Przewodnik po KORFU, cz. 8 – Ulica Liston. Czyli gdzie na Korfu napić się kawy?… wtorek, 9 grudnia 2014

Ulica Liston, Korfu

   

      Liston to najsłynniejsza ulica na całej wyspie Korfu. Znajduje się w samym centrum miasta, tuż obok Placu Spianada. Nietrudno  ją znaleźć. A raczej – trudno ją przeoczyć. Najbardziej charakterystycznym elementem tej ulicy są loggie, które ciągną się przez całą jej długość. Pomiędzy ich łukami, jak czarne przecinki, wystają eleganckie lampy.

    Kiedy przechodzi się ulicą Liston, czuć powiew paryskiego szyku. Takie uczucie jest jak najbardziej uzasadnione, ponieważ korzenie tej ulicy są francuskie. Liston została zaprojektowana  w latach 1807 – 1814  przez francuskiego architekta – M. Lessepsa i miała nawiązywać wyglądem do  Rue de Rivoli  w Paryżu. Tak też się dzieje – obie ulice są bardzo do siebie podobne.

 

MY na Ulicy Liston podczas wycieczki Miejsca Korfu

 

      Od początku ulica ta była miejscem szczególnym dla całej Kerkiry, czego dowodem jest pochodzenie nazwy „Liston”. Istnieją dwie wersje wyjaśniające powstanie tej nazwy. Według pierwszej, nazwa ulicy bierze się od słowa lista, które występuje w weneckim dialekcie i oznacza szeroką, prostą drogę.  Według wersji drugiej,  korzeni nazwy  należy dopatrywać się w wyrazie lista, w znaczeniu „listy”.  Ową listę stanowiła „Libro d’Oro” (Złota Księga), gdzie zapisane były nazwiska wszystkich szanowanych mieszkańców Kerkiry. Tylko oni mieli prawo do tego by spacerować  tą ulicą.

     Jak Liston  prezentuje się dziś? Jest to zapewne najbardziej szykowne miejsce na całej wyspie Korfu! Istny przegląd mody w najlepszym greckim wydaniu, bo każdy wie, że spacerując po  Liston trzeba wyglądać jak najlepiej.

Kawa po grecku i kumkwatowe lukumi

     Obecnie, pomiędzy starymi francuskimi arkadami, znajdują się najlepsze kawiarnie Kerkiry, które „wylewają” się na drugą stronę chodnika, bo w budynkach i loggiach  miejsca im już  nie starcza. Są one najlepszym miejscem by się zrelaksować i zobaczyć jak to jedno z najpiękniejszych greckich miast prezentuje się w swoim najlepszym wydaniu. To również tu można napić się greckiej kawy, przyrządzanej i podawanej zgodnie ze starą tradycją, w niewielkich naczyniach nazywanych briki, które podgrzewane są na rozgrzanym piasku.  [O tym jak przygotować kawę po grecku i jak zrobić to w tradycyjny sposób przeczytasz TU i TU.]   Na briki zazwyczaj widać jeszcze ślady po piasku i  jest to dowód, że kawa rzeczywiście przygotowana została zgodnie z  tradycją.  Do niej  koniecznie lukumi z dodatkiem kumkwatu, bo takiego zestawu nie zasmakujecie w żadnym innym miejscu na świecie.

    Ulica Liston  z jeszcze jednego względu jest miejscem  bardzo szczególnym. Spacerując po niej lub też pijąc tu kawę warto mieć świadomość, że jest się w miejscu, gdzie spotykają się różne europejskie kultury. Liston to ulica francuska. Na jej końcu widać   pałac św. Michała i św. Jerzego,  wybudowany przez Brytyjczyków, którzy na trawniku obok grywali w krykieta.  Dalej za Liston, ciągnie się przepiękne stare, weneckie miasto. A  wciąż jesteśmy przecież w Grecji…

 

 

Do zobaczenia Kerkiro! Moje 600 km2 szczęścia… środa, 15 października 2014

    Sezon turystyczny zakończony. Ostatni czarter z Korfu, zdążył wrócić już do Polski. Opalenizna płowieje. Morskich kąpieli zażywają już tylko najwięksi ich zwolennicy. Wszystko dookoła przestawia się na jesienno – zimowy tryb. Spokojnieje.

   Kilka dni temu Jani przypłynął po mnie na Korfu. Obecnie jesteśmy znów na kontynencie. Mam teraz  kilka dni ponownej aklimatyzacji, kiedy budzę się  i potrzebuje paru sekund by ustalić, gdzie właściwie jestem. To potrafi być całkiem zabawne;) Powoli wypakowuje rzeczy z walizek. Układam w spiżarce moje tymiankowe miody, białe i różowe wina, kumkwatowe skarby. Naszą pralkę czeka co najmniej pięć załadowań. W międzyczasie, wciąż jeszcze trochę  nie mogę uwierzyć, w to wszystko co tego lata  działo się wokoło mnie. My naprawdę mamy swoją firmę i ona naprawdę prężnie działa!

   Te cztery letnie miesiące były najbardziej pracowite i najbardziej stresujące w moim życiu. Ale przede wszystkim – najpiękniejsze! Myślałam, że mój początkowy zachwyt Kerkirą to tylko takie pierwsze zachłyśnięcie, bo spotkałam  się z czymś dla mnie nowym. Jednak z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień wyspa stopniowo rozkochiwała  mnie w sobie jeszcze i jeszcze  bardziej. Dla mnie jest to obecnie najpiękniejsze miejsce na świecie. Jestem przekonana, że to właśnie dzięki jej energii, udawało mi się pracować, śpiąc tego lata nie więcej niż cztery, pięć godzin dziennie.

   Tegoroczny sezon, jak na  turystycznego niemowlaka zakończyliśmy z wielkim sukcesem. Sałatka po grecku w podróży  ma się naprawdę świetnie! Już po pierwszym miesiącu pracy nasze wyprawy  odbywały się systematycznie. A przecież przetarcie szlaku, naprawdę nie było proste. W tym miejscu dziękuję wszystkim, którzy zwiedzanie Korfu wybrali właśnie z nami; wszystkim tym, którzy pomagali nam w najróżniejszy sposób  i przez cały czas trzymali kciuki, wysyłając pozytywną energię. Dziękujemy!!!  Ogromnym powodem do radości, jest dla mnie również to, że mamy już na Korfu swoją małą grecką drużynę i przede wszystkim naszych  przyjaciół. Nie mogę  się powstrzymać, przed pochwaleniem się jaki prezent dostałam na pożegnanie… To retoryczne pytanie… ale czyż one nie są piękne??!!

    Kiedy odpływaliśmy z portu Kerkira – typowa ze mnie baba – płakałam jak bóbr. Piątek. Godzina dziewiąta rano. Wszystko w mieście powoli budziło się ze snu. Jak to zawsze rankiem, słońce  oświetlało stare, weneckie budynki najpierw bardzo delikatnie, by w okolicach południa, jak reflektor oświetlić każdy najmniejszy zakamarek. Jeszcze na kilka godzin przed południem, miasto  jak pod lekką pierzynką, spowite ledwo dostrzegalną mgłą. Zapach morza mieszał się z zapachem porannej kawy, bo bez niej Grecja przecież nie funkcjonuje. Już z oddali, odpływając z portu zobaczyłam  jak nasz Nikolakis myje swój autobus. Teraz  na spokojnie, bo sezon dobiegł końca, więc nie trzeba się śpieszyć. Za chwilę z pewnością  podjedzie Spiros i zaczną sobie żartować. A nie mówiłam! No proszę! Podjeżdża i Spiro. Nawet wiem dokładnie jaką płytę gra  sobie z rana i że dziś znów nie jadł śniadania.

    Ostatni rzut okiem na Starą Fortecę. Nie dziwie się, że skutecznie  odstraszała Turków, bo  robi naprawdę ogromne wrażenie. Miasto, a później cała wyspa powoli zanikła  w słońcu i jednym, wielkim błękicie. Rozmyła się, jakby pochodziła ze snu. Kerkira.  600 km2 szczęścia. Już nie mogę się doczekać, kiedy wrócimy tu w środku maja. Tym razem ze świadomością, że znalazłam już swoją „kropkę” na świecie…

 

Przewodnik po KORFU, cz. 4 – Paleokastritsa, czyli jedno z najpiękniejszych miejsc na Korfu… poniedziałek, 18 sierpnia 2014

   

     W sezonie letnim do wioski nazywanej Paleokastristsa, zjeżdżają się prawdziwe tłumy. Miejscowe tawerny i kawiarenki są zapełnione. Na plażach trudno o wygodne miejsce. Wszędzie mówi się tam we wszystkich językach świata. Mimo tego, że jest to jedno z najbardziej zatłoczonych  miejsc na wyspie, koniecznie trzeba tu przyjechać.

      Paleokastritsa znajduje  się na zachodzie wyspy. Dlaczego latem odwiedza ją aż tylu turystów? To miejsce stanowi swoisty wakacyjny niezbędnik, ma w sobie dokładnie wszystko co potrzeba do idealnego, letniego wypoczynku. Sześć zatok, które to miejsce tworzą, stanowią  plaże jak z folderów reklamowych. Poszarpana linia brzegowa. Klify. Małe jaskinie. Samotne plaże, do których wpłynąć można jedynie statkiem. I niezliczona liczba odcieni niebieskiego, od którego można dostać oczopląsu.

       Za Paleokastritsą  znajduje się  otwarte Morze Jońskie, które  wydaje się tu nie mieć  końca. Jeśli przy dobrej widoczności człowiek wpatrzy się w linie horyzontu, widać jak ta delikatnie się ugina. Podobno jest to najpiękniejszy „balkon” na Morze Jońskie.  To również na wybrzeżu Paleokastritsy została zamieniona w kamień łódź, którą do Itaki wracał Odyseusz.

3 2

KARAVLI, czyli kamień w który została zamieniona łódź Odyseusza.

KARAVLI, czyli kamień w który została zamieniona łódź Odyseusza.

    W  Paleokastritsy najlepiej  udać się w rejs po wybrzeżu. Spróbować jak smakuje homar. Popływać. Poopalać się. Czy też po prostu wypić mrożoną kawę.

    To jednak jeszcze nie koniec atrakcji. Będąc w Paleokastritsy koniecznie trzeba wjechać na jeden z najsłynniejszych punktów widokowych wyspy, czyli słynną Bella Vista oraz odwiedzić tutejszy monastyr. Ale to już tematy na oddzielne posty.

6 7 8 9

Przewodnik po KORFU, cz. 3 – Korfu, czy też Kerkira? Skąd wzięły się dwie nazwy jednej wyspy?… sobota, 26 lipca 2014

     -Mam  kolegę, który jest Grekiem. Przed wylotem na Korfu, zadzwoniłam do niego, żeby się pochwalić gdzie się wybieram. Mówię: „Słuchaj  Adonis! Za tydzień jestem na Korfu!”, „Gdzie?!”, „No… na Korfu!”, „Jakie… Korfu?” – spytał  Adonis. „No K-O-R-F-U!”- przeliterowałam, żeby nie było wątpliwości. „Nie ma takiej wyspy!” –  odpowiedział lekko podirytowany. „Jak to nie ma? Jest! Wykupiłam na niej wakacje! Podobno to całkiem duża wyspa! Musisz ją znać… Nie strasz mnie, Adonis!”. „Moja droga! Korfu? Taka wyspa nie istnieje! Ja ci to mówię! Jeśli już… To jest tylko i wyłącznie Kerkira! K-E-R-K-I-R-A! I zapamiętaj to sobie!”.

 

     Tę anegdotę opowiedziała mi jedna z naszych turystek. Znakomicie oddaje stosunek Greków do dwóch nazw tej  drugiej co do wielkości wyspy Morza Jońskiego. Wszędzie w  świecie wyspa Korfu (Corfu) czy też Kerkira, znana jest  pod tą pierwszą nazwą. Korfu – brzmi krótko, ładnie, melodyjnie, łatwo wpada w ucho.  Tak też wyspa nazwana jest  w każdym przewodniku, czy też folderze reklamowym. Jednak nikt z Greków tej nazwy nie używa! Dla typowego mieszkańca Ellady, ta przepiękna wyspa zawsze będzie Kerkirą.

Dlaczego więc  wyspa ma dwie nazwy? I dlaczego Grecy używają  dłuższej wersji?

      „Kerkira” jest jedną z pierwszych nazw wyspy, których w starożytności było wiele. Według mitologii, Cercyra  była prześliczną nimfą, córką boga rzeki Asopos, w której to zakochał się Posejdon. Bóg morza porwał Cercyrę na wyspę,  a ta  zaczęła nosić jej imię. Ze związku Cercyry z Posejdonem  narodził się Faek –  mitologiczny praprzodek Faeków, czyli ludu, który na wyspie wprowadził cywilizację.  Kerkira to również nazwa stolicy wyspy.

    Grecy, jak to Grecy. Zawsze wolą  to co starsze,  bardziej tradycyjne, zakorzenione w greckiej mitologii. Nazwa „Korfu” jest również jak najbardziej grecka, ale powstała znacznie później.

     Starożytne miasto Kerkira znajdowało się bardziej na południe, w stosunku do dzisiejszej stolicy, w rejonie gdzie dziś jest  lotnisko. W VI w. n.e. powstała Stara Forteca, która znajduje się na jednym z dwóch głównych szczytów miasta. Wtedy też stolica wyspy, została przeniesiona kilka kilometrów na północ. „Szczyt” w języku greckim to coryphi. Po przeniesieniu miasta w obecne jego miejsce, stolicę zaczęto nazywać Korfu, od greckiego  wyrazu „szczyt”. I tak też zaczęto nazywać całą wyspę.

      Zakochani w swojej mitologii  Grecy, wolą tę pierwszą nazwę i do niej  się przyzwyczaili. Na przeważającej  większości znaków drogowych, rozkładach, czy też informatorach przeznaczonych dla turystów, wyspa nazywana jest Korfu. Nigdy jednak jeszcze nie widziałam, żeby ta sama nazwa zapisana była w alfabecie  greckim. Dla Greków zawsze będzie  to tylko i wyłącznie Kerkira.  

 

Do przygotowania tego tekstu korzystałam z przewodnika:  Corfu. The Achilleio. The Museums. The Sights, Maria Mavromataki, Haitalis, Ateny, 1998, ss. 16 – 18. 

 

 

Przewodnik po KORFU, cz. 2 – KANONI. Czyli symbol wyspy Korfu… środa, 9 lipca 2014

   

     Niewielki, biały monastyr,  na  skrawku lądu otoczonym błękitnym niebem i morzem. Malutka wysepka w tle, z gąszczem cyprysów oraz nieśmiało ukazującą się świątynią. A przy tym bezkresne morze i porośnięty zielenią, dumny  ląd. Taki obraz widnieje na większości okładek przewodników po Korfu, bowiem ten widok to najbardziej rozpoznawalne miejsce na całej wyspie.

 

     Taka swoista „pocztówka”  z Kanoni  przewija się wszędzie, gdzie mowa o wycieczkach do Grecji. W Atenach  jest Akropol. Na Zakinthos – Zatoka Wraku. Chios słynie z mastihowych wiosek. A Korfu ma swoje Kanoni. Ten niezwykle malowniczy widok, powinien zobaczyć każdy, kto tu przybywa.

      Niewielka wysepka, na której znajduje się  słynny monastyr, połączona jest z lądem długą groblą. Monastyr Panagia Vlacherna pochodzi z XVII wieku. Sama budowla jest mała. Składa się z kilku dostawionych do siebie brył i wysokiej dzwonnicy. Śnieżnobiałe ściany stają się jeszcze bielsze, kiedy odbija się od nich dzienne  światło. Wypłowiałe na słońcu dachówki oraz zielone akcenty barwne – to cała kolorystyczna kompozycja tego widoku. Nad wszystkim strzeliście wybija się wysoki cyprys, który przewyższa samą dzwonnicę.  I w tym przypadku walory tego widoku, kryją się w jego prostocie.

      Na drugim planie widać oddzielającą się od niebieskiego morza zieloną plamkę. To słynna Pontikonisi, czyli tłumacząc na polski „Mysia Wyspa”. Z daleka wydaje się być niewielką zieloną kulą, z której gdzieś w środku wystaje kolejna ważna dla Korfu budowla. Jest nią bizantyjski kościół Chrystusa Pantokratora, pochodzący z XI / XII wieku.  Jeśli dać wiarę temu co mówi mitologia, Mysia Wyspa była kiedyś statkiem Feaków, który został zamieniony przez Posejdona w kamień.

       4 5

      

      Cały ten region nazywany Kanoni, znajduję się kilka kilometrów  na południe od centrum miasta. To właśnie tam w czasach starożytnych, istniało pierwsze miasto Kerkira, które dopiero później zostało przeniesione w miejsce, w którym jest dzisiaj. Obszar Kanoni to raj dla archeologów, bo właśnie na tym terenie rozsiana jest większość najważniejszych dla Korfu budowli z czasów starożytnych.

 

     Szczęśliwcami są ci, którzy  na Korfu lądują wraz ze wschodem słońca. Jedne z najpiękniejszych wschodów są właśnie tu – w Kanoni, przy Mysiej Wyspie i monastyrze Vlacherna. Tuż  obok jest bowiem  główne lotnisko, na którym lądują wszystkie samoloty lecące na wyspę. Taki wschód słońca tuż przy lądowaniu i ten bajkowy widok, to przemiły podarunek od wyspy już na samo „dzień dobry”.

8 9

 

Przewodnik po KORFU, cz.1 – Kościół św. Spirydona, czyli bijące serce wyspy Korfu… środa, 25 czerwca 2014

    Był wczesny ranek. Zwykły, pracujący dzień. Odprowadziłam Janiego do portu, gdzie czekał jego statek  i zostałam sama. Pomyślałam, że poszwendam się trochę po mieście, zobaczę jak prezentuje się z samego rana i zastanowię, co robić dalej z zupełnie wolnym dniem. Czasem jak chodzi się bez żadnego  planu, zobaczyć można najwięcej.

       Na ulicy Liston, dopiero co sprzątali po poprzednim dniu. Żaden turysta chyba się jeszcze nie obudził, bo nawet nie otworzono  sklepików z pamiątkami. Ulica zalana była słońcem, które tak potężną siłę ma tylko w Grecji. Sprawia, że kolory są znacznie bardziej intensywne, a wszystko wokoło tak jakby lśni.  

     Chyba miałam nosa, że za chwilę stanie się coś godnego uwagi. Kiedy skręciłam w ulicę, gdzie mieści się kościół św. Spirydona, zobaczyłam scenę co najmniej niecodzienną. Stanęłam jak wryta i przetarłam oczy. Kilka metrów przede mną, szła kobieta. Nic w tym szczególnego, gdyby nie fakt, że szła na kolanach, brudnych już i poobdzieranych z naskórka.  Jej twarz wyraźnie zmęczona, ale bynajmniej nie speszona tym, że robi coś dziwnego, miała  wyraz zupełnie neutralny. Podobnie jak wyraz twarzy młodego  mężczyzny, który szedł spokojnym krokiem tuż przed nią, ubrany zgodnie z najnowszym krzykiem mody, niosąc kobiecie  buty.

     Nikt prócz mnie nie wydawał się widzieć w tej scenie czegoś szczególnego. Ot  tak,  jakby była to zupełna norma. Sprzedawcy nieśpiesznie otwierali swoje sklepiki i  witali się między sobą.

 

     

     -No, a co w tym dziwnego? – odezwał się w słuchawce Jani. –Nigdy jeszcze tego nie widziałaś? Ta kobieta najpewniej   szła w intencji kogoś lub czegoś. Ludzie robią tak  całkiem  często. Czasem idą  na kolanach nawet z innego miasta. – dokończył Jani  tonem, jakby mówił że, sandałki tego lata modne są w kolorze czerwonym, więc może też powinnam sobie takie kupić. Chwilę później sygnał w telefonie znikł. Statek, na którym był Jani najpewniej odpłynął na pełne morze. Pomyślałam, że Grecja znów utarła mi nosa, pokazując jak mało jeszcze o niej wiem.

 

    Jakkolwiek by tej sceny nie interpretować, to w niej zawarta jest cała dzisiejsza Ellada. Jest często skrajną tradycjonalistką, zawsze jednak ubraną zgodnie z najnowszym krzykiem mody i uniesionym do góry dumnie nosem. Robi to co jej się podoba,  nikogo nie pytając o zgodę ani  zdanie.  

 

     Długo zastanawiałam się, co powinno być pierwszym tematem nowego cyklu, stanowiącego przewodnik po wyspie Korfu.  Ta poranna przygoda, utwierdziła mnie w przekonaniu, że musi to być kościół św. Spirydona. Bo jeśli mieszkańcy wyspy potrafią iść do niego na kolanach, to musi on być dla nich najważniejszy.

     Święty Spirydon pochodził z Cypru i żył na przełomie III i IV wieku n.e. Był  pasterzem. Mówiono o nim, że zawsze  dbał o dobro drugiego człowieka i miał w sobie ogromną pokorę wobec Boga. Po śmierci żony postanowił, że zostanie księdzem. Podobno zawsze chodził w jednym, jak najskromniejszym ubraniu. Wszystko co miał oddawał biednym, zyskując sobie ich miłość. Kiedy zmarł biskup Cypru, ludzie sami wybrali  Spirydona na jego  następcę. Jednak nawet po tym wydarzeniu, Spirydon zawsze odznaczał się wielką skromnością.

       Atrybutem  świętego  jest cegła, z której unoszą się płomienie, a z dołu kapie woda i usypuje się ziemia. Jest to pamiątka  wydarzenia, kiedy święty wytłumaczył ludziom czym  jest Trójca Święta, którą wcześniej często postrzegano  jako trzy różne bóstwa. Trójca Święta, została przyrównana do cegły, która powstaje z trzech elementów: ziemi, ognia i wody. I to właśnie te trzy elementy, tworzą całość; podobnie  jak Trójca Święta, symbolizuje jednego Boga.

      Po śmierci Spirydona, jego ciało trafiło to Konstantynopola, a następnie przetransportowane  zostało na Korfu. Podobno kiedy po czasie otworzono trumnę, ciało nie uległo rozkładowi, pachniało przy tym bazylią.

      Obecnie ciało świętego  znajduje się w kościele pod  jego wezwaniem, w prawej części tuż przy ikonostasie. Do dziś  jest bardzo dobrze zachowane, co można zobaczyć na własne oczy.

      Kościół, gdzie znajduje się ciało świętego,  powstał w 1590 roku. Rozpoznać można go po bardzo wysokiej dzwonnicy, która góruje nad  miastem.  Sama bryła budowli nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jeśliby nie patrzeć do góry, łatwo ten kościół przeoczyć. Ściśnięty między innymi budynkami, chowa się w wąskich uliczkach miasta.

       W kontraście do prostej bryły zewnętrznej,  bogato zdobione jest jego wnętrze, które nawet w najbardziej słoneczny dzień, zawsze pozostaje zaciemnione. To na co należy zwrócić szczególną uwagę, to malowidła na sklepieniu z XVIII wieku  autorstwa Panagiotisa Doxarasa, malarza zafascynowanego dokonaniami mistrzów włoskiego baroku. Częściowo skopiowane później  malowidła, przedstawiają życie świętego.

     Pamięć o patronie wyspy, wśród mieszkańców jest wciąż żywa. Wierzy się, że to właśnie święty Spirydon uchronił wyspę przed najazdami Turków czy też  epidemiami. Na pamiątkę tych wydarzeń, dwa razy w roku  (11 sierpnia i 12 grudnia), na Korfu urządzana jest procesja ku czci świętego. Wielki szacunek wobec św. Spirydona przejawia się w czymś jeszcze. Imię Spirydon, czy też jego krótsza wersja –  Spiro, jest najczęściej występującym imieniem u męskiej części mieszkańców Korfu. Wystarczy przejść się ulicą tuż przy kościele, by usłyszeć jak śpiewnie wciąż jest wykrzykiwane.

 

 

 

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Kto posolił mi herbatę?!… poniedziałek, 2 czerwca 2014

    Od kilku dobrych dni jesteśmy już na Korfu, a „Sałatka po grecku w podróży” działa już oficjalnie. Ostatnie dni spędziliśmy  kursując pomiędzy firmami wynajmującymi busy oraz najróżniejsze samochody, a mieszkaniami do wynajęcia. Zupełnie nie spodziewaliśmy się, że na pierwszą oficjalną wyprawę po wyspie będziemy musieli być gotowi wczesnym rankiem,   już  pierwszego czerwca. Tego dnia powitał nas nieziemski wschód słońca w nadmorskim miasteczku Ipsos. Kiedy słońce uniosło się nieco  wyżej, byliśmy już w trasie. Wszystko udało się znakomicie. Teraz  krótki odpoczynek, przed kolejną wycieczką po Korfu.

     Kiedy dziś, jeszcze przed południem Kiria Elpida (Pani Nadzieja) dała nam klucze do mieszkania, niemalże namacalnie poczułam, że otwierając drzwi otwieram zupełnie nowy rozdział życia. Przez dobrych dwadzieścia minut pokazywała, gdzie co jest i pytała czego jeszcze nam potrzeba, poczym zaprosiła  na kawę. Bardziej greckiego miejsca nie można sobie wyobrazić. Cały dom, gdzie wynajmujemy swoją garsonierę, świeci nadprzyrodzoną wręcz czystością. Tuż pod moim największym oknem, jest wybudowana kapliczka, a przy niej powiewają dwie wielkie flagi: Grecji i Greckiego Kościoła Prawosławnego.  Okolica jest naprawdę bajeczna. Wszędzie drzewka oliwkowe, a wśród nich strzeliste cyprysy.

     Pomiędzy rozpakowywaniem rzeczy, przygotowywaniem się do następnej wycieczki, a odpowiadaniem  na meile, zrobiłam herbatę by spokojnie usiąść i napisać poniedziałkowy post, który przez całe zamieszanie, pojawia się rekordowo późno. Tak nie lubię nie być na czas… Otwierając komputer, w  międzyczasie jeden łyk… drugi… Ale dlaczego ta herbata jest tak słona?  Pewnie ze zmęczenia pomyliłam cukier, z solą. Ale… Ale… Ja przecież nigdy nie słodzę! Ach! Na wyspach woda z kranu jest  słona! Do listy jutrzejszych zakupów koniecznie trzeba dopisać butelkowaną wodę…

 

      

     Na okres wakacji, czyli aż do września,  w miejsce poniedziałkowego cyklu, w co drugi poniedziałek pojawiać się będą  posty z cyklu „Jadę do Grecji na wakacje”. Tam znajdziecie najróżniejsze informacje, które pozwolą Wam zorganizować, ubarwić i jak najlepiej spędzić wakacje w Grecji. Na pierwszy post z tego cyklu zapraszam, już za 2 tygodnie!

 

Korfu – spotkanie pierwsze… piątek, 16 maja 2014

KORFU - Stara Forteca

KORFU – Stara Forteca

     Istnieją  rzeczy, które zdaje się  nigdy nie będą mogły być  zastąpione, tylko dlatego że powstało coś szybszego, nowocześniejszego czy  bardziej modnego.  Wciąż wolę prawdziwą książkę, od jej e-bookowego odpowiednika, mimo że ta pierwsza  ciąży w mojej torbie. Czy też papierową gazetę, którą otworzę  w wolne sobotnie popołudnie. Tak samo jest ze statkami. Im wolniej  płyną, tym właściwie lepiej.

   Dobiliśmy do portu stolicy Korfu. Stwierdzenie, że już od pierwszego spojrzenia, wyspa prezentuje się zupełnie niepowtarzalnie, byłoby czystym banałem. Bo przecież każda wyspa Grecji, nawet w stosunku do swoich archipelagowych  sąsiadek, to zupełnie inny świat. Korfu  jednak wyróżnia się  wrodzoną  elegancją, posmakiem szykowności, który niemalże wisi w powietrzu. Potwierdzenie takiego odczucia można znaleźć w jej historii, bowiem od dawien dawna,  Korfu uwielbiana była przez europejską arystokrację.

   Jak  tylko rozpakowaliśmy walizki, to znaczy – dokładnie – położyliśmy je na podłodze, stałam w drzwiach gotowa na zwiedzanie miasta. Przyznaje, typowe ze mnie zwierze miejskie. Tam gdzie jest tłoczno, głośno, wiele się dzieje – zawsze czuje się najlepiej. Czasowo wybraliśmy się  idealnie, bo dochodziło właśnie południe. Był jeden z   typowych, pracujących dni. Wszędzie pełno ludzi. A w co drugiej z wąskich uliczek, tworzył się kilkusekundowy korek. Sznury samochodów, pomiędzy którymi  zwinnie przemykały  głośne skutery. Słynne, włoskie Vespy. Są naprawdę urocze!

   To niestety prawda, że wielu starym weneckim kamienicom przydałby się generalny remont. Na szczęście znaczna część z nich  jest już odnowiona. Jednak  tak naprawdę włoskie wyczucie  proporcji kamienic i kamieniczek, wąziutkie kantounia (uliczki), idealnie dobrane dekoracje i dumnie górujące nad miastem fortece; świeżo  odmalowane czy też nie, zachwycać będą zawsze.

   Miasto przeszliśmy wzdłuż i wszerz. Wchodziliśmy w jego najwęższe zakamarki, najbardziej niepozorne ulice. Kościół św. Spirydona. Stara i Nowa Forteca. Pałac św. Michała i św. Jerzego. Oraz Ratusz Miasta. Stare Miasto. Nowsza jego część i targ przy fortecy. Każdy dzień kończyliśmy tak samo. Grecka kawa i małe słodkie loukumades, w jednej z kawiarenek  na ulicy Liston. Nie można znaleźć  lepszego miejsca, by zobaczyć jak miasto tu żyje, na 10 minut przed otwarciem turystycznego sezonu. Jak po zajęciach spotykają się tu studenci. Jak starsze Greczynki obmawiają, co ugotować jutro na obiad. Z jaką ekscytacją przekazywana jest każda nawet najbardziej błaha plotka. Tak dyskutować potrafią jedynie Grecy.

   Kilka kilometrów za miastem, jedno z najsłynniejszych miejsc na Korfu, czyli Kanoni i Mysia Wyspa. Żeby tam dotrzeć trzeba się trochę natrudzić. Bo niby blisko, niby tuż obok, ale która tak naprawdę wiedzie tam ulica? Na szczęście ukazał się niewielki, biały monastyr Vlacherna, który jest na okładce chyba każdego przewodnika po wyspie.  Właśnie sprzątała w nim starsza Greczynka. Dziadek obok łowił ryby. Ktoś przyjechał czerwonym skuterem. Ale zdaje się, że tylko na chwilę, bo w stacyjce są jeszcze  kluczyki, a silnik na „chodzie”. 5. 10 minut. Nikt nie wraca… Klimat na wyspach ma to do siebie, że nikt tu restrykcyjnie czasu nie liczy.

KANONI - monastyr Vlacherna

KANONI – monastyr Vlacherna

   Jadąc na południe, odwiedziliśmy Achillion. Miejsce, które trzeba zobaczyć będąc tu na Korfu. Ogród w stylu francuskim. Rzeźby z mitologicznymi bóstwami. Cesarski wystrój wnętrza budynku. Wszystko prezentuje się naprawdę wspaniale, ale całość jest kolejnym dowodem na to, że władza, pieniądze… Te wcale szczęścia nie dają. Biografia mieszkającej tu cesarzowej Sissi, wcale nie ma przecież happy endu.

   Żeby dotrzeć do Paleokastritsy, przejechaliśmy  przez typowe wyspiarskie drogi, skręcone jak serpentyny. To właśnie na nich, pomiędzy oliwnymi gajami, nagrywane  były sceny do  Jamesa Bonda (For Your Eyes Only KLIKNIJ TU!). Kiedy sezonu jeszcze nie ma, trochę trudno sobie wyobrazić, że latem może być tu tłoczno. Wszystkie kawiarnie, tawerny pozamykane. Na plaży nie ma żywej duszy. Cisza, spokój, słychać tylko fale i szum  wiatru pomiędzy drzewami. Widać lazurowe morze, którego błękit zlewa się z  niebem.

   Odnajdujemy kościół z muzeum ikon. Tam również prawie nikogo nie ma. Można obejrzeć wszystko dokładnie. Dotknąć, powąchać. Ale  chwilkę! Jesteśmy też po to by się dowiedzieć, gdzie jest słynna Bella Vista i ile kosztuje wstęp do muzeum. Napotkany kot mówi, że „nie wie” i nie wygląda na takiego, którego by to obchodziło. Podobnie odmrukuje jego  rudy przyjaciel, z którym razem wylegują się na słońcu, obok drzewka cytryny.

   Żeby wejść do muzeum nie trzeba mieć żadnego  biletu. A Bella Visty nie da się przeoczyć! Ale wcześniej punk widokowy, o którym nie było w żadnym przewodniku. Prawdziwy balkon na Morze Jońskie. Wielki, niekończący się błękit, który muska delikatnie pobłyskujące na nim słońce. To właśnie gdzieś tam znajduje się zamieniona w kamień łódź Odyseusza. Czy jest to tylko mit? W takich miejscach,  we wszystko jest się w stanie uwierzyć.

PALEOKASTRITSA

PALEOKASTRITSA

   Po drodze od zakrętów kręci mi się w głowie. Mimo to dojeżdżamy do  zamku  Angelokastro, który  tonie w zieleni. Gubimy się w oliwkowych gajach, ale tylko  po to by odnaleźć ruiny starej świątyni. Można do niej wejść i dotknąć jej fresków. Nie ma żadnej odgradzającej barierki.  W drodze do Palies Sinies,  znów gubimy drogę. Kolejny raz prawie tracimy oponę. Ale przy każdej przymusowej zmianie planów, odkrywamy coś nowego. Dojeżdżamy do sadów drzew kumkwat. Stary dziadek patrząc na nas jak na istoty nie z tej ziemi, pokarbowaną laską pokazuje nam dobrą drogę i przez cały czas się śmieje.

   Żeby dotrzeć do Canal  D’Amour czyli Kanału Miłości, przejechaliśmy prawie całą wyspę. Część północna o tej porze roku jest prawie wymarła. Jakby dzień wcześniej wszyscy dosłownie się wynieśli. Tak właśnie nie w sezonie wyglądają miasteczka typowo turystyczne, bo funkcjonują one jedynie przez kilka letnich miesięcy.  A w wakacje  będzie tu naprawdę tłoczno. Szkoda tylko, że na kąpiel było jeszcze  stanowczo za zimno. Bo być na takich plażach i nie popływać, to prawdziwa   tortura. Niesamowite formacje skalne, wyglądają tu tak, jakby ktoś specjalnie zbudował tu fantazyjne   plaże. Tu uskok  do kąpieli. Tam swoisty balkonik, gdzie można się opalać. Tu idealne miejsce na kilka leżaków. W restauracjach, hotelach i kawiarniach, pojawiają się pojedyncze osoby. Zdaje się, że to właściciele, którzy już planują jakby tu zabrać się za sprzątanie. Koniec marca oznacza, że sezon zbliża się wielkimi krokami.

SIDARI

SIDARI

   Kiedy żegnaliśmy się z wyspą, jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że odpłynąć wcale nie będzie tak łatwo. Strajki mają to do siebie, że nikt przecież ich nie zapowiada. W ostatnią noc, kolejny raz poszliśmy do centrum miasta.  Udaliśmy się na koncert  muzyki klasycznej, młodzieży z tutejszej szkoły. Korfu jest  niesłychanie muzykalna. Chwilę po ostatnim utworze, krótki spacer po mieście. Sam środek ciepłej, wiosennej nocy. Ulice nadal zapełnione. Sklepy otwarte. W kawiarenkach nie widać pustych krzeseł. Ostatnie spojrzenie na rozświetlone miasto. Starą Fortecę górującą nad morzem. Odwracam się by raz jeszcze spojrzeć… Do zobaczenia już w czerwcu, prześliczna Korfu!

ZOBACZ ZE MNĄ WYSPĘ KORFU!

salatkapogreckuwpodrozy.pl

salatkapogreckuwpodrozy.pl