant, emigrantka, emigracja… Te nazwy wciąż  negatywnie mi się kojarzą.

 

    Proces zapuszczania korzeni w innym kraju, potrafi być ciężki. Kiedy przychodzą gorsze momenty, warto przypomnieć sobie jak wyglądało to ponad wiek temu…

   Wszystkie zdjęcia i informacje pochodzą z książki:

 „Podróż. Grecki  sen o Ameryce 1890 – 1980”  Maria Iliou, Muzeum Benaki, Ateny 2008

Rok 1910. Miejscowość Patra. Tak wyglądały początki greckich wypraw do Ameryki. Biorąc ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy, ludzie opuszczali domy i płynąc małymi łódkami, udawali się do wielkich portów. Ci ludzie właśnie wybierają się do Ameryki. Każda wielka podróż, ma swój pierwszy mały krok…

Na statku podczas podróży. Warunki jak widać musiały być ekstremalne. Taka podróż trwała kilka miesięcy. Wyjeżdżając ze swojego kraju, ci ludzie musieli mieć świadomość, że drogi powrotnej już nie będzie. Nigdy więc nie zobaczą  swojej rodziny, przyjaciół. Nikt z nich nie miał telefonu, nie wspominając o  internecie. Jaką trzeba mieć w sobie siłę, żeby zdecydować się na coś takiego…

Ciekawe co wtedy czuli? Statek z greckimi emigrantami dobija do brzegów Nowego Jorku.

Od razu po dotarciu  – badania lekarskie.

Już sama przeprawa musiała być niesamowicie ciężkim doświadczeniem. Co dzieje się potem? Często jest jeszcze gorzej. Mieszkanie greckich emigrantów w USA. W tym jednym pomieszczeniu śpi sześć osób. Trudno to nazwać mieszkaniem. To tylko mały pokój, w którym znajduje się również  kuchnia. Myślę, że nawet zapisanie się do publicznej biblioteki niewiele by w tej sytuacji zmieniło…

Nowy Jork. Rok około 1900. Warunki życia mogą być ciężkie. Ale pranie trzeba przecież zrobić! Widok mieszkań greckich emigrantów i tak charakterystyczny również dla współczesnej  Ellady  widok rozwieszonego prania.

Od czego  zaczynali? Od przysłowiowych pucybutów, łapiąc się wszystkich możliwych prac. Indianapolis. Rok 1908.

Grecka kuchnia zawsze zawojuje świat! Już kilkanaście lat po przyjeździe pierwszych greckich emigrantów, w większych miastach Stanów Zjednoczonych pojawiają się greckie restauracje.

Chicago. Rok 1940. Obchody greckiej Wielkanocy i pieczenie jagniątek na ulicach Chicago. Greccy emigranci w USA stanowią  już silną grupę. Prócz swoich własnych restauracji, sklepów, kawiarenek,  posiadają nawet swoje szkoły i wydają greckie gazety.

Czy rozpoznajecie tę  panią? Maria Callas w Metropolitan Opera, Nowy Jork. Rok 1956.

Nowy Jork. Rok 1960. Co można kupić w greckich delikatesach?

Greckie kafenio w Pensylwanii. Rok 1960. Bez własnej kafejki, żaden Grek obejść się przecież nie może.

Początki emigracji są już tylko wspomnieniem. Ludzie na fotografiach wyglądają na szczęśliwych. Coraz częściej się uśmiechają. Na ich uśmiech pracowało jednak wiele pokoleń…

Z okazji Dnia Ptaków Wędrownych – wszystkim „Ptakom” sprzyjających wiatrów!

 

Przeczytaj więcej…

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/05/18/emigracja-potrafi-dac-w-kosc-ale-jak-bylo-100-lat-temu-piatek-18-maja-2012/

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/06/22/pierwsza-noc-w-cytrynowym-domu-no-coz-rzeczywistosc-daleka-byla-od-mojej-bajki-piatek-22-czerwca-2012/

Wokół czego kręci się grecka Wielkanoc?

 

źródło: gazeta HAI! (30.04.13)

    Pierwszy dzień Wielkanocy Grecy spędzają ze swoimi wielkimi rodzinami. W każdym domu słychać  rozmowy, głośny śmiech i tradycyjne greckie piosenki. Pojęcie śniadania wielkanocnego w Grecji nie istnieje. Za to już od samego rana, w każdym ogrodzie przygotowuje się wielkiego grilla. Wielkanoc poprzedza  post, w czasie którego nie można jeść nawet nabiału.  Większość Greków jest więc spragniona mięsa. Już w okolicach południa  cały kraj jest  przesiąknięty  zapachem jagnięciny. 

      Widok przebitego rusztem jagnięcia, obracającego się nad rozżarzonymi węglami, jest najbardziej charakterystycznym elementem tradycji greckiej Wielkanocy. Tak samo jak my nie wyobrażamy sobie Bożego Narodzenia bez karpia, tak samo Grecy nie mogą się obejść bez jagnięcia pieczonego podczas Świąt Wielkanocnych.

źródło: gazeta HAI! (30.04.13)

    Nie będę owijać w bawełnę. Szanuje ten element ważnej dla Greków świątecznej tradycji. Jednak na taki widok zamiast śliny, w mojej głowie pojawia się obrzydzenie, a w brzuchu  czuje mdłości. Jagnię zazwyczaj pieczone jest całe. Ca-łe! Widać dokładnie  głowę, łącznie z oczodołami i zębami. Kończyny przednie i tylnie, a z tyłu żałośnie zwisające wspomnienie po ogonku…

   Po kilku godzinach obracania  na ruszcie, jagniątko często w całości ląduje na stole.  A  wokół  niego zasiadają biesiadnicy. Widok, jak dla mnie – makabryczny. Ale o gustach przecież  się nie dyskutuje.

    Grecy uwielbiają jeść mięso. Jedzą je w bardzo dużych ilościach, szczególnie po tygodniowym lub czasem nawet czterdziestodniowym poście. Po godzinie, dwóch od momentu podania dania,   na wielkim talerzu, który stanowi centrum wielkanocnego stołu, zostają przeważnie  już tylko kości.

źródło: gazeta HAI! (30.04.13)

   Obchodząc w Grecji Wielkanoc, my zrezygnowaliśmy  z tego jednego jej elementu. Zdjęcia prezentujące jagnięcia, pochodzą z jednej z greckich gazet. Pokazują jak wg tradycji powinno wyglądać idealnie przygotowane i podane zwierzę. Ocenę pozostawiam Wam. Jestem jej  jednak bardzo ciekawa. Tak więc zapraszam do komentowania! Czy mieli byście ochotę na kawałek tak przyrządzanego  jagniątka?

 

***

 

     Tymczasem biorąc tradycję w nawias, na naszym wielkanocnym stole królowała typowa karkówka z grilla oraz najróżniejsze warzywa. Na  obiad zaprosiliśmy również Czosnka. Kuzyn Janiego tym razem nie zaginął w żadnej akcji i przybył w swoim najlepszym wydaniu.

   What’s up? Dorota! – spytał mnie, kiedy siedzieliśmy już przy stole.

   -Wszystko do przodu! – zaczęłam i opowiedziałam mu o mojej nowej pracy i o tym jak się z niej cieszę. Kiedy skończyłam, Czosnek zamilkł. Spojrzał przed siebie. Na twarzy, która przybrała łagodnego wyrazu, pojawił się delikatny uśmiech.

   -Widzisz! Cały czas ci powtarzałem, że wszystko się ułoży. Życie trzeba brać na spokojnie.

   -Wiem… A jak tam u ciebie? Co nowego u twojej dziewczyny? – spytałam. Na to pytanie, Czosnek zwykł odpowiadać krótko – „której?”.  Jednak tym razem jego odpowiedź zupełnie zbiła mnie z tropu.

   -U jakiej dziewczyny?! Chciałaś chyba powiedzieć „kobiety”! – powiedział, zamilkł, a po chwili dodał:

  – U mojego serduszka, mojej duszki, mojej pięknej… – twarz Czosnka tym razem rozpromieniała, jakby nawiedził go co najmniej Duch Święty.

  -Czosnek! Ty się zakochałeś!

  -Tak… Jak najbardziej!

    Czosnek, czyli najbardziej zatwardziały GREEK LOVER (https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/08/10/z-cyklu-jade-do-grecji-na-wakacje-myslalam-ze-on-mial-dobre-zamiary-czyli-czego-powinny-sie-strzec-dziewczyny-jadace-do-grecji-na-wakacje-pia/), jakiego miałam szansę poznać, wpadł po uszy jak śliwka w kompot. Albo raczej jak… czosnek w marynatę. O…! Pasuje idealnie! Jego obecną (jak najbardziej jedyną!) dziewczynę możemy nazwać Marynata!

    Tak więc… Marynatę poznałam osobiście jakiś czas temu, kiedy jeszcze oficjalnie z Czosnkiem nie była. Powiem krótko – ona jest piękna! Pracuje w sklepie z kosmetykami i zajmuje się makijażem. Jest jedną z tych kobiet, które z pomocą odrobiny szczęścia, mogłyby systematycznie gościć na okładkach magazynów o modzie.

   Od wszystkich  poprzedniczek, Marynata odróżnia się nie tylko urodą. W przeciwieństwie do innych,  dla Czosnka przeważnie nie ma czasu i zawsze jest bardzo niedostępna. Poprzedniego dnia mimo próśb nie mogła się z nim spotkać. Całą noc postanowiła spędzić w kościele, wspierając duchowo swojego ojca, który tam śpiewał. Kiedy  siedzieliśmy razem w naszym  ogrodzie, Marynata zajęta była swoją rodziną. A wieczorem już zaplanowała kawę z koleżankami. Kiedy już uda się  nakłonić ją do spotkania, Czosnek musi zazwyczaj za coś przepraszać. Powody są najróżniejsze. Że właśnie wypił  piwo. Że spóźnił się o trzy minuty. Albo że ubrał się zbyt niechlujnie.  Wtedy też wpatrzony w swoją ukochaną, Czosnek zaczyna tłumaczenie. Koniecznie musi być bardzo barwne i równie wylewne.

    Kiedy  już zjedliśmy nasze  wielkanocne karkówki, zadzwonił telefon Czosnka.

     -Tak kochanie… Ależ oczywiście… Nie ma żadnego problemu! Tak, tak… Będę na czas! Przywieźć ci coś jeszcze? Ach… tak? To wspaniale! Już nie mogę się doczekać! Jeśli chcesz to mogę być wcześniej! Nie, nie! Nic się nie martw! Ja już wszystko załatwię!  Do zobaczenia! Całuję! Pa pa!   

       Kończąc powiem jedno… Widok oczu szczerze zakochanego Greka, wart jest miliony…

 

 

 Przeczytaj więcej…

W Grecji właśnie zakończyła się Wielkanoc!

 

 

     W tym roku Wielkanoc w Greckim Kościele Prawosławnym obchodzona była dosyć późno. Zakończyła się we wtorek.

     W nocy z soboty na niedzielę w całym kraju puszczano fajerwerki. Tak właśnie czci się Zmartwychwstanie Chrystusa. Rozpoczęcie Wielkanocy to najważniejszy i najbardziej radosny moment dla Kościoła Greckiego. Msza rozpoczyna się o godzinie 24 i trwa dwie godziny. Jak dokładnie wygląda? Tutaj znajduje się moja relacja z ubiegłego roku:

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/05/03/grecka-wielkanoc-wkladaj-szpilki-i-badz-przed-polnoca-czwartek-3-maja-2012/

 

      

 Dzisiaj zapraszam na fotorelacje z tegorocznych obchodów.

      Jak natomiast świętuje  się pierwszy dzień greckiej Wielkanocy? O tym już w najbliższym czasie!

Podczas Wielkanocy przystraja się wszystkie wsie i miasta. Najpopularniejszą formą dekoracji są takie właśnie lampki.

Rozpoczęcie Wielkanocy – godzina 24. W tym momencie w całej Grecji wybuchają fajerwerki. To najważniejszy i najradośniejszy moment dla Greckiego Kościoła Prawosławnego. Wszyscy wypowiadają słowa „Chrystus Zmartwychwstał!”. Zaczyna się wielkie, radosne obściskiwanie.

 Pięć minut po 24. Zaczyna się dwugodzinna msza. Prawie wszyscy wychodzą ;)))) W kościele zostaje niewiele osób. Większość udaje się na uroczystą kolację lub idzie na trwające do białego rana imprezy.

 

 W kościele. Każdy trzyma zapaloną świecę.

 

 

Przez dwie godziny mszy, kilku mężczyzn o donośnym głosie śpiewa religijne pieśni.

 

 

 W kościele zachowywać można się dość swobodnie. Każdy wchodzi i wychodzi kiedy jest mu wygodnie. Wdanie się w przyjazną pogawędkę podczas mszy,  jest też bardzo dla Greków typowe.

 

 

 

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/05/14/z-cyklu-zacznij-lekko-poniedzialek-atak-smiechu-zamiast-kawy-poniedzialek-14-maja-2012/

 

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2011/09/30/dlaczego-greccy-mezczyzni-do-trzydziestki-mieszkaja-z-mamusiami-piatek-30-wrzesien-2011/

 

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/05/07/z-cyklu-zacznij-lekko-poniedzialek-greckie-inspiracje-w-modzie-na-wiosne-i-lato-poniedzialek-7-maja-2012/

PONY, czyli najlepsze greckie auto… środa, 3 kwietnia 2013

źródło: www.flickr.com
     Te kanciaste brzydactwo ze zdjęcia nazywa się Pony i jest najlepszym samochodem jakiego dorobili się Grecy.
 
     Produkcja Pony (ta nazwa również w języku greckim znaczy „kucyk”) rozpoczęła się w latach 60tych. Z założenia miał być to samochód „dla każdego”. Jego cena miała być niska, a koszty naprawy lub wymiany części jak najtańsze. Tak też się stało i krótki czas później Pony stał się fenomenem, którego (uwaga!) niestety nie docenili sami Grecy. Dlatego ten samochód, który wyszedł spod greckich rąk, jeździ ze znaczkiem Citroena. Nie dajcie się jednak zwieść – ten samochód jest grecki (dokładnie w 67% :)).
 
     Pony jeździł  po drogach całej Europy. Znaleźć można go było również i w Stanach. Poza niską ceną i kosztami naprawy, jest uniwersalny i świetnie sprawdza się w najróżniejszych warunkach. Swojego czasu używany był również w greckiej armii.
   Dziś Pony to samochód kultowy. Jest największym sukcesem greckiej motoryzacji i ma  niezliczonych fanów. Mówi się o nim, że jest tak brzydki, że aż piękny. Obecnie Grecy są z niego bardzo dumni. Kiedy Pony jest na drodze, na twarzy każdego, kto go widzi  automatycznie pojawia się uśmiech.
Przeczytaj więcej:

 

Bitwa na mąkę w Galaksidi… piątek, 22 marca 2013

   O tym, że w Hiszpanii organizowane są bitwy na pomidory, wie zdaje się  każdy. Ale z niewiadomych powodów o  bitwach na mąkę w greckim, nadmorskim miasteczku Galaksidi, nie jest głośno.

    Wzmiankę o  mącznych bitwach przeczytałam gdzieś zupełnie przypadkiem. Później czekałam  przez prawie cały rok planując, że wezmę w nich udział.  Ale przyznam się bez bicia… Kiedy zobaczyłam w internecie  krótki film pokazujący jak to naprawdę wygląda… stchórzyłam! Postanowiłam więc, że w tym roku będę jedynie obserwatorem.

     Bitwy na mąkę organizowane są w Galaksidi co roku,  już od początków XIX wieku. Od ponad dwustu lat, nawet pod turecką niewolą, w połowie marca,  w dzień kończący grecki karnawał, mieszkańcy tego niewielkiego miasteczka nakładali barwne maski, tańczyli i obrzucali się mąką. Co roku – niezależnie od tego co działo się w państwie. Tak dzieje się do dziś. Karnawał w Grecji jest niezwykle barwnym okresem. Jednak  walki na mąkę w Galaksidi, są bez dwóch zdań najbardziej spektakularnym  zakończeniem okresu karnawału.



     Oto moja foto – relacja. Stojąc z boku ostatecznie naprawdę żałowałam, że nie maszeruje w mącznym korowodzie. Już za rok  – żadnych oporów mieć nie będę!

   Poniedziałek, 18 marca 2013, godzina 14.30



Przygotowania trwały od samego rana. Ci, którzy w walce brali udział, byli naprawdę solidnie uzbrojeni…

Zaczęło się dość niepozornie. Kilka osób na głównym placu śmiejąc się rzucało w siebie mąką. Już myślałam „ehhh… wiele hałasu o nic…”. Był to jednak tylko wstęp.


Nie wiedziałam, że punkt kulminacyjny planowany był na 14.30. Wszyscy byli zaskakująco punktualni.

Sprzedawca pączków.  Ten mężczyzna sprzedawał je do 14.29. Dokładnie na kilka sekund przed nadejściem głównego korowodu, zaczął zabezpieczać swój sprzęt… Zdążył naprawdę w ostatniej chwili.
Wszystko tak naprawdę zaczęło się o 14.30. Główny korowód składający się z kilku  starych  samochodów, przejechał przez całe miasto, przykrywając mąką wszystko co było wokoło. Mąka była biała, ale gdzieniegdzie pojawiała się w kolorze indygo i krwistej czerwieni.

Całości towarzyszyła głośna muzyka, gwizdy i fajerwerki. Galaksidi to na co dzień bardzo spokojne miasteczko, ale  tego dnia przeżyło totalną transformację.



Kiedy korowód przejechał… zaczęła się impreza! Trwała również w nocy. Tego dnia w miasteczku nie było osoby, która wyglądałaby… nazwijmy to – schludnie ;))) Zdaje się, że nikt kto w imprezie  brał udział nie był do końca  trzeźwy…


 
Ta “biała”  twarz  w środku to oczywiście ja:) Wszyscy niezwykle chętnie pozowali do zdjęć, a ci dwaj panowie nalegali, żeby ich uwiecznić. W przyszłym roku  ja też będę tak wyglądać!
 
 

Po przejściu korowodu. Właściciel jednego ze sklepów „ogarnia” swój chodnik… Nie jestem jednak  pewna czy to ma jakiś sens

Ja umywam  ręce od sprzątania ;))) A tak na poważnie, podobno potrzeba kilku dni i porządnego deszczu, żeby ulice wyglądały tak jak wcześniej.

Przeczytaj więcej…

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Jak rozpoznać prawdziwego Greka?… poniedziałek, 4 lutego 2013

 
 
      Jeśli kiedykolwiek będziecie rozmawiać, przebywać czy też być może flirtować z Grekiem, a   jego oryginalności nie jesteście do końca  pewni, istnieje bardzo prosty sposób, żeby  podejrzanego rozpracować.
      Na podstawie moich greckich doświadczeń opracowałam krótki test, który czarno na białym pokazuje, czy dany Grek jest prawdziwy! Jego wyniki są niepodważalne! :)))
     Żeby sprawdzić prawdziwość Greka, w jego  obecności  należy powiedzieć trzy krótkie zdania. Ich wersje, kombinacje mogą być różne. Sednem  są wyrazy podkreślone i to one muszą (!!!)  pozostać niezmienne.
 
 
  1. „Już nie mogę doczekać się wakacji! Tegoroczne  lato zamierzam spędzić w Stambule.”
 
Jak powinien zareagować   prawdziwy Grek?
Już na sam dźwięk wyrazu „Stambuł” powinien zrobić się czerwony. Jeśli siedzi, to od razu z  miejsca wstanie. I najpewniej machając Wam ręką przed oczami powie, że takiego miasta nie ma. Istnieje tylko i wyłącznie „KONSTANTYNOPOL”!
Do dzisiejszego dnia Grecy nie uznają tureckiej nazwy dla miasta, które kiedyś było ich wielką dumą. I w sumie nie ma się temu co dziwić…
 
 
  1. „Z Polski do Grecji jechaliśmy samochodem. Przejeżdżaliśmy przez Słowację, Węgry, Serbię oraz Macedonię”.
 
Jak powinien zareagować   prawdziwy Grek?
Początek reakcji powinien wyglądać, tak jak powyżej. Następnie rozpoczyna się długi wykład, którego sedno mówi, że Macedonia jest terenem północnej Grecji. Grecy nie mogą się pogodzić, że tak samo nazywa się inne państwo. Na kraj powszechnie nazywany „Macedonią”, w Grecji  mówi się  Skopje lub FYROM (Former Yugoslav Republic of Macedonia).
Ale dlaczego Grecy tak bardzo oburzają się  kiedy słyszą, że państwo  z którym od północy graniczą, nazywa się Macedonia? Zapytałam kiedyś o to jednego z naszych przyjaciół. Cytuje dokładnie to co mi powiedział:
„A jak ty byś  się czuła jako Polka, gdyby … dajmy na to … Czesi  zmienili  nazwę swojego państwa i zaczęli go nazywać  na przykład  Warszawa?”
Rzeczywiście – brzmi to co najmniej dziwnie.
Spór między Grekami, a Macedończykami czy też mieszkańcami FYROMu, trwa do dziś i nikt nie przewiduje szybkiego rozwiązania. Sytuacja między państwami jest dość napięta.
 
 
  1. Salepi to pyszny,  turecki napój.”
 
Jak powinien zareagować   prawdziwy Grek?
Początek reakcji, pozostaje niezmienny. Następnie zaczyna się tłumaczenie, że baklawa, gyros  czy też salepi,  to wcale nie tureckie, a jak najbardziej greckie jedzenie. Ale tak naprawdę pytanie kto pierwszy je wymyślił, jest tak samo zasadne jak pytanie: co było pierwsze – kura czy jajko?
Grecy są bardzo uczuleni na porównania do Turków. Chcąc nie chcąc, trzeba przyznać, że oba kraje mają ze sobą wiele wspólnego. Zaczynając od kuchni, kończąc na podobieństwach w wyglądzie obywateli obu narodów.
 
 
 
Niniejszy test przeprowadzałam rzecz jasna na Janim. Wyszło, że jest najprawdziwszym Grekiem! Test zdał znakomicie. A ja tymczasem się cieszę, że uszłam z życiem…
 
 
Sprzedawca salepi

Ale chwilkę, chwilkę… Co to właściwie jest salepi? O tym dokładnie – w następnym poście!

 
 
 
Lekkiego poniedziałku!
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Przeczytaj więcej…