Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Co daje człowiekowi bezczynne gapienie się w morze?… poniedziałek, 27 marca 2017

Każdy coś takiego od czasu do czasu ma. Nie wiadomo kiedy,  nazbierało mi się kilka deadline’ów. Ze skrzynki mailowej wypełzły  nieodpowiedziane wiadomości, w typie „na wczoraj”. Na głowie szykowanie się do podróży, bookowanie wszystkiego, sprawdzanie godzin i połączeń. Niezapłacone rachunki, przyczepione do lodówki krzyczą żeby natychmiast coś z nimi zrobić. W domu bałagan. Niewywieszone pranie i następne już dopraszające się swojej kolejki. I jeszcze na dodatek przeciekająca  rura od kaloryfera. To nieznośne, terroryzująco monotonne kap! kap! kap! Nie wiadomo w co włożyć ręce. Z tego wszystkiego rozbolała mnie głowa. Pomyślałam, że jeśli nie uspokoje myśli, to zwariuje. I tym samym postanowiłam się przejść.

Od  dziecka, moim wielkim marzeniem było to, by mieszkać nad morzem. I mam teraz  to szczęście. Uwielbiam morze. Szum fal. Jego kolor, jego zapach. Kiedy wychodzę na spacer, to zazwyczaj idę przejść się nad morze. Podobno człowiekowi dobrze robi, kiedy będąc w otwartej przestrzeni może patrzeć daleko, daleko przed siebie.

Szłam powoli, a przez cały ten czas towarzyszył mi szum fal. Myśli kłębiły się w mojej głowie, tak że zwoje mózgu dosłownie aż bolały. Jeszcze to… Jeszcze tamto! Jak ja mam zdążyć z tym?! Kiedy załatwić tamto? A to?? A gdzie, a kiedy? Na ile, a za ile. To było na wczoraj. To trzeba na jutro. Prawda, że też „to” znacie…? Gdyby tylko istniał taki guzik, po którego  naciśnięciu, można wyłączyć ten rozbablany mózg. Taki „guzik” – on istnieje. Każdy ma gdzieś swój.

 

Szłam jakieś piętnaście minut. W miejscu gdzie kończy się asfaltowa droga i stoi niewielki, ostatni na tej uliczce domek, rosną trzy dorodne sosny. Między nimi jest niewielka ławka i  trochę  prowizoryczny stolik. Już z daleka widziałam że ktoś tam siedzi. Dwaj typowi greccy dziadkowie przynieśli nawet ogrodowe krzesła, żeby siedziało się im wygodniej. W małych filiżankach mieli grecką kawę [jak robi się grecką kawę – przeczytasz TU!] i małą butelkę ouzo [wszystko o ouzo przeczytasz TU!]. Siedzieli razem w milczeniu i popijając raz ouzo, raz  kawę, gapili się w morze.

Morze tego dnia było zupełnie spokojne. Pogoda piękniejsza być nie mogła. Ciepłe marcowe słońce, zero wiatru. Możnaby tak siedzieć, czy spacerować godzinami.

Kiedy przechodziłam obok nich spowolniłam krok do granic możliwości, a kiedy już przeszłam nie mogłam się powstrzymać by się obrócić i spojrzeć na nich raz  jeszcze. Wszystko to razem wyglądało tak cudownie łagodnie i spokojnie. Jakby nigdzie im się nie śpieszyło. Jakby żaden życiowy problem, głębiej ich nie dotykał.  A promienie marcowego słońca na twarzy, widok i zapach morza, oraz smak ouzo i kawy, były największymi przyjemnościami życia, które dają najprawdziwszą rozkosz.

Grecy mają w sobie coś takiego.  Że potrafią największą przyjemność czerpać ze skrajnie prostych rzeczy. Wyjąć z głowy wszystkie problemy, tak by było w niej miejsce na cieszenie się życiem.  To jest w nich najpiękniejsze.

Odeszłam nieco dalej. I kiedy byłam już sama usiadłam na wielkim kamieniu, z boskim widokiem na morze. Gapiłam się tak bezczynnie, nie licząc czasu. Do domu wróciłam inna. Zabrałam się za to co miałam zrobić ze spokojem. Zrobiłam co mogłam. Na jutro zostawiłam tego co nie dałam rady już zrobić. Spać poszłam trochę później, ale jeszcze w łóżku poczytałam  książkę. Pod koniec dnia wiedziałam, że wszystko po prostu jest ok.

Kiedy mózg zaczyna bezsensownie beblać, istnieje przycisk, którym można go wyłączyć. Każdy ma swój. U mnie jest nim gapienie się w morze…

WIELCY GRECY. Dimitris Mitropanos. Czyli o tym, że Grecy prócz śmiać się, kochają również płakać… niedziela, 26 marca 2017

Dimitris Mitropanos

Dimitris Mitropanos

Siedzieliśmy z przyjaciółmi, którzy w te wakacje byli w Grecji i zakochali się w niej po uszy. Siedzieliśmy, gadaliśmy i piliśmy czerwone wino.

-A posłuchaj tego! To jest po prostu genialne…

I w jednym z polskich mieszkań rozbrzmiał głos Dimitrisa Mitropanosa. Mimo, że był sam środek szarej, polskiej zimy, daleko od Ellady ten specyficzny głos, śpiewający w zupełnie innym języku, ponownie zrobił na kimś potężne wrażenie.

Prawdziwa muzyka, nie ma  granic. Nie trzeba znać ani nut, ani rozumieć  słów, żeby ją prawdziwie czuć. Muzyka Mitropanosa jest idealnym tego przykładem.

Miałam wielkie szczęście, dotknąć już właściwie historii. Zdążyłam być na jego koncercie (przeczytasz o tym TUTAJ!). Kilka miesięcy później Mitropanos zmarł. Grecja pożegnała jednego ze swoich największych piosenkarzy.

Dimitris Mitropanos (1948 – 2012)  był, jest i z pewnością zawsze w Grecji będzie uwielbiany. Jest przedstawicielem tzw. muzyki ludu, nazywanej w Grecji laika (gr. laos = lud).  Urodził się w Trikali. Wychowany był przez matkę, bez ojca. Śpiewał od najmłodszych lat.  Jego pierwszym największym  hitem była piosenka opisująca Saloniki (kliknij TU!).

Śpiewał od małego, przez całe życie, z najlepszymi muzykami, dla najlepszych kompozytorów, najlepszych autorów tekstów. Był również zaangażowany politycznie, zdecydowanie opowiadając się za komunistami. Plotki mówią, że był uzależniony od alkoholu. Kiedy słucha się jego wypowiedzi w wywiadach robi wrażenie spokojnego, zwykłego człowieka. Jak większość Greków był podobno bardzo rodzinny. Przez całe życie niezwykle mocno związany był ze swoją siostrą.

Fenomen Dimitrisa Mitropanosa wcale nie tkwi w fantastycznym głosie. Również  nie w świetnym wyglądzie. Ani nie w super promocji. Jego głos według  krytyków pozostawiał wiele do życzenia. Wyglądał  trochę jak dozorca w nieco lepszej kamienicy. A o promocji w jego czasach, szkoda nawet gadać. Kluczem do niebywałej kariery muzycznej był niezwykły ładunek emocjonalny, który Mitropanos przekazywał w każdej swojej piosence. Słuchając jego muzyki, do dzisiejszego dnia Grecy umierają tysiąc razy. Na jego koncertach ludzie potrafili ryczeć.  Byłam i widziałam. To było coś niesamowitego.

Nie jest do końca prawdą, że Grecy są narodem niezwykle uśmiechniętym. Z pewnością nie jest prawdą, że są zawsze weseli. Grecy żyją zgodnie z naturą, zgodnie ze swoimi emocjami, zgodnie z tym co czują. Piosenki typu laika, to utwory w których śpiewa się o najsmutniejszych wydarzeniach, jakie dotykają ludzi. O tym, że ktoś odszedł. O tym, że ktoś przeżywa rozstanie. O tym, że ktoś cierpi z miłości. Ktoś umiera. Ktoś jest zdradzany. O tym, że zachodzi słońce i coś się kończy. O tym, że widok morza jest tak nostalgicznie piękny, że to aż boli.  W piosenkach laika śpiewa się o wszystkim, co przynosi ludziom cierpienie.

Grecy uwielbiają te piosenki. Dlaczego? Dlatego, że słuchając ich doznają swoistego oczyszczenia. To właśnie wtedy mogą usłyszeć, przypomnieć sobie, raz jeszcze przeżyć, a przede wszystkim oczyścić się ze wszystkiego co złe, bolesne czy trudne.  Wyśpiewać to, wytańczyć, wypłakać. Wszystko to raz jeszcze przeżyć, a później poczuć przyjemną ulgę oczyszczenia. Grecy jak nikt inny potrafią się śmiać, ale potrafią też płakać. Niezwykłe jest w nich to, że nie boją się, ani nie wstydzą  okazywać prawdziwych emocji.  Być może również i dlatego żyją podobno  dłużej i zdrowiej.

ROZA – tłumaczenie tekstu na język polski

Ładunek emocjonalny w głosie Mitropanosa jest gigantyczny. Myśląc o nim, do dziś większość Greków ma w głowie  zupełnie przeciętnego faceta, który jest taki jak oni. Który kiedy śpiewa zawsze zamyka oczy i podnosi głowę do góry. Zabiera w bolesną  podróż, po ciemnych sferach życia. Po to by je raz jeszcze dotknąć, przeżyć, rozliczyć się z nimi. A na koniec się oczyścić.  Posłuchaj dla przykładu tego… Nie musisz wcale znać greckiego, by poczuć jak ten głos delikatnie nacina Twoje serce…

                                                                   

https://www.youtube.com/watch?v=tCvqvHLwpa4

 

Jeśli interesuje Cię temat greckiej muzyki, tu przeczytasz więcej…

TANIEC ZORBY

ZEIBEKIKO EVDOKII

PANDELIS PANDELIDIS

SAKIS ROUVAS

 

Do przygotowania tekstu korzystałam z informacji na stronach:

 

https://www.madata.gr/diafora/showbiz/187944.html

http://www.fimes.gr/2012/04/dimitris-mitropanos-viografia/#axzz4c66vUGOC

 

Dimitris Mitropanos „Roza”… środa, 22 marca 2017

Dimitris Mitropanos „Roza”

Moje usta są suche i spragnione

W asfalcie szukają wody

Obok mnie przejeżdżają pojazdy

A ty mi mówisz, że czeka nas burza

I wciągasz mnie do zwilgotniałego  kabaretu

 

Idziemy razem  tą samą drogą

Ale nasze więzienne cele są osobne

Włóczymy się po  magicznym mieście

Nawet nie chcę wiedzieć, czego szukamy

Wystarczy mi, że   ofiarujesz dwa pocałunki

 

Obstawiasz mnie w ruletce i mnie przegrywasz

W koszmarnej opowieści

Mój głos jest teraz  głosem owada

Moje życie jest pnącą się rośliną

A ty mnie wycinasz  i wyrzucasz w  otchłań

 

Jak to się dzieje, że pragnienie staje się historią

Jak to się dzieje, że historia staje się ciszą

Dlaczego Roza, patrzysz na mnie tak odrętwiale

Przepraszam, ale  nie rozumiem

Co mówią komputery i liczby

 

Moja miłość jest z węgla i siarki

Czas zmienił cię tak bardzo

Przejeżdżają przez nas pojazdy

A ja stoję we mgle i burzy

Głodny, śpię obok ciebie

 

Jak to się dzieje, że pragnienie staje się historią

Jak to się dzieje, że historia staje się ciszą

Dlaczego Roza, patrzysz na mnie tak odrętwiale

Przepraszam, ale  nie rozumiem

Co mówią komputery i liczby

 

 

Śpiewa: Dimitris Mitropanos

Tekst: Alkis Alkaios

Muzyka: Thanos Mikroutsikos

Tłumaczenie: Evagelia Galbeni, Dorota Kamińska

 

Z CYKLU: Inny punkt widzenia – Jaką energię ma Korfu?… niedziela, 19 marca 2017

Korfu, Rajska Plaża

Korfu, Rajska Plaża

Podczas prowadzenia naszych wycieczek, mam przyjemność spotykać wiele niezwykle ciekawych osób. Jedną z nich  była Małgosia. Po tym jak usłyszałam czym się zajmuje, od razu wiedziałam, że Małgosia po prostu musi napisać o Korfu post na bloga. I tak też się stało. Dziś post o tym jaką energię ma Korfu i jak wyspa działa na ludzi. Małgosia również i w nadchodzącym sezonie organizuje na Korfu warsztaty pracy nad emocjami i ciałem. O jej warsztatach przeczytacie TUTAJ! Niżej  o tym kim jest Małgosia i czym się zajmuje oraz tekst jej autorstwa na temat energii, jaką ma Korfu. Miłego czytania!

*

Małgosia Januszczyk-Siemieniuk
Od wielu lat odbywam podróż życia. Dla mnie jest ona rozpoznawaniem drogi do pełnego obudzenia w swoim sercu. Do świadomego doświadczania i przeżywania życia na Ziemi. Dzięki własnym doświadczeniom i poznaniu wielu metod budzenia świadomości, dzielę się teraz z Tobą tym, co sama przeżyłam. Prowadzę sesje indywidualne, warsztaty terapeutyczne i wyprawy dla kobiet, które chcą żyć świadomie i  otwierać serce na wszystkie doświadczenia życia. Zapraszam na moją stronę internetową:   http://intuicjaserca.pl/
Korfu - zdjęcie satelitarne

Korfu – zdjęcie satelitarne

Moim marzeniem od długiego czasu było pływanie w wodzie, gdzie nie czuję gruntu. Swobodnie się unoszę. Czuje wsparcie wody.  Czekałam na to spotkanie  długo. Przeglądając internet znalazłam stronę Sophii Michalopoulou z Korfu, która prowadzi sesje uzdrawiania w wodzie. Poczułam, że tego właśnie chcę. Idealny prezent  dla siebie na 50 urodziny.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Korfu na zdjęciu satelitarnym, nie mogłam uwierzyć, że właśnie taki ma kształt! Że taka właśnie jest Kerkira!  Tak jak pisze Sophia na swojej stronie internetowej: (…) Ma kształt kobiety. Czy ją widzisz? Jej smukłe nogi, jej kształtne kolana, jej syreni ogon? Czy dostrzegasz jej zaokrąglone piersi, ludzką twarz oraz opadające włosy? Piękna istota ludzka jakby stworzona z wód Morza Jońskiego.

Wyspa Korfu słynie na świecie ze swojego piękna. Nawet kształt samej wyspy pozwala na postrzeganie jej jako boskiego dzieła. Jest wiele mitów dotyczących historii Korfu, w których możemy dostrzec zarówno jej strategiczne znaczenie, jak i potężne piękno. Korfu to jedyna ziemska wyspa, na którą bogowie zstępowali, aby odprawiać ceremonie ślubne.

Mówi się, że Korfu jest mityczną Scherią, gdzie Homerowski Ulisses odkrywa swoją „nagość” po wielu metaforycznych zgryzotach, których doświadcza. To tu, w mitycznym pałacu Króla Alkinoosa na Korfu, rozstrzyga się Homerowska epopeja. To właśnie na tej wyspie Ulisses opisuje swoją podróż i wylewa z serca wszystkie swoje zgryzoty. To właśnie pobyt na Korfu  przynosi mu ulgę, a on sam zostaje oczyszczony oraz  uzdrowiony i wraca do życia. To właśnie tu, Ulisses przypomina sobie kim jest, a mieszkańcy wyspy pomagają mu wrócić do „domu”, do Itaki. Uzdrowienie i przemiana są na stałe wpisane w energię Korfu.

Korfu jest miejscem uzdrowienia i przemiany w mitach, ale również i w historii. W 1860 roku, casarzowa Austrii – Elżbieta Bawarska (Sissi) [kliknij TU i TU] przyjechała na Korfu z Wiednia po tym, jak zapadła na chorobę płuc.  Bezsprzecznie, postrzegała ona Korfu jako swój azyl i miejsce uzdrowienia oraz powrotu do zdrowia. Po śmierci syna, wybudowała na Korfu pałac, który nazwała Achillion,  na cześć Homerowskiego bohatera z Iliady – Achillesa.

Energia Korfu jest magnetyczna i głęboko przemieniająca. Czasem zmusza do stawiania czoła problemom, ale bywa też kojąca i uzdrawiająca. Samo ukształtowanie terenu, z jego kalcytami o wysokiej częstotliwości oraz oczyszczającą zieloną gliną wpływa na proces uzdrawiania.  Znajdziemy tu ponad dwa miliony drzew oliwnych, tysiąc pięćset gatunków dzikich kwiatów, wyjątkowy las cedrowy, tysiące cyprysów, skrzące się niebiesko – zielone akweny wodne. Przy wybrzeżach Korfu pływają delfiny, a czasem  wieloryby, które wzbogacają wyspę swoimi silnymi i kolorowymi energiami.  Najsłynniejsza linia geomantyczna na siatce energetycznej ziemi, Michael – Apollo Axis, wijąca się przez Europę od Skelling Michael w Irlandii do Mt. Carmel w Izraelu, obejmuje również Korfu. To czyni wyspę ważnym portalem dla energii “Boskiego Połączenia”. Na wyspie mieści się wiele międzynarodowych centrów uzdrowień.

Na miejsce moich warsztatów wybrałam piękne wybrzeże Arillas, gdzie złoty piasek wchodzi daleko w głąb Morza Jońskiego, a kamienie różnorodnych kształtów w połączeniu z falami, grają cudowną muzykę. Wody Morza Jońskiego są tu uzdrawiające, miękkie i zmysłowe. Podczas tygodnia spędzonego na tym wybrzeżu doświadczyłam  wszystkich tych energii, połączeń i uzdrowienia mojego lęku przed głęboką wodą. To był niezwykły czas poczucia emocji w ciele i sercu. Pierwszy raz skoczyłam z pomostu do wody, pierwszy raz pływałam w wodzie, gdzie było naprawdę głęboko! Była to dla mnie mistyczna podróż w głąb siebie, do swojej odwagi, do wnętrza serca. Jestem bardzo wdzięczna Sophii z Korfu i Morzu Jońskiemu za te wszystkie przeżycia.

Kocham wyspy, ich energię i indywidualną przestrzeń, którą tworzą w połączeniu z naturą. Wiedziałam, że następną wyspą, na którą zaproszę kobiety na warsztaty pracy z ciałem i emocjami będzie Korfu. I tak kolejny raz we wrześniu 2016 roku z grupą kobiet przyjechałam na wyspę. To był wspaniały czas!  Dzięki Dorocie i jej wycieczce Najpiękniejsze Miejsca Korfu, poznałam Rajską Plaże [kliknij TUTAJ], na którą popłynęłyśmy razem. To było wspaniałe spotkanie z krystaliczną energią niezwykłej wody.

Energie Korfu i Morza Jońskiego są niezwykle uzdrawiające! Zapraszam na kolejną wyprawę i warsztaty Alchemia Ciała na wyspie Korfu w czerwcu 2017. Wszystkie informacje znajdziecie TUTAJ!

Małgosia Januszczyk-Siemieniuk

Nasz program na żywo w „Pytanie na Śniadanie”… czwartek, 16 marca 2017

-Trzy! Dwa! Jeeeden! I leeecimy! Kuchnia!!!

I nagle z jednego gigantycznego harmideru, rodzi się jeden wielki porządek. Wszystkie trzy wielkie kamery kierują się na nas! Nie wiem jak to się dzieje. Puszcza mi stres. W głowie czuje 100% koncentracji i to, że jestem w swoim świecie. Śmiejemy się, rozmawiamy o różnych rzeczach i gotujemy. A ja  mimo wszystko nadal nie wierzę, że to dzieje się naprawdę. Moment, w którym spełnia się jedno z moich marzeń. Sytuacja, która działa się w mojej głowie setki razy, właśnie przemienia się w rzeczywistość.

Kiedy  przez chwilę leci przerwa na reklamy, w studio jest jeden wielki chaos. Dopijam kawę. Makijażystka przypudrowuje mój nos i czoło, by na pewno wszystko było idealnie. Ktoś co chwilę robi nam zdjęcie. Śpieszymy się, bo za pięć minut  gotowe musi być następne danie, a my naprawdę robimy wszystko od A do Z w kuchni w studio. W międzyczasie Marzena Rogalska śmieje się tak, że chyba słychać ją na zewnątrz i już zapowiada się u nas na Korfu;D Tomek Kamel droczy się, że strzelił focha, bo nie mamy dla niego tzipouro [co to jest TZIPOURO]. Ci ludzie są przesympatyczni, również kiedy wychodzą poza kadr kamery. Mówią co poprawiać, pytają się czy na pewno wszystko jest ok. Marzena ciągle się śmieje i kogoś przytula.

Atmosfera w studio jest fantastyczna. Nie mam pojęcia jak to się dzieje. Że za każdym razem, kiedy na chwilę jest przerwa na reklamy, panuje taki rozgardiasz, że głowa mała. A kiedy wszystko leci już na żywo, jest taki porządek że mucha nie siada.

 

W ubiegłą sobotę spełniliśmy z Janim jedno z naszych marzeń. Do Grecji wróciliśmy padnięci, ale jednocześnie już nie możemy się doczekać się kolejnej takiej przygody.

Dlaczego udział w tym programie był dla nas aż tak ważny??? Trzy lata temu nagraliśmy nasz pierwszy filmik na YouTube, o tym jak zrobić sałatkę po grecku. Racjonalnie rzecz ujmując ten filmik powinnam już dawno z YouTuba usunąć. Jest obiektywnie bardzo  słaby. Jednak jedna z zasad blogerów i YouTuberów mówi o tym, że nie wolno kasować swoich początkowych wpisów i filmików. Dlaczego? Bo to właśnie one pokazują najlepiej drogę jaką przechodzimy podczas rozwoju w dziedzinie, w której pracujemy. Dlaczego więc jestem tak dumna z naszego udziału w PnŚ? Zobaczcie  ten właśnie filmik, który jest niżej.

I porównajcie do tego, co stało się jedynie trzy lata później…

(nasze wejścia na żywo w “Pytanie na Śniadanie”)

http://pytanienasniadanie.tvp.pl/29451449/kuchnia-grecka-w-polskim-stylu-moussaka

Kto by pomyślał? Ale tak właśnie jest… Kiedy się wierzy i pracuje dając 100% siebie… Wtedy naprawdę marzenia się spełniają…

Marcowe bransoletki… czwartek, 8 marca 2017

W Grecji pełno jest najróżniejszych drobnych tradycji i zwyczajów. Wyłuskiwanie ich z codzienności, to niezwykle ciekawy proces. Wszystko u mnie przychodzi stopniowo.  Dopiero całkiem niedawno zauważyłam, że właśnie w marcu wielu Greków: dzieci, kobiet i mężczyzn, nosi cieniutkie bransoletki, które składają się właściwie z dwóch splecionych ze sobą nitek: białej i czerwonej. Kiedy co chwilę widziałam je na czyimś nadgarstku, drapałam się po głowie, skąd u Greków taki  nagły przejaw braterstwa z Polską? Przez chwilę się przestraszyłam… Nie oglądam wiadomości, więc myślałam że w Polsce stało się coś strasznego, a ja o tym nie wiem. Kiedy powiedziałam o tym Janiemu, umierał ze śmiechu!

W Grecji jest taki zwyczaj, że dokładnie pierwszego marca zakłada się bransoletki, zwane Martis czyli marzec. Składają się zazwyczaj z dwóch cieniutkich sznurków: jeden biały drugi czerwony. Dla ozdoby często dodaje się do nich oko proroka (przed czym chronić ma Greków oko proroka, przeczytasz TUTAJ!), krzyżyk czy też jakiś ozdobny kamyk. Wyglądają naprawdę ślicznie. Sama nie mogłam sobie jednej odmówić. Kupiłam i noszę codziennie! A po co  się je zakłada?

Te bransoletki mają chronić przed marcowym słońcem. W marcu  słońce nagle zaczyna świecić z bardzo dużą siłą, a po zimie skóra nie jest do niego przyzwyczajona, dlatego o delikatne poparzenia łatwo. W Grecji wierzy się, że te bransoletki chronią przed marcowym słońcem. Moja skóra  ma się bardzo dobrze, więc może coś w tym jest:P

A tak na serio. Myślę, że w tej tradycji jest zawarty pewien ludowy spryt. Pewnie każdy kto ma taką bransoletkę na nadgarstku nawet podświadomie zaczyna uważać ze  słońcem, bo tych kilka nitek na ręce co chwilę o takiej roztropności przypomina. Jak by nie było – wyglądają przeuroczo! Więc i ja swojej do końca marca nie ściągam!:D

W Grecji przegoniliśmy już zimę! Nie trzeba sprawdzać w kalendarzu by poczuć, że wiosna już tu jest… piątek, 3 marca 2017

Jani skończył pracę trochę później niż planowaliśmy i niestety, na samą paradę  nie zdążyliśmy. Jednak i w tym roku byliśmy na alevropolemos, czyli bitwie na mąkę w niewielkim miasteczku Galaksidi (wszystko o tym wydarzeniu przeczytasz TUTAJ!). Przynajmniej częściowo nam się udało!

Kathara Deftera to według mnie najciekawsze greckie święto. Dlaczego? Bo wszystko tego dnia się miesza i jest przez to niesłychanie kolorowo. Kathara Deftera, czyli Czysty Poniedziałek, to święto kościelne. Według tradycji Greckiego Kościoła Prawosławnego, właśnie tego dnia rozpoczyna się Wielki Post. Jednak między innymi w Galaksidi, zachowanie ludzi bynajmniej nie jest  jak „Bóg przykazał”. Każdy z winem, albo puszką piwa  w ręku. Ludzie rzucają się mąką i kolorowymi barwnikami. Śpiewają przy tym zbereźne ludowe przyśpiewki, świetnie się bawiąc.  Co chwilę gdzieś przewija się motyw penisa, bo wątki erotyczne są tu na każdym kroku. Skojarzenie ze starożytnymi świętami ku czci Dionizosa, nasuwa się samo. Tak! Tak! Tradycja starożytna – ona wciąż w Elladzie ma się dobrze! W Galaksidi urządza się alevropolemos, w Tirnavos obchodzi się bourani (kliknij TU!), a w Distomo ludzie tańczą przebrani w koźle skóry (kliknij TUTAJ!). To jak obchodzi się Kathara Deftera wypływa więc z tradycji lokalnej. Tego dnia, co region, miasto, miasteczko – zupełnie inne zwyczaje.

Tradycja Grecji jest niezwykle bogata. Myślę, że życia mi nie starczy, żeby poznać wszystkie zwyczaje wszystkich regionów i wysp Grecji. Niedawno stuknęło pięć lat, od momentu, kiedy do Ellady przyjechałam mieszkać na stałe. Po tych pięciu latach, czuje że coś o Grecji wiem. Do wielu rzeczy już się przyzwyczaiłam, ale wiele  jeszcze mam do odkrycia.

Kilka dni temu przy jednym z wpisów na Facebooku mieliśmy bardzo ciekawą dyskusję na temat stosunku Greków do mięsa. Tego, że w sklepach mięsnych zwierzęta wiszą całe obdarte ze skóry i nikogo to ani nie dziwi, ani nie brzydzi. Ktoś napisał niezwykle trafny komentarz, który długo siedział mi w głowie. Grecy żyją bliżej natury.  Żyją też zgodnie z jej prawami. Dokładnie tak jest. Mięso tu jest mięsem. Domy pachną  czystością i domowym ciastem. Ludzie znacznie częściej niż w ekrany telefonów,  gapią się w morze, godzinami będąc ze sobą, gadając o niczym, sączą swoją kawę. Nie udają, że nie mają popędów, są grzeczni i święci, tylko śmiejąc się wykrzykują zbereźne przyśpiewki. Potrafią bawić się zapominając o wszystkim. Jak dzieci smarują twarze niebieskim, zielonym, żółtym proszkiem i mają z tego dziecinną radochę. Nikt przed nikim nie udaje, że jest poważny czy też grzeczny. W ten poniedziałek, kiedy byliśmy w Galaksidi na mącznej bitwie, kolejny raz przypomniałam sobie, że proste przyjemności są najprzyjemniejsze. A najbardziej dziecinne zabawy – najfajniejsze.

W ten poniedziałek przegoniono z Grecji zimę. Ludzie przebrani w koźlie skóry, dzwonami przyczepionymi do pasów, dzwonili  by powitać wiosnę najgłośniej jak się dało.  Okładali ziemię brzozowymi witkami, żeby ta obudziła się jak najszybciej. Natura obudzona! Koniec tej zimy! Kochani… Jest już wiosna!!!

Nasze video z alevropolemos w Galaksidi