Miesięczne archiwum: sierpień 2013
Komunistyczna działalność Pieprza
Podczas naszej wizyty u Sałatki, w sałatkowym talerzu… to znaczy – domu ;)) znajdowali się dokładnie wszyscy. Ze swojej wyspy przyjechała również Olivka, którą w domu odwiedził jej chłopak – Pieprz.
Co aktualnie słychać u Olivki? Jak mawiają Grecy – megali historija, czyli dużo by opowiadać, tak więc tym zajmę się później. Tymczasem, dopiero teraz dowiedziałam się, że Pieprz jest aktywnie działającym komunistą.
Należenie do partii komunistycznej, to w Grecji nic nadzwyczajnego. Choć nas Polaków może zdziwić, że w cywilizowanym, europejskim państwie taka partia istnieje. Tak jest! KKE, bo o tej partii tutaj mowa ma się całkiem dobrze. Greccy komuniści sprawiają jednak wrażenie mało groźnych i zazwyczaj działają na zasadzie „wiele hałasu o nic”. Co ciekawe, są dosyć popularni wśród młodych Greków, czego doskonałym przykładem jest właśnie Pieprz.
Młodych, greckich komunistów można rozpoznać na odległość. Unikają ubrań znanych marek. I dbają o to, żeby ich look mówił: „mi na dobrym wyglądzie wcale nie zależy”. W każdym mieście mają swoje „kluby”, które przeważnie są małymi pokoikami na pograniczu ruder, gdzie nikt nigdy nie sprząta. W środku kilka powyginanych krzeseł i doniczki, w których zamiast kwiatków, niemalże kiełkują zgaszone papierosy. Wszędzie przy tym gdzie się da są czerwone napisy KKE.
Z doświadczenia wiem, że z Greckimi komunistami naprawdę nie warto wdawać się w żadne dyskusje, bo to tylko strata czasu. Według wielu z nich komunistyczne zbrodnie, to bajka wymyślona przez państwa zachodnie. Na Ukrainie wcale nie żyje się tak źle, jak mówią w mediach. A w Polsce jeszcze trzydzieści lat temu, też było całkiem sympatycznie. Piękne, komunistyczne ideały mówią przecież same za siebie.
-Może za wiele nie udało im się zmienić, ale robią całkiem niezłe imprezy. – do dyskusji włączyła się Olivka.
-Olivka, co ty opowiadasz?! – warknął Pieprz. – Przecież byłaś z nami nawet na proteście!
-Tak! – odpowiedziała Olivka i podświadomie się wyprostowała, zarzucając do tyłu włosy. – I nawet głośno krzyczałam: „Równość dla wszystkich!”, takie tam… I tym podobne. Pamiętam, że zdarłam sobie gardło. Fajnie było!
Jak się chwilę potem okazało rzeczywiście, Olivka wspierając polityczną działalność Pieprza, wzięła udział w proteście nawołującym do równego traktowania w Grecji osób o innym niż biały kolorze skóry.
-Ależ się wykrzyczałam! Za wszystkie czasy! Szkoda tylko, że ten protest trwał tak krótko. Niestety, po jakiś piętnastu minutach zaczął padać deszcz… No, a jak wiadomo, w takich warunkach protestować się nie da, więc musieliśmy natychmiast się ewakuować. – kiedy sarkazm w głosie Olivki stał się wyraźny, Pieprz lekko poczerwieniał. Olivka jednak kontynuowała: – Niestety, ale grupa z Pakistanu musiała poradzić sobie sama. Po dwudziestu minutach wszyscy świetnie zorganizowani Grecy znaleźli się w najbliższej kawiarni. Bo każdy z protestujących, w nagrodę musiał przecież dostać zasłużoną kawę. Poza Pakistańczykami, którzy niestety, ale do kawiarni rzadko kiedy wychodzą. Ci jednak nie przestali maszerować nawet w deszczu. Równość równością… Ale kawa… Kawa jest ponad wszystko! – Olivka zakończyła swój monolog władowaniem do ust wielkiej porcji kotleta. Więcej już nic nie powiedziała, bo zazwyczaj kiedy je, to całą sobą koncentruje się na tym co robi.
Myślę jednak, że nic więcej dodać, ani ująć w powyższym temacie.
Przeczytaj więcej…
z cyklu: JADĘ DO GRECJI NA WAKACJE – Jak wiązać pareo? „Na grecką boginię”, czyli propozycja nr 1
Słowo pareo używane w Grecji oznacza zwiewną, letnią chustę. Latem, przebywając na greckich plażach, nie można się bez niej obejść. Do czego służy? Przede wszystkim, w taką chustę można się ubrać, jeśli mamy ochotę na chwilę wyjść gdzieś poza plażę. Można się na niej położyć, zastępując nią ręcznik. Można wkładać do niej różne rzeczy, robiąc z pareo torbę.
No dobrze… dobrze… Nie oszukujmy się… Te letnie chusty potrafią być przepiękne więc swoimi kolorowymi, letnimi wzorami, przyciągają kobiece oczy i ręce. Działają jak świecidełka na przysłowiowe sroki. Każda z nas takie piękne „coś” chce latem mieć i basta! 😀
Jeśli już taką chustę mamy, to można poszukać patentów jak ją praktycznie wykorzystać. To sprytny sposób, żeby wytłumaczyć partnerowi, po co nam jest ich aż tyle? Przedstawiam więc trzy propozycje. Dzisiaj pierwsza z nich – jak upiąć pareo, jednocześnie ekspresowo przebierając się za grecką boginię?
„Na grecką boginię”, czyli propozycja wykorzystania pareo nr 1…
Ta propozycja przypadła mi do gustu najbardziej, dlatego że jest banalnie prosta, a minimalna praca potrzebna do jej wykonania, daje naprawdę świetny efekt. Chusta, której tutaj użyłam jest bardzo długa (ma ponad 2 metry długości), ale skróciłam ją składając chustę na pół. Wystarczy luźno się nią opasać, a następnie dwa końce związać na jednym ramieniu. I ot! Cały instruktaż.
Przyznam się szczerze… Po przestudiowaniu kilkudziesięciu sposobów wiązania pareo, była to jedna z naprawdę niewielu propozycji, która bez przypominania sobie „jak to zrobić?” została mi w głowie;))) Dosłownie kilka sekund… Gotowe! I każda z nas na plaży, prezentuje się z klasą na miarę greckiej bogini ;)))
W propozycji nr 2, będzie jak z chusty zrobić letnią torbę. Ale tym zajmie się spec od zadań specjalnych, czyli Jani. O tym już w najbliższym czasie!
Pozdrawiam i uciekam na plażę! 😀
Zdjęcia zostały wykonane na plaży Porto Roxa na wyspie Zakinthos.
Przeczytaj więcej…
Lekkie śniadanie na gorące, letnie poranki – czyli śniadaniowa propozycja nr 8!
Jakiś czas temu wpadł mi w ręce folder reklamowy, któregoś z greckich supermarketów. Przejrzałam go ekspresowo, wyrwałam jedną kartkę, a resztę wyrzuciłam. Kartka plątała się między stronami mojego kalendarza, czekając aż przyjdzie lato. Znalazłam ją kilka dni temu i stwierdziłam, że jest to idealny moment, na przetestowanie bardzo inspirująco wyglądającego śniadania, które na kartce widniało.
Jadłam je dziś rano i przyznaje, że smakowe połączenie migdałów z melonem jest szalenie udane! Do tego kubeczek ulubionego jogurtu… I tak mogę ruszać w kolejny, przepiękny letni dzień ;D Ach… Gdyby tylko lato mogło trwać przynajmniej dziesięć miesięcy…
Przeczytaj więcej…
Wspomnienia babci Oliwy
Najstarsza fotografia rodzinna. Została wykonana na chwilę przed wybuchem wojny. Po prawej stronie (w kapeluszu) jest młoda Oliwa z Oliwek. Po lewej stronie jest jej siostra. W środku – ojciec. Jak widać spokojnie można się na nim oprzeć ;)))
-Ale to jeszcze nie wszystko, co mam do powiedzenia. – podsumowała Oliwa z Oliwek, po tym jak przypomniałam jej o czym była historia zamieszczona w polskiej gazecie.
-W twoich żyłach płynie nie tylko rosyjska krew. – babcia zwróciła się do Janiego. – W pewnej części jesteś również Turkiem.
-Co?! – Jani wyraźnie zbladł. A mówiłam, mówiłam mu tyle razy, że do babci przynajmniej dzwonić należy częściej! ;)))
-Mój ojciec, a twój pradziadek, był Grekiem, ale tureckiego pochodzenia. Mieszkał w Turcji i do momentu, kiedy poznał moją mamę, nie znał nawet jednego słowa po Grecku. Moja mama… To była tak piękna, cudowna kobieta… – oczy Oliwy rozbłysły blaskiem, jaki może wywołać tylko najcieplejsze i bardzo odległe wspomnienie.
-Co to była za historia… Muszę wam ją opowiedzieć, ale najpierw poczekajcie chwileczkę… – Oliwa zerwała się z łóżka, jakby ktoś przed chwilą dał jej zastrzyk z glukozą. Wróciła kilka minut później z małą, pękatą książeczką. Na pierwszej stronie albumu obłożonego czarnym, popękanym starością skajem, była naklejka z widokiem powojennych Salonik. Babcia otworzyła album na pierwszej stronie, gdzie przyczepiona była najstarsza fotografia rodziny, zrobiona na kilka miesięcy przed wybuchem drugiej wojny światowej. Na zdjęciu prócz Oliwy była jej siostra, a w środku dostojnie wyglądający ojciec. Żadne zdjęcie matki Oliwy już się niestety nie zachowało.
W tym niewielkim albumie zawarta jest cała historia rodziny. Można go przeglądać godzinami…
-Czy wiesz jak moja matka poznała mojego ojca? – po stronie Janiego cisza. – Nie wiesz! Więc siedź cicho i słuchaj uważnie… To małżeństwo było wcześniej ustalone. Moja matka nie miała nic do powiedzenia. Wiedziała tylko, że jej przyszły mąż jest Grekiem tureckiego pochodzenia i to wszystko. Mój ojciec miał w Grecji przyjaciół i to oni chcieli go do Grecji ściągnąć. A że mama akurat była panną, to jej rodzice postanowili upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Mama miała wyjść za mąż, a ojciec wrócić do ojczyzny. Przed ślubem moi rodzice prawie niczego o sobie nie wiedzieli. Nie mieli nawet żadnej fotografii. Spotkali się pierwszy raz… na swoim ślubie…
Na całe szczęście tata od razu wpadł mamie w oko. Zobaczcie na zdjęciu – do końca życia to był człowiek szalenie przystojny. Postawny, silny, z gęstym wąsem. I ubierał się bardzo gustownie. Moja mama od razu się w nim zakochała i to z wzajemnością. Rodzice do końca życia wspominali, że do tego ślubu nikt ich nie musiał zmuszać. Kochali się bardzo do samego końca. To była przepiękna para…
Po ślubie zaczęły się jednak schody, bo mama nie mówiła po turecku, a tata nie znał słowa po grecku. Przez pierwszych kilka miesięcy nie mogli się ze sobą dogadać. Ojciec mówi, że jest głodny, a matka przynosi mu szklankę wody. Mama mówi, że jest jej gorąco, a tata przynosi sweter. Hahaha!!! Tak to na początku wyglądało! Dopiero po kilku latach doszli do jakiegoś porozumienia. Ale do końca, kiedy rozmawiali tylko między sobą, to nikt inny wszystkiego nie rozumiał. Przez lata opracowali swój własny język.
-A to jest… Hahaha!!! Tego wam nie powiem… Albo powiem… Co mi szkodzi! Jani, to jest pierwsza narzeczona twojego ojca, największa zmora Fety! Tylko błagam – nie mówcie, że wam ją pokazałam…
Ta rozmowa trwała jeszcze kilka godzin, ale nikomu nie śpieszyło się do końca. Oliwa powoli przewracała twarde strony starego albumu. Opowiadała o każdym człowieku. Wujek, stryj, szwagierka. Co się z nimi działo? Kim byli? Skąd pochodzili? I jak odeszli? Że też Oliwa jeszcze wszystko tak pamięta…
Babcia zamknęła ostatnią stronę i znów dziarsko pobiegła do drugiego pokoju. Na pożegnanie przyniosła nam kilka czekoladowych cukierków. Zawsze żegnając się nam je daje.
-Dziękuję babciu, ale nie mam teraz ochoty. – powiedział Jani.
-Nie marudź! Jak teraz nie chcesz, to włóż je sobie do kieszeni!
Ja nie marudziłam więc cukierków dostałam jeszcze więcej. Kilka zjadłam od razu. A resztą, za radą babci, wypełniłam swoje kieszenie.
***
Obecnie Oliwa mieszka samodzielnie w swoim mieszkaniu. Codziennie jest odwiedzana przez kogoś z rodziny. Harmonogram nadal działa. Jej stan się ustabilizował i jest oceniany jako bardzo dobry. Ku wielkiej uciesze babci, znów poprawił jej się wzrok, więc mogła wrócić do swojego ulubionego zajęcia jakim jest haftowanie. Teraz pracuje nad nowymi firankami.
A może by tak… do niej zadzwonić?
Pierwsze zdjęcie Oliwy z Oliwek i jej męża Rosjanina – Dit Vasilovich Boika. Dziś wisi na najlepiej widocznym miejscu w domu Oliwy.
Wszystkich trzeba mieć na oku! To jest ściana w pokoju, gdzie Oliwa najczęściej przebywa. Na tej niewielkiej ściance znajdują się fotografie wszystkich członków sałatkowej rodziny ze strony Pomidora (taty Janiego). Jak widać członków rodziny jest sporo. Ku mojej ogromnej radości, na jednym ze zdjęć jestem również i ja ;)))
Przeczytaj więcej…
https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2011/09/12/glowa-peka-z-bolu-poniedzialek-12-wrzesnia-2011/
z cyklu: JADĘ DO GRECJI NA WAKACJE – Co najlepiej kupić sobie w Grecji?
Wiele greckich produktów dostępna jest obecnie w Polsce. Oliwa z oliwek, dobrej jakości feta, oliwki czy też greckie kosmetyki. Wciąż jednak jest to tylko niewielka liczba spośród wielu przepysznych, pachnących, pięknych czy też ciekawych rzeczy, które można kupić w Elladzie.
Jeśli udajecie się do Grecji na wakacje, warto zajrzeć do najzwyklejszego supermarketu. Pochodzić po sklepach przy centrum miasta. Lub też zapytać właściciela tawerny, czy nie sprzedaje przypadkiem swoich własnych produktów.
Co więc warto kupić sobie będąc w Grecji? Oto moja okrągła dziesiątka. Mam nadzieję, że przy wakacyjnych zakupach Wam pomoże.
1. FRAPPEDISER – czyli przyrząd do robienia wszelakiego typu zimnych kaw. Jest to jeden z podstawowych elementów wyposażenia absolutnie każdego greckiego domu. Frappediser wygląda jak niewielki blender i służy przede wszystkim do robienia greckiej kawy frappe. Może również posłużyć do innych rzeczy. Niektórzy przy pomocy frappedisera robią również owocowe koktajle, ponieważ to dość niepozorne urządzenie, ma w sobie dużo mocy. Jest do kupienia już od 5 euro, w każdym markecie, w dziale ze sprzętem do gospodarstwa domowego.
2. WINO – greckie wino nie jest w Polsce szczególnie popularne i trudno kupić je w naszych sklepach. Nie znaczy to jednak, że jest złej jakości. Każdy region Grecji, każda wyspa ma oczywiście swoje własne wino. I wszelkiego rodzaju wina dostępne są w każdym greckim sklepie. Niech nie zmyli Was ich cena. Już od 3 euro kupicie wino, w którym naprawdę można się zakochać. Ja ze świadomością, że ani trochę nie przepłacam, systematycznie je degustuje.
3. OLIWA Z OLIWEK – mimo, że nietrudno o nią w Polsce, jeśli wiecie że nie będziecie wracać z nadbagażem, radzę przywieźć sobie oliwę z Grecji. O naprawdę dobrą oliwę wcale jednak nie jest tak łatwo w każdym zwykłym sklepie. Jeśli zasmakowała Wam ta, którą jedliście w tawernie, warto zapytać o nią właściciela. Jest duże prawdopodobieństwo, że z chęcią Wam ją odsprzeda. Jak jednak rozpoznać tą najlepszą? Powinna być gęsta i przede wszystkim zielonkawa. Jeśli taką dostaniecie, jej smaku już nigdy nie zastąpi oliwa kupiona w zwykłym sklepie. Za około litrową butelkę kupioną bezpośrednio w tawernie, powinniście zapłacić około 6 euro.
4. KOSMETYKI KORRES – czyli wyroby najsłynniejszej, greckiej, kosmetycznej marki. Są już dostępne w Polskiej Sephorze. Więc dlaczego lepiej kupować je w Grecji? Tutaj potrafią być znacznie tańsze, poza tym w Grecji jest ich nieporównywalnie większy wybór. Są do kupienia w każdej greckiej aptece.
5. MASTIHA – ten dziwaczny w smaku grecki przysmak, zaciekawi każdego kogo interesuje kuchnia. Mastiha jest produktem typowo greckim. Wytwarzana jest z żywicy drzew, które rosną na wyspie Chios. Dodaje się ją do ciast i słodyczy, wytwarza się z niej również kosmetyki i leki. Mimo tego, że jest to bardzo tradycyjny i niezwykle popularny w Grecji przysmak, poza granicami Ellady jest niezwykle trudny do kupienia. Nie każdy smak mastihy lubi, ale fanów greckiej kuchni z pewnością co najmniej zaciekawi. Gdzie dostać mastihę w czystej postaci? Szukajcie w sklepach, w miejscach gdzie są przyprawy.
6. GRECKA KAWA – jest bardzo drobno mielona. Tylko z tak drobno zmielonej, można zrobić słynną kawę po grecku. Dostępnych marek jest wiele, ale każdy Grek doradzi tę, ze słynną papugą na opakowaniu.
7. DAMSKIE SANDAŁY – w letnich, greckich butach nietrudno się zakochać. Są przepiękne, a ich design jest niepowtarzalny. Na dodatek greckie buty są bardzo dobrej jakości. Jeśli chcecie zainwestować w naprawdę porządne i piękne sandały, Grecja jest do tego doskonałym miejscem. Szczególnie doradzam buty firmy Exe. Są nie do zdarcia i stanowią inwestycję na dobrych kilka lat.
8. OUZO – czyli trunek z typu „kocham, albo nienawidzę”. Myślę, że jednak warto zabrać choć małą butelkę ze sobą. Mimo tego, że ouzo ma swoich wielu wrogów, trzeba przyznać, jego smaku z niczym nie da się porównać. Z łatwością przypomni również gorące, greckie wakacje.
9. MYDEŁKO Z OLIWEK – w wersji najprostszej, beż żadnych zapachowych dodatków. Takie mydełka są małe, zielono – szare i zupełnie niepozorne. Pachną za to przecudownie i nie mają w sobie żadnej nieprzyjaznej skórze chemii. Żeby je znaleźć, czasem trzeba się trochę natrudzić, ponieważ w sklepach najczęściej kryją się na najniższych półkach. Warto jednak poszperać i przywieźć ich nawet kilka. Na pewno nie przepłacicie, bo jedno mydełko powinno kosztować około 70 centów.
10. ORZESZKI DO CHRUPANIA – czyli wszelkiego rodzaju orzechy w słonych otoczkach. Są również dostępne w Polsce, ale greckie naprawdę smakują znacznie lepiej. Ich różnorodność jest nieskończona. Są w Grecji tak popularne, że prócz supermarketów, dostępne są również w specjalnych sklepach, w których poza orzeszkami, sprzedawane jest wyłącznie wino, suszone owoce i nic więcej.
A CZEGO NIE WARTO KUPOWAĆ?
Feta – ta może nie przetrwać podróży do kraju. Poza tym, naprawdę bardzo dobrej jakości feta dostępna jest również w Polsce.
Ubrania – przez popularność sklepów sieciowych, raczej trudno jest w Grecji dostać ubrania, których nie można znaleźć w Polsce. Prócz letnich butów rzecz jasna ;)))
Oliwki – również bardzo dobrej jakości greckie oliwki dostępne są w Polsce.
Przyprawy typu oregano, tymianek, rozmaryn i liść laurowy – dlaczego nie opłaca się ich kupować? Ponieważ wszystkie te przyprawy można samodzielnie w Grecji nazbierać. Souveniry, za które nie trzeba płacić ? Tak! Ale o tym już w oddzielnym wakacyjnym poście.
Przeczytaj więcej na temat…
https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2013/08/04/czym-jest-ouzo-i-dlaczego-nie-lubia-go-polacy/
Drugie urodziny SAŁATKI PO GRECKU!
Dwa lata temu, 15 sierpnia wsiedliśmy w samolot do Grecji z biletem w jedną stronę. Pamiętam, że było upalnie, a ja miałam na sobie puchową kurtkę, czapkę w kieszeni i zimowe kozaki. Podobnie ubrany był również Jani. Na lotnisku musieliśmy wyglądać jak para kosmitów. Ale czego się nie robi dla nawet jednego kilograma w walizce, w której zmieścić trzeba całe swoje życie.
Dolecieliśmy, a kiedy wyszliśmy z samolotu, buchnęło w nas rozgrzane, śródziemnomorskie powietrze.
Pierwszą rzeczą, jaką rozpakowałam było zdjęcie mojej kotki. Chciałam choć trochę oswoić nową przestrzeń. To zdjęcie wisi obecnie w Cytrynowym Domu w najbardziej widocznym miejscu, a tuż pod nim właśnie w tej chwili, smacznie sobie śpi moja kotka Fivi. Nawet jej imię jest greckie, bo jako pierwsza nosiła je mitologiczna bogini księżyca.
Pamiętam, że w dzień po przylocie, szłam spać zmęczona tak bardzo, że nie wiedziałam jak się nazywam. Jednak kilka dni wcześniej, obiecałam sobie, że w Grecji zacznę pisać bloga. Mimo potwornego zmęczenia, wtedy właśnie powstał pierwszy post. Dzisiaj najchętniej bym go wykasowała. Wydaje mi się być zlepkiem bzdur, osoby która przed pójściem do łóżka jest już na wpół śpiąca. Jednak niech zostanie – tak chociażby na pamiątkę.
Mijają już dwa lata! Jesteśmy w swoim domu, całkowicie niezależni. I nawet mimo faktu, że do Grecji trafiliśmy w momencie najgorszego kryzysu, nawet mi już… prawie… o mały włos… udało się mieć całkiem fajną prace ;))) Mimo tego, że wciąż nadal nie zawsze jest prosto, do życiowej stabilizacji trochę nam daleko i codziennie zmagamy się z mniejszymi lub większymi trudnościami, wszystko idzie do przodu, a co najważniejsze – jesteśmy szczęśliwi.
I na koniec urodzinowa niespodzianka! Już od pewnego czasu pomysł otworzenia kanału na You Tube podsuwało mi kilka osób. Pomyślałam: „czemu nie”! Warto spróbować.
Tak więc, razem z Janim serdecznie zapraszamy do obejrzenia naszego pierwszego, wspólnego filmiku z kanału SAŁATKA PO GRECKU TV ;DDD Mam nadzieję, że Wam się spodoba, szczególnie że Jani mówi tam po polsku… Przyznam, że słuchając jego instruktarzu, ze śmiechu z wielkim trudem trzymałam kamerę… Na szczęście daliśmy radę!
Dziś prezentujemy jak wykonać prawdziwą sałatkę po grecku. To na dobry początek :))) Takie filmiki pojawiać się będą raz w miesiącu i mam nadzieję, że przybliżą Wam codzienne życie w Grecji, tym niesamowicie inspirującym kraju.
Tak więc zapraszam na pierwszą odsłonę… „ Jak zrobić sałatkę po grecku?” w SAŁATKA PO GRECKU TV !!!
To nie bajka…
Jest to bajka biorąca udział w „Wielkim Konkursie Blogowych Bajek”.
-Mamusiu… A dlaczego wszystkie bajki kończą się zdaniem: „i żyli długo i szczęśliwie…”? – spytała mała koza, o bardzo wdzięcznym imieniu – Tosia.
-Córeczko… – zaczęła Kozia Mama. –Skąd ty wynajdujesz takie trudne pytania?
-Nie wiem… Chyba same do mnie przychodzą. – odpowiedziała skromnie Tosia.
Była godzina za dwadzieścia ósma. I tak jak codziennie, dokładnie o tej samej porannej porze, Kozia Mama czesała swoją córkę. Na zewnątrz mogło wiać, padać, śnieżyć czy też mogło nawet być i trzęsienie ziemi. Ale bródka Tosi… Ta zawsze musiała być ładnie uczesana. Zawsze również był to warkoczyk, koniecznie dobierany.
Czekając, aż mama zaparzy sobie kawę, z dodatkiem mleka – koziego rzecz jasna, koza Tosia przysiadała spokojnie. I kiedy powietrze wypełniał zapach świeżo parzonej kawy, oznaczało to, że Kozia Mama jest już gotowa do swojej pracy. Nie śpiesząc się nigdzie, Mama zaczynała pleść Tosi warkoczyk. Obie niezwykle lubiły tę poranną chwilę.
Mimo, że codziennie był to dobierany, za każdym razem warkoczyk wyglądał zupełnie inaczej. I ani Tosia, ani jej mama nie miały pojęcia, co na ten wygląd wpływało. Raz był cieńszy, za drugim razem grubszy, czasem wywijał się do przodu, a czasem z niewiadomych przyczyn sam się rozplątywał. Tak jakby ten niewielki, dobierany warkoczyk miał swój charakter i swoje własne nastroje. Jedno było jednak pewne i sprawdzało się zawsze. Jeśli warkoczyk wychodził ładnie (a nie zdarzało się to zbyt często – mniej więcej raz na dwa tygodnie) znaczyło to, że dzień będzie bardzo udany.
Tosia uwielbiała patrzeć na skupione oczy swojej Koziej Mamy, kiedy ta koncentrowała się na pracy. I właśnie w tym to momencie, do głowy wpadały jej najróżniejsze pytania. To wtedy, oczy Koziej Mamy wydawały się wszystko, dosłownie wszystko wiedzieć.
-Mamusiu… Chciałabym cię jeszcze o coś spytać.
-Tak, słucham cię córeczko.
-No bo… Dlatego że… Bo jeśli tak pięknie kończą się wszystkie bajki, to w takim razie… Mamo… Gdzie podział się twój książę?
-Jaki książę? Tosiu, co też przyszło ci do głowy?
-No ten…! Tak jak z tej wczorajszej bajki… Ten z wczorajszej też był taki przystojny, tak jak i z tej przed i przed przedwczorajszej… I tej z ubiegłego tygodnia. Oni zawsze przyjeżdżają na białym koniu, a później to już się z nimi tylko żyje „długo i szczęśliwie”. Nie musi być już tak koniecznie na białym koniu, ale mamusiu… Gdzie właściwie podział się mój tatuś?
Kozia Mama już prawie kończyła zaplatanie warkoczyka, kiedy nagle ten sam wypadł jej z dłoni. Delikatne włosy Tosi rozplątały się na wszystkie strony. Mama odwróciła się i znów sięgnęła po swoją kawę. Nastała dłuższa chwila ciszy.
-Tosiu! Jak będziesz tyle gadać, to się dziś na pewno spóźnisz do koziej szkółki. A dziś przecież macie sprawdzian ze skoków przez płotki! Jest już za piętnaście ósma!!!
-Ojej… Ale ja tylko pytałam… Nie wiedziałam, że nie można… – powiedziała Tosia i schyliła swoją kozią bródkę.
-A mamusiu…
-Co!!!??? – krzyknęła Kozia Mama.
-Chciałam jeszcze wiedzieć… A dlaczego na tych wszystkich bajkowych obrazkach każda księżniczka ma takie piękne, długie, kręcone i zawsze jasne włosy? Pamiętam, jak mówiłaś kiedyś że ja też jestem twoją księżniczką… Ale… Bo… Ja takich włosów wcale nie mam… Czy to znaczy, że kłamałaś? Oh… Jak ja bym chciała mieć właśnie takie… piękne… długie… kręcone… żeby były jasne i najlepiej jeszcze takie świecące…
-Twoje włosy są bardzo ładne! – mówiąc to Kozia Mama odłożyła swoją kawę i znów spokojnie zabrała się za plecenie warkoczyka.
-Wcale nie są… Powiedzmy sobie prawdę… Są proste jak druty i jest ich za mało. Mój warkoczyk jest cieńszy niż mój własny ogonek. Coś mi się wydaje, że księżniczki to tak wcale nie wyglądają. Przecież oglądałyśmy razem w tych bajkowych książkach.
-A tak w ogóle… – Tosia mówiła dalej. – Jak mi już zrobisz ten warkoczyk, to zawsze jak przyjdę z koziej szkoły, prawie nic z niego nie zostaje.
-Bo twoje włosy Tosiu… One są po prostu frywolne! – odpowiedziała Kozia Mama.
–Frywolne? Fajnie brzmi. Ale co to znaczy?
-Że są wesołe, robią sobie co chcą, bo tak właśnie im się podoba!
-Oooo!!! To one są dokładnie takie jak ty mamusiu? –Tosia nie miała pojęcia, co takiego powiedziała, ale na twarzy mamy pojawił się ogromny uśmiech. Jej wargi rozchyliły się tak mocno, że widać było wszystkie zęby. A przyznać trzeba, że uzębienie Kozia Mama miała wspaniałe.
-Dokładnie… One są takie jak ja… – powiedziała mama na dłuższą chwilę przymykając oczy, po czym znów się zapomniała i wypuściła z rąk warkoczyk.
-Oj mamusiu! Znów ci się nie udało! W takim tempie, to ja na pewno spóźnię się do koziej szkoły i obleje test ze skoków przez płotki. Mamusiu, co się dzisiaj z tobą dzieje! Zobacz! Już za siedem minut dochodzi ósma.
-Masz racje, musimy się pośpieszyć… Ale poczekaj chwilkę. Jeszcze tylko jeden łyk kawy. – odpowiedziała mama.
Kozia Mama znów odwróciła się w stronę okna i chwyciła za swój kubek z kawą. Na zewnątrz świeciło słońce, a na niebie nie było ani jednej chmury. Dzień zapowiadał się na przepiękny. Liście na drzewach poruszał delikatny wiatr, w którym czuło się zwiastun gorącego lata. Wszystkie kwiaty już rozkwitły, a była to dopiero zapowiedź tego jak piękne będą za kilka następnych dni. Przedzierające się przez liście promienie słońca, ganiały za sobą, jakby grając w sobie tylko znaną wesołą grę.
-Mamusiu! Jest za pięć ósma… Teraz to jestem już pewna, że spóźnię się do tej szkoły.
Kozia Mama jak gdyby nigdy nic, nadal trzymała kubek z kawą i spokojnie wypiła kilka następnych łyków. Patrząc w okno i delektując się aromatem, przez cały czas myślała nad pytaniem swojej córki: gdzie podział się jej tata? Tosia już właściwie zapomniała o zadanym chwilę wcześniej pytaniu. Jednak Kozia Mama wiedziała dobrze, że jeszcze kiedyś ono Tosi się przypomni. Jeśli nie jutro, to pojutrze, za trzy dni, na pewno kiedyś.
Tosia miała 6 lat i właśnie w tym roku kończyła pierwszą kozią klasę. Nawet przez bardzo wysokie płotki skakała wyjątkowo sprawnie. Była niesamowicie żywotna i miała całą gromadę kozich koleżanek. Wszyscy ją lubili, a wraz ze swoją mamą wiodła przyjemne, wesołe i spokojne życie. Pewnie nigdy by jej niczego nie brakowało, gdyby nie fakt, że wszystkie inne kózki ze szkoły odbierali rodzice. Mama z tatą. Tata z mamą. Albo razem, albo na przemian. Kiedy urosła na tyle, żeby zauważyć, że jej sytuacja jest wyjątkowa, zaczęła się zastanawiać gdzie podział się jej tata.
Tosia nawet nie wiedziała, jak to jest mieć oboje rodziców, więc taty jej zbytnio nie brakowało. Tylko, kiedy widziała jak do szkoły przychodzą inni tatusiowie, robiło się jej trochę smutno. „Fajnie by było gdybyśmy czasem mogli poskakać gdzieś we trójkę.” – myślała od czasu do czasu. „Szkoda…”. Ale życie przecież toczyło się dalej.
-Mamusiu! – krzyknęła do Koziej Mamy Tosia. – Jest już za dwie, a warkoczyk jeszcze nie gotowy! Nie mam pojęcia, co takiego się z tobą dzieje, ale na sprawdzian dziś już nie zdążymy! Pośpiesz się trochę, to być może zdążę na drugą lekcję. Będziemy mieć przyrodę.
-Wiesz co Tosiu… Chciałam ci coś powiedzieć… – zaczęła Kozia Mama.
-Mamo, nie teraz! Teraz dokończ ten warkoczyk!
Mama odłożyła swoją kawę i wróciła do zaplatania. Robiła to spokojnie i nieśpiesznie, jakby czas na chwilę stanął.
-Wiesz, wpadłam na pomysł, że może nie pójdziesz dziś do szkoły?
-A to niby dlaczego?!
-Tak po prostu, bez większego powodu. Nie będzie żadnej katastrofy, jeśli obie zrobimy sobie dzień wolnego. Jak myślisz? Skoki nadrobisz jutro, a lekcje przyrody nadgonimy już razem. Możemy najpierw iść do kina, albo może na jakąś pizzę? Marzy mi się… Taka pizza pełna świeżej trawy.
-A może w takim razie, zrobimy jedno i drugie. Najpierw do kina, a później na pizzę? Albo odwrotnie…? Mamusiu! Jestem za! Co za pomysł!
-Tosiu, wiem że czasem może być ci smutno, bo brakuje ci taty. Tak to jednak w życiu bywa, że nie wszystko układa się tak jak byśmy tego chcieli. Powiem ci coś ważnego Tosiu… Życie… Ono rzadko kiedy bywa bajkowe i idealne. Królewicze na białych koniach, ich tak naprawdę nie ma… A księżniczki i królewny… Wiesz, nikt nie ma aż takich pięknych włosów. Czy widziałaś kiedyś, żeby włosy którejkolwiek kozy, pokryte były brokatem?
-Jak to! Ale widziałam przecież na obrazkach! Czasami też widać takie w telewizji!
-Te na obrazkach są tylko namalowane. Mam również poważne podejrzenia, że i te w telewizji nie są prawdziwe. Zdaje się, że są doczepiane, o ile to nie peruki.
-Ojej… Naprawdę…?
-Tak kochanie. Prawdziwe życie to nie bajka. Ale mimo tego może być po prostu wspaniale! Zobacz jaka piękna jest dziś pogoda. Za kilka dni będzie pierwszy dzień lata. A za chwilę czeka nas kino i pizza z podwójną porcją trawy. Albo wiesz co… Może skoczymy też na jakieś lody? Zobacz jak ślicznie udał się dziś twój warkoczyk!
Jak Grecy rozmawiają o śmierci?
W sierpniu tego roku Oliwa z Oliwek będzie mieć 99 lat. Nie ma co ukrywać – babcia nie zawsze czuje się dobrze. Chodzi coraz mniej sprawnie. Kaszle. Widzi również gorzej, przez co musiała zrezygnować ze swojego ulubionego zajęcia, jakim jest haftowanie. Nie zmieniło się jedno… Oliwa z Oliwek nigdy nie przestaje dużo mówić!
„Śmierć” jest tematem, który obecnie najbardziej zaprząta głowę Oliwy. I tym samym temat ten, jest głównym wątkiem codziennych obiadowych rozmów w domu Sałatki.
-Ależ czego mama się tak boi? – spytał Pomidor. Tak na marginesie, Pomidor powoli wychodzi ze swojej choroby i czuje się już coraz lepiej.
-Każdy musi kiedyś umrzeć. – dokończył, przeżuwając niedzielną specjalność Fety, czyli kurczaka w sosie sojowym.
-Na śmierć jestem już całkowicie przygotowana! – wykrzyknęła Oliwa, która zazwyczaj krzyczy bardziej niż mówi. –Testament spisany! Wszystko podzielone! Pamiętajcie tylko, żeby dobrze karmić psa! Ale straszliwie się boję…
-Czego? Całe życie przeżyła mama z Bogiem! Dwie wojny! Nie ma czego się bać! Pokroić mamusi tego kurczaka, łatwiej się będzie jadło! – spytała Feta.
-Ehhh… Nie trzeba, poradzę sobie sama! Najbardziej, najbardziej na świecie boję się, że… mnie nie znajdziecie! I że przez kilka dni będę się rozkładać. Zacznie śmierdzieć i jak już po mnie przyjdziecie, to wszystko będzie wyglądać paskudnie… Albo… Wiesz co Feta, może pokrój mi jednak tego kurczaka, to rzeczywiście będzie mi się łatwiej żuło.
Na wieść o rozkładającym się ciele babci, Olivka ze śmiechu prawie spadła z krzesła:
-Przecież babcia mieszka w sąsiednim pokoju! Mogę obiecać, że jak się babcia zacznie psuć, to ja na pewno zareaguje!
-No tak! Ale najgorsza jest ta perspektywa rozkładania… Wszystko inne jestem w stanie przeżyć! Pamiętajcie, pogrzeb ma być skromny, ale później macie iść do najlepszej tawerny, żeby zjeść godnie! Feta!!! Niezły wyszedł ci dziś ten kurczak! A jest może jeszcze coś słodkiego?
Kilka dni po tej rozmowie, babcia poczuła się naprawdę źle. Miała poważny problem z płucami i zawieziono ją do szpitala. Cała Sałatka rozpisany miała harmonogram, tak żeby babcia w szpitalu nawet na chwilę nie była sama. Również w nocy, ktoś nieustannie czuwał. Zawsze w takich sytuacjach niezastąpiona jest Olivka.
-Babciu! – wykrzyknęła siadając przy wątlutkiej już Oliwie.
-Nie możesz teraz umrzeć! Jesteś przecież sławna!!! – mówiła trzymając babcię za dłoń.
-Co ty znowu za głupoty opowiadasz!?
-Tak! Dorota mi wszystko opowiedziała! Polacy cię kochają! I wiedzą dobrze kim jesteś! Twoja historia została nawet opisana w polskiej gazecie!
Powiem Wam szczerze… Jeśli sama byłabym czytelnikiem mojego bloga, byłabym przekonana, że autorkę tym razem nieźle poniosła wyobraźnia. Wszystko jednak wydarzyło się naprawdę, łącznie z tym że kilka dni później, Oliwa wyzdrowiała. Na jakiś czas znów trafiła do domu Sałatki, a później stwierdziła, że czuje się na tyle dobrze, że chce wracać na własne śmieci.
Przy Oliwie nieustannie ktoś czuwał. Żeby babcia czuła się bezpiecznie również i w nocy, kupiono jej wielki telefon z jednym numerem alarmowym do Pomidora, w razie gdyby poczuła się naprawdę źle.
Podczas naszej pamiętnej wizyty w domu Sałatki, również i ja z Janim zostaliśmy wpisani w harmonogram opieki nad babcią. Przy naszej pierwszej wizycie, nie omieszkałam zabrać ze sobą owej gazety, w której została opublikowana historia Oliwy i jej męża. Dawno nie widziałam tak wzruszającego widoku, jakim był uśmiech, który wymalował się na twarzy Oliwy po zobaczeniu swojego zdjęcia w polskiej gazecie. W takich momentach grzechem jest jednak chwytać za aparat.
Zdjęcie, które znajduje się niżej wykonaliśmy kilka chwil później. Żeby zapozować, babcia musiała poprawić chusteczkę na głowie oraz włosy.
Ze specjalnymi pozdrowieniami dla wszystkich Czytelników Sałatki – Oliwa z Oliwek.
A oto tekst, który w oglądanym przez babcię numerze Gazety Sportowej, został opublikowany:
O czym przez kilka następnych godzin rozmawialiśmy z babcią? To piękny temat już na następny post. Pozdrawiam!
Przeczytaj również…
Czym latem zastąpić napoje gazowane? Lemoniadą Janiego!
Nie miałam pojęcia o co tyle hałasu? Dlaczego każdy tak ekscytuje się Lemoniadą Janiego? „Wow!” „Ach!” „Och!” i tym podobne. Przecież to zwykła cytryna i cukier z wodą! Po pierwszym łyku, biłam się w pierś! Przede wszystkim dlatego, że nie doceniałam talentu kulinarnego, jakim obdarzony jest mój Grek…
Całe zamieszanie wokół Lemoniady Janiego tkwi w tym, że smakuje tak samo jak smakowałaby cytrynowa Fanta (https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/09/24/z-cyklu-zacznij-lekko-poniedzialek-tajemnica-smaku-greckiej-fanty-poniedzialek-24-wrzesnia-2012/). Ktoś, kto nie wie jak ta lemoniada jest robiona, może spokojnie dać się nabrać, że jest to typowy, gazowany napój prosto ze sklepu. Nic jednak podobnego! Ta wersja lemoniady smakuje bajecznie, ale po pierwsze jest zdrowa.
Jest to jak dotąd jedyny przepis na blogu, przy którego wykonaniu trzeba się trochę napracować. Daje jednak słowo blogera – naprawdę WARTO!
W gorące… letnie… długie… piękne… dni, gdziekolwiek jesteście na świecie – nic nie smakuje lepiej!
Lemoniada Janiego
Składniki:
-1/2 litra soku z cytryny
-kawałek imbiru wielkości połowy kciuka, starty drobno na tarce
-szklanka cukru
-szklanka wody
-woda gazowana (do rozcieńczania koncentratu)
-łyżka miodu (opcjonalnie)
-liście mięty
Jak to zrobić:
Starty na drobnych oczkach tarki imbir, należy zmieszać z połową łyżeczki cukru i pozostawić na około 3 – 5 minut. W międzyczasie, w garnku połączyć szklankę cukru ze szklanką wody, gotując do momentu aż cukier się rozpuści. Powinno powstać 250 ml syropu. Syrop należy połączyć z ½ litra soku z cytryny.
Teraz trzeba zając się imbirem. Z mieszanki wiórek imbirowych i cukru, należy odcisnąć powstały sok. Imbirowy sok trzeba połączyć z cytrynową mieszanką. Można jeszcze dodać łyżkę lub pół miodu, ale to już opcjonalnie.
I już prawie gotowe. Mieszanka, która powstaje jest bardzo gęsta i stanowi koncentrat, który przez kilka godzin powinien chłodzić się w lodówce.
Schłodzonym w lodówce lemoniadowym koncentratem wypełniamy 1/3 szklanki. Resztę uzupełniamy wodą, koniecznie gazowaną! Wszystko dokładnie mieszamy. Przyda się jeszcze kilka kostek lodu oraz liście mięty do posmaku i udekorowania.
Teraz już gotowe!
P.S. Reszta koncentratu starczy na kilka porcji lemoniady. Koncentrat najlepiej wstawić do lodówki, gdzie może przemieszkać nawet do tygodnia.
Cytrynowego lata 😀
Greckie kawy na lato…