Mini przewodnik po wyspach greckich. Którą wyspę wybrać na swoje wakacje w Grecji?… czwartek, 27 listopada 2025

Lefkada, Porto Katsiki

Każdego sezonu Grecja to jeden z najczęściej wybieranych kierunków na wakacje w Europie. Szczególną popularnością cieszą się greckie wyspy. Są niesamowicie zróżnicowane i każda z nich jest odrębnym małym światem, więc każdy znajdzie coś idealnego dla siebie. Gwarancja słonecznej pogody, turkusowe morze, różnorodne plaże, miejsca gdzie można odpocząć na łonie śródziemnomorskiej przyrody, fascynująca historia i kultura, fantastyczna kuchania, a przy tym wolniejszy rytm życia, którego często potrzebujemy jak lekarstwa. Grecja ma około 230 zamieszkałych wysp, więc naprawdę jest w czym wybierać. Jak zatem wybrać wyspę, która najlepiej spełni oczekiwania co do idealnych wakacji? Tu mini przewodnik po wyspach greckich, w którym w skrótowej formie jest opisane dziesięć najbardziej turystycznych wysp Grecji.

Czy odwiedzieliście którąś z tych dziesięciu wysp? Będę super wdzięczna jeśli podzielicie się swoją opinią odnośnie odwiedzonej przez Was wyspy niżej w komenatrzu. Jak spędziliście na niej czas? Czy polecicie ją innym?

Do tego postu wybrałam 10 najczęściej odwiedzanych wysp greckich. Dodałam również jedną, która jest mniej znana i spodoba się turystycznym odkrywcom. Ich kolejność jest zupełnie przypadkowa. Większość z tych kierunków możesz odwiedzić z biurem podróży Itaka, które organizuje pakiety zorganizowanych wakacji w Grecji. Pełną ofertę wakacji na greckich wyspach jak również na greckim kontynencie sprawdzisz na stronie ITAKI TUTAJ!

KORFU

Jest jedną z pierwszych wysp Grecji, które zostały otworzone dla turystyki masowej. Dlaczego? Jako jedna z pierwszych nieco mniejszych wysp posiadała swoje własne lotnisko. Czym Korfu charakteryzuje się najbardziej? Zielenią! To jedna z absolutnie najbardziej zielonych wysp Grecji. Zielono jest na niej o każdej porze roku. Korfu to spora wyspa, która ma podłużny kształt. Stąd jej krajobrazy są szczególnie urozmaicone. Na północy są piaskowe klify (Kanał Miłości w Sidari). W północno – zachodniej części widokowe plaże z turkusową i szmaragdową wodą (Paleokastritsa). Na południe od miasta Korfu ciągnie się około 40 km plaż z fantastycznym drobnym piaskiem. Korfu ma również do zaoferowania wiele osobom, które kochają historię. Wybudowane przez Wenecjan miasto Korfu znajduje się na liście UNESCO. To również na Korfu swój pałac letni nazywany Achillionem posiadała cesarzowa Sisi. Jest to więc wyspa, gdzie nawet przy dłuższym pobycie każdego dnia można robić coś zupełnie innego.

KRETA

Jest to największa wyspa Grecji, więc znajduje się na niej wszystko co spełni wymagania nawet najbardziej wybrednego turysty. Kreta słynie z niesamowitych, rożnorodnych plaż takich jak Elafonisi czy też Balos. Jest również idealnym wyborem dla osób, które kochają przyrodę i piesze wędrówki. To właśnie na Krecie znajduje się najdłuższu wąwóz Europy – Samaria, którego niesamowicie widokowa trasa ma 16 km. Na Krecie wiele jest klimatycznych miasteczek, gdzie mieszają się wpływy weneckie z tureckimi. Będąc na tej największej wyspie Grecji koniecznie trzeba odwiedzić urokliwą Chanię, Rethymno czy też miejscowość Agios Nikolaos. Wielbicieli historii z pewnością zafascynuje miejsce, gdzie narodziła się cywilizacja Europy, czyli słynny pałac w Knossos z barwnymi freskami. Na Krecie nie można się nudzić i będzie to wyspa, która idealnie sprawdzi się dla tych, którzy chcą bardzo intensywnie spędzać swoje wakacje ciesząc się różnorodnymi aktywnościami.

THASSOS


Thassos to wyspa, która spodoba się osobom mającym ochotę na nieco więcej kameralności, ucieczki od hałaśliwych, wielkich kurortów i odpoczynek w prześlicznych okolicznościach przyrody. Na Thassos nie ma wielkich hoteli w typie all inclusive, więc i turystów jest nieco mniej. Wyspa jest niezwykle zielona i ma fantastyczne, widokowe plaże. Słynie między innymi z wydobycia marmuru i można znaleźć na niej plaże z marmurowymi kamieniami. Będąc na Thassos koniecznie trzeba odwiedzięc Giolę, czyli wydrążony w skale basen z wodą w kolorze zielonkawym. Na Thassos można prawdziwie odpocząć ładując baterie wśród zieleni i widokowych plaż. Będąc na tej wyspie koniecznie trzeba spróbować lokalnego miodu, który jest jednym z najlepszych w całej Grecji!

SANTORINI

Santorini to jedna z najbardziej spektakularnych wysp Grecji. Jej scenerie są idealne do efektownych zdjęć, widoki dosłownie zapierają dech w piersiach. Wyspa słynie również z organizacji ślubów i imprez weselnych. Tę niewielką wyspę pochodzenia wulkanicznego prawie przez okrągły rok odwiedzają turyści z każdej części świata. Nie oszukujmy się… Na Santorini nie zazna się kameralności, ciszy i spokoju. Za to widoki, które można tam zobaczyć są nieporównywalne z żadnym innym miejscem na świecie. Charakterystyczne białe, minimalistyczne budowle z granatowymi okiennicami i drzwiami. Niesamowite widoki na zachody słońca (Fira, Oia). Na Santorini przylatuje się przede wszystkim dla nieziemskich widoków, za to plaże są dość małe i najczęściej żwirkowate, więc ciężko przebywa się na nich z małymi dziećmi. Ze względu na potężne zainteresowanie wyspą przez turystów z całego świata Santorini jest wyspą drogą.

KOS

Jest to najmniejsza wyspa z mojego rankingu, ale jest na niej co robić. Na Kos można znajeść długie, piaszczyste plaże (Tigaki, Marmari), punkty widokowe i małe, urokliwe, typowo greckie miasteczka gdzie można doświadczyć takiej prawdziwej, mało komercyjnej Grecji. Na Kos znajduje się wiele ciekawych miejsc archeologicznych (ruiny Asklepionu oraz starożytne ruiny miasta Kos), więc ta wyspa spodoba się fanom starożytności. Ze względu ma niewielkie odległości pomiędzy różnymi atrakcjami oraz piaszczyste plaże, Kos to dobry pomysł na wakacje z małymi dziećmi.

KEFALONIA

To największa Wyspa Jońska, która wielu powaliła na kolana. Kefalonia, podobnie jak Korfu jest wiecznie zielona. Ma wiele ciekawych plaż (Myrtos) oraz punktów widokowych. Będąc na Kefalonii koniecznie trzeba odwiedzić jaskinię Drogarati, gdzie niegdyś śpiewała sama Maria Callas oraz niewielkie jeziorko Melissani, które znajduje się w grocie z wielkim otwodem w sklepieniu wpuszczającym światło. Kefalonia bardzo ucierpiała na skutek trzęsienia ziemi w 1953 roku, więc nie ma na niej ważniejszych zabytków, czy też klimatycznych miast z wiekową zabudową. Wyjątkiem jest położona nad morzem wioska Fiskardo, którą koniecznie trzeba odwiedzić będąc na wyspie.

RODOS


Kolejna grecka wyspa, na której nie można się nudzić! Każdy znajdzie tu coś ciekawego dla siebie. Stolica wyspy, czyli miasto Rodos to jedno z najlepiej zachowanych średniowiecznych miast Europy (znajduje się na liście UNESCO). Widokowe zatoki i ciekawe plaże, jak dla przykładu Prasonisi, która prócz walorów widokowych, jest rewelacyjnym miejscem dla osób, które kochają surfing ze wzg. na silne wiatry. Będąc na wyspie koniecznie trzeba odwiedzić Termy Kallithea oraz słynną Dolinę Motyli, która jest naturalnym rezerwatem pełnym setek motyli.

ZAKINTHOS

Jedna z najczęściej odwiedzanych przez turystów z Polski grecka wyspa. Słynie przede wszystkim z widokowej linii brzegowej, błękitnych grot i długich piaszczystych plaż, na których nadal składają swoje jaja samice żółwi Caretta – Caretta, które obecnie są na granicy wyginięcia. Wyspa spodoba się przede wszystkim osobom, które chcą spędzać dużo czasu na piaszczystych plażach albo rejsować odwiedzając słynne błękitne groty. To właśnie na Zante znajduje się jedna z najsłynniejszych plaż Grecji – Zatoka Wraku z wrakiem statku, który dokładnie na środek plaży został wyrzucony przez fale. Podobnie jak Kefalonię, Zante odwiedziło potężne trzęsienie ziemi w 1953 roku przez co na wyspie nie ma żadnych ważniejszych zabytów historycznych.

LEFKADA


Jest to jedyna z mniejszych wysp Grecji, która z kontynentem połączona jest mostem. Dlatego Lefkada jest również idealną opcją dla turystów, którzy po Grecji podróżują autami. Lefkada słynie z najpiękniejszych plaż w całej Grecji. Najbardziej znana plaża Lefkady ramowana wapiennymi klifami, czyli Porto Katsiki, robi piorunujące wrażenie. Lefkada jest mniejszą wyspą, nie ma na niej wielkich hoteli, więc szczególnie spodoba się turytom, którzy szukają nieco ciszy i kameralności. Będzie to świetna wyspa na spokojne, rodzinne wakacje.

CHIOS

Idealna wyspa dla turystów, którzy chcą poczuć się jakby Grecję odkrywali. Z daleka od utartych, turystycznych szlaków. Chios znajduje się blisko wybrzeża Turcji i ze względu na wieki tureckiego panowania do dziś jest na niej sporo wpływów po dominacji osmańskiej. W całej Grecji wyspa słynie z uprawy niezwykle rzadkich drzew mastyksowych, których żywica jest popularną w Grecji i bardzo cenioną przyprawą oraz składnikiem do leczniczych kosmetyków. Mastyks to również pierwsza guma do żucia, która stosowana była już w starożytności. Będąc na Chios koniecznie trzeba odwiedzić tzw. wioski mastyksowe słynne z unikatowej architektury. Mesta to miasto – twierdza, jedna z najlepiej zachowanych wiosek średniowiecznych. A Pyrgi to miasteczko, którego wszystkie budynki są pomalowne w biało – czarne geometryczne wzory. Wyspa słynie również z suszonych pomidorów, które susząc się na wiekowych budynkach ubarwiaja panoramę niewielkich, klimatycznych wiosek, gdzie czas jakby stanął w miejscu.


Oliwa. Kompendium wiedzy… poniedziałek, 11 stycznia 2021

 

 

Oliwa to jeden z najważniejszych tematów, jakie dotyczą greckiej kuchni jak i samej Grecji. W tym poście głos w tej sprawie oddaję specjaliście! Ola, która  jest autorką dzisiejszego wpisu mieszka na Krecie. Żyjąc w Grecji pisze fantastycznego bloga o kreteńskiej i greckiej kuchni. Blog Oli nazywa się Poli Kala! Być może go czytacie. Jeśli nie, to koniecznie sprawdźcie! Ola z końcem poprzedniego roku stała się również właścicielką internetowego sklepu, w którym można kupić między innymi  kreteńską oliwę. TUTAJ! możecie wejść do tego sklepu! Tymczasem obie serdecznie zapraszamy do przeczytania wszystkiego co najważniejsze i o co tak często pytacie w temacie oliwy. Jeśli macie pytania – zapraszamy do zadawania ich niżej w komentarzach!

 

***

 

 

Mówimy o niej “płynne złoto”, bynajmniej nie ze względu na jej cenę, bo ta odbiega od złota horrendalnie, lecz ze względu na jej fenomenalne właściwości dla zdrowia i walory smakowe. Oliwa, olej z oliwek, duma Krety i każdego produkującego ją Kreteńczyka. Uważana za najlepszą wizytówkę kuchni kreteńskiej, ponieważ to właśnie tu, na Krecie, spożywa się jej na osobę najwięcej na całym świecie.

Każdy kto choć raz był na największej greckiej wyspie wie, że żaden kreteński posiłek nie obędzie się bez znacznej ilości oliwy. Choćby miał być to tylko chleb, gotowane warzywa czy prosty ryż lub makaron – olej z oliwek w zatrważającej wręcz ilości zawsze będzie grał tu pierwsze skrzypce.

W Polsce wciąż jednak o oliwie wiemy zbyt mało, począwszy od tego jak jej używać, aż po jej właściwości zdrowotne. Słyszeliśmy gdzieś, że jest bardzo zdrowa, ale nic lub niewiele więcej, wiemy, że warto dodawać jej do sałatek, ale o smażeniu już krążą sprzeczne opinie, gdzieś obiło nam się o uszy, że można jej używać też zewnętrznie, ale nie jak stosować jej jako kosmetyku.

Kiedy dobry los rzucił mnie w małą kreteńską wieś trudniącą się głównie produkcją oliwy, mało wtedy wiedziałam, że to właśnie olej z owoców tych niesamowitych drzew stanie się moją największą pasją i pracą. Z całego serca pragnę, aby sława kreteńskiej, najlepszej na świecie oliwy trafiała we wszystkie zakątki Ziemi, dlatego też postaram się opowiedzieć Wam o niej nieco więcej, może nie tyle o jej chemicznych właściwościach, składzie i rodzajach – od tego są dużo mądrzejsze głowy od mojej. Postaram się skupić na wiadomościach praktycznych, aby być może sprawić, że sięgniecie po dobrą kreteńską oliwę częściej, chętniej i świadomi wspaniałości, jakie może Wam ona zapewnić.

 

 

Dlaczego warto włączyć oliwę do swojej diety?

 

Oliwa jest zbawienna dla układu trawiennego! Działa żółciopędnie i powleka ściany przewodu pokarmowego, a także zmniejsza ilość wydzielanego kwasu solnego w żołądku. Zwłaszcza oliwa niefiltrowana, extra virgin zawiera największą ilość polifenoli, które w znacznej większości trafiają do jelita grubego i tworzą tam idealne środowisko dla rozwoju przyjaznej nam flory bakteryjnej. Oliwa zmniejsza też stany zapalne, dobroczynnie wpływa na zdrowie serca i naczyń krwionośnych, zapobiega powstawaniu kamicy żółciowej, a także przyspiesza gojenie wrzodów żołądka. Co z tego wynika? Codzienne stosowanie oliwy sprawia, że lepiej trawimy, mamy mocniejsze naczynia krwionośne i serce, a w dodatku dodawanie jej do surowych i gotowanych potraw pomaga nam wchłonąć więcej rozpuszczalnych w tłuszczach witamin.

Warto oliwą zastąpić tłuszcze odzwierzęce, takie jak masło czy smalec, a już na pewno sztucznie utwardzane margaryny. Oliwa jest fantastycznym nośnikiem smaku, ale dobrej jakości niefiltrowana oliwa ma charakterystyczny smak sama w sobie – dlatego też dodawanie jej w tak dużych ilościach w kuchni greckiej, nadaje potrawom charakterystyczny smak, którego nie da się odtworzyć stosując oliwę jedynie zdawkowo. Dobrej jakości oliwa niefiltrowana jest fantastyczną przyprawą.

 

Czy oliwa może być lekarstwem?

 

Olej z oliwek od zawsze uznawany był w fitoterapii za lek i figurował w większości lekospisów. Trzeba jednak zaznaczyć, że oliwa niefiltrowana, zawierająca chlorofil, a także inne składniki balastowe ma większe właściwości lecznicze i odżywcze, niż oliwa filtrowana. Istnieją również oliwy polifenolowe, w których wysokie stężenie polifenoli zakwalifikowało je do uznawanych przez Unię Europejską naturalnych produktów leczniczych i z dużym skutkiem stosowane są w leczeniu wielu chorób.

 

 

Jak używać oliwy w kuchni?

 

W kuchni kreteńskiej, gdzie jak już wspomniałam używa się najwięcej oliwy per capita, per annum, istnieje kilka głównych sposobów, w których oliwa jest stosowana:

 

  • Warzywa, strączki, dziką zieleninę gotuje się krótko w osolonym wrzątku, odcedza, następnie polewa dużą ilością świeżej oliwy i skrapia octem lub sokiem z cytryny.
  • Smażenie. Na oliwie smaży się tu wszystko, począwszy od jajek, warzyw, placków, na frytkach skończywszy.
  • Ryby, mięsa, warzywa, a nawet i słodkie wypieki zanim trafią do pieca, koniecznie okraszane są znaczną ilością oliwy, lub zawierają ją wewnątrz (np. ciasta).
  • Duszenie w oliwie. Ma ono nawet swoją nazwę ladera od greckiego słowa ladi czyli olej. Długo duszone warzywa, ryby oraz mięso nabierają charakterystycznego oliwnego smaku i miękkości.
  • Na świeżo. Do moczenia chleba, do sałatek, do dodatkowego polania potrawy, aby nadać jej charakterystycznego, świeżego smaku.

 

W kuchni Krety używa się oliwy zatrważająco dużo, ale naprawdę warto odtwarzać kreteńskie przepisy dokładnie takie, jakie są, ponieważ to właśnie oliwa nadaje im charakterystycznego smaku, którego nie da się odtworzyć, gdy użyjemy jej znacznie mniej.

 

Czy na oliwie można smażyć?

 

TAK! Do niedawna krążyło przekonanie, że oliwa nie nadaje się do smażenia, ponieważ ma zbyt niską temperaturę dymienia. Prawda jest taka, iż dzięki odpowiedniemu skłądowi kwasów tłuszczowych oliwa nadaje się do smażenia i jest o wiele zdrowsza niż olej rzepakowy, czy smalec. Sugerowana temperatura smażenia na oliwie wynosi 180 stopni Celsjusza, podczas gdy temperatura jej dymienia to około 200-210 stopni Celsjusza – wystarczy, żeby usmażyć sobie frytki! Należy jednak pamiętać, że oliwa zawiera dużo najzdrowszych nienasyconych kwasów tłuszczowych – nie należy więc na niej smażyć zbyt długo (czyli odgrzewać tego samego oleju w nieskończoność). Wraz z podnoszeniem jej temperatury zmniejszamy też zawartość polifenoli i składników odżywczych, jak zresztą we wszystkich roślinach, które podgrzewamy.

 

 

Jak używać oliwy jako kosmetyku?

 

Jak najczęściej! Oliwa jest fantastycznym środkiem do demakijażu, także kosmetyków wodoodpornych, doskonale ściąga makijaż i dodatkowo nawilża i odżywia skórę. Jest świetnym olejem bazowym do olejków do masażu, wystarczy zmieszać szklankę oliwy i 2-3 krople olejku eterycznego, aby otrzymać mieszankę do wcierania w skórę. Nadaje się do płukania jamy ustnej, ponieważ jej antybakteryjne właściwości wspomagają zdrową higienę jamy ustnej. W tym celu należy wziąć do ust kilka mililitrów oliwy i płukać nią jamę ustną przez minimum kilkanaście minut po czym wypluć (ten olej z tymi bakteriami to nie to, co tygryski lubią najbardziej). Oliwa świetnie łagodzi wszelkie podrażnienia, nadaje się jako balsam na delikatne oparzenia i podrażnienia, a także paradoksalnie pomaga przy leczeniu trądziku, pomimo faktu, że ten jest często na podłożu łojotokowym.

Ważnym jest jednak aby pamiętać, że oliwa należy do tak zwanych olejów nieschnących. Oznacza to, iż bardzo długo utrzymuje się na skórze i może w niektórych przypadkach zamiast jej nawilżać – wysuszać. To więc istotne, aby używać jej bezpośrednio na skórę rozsądnie, najpierw aplikując na przykład hydrolat, tonik lub nawet napar (np. z zielonej herbaty), dopiero na tę warstwę nałożyć cienką warstwę oliwy.

Oliwa jest też doskonałą odżywką dla skóry głowy i włosów. Raz na jakiś czas warto wetrzeć ją we włosy i skórę głowy, delikatnie wmasować, zawinąć ręcznikiem i potrzymać około 30 minut. UWAGA! Aby zmyć później tę maseczkę najpierw na głowę i włosy nakładamy szampon! Szampon, może być delikatnie rozrobiony z wodą jeśli jest za gęsty, dokładnie wmasowujemy w całą powierzchnię pokrytą olejem, następnie spłukujemy, koniecznie ciepłą wodą (oliwa zawiera woski, zmycie jej ciepłą wodą pomoże lepiej się ich pozbyć). W innym przypadku powstanie nam na głowie wielka skorupa i będziemy wyglądać jak zmokła kaczka. Nikt nie chce wyglądać jak zmokła kaczka.

 

Jak przechowywać oliwę?

 

Chronić przed światłem. Największym wrogiem dobroczynnych składników oliwy jest promieniowanie UV i zbyt wysoka temperatura. Wystarczy, że przechowujemy naszą oliwę w ciemnym, suchym i niezbyt zimnym (a i niezbyt gorącym) miejscu. Oliwy nie należy przechowywać w lodówce.

 

Czy oliwy się od siebie różnią?

 

Oczywiście. Oliwa klasyfikowana jest na wiele sposobów, o których możecie przeczytać w normach handlowych Unii Europejskiej dotyczących oleju z oliwek (link w stopce). W praktyce moglibyśmy poważnie rozszerzyć gamę klasyfikacji, biorąc pod uwagę wiele innych czynników.

Od kiedy zamieszkałam na kreteńskiej wsi, przekonałam się, że właściwości organoleptyczne oliwy mogą różnić się z wielu powodów. Oliwa od pana Michalisa ze sklepu ma całkiem inny smak, jak oliwa od mieszkającego dwa domy dalej Janisa. Na smak oliwy wpływa gleba, na której rosną drzewa, pogoda jaka była w ciągu roku, towarzystwo drzew, z których zbierane są oliwki – słowem mnóstwo, mnóstwo dodatkowych czynników. Smak i kolor niefiltrowanej oliwy zmienia się wraz z czasem – osad opada, oliwa delikatnie się klaruje i z jaskrawej zieleni przechodzi w oliwkową zielono-brązową barwę.

Dlatego też sugerując się wyborem oliwy, polecam kierować się głównie smakiem. Przecież bez względu na właściwości zdobytego przez Was oleju, najważniejszym jest, aby Wam przede wszystkim smakował i abyście chętnie korzystali z oliwy w Waszej kuchni.

 

Aleksandra Brudzinska

 

 

 

Bibliografia:

  1. https://rozanski.li/1139/olej-z-oliwek-oleum-olivae-jak-lek-pokarm-i-kosmetyk/
  2. https://www.fsis.usda.gov/wps/portal/fsis/topics/food-safety-education/get-answers/food-safety-fact-sheets/safe-food-handling/deep-fat-frying-and-food-safety/ct_index
  3. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4375245/
  4. https://ec.europa.eu/info/food-farming-fisheries/plants-and-plant-products/plant-products/olive-oil_pl
  5. https://pl.wikipedia.org/wiki/Oleje_nieschn%C4%85ce

 

TU! przeczytasz moją relację z podróży po Krecie.

TUTAJ! przeczytasz o kreteńskim  mieście Rethymno.

TU! przeczytasz o książce na temat Rethymno (“Kronika pewnego miasta” P. Prevelakis).

TU! przeczytasz o kreteńskim trunku – rakomelo.

 

 

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Strajki to jedna z najbardziej denerwujących rzeczy w Grecji. Dlaczego jednak jak nic innego, uczą cieszenia się z teraźniejszości?… poniedziałek, 11 stycznia 2016

Jani w oczekiwaniu na kolejną wersję odpowiedzi na pytanie: „Nasz prom odpłynie, czy nie...??? I  co z tym strajkiem...???”.

Jani w oczekiwaniu na kolejną wersję odpowiedzi na pytanie: „Nasz prom odpłynie, czy nie…??? I co z tym strajkiem…???”.

Kto choć raz przebywał w Grecji nieco dłużej, z  pewnością podpisze się pod tym obiema rękami: wieczne strajki, to jedna z najbardziej denerwujących rzeczy w Elladzie. Rujnują plany. Utrudniają codzienne funkcjonowanie. Uniemożliwiają niezliczoną ilość rzeczy. Strajkować mogą wszyscy: pielęgniarki, lekarze, nauczyciele, policja, studenci, obsługa portu, lotnisk, pociągów, poczty, śmieciarze, sklepikarze, robotnicy i rolnicy… Mogłabym tak wyliczać w nieskończoność. I najgorsze jest to, że nigdy nie wiadomo, kiedy strajk dotknie Ciebie!

Nie można się do nich w żaden sposób przygotować ani ich przewidzieć. Nie potrafię już zliczyć ile to razy strajki metra, pociągu, portu czy też samolotu utrudniły mi podróż. Za każdym razem szarpałam sobie nerwy. Próbowałam szukać „innego rozwiązania”. Za każdym razem okazywało się, że nie można zrobić niczego, a wszystkie próby to jedynie strata energii i czasu. Najbardziej denerwowali mnie przy tym wszystkim (przyznaje się bez bicia) sami Grecy! Na wiecznym luzie. Nawet jeśli strajk dotyczył również ich, to tak jakby niezbyt ich to obchodziło. Jakby fakt, że oni również muszą przewrócić do góry nogami swoje plany, spływał po nich jak po kaczce. Te wiecznie zrelaksowane i uśmiechnięte twarze! Myślałam, że ich za to uduszę! Jak w sytuacji, kiedy nagle zmieniać trzeba wszystkie plany, można zachować taki spokój! Przecież to… niedorzeczne!!!

***

Nasz posezonowy pobyt na Krecie był dość krótki. Trwał jedynie pięć dni.  W najbliższym czasie mieliśmy w planach jeszcze kilka podróży, ale przede wszystkim ślub Tolisa, naszego wspólnego przyjaciela z okresu studiów na Lesbos. Tolisa nie widzieliśmy całe wieki, a na ślubie mieli być wszyscy nasi przyjaciele ze okresu studiów. Nie widzieliśmy ich kilka lat. Takich okazji po prostu się nie przegapia.

Na Krecie bawiliśmy się naprawdę świetnie. Turystów prawie już nie było i każde z najpiękniejszych kreteńskich miejsc, można było zobaczyć w odsłonie posezonowej. Do tego pogoda była idealna. O takich wakacjach marzyłam przez cały sezon! Trzeciego dnia naszego pobytu niestety, ale włączyliśmy wiadomości w radio…

Porty na całej Krecie ogłosiły właśnie strajk! Od dzisiejszego dnia z żadnego portu na Krecie nie odpływają, ani nie dopływają żadne promy. Strajk potrwa przez najbliższe dwa dni. Po dwóch dniach będą przeprowadzone rozmowy, czy zostanie przedłużony. Powodem strajku jest   bla… blaa… blaaa…

 

Myślałam, że wybuchnę z wściekłości. Przegapić ślub i wesele Tolisa! Na całe szczęście to nie ja prowadziłam samochód, bo z pewnością wcisnęłabym na pedał gazu i wjechała w cokolwiek co było przede mną:

-No i co my teraz zrobimy???!!!

-Hmmm… – odpowiedział nieco tylko wzruszony Jani –Możemy podejść do miejsca, gdzie sprzedają bilety i popytać. Może oni coś wiedzą?

Bilety na nasz prom, który miał odpłynąć za dwa dni, mieliśmy już kupione. I tak się zaczęło. Pielgrzymka z portowej policji, do jednego, drugiego, trzeciego miejsca gdzie sprzedają bilety i być może coś wiedzą. A w międzyczasie nadsłuchiwanie wiadomości i czytanie najnowszych doniesień w internecie. W każdym źródle mówiono coś zupełnie innego. Na tę bieganinę straciliśmy cały jeden, przepiękny dzień naszego pobytu na Krecie. Czyli jedną piątą naszych wakacji. Ja wściekła jak osa, a Jani – jak zwykle zrelaksowany, jakby właśnie zakończył półgodzinną medytację. To ostatnie denerwowało mnie oczywiście jeszcze bardziej. Następnego dnia planowaliśmy jechać do Rethymno, a wieczorem postanowiliśmy wyjść w Chanii na kawę.

 Mimo, że nie było jeszcze późno, zapadła już ciemna noc. Szliśmy główną promenadą Chanii, po lewej stronie mając morze, którego pokarbowana falami tafla błyszczała w świetle księżyca, a po prawej setki rozświetlonych okienek domów, pamiętających  czasy Wenecjan. Kiedy tak szliśmy wybierając jedną z kawiarenek, właśnie wtedy, poczułam że coś przehaczyło mi się w głowie.

Zostały nam jeszcze dwa dni na Krecie. Nie wiadomo… Być może trochę więcej. Musimy wracać, bo: A, B, C, D i tak dalej, ale jakkolwiek będę wściekła, ani trochę nie zmieni to sytuacji. Nie zmieni jej ani odrobinę, a ja tylko  zszarpię sobie nerwy i popsuje ten wspólny czas na Krecie. Będziemy biegać z jednego miejsca do drugiego, nadsłuchiwać  wiadomości, a to i tak niczego nie zmieni. Prawie usłyszałam, że w mojej głowie zrobiło się jedno małe „klik!”.

Co prawda nie miałam lusterka, ale poczułam jak nagle rozluźniły się mięśnie mojej twarzy, a na ustach pojawił się uśmiech.

-Ooo! Ta będzie fajna!

Rzeczywiście. Trafiliśmy do bardzo klimatycznej kawiarenki, gdzie grała spokojna muzyka i wszędzie pachniało kawą. Następnego dnia, tak jak planowaliśmy, udaliśmy się do Rethymno. A kolejnego, pojechaliśmy do Knossos. Zamiast wiadomości w radio, słuchaliśmy muzyki.

Nie wiem na jakiej zasadzie to w życiu działa, ale często tak jest, że dopiero kiedy się coś zupełnie odpuści, kiedy przestaje się mieć „ciśnienie”, wtedy zaczyna się układać. Szczęście, które mieliśmy często się chyba nie zdarza. Strajk miał być przedłużony przynajmniej o jeszcze jedną dobę. Znaczyło to, że nie zdążylibyśmy na ślub Tolisa. Ale nasz prom wypłynął. Co prawda strajk trwał nadal, ale ten właśnie prom  musiał  zabrać  już ludzi rankiem z Aten i zawieść ich na Kretę. Stwierdzono, że nie ma to sensu by do Aten płynął pusty. W drodze wyjątku, nawet mimo strajku, zabrano pasażerów, którzy nocą popłynęli do Aten.

Nasz prom odpłynął z dwugodzinnym opóźnieniem w stosunku do standardowej, planowanej godziny. Gdyby wiadomość o strajku do nas nie dotarła, nawet byśmy się nie zorientowali, że on w ogóle jest, a jedynym utrudnieniem byłoby dwugodzinne opóźnienie.

Coś czuje, że kiedy następnym razem dopadnie mnie w Grecji strajk, moja twarz również będzie zrelaksowana. Problem rzecz jasna, on obiektywnie będzie istniał. Ale jeśli nie będę mogła na niego wpłynąć – przestanie mnie dotykać.

salatkapogreckuwpodrozy.pl

salatkapogreckuwpodrozy.pl

Pałac w Knossos na Krecie… środa, 6 stycznia 2016

 

Jeśli dobrze liczę musiało być to jakieś dwanaście lat temu. Slajd! Podaj datę i dokładną nazwę, tego co widzisz na slajdzie. Następny. Następny i kolejny. Ciach! Ciach! Ciach! Data. Nazwa. Data. Nazwa. Data. Nazwa. Gdzieś między dziesiątkami tych wszystkich slajdów, pewnie kilka razy przewinął się pałac w Knossos. Fragment samego pałacu. Jego plan. Malowidła ścienne, albo niewielkie figurki. Egzamin ze sztuki starożytnej zdałam ledwno, ledwo. Zdaje się, że powinnam w ogóle oblać, ale przede mną poległo tyle osób, że profesor postanowił się nad kimś zlitować. Na całe szczęście. Bo jeśli miałabym uczyć się jeszcze raz…

Dziś wyjęłam dokładnie tę samą książkę, z której uczyłam się do egzaminu ze starożytności, na pierwszym roku historii sztuki. Pozakreślane daty, nazwy. Jakieś drobne notatki i kilka plam po kawie. Pamiętam, że nad tą książką usypiałam, a sam jej widok przyprawiał mnie o mdłości. Starożytność poznawana w dość abstrakcyjnym systemie data + nazwa, była dla mnie najnudniejszą rzeczą świata. Często niestety tak jest, że nauka akademicka zupełnie zabija naturalną w człowieku chęć poznawania. A przecież powinno być odwrotnie.

***

Dwanaście lat później. O egzaminie ze starożytności zupełnie zapomniałam, podobnie jak o tych wszystkich datach i nazwach. Tylko od czasu do czasu, ten egzamin śni mi się po nocach. Na Krecie znaleźliśmy się trochę przypadkiem, więc do zwiedzania nawet nie mogłam się zbytnio przygotować. W głowie zostało mi kilka zupełnie podstawowych informacji i przede wszystkim świadomość, że jesteśmy w miejscu, gdzie narodziła się nasza cywilizacja.

Był prześliczny, niezwykle słoneczny październikowy dzień. Jeden z takich, kiedy człowiekowi poprostu się chce wyjść na spacer. Po piekielnie upalnym lecie, łagodne już słońce stało się sprzymierzeńcem. Początek jesieni, podobnie jak koniec wiosny, to dwa najlepsze okresy na zwiedzanie starożytnych budowli. Turystów można było policzyć na palcach i aż trudno  uwierzyć, że latem nie można tu wbić nawet szpilki. Gdzieś dalej słychać było łagodny głos starszego przewodnika, który opowiadał grupie seniorów z Wielkiej Brytanii, jak żyło się tutaj te kilka tysięcy lat temu. Zdaje się, że ich też nie interesowały zbytnio ani dokładne daty, ani trudne do wymówienia nazwy.

 

Pałac w Knossos jest miejscem, gdzie przyszła na świat cywilizacja Europy. Jest to główny zabytek kultury minojskiej, która rozwijała się na tym terenie. Fakt, że to właśnie tu ukształtowała się jedna z najstarszych kultur obszaru Morza Śródziemnego, świadczy o tym, że klimat Krety od tysiącleci sprzyjał człowiekowi. Najstarsze części pałacu w Knossos, który jak na swoje lata ma się nadzwyczajnie dobrze, powstały 2 000 lat p.n.e. Dwa tysiące lat przed naszą erą… Tak dla porównania, jedną z najstarszych budowli na terenie Polski jest rotunda Najświętszej Marii Panny w Krakowie, która powstała w X wieku n.e., ale do dziś zostały z niej zupełne szczątki. Trzeba przyznać, że Grecy mają niezwykle solidne podstawy do swojej wrodzonej dumy. Biorąc pod uwagę, że jeszcze w samym Wersalu za toaletę często brano nieco bardziej ustronny kąt, albo kominek, podczas gdy  w starożytnym Knossos znajdowały się ubikacje oraz  toalety… No cóż, Minojczycy jak na swoje czasy byli genialnie zorganizowani.

Pałac jest ogromną budowlą, która zajmuje grubo ponad 1 700 metrów kwadratowych, zabudowanych na szczycie i zboczu pagórka. Jeśli spojrzy się na plan pałacu z góry, rzeczywiście przypomina on labirynt. Pomieszczeń jest bez liku, a wszystkie połączone są poplątanym układem przejść i korytarzy. Stąd właśnie skojarzenie starożytnych, że owy pałac był labiryntem, gdzie uwięziono Minotaura – potwornego syna króla Minosa, od którego imienia powstała nazwa kultura minojska.

Gigantyczny, jak na swoje czasy, pałac nie miał murów obronnych. Stąd wiemy, że na tym terenie w owych czasach żyło się w pokoju. Pałac stanowił rezerydencję władcy, który uznawany był najprawdopodobniej również za najwyższego kapłana. Cały kompleks pełnił funkcję polityczną, gospodarczą oraz religijną.

W poplątanych korytarzach i komnatach, odnaleziono najróżniejsze naczynia i zdobione figurki, które są dowodem na to jak bardzo rozwój kultury minojskiej był zaawansowany. Liczne ściany pokrywały barwne przedstawienia, malowane delikatną, falującą linią. Przedstawiały ludzi i zwierzęta, często na tle natury.

Kiedy chodzi się po terenie pałacu widać kolorowe malowidła, czy też kolumny pokryte niemalże karmazynową farbą. W takiej postaci żadne z malowideł nie miało prawa się zachować. Rzecz jasna, nie jest to oryginalna wersja, a do dzisiaj  bardzo dyskusyna rekonstrukcja Artura Evansa, o którym mówi się, że w pracach archeologicznych w Knossos, pozwolił sobie na stanowczo zbyt wiele. Czy jest tak rzeczywiście? Wartość wielu z tych rekonstrukcji jest często słaba, ale za to właśnie barwne Knossos, jak niewiele innych miejsc Grecji, potrafi obudzić wyobraźnie i uświadomia, że starożytni nie żyli w świecie jednokolorowych marmurów. Ich świat wypełniony był kolorami.

 Dwanaście lat temu, najchętniej spaliłabym tę książkę. I za żadne skarby, nie dałabym się przekonać, że po latach otworzę ją raz jeszcze i będę czytać z wielką przyjemnością, z wypiekami na twarzy zacierając ręcę na myśl o kolejnej podróży.

Do napisania tego tekstu korzystałam z książki:

Sztuka Świata, tom 2, Bogdan Rutkowski, Wydawnictwo Arkady, Wa-wa 1990, ss. 7 – 23

Rakomelo, czyli to co tak dobre jest tylko na Krecie… sobota, 5 grudnia 2015

Pod koniec naszego pobytu w Rethymno udaliśmy się do typowej, greckiej tawerny. Przy głównej ulicy było ich sporo, ale prosta zasada „wybieraj tę, w której jest najwięcej ludzi” działa zawsze. Jedzenie było pyszne, porcje solidne, a wystrój wnętrz stanowił świetną mieszankę tradycji z nowoczesnością. Tawerna okazała się naprawdę dobrym wyborem. Kiedy już płaciliśmy, kelner postawił na stole niewielką karafkę i dwa kieliszki. W szklanej butelce mienił się na złoto gęsty płyn.

-Co to jest? – spytałam.

-Pewnie rakomelo – odpowiedział Jani.

 -A… To chyba  możemy sobie darować…

I już prawie, prawie popełnilibyśmy ten kategoryczny błąd, że wyszlibyśmy bez próbowania, bo Jani za alkoholem nie przepada, a ja za tym ze zbyt wieloma procentami. Ale tak jakoś na koniec, trochę  dla odhaczenia, nalałam odrobinę i spróbowałam…

-O Jezu… To jest przepyszne!

Rzeczywiście, to było poprostu niebo w gębie! Rakomelo już wcześniej próbowałam, nawet i kilka razy. Post na temat tego trunku znajduje się TUTAJ!  Smakowało, ale przyznam, że mnie nie zachwyciło. Raki (czyli jeden z najmocniejszych alkoholi na Krecie), trochę miodu i przypraw. Całość podgrzana tak by była gorąca lub ciepła. Ale rakomelo, które piłam na kontynencie, a tu w Rethymno to były dwie zupełnie różne galaktyki. Te na Krecie było boskie! Słodkawy smak z nutką goryczy wspaniale rozgrzewał, pozostawiając w ciele przyjemne ciepło. Jak zrobić rakomelo – o tym pisałam już w poprzednim poście. Ale jak uzyskać ten jedyny, niepowtarzalny smak… Odpowiedź jest bardzo prosta – trzeba koniecznie wybrać się na Kretę!

 

Rethymno. Dawniej i dziś… czwartek, 3 grudnia 2015

Latarnia w Rethymno

Latarnia w Rethymno

Rethymno, położone na północnym wybrzeżu, to jedno z trzech największych miast Krety. Spacerując jego ulicami, również dziś widzi się wciąż żywe ślady po kulturach, które przez wieki to miasto  kształtowały. Weneckie rzeźby zdobiące okna, czy też niewielkie, tureckie meczety. A wśród nich niezliczona liczba sklepików dla turystów,  tawern z nowoczesnym wystrojem wnętrz, czyli oznaki, że miasto oddycha współczesnością.

Rethymno jest miastem szczególnym również z tego względu, że doczekało się własnej książki. Nie chodzi jednak wcale o przewodnik turystyczny, ale o książkę, która opisuje jego historię, niczym biografię, tak jakby  było żywą osobą. Mowa tu o  „Kronice  pewnego miasta” Pandelisa Prevelakisa, która jest  piękną opowieścią o   miejscach i mieszkańach, które Rethymno tworzyli.

Największy okres świetności Rethymno przeżywało w XVI wieku – okresie dominacji weneckiej. To właśnie wtedy powstała ogromna forteca oraz  port z latarnią morską. Od XVII wieku Rethymno należało do Turków, którzy z roku na rok zmieniali miasto tak bardzo, że po czasie wyglądało niemalże jak typowe miasto tureckie. Pod koniec XIX wieku cała Kreta uzyskała autonomię. Piętnaście lat później przyłączono ją do Grecji. Kolejną zmianą w dziejach miasta było wysiedlenie ludności tureckiej oraz zislamizowanych Greków. Na miejsce starych  mieszkańców przybywali Grecy mieszkający wcześniej w Azji Mniejszej.

Prevelakis opisując miasto swojego  dzieciństwa wraca pamięcią do okresu, kiedy Kreta uzyskała niepodległość, a następnie została przyłączona do Grecji. Według  opisów Prevelakisa miasto wtedy kwitło, będąc miejscem w którym żyli w symbiozie Grecy z Turkami. „Kronika pewnego miasta” jest porównaniem tego  jak Rethymno wyglądało w czasie dzieciństwa Prevelakisa i później, kiedy jako dorosły człowiek autor  wraca do miasta po latach. Wtedy też Rethymno zaczęło boleśnie podupadać. Półki w luksusowych niegdyś sklepach zupełnie opustoszały i  pokryły się kurzem. Przepiękne stare, weneckie i tureckie budowle, opuszczone zaczęły niszczeć.

Dopełnieniem historii miasta jest jego opis z lat 70., autorstwa Bartosza Barszczewskiego. Ten opis jest jednocześnie pozytywnym zakończeniem książki, bo kiedy Barszczewski przebywał na Krecie, Rethymno znów zaczęło się rozwijać. To właśnie wtedy też do miasta zaczęli przybywać pierwsi turyści.

Kiedy tylko dojechaliśmy do Rethymno bardzo ciekawiło mnie to, jak miasto wygląda dziś. Jak wykorzystany został jego kulturowy i geograficzny potencjał? Przyjechaliśmy chwilę po zakończeniu turystycznego sezonu, wiec miasto wydawało się odpoczywać. W wąskich, krętych uliczkach toczyło się spokojne, zupełnie współczesne już życie. Studenci wychodzili z zajęć, a mieszkańcy powoli wypełniali okoliczne kawiarnie i tawerny. Miasto żyło, ale nie ruchem turystów, a swoim naturalnym jesienno – zimowym rytmem. Bez splendoru i oznak wielkiego bogactwa, ale w przyjemnej równowadze, dającej  wyczuć, że żyje się tu dobrze i spokojnie.  Pewnie latem przez wąskie ulice miasteczka nie da się łatwo przejść, bo turystów muszą być tłumy.

Rethymno to wciąż jeszcze jedno z takich miast, które mimo dużego zainteresowania turystów, ma w ofercie to co jest bezcenne, czyli taką najprawdziwszą Grecję. Tu dodatkowo z  mocno odczuwalnym wpływem weneckim oraz tureckim. Warto mieć świadomość tej ciekawej mozaiki kulturowej, kiedy przylatuje się tu na latnie wakacje. A „Kronika pewnego miasta”, to niezastąpiony przewodnik, który koniecznie trzeba ze sobą mieć spacerując po wąskich uliczkach Rethymno.

Forteca miasta

Forteca miasta

Link do książki „Kronika pewnego miasta” jest TU!

Link do mojej recenzji książki Pandelisa Prevelakisa jest TUTAJ!

 

Podróż na Kretę, cz. 1. Chania, czyli spotkanie Zachodu ze Wschodem… niedziela, 22 listopada 2015

Chania

Chania

Nasza podróż na Kretę wyszła trochę przypadkowo. Przez kilka miesięcy planowaliśmy popłynąć na Ikarię. Plany pokrzyżowała nam zmiana rozkładu promów z letniego,  na zimowy i dosłownie na dzień przed wypłynięciem okazało się, że z planowanej wyprawy na Ikarię nici. Na Kretę z Aten można dostać się bardzo łatwo. Decyzję o zmianie podjęliśmy więc dosłownie w trzy minuty z pełnym  przekonaniem, że Kreta będzie rewelacyjnym wyborem.

***

Mimo tego, że mieszkamy jakieś dwie godziny od Aten, nasza podróż na Kretę trwała ponad piętnaście godzin. Tak jest… Dobrze przeczytaliście. Dwie godziny do Aten. Godzina by ze spokojem przejechać do Pireusu. I następnie jakieś dwanaście godzin promem. Co za ironia… Pomyślcie, że jeśli ktoś mieszka na przykład w Warszawie, czarterem na Kretę doleci w niecałe trzy godziny… Grecja nie jest duża, ale  bardzo  rozległa. Człowiek uświadamia to sobie nie tyle patrząc na mapę, co płynąc z lądu na wyspę promem.

Kiedy rankiem dobiliśmy do portu w Chanii, zmęczenie dało mi się we znaki. Około siódmej rano, właściwie nie wiedziałam gdzie jestem. W dzień odespaliśmy trochę nocy i wieczorem wyszliśmy na pierwszy spacer po Chanii –  jednej z najpiękniejszych miejscowości całej Krety. To jedno z tych miejsc, które nie mogą nie zrobić na człowieku wielkiego wrażenia.

Najpiękniejsza część miasta znajduje się tuż przy porcie. Z jednej strony widać morze, które o każdej porze roku jak i dnia wygląda zupełnie inaczej. Z drugiej, jak równo poukładane  pudełka po zapałkach – stare, weneckie domy. Wyodrębniający się z panoramy starówki meczet. Oraz wychodząca daleko w morze latarnia.

Zawsze mamy takie szczęście, że najbardziej turystyczne miejsca odwiedzamy chwilę po zakończeniu turystycznego sezonu. Co prawda ostatni turyści jeszcze nie wyjechali, o ile kiedykolwiek stąd wyjeżdżają, ale życie toczyło się już  zupełnie naturalnym, zapadającym w jesień, a później w zimę rytmem. Studenci wrócili na studia. A właściciele restauracji, tawern i barów oddychali po letnim sezonie. Listopadowa pogoda, która nawet w Grecji, jest szalenie niepewna, nie mogła być piękniejsza. Promienie słońca dodawały blasku całej panoramie, powodując że wszystko wyglądało radośnie.

Wartość Chanii nie tkwi jedynie w tym, że jej panorama zawsze wygląda jak ujęcie z pocztówki. To miasto jest zdecydowanie czymś więcej. Starówka szczęśliwie nie ucierpiała przez niemieckie bombardowania z czasów II wojny światowej. W wąskich, krętych uliczkach co chwilę jest coś ciekawego. Wydaje się, że dosłownie na gołych murach, jakby jakimś cudem, wyrastają bujne rośliny. Koty mają tu dobrze. Widocznie sprzyja im i klimat i przyjaźni ludzie. Są na wpół  dzikie, ale ich różnokolorowe futra zdrowo połyskują na słońcu. Delikatny wiatr znad morza jest tym, co najlepiej suszy pranie. Białe, haftowane ręcznie obrusy. Wyszywane zasłonki i firany. Co prawda gdzieniegdzie odpada tynk. Coś jest nie odmalowane. Ale gdyby idealnie zatynkować i wszystko odmalować, to nie byłaby już ta sama Grecja. Chania to jedno z takich miejsc, które nie muszą się silić na to, by ładnie wyglądać.

7 9  10 11

Wenecki wpływ, który do dzisiejszego dnia widać na każdym kroku, w barwnej symbiozie żyje z  wpływem tureckim. Nic tu się nie wyklucza, wszystko do siebie idealnie pasuje. Tak jakby do europejskiej potrawy, dodać kilka szczypt orientalnej przyprawy. Miarka idealna. Nie za dużo, nie za mało. Meczet Janczarów, który znajduje się w porcie, jest najbardziej okazałym budynkiem postawionym za czasów, kiedy Kreta należała do Turcji. Takich pamiątek jest znacznie więcej. Przyciągają oczy co chwilę, wyróżniając się orientalnymi zdobieniami.

Chania to miejsce, gdzie spotyka się Zachód ze Wschodem. Jednak mieszanka wpływu weneckiego i tureckiego to jeszcze nie wszystko. To miasto, podobnie jak cała Kreta, jest kolebką  europejskości. To  tutaj zakorzeniła się nasza kultura. To tu mieszkali Minojczycy, którzy stworzyli najstarszą cywilizację Europy.  Chania jest jak wielkie muzeum na otwartej przestrzeni, które nieustannie po brzegi wypełnia tętniące życie.

12 13

 

To był równie intensywny, co fantastyczny tydzień… niedziela, 8 listopada 2015

     Ufff… Właśnie rozpakowałam walizkę, włożyłam ubrania do pralki i zrobiłam sobie herbatę. To był równie intensywny, co fantastyczny tydzień. Tej nocy, myślę że będę spać jakieś 12 godzin…

     Wróciliśmy z Krety. Bardzo często jest tak, że wypady zupełnie spontaniczne, są najfajniejsze. Mieliśmy przy tym ogromne szczęście, do bardzo niepewnej w Grecji listopadowej pogody. Kreta jest niesamowita, ale też potrzeba na nią czasu. Dlatego ta nasza pierwsza wizyta, to był dopiero prolog.

Zachód słońca w Chanii

Zachód słońca w Chanii

     Wracając z Krety, w tym tygodniu czekała nas jeszcze jedna podróż… Ten weekend spędziliśmy w Volos. Tam pierwszy raz w życiu byłam na tradycyjnym… bardzo (!) tradycyjnym greckim ślubie! To była dopiero przygoda…

     Hmmm… Nasza podróż na Kretę… Chania. Rethymno. Knossos. To jak prawie utknęliśmy na wyspie na kilka dni dłużej… No i ślub naszego przyjaciela, na który o mały włos nie zdążyliśmy… Zupełnie nie wiem od czego zacząć… Może najpierw porządnie się wyśpię, a jutro się nad tym zastanowię! Spokojnej nocy i świetnego tygodnia Kochani!

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Dlaczego w Grecji nie da się planować? Wystarczy spojrzeć na mapę… I jak to się stało, że zamiast na Ikarię, dopłyneliśmy na… KRETĘ!… poniedziałek, 2 listopada 2015

Z Grecji wyjechali ostatni już turyści. Większość z nich o tegorocznych wakacjach zdążyła pewnie już zapomnieć. Na wakacje więc czas najwyższy dla nas!

Pobyt na Ikarii planowałam już jakieś dwa miesiące. Wczoraj spakowaliśmy walizki. Zasuwając ostatni zamek, domknęliśmy też ostateczne planowanie. I właśnie wtedy Jani jeszcze dla pewności chciał sprawdzić godzinę naszego promu z Pireusu na Ikarię. Stare, greckie przysłowie mówi: człowiek planuje, a Bóg się śmieje. Zupełnie zapomnieliśmy o zmianie rozkładu promów w sezonie zimowym. Jak się okazało, naszego promu na Ikarię obecnie już nie ma…

-I co my teraz zrobimy?! Przecież wszystko jest już przygotowane… – spytałam załamana, nie wiedząc czy płakać, czy walić pięścią o ścianę. Ja naprawdę od dwóch miesięcy tak bardzo chciałam popłynąć na Ikarię…

-Ale tragedia… A mało ci  wysp w Grecji?  Popłyniemy… Dajmy na to… Na…

-A może by tak na Kretę!

-O widzisz! I problem rozwiązany!

Bardzo często, szczególnie turyści zadają powtarzające się pytanie: dlaczego Grecy są tak mało zorganizowani? Dlaczego? Przecież wystarczy spojrzeć na mapę Ellady.  Trochę lądu. Ostrzępiona linia brzegowa, jakby dziecko bawiło się nożyczkami. Jedna wyspa tu, a druga tam. Całość dosłownie rozwalona. Jakby ktoś rozbił na podłodze butelkę i nawet nie posprzątał.  Już patrząc na mapę łatwo wywnioskować, że tu nie da się niczego zbytnio zorganizować. Nie wyjdzie żaden plan… A to burza. A to sztorm. A to strajk. Za to można całkiem fajnie improwizować!;D

*

Dziś, o świcie dobiliśmy na Kretę. Nasze wakacje zapowiadają się wspaniale. Kochani, pozdrawiamy bardzo gorąco z przpięknej Chanii…:DDD Kreta jesienią zapowiada się bajecznie…

Z CYKLU: Jadę do Grecji na wakacje – Ale… Czy WARTO było jechać do Grecji na wakacje?… środa, 23 września 2015

      Choć pracy przed nami jeszcze całkiem sporo, sezon wakacyjny powoli dobiega końca. Jest to więc ostatni w tym roku post z cyklu “Jadę do Grecji na wakacje”. Od pierwszego październikowego poniedziałku, cykl ten zastąpią posty z serii “Lekki poniedziałek”.

      Ale do rzeczy! Przez całe lato do mojej skrzynki mailowej z uporem maniaka powracał jeden i ten sam typ maila: mimo kryzysu, czy to z pewnością bezpieczne by jechać do Grecji na wakacje?  Nie wiem co takiego działo się w polskich mediach. Zdaje się na moje szczęście, nie dorobiłam się na Korfu telewizora. Wszystkie wiadomości o kryzysie dochodziły do mnie… od polskich turystów! A u nas na wyspie spokój, świetna energia i fantastyczna pogoda.

      Jedną z osób, która na początku lata napisała do mnie maila pewnego obaw, poprosiłam żeby po powrocie ze swoich wakacji na Krecie, napisała jak odbiera kryzys. Jak to co mówiono w mediach odnosiło się do rzeczywistości? Niżej znajduje się  odpowiedź. Przeczytajcie… A jeśli również i Wy spędziliście tegoroczne wakacje właśnie w Grecji, koniecznie piszcie w komentarzach  jak się Wam udały!

***

Witam!


Niestety czas naszych wakacji dobiegł końca. Tak jak pisałam, w tym roku byliśmy na Krecie. I zgodnie z obietnicą chcę przekazać kilka słów odnośnie moich spostrzeżeń. Pomimo moich wielu obaw przed wyjazdem, na miejscu wszystko było w jak najlepszym porządku. Naprawdę teraz można przyznać Pani rację, że media wyolbrzymiły problemy Grecji. Faktycznie na lądzie może wygląda to inaczej, natomiast wyspy dla turystów = wakacje jak w bajce. Hotel w którym przebywaliśmy okazał się świetnym miejscem do wypoczynku, odremontowany, jedzenie pierwsza klasa, wszędzie czysto i pachnąco, pracownicy uśmiechnięci. Podczas naszego urlopu bardzo dużo zwiedzaliśmy. Mieliśmy wypożyczony samochód na kilka dni i objechaliśmy nim sporą część wyspy. Po drodze mijaliśmy stacje benzynowe – zero limitu paliwa, nie spotkaliśmy się z brakiem paliwa na stacjach. Odwiedziliśmy kilka sklepów spożywczych, towary na półkach były w ogromnej ilości, woda słodka pitna też do wyboru do koloru. A do tego wszystkiego widoki przepiękne, czyste, zadbane plaże, ciepłe morze czego chcieć więcej? I dlatego zastanawiam się dlaczego media pokazują takie głupoty jak kolejki na stacjach benzynowych, puste półki w sklepach? Zgodzę się, że dla mieszkańców może nie jest tak różowo jak to wygląda dla przyjezdnych, ale gdzie teraz nie ma problemów? Całe szczęście, że Grecy są narodem szczęśliwym chyba z urodzenia. Ja uwielbiam patrzeć na starsze osoby uśmiechnięte, korzystające z życia. Spotkaliśmy kilka korowodów ślubnych jadących na wesele – wszyscy wystrojeni, uśmiechnięci. I prawda taka, że pewnie jak każdy mają jakieś problemy, ale naprawdę ludzie tam mieszkający potrafią się cieszyć tym co mają. Mam nadzieję, że ludzie nie zrażą się do odwiedzania pięknych, greckich stron, bo naprawdę można się tam zrelaksować, odpocząć i zobaczyć inne życie. Jak wygląda sprawa mieszkania tam na stałe? Niestety tego ocenić nie potrafię, ale mam wrażenie, że mieszkańcy zdają sobie sprawę jakie bogactwo natury posiadają u siebie i o turystę zawsze będą dbać, a poza tym ich mentalność i radość życia to coś czego powinniśmy się uczyć.

Pozdrawiam!
Agata Noczenska